Po pokonaniu przeciwnika i odebraniu, Rogan żegna się z Grodem i wyrusza na Północ.
link do rozdziałów 1-2:
http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/34114
Po pokonaniu przeciwnika i odebraniu, Rogan żegna się z Grodem i wyrusza na Północ.
link do rozdziałów 1-2:
http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/34114
3
Rogan ruszył w stronę gospody, w której spędził ostatnie dwie noce. Trzy sakwy przewieszone przez pas uderzały o jego udo w rytmie kroków, metalicznie, miło w uszy.
Słońce opalało błotnistą ziemię po ostatnich deszczach, a gród ożywał powoli – stragany szumiały rozmowami, a mieszkańcy wciąż komentowali wynik walki. Jego imię powoli wypełniało ulice, jak echo, którego nie dało się zagłuszyć.
Nie przepadał za byciem w centrum uwagi. Ludzkie skupienia były tylko problemem. Ale wiedział, że czasem to nieuniknione. Obserwowali go uważnie, ale on patrzył przed siebie, stawiał kroki ostrożnie, wciąż gotowy do reakcji. Wiedział, że gniew, jeśli się pojawi, wybuchnie nagle. Wolał nie ryzykować.
Gospoda stała kilka kroków przed nim. Drzwi były uchylone, od środka dochodził gwar rozmów i odgłos talerzy. Rogan ruszył, ciężko stawiając sakwy u boku. Pierwszy ruch: otworzył jedną z sakw, wyjął srebrnika i wręczył żebrakowi siedzącemu pod progiem.
– Masz. Idź i pij, ile chcesz – powiedział, chłodno, bez czułości.
Żebrak spojrzał na niego jak na bóstwo, oczy szeroko otwarte, dłonie drżące.
– Dziekuję, Panie – żebrak ledwo wypowiedział słowa.
Rogan obserwował reakcję z uważną, milczącą kalkulacją. Nie był panem. Ale skoro tak go nazwano, pozwolił, by przylgnęło.
Mężczyzna padł na kolana, obejmując jego nogi, całując brudną skórę, bełkocząc w podzięce. Rogan podniósł go ostrożnie za ramiona, postawił na nogi, a potem, przez chwilę, pozwolił by gest był prostym, niemal mechanicznie wyuczonym znakiem ludzkiego kontaktu. Potem puścił. Żebrak westchnął, śmiech rozszedł się po podwórzu – niepokojący i radosny jednocześnie.
Rogan przeszedł dalej, w głąb gospody. Zatrzymał się, słysząc głos z końca sali:
– Właśnie go zabiłeś – powiedziała kobieta, bardziej kokietująca niedorosłym wiekiem dziewczyna, stojąca przy wąskich schodach na pierwszym piętrze. Biodro wysunięte lekko na bok. Nie było w tym gestu bezpośredniej prowokacji, raczej demonstracja pewności siebie.
– Ivy? – zapytał, ignorując jej urodę. – Zastałem waszą matkę?
– Nie ma jej – odparła dziewczyna, uśmiechając się szeroko. – Ale mogę ją zastąpić w każdym aspekcie. Bez wstydu.
Rogan skinął głową, pozostając chłodnym. Dłoń sięgnęła do sakiewki, wyciągnął pięć srebrników i podał je dziewczynie. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Rogan nie pozwolił emocjom wkraczać dalej. To była wymiana prosta, praktyczna, nic więcej.
– Oddaj to matce – powiedział, a ona przyjęła monety, pozwalając mu położyć je na dłoni.
Zanim odszedł w stronę drzwi, usłyszał matkę Ivy. Stała w progu, język trzepotał, jakby chciała go sprowokować.
– Już nas opuszczasz, nowy mistrzu, i to bez celebracji? – była oryginałem niewiele odstępującym urodzie swej kopii. Niepotrzebowała kokieterii odsłonięctego ciała, aby przykuć uwagę.
– Plotki rozchodzą się zbyt szybko – odparł Rogan, uśmiechając się kątem ust. Wiedział, że brak czasu nie sprzyja długim rozmowom. – Nie chcę zatrzymywać się tutaj.
– To żadna plotka. Walczysz tak, jak mówiono – rzekła, przesuwając się lekko do kuchni, przygotować wino.
– Nie jestem tu po wino – odpowiedział Rogan. – Przyszedłem zapłacić za nocleg.
Kobieta odwróciła się, uśmiech wciąż na twarzy, ale teraz widać było w nim grę i obserwację. Rogan nie dał się wciągnąć. Wiedział, że kobieta samotna, czeka na powrót męża, jest podatna na każde zainteresowanie obcego mężczyzny. Ale nie teraz. Nie tu. Nie w tym momencie.
– Proszę – wręczył kolejnego srebrnika. – To za przyszłe spotkanie.
– Będę pamiętać – powiedziała Avi i odwrocila sie, odeszla znikając za zakrętem glebi kuchni.
Rogan obserwował jej ruchy, zapisując w pamięci każdy detal – sposób stawiania stóp, wyraz twarzy, lekkość gestu. Potem ruszył w stronę drzwi. Każdy krok był pewny, zdecydowany. Wiedział, że już więcej ich nie zobaczy. Nie dziś. Nie teraz.
4
Rogan dosłownie wpadł w dzień, zanim jeszcze słońce zdążyło wspiąć się wysoko nad mury grodu. Koń pod nim nerwowo podskakiwał, a sakwy uderzały w jego bok przy każdym kroku, jakby same wyczuwały napięcie powietrza.
– Zbierajmy się! – warknął Picador, patrząc w dal, gdzie horyzont nagle ciemniał pod cieniem nadchodzących chmur. – Nie mamy czasu, żeby gapić się na gwiazdy schowane za jasnością dnia.
Rogan chwycił lejce, wsiadając na brązowego konia. Obok, niemal identyczny wierzchowiec niósł Picadora. Blond włosy przyjaciela lśniły w słabym świetle popołudnia, twarz twarda od lat spędzonych w wojnach i podróżach, ale nadal przyciągająca spojrzenia kobiet, które już dawno przestały wnikać w granice rozsądku.
– Tym razem jesteś na czas – rzucił Rogan, a Picador skinął głową z lekkim uśmiechem.
– Wiem, jakie to dla ciebie ważne. Nie chciałem, żebyś znów był rozpraszany przez pół grodu – odparł Picador, wciąż obserwując ulicę, gdzie mieszkańcy powoli wracali do codziennych zajęć po niedawnej walce.
– Nie patrz tak na mnie – Rogan uśmiechnął się kątem ust. – Uwielbiały słuchać historii z bardziej cywilizowanej części kontynentu, a teraz, kiedy nie ma wojny, serca stają się zimniejsze. Potrzebna jest wojna, żeby kobieta naprawdę odsłoniła swoje wdzięki.
– Dobrze pamiętam twoje wybryki. Podczas wojny… – Picador znów zaczął, ale Rogan przerywał mu śmiechem, przyciągając uwagę przechodniów.
– Nie kończ już. Nie warta słów opowieść.
Rogan rzucił sakwę w stronę przyjaciela, który wychylił się z siodła, łapiąc ją zręcznie. W milczeniu ruszyli w kierunku północnej bramy. Stragany migały kolorami owoców i warzyw, ludzie obserwowali ich, część z szacunkiem, część z rozczarowaniem – bo stracili srebrniki, obstawiając niewłaściwego wojownika.
Nagle, przed karczmą, huk i krzyk przerwały monotonię. Rogan przyspieszył, Picador natychmiast podążył jego tropem. Przed drzwiami panował chaos – dwie grupy ludzi szamotały się, przesuwając stoły i beczki, wzajemnie przepychając. Rogan nie rozpoznał żadnego z nich.
Picador nachylił się do niego, głos stłumiony, lecz wyraźny:
– Dwie grupy wyjechały z grodu tuz po twojej walce. Jedna na południe, druga…
– Na północ – Rogan dokończył zdanie. – Spotkamy tylko jedną z nich. Będzie ich o połowę mniej, ale wciąż więcej niż powinniśmy ryzykować.
Picador przygryzł wargi. W jego oczach widać było zrozumienie i strach.
– Zamiast ganiać za dupami dowódcy, powinieneś uczyć się strategii – dodał, próbując rozładować napięcie.
– Od tego byłeś ty – odparł Rogan, lekko teatralnie wzdychając.
Obaj przyspieszyli kroku, konie sunęły przez błotnistą ulicę, mijając stragany i obserwujących ich mieszkańców. Chaos przy karczmie powoli cichł, a ludzie rozchodzili się w swoje strony. Rogan i Picador poruszali się płynnie, uważnie, ale bez przesadnego pośpiechu.
– Wszystko pod kontrolą – mruknął Rogan, obserwując przechodniów kątem oka.
Picador skinął głową, a ich konie mijały ostatnie zabudowania grodu. Nikt nie próbował ich zatrzymać, nikt nie stawiał przeszkód. Tłum respektował zwycięzcę, a przyjaciel pilnował jego tyłów.
Rogan spojrzał na horyzont, gdzie słońce powoli zbliżało się do linii drzew. Droga do północnej wioski była jeszcze długa, a dzień powoli chylił się ku końcowi. Każdy krok koni niósł w sobie brak ciszy nadchodzącej nocy i świadomość, że prawdziwe wyzwania dopiero się zaczynają.
Picador odchrząknął, spoglądając na Rogana:
– Niczego nie przewiduję, póki sami tego nie napotkamy.
Rogan nie odpowiedział, trzymając lejce mocno w dłoniach. Słońce chowało się coraz niżej, a oni jechali na północ, ku nieznanej jeszcze przygodzie.
Nie było pośpiechu, nie było strachu – jeszcze.
Witaj. :)
Nie znam poprzednich rozdziałów, a wpadam nieco z obowiązku, choć fragmenty nie wliczają się do grafika dyżurnych. :)
Kwestie techniczne i sugestie oraz wątpliwości (tylko do przemyślenia):
Występują błędne zapisy dialogów, np.:
– Już nas opuszczasz, nowy mistrzu, i to bez celebracji? – była oryginałem niewiele odstępującym urodzie swej kopii.
– Proszę – wręczył kolejnego srebrnika.
Zdarzają się też błędy ortograficzne, np.:
Niepotrzebowała kokieterii odsłonięctego ciała, aby przykuć uwagę.
Dostrzegłam również literówki, np.:
Niepotrzebowała kokieterii odsłonięctego ciała, aby przykuć uwagę.
– Będę pamiętać – powiedziała Avi i odwrocila sie, odeszla znikając za zakrętem glebi kuchni.
Są tu też aliteracje, np.:
– Będę pamiętać – powiedziała Avi i odwrocila sie, odeszla znikając za zakrętem glebi kuchni.
Są też błędy składniowe, np.:
– Proszę – wręczył kolejnego srebrnika.
Fabuła ciekawa, choć oczywiście trzeba znać kolejne i następne części, aby śledzić ją na bieżąco. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Veni, vidi i jest super.
Gdybym był Kmicicem, też bym spalił Wołmontowicze
pierwsza część dobrze stylowo napisana, choć temat stary jak świat, druga o dwa poziomy niżej, i gorzej. tym bardziej, że to poprawiony tekst sprzed roku? jeśli przez rok pracowałeś nad poprawkami tamtych fragmentów to słabo.
Dziękuje za wszelkie komentarze i uwagi.
I ja dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)
Pecunia non olet