
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Płakał i uśmiechał się przez łzy. Widział przed sobą wspaniałą drogę pełną chwały, bogactwa i znowu był dzieckiem. Wiedział, że jest dzieckiem, a ciało nie stanowiło żadnego problemu, wystarczyło przecież tylko kilka operacji plastycznych; tu się skróci, tu wydłuży. Wymieni, się skórę, jąderka, nogi, ręce, głowę. Nie, lepiej aby on sam zamienił się w dziecko. Przecież jest Bogiem wszystkich Ziemian, najpotężniejszym magiem wszystkich czasów
– I znowu będziemy najlepsi, a później założymy obozy koncentracyjne i przerobimy na mydło wszystkie pozaziemskie niższe rasy.
Po chwili dodał:
– Oczywiście na niby – i roześmiał się prawdziwie szczerą radością najszczęśliwszego człowieka na świecie.
– Mamusiu, ja jusz nigdy nie będę zabijał. Dobrze?
Niebo było czyste, a słońce powoli zachodziło za horyzontem.
– Mamusiu, ja jusz lecę.
Skoczył widząc przed sobą najwspanialszy cel swojego przyszłego życia. Nie potrafił jednak latać.
Jest to dziwny tekst. Podczas lektury, po pierwszych stronach, czułem podskórnie, że być może trafiłem na niesamowitą, wgniatającą w fotel, powalającą literacką wizję. Niestety przeczucie mnie zawiodło i trochę się rozczarowałem. Ale tylko trochę.
Zacznę od tego, że momentami tekst jest rewelacyjny, ale zdarzają się też fragmenty takie sobie. Nierówne opowiadanie. W ogóle pierwsza połowa tekstu bardziej mi się podobała, pod koniec wszystko stało sie zbyt chaotyczne i groteskowe (zupełna przemiana postrzegania świata przez Bernarda, która nie do końca mnie przekonała). Podniosę jeszcze jeden zarzut, a mianowicie moim zdaniem opowiadanie jest niestety dość przegadane. Prowadzisz ciekawe rozważania, ale chwilami zbyt rozwlekłe i dotykające zbyt wielu tematów, przez co gubi się trochę sedno opowiadania.
A teraz to, co mi się podobało. Przedstawiona przez ciebie wizja świata i przyszłości jej po prostu monumentalna i dla mnie po prostu magnetyczna. Bardzo mi się spodobała i myślę, że na jej podstawie mogłaby powstać całkiem niezła powieść. Scena w kościele - wspaniała. Aż sobie drugi raz przeczytałem.
Bardzo dobrze napisane, plastycznym, obrazowym językiem.
Podsumowując, pomimo pewnych wad jest to bardzo dobry tekst. Przeczytałem z prawdziwą przyjemnością, chociaż jak już wyżej zaznaczyłem, końcówka wydała mi się zbyt przerysowana i szalona. Ale może taki był zamysł?
Tekst wart przeczytania.
Pozdrawiam.
Ten tekst jest cząstką pewnej spójnej wizji, która znalazła już swój wyraz w powieści, którą wysłałem na konkurs NF. Roboty w kościele są efektem fascynacji wizjonerstwem Stanisława Lema. W jednym ze swoim opowiadań o Ijonie Tichym pisze on o zakonie robotów. Przedstawia to w sposób groteskowy, z przymrużeniem oko, ale moim zdaniem wyrażana w bardziej poważny sposób wizja ta daje dużo więcej do myślenia. Historia przedstawiona w powieści "Senfiliada" nie jest kontynuacją powyższego opowiadania, ale należy do tego samego uniwersum i opisuje wydarzenia dziejące się na ziemi około dwóch (może półtora) tysiącleci później. Należy pamiętać o tym, że w opowiadaniu Ziemia umiera, pogrąża się w marazmie. W powieści staje się dziwnym rezerwatem, pewnym przeszłych i przyszłych lęków, nie wiadomo po co i przez kogo stworzonym. Powieść jest mocna wypełniona treścią i niestety, jak obawiam się, również mocno nierówna. Brakuje jej także zakończenia wyjaśniającego przyczyny tej dziwnej niespójnej rzeczywistości. Zresztą była ona zamierzeniem, zupełnie zresztą nieświadomym, gdyż gdzieś w podświadomości to kołatało, stworzenia czegoś większego bardziej wizjonersko rozległego. Może kiedyś ten zamysł zostanie zrealizowany. Wiele tu zależy od szanownych Panów Redaktorów, odrobiny talentu, ciężkiej pracy, no i niestety dużej dawki szczęścia.
Dziękuje za recencję i czas poświęcony na lekturę.
Pozdrawiam
Autor od przypadku
Robert
Błędy przeze mnie wymienione odnoszą się do pierwszej części tekstu, jednak piszę je tutaj, aby zarazem podsumować opowiadanie:
"- Mówiłem o innej miłości! - staruszek zadygotał"
"- Jestem młodszy od ciebie - spomiędzy resztek zębów ciekła gęsta ślina."
"- Nie obchodzi mnie to - kosmonauta oblizał swoje kruche, wąskie wargi." - w takich przypadkach, po myślniku zdanie powinno zaczynać się dużą literą.
„Jak widzę twój umysł nie zepsuła do reszty religia." - to zdanie brzmi dziwnie - może „twojego umysłu nie zepsuła do reszty religia", albo „twój umysł nie został do reszty zepsuty przez religię"? I przydałby się w tym zdaniu jakiś przecinek.
„wmówić sobie, że nie miał miejsce ten incydent w kościele" - to też mi jakoś nie gra - moim zdaniem lepiej by było: „że ten incydent w kościele nie miał miejsca".
„Miał rudę włosy skręcone w długi warkocz..." - trzeba zmienić końcówki wytłuszczonych słów.
„Bernard upadł na ziemie, a raczej uklęknął."
„Ulica, które szedł była otoczona przez bastiony rozsypujących się ruder;"
„wpadliśmy w czaso-dziure „
„Wiem,że od momentu, w którym opuściłem Ziemie" - spacja, przed „że", co jakiś czas zdarza się gdzieś brakować spacji.
„Zalegalizowano wtedy eutanazja dla znudzonych życiem ludzi"
„- Kto zbudował tą twierdzę?" - czy tę twierdzę?
Ogólnie im bliżej było końca opowiadania, tym więcej zdarzało się przypadkowych literówek, braków przecinków, co zmieniało trochę sens niektórych zdań i braktowało też spacji. Ale generalnie, jak na tak długie opowiadanie, to i tak jest bardzo dobrze. A czysto fabularnie spodobało mi się bardzo. Jestem gotów przyznać, że jest to jeden z najlepszych tekstów na tej stronie, jakie miałem okazję przeczytać. Zgadzam się z Eferelinem, piszesz obrazowo i widać, że masz wyobraźnię pełną znakomitych pomysłów. Udało Ci się stworzyć świat, który wciąga czytelnika, intryguje. To opowiadanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Pozdrawiam.
Dzięki