
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
DETEKTYW KIRCHOLM NA TROPIE
Zatrzymałem samochód przed okazałym, wiktoriańskim domem, wysiadłem i podszedłem do drzwi, zapukałem. Na ławce siedział lokaj w liberii, osobnik o rybiej twarzy, gapiący się tempo w niebo.
– Pukanie jest bezcelowe – powiedział – ponieważ jestem po tej samej stronie drzwi co Pan.
– Więc jak mam tam wejść?
– A czy musi Pan tam wchodzić? To jest podstawowe pytanie.
Wyciągnąłem paczkę Cameli, wyjąłem papierosa i włożyłem do ust, z innej kieszeni marynarki wyjąłem zapałki i podpaliłem papierosa, zaciągnąłem się i wydmuchałem dym prosto w rybią twarz lokaja.
– Jestem prywatnym detektywem, Adam Kircholm, wezwano mnie tutaj. Co według ciebie mam zrobić?
– Co zechcesz.
Nacisnąłem klamkę, drzwi otworzyły się, rzuciłem papierosa na elegancki trawnik i wszedłem.
2
Znalazłem się w ogromnym, ciemnym holu, rozejrzałem się.
– Tutaj! – usłyszałem głos i podążyłem za nim do gościnnego pokoju. W fotelu siedziała starsza, dystyngowana dama, obok na stole stała butelka szkockiej i szklanka. Dama to pewnie Księżna, pomyślałem. Przy jej nogach wylegiwał się wielki, roześmiany od ucha do ucha kot.
– To Kot z Cheshire – powiedziała dama podążając za moim wzrokiem – to Pan jest tym detektywem? Czy mogę zobaczyć jakiś dokument?
Wręczyłem jej moją licencję, przyglądała się z uwagą, widocznie uznała, że wszystko jest w porządku bo oddała mi dokument z uśmiechem.
– Napije się Pan? – nalała mi do pełna nie czekając na odpowiedź.
– Sprawa w jakiej tu Pana wezwałam może wydawać się banalna, ale proszę nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Pochodzę z Królestwa X jak Pan zapewne wie z gazet, chciałabym żeby Pan tam pojechał i znalazł dowody niewinności mojego protegowanego na Dworze – Waleta Kier – oskarżonego o…proszę się nie śmiać…kradzież ciasteczek, pan Kier będzie sądzony w najbliższy piątek, a grozi mu ścięcie – jedyna kara stosowana w naszym państwie. Moja pozycja na Dworze zależy od wyroku w tej sprawie.
– Zwykle nie zajmuję się tego typu sprawami i…
– A ile zwykle Pan zarabia?
– 50 za dzień plus zwrot kosztów związanych ze sprawą.
– Dam Panu 5000 teraz i drugie tyle za wyrok uniewinniający.
– Zgoda – uśmiechnąłem się krzywo.
– Uda się Pan do Królestwa X, tam spotka z niejakim panem Gąsienicą, który przekaże dalsze instrukcje. Powodzenia. Ja wyjeżdżam tam jeszcze dzisiaj, zapewne spotkamy się na miejscu ale proszę o dyskrecję, nie znamy się.
3
Wjazd do Królestwa X znajdował się za wielką łąką, w króliczej norze na skraju żywopłotu. Kontrola graniczna minęła szybko. Wjazdowa nora była początkowo prosta na kształt tunelu, poczym skręcała w dół tak gwałtownie, że nie mogłem się zatrzymać i runąłem w otwór przypominający wylot głębokiej studni.
Wylądowałem miękko na stosie chrustu i suchych liści. Przede mną ciągnął się znowu długi korytarz. Ruszyłem. W końcu znalazłem się w podłużnej, niskiej sali z długim rzędem lamp zwisających z sufitu. Rozglądając się dookoła spostrzegłem mnóstwo drzwi, wszystkie były zaryglowane. Zatrzymałem się przed stolikiem na trzech nogach zrobionym z grubego szkła. Na stole leżał złoty kluczyk i pusta butelka z napisem Wypij mnie. Cokolwiek to znaczyło musiałem najpierw porozmawiać z Gąsienicą, ruszyłem dalej.
Znalazłem go pod podanym przez Księżną adresem. Zobaczyłem grzyb, na środku kapelusza leżała wielka błękitna gąsienica, obok leżała zgaszona fajka. Dotknąłem ciała, zimne, nie żyje od kilku godzin. Sine pręgi na szyi – uduszony. Obejrzałem kapelusz grzyba, na jego skrawkach brakowało kawałków wyrwanych z obu stron. Wiedziałem, że Gąsienica miał pomóc mi w śledztwie, czy dlatego zginął? Po co wyrwano te dwa kawałki – narkotyki? Urwałem z kapelusza fragmenty grzyba, spróbowałem kawałka z prawej strony. W następnej chwili poczułem gwałtowne uderzenie w podbródek: uderzyłem nim we własną stopę. Poczułem, że nie ma ułamka chwili do stracenia, gdyż kurczyłem się coraz bardziej, zabrałem się więc do odgryzania kawałka trzymanego w lewej ręce. Wróciłem do normalnych rozmiarów. Więc w tym miał pomóc mi Gąsienica, fragmenty grzyba na przemian zmniejszają i powiększają moje rozmiary. Ugryzłem mały kawałek z prawej strony i zmalałem do normalnych w Królestwie rozmiarów – wysokości dziesięciu cali. Wytarłem odciski palców jakie mogłem zostawić na wielkim teraz grzybie i pobiegłem byle dalej od miejsca zbrodni.
4
Zatrzymałem się na chwilę by odpocząć, gdy wtem zobaczyłem Kota z Cheshire siedzącego na gałęzi o kilka kroków przede mną. Kot uśmiechnął się tylko na mój widok.
– Kot z Cheshire – powiedziałem zapalając papierosa – jeżeli możesz pojawiać się gdzie chcesz to pewnie już wiesz, że Gąsienica nie żyje, przekaż to Księżnej i powiedz mi w którą stronę mam teraz pójść?
– Już to dzisiaj mówiłem, ale zależy to w dużym stopniu od tego, w którą stronę zechcesz pójść.
– Komu już to dzisiaj mówiłeś?
– To nieistotne.
– W którą stronę…a zresztą, nie zależy mi na tym – miałem wielką ochotę napić się czegoś mocniejszego.
– Więc nie ma znaczenia w którą stronę pójdziesz – powiedział Kot – wypełnisz swoją misję jeżeli będziesz szedł dostatecznie długo.
– Słuchaj, sytuacja się skomplikowała, muszę mieć jakiś namiar…
– Świadkiem oskarżenia w procesie Kiera ma być Kapelusznik, mieszka tam – Kot wykonał kolisty ruch prawą łapą – Kapelusznik jest obłąkany.
– Wobec tego to chyba wątpliwy świadek?
– Zapominasz, że to Królestwo X. Złóż mu wizytę, znajdziesz go pewnie w domu Marcowego Zająca, on też jest obłąkany. Zresztą wszyscy tu jesteśmy obłąkani. Ja jestem obłąkany, ty jesteś obłąkany…
– Ja?
– Na pewno jesteś, inaczej nie znalazł byś się tutaj. Spotkaj się także z Królową, gra dzisiaj w krykieta, w ogrodzie. Zobaczysz mnie tam – powiedział Kot i zniknął.
5
Postanowiłem odwiedzić Marcowego Zająca. Pod drzewem, przed domem stał zastawiony stół, a Marcowy Zając i Kapelusznik popijali przy nim herbatę; pomiędzy nimi siedział głęboko uśpiony suseł.
– Pan Kapelusznik? – zapytałem.
– Brak miejsca! Brak miejsca! -zakrzyknęli wszyscy widząc mnie.
– Jestem prywatnym detektywem, Adam Kircholm, chciałbym zadać Panu parę pytań w sprawie Waleta Kier…
– Ale proces już się odbył, nic Pan nie wie? Ta sprawa nie ma teraz najmniejszego znaczenia, teraz ważne jest dlaczego kruk jest podobny do biureczka?
– Jak to proces już się odbył!?! Miał być przecież w piątek?!
Usłyszawszy to Kapelusznik szeroko otworzył oczy, ale powiedział tylko:
– Który dzień miesiąca dzisiaj mamy?
– Czwarty.
– Dwa dni odchylenia! – westchnął Kapelusznik – wszystko jasne, jest sobota. Czy rozwiązałeś już zagadkę?
– Nie, jak brzmi odpowiedź?
– Ona też nie wiedziała – powiedział Marcowy Zając.
– Zamknij się! – krzyknął Kapelusznik.
– Kto nie wiedział?
– Nikt.
– Gadaj – wyciągnąłem rewolwer przystawiając go do głowy Kapelusznika – gadaj!
– Jestem jeno marnym człeczyną, proszę majestatu…jestem jeno marnym…– zaczął powtarzać w kółko.
Co za absurd, puściłem go, muszę spotkać się z Królową, odchodząc usłyszałem jeszcze jak Marcowy Zając mówi pod nosem:
– On też nigdy nie rozmawiał z Czasem…
6
Idąc coraz szybciej zastanawiałem się nad słowami Kapelusznika, więc jest sobota, proces się odbył. Wtem zobaczyłem w jednym z drzew drzwi prowadzące do wewnątrz. Wszedłem tam. Raz jeszcze znalazłem się w podłużnej sali tuż obok szklanego stolika na którym brakowało złotego kluczyka.
Tym razem jedne z drzwi były otwarte, wszedłem w maleńkie przejście i znalazłem się w ogrodzie, zjadłem kawałek grzyba i powróciłem do normalnych rozmiarów.
Wszędzie leżały porwane karty, cała talia, figury wyglądały tak jakby ktoś chciał ściąć głowy wymalowanym na kartonikach postaciom. Król i Królowa Kier były porwane na drobne kawałeczki. Na skalnym występie leżał martwy żółw, a właściwie żółw z głową cielaka, krew oblepiała jego skorupę. Wyjąłem rewolwer. Nieopodal majestatycznie przechadzały się flamingi, po trawie biegały jeże.
7
Co tu się dzieje? Muszę się stąd wydostać. Wtem w powietrzu ukazało się zagadkowe zjawisko: pojąłem, że to uśmiech.
– To Kot z Cheshire – powiedziałem.
– Za późno, przybyłeś za późno – powiedział Kot, gdy tylko pojawił się dostatecznie duży kawałek ust, żeby mógł przemówić.
– Nic z tego nie rozumiem, chcę się stąd uwolnić, zwrócę te 5000, tylko mnie stąd zabierz, to szaleństwo!
– Księżna nie żyje, została ścięta, możesz zatrzymać zaliczkę, Walet Kier także nie żyje. Popełniliśmy jeden błąd, wielki błąd, nie uwzględniliśmy jednej istotnej zmiennej.
– Jaki błąd? Jaka zmienna?
Kot zaczął znikać, pozostała tylko głowa, po chwili widać było już tylko jego wykrzywione w uśmiechu usta.
– ALICJA – powiedział uśmiech i zniknął.
8
Wróciłem do maleńkich drzwi, powtórzyłem całą procedurę ze zmniejszaniem i powrotem do normalnego wzrostu, można się przyzwyczaić. Po raz kolejny znalazłem się w podłużnej sali obok szklanego stolika, przewróciłem go, potłukł się na milion drobnych kawałków. Nie poczułem się lepiej.
W sali był ktoś jeszcze – Biały Królik o różowych oczach. Królik popatrzył na mnie, po czym wyjął z kieszeni kamizelki zegarek, spojrzawszy nań powiedział:
– Piętnaście po dwunastej…Wiem o co chcesz mnie spytać, Alicja to mała dziewczynka chora na schizofrenię. Znalazła się w naszym Królestwie, co spotęgowało jej chorobę i wywołało ostry atak agresji, ciemna strona osobowości kazała jej zabić prawie wszystkie spotkane po drodze postacie, nie mówiąc o rzezi urządzonej w ogrodzie Królowej. To biedne dziecko będzie myślało, że to był tylko sen, a jej jasna strona wymaże złe wspomnienia…Proszę mi uwierzyć, że dojrzewanie seksualne i schizofrenia tworzą straszną mieszankę wybuchową, szczególnie w naszym Królestwie, pamięta Pan – wszyscy tu jesteśmy obłąkani.
To biedne dziewczątko przechodzące przez szereg drzwi ( Pan wie, że drzwi oznaczają symbolicznie otwór płciowy, podobnie stół jest symbolem kobiecym a pokój to symbol łona matki, nie mówiąc o ogrodzie gdzie tak bardzo chciała znaleźć się Alicja, a który jest symbolem genitaliów kobiecych ) to dziecko podświadomie stymulowane nie wiedziało co robi, Alicja jest niewinna.
To, że Pan się tu znalazł jest nieszczęśliwym przypadkiem, ale za pojawienie się tu Alicji i totalny holocaust odpowiadam osobiście ja, dlatego muszę ponieść karę – powiedział Królik i sięgnął po butelkę z napisem Trucizna. Nie zdążyłem nic zrobić, wypił wszystko i po chwili już nie żył.
Ruszyłem długim korytarzem w stronę wyjścia. Wyciągnąłem z paczki ostatniego papierosa i zapaliłem. Wyjścia nie było. Znalazłem tylko lustro. Mój świat znajdował się po drugiej stronie.
KONIEC
.
Napisane bardzo sprawinie, płynnie i lekko. I tylko dzięki temu przeczytałam do końca. Przykro mi, ale mi się nie podobało (choć doceniam ciekawy pomysł). Mój główny zarzut: za dużo Alicji w Alicji. Podejrzewam, że przed premierą nowej ekracjizacji mój odbiór opowiadania byłby inny. Niestety, w czasie lektury miałam przed oczami kolejnce sceny z filmu, tyle, że z Marlowem w roli głównej. Gdyby jeszcze na końcu pojwaiła się jakaś błyskotliwa puenta, to całość jakoś by się obroniła. Doktor Freud przebrany za zająca w ogóle do mnie nie przemówił.
Dobrze napisane, ale Stumilowy Las lepszy:)
Średnie. Mnie do gustu nie przypadło.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Taka malutka uwaga: zwroty typu "pan" piszemy z wielkiej litery tylko w korespondencji. Nie w narracji i nie w dialogach (no, chyba, że chodzi o JHWH).
Sprawnie napisane. Podobało mi się, ale mam jedną uwagę:
" Wyciągnąłem paczkę Cameli, wyjąłem papierosa i włożyłem do ust, z innej kieszeni marynarki wyjąłem zapałki i podpaliłem papierosa, zaciągnąłem się i wydmuchałem dym prosto w rybią twarz lokaja. " - to zdanie jest za długie. Za dużo tych przecinków. Ja napisałbym:
Zapaliłem wyciągniętego z paczki Camela i zaciągnąłem się. Dmuchnąłem dymem lokajowi w twarz. - prawda, że lepiej?
Podobało mi się. Lekka psychodela, obłęd tego śwaita też nieźle ujęty.
Pozdrawiam.