
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Część 2 (część pierwsza kilka pozycji niżej)
Zapadło milczenie podczas, którego niepewny przyszłości Kazimierz, coraz bardziej kulił głowę na stole. Dostępu do niej bronił już nie tylko rękoma, ale także uniesionym kolanem. Nic też dziwnego, że Gajda na ten niecodzienny widok, buchnął tak gromkim śmiechem, że nie tylko się popłakał, ale też soczyście oślinił.
– Panie, co pan? Wrona, czy żółw? – zwrócił się do przesłuchiwanego, z trudem panując nad śmiechem. Po czym za sprawą swojego żartu, na nowo ryknął śmiechem.
Nie na taką reakcję szykował się Kazimierz powoli, więc przybrał ludzką pozycję. Czasu na to miał wiele, bo Gajda nie przestawał rżeć. Tupał, walił ręką w stół, łapał się za brzuch, a w przerwach między potężnymi ryknięciami śmiechu, wołał:
– Nie wytrzymam! Nie wytrzymam!
Podejrzany cierpliwie czekał aż policjant się uspokoi.
– Co w tym śmiesznego? Myślałem, że mnie pan uderzy – odezwał się Wrona z wyrzutem, gdy dochodzący do siebie inspektor wycierał mokre od łez policzki.
– Panie, po pierwsze, jak się coś takiego powtórzy, to jeszcze panu dołożę usiłowanie. Prawie się udusiłem, poza tym ja mam słabe serce. A po drugie, panie Wrona, ja nie bije podejrzanych, tak? Bo mi się potem obrażają i nie chcą zeznawać. My nie gestapo – Gajda po ciężkim ataku śmiechu jeszcze dyszał, twarz miał purpurową, mimo to najwyraźniej mówił poważnie.
– Toć, mnie jeszcze głowa nie przestała bolec po ostatnim – poskarżył się oburzony Kazimierz, nabrawszy przy tym takiej odwagi, że już nie tylko przestał się kulić, ale zbierał się nawet do powstania.
Gajda szybko sprowadził zuchwalca na ziemię. Spojrzał na niego takim wzrokiem, że ten nie tylko zaniechał wstania, ale z powrotem zrobił się malutki.
– Po co to zaraz człowiekowi wypominać? – twarz Gajdy odmieniła się, wyglądał jakby to on został tu poszkodowany. – Każdy by przyłożył, bo kto zniesie takich, co to się za dużo mądrują? Nie trza człowiekowi luk w wykształceniu wytykać. Zwłaszcza jak się samemu gówno wie. Ty się ciesz człowieku, że cię Woźniak, czy Kwiatkowski nie przysłuchuje, oni by ci zaraz to opętanie z głowy wybili. Nie każdy tu taki wyrozumiały, jak ja.
– Przepraszam – powiedział Wrona, stłamszony już do tego stopnia, że jeszcze trochę i gotów by całować rękę, która go walnęła.
– Było, minęło, jesteśmy kwita. Teraz lepiej mi pan powiedz, że się tak wyrażę: po czym wnosisz?
– Że co? – zdziwił się Kazimierz, głupkowato wykrzywiając twarz.
– Żeś opętany cholera, po czym wnosisz! – ryknął nagle Gajda. – Czy ja po polsku mówię, czy nie po polsku!?
W chwilę później inspektor trzymał biednego Wronę za fraki. I mimo, że przesłuchiwany był kawał chłopa, tylko czubkami butów dotykał ziemi.
– Po polsku! A jakże! Po polsku! – wołał kierowany instynktem samozachowawczym Kazimierz. – Tylko widzi pan, ja durny, do mnie trzeba prostym językiem.
Inspektor jakby się uspokoił, podejrzany stanął twardo na ziemi, ale Gajda jeszcze chwilę trzymał go za koszulę. Patrzył przy tym tak nienawistnie, jakby zabito mu nie tylko przysłowiowego ojca, ale też resztę rodziny, nie pomijając ukochanego psa, a nawet rybek.
– Ja ci tej teologii nie podaruje, łachudro – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
– To, już chyba sobie wyjaśniliśmy? – tłumaczył się podejrzany. – Wszystko sobie wyjaśniliśmy. W łeb, było?
– Było – odparł dumnie Gajda. – szkoda, że się pan nie widziałeś, aż ci oczy z orbit powyłaziły.
Inspektor najwyraźniej się uspokoił, bo poklepał na znak zgody Wronę i usiadł na swoim miejscu.
– Ty masz pan szczęście, że ja cię od razu polubiłem, bo byśmy inaczej rozmawiali – mówił policjant celując palcem w podejrzanego. – No to może po imieniu Kaziu, co? – zaproponował.
– Jak najbardziej – przytaknął gorliwie Wrona wyciągając dłoń.
– Mieczysław – przedstawił się Gajda, ściskając rękę tak mocno, że swoje imię Wrona zapiszczał.
– Porządne, mocne imię – pochwalił Kazimierz rozmasowując dłoń, do której nie zdążyło jeszcze powrócić krążenie.
– Po dziadku. A co nie podoba się?
– Podoba, podoba – zapewniał Wrona.
– No dobrze, Kaziu kochany my tu gadu, gadu, aprokurator śliwki kradnie. Mów mi tu zaraz, jak to z tym opętaniem było. Od samego początku i bez ściemniania, bo… – Gajda uczynił wymowny gest, jakby kruszył coś w dłoniach.
C.D.N. (A w nim: więcej akcji, piękne kobiety i już na pewno element fantastyki)
Następnym razem wrzuć już całość, żeby nie zapychać niepotrzebnie głównej strony.