- Opowiadanie: Piotrek77 - ROZDZIAŁ 1 - Moje drugie narodziny

ROZDZIAŁ 1 - Moje drugie narodziny

To pierwszy rozdział pierwszego tomu mojej powieści pt. „Jestem poza czasem. Historia Adasia Knapa”.

Opowiadanie to nie jest tylko historią o technologii, grze czy eksperymencie. To podróż przez granice znane i nieznane, pomiędzy światami. „Moje drugie narodziny” to refleksja nad tym, co dzieje się, gdy stajemy w obliczu sytuacji, w której czas, przestrzeń, a przede wszystkim nasze zrozumienie samego siebie – przestają mieć sens.

Pozwól, że zaproszę Cię do świata, gdzie nie ma jednoznacznych odpowiedzi, a każda minuta może być ostatnią.

To opowieść o człowieku, który szuka odpowiedzi na pytanie o granice życia i świadomości. O lęku przed nieznanym. O wyborach, które niosą za sobą konsekwencje.

Oceny

ROZDZIAŁ 1 - Moje drugie narodziny

 

Czy to już? Udało się? Żyję? Wiem, że mam świadomość istnienia, ale… coś jest inaczej. Ktoś kiedyś powiedział, że podczas narodzin przechodzimy przez portal do innego świata. Z bezpiecznego wnętrza łona matki wkraczamy w rzeczywistość. Światło, głosy, chłód – wszystko to szokuje, a wraz z pierwszym oddechem zaczynamy płakać. Tak witamy życie.

Moje narodziny wyglądają inaczej. Wiem, że jestem, ale wokół panuje ciemność. Nie czuję rąk, nóg, ciała ani oddechu. Jestem tylko punktem – nieskończenie małym, zawieszonym w absolutnej pustce. Bez ciała, bez dźwięku, bez dotyku. Jakbym nie istniał. To szokuje. Bliżej mi do płaczu niż do euforii, ale… muszę się zebrać.

Czerń, w której trwam, otula mnie – jakby znała mnie lepiej niż ja sam siebie.

„Dobrze! Trzeba oprzytomnieć. Przecież przez ostatnie lata przygotowywałem się do tej chwili. Sam fakt, że jestem świadomy, oznacza, że odniosłem sukces. Aha, pięć minut – tak, pamiętam. Mam tylko pięć minut. Tyle ustalono. Tyle dano mi czasu na powrót.”

To wcale nie jest pocieszające.

Im lepiej poznawałem zasadę działania maszyny, tym bardziej przerażało mnie to, co stanie się, jeśli nie wrócę. Przypominają mi się słowa pewnego polityka, który na moment zdobył się na szczerość: „Zostanie dupa i kamieni kupa”. Po mnie też zostałby tylko stos kamieni.

Tam, skąd przyszedłem, ciało i świadomość to jedno. Tutaj – najwyraźniej nie.

Tylko skąd mam wiedzieć, kiedy zaczęło się te moje pięć minut? Teraz myślę, że znalazłem analogię do naszego świata – tam też nie wiemy, kiedy zostaniemy zabrani.

Jestem tu pierwszy. Pamiętam, jak członkowie zespołu mówili:

– Zapamiętaj wszystko, co widzisz, czujesz, słyszysz. To ważne, by wiedzieć, w co się pakujemy.

Teraz myślę: „Jakie my? Halo, tylko ja tam wchodzę!”

No dobrze, chciałem tego. Sam się zgłosiłem. Tylko… co mam zapamiętać? Tu nie ma nic. Nawet mnie.

– Użyj wyobraźni. Kiedy spotkasz niedźwiedzia, nie uciekaj – szepnęła z uśmiechem moja serdeczna koleżanka. Miała talent do rozładowywania napięcia, choć to, co powiedziała, nie trzymało się niczego.

Wiedziałem, że ona też się stresuje. Ostatnie dni chodziła wyraźnie spięta. Na jednym ze spotkań podeszła do mnie i szepnęła:

– Niedługo się spotkamy, Adasiu.

– Tak. Też chcę mieć to już za sobą – odpowiedziałem.

– Spotkamy się, ale nie tutaj – rzuciła szybko i wyszła, nie dając mi zadać kolejnego pytania.

Pewien fotograf nauczył mnie kiedyś liczyć czas podczas wywoływania zdjęć: jeśli mówisz „sto jeden, sto dwa, sto trzy” – mijają trzy sekundy. Jeśli policzę tak kilkakrotnie do sześćdziesięciu, powinienem zostać stąd zabrany.

Może minęła minuta. Może dwie. Czekam…

Według moich obliczeń minęło siedem minut. O dwie za dużo.

Coś we mnie się zaciska. Pierwsza myśl? Najgorsza: awaria maszyny.

Wierzę w mój zespół. Wiem, że nie zostawiliby mnie tutaj, gdyby to od nich zależało. Ale jestem zdany tylko na siebie. Tak czy inaczej – jestem w pułapce. Być może… nigdy nie wrócę.

– Boże! Co to było?!

Przez mrok przemknął błysk. Jakieś wyładowanie. Przez ułamek sekundy widziałem… coś. Światło. Albo cień, który tylko udaje światło.

Coś tu się dzieje. Coś, czego nie rozumiem.

Czuję to w każdej komórce – lęk. Gęsty, lepki, jakby wypełniał przestrzeń wokół mnie.

Ósma minuta w świecie bez czasu. Pamięć tworzy świadomość – pamiętam, więc jestem. Przeszłość, przyszłość, teraźniejszość – wszystko się tu miesza.

Wspomnienia pojawiają się same. Nie wybieram ich. Jakby ktoś uznał, że właśnie to powinienem pamiętać.

Nazywam się Adam Knap, wszyscy mówią Adaś. Mam 36 lat. Jestem inżynierem w projekcie „Tanatos”.

Nazwa projektu nawiązuje do greckiego boga śmierci. I faktycznie – działamy na pograniczu życia i śmierci.

Nikt z nas nie wiedział wszystkiego o „R–1RJ45”, tak oficjalnie nazywa się urządzenie, które badamy. Dziś myślę, że to było najuczciwsze, co nam powiedziano.

Dla nas to była po prostu „maszyna”. Mówili, że pochodzi z lat sześćdziesiątych. Odkryta, odkopana – nikt nie wiedział. Nazwa R‑1 nawiązywała do zakładów przemysłowych „R‑1”, które w latach pięćdziesiątych wydobywały uran w okolicy. Współpraca z Sowietami była wtedy oczywistością.

To był czas, gdy komputery zajmowały całe piętra, a człowieka wysyłano na Księżyc sprzętem, który dziś uznalibyśmy za zabawkę. A jednak ktoś już wtedy bawił się świadomością.

Od lat siedzę w technologii. Gry, symulacje, eksperymenty – to mój świat. Nie jestem typem gracza biegającego z karabinem po mapie. Interesują mnie problemy: te, które wymagają myślenia, planowania, przewidywania. Lubię świat, który można „rozgryźć”.

Na rynku były dziesiątki aplikacji do zarządzania wirtualnym światem – od farm po „Drugie życie”. Te najpopularniejsze nie działały bez stałego połączenia z Internetem.

Kiedy się relaksujemy, wykonując pozornie niewinne zadania, ktoś nas obserwuje. Algorytmy wiedzą o nas więcej, niż my sami. Każde kliknięcie, każda decyzja jest analizowana. To, jak radzimy sobie z wyzwaniami, zapisuje kolejne strony naszego niewidzialnego testu. Testu, którego nikt nas nie uprzedził, że piszemy.

Podczas gry w jedną z szeroko promowanych produkcji zdałem sobie sprawę, że przestałem rozumieć jej założenia. Poprosiłem na czacie o pomoc. Odezwała się kobieta o nicku: Ruda235.

– Cześć, Adas30. Zadam ci zagadkę: „Nigdy nie byłem, ale zawsze będę. Nikt mnie nie widział, ale każdy wie, że istnieję. Daję ludziom motywację do działania.”

Nie znałem odpowiedzi. Czułem, że to coś więcej niż zabawa – jakby Ruda próbowała mi coś przekazać. Powiedziała tylko, że odpowie… ale nie teraz.

Złapaliśmy świetny kontakt. Rozmawialiśmy godzinami – nie tylko o grze. Wspólnie opracowywaliśmy strategie. Ja podejmowałem decyzje, ona dawała wskazówki. Była jak mentorka.

A potem pojawili się oni. Bez powiadomienia. Po prostu byli – z dostępem do wszystkiego: zasobów, strategii, czatu. Witch18 i Eagle996.

Gra stawała się coraz trudniejsza. Jakby ktoś wiedział, z czym sobie nie radzimy. Miałem wrażenie, że gra nas obserwuje. Nie tylko ocenia – ale uczy się. To wrażenie wraca do mnie tutaj. Silniejsze niż kiedykolwiek.

Nagle – błysk. Tym razem dalej.

Co jest z tymi błyskami…? Wyładowanie? Nie boję się już tak jak za pierwszym razem, ale coś się nie zgadza. Po wyładowaniu nie ma grzmotu. Znów zapada ciemność. Absolutna.

Która to minuta? Dziewiąta? Dziesiąta? Już nie wiem. Już nie ma znaczenia.

Wspomnienia wracają…

Witch, czyli Ania – pochodzi również ze świętokrzyskiego. Kiedy ją poznałem, kończyła studia ekonomiczne. Dziesięć lat młodsza ode mnie, ale… co mogę o niej powiedzieć? Szatan. Nie kobieta.

Błyskotliwa, szybka, odważna. Jak szachista widziała kilka ruchów naprzód. Z Witch miałem świetny kontakt. Nie przypuszczałem, że z dziewczyną można tak otwarcie rozmawiać – o wszystkim, bez skrępowania. Była bezpośrednia, szczera, czasem zaskakująco otwarta. Między nami pojawiało się napięcie – subtelne, ale wyczuwalne. A jednak, gdy proponowałem spotkanie poza grą, zawsze odmawiała.

– Poza grą jestem kimś innym – powiedziała kiedyś. – Anonimowość mnie uwalnia.

Zastanawiałem się, czy chodzi o różnicę wieku. A może po prostu nie chciała przenosić tej relacji do rzeczywistości. Uznałem, że lepiej mieć ją jako przyjaciela, niż nie mieć jej wcale.

Eagle, czyli Orzeł, mówił niewiele. Skupiony na grze, na wspieraniu Witch. Lepszy kontakt miałem z Rudą i Witch niż z nim. Pewnego dnia powiedział mi wprost, że rozmawia tylko z ludźmi „na odpowiednim poziomie”.

Wtedy mnie to zabolało. Dziś rozumiem, co miał na myśli.

Coś się zmieniło. Czerń zgęstniała – jakby nade mną przesunął się cień. Lodowaty. Obcy. Zalał mnie paniczny lęk, choć nie wiedziałem przed czym. Bałem się, że to coś wróci.

Siedziałem w ciszy. Dwie, może trzy minuty. Nawet nie myślałem. Może moje myśli to przyciągnęły? Wolałem nie ryzykować.

Po chwili jednak… wróciłem. Do wspomnień. Tylko tam istniał jeszcze jakiś kształt. Jakaś tożsamość. Jakaś nadzieja.

Mam wrażenie, że to, co miało być krótkim eksperymentem, okazało się początkiem czegoś większego.

Jeśli to są moje drugie narodziny, wiem jedno – nikt nie rodzi się sam.

Czuję, że niebawem poznam prawdę o błyskach. I że to nie ja wracam – to inni przychodzą.

Koniec

Komentarze

Czerń, w której się znajduję, wydaje się mnie dotykać.

 

A może dałoby się, bez powtarzania się?

 

– Zapamiętaj wszystko, co widzisz, co czujesz, co słyszysz. To ważne, by wiedzieć, w co się pakujemy.

 

Masz tu cocozę. Wywaliłabym drugie i trzecie.

 

 

Jak spotkasz niedźwiedzia, nie uciekaj – szepnęła z uśmiechem moja serdeczna koleżanka.

Jeśli/kiedy?

 

– Jakie my? Halo, tylko ja tam wchodzę!

Przez zdanie z niedźwiedziem, trochę ucieka o co chodzi.

 

 

 

No dobrze, chciałem tego. To ja pierwszy podniosłem rękę, że wejdę do tej maszyny.

 

Podniosłem, że brzmi nienaturalnie. Zgłosiłam się do wejścia, zgłosiłem akces do wejścia?

 

Wiem, że nie mam ciała, ale je gdzieś w sobie czuję.

 

Przeredagowałabym. On nie czuje w sobie ciała, tylko lęk, zaciskanie?

 

Wiem, że nie zostawiliby mnie tutaj, gdyby to od nich zależało, ale tu jestem zdany tylko na siebie.

Przeredagowałabym.

 

 

Grając w jedną z szeroko reklamowanych gier, w pewnym momencie przestałem rozumieć jej założenia.

 

Masło maślane tu masz.

 

 

Głównie to ja byłem decyzyjny, a Ruda udzielała mi wskazówek. Może to dziwne, ale Ruda była dla mnie jak mentorka.

 

Wywaliłabym drugą Rudą.

 

Takie opowiadanie to nie moja bajka, ale doceniam to, co poczułam. Izolację, bezradność i klaustrofobię. Dobrze budujesz klimat opowiadania. 

Masz skłonności do powtarzania wyrazów, co utrudnia lekturę.

 

 

delulu managment

Witaj. :)

Gratuluję debiutu i to już w dniu rejestracji. ;)

Zachęcam do zaznajomienia się z poradnikami z działu Publicystyka, w tym: o zapisie dialogów, myśli, językowych, o interpunkcji, a także – autorstwa Drakainy – dla Nowicjuszy. :)

Z Przedmowy i opublikowanego fragmentu wynika, że masz arcyciekawy pomysł na powieść sf, lecz odnoszę wrażenie, że pewne sprawy wyjaśniasz zbyt pobieżnie i chaotycznie. Możliwe, że kolejne części książki zawierają brakujące wątki i szczegóły, lecz na tym etapie o całym przedsięwzięciu bohaterów wiadomo niewiele, jest on niejasny i bardzo tajemniczy. :) 

Tekst warto przejrzeć i poprawić pod kątem usterek językowych, np. powtórzeń (np.:

“Ktoś kiedyś powiedział, że podczas narodzin przechodzimy przez portal do innego świata. Z bezpiecznego wnętrza łona matki wkraczamy w nasz świat”; 

“Teraz myślę, że znalazłem pierwszą analogię do naszego światatutaj też nie wiemy, kiedy zostaniemy zabrani z tego świata. Jestem tutaj pierwszy”).

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Witajcie :)

Bardzo dziękuję Wam za pomoc w redakcji tekstu.

 

Wprowadziłem poprawki i faktycznie znacząco poprawiają treść. Samemu trudno to wszystko wychwycić. Każdy ma swój styl, ale trzeba go dopracowywać, by unikać powtórzeń i niepotrzebnych schematów.

 

Jeśli chodzi o samą treść – fakt, że pewne kwestie w pierwszych rozdziałach są wyjaśniane pobieżnie i nieco chaotycznie, był zabiegiem celowym. Chciałem oddać to, co czuje człowiek trafiający do miejsca, w którym nie ma nic. Nawet jego samego. Liczyłem, że Czytelnik poczuje to samo: dezorientację, napięcie i ciekawość, co wydarzy się dalej.

W kolejnych rozdziałach (mam nadzieję! ;P) wyjaśni się, czym są błyski, kim jest „niedźwiedź” – a może okaże się, że ta czerń to Ciemna Dolina, miejsce, do którego trafiają istoty tuż po wejściu do „maszyny”?

Wraz z tym, jak Adaś zacznie się uspokajać, będziemy razem z nim odkrywać kolejne detale i tajemnice. Poznamy jego przyjaciół i wrogów.

 

Pozdrawiam serdecznie :) i zapraszam do lektury kolejnych rozdziałów. 

 

 

 

I ja dziękuję. :)

Piotrku77, wszystko brzmi zachęcająco i ciekawie, lecz musisz liczyć się z tym, że fragmentów nie czyta się tutaj chętnie, bo wśród różnorodnych opowiadań trudno pamiętać jeden temat, nie wchodzą one też do obowiązkowych tekstów dla Dyżurnych, zatem może tak być, że ktoś przypadkiem wpadnie do Ciebie np. na fragment numer trzy i niczego nie zrozumie. :)

Jeżeli masz gotową powieść, może wyślij ją zwyczajnie do wydawnictwa – tam wykwalifikowane osoby staranie czytają i poprawiają wszystko, odpowiadając potem za taką profesjonalną korektę. :) 

My także zachęcamy Ciebie do czytania tutejszych opowiadań oraz do opiniowania i komentowania. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Dziękuje za cenne wskazówki :)

 

Masz rację. Ktoś, kto trafi na trzydziesty rozdział, nie będzie w stanie zrozumieć tego, co wydarzyło się wcześniej. Z drugiej strony, nie da się zmieścić w 10 tysiącach znaków treści, która liczy ponad 800 tysięcy – tak, żeby wszystko było odpowiednio wyjaśnione.

A czy to już gotowa powieść? :) Hmmm… trudne pytanie. Wiadomo, że przychodzi moment, kiedy trzeba powiedzieć: „to już”, ale… ;P

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

 

Rozumiem, pozdrawiam, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka