- Opowiadanie: wach18 - Cena zapomnienia

Cena zapomnienia

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy II

Oceny

Cena zapomnienia

W Ugorze słońce rzadko przebijało się przez całun ołowianych chmur. Ulryk, rycerz w płaszczu barwy popiołu, kroczył traktem, który dawno zapomniał o kupieckich wozach. Jego pancerz nosił ślady wielu bitew, a miecz u boku, choć prosty, był narzędziem kogoś, kto nie nawykł do przegrywania. Służył Milczącemu Archonowi – bóstwu sprawiedliwości tak surowej, że nie dopuszczała ona szeptów modlitwy, a jedynie czyn. Wioska, która wyrosła przed nim w mroku, wydawała się opuszczona. Jednak dym z kominów miał słodkawy, niepokojący zapach. Mieszkańcy patrzyli na niego z cienia, z lękiem właściwym tym, którzy skrywają przed światem tajemnice. Ulryk wiedział, że nie szukają tu ratunku, lecz potwierdzenia swoich grzechów.

– Czego tu szukasz, panie? – zapytał starzec, którego oczy błyszczały nienaturalnym żółtym blaskiem. – Prawdy – odparł Ulryk, kładąc dłoń na głowicy miecza. – A Prawda rzadko bywa wygodna.

Kiedy zza węgła skoczyły ku niemu cienie, które kiedyś mogły być ludźmi, nie było w nim nienawiści. Był tylko obowiązek. Jego ostrze kreśliło w powietrzu srebrne łuki, kończąc żywoty tych, którzy oddali swą wolę mrokowi z głębi gór. Nie była to rzeź, lecz precyzyjna eliminacja zła. Gdy kurz opadł, Ulryk nie siadł na stosie trupów, by liczyć ofiary.

Stanął przed dogasającym ogniskiem, patrząc w stronę odległej Cytadeli Rozpaczy. Wiedział, że jego droga jest daleka, a odkupienie to słowo, którego dawno nie słyszał. Ale dopóki jego ramię było silne, a stal ostra, zamierzał iść dalej. Świat był pełen cieni, ale on przynajmniej wiedział, jak trzymać przeciwko nim pochodnię.

Ulryk oczyścił ostrze połami płaszcza, nie zważając na to, że barwa popiołu coraz bardziej ustępuje miejsca rdzawym plamom.

Starzec o żółtych oczach, teraz jedyny żywy świadek zajścia, skulił się pod ścianą chaty. Nie krwawił, choć jedna z ciętych ran na jego piersi odsłaniała coś, co nie było ludzką tkanką, lecz splotem czarnych, pulsujących korzeni.

– Nie zatrzymasz tego, rycerzu – wycharczał starzec, a z jego ust wydobył się kłąb tego samego słodkawego dymu. – Cytadela nie karmi się krwią, lecz zapomnieniem. My tylko chcieliśmy przestać pamiętać o głodzie.

Ulryk zbliżył się, a blask dogasającego ogniska odbił się w jego stalowych oczach.

– Cena za zapomnienie zawsze jest zbyt wysoka – odparł beznamiętnie. – Milczący Archon nie uznaje długów zaciągniętych u mroku.

Dobył z sakwy mały, żelazny dzwonek pozbawiony serca. Potrząsnął nim nad starcem. Choć instrument nie wydał dźwięku, istota przed nim wyprężyła się w bezgłośnym krzyku, po czym zaczęła rozpadać się w szary pył, który wiatr natychmiast rozniósł po pustych ulicach wioski.

Rycerz odwrócił się plecami do osady. Przed nim rozpościerała się grań, za którą niebo pulsowało chorobliwym fioletem – tam, gdzie Cytadela Rozpaczy wbijała się w chmury niczym odłamany kieł. Ulryk wiedział, że każdy krok przybliża go do miejsca, z którego nikt nie wraca z nienaruszoną duszą.

Ale on swojej duszy wyrzekł się już dawno. Został tylko miecz.

Szlak wspinał się ostro pod górę, a zimny wiatr Ugoru szarpał popiołowy płaszcz Ulryka, teraz już mocno splamiony rdzą i pyłem. Powietrze stało się rzadsze, a każdy wdech palił w płucach. Milczący Archon nie obiecywał komfortu, a jedynie wypełnienie woli.

Fioletowe niebo nad Cytadelą Rozpaczy zdawało się pulsować w rytm niewidzialnego serca. Im wyżej wchodził, tym bardziej krajobraz stawał się surowy – gołe skały, kępy zwiędłej trawy i cisza przerywana jedynie wyciem wiatru.

Nagle, wiatr przyniósł coś jeszcze. Szept. Nie był to dźwięk. Było to odczucie, ukłucie w umyśle Ulryka – ulotne wspomnienie zapachu chleba z dzieciństwa, obraz dłoni matki gładzącej go po włosach. Obrazy, których nie widział od dziesięcioleci, odkąd poświęcił się służbie.

Zatrzymał się gwałtownie. Starzec mówił prawdę. Cytadela nie pragnęła krwi, lecz zapomnienia. Wysysała wspomnienia z otoczenia, pozostawiając pustkę.

Ulryk poczuł lekki ból głowy. Sięgnął do sakwy po żelazny dzwonek, jedyną broń, która działała na nienamacalne zło. Potrząsnął nim. Bezdźwięczny impuls rozproszył wizję. Zapach chleba zniknął, a jego umysł znów stał się zimnym, pustym pokojem, gotowym na obowiązek.

Ruszył dalej, tym razem z większą ostrożnością. Skały zaczęły przybierać kształty – z początku subtelnie, potem coraz wyraźniej. Były to posągi. Setki, tysiące postaci zastygłych w agonalnym krzyku, z twarzami zwróconymi w stronę Cytadeli. To nie była rzeźba, to byli ludzie. Ofiary, z których wyssano wszystko, co czyniło ich ludźmi, pozostawiając tylko kamienną skorupę.

Dotarł do gardzieli przełęczy. Przed nim, wznosząca się na tle chorobliwie fioletowego nieba, stała Cytadela Rozpaczy. Nie była to budowla z kamienia, lecz z czegoś, co przypominało skamieniałą, gigantyczną koronę cierniową, wbijającą się w chmury. U jej podstawy czerniała brama, wyglądająca jak otwarta rana.

Z wnętrza biła fala mroku, nie tylko fizycznego, ale egzystencjalnego. Fali, która obiecywała absolutny spokój poprzez absolutną pustkę.

Ulryk zacisnął dłoń na głowicy miecza. Jego duszy już nie było, została oddana Milczącemu Archonowi dawno temu. Ale wspomnienia… wspomnienia były ostatnim, co mu pozostało. Ostatnim ludzkim elementem, ostatnią rzeczą, którą mógł ofiarować lub zachować.

„Cena za zapomnienie zawsze jest zbyt wysoka” – powtórzył szeptem do siebie, a jego głos zagłuszył wycie wiatru.

Zrobił krok w stronę bramy. Czas na negocjacje się skończył. Teraz pozostał tylko czyn.

Ulryk przekroczył próg bramy, a ciemność Cytadeli Rozpaczy natychmiast spróbowała wślizgnąć się pod jego powieki. Nie była to zwykła noc, lecz gęsta, lepka substancja, która zdawała się wygłuszać bicie serca. Każdy krok rycerza na posadzce z gładkiego, czarnego obsydianu odbijał się echem, które powracało do niego jako szept dawno zapomnianych imion.

W centralnej sali, pod sklepieniem przypominającym żebra olbrzymiego drapieżnika, nie zastał armii ani potworów. Czekało na niego lustro – wysoka na trzy chłopy tafla zamglonego szkła, w której nie odbijał się popiołowy płaszcz ani zniszczony pancerz. Zamiast tego Ulryk zobaczył siebie jako młodzieńca na słonecznej polanie, z dłońmi czystymi od krwi i oczami pełnymi nadziei.

– To jest cena, którą płacisz za swój obowiązek, rycerzu – dobiegł głos zewsząd i znikąd zarazem. – Milczący Archon zabrał ci życie, zanim zdążyłeś je przeżyć. Zostań tutaj. Oddaj mi resztę swoich bolesnych wspomnień, a w zamian dam ci wieczność w tej jednej, słonecznej chwili.

Ulryk poczuł, jak miecz ciąży mu u boku, stając się ciężarem nie do zniesienia. Przez moment pragnął tylko wypuścić stal z dłoni i wejść w głąb lustra. Jednak chłód żelaznego dzwonka w sakwie przypomniał mu o starcu z wioski i o czarnych korzeniach, które karmiły się kłamstwem.

– Sprawiedliwość nie polega na ucieczce w sen – wycharczał Ulryk, a jego głos, choć zachrypnięty, przeciął ciszę jak bicz. – A prawda, choćby była pasmem cierpienia, jest jedyną rzeczą, która nas definiuje.

Zamiast dobyć miecza, rycerz wyciągnął milczący dzwonek i z całej siły uderzył nim o rękojeść swojej broni. Tym razem instrument nie pozostał bezgłośny. Hartowana stal i święte żelazo wydały z siebie czysty, przeszywający ton, który rozdarł aurę zapomnienia.

Lustro pękło. Obraz słonecznej polany rozpadł się na tysiąc ostrych odłamków, a wraz z nim runęła iluzja Cytadeli. Fioletowe niebo nad Ugorem zaczęło blednąć, gdy mroczna energia, nie mając już czym się karmić, zaczęła zapadać się w sobie.

Gdy kurz i dym opadły, Ulryk stał na nagim szczycie góry. Cytadela zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie krąg wypalonej ziemi. Rycerz poczuł na twarzy powiew zwykłego, mroźnego wiatru – czystego od słodkawego zapachu zepsucia.

Spojrzał na swoje dłonie. Były stare, poorane bliznami, a rdzawa krew na płaszczu przypominała o każdej walce, którą stoczył. Nie czuł radości ani ulgi. Czuł jedynie ciężar swoich lat i ogrom strat.

Ale gdy ruszył w dół szlaku, jego krok był pewny. Wiedział, że w innych dolinach wciąż czają się cienie, a Milczący Archon ma dla niego kolejne zadania.

Ulryk nie szukał już odkupienia. W świecie, który woli zapomnieć o swoich grzechach, on był tym, który pamiętał. I to wystarczyło, by iść dalej.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Nie podaję kolejny raz namiarów na Poradniki językowe (zrobiłam to kilka minut temu przy Twoim poprzednim opowiadaniu), lecz tu na pewno trzeba według nich poprawić poniższą część dialogu:

– Czego tu szukasz, panie? – zapytał starzec, którego oczy błyszczały nienaturalnym żółtym blaskiem. – Prawdy – odparł Ulryk, kładąc dłoń na głowicy miecza. – A Prawda rzadko bywa wygodna.

 

Inne kwestie językowe, które wzbudziły wątpliwości (tylko do przemyślenia):

– Cena za zapomnienie zawsze jest zbyt wysoka – odparł beznamiętnie. – aliteracja?

Nagle, wiatr przyniósł coś jeszcze. – zbędny przecinek?

Wiedział, że w innych dolinach wciąż czają się cienie, a Milczący Archon ma dla niego kolejne zadania. – literówka?

 

Opowieść znowu bardzo ciekawa, wciągająca, zasługująca na kolejny klik do Biblioteki, lecz – odnoszę wrażenie, że jest to krótszy fragment dłuższej powieści fantasy. :) Pewne terminy i wydarzenia zostały w nim zaledwie zasygnalizowane, bez ich dłuższego rozwinięcia. :) 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klik. :) 

Pecunia non olet

Cześć, wach18 

 Często podkreślam, że klimaty fantasy nie są moimi ulubionymi, ale teraz chciałbym wykorzystać to, ponieważ przekonałeś mnie swoim szortem. Piszesz dobrze, obrazowo i zdarzają się dziwne zestawienia jak: popiołowy płaszcz. Rozumiem, że miałeś na myśli płaszcz w kolorze popiołu. Ale to drobiazgi.

Bardzo dobry tekst wprowadzający – ekspozycja do dłuższej opowieści. 

Pozdrawiam 

Klik

Nowa Fantastyka