- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Rzecz krótka z pozoru o dzielnym rycerzu Kotlekancie

Rzecz krótka z pozoru o dzielnym rycerzu Kotlekancie

1 – Wiem o tym.

2 – Bo tak.

3 – To faktycznie trochę dziwne.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Rzecz krótka z pozoru o dzielnym rycerzu Kotlekancie

Drzwi do karczmy rozwarły się niechętnie i wielce oszczędnie, a przez wąską szparkę wpadł mężczyzna. Wychudły był na tyle, że i pomiędzy sztachetami by się przecisnął bez otwierania skrzydła, a śmierdzący potem na tyle intensywnie, że kot co na piecu spał – spadł. Twarz mężczyzny znaczyło tyle zmarszczek, że pole orne przypominała, tak był stary a i blady okrutnie, jakby to z trumny ledwo wyskoczył.

– Ratujcie! – zawołał. – Oś pękła, szprychy koła diabli wzięli, obręcz z piasty zwolniona w rowie błotnistym zatonęła, czorty zepchnęły razem z dobytkiem wóz mój cały do wykrotu, koń zerwał się jakby go w dupę ogar sam pocałował czy bies inny francowaty!

– Zamknij dziadu jadaczkę! Onucę popraw, bo widać nie raz żeś ją nadepnął i ryjem błocko rzeźbił. Przepadnij!

Cała oberwana drużyna odszczepieńców zarechotała. Zęby ich błyskały złotem i srebrem, brody tłuszczem i resztką jadła a oczy wilczym szaleństwem, piwem i bimbrem. Stół, przy którym siedzieli wrzeszcząc ku zgrozie i przerażeniu gospodarza i wszelkiej, chowającej się po kątach gawiedzi, uginał się pod ciężarem jadła, pidła i stali. A stali było tam co niemiara, maści wszelakiej. Miecze, topory, szable, kindżały i jedna, pordzewiała hakownica, po której spacerowała mucha.

– Dobrzy ludzie! – Dziad, świadectwo dając ślepocie swojej i umysłowemu niedowładowi, do tej bandy właśnie podszedł i padł na kolana. – Panowie dobrzy! Mężowie mocarni, ratujcie! Tam dobytek mój cały na deszczu niszczeje, a wnuczki dwie, kwiatuszki, co pełnoletności jeszcze wyglądają, przerażone! Cóż zrobią panienki? Twarzyczki ich delikatne i smagłe a rączki drobniutkie jeno by prząść na drucikach i pieśni śpiewać? Toż one strwożone! Pomóżcie, zanim niecnota jakiś czy inny szubrawca obaczy moje perełki!

 

1

 

Ferajna zaczęła zbierać się do wyjścia, a rycerz Kotlekant spojrzał na Sziemka.

– Oj, niecnoty sobie za obrońców obrał starszy poczciwiec – stwierdził ten pierwszy, w zbroję zakuty tak, że dudnił i echem własnych słów rezonował.

– To pomyłka, która wiele może go kosztować, dzielny rycerzu Kotlekancie. I mnie ta głośna zgraja biesiadników podejrzaną się zdała. Niby się rolnikami prostymi i pasterzami pokornymi orzekli gdy tu weszli, lecz jak zwykłe hultajstwo zachowywali.

– Twoje oko bystre i uwagi celne. Jam podobne wrażenie odniósł. Cieszy mnie twa spostrzegawczość, giermku. A cóż ich zdradziło w twoich przenikliwych oczach?

– Język. Wulgarny i obrzydliwy, żarty sprośne, a szczególnie ten o… No wie rycerz, o który dowcip mi idzie.

– Tak, wiem doskonale. Tedy wiedz, iż doświadczeniem wieloletnim podparty z pewnością całkowitą rzekę, iż nie bez powodu półgłówkiem cię zwą. Masz w czaszce nieco fałd i nie obawiasz się z nich korzystać, a to tylko chwalebne jest.

– Dziękuję, dzielny rycerzu Kotlekancie! Cóż więc my uczynić winniśmy?

 

2

 

Wieczór w noc się zamienił, gdy dziad głośną grupę do wąwozu wprowadził. Rozklepaną kopytami i pokrytą koleinami drogę pokrywały kałuże a skalne ściany wznosiły się stromo po obu stronach traktu, jak ponurzy strażnicy. Ferajna robiła się coraz głośniejsza, a temat rozmów zszedł na młodziutkie i śliczniutkie wnuczki starego. Robiło się wulgarniej z każdym krokiem. myśl o gwałcie dodawała im otuchy, ciepła i pompowała siły w odrętwiałe długą biesiadą członki.

Wtedy nagle zaśpiewały cięciwy. Bełty i strzały wyskoczyły zza kamieni jak oszalałe osy, albo gorzej nawet: trzmiele. Furczały lotkami, rozcinały krople deszczu wirując w powietrzu. Latały wzdłuż i w poprzek całego kanionu.

I tak Melchior Kacabub zdążył puklerzem zasłonić swe oblicze zbójeckie tylko po to, by strzała niczym boską ręką trącona smyrnęła dołem i weszła mu w ciało penetrując samo serce, jakby żebra wcale oporu nie dawały, o kolczudze nie wspominając.

Kruzban Mała Kiszka, zuhwalnik i swawolnik okrutny wygiął swe długie i śmierdzące cielsko unikając trafienia z lewej strony tylko po, by oberwać prosto w durny łeb z prawej.  

Francybuł Zmierzchawy szabli dobyć zdążył, zamłynkował, zawirował stalą w powietrzu z taką szybkością, że rozmazała się tworząc błyszczący, stalowy dysk, niczym tarcza. I lepiej by wyszedł, gdyby tak nad łbem swym wymachiwał, bo by chociaż na niego niebo nie szczało, gdy zdychał. A zasłonę, chociaż zdawałoby się mistrzowską, trzy aż strzały spenetrowały.

I tak to zginęli Bundol Ryjec, rozbójnik i okrutnik, Chłebżda Stulcol morderca, co więcej ludzi ściął niż sama czarna śmierć. Każdy jeden niegodziwiec w bólach i smrodzie opróżnianych kiszek. A herszt bandy, Gniewko Dzbanszczalny, czując w powietrzu koniec swych dni lub też przez moce piekielne ostrzeżony rzucił się do ucieczki. Strzały mknęły za nim, a on biegł sił nie szczędząc. Skręcał w lewo i prawo, próbując zmylić pościg furkoczących lotkami pocisków, ale marny był to trud. Bełty za nim, to w lewo to w prawo się wyginały i dopadły całą gromadą, a gdy to się stało, w durszlak go zmieniły tak, jak sobie na to grzechami zasłużył.

 

3

 

– Toż to cud, mężny rycerzu Kotlekancie! – krzyknął giermek półmózgi, Sziemka, przypatrując się scenie zza wierzchowca, którego dosiadać raczył Kotlekant. – Złoczyńcy położeni co do jednego!

– To smród, mój półmózgi towarzyszu. Czarostwa!

– Ale to szubrawcy przecie, mordercy i gwałciciele, jakoż wydedukowaliśmy minut kilka temu w karczmie zadki grzejąc! – zaprotestował giermek Sziemka.

Rycerz jednak nie słuchał. Spiął konia, a rumak jego czystej krwi wyprysnął przed siebie jak wrzód, ściśnięty odpowiednio mocno i wprawnie. Miecz zalśnił światłem słońca w księżycu pierwej odbitym. Wtenczas staruch obrócił się w jego stronę i uniósł dłoń.

– Nawet dobry uczynek złych metod nie tłumaczy! – zagrzmiał Kotlekant.

– Stój, mości szlachetny rycerzu i błędu nie popełnij! Jam jest Remlin! Na zło i krzywdę niewinnych, a rękoma tych szubrawców uczynioną, obojętny być nie mogę. Złu naprzeciw wychodzę, chroniąc tych, którzy tego potrzebują, a wszelkie plugastwo na powrót do piekła odsyłam!

– Remlinie – krzyknął rycerz. – Jam jest mężny Kotlekant, rycerz, któremu nikt w boju nie dostał i nie dostoi! Jam jest obrońcą uciśnionych i wyzwolicielem zniewolonych! Jam ręką jest sprawiedliwości i batem na zło wszelkie. W tym i diabelskie pomioty, takie jak i ty! Widziałem niechybnie, jak czarostwem się parając ludzi powaliłeś podstępnie. A czarostwo grzechem jest i złem! A zło tępić trzeba ostrza nie szczędząc. Toteż i ja nie zamierzam!

Wierzchowiec rycerza przeszedł w cwał. Rozchlapując błoto parł przed siebie niepowstrzymanie, jak tylko on lub sraczka potrafią.

– Rycerzu Kotlekancie, o sercu czystym niby łza, pogromco zła wszelkiego o głowie myślą nie zbrukanej! Ostrzegam cię tedy po raz ostatni! Jam druid wielki jest i potężny, pan tych lasów i kniei, które nas otaczają! I nie zawaham się…

– Zamilcz, kłamliwy ochłapie spółkujący z diabłem, czarnoksiężniku przeklęty i ostatni kłamliwy psie! Takiś niby potężny, a sam chudyś i cherlawy, niby patyk. Gdzie ci do lasów? Zło jeno dobrem tępić, pokrako obrzydliwa! Tedy ja z ciebie sztuczki magiczne wytłukę tym oto mieczem, Kalibureksem!

Koń, niby opętane zwierzę łacne krwi czarnoksięskiej przyspieszył jeszcze bardziej, szarpiąc łbem i rozrzucając ślinę.

– O pało w broję zakuta, umyśle w pojedynkach łomotaniem w tę makówkę zagubiony! Twe słowa pokrętne, a zamiary, chociaż blaskiem prawości…

– Milcz, powiedziałem! Zamknięte me uszy na jad twoich słów, zamknięty umysł na sztuczki diabelskie!

Koń pędził, młócąc wściekle kopytami.

– To moje ostatnie ostrzeżenie! – krzyknął druid Remlin!

– Zamilcz!

A koń pędził.

– Jeszcze krok, jeszcze…

– Oby tak język twój wężowy w supeł się splótł, czarnoksięska kreaturo ty! Stopy twe plugawe kaleczą ziemię, po której stąpasz a na widok gęby twej paskudnej kwiaty twarze w drugą stronę odwracają. Jeden dobry uczynek, jakim w twojej przytomności jest pozbycie się tej bandy hulaków nie cofnie grzechu kalania się sztuką diabelską, jakim jest czarostwo. To grzech, który ciąży na tobie, a ja go zdejmę, razem z twoją głową, chuderlawy starcze!

Rumak bojowy cwałował jak opętany. Sam niczym pocisk, czy kamień z katapulty wystrzelony, gnał niepowstrzymanie.

– Kotlekancie! Jam jest…

– Milcz!

Koń pędził.

– Ale..

– Zamknij jadaczkę na skobel, niegodziwcze!

Koń pędził…

Koniec

Komentarze

Szanowny Autorze, o ile dobrze widzę w Regulaminie Konkursu, opowiadania z kont anonimowych nie będą brane pod uwagę. 

Dziękuję bruce za odwiedziny i jakże słuszną uwagę. Zachęcam do lektury – przedmowa, punkt pierwszy niechaj będzie odpowiedzią.

Tekst został wrzucony pod maską przekory, bo spóźniony – dzień po zakończeniu konkursu. 

Aaaa… wszystko jasne teraz, kiedy są wstawione punkty. :)

Dziękuję, zaraz poczytam, pozdrawiam. smiley

A zatem poczytałam… :)

 

Ze spraw językowych mignęło mi sporo spraw interpunkcyjnych (szczególnie przy spójniku „a”), a także:

– To pomyłka, która wiele może go kosztować, dzielny rycerzu Kotl;ekancie. – czy tu celowo taka dziwna forma?

Kruzban Mała kiszka, zuhwalnik i swawolnik okrutny wygiął swe długie i śmierdzące cielsko unikając trafienia z lewej strony tylko po, by oberwać prosto w durny łeb z prawej. – czy nie wielka literą imię/przydomek?; ortograficzny?

I lepiej by wyszedł, gdyby tak nad łbem swym wymachiwał, bo by chociaż na niego niebo nie szczało, gdy zdychał. – celowa aliteracja?

Złu na przeciw wychodzę, chroniąc tych, którzy tego potrzebują, a wszelkie plugastwo na powrót do piekła odsyłam! – ortograf?

– Oby tak język twój wężowy w supeł się splótł, czarnoksięska kreatury ty! – czy tu celowo taki przypadek?

Rumak bojowy cwałował niczym opętany. Sam niczym pocisk, czy kamień z katapulty wystrzelony, gnał niepowstrzymanie. – powtórzenie?

 

Ha, ha, ha! Takie zakończenie? Potrafisz dozować napięcie, Anonimie. ;)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia w Konkursie oraz dalszej twórczości. :) 

Dziękuję za lekturę i uwagi, które na użytek Twoich ewentualnych następców(czyń) wprowadzam.

Ha, ha, ha! Takie zakończenie?

Tutaj odsyłam do punktu trzeciego przedmowy. Legenda głosi a wieść niesie, że koń wciąż jeszcze w pędzie…

Potrafisz dozować napięcie, Anonimie. ;)

Niezmiernie mi przyjemnie. O ten uśmiech na twarzy czytelniczki(ka) chodziło :-) 

laugh Oby koń pędził dalej. ;)

Pozdrawiam i dziękuję. :)

Twarz jego znaczyło tyle zmarszczek, że pole orne przypominała, tak był stary a i blady okrutnie, jakby to z trumny ledwo wyskoczył, czy z inszego wykrotu.

Zmiana podmiotu i wychodzi na to, że to kocia twarz była pomarszczona ;)

Przy okazji nie wiem, czemu zaleganie w wykrocie może powodować bladość.

I o ile stylizacja wypowiedzi bohatera jest ok, to stylizowany język narratora mi przeszkadza, ale to może być mój defekt;)

 

Ogar to rasa psa, nie zawsze jest piekielny, czasem idą w las ;)

 

Zęby ich błyskały złotem i srebrem, brody tłuszczem i resztką trzymanej na później wieczerzy a oczy wilczym szaleństwem, piwem i bimbrem. Stół, przy którym siedzieli drąc się i wrzeszcząc ku zgrozie i przerażeniu gospodarza i wszelkiej, chowającej się po kątach gawiedzi, uginał się pod ciężarem jadła, pidła i stali.

 

Czyli trzymali jedzenie w policzku jak przedszkolak?;)

Drąc się i wrzeszcząc to masło maślane, przycięłabym jedno. 

Gawiedzią to raczej oni byli.

 

https://sjp.pl/gorze%C4%87

 

Czemu dziewczęta przeraża pełnoletność, jak wynika z treści? ;P

 

Twarzyczki ich delikatne i smagłe a rączki drobniutkie jedno by przędz na drucikach i pieśni śpiewać?

Raczej jeno, niż jedno.

A co to jest przędz? Po prząść to jest robić przędzę.

 

Szubrawiec jest rodzaju męskiego.

 

lecz jak zwykłe hultajstwo zachowywali.

Brakuje się.

 

a to tylko chwalebne jest, a i nie byle jakim wyczynem.

Przeredagowalabym to z wielką starannością.

 

 

Czemu niebo szczało?

 

Opowieść zabawna, ale udręczyła mnie ta stylizacja. 

 

 

Dziękuję za odwiedziny!

 

Gawiedzią to raczej oni byli.

…siedzieli wrzeszcząc ku zgrozie i przerażeniu gospodarza i wszelkiej, chowającej się po kątach gawiedzi…

Czemu dziewczęta przeraża pełnoletność, jak wynika z treści? ;P

Tu odsyłam do przedmowy – punkt 3 ;-P

Brakuje się.

Jest na początku zdania.

Przeredagowalabym to z wielką starannością.

I znów 3-ci punkt przedmowy. Tak, wyszedł niezły supeł, ale i odwzorowuje on nieco stan umysłowy mówcy :-D Pozostawię…

Czemu niebo szczało?

Nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

Opowieść zabawna, ale udręczyła mnie ta stylizacja. 

Oj, przepraszam. Może następnym razem :D

Dzięki za uwagi, już wprowadzam w ten żałosny tekścik. 

Nowa Fantastyka