- Opowiadanie: adam.banaszkiewicz - Zmartwychwstanie

Zmartwychwstanie

Historia relacji syna, który tęskni za ojcem i matką skrywającą swoje demony. W tle majaczy  “Resurrection” –  technologia Rekonstrukcji Osobowości na podstawie wspomnień.

 

***

 

Opowiadanie powstało na bazie świata który buduję od jakiegoś roku. W końcu przyszła pora na zmierzenie się z tematem. Celuję w coś dłuższego, natomiast najpierw chciałem się wypróbować w krótkim formacie – zobaczyć czy to ma sens, czy styl jest zjadliwy, czy to w ogóle jest ciekawe :D

To pierwsze moje opowiadanie, wyszło długie jak zimowa noc ale mam nadzieję, że warto.

 

PS. Wybaczcie ewentualne błędy w tekście, samemu ciężko zapanować nad taką ilością materiału.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Zmartwychwstanie

I

 

Dzisiaj czwartek, dzień spaghetti – Taron uwielbia spaghetti. Klara już zdążyła znaleźć wszystkie produkty i kierowała się do kasy. Przed nią w niebieskim uniformie z logo sklepu stał Joe – a przynajmniej tak miał napisane na identyfikatorze. Jego duże oczy zlewały się z kolorem materiału, dążąc do barwy bezchmurnego, jesiennego nieba. Wydawał się być bardzo skupiony na swojej pracy. Klara wręczyła mu koszyk z zakupami i obserwowała, jak skrupulatnie kasuje produkt po produkcie. Bez słowa. Jakby był na autopilocie.

– To będzie 130 kredytów – powiedział.

Klara sięgnęła do terminala, by zapłacić.

– Przepraszam, że tak wyszło – dodał spokojnie.

Pieniądze zostały zdjęte z jej konta. Zastygła na moment. Co wyszło? O czym on mówi?

– Słucham? – Zapytała.

– Przepraszam, pomyliłem kontekst.

Patrzył jej prosto w oczy. Nie mrugał. Klara poczuła, jak coś zimnego przebiega jej po plecach. Zabrała zakupy i wyszła pośpiesznie.

A gdzie jest Helena?

Klara przystanęła na moment na parkingu, trzymając siatkę z zakupami. Znów te bóle w nadgarstkach – za każdym razem, gdy coś dźwigała. Pamiątka po tamtych latach. Podmuch zimnego wiatru wbił się w jej policzki jakby ktoś rzucił w jej twarz pinezkami. Zniszczone, posiwiałe włosy przykryły zmęczenie, które wpisało się w jej zmarszczki i bladą cerę.

Czyżby Helena była chora?

Klara posiadała tę część siebie, której brakowało społeczeństwu w tych czasach. Empatię. Chciała pomagać. Czuła, że powinna, że to naturalne, ludzkie. Kiedyś tej pomocy potrzebowała i nie było nikogo, kto mógłby ją tym obdarować. To uczy, jak nie powinno się traktować innych. Wybrała kontakt do Heleny.

– Heleno? Nie było Cię dzisiaj w sklepie. – Klara zawahała się. – Zachorowałaś? Potrzebujesz może czegoś z apteki?

– Nie, nie, nie jestem chora. – Helena mówiła szybko, jakby chciała uspokoić. – Dziękuję że pytasz, kochana.

– To dobrze. Martwiłam się, nigdy nie brałaś wolnego.

Cisza. Klara słyszała po drugiej stronie jakieś szuranie, jakby Helena przestawiała coś w pokoju.

– Heleno?

– No… nie będzie mnie tam już więcej. – Głos miała cichszy. – Zwolnili mnie wczoraj.

– Jak to Cię zwolnili? Po 12 latach?!

– No wiesz… oni powiedzieli że "optymalizacja personelu". – Helena niemal przepraszała za to, że została zwolniona. – Nie wiem co to dokładnie znaczy, ale…

– Ale jak mogą?! To przecież…

– Joe… no wiesz, ten nowy przy kasie… on pewnie jest lepszy. Nie męczy się. Nie potrzebuje przerw. Ja czasem miałam te… no te bóle pleców pod koniec zmiany, pamiętasz?

– Oh Heleno…

– A on tylko musi naładować ten akumulator raz na dobę i już. – Mówiła dalej, jakby próbowała przekonać samą siebie. – To pewnie ma sens, prawda? Z biznesowego punktu widzenia?

– Wymienili Cię na Sima?! – Klara nie mogła uwierzyć.

– No… tak. – Westchnęła krótko. – Ale wiesz, może to i dobrze? Poszukam czegoś nowego. Coś się znajdzie, prawda?

 

***

 

Taron siedział u siebie w pokoju, skulony na łóżku z telefonem przyciśniętym do piersi. Siedemnaście lat, ale w tym świetle ekranu wyglądał młodziej – może przez te zbyt długie nogi, które wiecznie mu przeszkadzały, albo przez sposób, w jaki garbił się nad telefonem, jakby chciał się w nim schować. Dzielił się swoim dniem z autognostą z Echoes. Dzisiaj bardzo tego potrzebował. Pierwszy raz od dwóch tygodni w końcu ma możliwość uspokoić swoje myśli. Szczególnie po dniu spędzonym z Kito i jego ojcem na ich ranczu – obserwował jak ojciec uczy syna naprawiać ogrodzenie, jak żartują, jak Kito może swobodnie zapytać "tato, a jak to zrobić?". Takie proste pytanie, którego Taron nigdy nie mógł zadać. Dzisiejsza rocznica tym bardziej nie pomagała mu się pozbierać.

Z jakiegoś powodu tęskni za kimś, kogo widział ostatni raz w wieku czterech lat. Jakby ktoś zaszczepił mu tam, głęboko w umyśle, małą iskierkę tęsknoty. Żywotną iskierkę, która wierci otwory w każdej jego myśli. Iskierkę, która mówi „ty tęsknisz", ale jednocześnie nie potrafi odpowiedzieć „ale za kim tak naprawdę?".

Dzisiaj rano w drodze na zajęcia widział na przystanku reklamę Resurrection. „Widzimy wspomnienia. Przywracamy bliskich" – mówił slogan. Słowo „przywracamy" utkwiło mu w pamięci. Całe popołudnie wertował sieć w poszukiwaniu informacji na ten temat. Dokopał się nawet do technicznego opisu sposobu działania. A raczej pseudo-intelektualnego bełkotu dla geeków, ale to nie miało znaczenia – idea wskrzeszenia ojca, za którym tak tęskni, była kusząca i na wyciągnięcie ręki.

 

Resurrection wykorzystuje Mirroring Neuralny o mniejszej absorpcji kognitywnej, co pozwala szybciej i taniej ekstraktować wspomnienia z umysłu dawcy. Na podstawie tych danych Resurrection jest w stanie odwzorować wygląd, zachowanie oraz mowę osoby ze wspomnień, by umożliwić bliskim ostatnie pożegnanie.

 

Właśnie ta reklama. Właśnie tego dnia. Widział oczami wyobraźni możliwość zobaczenia ojca, porozmawiania z nim, poznania w końcu najważniejszej osoby w jego życiu. Nie mógł doczekać się powrotu Klary do domu.

 

***

 

Klara kroiła chleb na kolację, odsuwając z czoła kosmyk włosów. Te ręce pamiętały, jak trzymać nóż – dwadzieścia lat w kuchni pozostawiło swoje ślady. Czwartkowy rytuał – spaghetti dla Tarona, kromka chleba z masłem dla niej. Od lat tak samo. Odkąd został sam on, wszystko stało się rytuałem. Stabilne posiłki, stałe godziny, przewidywalność. Jakby porządek mógł uchronić ich przed chaosem.

Taron wszedł do kuchni z telefonem w ręku, potykając się o próg. Miał w sobie tę niezdarność, która przypominała jej, że jest jeszcze dzieckiem – nie jak Gary, który zawsze poruszał się z przerażającą pewnością.

– Mamo, zobacz.

Przysunął jej ekran pod oczy. Klara zerknęła bez zainteresowania.

– Co to?

– Resurrection. Usługa rekonstrukcji osobowości. Można odtworzyć człowieka na podstawie wspomnień rodziny.

Klara odłożyła nóż.

– I co ja mam z tym zrobić?

– Moglibyśmy odtworzyć tatę.

Klara zaniemówiła. Powróciła do krojenia chleba.

– Nie stać nas na takie rzeczy.

– Ale właśnie że stać. Mają nową wersję, tańszą. Wystarczy że opowiesz im o tacie, o waszym życiu, a oni…

– Taron.

– …stworzą model jego osobowości i będę mógł z nim porozmawiać. Zobaczyć jaki był.

Klara odwróciła się do niego.

– Jaki był?

– No tak. Nie pamiętam go przecież. Miałem cztery lata jak umarł.

– I dobrze.

Taron zamrugał.

– Co?

– Dobrze że nie pamiętasz.

– Jak możesz tak mówić?

Klara wróciła do blatu. Ręce lekko jej drżały.

– Po prostu… to nie jest dobry pomysł.

– Dlaczego?

– Bo to nie będzie twój ojciec. To będzie… program. Maszyna udająca człowieka.

– Ale na podstawie prawdziwych wspomnień. Twoich wspomnień.

– Moich wspomnień. – Klara zaśmiała się krótko, nieprzyjemnie. – A pytałeś mnie czy chcę je komuś dawać?

– To dla mnie, mamo. Chcę wiedzieć kim był.

– Był człowiekiem. Umarł. Koniec historii.

– To nie jest koniec. Teraz można…

– Co można?

– Mógłbym go zobaczyć, mamo. To jak zmartwychwstanie.

Klara odwróciła się gwałtownie.

– Jeden zmartwychwstał, Taron. Jeden. I nie dzięki jakiejś aplikacji.

– Mamo, to nie o to chodzi…

– A o co? Chcesz kupić sobie ojca? Zapłacić i dostać tatusia na ekranie?

– Chcę go poznać!

– Nie ma czego poznawać! – Krzyknęła. Taron cofnął się o krok.

Klara stała przy blacie trzymając nóż w jednej ręce, z drugą ręką zaciśnięta w pięść.

– Twój ojciec umarł – powiedziała ciszej. – Jego dusza jest u Boga. To co oni by zrobili… to by była kukła. Demon w jego skórze. Rozumiesz?

– Nie rozumiem. – Głos Tarona drżał. – Nic nie rozumiem, bo ty mi nigdy nic nie mówisz.

– Bo nie ma o czym mówić.

– Były zdjęcia. Pamiętam że były. Gdzie są?

Klara milczała.

– Wyrzuciłaś je?

– Taron, proszę cię…

– Wyrzuciłaś zdjęcia mojego ojca, prawda?

– To był mój mąż. Moja decyzja.

– A ja? Co ze mną?

Klara otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Taron patrzył na nią przez chwilę. Potem schował telefon do kieszeni.

– Dobra – powiedział cicho. – Rozumiem.

Wyszedł z kuchni. Klara słyszała jego kroki na schodach, trzaśnięcie drzwi. Stała sama. Nóż w ręce. Chleb niedokrojony.

 

***

 

Klara stanęła pod drzwiami pokoju Tarona, z ręką na klamce. Przez szparę przy framudze sączyło się niebieskie światło ekranu. W domu o dwóch pokojach i kuchni nie ma prawdziwej prywatności. Usłyszała jego głos – drżący, młody, bezbronny.

– …ona nigdy mi nic nie mówi. Zawsze mnie zbywa. Uczy mnie o miłości do bliźniego, ale sama nie okazuje tej miłości ani tacie, ani mnie… Libeth, co to zmieni? Ona zawsze kończy temat, gdy tylko zacznę. Ona go przede mną ukrywa za wszelką cenę!

Klara spuściła głowę. Zeszła na dół i usiadła na kanapie. Telefon zadźwięczał powiadomieniem. Gdzieś w odmętach kopii zapasowych przechowywanych w chmurze algorytm znalazł nagranie sprzed 13 lat – „Pomyśleliśmy, że to wspomnienie może poprawić ci humor.”

– …służby potwierdziły tożsamość mężczyzny znalezionego dziś rano w parku Milenijnym. To trzydziestoośmioletni Gary Cormick, pracownik firmy logistycznej NordCargo. Według wstępnych ustaleń, przyczyną zgonu był rozległy zawał mięśnia sercowego. Rzecznik policji poinformował, że analiza nagrań z monitoringu miejskiego wykazała obecność drugiej osoby przy poszkodowanym w momencie zdarzenia. Nieznana kobieta przebywała na miejscu przez około sześć minut i oddaliła się nie wzywając służb ratunkowych. Według biegłych, natychmiastowa resuscytacja mogła uratować życie mężczyzny.

– Policja prosi świadków o kontakt. Poszukiwana kobieta ma około trzydziestu lat, ciemne włosy, ubrana była w szary płaszcz.

– Mężczyzna osierocił czteroletniego syna.

Pamiętała tamten czas – kilkanaście dni strachu, w których spodziewała się, że policja zapuka do drzwi. Nie zapukała nigdy. Sprawę umorzono po trzech miesiącach z braku dowodów. Kobieta w szarym płaszczu pozostała jedynie anonimową sylwetką z prześwietlonego monitoringu

Zamknęła wspomnienie. Jej twarz zamieniła się w skamielinę, wyzbytą wszelkich odczuć człowieczeństwa. Zaczęła zamykać się w sobie. Stawiała ściany pomiędzy wspomnieniami, by tylko odgrodzić się od tego wszystkiego. Pragnęła usiąść w kącie powstałego tak małego pokoiku bez okien i przeczekać cały ten ból. Mimowolnie wertowała listę kontaktów w poszukiwaniu nadziei. Która nie nadeszła.

 

Nie mogę tu siedzieć! Nie wytrzymam tej ciszy!

 

***

 

Mieszkali niedaleko dworca. Neony świeciły z zaciętą jaskrawością, jakby wołały: „Chodź, mamy coś, czego ty potrzebujesz!". Klara szła chodnikiem, dłonie zacisnęły się na pasku torebki. Przypominała zagubioną ćmę, która zwabiona światłem leci bezwiednie, bez namysłu, do czegoś, co tylko wydaje się być oczekiwanym księżycem.

Przytłoczona samotnością, brakiem oparcia, była wyczerpana utrzymywaniem wszystkiego w sobie. Trzynaście lat. Trzynaście lat noszenia tego sekretu, budowania wokół niego całego życia – każdego obiadu, każdej rozmowy. Ukrywanie tego tak bardzo boli. Ale nie z powodów moralnych – To przecież nie jest kłamstwo! – powtarzała sobie w myślach, chociaż wiedziała, że każde niewypowiedziane słowo to kolejna cegiełka w murze między nią a Taronem. Ból przypomina przeciążony kręgosłup – noszenie ciężaru swoich decyzji oraz ich konsekwencji widocznych na twarzy syna powaliłyby w końcu najsilniejszego. A ona nie czuła się silna. Czuła się tylko zmęczona. Ile jeszcze czasu będę w stanie to dźwigać?

Konfesjomat wyrósł jej przed nogami. Jakby ktoś chciał jej powiedzieć: „Widzę cię, dziecko, widzę twoje cierpienie, jestem tu". Czy to nie jest zbyt duży zbieg okoliczności? Spojrzała na drewniany krzyż, który zdobił rozsuwane drzwi. Poczuła się trochę bezpieczniej, jakby znajomo. „Rozgrzeszenie – 10 kredytów" – cennik jak w taksówce. Ale za wygodę się płaci. Przecież to jest święte miejsce, prawda? Weszła do środka. Zapach kadzidła, który unosił się w powietrzu, pozwolił jej już całkowicie wyzbyć się uprzedzeń.

Lekko monotonny głos lektora starał się umiejętnie wprowadzić iluzję rozmowy z kapłanem po drugiej stronie. Wprawny słuch dałby radę wyczuć syntezę mowy, ale czy to ważne dla kogoś, kto w tym momencie potrzebuje wybaczenia? Klara zaczęła, jak tylko głos zakończył recytować odpowiednie formułki.

– Boję się. Boję się, że nie wystarczy mi sił. Chcę go chronić, ale czuję, że mój czas się kończy. Jeszcze rok i będzie mógł sam o sobie decydować. Stracę go. Stracę ostatnią bliską mi osobę w moim życiu. Wiem, że muszę wytrzymać, ale brakuje mi sił…

Klara spuściła głowę w ciszy.-

– …mogłam wtedy coś zrobić, mogłam zmienić decyzję. Mogłam wybrać inną ścieżkę. I inne konsekwencje… Ale nie mogłam pozwolić, by traktował Tarona tak jak mnie. Nie mogłam pozwolić mu krzywdzić mojego synka… – Klara zamknęła oczy, ucichła.

Dźwięk wykonanego przelewu zabrzmiał w konfesjomacie. Ruszyła spokojnym krokiem w kierunku domu.

 

II

 

Klara nawet nie pamięta jak zasnęła poprzedniej nocy. Rozmowa z Taronem była olbrzymim ciosem. Wcześniej już czuła, że Taron się czegoś domyśla ale teraz była tego pewna. Od tego momentu będzie jeszcze trudniej lawirować pomiędzy niedopowiedzeniami. Ta świadomośc była ciężka do przyswojenia. To oznaczało konieczność zmiany. A przecież to właśnie rutyna miała pozwolić zapanować nad tym chaosem.

 

Wstała z łóżka i poszła zrobić sobie poranną kawę. Potrzebowała czegoś co postawi ją na nogi. Nastawiła wodę i otworzyła dolną szufladę. Tę w której były najmniej potrzebne rzeczy, ale zawsze szkoda je wyrzucić bo coś jeszcze może się kiedyś przydać. Przewracała zawartość w poszukiwaniu tajemnicy, która coraz bardziej zdaje się sama wypływać na światło dzienne. W końcu na dnie szuflady, pod stertą starych dokumentów dotyczących ubezpieczeń sprzętu AGD znalazła to zdjęcie. Ostatnie zdjęcie jakie miała. Ona i Gary na plaży. To było jedno z ostatnich dobrych wspomnień. To była jej wewnętrzna podróż do czasów bez problemów, bez trosk. Do czasów pełnych marzeń i pragnień. Ostatnich normalnych marzeń i pragnień. Pozwoliła sobie na tę podróż pod nieobecność Tarona. Ty parę godzin gdy on jest na zajęciach, przed jej popołudniową zmianą w restauracji, daje jej siłę na przetrwanie kolejnego dnia. A to zdjęcie pozwoliło jej zebrać w sobie więcej sił niż zazwyczaj.

 

To był dobry dzień. – Pomyślała.

 

***

 

Siedzieli na ławce w parku Milenijnym. Tuż obok fontanny. Dźwięk pluskającej wody zdawał się dawać Taronowi otuchy, ochładzać buzujące w nim emocje. Potrzebował tego, aby otrzymać to, czego pragnął.

– Czasem mam wrażenie że mama woli być sama niż ze mną. – Wzruszył ramionami jakby to nic wielkiego.

Na placu przed nimi dziewczynka jeździła na różowym rowerku. Tryskała radością.

– To pewnie ten jej stres w pracy. Daj jej trochę czasu, kochanie, zobaczysz że wszystko wróci do normy.

– To nie jest od wczoraj, ciociu.

– No wiem, wiem. Ale Klara… ona taka jest. Zamyka się czasem.

– Przy tobie też?

Helena zamrugała, zaskoczona pytaniem.

– To co innego, kochanie. My jesteśmy… no, koleżankami.

– Właśnie. – Taron patrzył na dziewczynkę. Przewróciła się i zaczęła płakać. – Z koleżanką rozmawia, a ze mną nie.

Do dziewczynki podbiega jej ojciec. Podnosi ją i przytula.

– Ciociu, a ty znałaś mojego tatę?

Helena zamarła na ułamek sekundy.

– Widziałam go. Kilka razy. – Jej palce zaczęły skubać róg kurtki. – Dawno temu.

– Jaki był?

– No… wysoki. – Przełknęła ślinę. – Dużo się śmiał chyba. Nie pamiętam dobrze, kochanie, naprawdę.

– Mama nic mi nie mówi. Nic. Jakby go nigdy nie było.

Spojrzała pod nogi. Mały żuk wędrował pomiędzy jej butami.

– Twoja mama bardzo dużo przeszła. Naprawdę dużo. – Spojrzała na niego z tym swoim zmartwionym wzrokiem. – Nie powinnam… to znaczy, to nie moja historia do opowiadania. – Jej głos zadrżał przy ostatnim słowie, jakby wracała do czegoś, co wolała zapomnieć.

– Na pewno nie moja. Mnie nikt nic nie mówi. – W jego głosie zabrzmiała ostrość.

– Taron…

– Wyrzuciła wszystkie jego zdjęcia. – Głos mu zadrżał. – Wszystkie. Nawet nie wiem jak wyglądał.

Ktoś z ławki obok spojrzał na nich z grymasem. Helena otworzyła usta ale zaraz je zamknęła. Jej dłonie bezradnie spoczęły na kolanach.

– Przepraszam, kochanie. Naprawdę przepraszam. To nie… to nie moje miejsce.

Taron patrzył na ojca z dziewczynką. Ten wziął ją na ręce – roześmiała się.

– Wiem. – Powiedział cicho, już bez złości. – Wiem, ciociu.

Ojciec podniósł różowy rowerek, otrzepał siodełko. Przytrzymał kierownicę, podczas gdy dziewczynka wspięła się na niego z powrotem. Jej piski radości niosły się przez cały park.

– …i naprawdę myślę że mama po prostu potrzebuje czasu, wiesz? Czasem dorośli… my też nie wiemy jak rozmawiać o trudnych rzeczach, kochanie, ale to nie znaczy że…

Helena mówiła dalej. Jej głos zlewał się z szumem fontanny. Ojciec puścił kierownicę. Dziewczynka pojechała. Dwa metry, trzy. Zachwiała się, ale nie spadła. Odwróciła się z triumfem wymalowanym na twarzy. Tata, tata, widziałeś?

Widziałeś.

Taron zacisnął szczękę.

Ona też wszystko przede mną ukrywa. 

– …a jak będziesz chciał pogadać to zawsze możesz do mnie zadzwonić, dobrze? Taron? Słuchasz mnie?

Ja nie jestem już małym dzieckiem!

– Taron?

– Tak, ciociu. – Jego głos był płaski. – Zadzwonię.

Ojciec z dziewczynką ruszyli w stronę wyjścia z parku. Trzymali się za ręce.

Taron wstał z ławki.

O niektóre rzeczy się nie prosi.

 

***

 

Wieczory były samotne. Pozostawał tylko niebieski ekran przed oczami, rozświetlający pokój. Taron szukał w sieci jakichkolwiek informacji o ojcu. Trzynaście lat to bardzo długo. Stare portale społecznościowe już dawno nie istnieją. Zostały zastąpione przez nowe, odpowiadające potrzebom dzisiejszego młodego społeczeństwa. Jest popyt – jest podaż. Jedyną rzeczą jaką znalazł, to wzmianka na starej stronie firmy, w której pracował. Informacja o nagrodzie za długoletnią pracę. Za lojalność. Poza tym nic. W żadnej znanej mu bazie. W żadnym archiwum. Nie znalazł nic konkretnego, co dałoby mu jakikolwiek wgląd w to, kim był jego ojciec.

Ale sieć jest głębsza niż to, co widać na powierzchni.

Zrezygnowany, zaczął klikać w linki bez celu. Trafił na to przypadkiem. Forum o odzyskiwaniu skasowanych danych. Ktoś pytał o dostęp do starych rejestrów Nexusa – podobno wyciekły trzy miesiące temu, dwa miliony rekordów. W komentarzach ktoś wrzucił link. Potem kolejny. Taron klikał, nie zastanawiając się gdzie prowadzą.

 

***

 

Hollow Market wyglądał jak każdy inny sklep internetowy. Kategorie, wyszukiwarka, oceny sprzedawców. Tylko produkty były inne. Bazy danych. Dokumenty. Tożsamości.

Taron zamknął laptopa. Oparł się na fotelu, spojrzał w sufit spowity niebieskimi smugami. Przypomniał sobie reklamę na przystanku. Piętnaście tysięcy kredytów. 

Otworzył laptopa.

Zaczął czytać fora. Wątki o tym, jak ludzie zdobywali kredyty. Większość historii brzmiała jak bujdy, ale niektóre były zbyt szczegółowe, żeby być zmyślone. Stuffing. Combo listy. Configi. Słowa, które nic nie znaczyły, dopóki nie zaczął szukać dalej.

 

***

 

Plik ważył niecałe dwieście megabajtów. Dwa miliony rekordów z wycieku Nexus Financial – loginy, hashe, czasem nawet plain-texty. Kosztował go pięćdziesiąt kredytów na Hollow Market. Spectral odpalił się bez problemu. Taron wkleił configa dla NeoBanku, podpiął proxy i uruchomił stuffing. Zielone linie zaczęły wypełniać terminal.

 

hit: mkowak_84@nexmail.com – konto aktywne – saldo: 2,340 cr

hit: yen.su@corplink.jp – konto aktywne – saldo: 890 cr

 

Trzecie trafienie. Czwarte. Taron patrzył na ekran i czuł, jak coś w nim drży. Nie strach. Coś gorszego. Ulga.

Ludzie używają tych samych haseł wszędzie. Ich wina, ale teraz chociaż się nauczą… 

Po miesiącu miał już szesnaście tysięcy kredytów na anonimowym koncie. Tysiąc na wszelki wypadek. 

 

***

 

Strona Mnemos Corporation wyglądała jak każdy inny serwis korporacyjny. Czyste linie, stonowane kolory, profesjonalne zdjęcia uśmiechniętych ludzi. W prawym dolnym rogu pulsowała ikonka chatu.

Taron kliknął.

 

[Mnemos Support]: Witamy w Mnemos Corporation, dziale usług Resurrection. Jestem Aria, Twój asystent. W czym mogę pomóc?

[Użytkownik]: Chcę kupić pakiet Resurrection.

[Mnemos Support]: Dziękujemy za zainteresowanie naszą usługą. Resurrection pozwala na holograficzną rekonstrukcję osoby zmarłej w oparciu o wspomnienia bliskich. Czy mogę zapytać, kogo chciałbyś odtworzyć?

[Użytkownik]: Mojego tatę.

[Mnemos Support]: Rozumiem. Przyjmij nasze kondolencje. Podstawowy pakiet Resurrection wymaga następujących danych:

 

1. Dane podmiotu rekonstrukcji (imię, nazwisko, przybliżona data zgonu)

2. Minimalną bazę wspomnień

3. Zgodę Primary Memory Donor (PMD) – osoby najbliższej zmarłemu, która będzie źródłem wspomnień

 

Czy posiadasz zgodę PMD?

 

[Użytkownik]: Tak.

[Mnemos Support]: Wspaniale. Kto będzie pełnił tę rolę?

[Użytkownik]: Moja matka. Klara Cormick.

[Mnemos Support]: Dziękuję. Po zaksięgowaniu płatności wyślemy link aktywacyjny do ekstrakcji na podany adres e-mail.

 

INFORMACJA TECHNICZNA: Proces wykorzystuje technologię Shallow Neural Mirroring (SNM). To technika ekstrakcji pamięci o niskiej inwazyjności kognitywnej – dawca pozostaje w pełni przytomny podczas procedury.

 

UWAGA: System oparty na SNM automatycznie priorytetyzuje wspomnienia o najwyższym wskaźniku pobudzenia emocjonalnego.

 

Zgodnie z sekcją 7.3 regulaminu, Mnemos Corporation nie ponosi odpowiedzialności za treść ekstraktowanych danych.

 

Zgodnie z Rozporządzeniem Rady Wspólnot 447/2089, dane neuronalne pozyskane metodą SNM nie stanowią materiału dowodowego w postępowaniach karnych ani cywilnych. Mnemos Corporation gwarantuje pełną poufność ekstraktowanych wspomnień.

 

Czy potwierdzasz zamówienie?

 

Kursor migał na pustym polu tekstowym. Palce zawisły nad klawiaturą. Taron czuł że spada w dół. Czy mama się zgodzi? Zaczął wyobrażać sobie alternatywne reakcje na wiadomość którą dostanie Klara. Miały jedna po drugiej jak w kalejdoskopie. Czy po tym wszystkim się do mnie odezwie? Zalew wizji, możliwych zakończeń tej sytuacji przygniatał go. Ciągnęło go w dół z wielką siłą, jakby zbliżał się do czarnej dziury. Nikt nie chce mi powiedzieć jaki on był. Dotknął dna i odbił się od niego. Wizja przyszłości stawała się coraz bardziej klarowna. Cel stawał się ważniejszy niż konsekwencje. To już za długo trwa.

 

[Użytkownik]: Potwierdzam.

[Mnemos Support]: Dziękujemy za zaufanie. Twój numer zamówienia: RES-2247-TC. Link aktywacyjny zostanie wysłany do PMD w ciągu 24h od zaksięgowania płatności.

 

Życzymy spokoju i ukojenia.

 

Taron zamknął okno chatu.

Zrobione. Opłacone. Potwierdzone.

Wstał od biurka i podszedł do okna. Miasto migotało na dole tysiącem świateł. Gdzieś tam ludzie kładli się spać, nie wiedząc że ich konta są o kilkadziesiąt kredytów lżejsze. Gdzieś tam mama oglądała swój wieczorny program, nie wiedząc co syn właśnie zrobił. Po raz pierwszy od tygodni poczuł coś na kształt spokoju. Nie szczęścia – to byłoby za dużo. Ale ulgi. Kamień, który nosił w piersi od rozmowy z Heleną, zaczął powoli tracić na wadze.

Jest już bliżej niż dalej.

 

***

 

Powiadomienie wyskoczyło w rogu ekranu trzy godziny później.

Połączenie przychodzące: Mama

Taron wiedział że zadzwoni. Wiedział od momentu, gdy kliknął "potwierdź". Część niego liczyła że mama po prostu zignoruje wiadomość, założy zestaw i zrobi to bez pytań. Młodociana naiwność.

Odebrał. Twarz matki wypełniła ekran – blada, z zaciśniętymi ustami.

– Taron. – Jej głos był dziwnie płaski. – Co to jest?

– Wiesz co to jest.

– Dostałam powiadomienie. Że mój syn… że mój syn zaprosił mnie do sesji Resurrection. – Każde słowo brzmiało jakby je z siebie wyrywała. – Powiedz mi, że to pomyłka.

– To nie pomyłka.

Cisza. Taron patrzył jak matka zamyka oczy, jak jej szczęka się zaciska.

– Nie możesz tego zrobić – powiedziała wreszcie. – Taron, to są moje wspomnienia. Moje. – Jej głos zadrżał. – Ktoś obcy będzie grzebał w mojej głowie. Zobaczy rzeczy, które… które są tylko moje…

– Już zapłaciłem. Nikt niczego nie zobaczy, to jest…

– Piętnaście tysięcy kredytów. Skąd miałeś piętnaście tysięcy kredytów, Taron?

– …automatyczny proces. Nieważne.

– To jest bardzo ważne!

– Nie! – Poczuł jak coś w nim pęka. – Nieważne skąd miałem pieniądze! Ważne że je mam, że zapłaciłem, że jedyne czego potrzebuję to żebyś założyła ten cholerny zestaw na głowę!

– Taron…

– Proszę cię. – Głos mu się załamał. – Proszę cię, mamo. To jedyne o co cię kiedykolwiek prosiłem.

– Ty nie rozumiesz. Są rzeczy, których lepiej nie…

– To właśnie dlatego muszę to zrobić! – Krzyczał teraz, nie obchodziło go że ściany są cienkie, że sąsiedzi słyszą. – Bo ty mi nie powiesz! Nigdy mi nic nie mówisz! Wyrzuciłaś wszystkie zdjęcia, wszystko, jakby nigdy nie istniał!

– To nie tak…

– Nie wiem jak wyglądał mój własny ojciec!

Dopiero teraz zorientował się że płacze. Na ekranie, w małym okienku podglądu, widział własną twarz – zapuchniętą, mokrą, żałosną.

Matka też to widziała.

– Mamo. – Jego głos był teraz cichy, wyczerpany. – Jeśli tego nie zrobisz… stracę cię. Już cię tracę. Każdego dnia tracę cię trochę bardziej i nie wiem dlaczego.

Klara patrzyła na niego przez ekran. Naprawdę na niego patrzyła – może pierwszy raz od miesięcy.

Zamknęła oczy.

– Nie wiesz o co prosisz – szepnęła.

Cisza. Pięć sekund. Dziesięć. Wieczność. Klara otworzyła oczy. Coś w nich zgasło. Albo może się poddało.

– Dobrze – powiedziała martwym głosem. – Dobrze, Taron. Zrobię to.

Połączenie zakończyło się zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej.

Taron siedział w ciemności, niebieskie światło przełamywało mrok pokoju.

Wygrał.

Tylko dlaczego to nie smakowało jak zwycięstwo?

 

III

 

Klinika Mnemos Corporation mieściła się na siedemnastym piętrze Wieży Medycznej. Klara wysiadła z windy i stanęła przed szklanymi drzwiami, które rozsunęły się bezgłośnie. Za nimi rozciągał się korytarz – biały, sterylny, pachnący czymś słodkim i chemicznym jednocześnie. Jak kwiaciarnia w szpitalu. Recepcjonistka uśmiechnęła się do niej tym samym uśmiechem co na zdjęciach na stronie internetowej. Profesjonalnym. Kojącym. Wypraktykowanym.

– Pani Cormick? Proszę chwilę poczekać. – Wręczyła jej tablet. – Formularz zgody. Proszę przeczytać przed sesją.

Klara usiadła w poczekalni. Białe ściany, białe krzesła, cichy szum klimatyzacji. Na stoliku obok leżały czasopisma sprzed dwóch miesięcy. Nie dotknęła ich. Patrzyła na tablet. Litery były drobne, tekst gęsty. Większość ludzi pewnie przewijała do końca i klikała "akceptuję". Klara nie była większością ludzi. Jeśli mam pozwolić maszynie grzebać w mojej głowie, chcę wiedzieć co dokładnie zrobi. Czytała. Powoli. Każdy akapit.

Większość brzmiała jak czarna magia – żargon techniczny, którego nie rozumiała i nie chciała rozumieć. Wyłapała tylko tyle: stymulacja kory przedczołowej, ekstrakcja wspomnień projektowanych przez dawcę. System widzi tylko to, co ona zdecyduje się wspominać. To ja kontroluję co zobaczą. I wtedy zobaczyła sekcję 7.3:

 

Zgodnie z Rozporządzeniem Rady Wspólnot 447/2089, dane neuronalne pozyskane metodą Shallow Neural Mirroring mają charakter subiektywny i nie stanowią materiału dowodowego w postępowaniach karnych ani cywilnych. Mnemos Corporation gwarantuje pełną poufność ekstraktowanych wspomnień. Treść wspomnień nie jest analizowana przez personel – proces rekonstrukcji jest w pełni zautomatyzowany.

 

Klara przeczytała ten fragment trzy razy.

Nie stanowią materiału dowodowego.

Pełna poufność.

Proces jest zautomatyzowany.

Coś w niej puściło. Nie do końca – wciąż czuła ten supeł w żołądku – ale trochę. Wysstarczająco.

Nikt nie zobaczy. Nikt się nie dowie. To tylko… dane. Algorytm. Maszyna która nie osądza.

Doczytała do końca ale jeszcze nie kliknęła "akceptuję".

– Pani Cormick? – Recepcjonistka stała przy drzwiach. – Kieran jest gotowy.

Klara wstała, ściskając tablet.

Pomieszczenie ekstrakcyjne wyglądało jak skrzyżowanie gabinetu dentystycznego z centrum dowodzenia. Fotel pośrodku – biały, ergonomiczny, z zagłówkiem wyposażonym w sieć delikatnych elektrod. Wokół niego ekrany, panele kontrolne, migające diody. Na jednej ze ścian logo Mnemos – stylizowane oko z rozchodzącymi się od niego koncentrycznymi kręgami.

Widzimy wspomnienia. Przywracamy bliskich.

Klara usiadła na brzegu fotela. Nie położyła się. Jeszcze nie.

– Dzień dobry, nazywam się Kieran, będę prowadził dzisiejszą sesję. – Technik był młody, może trzydzieści lat, z tym rodzajem entuzjazmu który mają ludzie kochający swoją pracę. – Jak się Pani dziś czuje?

– Dobrze. – Skłamała.

– Świetnie. – Usiadł naprzeciwko niej na obrotowym stołku. – Jakieś pytania zanim zaczniemy?

Tysiące. Żadne właściwe.

– Jak to… działa?

Kieran uśmiechnął się.

– Nic skomplikowanego. System będzie stymulował korę przedczołową, szczególnie obszary związane z pamięcią autobiograficzną i tagowaniem emocjonalnym. Pani myśli o podmiocie, a my to rejestrujemy.

– Czyli… będę kontrolować, co wyciągacie?

– System odczytuje wspomnienia, o których Pani zacznie myśleć. Pomyśli Pani o mężu, a my to zapiszemy. – Uśmiechnął się. – System ma czasami tendencję do priorytetyzacji tych najbardziej intensywnych wspomnień, ale to normalne. Silne emocje dają lepszy materiał do rekonstrukcji.

Klara skinęła głową.

Będę myśleć o dobrych rzeczach. To wystarczy.

Trochę ją to uspokoiło. Trochę.

– I to nie boli?

– Absolutnie nie. Lekkie mrowienie, nic więcej.

– To chyba wszystko.

– Zestaw zostanie wysłany na adres wskazany w formularzu – w tym przypadku Pani adres.

Klara spojrzała na tablet. Na przycisk na dole ekranu: “Akceptuję”.

Wcisnęła.

– Doskonale. – Kieran zabrał tablet i wstał. – Proszę się położyć.

Fotel był ciepły i wygodniejszy niż wyglądał. Klara poczuła jak zagłówek dopasowuje się do kształtu jej czaszki. Kieran założył jej na głowę obręcz z elektrodami – lżejszą niż się spodziewała.

– Proces trwa około 5 minut, ale z punktu widzenia dawcy wydaje się o wiele dłuższy. Poczuje się Pani jakby śniła na jawie. – Jego głos dochodził teraz gdzieś zza jej głowy. – Proszę się rozluźnić i pozwolić wspomnieniom płynąć naturalnie.

Mam kontrolę. To moja głowa. Moje wspomnienia.

Kieran zapiął jej pasy bezpieczeństwa – tak na wszelki wypadek, jakby sny chciały zrobić wyrwę w świadomości, wyjść na zewnątrz i przejąć kontrolę nad ciałem. Coś za jej plecami zaczęło cicho brzęczeć. Na ekranach pojawiły się wykresy, fale, migające wskaźniki.

– Jeszcze chwila i zaczynamy, proszę myśleć o…

– Poczekaj. – Klara poczuła jak serce przyspiesza. – A jeśli… jeśli są wspomnienia, których wolałabym nie…

Kieran obszedł fotel i stanął tak, żeby mogła go widzieć. Jego twarz była łagodna.

– Proszę Pani, robię to od pięciu lat. – Mówił cicho, spokojnie. – Widziałem setki osób na tym fotelu. Wdowy. Wdowców. Rodziców, którzy stracili dzieci. I wiem, że najtrudniej jest tym, którzy przychodzą tu sami, dla siebie.

Zamilkł na chwilę.

– Ale Pani przyszła dla kogoś. Widziałem w zamówieniu, że to Pani syn o to poprosił. I z mojego doświadczenia… to pomaga. Wiedzieć, że robi się to dla kogoś, kogo się kocha.

Klara poczuła jak coś ściska ją w gardle.

Dla Tarona. Robię to dla Tarona.

– Proszę pomyśleć o nim. O tym, jak bardzo tego potrzebuje.

Klara zamknęła oczy. W tej chwili widziała twarz Tarona z tamtego wieczoru. Zapuchnięte oczy. Mokre policzki. “Już cię tracę. Każdego dnia tracę cię trochę bardziej.”

– Dobrze – szepnęła.

Kieran skinął głową i wrócił do panelu.

– Proszę się rozluźnić. Pomyśleć o mężu. O dobrych chwilach.

O dobrych chwilach. Tylko o dobrych.

– Rozpoczynam ekstrakcję.

Świat zalało białe światło.

Tylko o dobrych…

 

***

 

Białe światło ustępuje. Klara czuje jak odpływa, jak granice jej ciała rozmywają się w ciepłej mgle.

To tylko wspomnienia. Kontroluję to. Myślę o dobrych…

Złoto. Wszędzie złoto i błękit.

 

***

 

Słońce. Wszędzie słońce. Klara leży na plaży, gorący piasek pod plecami. Obok niej Gary – młodszy, szczuplejszy, z tym uśmiechem który sprawił że się w nim zakochała. Trzyma nad nią telefon.

– Nie rób mi zdjęć, wyglądam okropnie – śmieje się, zasłaniając twarz.

– Nieprawda. – Gary pochyla się i całuje ją w czoło. – Jesteś najpiękniejsza na tej całej wyspie.

– Na wyspie jest może dwieście osób.

– To jesteś najpiękniejsza z dwustu osób.

Klara przewraca oczami, ale uśmiecha się. Gary kładzie się obok niej, ich ramiona się stykają. Morze szumi w oddali. Gdzieś krzyczy mewa.

– Wiesz co? – mówi Gary, patrząc w niebo. – Moglibyśmy tu zostać. Kupić jakąś budkę z lodami. Ty byś sprzedawała, ja bym jadł.

– Świetny plan biznesowy.

– Prawda? – Odwraca głowę i patrzy na nią. Jego oczy są jasne, pełne światła. – Kocham cię, Klaro.

To jest pierwszy raz gdy to mówi. Klara pamięta ten moment – jak serce jej stanęło, jak nie mogła złapać oddechu, jak wszystko wokół na sekundę zamilkło.

– Ja ciebie też – szepcze.

Gary uśmiecha się. Ten uśmiech. Ten cholerny uśmiech który sprawił że zapomniała o całym świecie. Pstryka zdjęcie.

– Hej!

– Teraz mam dowód. – Pokazuje jej ekran. Klara na zdjęciu jest roześmiana, z zamkniętymi oczami, z piaskiem we włosach. – Widzisz? Najpiękniejsza.

To było dobre. To było prawdziwe. Myślę o tym, tylko o tym, o słońcu i o…

Złoto blednie. Błękit przechodzi w mleczną biel.

Nie, zostań, chcę zostać tutaj, chcę…

 

***

 

Blado biała sala szpitalna. Zapach środków dezynfekujących. Jarzeniówki nad głową. Klara leży na łóżku, wykończona, spocona, szczęśliwa. W ramionach trzyma zawiniątko. Maleńką twarz. Zamknięte oczy. Idealny nosek. Taron.

Drzwi się otwierają. Wchodzi Gary – blady, z trzęsącymi się rękami. Przez ostatnie dwanaście godzin chodził po poczekalni tam i z powrotem. Pielęgniarki próbowały go uspokoić. Nie dał rady usiedzieć.

– Mogę…? – Jego głos się łamie.

Klara kiwa głową. Gary podchodzi jak do ołtarza. Siada na brzegu łóżka. Patrzy na zawiniątko.

– To on? – szepcze.

– To on.

Gary wyciąga rękę. Zatrzymuje się w połowie. Patrzy na Klarę pytająco.

– Weź go.

Bierze syna. Jego dłonie – duże, szorstkie od pracy na yardzie – obejmują malutkie ciałko z taką delikatnością, jakby trzymał coś ze szkła. Taron wydaje z siebie ciche mlaśnięcie i śpi dalej.

Gary płacze. Klara nigdy wcześniej nie widziała go płaczącego. Nawet na ślubie. Nawet gdy jego ojciec trafił do szpitala. Ale teraz łzy spływają mu po policzkach i on nawet nie próbuje ich wycierać.

– Cześć, mały – mówi łamiącym się głosem. – Jestem twoim tatą. I obiecuję ci… – Przełyka ślinę. – …obiecuję że zawsze będę cię chronił.

Klara patrzy na nich. Na swojego męża trzymającego ich syna. Na tę scenę która powinna być wydrukowana, oprawiona i powieszona na ścianie.

Kochałam go. Naprawdę go kochałam. I on kochał nas. Wiem że kochał.

Więc dlaczego…

Biel zaczyna szarzeć na brzegach.

Nie. Myśl o dobrych rzeczach. Myśl o…

 

***

 

Świeczka w kształcie jedynki płonie na torcie.

– Sto lat, sto lat… – Klara śpiewa, trzymając Tarona na kolanach. Maluch wyciąga rączki w stronę ognia, zahipnotyzowany.

Salon jest udekorowany balonami. Na stole stoją talerze z przekąskami, których nikt nie tknął. Mieli przyjść goście – rodzice Gary'ego, Helena z dziećmi – ale teściowa zadzwoniła rano że nie mogą, a Helena napisała że jej mały się rozchorował. Są sami. We trójkę. Gary stoi przy oknie z telefonem przy uchu. Rozmawia z kimś z pracy. Jego głos jest cichy, napięty.

– …nie, mówiłem że dzisiaj biorę wolne. To urodziny mojego syna.

Jego twarz zalała się złością. Gary zaciska szczękę. Żyła na jego szyi pulsuje.

– Kurwa, czy on nie umie zrobić chociaż jednej rzeczy porządnie?! – Uderza pięścią w framugę. Klara drga. Taron zaczyna marudzić. – Dobra! Będę za godzinę.

Rozłącza się. Sięga do lodówki, wyciąga energetyka. Trzeciego dziś, Klara liczyła. Wypija połowę jednym haustem. Odwraca się do Klary. Jego twarz jest jak maska.

– Muszę jechać.

– Dzisiaj? To urodziny Tarona.

– Wiem jakie to są urodziny. – Warczy. Potem widzi jej minę i bierze głęboki oddech. – Przepraszam. Wiem. Ale to pilne. Rozjebali coś przy załadunku znowu.

– Co może być pilniejszego niż…

– Klara, proszę. – Podnosi rękę. Gest który mówi "nie teraz". – Wrócę za dwie godziny maksymalnie.

Pochyla się i całuje Tarona w czubek głowy. Potem ją – szybko, w policzek. Nie w usta. Już od jakiegoś czasu nie w usta.

– Zdmuchnijcie świeczkę beze mnie.

Drzwi się zamykają. Klara patrzy na tort. Na jedynkę która się topi. Na syna który nie rozumie jeszcze dlaczego tata wyszedł.

– No to zdmuchujemy? – mówi z uśmiechem którego nie czuje.

Taron klaszcze w rączki.

To nic nie znaczyło. Był zestresowany. Każdy się stresuje. To jeszcze nie było…

Szarość gęstnieje. W jej brzegach pojawiają się smugi brunatnego brązu.

Nie. Proszę. Nie chcę tam iść. Nie chcę…

 

***

 

Kuchnia. Noc. Rozbity talerz na podłodze. Klara stoi przy zlewie, plecami do męża. Nie odwraca się. Nie może się odwrócić. Jeśli się odwróci, zobaczy jego twarz, a wtedy…

– Pytam cię o jedną prostą rzecz. – Głos Gary'ego jest cichy. Kontrolowany. Gorszy niż krzyk. – Gdzie byłaś?

– Mówiłam ci. U Heleny. Jej syn…

– Dzwoniłem do Heleny.

Cisza.

– Ona nie umie kłamać. Więc pytam jeszcze raz. – Kroki za jej plecami. Bliżej. – Gdzie. Byłaś.

– Ja… poszłam jeszcze do sklepu i…

Jego dłoń wystrzeliwuje i zamyka się na jej nadgarstku. Mocno. Boleśnie. Palce wbijają się w skórę jak kleszcze. Klara nie krzyczy. Nauczyła się nie krzyczeć. Krzyk go denerwuje. Wszystko go denerwuje, ale krzyk najbardziej.

– Kłamiesz – mówi Gary, przekręcając jej rękę. – Myślisz że jestem głupi?

– Gary, proszę…

– Myślisz że nie widzę jak na mnie patrzysz? Jak ze mną rozmawiasz? – Mocniej. Klara czuje jak kości zgrzytają o siebie. – Jesteś moją żoną. Moją. I będziesz mi mówić prawdę.

Powiedz mu. Powiedz że byłaś na rozmowie o pracę. Powiedz że chciałaś mieć własne pieniądze. Powiedz…

Ale nie mówi. Bo wie co się stanie. Praca oznacza ludzi. Ludzie oznaczają mężczyzn. Mężczyźni oznaczają…

– Przepraszam – szepcze. – Przepraszam. Nie wyjdę więcej bez pytania.

Gary patrzy na nią. Długo. Potem puszcza jej nadgarstek.

– Posprzątaj to – mówi, wskazując na talerz. I wychodzi.

Klara stoi przy zlewie. Jej ręka pulsuje bólem. Patrzy w dół – na nadgarstku zaczynają wykwitać siniaki w kształcie palców. Jutro założę długi rękaw. Nikt nie zauważy. Nikt nigdy nie…

Nie chcę tego widzieć. Nie chcę. Proszę, niech to się skończy, niech…

Brąz przechodzi w ciemny granat. Ciemność powoli zalewa świat.

 

***

 

Samochód. Ciemna ulica. Wracają z imprezy. Gary dostał w końcu wymarzoną nagrodę za lojalność. Prowadzi, mimo, że nie powinien – wypił za dużo – ale nikt mu nie powie co ma robić. Nikt nigdy mu nie mówi. Klara siedzi na miejscu pasażera, wciśnięta w drzwi, tak daleko od niego jak to możliwe. Przez całą imprezę uśmiechała się, rozmawiała z żonami kolegów, udawała że wszystko jest dobrze. Tak jak zawsze. Ale Gary widział. Widział jak rozmawiała z Ronem. Jak się śmiała z jego żartów. Jak dotknęła jego ramienia.

– Dobrze się bawiłaś – mówi Gary. To nie jest pytanie.

– Było miło.

– Z Ronem było miło?

– Gary, on tylko…

– Tylko co? – Samochód szarpie gdy Gary gwałtownie skręca w boczną ulicę. Zatrzymuje się przy chodniku. – Tylko co, Klara?

– Rozmawialiśmy. To wszystko.

– Dotykałaś go.

– Dotknęłam jego ramienia, to…

– Moja żona dotyka innego faceta przy wszystkich! – Uderza pięścią w kierownicę. Klakson wyrywa krótki, piskliwy dźwięk. – Wiesz jak ja się czułem? Wiesz jak to wyglądało?

– Przepraszam, nie pomyślałam…

– Ty nigdy nie myślisz!

Klara sięga do klamki. Chce wyjść. Chce uciec. Dłoń Gary'ego wystrzeliwuje przez siedzenia i chwyta ją za nadgarstek. Ten sam. Zawsze ten sam. Szarpie ją do siebie.

– Dokąd? – Jego twarz jest tuż przy jej twarzy. Czuje alkohol w jego oddechu. – Dokąd chcesz iść, Klara? Do Rona?

– Puść mnie.

– Nigdzie nie idziesz. – Zaciska palce. Klara jęczy z bólu. – Jesteś moja. Rozumiesz? Moja.

Puszcza ją równie nagle jak złapał. Klara przyciska nadgarstek do piersi. Coś w nim trzeszczy. Może skręcone. Może pęknięte. Gary odpala silnik.

– Jedziemy do domu – mówi spokojnie, jakby nic się nie stało. – I więcej nie rozmawiamy o Ronie.

Klara siedzi w ciemności, skulona przy drzwiach, z nadgarstkiem pulsującym bólem.

Granat przechodzi w czerń. Czystą, gęstą czerń.

 

***

 

Wracają nocą z zakrapianej imprezy u Mirona. Mieszka po drugiej stronie parku Milenijnego. Zimny wiatr kłuje w policzki. Gary ledwo idzie prosto. Pił cały wieczór. Piwo, potem wódka, potem jeszcze coś. Klara widziała jak łyka tabletki w łazience – te które "pomagają mu się rozbudzić" po nocnych zmianach. Energetyki już nie wystarczają. Park jest pusty. Latarnie rzucają blade kręgi światła na ścieżkę. Poza tym – czerń.

– Dobrze się bawiłaś? – mówi Gary.

Klara zna ten ton. Ten spokojny, kontrolowany ton który jest gorszy niż krzyk.

– Było miło – mówi ostrożnie.

– Miło. – Gary kiwa głową. – A z kim ci było tak miło, że musiałaś do niego dzwonić?

Klara zastyga w miejscu.

– Co?

– Myślisz że jestem głupi? – Gary odwraca się do niej. Jego oczy są przekrwione, podkrążone. Twarz wykrzywiona w grymasie. – Widziałem numer w twoim telefonie. Kim jest Micah?

– To… to doradca finansowy. Chciałam tylko…

– Doradca finansowy. – Gary wybucha śmiechem. Krótkim, ostrym. – Moja żona spotyka się z jakimś chłopcem od pieniędzy. Za moimi plecami.

– Nie spotkałam się, tylko dzwoniłam…

– Po co? – Gary robi krok w jej stronę. – Po co ci doradca finansowy, Klara? Co planujesz?

– Nic nie planuję, chciałam tylko…

– Kłamiesz!

– Gary, proszę, jesteś pijany, porozmawiajmy w domu…

– Nie mów mi że jestem pijany! – Robi kolejny krok. Klara cofa się. – Nie mów mi co mam robić! Nie mów mi…

Tym razem jest inaczej. Tym razem nie kontroluje siły. Tym razem ciągnie ją do siebie i Klara widzi jego pięść…

Ból eksploduje w jej policzku.

Upada na zimną ścieżkę, wśród liści, z krwią w ustach. Świat wiruje. W uszach szumi.

– Ty… ty mała… – Gary stoi nad nią, dysząc. – Myślisz że możesz… że możesz mnie…

I wtedy się zatrzymuje. Jego twarz zmienia się. Przekrzywia. Dłoń która przed chwilą była zaciśnięta w pięść teraz łapie się za pierś.

– Kla… Klara…

Upada na kolana.

Potem na bok.

Leży na ścieżce, wśród jesiennych liści, z ręką wciśniętą w klatkę piersiową. Jego oczy są szeroko otwarte. Usta łapią powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Klara siedzi na ziemi. Smakuje krew w ustach. Czuje jak policzek puchnie.

Zadzwoń po pomoc. Zadzwoń. Wyciągnij telefon i…

Stoi nieruchoma.

Gary wyciąga rękę w jej stronę. Błaga bez słów. Ta sama ręka która przed chwilą…

Klara patrzy na niego. Na te oczy które widziały w niej własność. Na te usta które mówiły że ją kocha i że jest niczym. Na tę pięść która…

Dotyka swojego policzka. Pulsuje bólem. Gary charczy. Rzęzi. Próbuje coś powiedzieć. Klara wstaje. Nogi się pod nią trzęsą. Świat wciąż wiruje. Klara stoi nad nim. Patrzy na jego nieruchomą twarz.

Powinnam zadzwonić. Powinnam…

Odwraca się i odchodzi. Nie biegnie. Jej kroki są powolne, niepewne. Potyka się o korzeń. Łapie równowagę. Nie ogląda się. Gdzieś w ciemności, na słupie którego nie widzi, kamera monitoringu miejskiego rejestruje zdarzenie. Kobietę w szarym płaszczu która odchodzi od leżącego mężczyzny. Która nie wyciąga telefonu. Która nie woła o pomoc. Która po prostu znika między drzewami.

 

***

 

Czerń. Absolutna, kompletna czerń.

A potem – białe światło. Gwałtownie. Boleśnie. Klara czuje jak jej ciało szarpie się na fotelu. Słyszy własny krzyk – stłumiony, jakby dochodził spod wody. Czuje łzy na policzkach. Nie wie kiedy zaczęła płakać.

– Ekstrakcja kompletna – mówi głos. Kieran. – Proszę Pani? Słyszy mnie Pani?

Nie odpowiada. Nie może odpowiedzieć.

Co ja zrobiłam. Taron zobaczy co ja zrobiłam.

Na monitorze przed Kieranem migają dane:

 

[Wspomnienie #1: Wartość emocjonalna: +7.2] – Plaża, wakacje

[Wspomnienie #2: Wartość emocjonalna: +5.8] – Szpital, narodziny syna

[Wspomnienie #3: Wartość emocjonalna: +3.1 → -2.4] – Urodziny, rok pierwszy

[Wspomnienie #4: Wartość emocjonalna: -7.4] – Przemoc domowa, incydent #1

[Wspomnienie #5: Wartość emocjonalna: -8.6] – Przemoc domowa, incydent #2

[Wspomnienie #6: Wartość emocjonalna: -9.8] – Park Milenijny, zdarzenie krytyczne

 

Kieran odpiął pasy bezpieczeństwa, Klara skuliła się na fotelu, trzęsąc się, z twarzą mokrą od łez. Kieran zerka na ekran. Widział to setki razy. Wdowy. Wdowców. Rodziców którzy stracili dzieci. Ale czasem – czasem widział też takie profile. Wpisuje notatkę do systemu:

 

[NOTATKA TECHNICZNA]

Pacjent: Klara Cormick

Sesja: RES-2247-TC

Status: Ekstrakcja kompletna

 

Standardowy profil PTSD ze wskaźnikami zgodnymi z syndromem ofiary przemocy domowej. Wspomnienia ekstraktowane zgodnie z protokołem SNM – priorytetyzacja wg wartości emocjonalnej.

 

Materiał przekazany do działu rekonstrukcji.

 

Uwaga: brak zgłoszonych zastrzeżeń od dawcy.

 

Kieran zapisuje. Zamyka plik. To nie jego sprawa co było w tych wspomnieniach. Firma nie odpowiada za czyjeś wspomnienia. To nie jego sprawa co syn tej kobiety zobaczy. Jego sprawa to ekstrakcja. I ekstrakcja jest kompletna.

– Pani Cormick? – mówi łagodnie. – Już po wszystkim. Może Pani wstać?

Klara nie rusza się. Na jej nadgarstkach – tam gdzie zaciskał się pasek bezpieczeństwa fotela – widnieją czerwone ślady.

Jak palce.

 

***

 

Autobus zatrzymał się przy dworcu. Neony świeciły nawet za dnia, nadając nieco kolorów temu jesiennemu porankowi. Klara wysiadła na miękkich nogach. Nie pamiętała drogi z kliniki. Nie pamiętała jak wsiadła, jak płaciła za bilet, jak siedziała wpatrzona w okno. Ostatnie pięć minut – czy może pięć godzin? – rozmazało się w jej głowie jak sen, z którego budzisz się w połowie. Ulice wyglądały tak samo jak zawsze. Te same witryny, te same reklamy, te same twarze przechodniów. A jednak wszystko wydawało się inne. Jakby świat przesunął się o cal w lewo i tylko ona to zauważyła.

Zobaczył wszystko. Algorytm zobaczył wszystko.

Nogi niosły ją same. Znała tę drogę na pamięć – tysiące razy wracała nią do domu. Ale dziś każdy krok wydawał się cięższy.

A za tydzień Taron też zobaczy.

Minęła kebab, który był tu od lat. Minęła aptekę z migającym zielonym krzyżem. Minęła… konfesjomat.

Zatrzymała się.

Budka stała w tym samym miejscu co zawsze. Krzyż na drzwiach, cennik obok – "Rozgrzeszenie – 10 kredytów". Nie weszła. Stała tylko przez chwilę, patrząc na zamknięte drzwi.

Pozwól mu zrozumieć. Proszę. Tylko tyle.

Dopiero przy następnej latarni wyciągnęła telefon. Słońce odbijało się w ekranie, utrudniając czytanie. Osłoniła go dłonią – bladą, zmęczoną dłonią kobiety, która właśnie oddała maszynie wszystko co ukrywała przez trzynaście lat. Otworzyła wiadomości. Znalazła kontakt: Taron. Palce zawisły nad klawiaturą.

Taron chciał poznać ojca. Teraz go pozna. Prawdziwego.

Powoli, litera po literze, napisała: "Zrobione. Za tydzień będziesz mógł z nim porozmawiać." Wysłała.

Trzy sekundy. Pięć. Siedem.

Odpowiedź.

"Dziękuję, mamo. Kocham cię."

Klara wpatrywała się w te słowa.

Kocham cię.

Takie proste. Takie zwykłe. Takie kruche.

Schowała telefon. Ruszyła do domu.

Jeszcze tydzień.

Jeszcze przez tydzień będzie matką, którą Taron zna. Tą, która go chroniła. Tą, którą kocha.

Potem zobaczy kim naprawdę była.

 

IV

 

Dzwonek do drzwi rozległ się tuż przed dwudziestą. Klara otworzyła. Kurier w granatowym uniformie trzymał białe pudełko – eleganckie, z wytłoczonym logo Mnemos Corporation na wieczku.

– Paczka dla Cormick?

– Tak, to ja.

Podpisała na tablecie. Kurier skinął głową i zniknął w klatce schodowej. Klara stała z pudełkiem w rękach. Było lżejsze niż się spodziewała. Takie małe. Takie niepozorne. A w środku…

– Mamo? Co to?

Taron stał w drzwiach swojego pokoju. Jego oczy wbiły się w pudełko.

– To… – Klara przełknęła ślinę. – To przyszło. Dla ciebie.

Wyciągnął ręce. Zawahała się.

– Nie dam rady być przy tym – powiedziała cicho. – Nie dam rady wrócić do tych wspomnień. Raz mi wystarczy.

Taron skinął głową. Nie naciskał. Prawda była inna. Bała się że jedno jej słowo, jeden gest, wystarczy by obudzić w tym hologramie coś, co wolała zostawić pogrzebane. Oddała mu pudełko. Taron wziął je obiema rękami – ostrożnie, jakby trzymał coś kruchego. Coś świętego.

Zniknął w swoim pokoju. Drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem.

Klara została w korytarzu.

 

***

 

Taron usiadł na łóżku. Pudełko spoczywało na jego kolanach. Przez chwilę tylko na nie patrzył. Na logo – stylizowane oko z koncentrycznymi kręgami. Na napis pod spodem: RESURRECTION. Widzimy wspomnienia. Przywracamy bliskich.

Otworzył wieczko. W środku, wtulone w białą piankę, leżało urządzenie. Gładkie, owalne, wielkości dwóch złożonych pięści. Wyglądało jak jajko – białe, eleganckie, z delikatną linią biegnącą wokół górnej części. Jakby ktoś zaznaczył ołówkiem gdzie je otworzyć. Obok leżał cienki kabel zasilający i kartka z instrukcją. Trzy kroki. Podłącz. Włącz. Przywitaj się. Taron wyjął urządzenie. Było ciepłe w dotyku – albo może to tylko jego dłonie były zimne. Podłączył kabel do gniazdka przy biurku. Postawił jajko na blacie. Po chwili pokazał się niebieski przycisk z przodu. Dotknął go.

Delikatne brzęczenie. Linia wokół górnej części rozbłysła na niebiesko. A potem – górna część otworzyła się, jakby ktoś odciął nożem wierzchołek jajka. Z wnętrza wystrzelił słup światła. Najpierw logo Mnemos – oko, kręgi, wszystko w bladym błękicie. Potem się rozpłynęło i zaczęło formować coś innego. Kształt. Sylwetkę. Twarz.

Taron wstrzymał oddech.

 

***

 

Klara stała pod drzwiami pokoju Tarona. Nie chciała podsłuchiwać. Nie planowała tego. Ale nogi same ją tu przyniosły i teraz stała, z dłonią zaciśniętą na framudze, wpatrując się w niebieską poświatę przebijającą przez szparę pod drzwiami.

– Tato?

Głos Tarona. Łamiący się. Pełen czegoś, czego Klara nie słyszała od lat.

– Tato, to ja. Taron.

A potem inny głos. Głębszy. Cieplejszy. Znajomy.

– Taron. Mój syn.

Klara zamknęła oczy.

Gary.

 

***

 

Hologram był niemal idealny. Gary stał przed nim – a raczej unosił się, od pasa w górę, nad białym jajkiem. Taron był za mały by pamiętać. Nie widział żadnych zdjęć. Ale wiedział że to on. Czuł to. Ciemne włosy, lekko falowane. Szeroka szczęka. Oczy – ciepłe, brązowe, z tym rodzajem głębi, która sprawiała że chciało się mu zaufać.

– Taron – powtórzył Gary. Uśmiechał się. – Nie wierzę. Spójrz na siebie. Jaki duży.

– Mam siedemnaście lat – powiedział Taron. Głos mu drżał.

– Siedemnaście. – Gary pokiwał głową. – Prawie dorosły. Pewnie wyższy ode mnie.

– Nie wiem. Nie… nie wiem ile miałeś wzrostu.

– Metr osiemdziesiąt dwa. – Gary mrugnął. – Ale zawsze mówiłem że metr osiemdziesiąt pięć. Nie mów nikomu.

Taron parsknął śmiechem. Krótkim, mokrym od łez których nie zauważył.

– Dziękuję – powiedział Gary. Jego głos zmiękł. – Że chciałeś się ze mną pożegnać. Że dałeś mi tę szansę.

– Chciałem cię poznać. Całe życie chciałem cię poznać.

– I teraz mnie znasz.

– Tak. – Taron otarł oczy wierzchem dłoni. – Teraz cię znam.

Przez chwilę siedzieli w ciszy. Taron i hologram jego ojca. Niebieskie światło pulsowało delikatnie.

– Kocham cię, synu – powiedział Gary. – Zawsze cię kochałem. Nawet gdy mnie nie było.

– Ja ciebie też, tato. – Słowa wyszły z niego same. Naturalne. Prawdziwe. – Ja ciebie też.

 

***

 

Za drzwiami Klara przycisnęła dłoń do ust.

Kocham cię, synu.

Tak to brzmiało. Tak brzmiał Gary, gdy był dobry. Gdy był tym mężczyzną, w którym się zakochała.

Może to będzie w porządku. Może Taron zobaczy tylko to. Może…

 

***

– Tato?

– Tak?

– Dlaczego mama nigdy mi o tobie nie mówiła?

Gary przekrzywił głowę. Przez ułamek sekundy jego twarz była nieruchoma – jak zdjęcie zanim załaduje się reszta.

– Nie mówiła?

– Nic. Wyrzuciła wszystkie zdjęcia. Unikała tematu. Jakbyś… jakbyś nigdy nie istniał.

– Ukrywała.

– Słucham?

– Twoja matka zawsze coś ukrywała. – Głos Gary'ego zmienił się. Ledwo zauważalnie. Jakby temperatura w pokoju spadła o kilka stopni. – Zawsze kłamała.

Taron zmarszczył brwi.

– Nie kłamała. Po prostu nie chciała o tobie mówić.

– Nie chciała? – Gary uniósł brew. – A może nie mogła? Może bała się że powiesz coś co jej nie pasuje?

– Bała się? – Taron pokręcił głową. – Czego miałaby się bać?

Gary patrzył na niego. Przez długą chwilę.

– Mnie.

Słowo zawisło w powietrzu.

– Twoja matka zawsze się mnie bała. – Gary mówił spokojnie, rzeczowo, jakby wyjaśniał oczywistość. – Bo wiedziała że widzę wszystko. Że wiem kiedy kłamie. Kiedy coś przede mną ukrywa.

Taron poczuł jak coś zimnego spływa mu po kręgosłupie.

– Co… co ty mówisz?

– Mówię prawdę. – Gary wzruszył ramionami. – Klara nigdy nie umiała być szczera. Ciągle gdzieś wychodziła, ciągle się z kimś spotykała. Musiałem ją pilnować. Dla jej własnego dobra. Dla waszego dobra.

– Pilnować?

– Należycie do mnie. – Gary powiedział to tym samym ciepłym tonem co "kocham cię". – Twoja matka była moja. Ty też. Zawsze tak było. I zawsze będzie.

 

***

 

Za drzwiami Klara osunęła się po ścianie.

Tak trzeba.

Słyszała wszystko. Każde słowo. I wiedziała – wiedziała że teraz Taron też już wie.

 

***

 

Taron patrzył na hologram. Na twarz swojego ojca. Na ten uśmiech. Na te oczy które przed chwilą były ciepłe, a teraz… Wszystko się rozsypało. Obraz który budował przez kilkanaście lat. Wyobrażenie które stworzył z niczego, z ciszy, z braku zdjęć i braku odpowiedzi. Ojciec który go kochał. Który umarł za wcześnie. Który byłby dumny.

– Musiałem ją czasem skorygować – kontynuował Gary. – Dla jej własnego dobra. Nie rozumiała że robię to z miłości. Że wszystko co robiłem, robiłem dla was.

– Korygować?

– Stawiać granice. Przypominać jej gdzie jest jej miejsce.

Taron poczuł mdłości.

– Jak… jak ją korygowałeś?

Gary uśmiechnął się. Ten sam uśmiech co na początku. Ciepły. Kochający.

– Tak jak trzeba.

Taron patrzył na hologram. Na twarz swojego ojca. Na ten uśmiech.

– Taron? Wszystko w porządku?

– Nie.

– Wyglądasz blado. Jak twoja matka, gdy próbowała kłamać. – Gary uśmiechnął się szerzej. – Wystarczyło jej pokazać gdzie jej miejsce i od razu mówiła prawdę.

Taron sięgnął za urządzenie i wyrwał kabel z gniazdka. Hologram zamigotał. Twarz Gary'ego wykrzywiła się w zdziwieniu – ludzkim, prawdziwym zdziwieniu – i zgasła. Górna część jajka opadła z cichym kliknięciem.

Cisza.

Taron siedział w ciemności. Tylko światło z ulicy wpadało przez okno, rysując smugi na ścianach.

Nie płakał. Był za bardzo w szoku żeby płakać.

Korygować. Stawiać granice. Dla jej własnego dobra.

Wstał.

 

***

 

Drzwi otworzyły się gwałtownie.

Klara stała w korytarzu. Przyłapana. Jej oczy były czerwone, twarz mokra od łez.

Taron patrzył na nią.

Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało.

– Słyszałaś – powiedział w końcu Taron. To nie było pytanie.

– Taron, ja…

– Wiedziałaś.

– Proszę, pozwól mi…

– Wiedziałaś jaki był. – Jego głos był cichy. Płaski. Gorszy niż krzyk. – Cały czas wiedziałaś. I pozwoliłaś mi się tego od NIEGO dowiedzieć.

– Chroniłam cię…

– Chroniłaś? – Taron zaśmiał się. Krótko, gorzko. – To ty mnie tego nauczyłaś. Nie kłam, Taron. Mów prawdę, Taron. Bądź uczciwy, Taron.

– To nie było takie proste…

– Mogłaś mi powiedzieć! – Podniósł głos. Pierwszy raz tego wieczoru. – Kiedykolwiek! Przez te trzynaście lat! Zamiast tego… zamiast tego musiałem kupić maszynę żeby porozmawiać z własnym ojcem i dowiedzieć się że był…

Nie dokończył. Nie musiał. Klara stała przed nim. Mała. Skulona. Z wyciągniętą ręką której Taron nie przyjął.

– Nie wiem jak na ciebie patrzeć – powiedział cicho. – Nie wiem kim teraz jesteś.

Minął ją i ruszył do wyjścia.

– Taron, proszę…

Trzask drzwi wejściowych.

Klara została sama w korytarzu. W ciemności. W ciszy.

Z drugiego pokoju dochodziła blada poświata ulicznych latarni, oświetlająca białe jajko na biurku.

Martwe. Ciche. Puste.

Tak jak ona.

 

V

 

Ławka w parku była zimna. Taron siedział z rękami w kieszeniach, wpatrując się w fontannę. Tym razem inną, w innym miejscu. Nie chciał ryzykować że spotka znowu tą dziewczynkę. Było zimno, i późno. Szansa na to była mała, ale w tym momencie racjonalne argumenty były zbyt abstrakcyjne. Libeth siedziała obok niego. Nie dotykała go, nie przysuwała się – znała go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć kiedy potrzebuje przestrzeni. Po prostu była. Październikowe słońce chyliło się ku zachodowi, malując niebo w odcieniach pomarańczy i różu. Liście kasztanowców leżały pod nogami – brązowe, suche, szeleszczące przy każdym podmuchu wiatru.

– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała w końcu Libeth.

Taron wzruszył ramionami.

– Nie wiem czy umiem.

– Nie musisz. – Wyciągnęła z kieszeni paczkę żelek, potrząsnęła nią. – Możemy po prostu posiedzieć.

Taron pokręcił głową. Coś w nim pękało – powoli, jak tama która zbyt długo trzymała wodę.

– Mój ojciec… – zaczął i urwał. Słowa były jak kamienie w ustach. – On nie był tym, za kogo go miałem.

Libeth słuchała. Trzymała na wpół otwartą paczkę żelek w rękach.

– Mama mi nie mówiła. Przez trzynaście lat. Nic. – Taron zaśmiał się gorzko. – Chciałem go poznać. Resurrection wydawał się dobrym pomysłem. Żeby porozmawiać z hologramem mojego ojca i dowiedzieć się, że był…

Nie dokończył. Nie musiał.

– Że był zły? – dokończyła cicho Libeth.

– Że był potworem. – Taron patrzył na fontannę. – I ona wiedziała. Cały czas wiedziała. I pozwoliła mi się dowiedzieć od NIEGO. Od hologramu. Od maszyny która odtworzyła jego… jego…

Głos mu się załamał.

Libeth milczała przez chwilę. Potem powiedziała:

– A może ona nie wiedziała, że tak to wyjdzie?

Taron obrócił głowę.

– Co?

– No bo… – Libeth przygryzła wargę. – Jak to działa? To Resurrection? Ona wybierała co zobaczysz?

– Nie. To znaczy… system sam wybiera. Według emocji.

– Więc może myślała, że zobaczysz coś innego. – Libeth wzruszyła ramionami. – Może myślała, że zobaczysz dobrego ojca. Tego, którego pamiętała z początku.

Taron otworzył usta. Zamknął je. Nie pomyślał o tym. Przez te dwa dni, przez całą tę złość – nie pomyślał, że mama mogła nie wiedzieć co pokaże maszyna.

– Nie mówię że miała rację – dodała szybko Libeth. – Że powinieneś się tak dowiedzieć. To było do dupy. Naprawdę.

– Ale?

– Ale może warto zapytać dlaczego. – Spojrzała na niego.

Taron patrzył na fontannę. Woda pluskała monotonnie, obojętna na wszystko. Ten szum pomagał mu się uspokoić.

Może warto zapytać dlaczego.

Nie odpowiedział. Ale coś w nim – ta twarda, zaciśnięta pięść w środku klatki piersiowej – rozluźniło się. Trochę. Wystarczająco.

– To co? Pójdziesz do domu? – zapytała Libeth.

– Tak. – Taron wstał. – Chyba tak.

 

***

 

Sklep wyglądał tak samo jak zawsze. Te same półki, te same produkty, ta sama muzyka lecąca z głośników – cicha, nijaka, zaprojektowana żeby nie przeszkadzać. Ten sam Joe. Klara starała się na niego nie patrzeć. Wzięła koszyk, ruszyła między regałami. Pomidory, mięso mielone, makaron, bazylia. Czwartek. Dzień spaghetti. Taron uwielbia spaghetti.

Czy jeszcze uwielbia? Czy jeszcze kiedyś zobaczy we mnie matkę?

Zapłaciła – Joe był tak samo uprzejmy i tak samo pusty jak za pierwszym razem – i wyszła na zewnątrz. Październikowy wieczór był chłodny. Klara stanęła na chodniku, siatka z zakupami ciążyła jej w dłoni. Podniosła wzrok i zamarła. Na przystanku naprzeciwko wisiał billboard. Ogromny, podświetlony, niemożliwy do przeoczenia.

Logo Mnemos – stylizowane oko z koncentrycznymi kręgami. Pod spodem napis:

RESURRECTION. Widzimy wspomnienia. Przywracamy bliskich.

A pod napisem – zdjęcie. Starsza kobieta obejmująca hologram młodego mężczyzny. Oboje uśmiechnięci. Szczęśliwi. Złączeni. Klara patrzyła na reklamę. Na to kłamstwo w kolorze.

Przywracamy bliskich.

Przywrócili jej męża. I zniszczyli cały jej świat, wszystko co zbudowała przez trzynaście lat.

– Klara?

Odwróciła się. Helena stała kilka kroków dalej, z własną siatką zakupów. Wyglądała na zmęczoną – więcej zmarszczek wokół oczu, ramiona lekko przygarbione – ale uśmiechała się tym swoim ciepłym, znajomym uśmiechem.

– Heleno. – Klara poczuła jak coś w niej pęka. – Co ty tu…

– Robiłam zakupy. W tym nowym sklepie za rogiem. – Helena wzruszyła ramionami. – Tam jeszcze są ludzie przy kasach. Nie mogę się zmusić żeby…

Urwała, patrząc na twarz Klary.

– Kochana, co się stało?

I Klara się rozsypała. Stały na chodniku – dwie kobiety w średnim wieku, z siatkami zakupów, w świetle zachodzącego słońca – i Klara mówiła. O wszystkim. O Resurrection. O Taronie, który błagał. O ekstrakcji, która wyciągnęła z niej wszystko. O hologramie, który pokazał jej synowi prawdę.

– On na mnie nie patrzy – szepnęła na końcu. – Jakbym była obca. Jakbym była… jakbym była nią. Tą kobietą która to ukrywała.

Helena słuchała. Nie przerywała, nie osądzała. Była tą samą Heleną co zawsze – trochę zagubioną, trochę niezdarną, ale obecną. Prawdziwie obecną.

– Chroniłaś go – powiedziała w końcu. – Jak umiałaś. Może nie idealnie. Ale robiłaś co mogłaś.

– Powinnam mu powiedzieć. Dawno temu.

– Może tak. – Helena kiwnęła głową. – Ale nie powiedziałaś. I nie zmienisz tego co było. Ale możesz zmienić to co będzie.

Klara patrzyła na reklamę Resurrection. Na to sztuczne szczęście. Na te kłamliwe kolory.

– Muszę mu pokazać – powiedziała cicho. – Wszystko. Od początku. Prawdę.

– To zacznij od początku, kochana. – Helena położyła dłoń na jej ramieniu. – Od samego początku.

Klara skinęła głową.

Siatka z zakupami ciążyła w dłoni. Nadgarstki bolały. Ale gdzieś w środku – gdzieś głęboko – coś się rozjaśniło.

Od początku.

Może jeszcze nie było za późno.

 

***

 

Mieszkanie pachniało czosnkiem i pomidorami. Klara stała przy kuchence, mieszając sos. Na blacie obok leżała drewniana łyżka, jeszcze pamietająca czasy gdy Taron był mały i pomagał jej gotować. A raczej rozlewać sos na cały stół. Kuchnia była ciasna, ale swojska. Lodówka oblepiona magnesami z różnych miejsc – większość jeszcze sprzed Tarona, z czasów gdy myślała że będzie podróżować, zwiedzać. Żyć.

Drzwi wejściowe otworzyły się i zamknęły. Ciche kroki w przedpokoju.

– Jest kolacja – powiedziała Klara, nie odwracając się. – Spaghetti.

– Okej.

Jedno słowo. Nic więcej. Taron wszedł do kuchni, usiadł przy stole. Klara nałożyła makaron na talerze, polała sosem. Postawiła przed nim. Usiadła naprzeciwko. Jedli w ciszy.

Było słychać dźwięk sztućców obijających talerze. Zegar tykający na ścianie – stary, analogowy. Szum lodówki. Nic więcej. Klara patrzyła na syna. Na jego pochyloną głowę, na ręce zaciśnięte na widelcu. Widziała w nim Gary'ego – te same rysy, ta sama linia szczęki. Ale oczy… oczy miał po niej.

– Podasz sól? – zapytał Taron, nie podnosząc wzroku.

– Proszę.

Ich palce prawie się zetknęły przy solniczce. Prawie. Cisza wróciła. Gęsta, ciężka, pełna wszystkiego co niewypowiedziane. Klara patrzyła na swój talerz. Na spaghetti które robiła od lat, każdego czwartku, bo Taron je uwielbiał. Na sos według przepisu jej matki. Na makaron, który zawsze gotowała minutę krócej, bo tak lubił.

Trzynaście lat. Trzynaście lat czwartków. I teraz może to ostatni.

Taron odłożył widelec. Wstał.

– Dzięki za kolację – powiedział cicho. I ruszył w stronę swojego pokoju.

Teraz. Teraz albo nigdy.

– Taron, poczekaj.

Zatrzymał się. Nie odwrócił. Klara wstała. Serce biło jej tak mocno, że prawie słyszała je w uszach.

– Co powiesz na spacer? – Jej głos drżał. – Do parku. Kupimy gorącą czekoladę.

Cisza. Taron stał w drzwiach, plecami do niej.

– Po co? – zapytał w końcu.

– Ja… – Klara przełknęła.

Odwróciła się. Otworzyła szufladę, tę na samym dole. 

– Chciałam ci powiedzieć, że nie wyrzuciłam wszystkich.

Zdjęcie. Małe, trochę wyblakłe, z pozaginanymi rogami. Ona na plaży, roześmiana, z piaskiem we włosach, z zamkniętymi oczami. Szczęśliwa.

– Nie wyrzuciłam wszystkich – powtórzyła, podając mu zdjęcie.

Taron wziął je. Patrzył długo. Jego palce – te same długie palce co Gary – trzymały delikatnie krawędzie, jakby bał się że zdjęcie się rozpadnie.

– Chciałabym ci opowiedzieć. O tamtych wakacjach. O tym jak się poznaliśmy. Jak naprawdę było.

– To ty – powiedział cicho.

– To ja. Dwadzieścia lat temu.

– Byłaś szczęśliwa.

– Byłam. – Klara poczuła jak łzy zbierają się w oczach. – Przez chwilę.

Taron podniósł wzrok. Po raz pierwszy od dni patrzył jej prosto w oczy.

– Mamo…

– Przepraszam. – Słowa wyszły z niej same. Nieprzygotowane, nie wyuczone. Prawdziwe. – Za to że musiałeś się tak dowiedzieć. Za to że nie byłam odważniejsza. Za to że byłam tchórzem.

Głos jej się załamał.

– Powinnam ci powiedzieć. Dawno temu. Usiąść z tobą i powiedzieć prawdę. Całą prawdę. Ale bałam się. Bałam się że przestaniesz mnie kochać. Że zobaczysz kim był i pomyślisz że jestem taka sama. Że…

Nie dokończyła. Łzy płynęły już swobodnie. Taron stał z tym zdjęciem w rękach. Z tą młodą, szczęśliwą kobietą, która patrzyła na niego sprzed dwudziestu lat. Powoli, bardzo powoli, oddał jej zdjęcie.

– Gorąca czekolada brzmi dobrze – powiedział cicho.

Klara podniosła na niego wzrok. Przez łzy. Przez te wszystkie lata które między nimi stanęły.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

Uśmiechnęła się. Mały uśmiech, jeszcze niepewny, jeszcze kruchy. Ale prawdziwy. Pierwszy od dni.

– Weź kurtkę. Jest zimno.

 

***

 

Wyszli razem.

Ulica była cicha o tej porze – latarnie rzucały pomarańczowe kręgi światła na chodnik, gdzieś w oddali szczekał pies. Klara szła obok Tarona, ich ramiona prawie się stykały. Nie mówiła jeszcze. Nie teraz. Teraz wystarczyło to – chodzić obok siebie, w ciszy, w tym samym kierunku.

Będzie czas na słowa. Na całą prawdę. Na wakacje i na to co było potem. Na Gary'ego – prawdziwego Gary'ego, nie tego z hologramu, nie tego z jej najgorszych wspomnień. Ale najpierw – gorąca czekolada. I park. I ten pierwszy krok.

Dwie sylwetki szły przez wieczór, w stronę latarni, w stronę parku, w stronę czegoś co może – tylko może – było początkiem.

Nie końcem.

Początkiem.

 

Koniec

Komentarze

Podoba mi się pomysł :) świat technologii ingerujący w umysł i człowieczeństwo. Przerażające :) Jeśli chodzi o sprawy czysto techniczne, nie bardzo pomogę, sam jestem poczatkujący. Czytało sie bardzo przyjemnie, pozdrawiam:)

Nowa Fantastyka