
To taki eksperyment bardziej niż coś poważnego. Chciałem jakoś się rozpisać, jestem ciekaw czy ktoś czuje ten fragment. Oczywiście, to tylko mały wycinek, więc po lekturze będzie więcej pytań niż odpowiedzi :)
To taki eksperyment bardziej niż coś poważnego. Chciałem jakoś się rozpisać, jestem ciekaw czy ktoś czuje ten fragment. Oczywiście, to tylko mały wycinek, więc po lekturze będzie więcej pytań niż odpowiedzi :)
Prolog
Bank obrabował ludzi, więc ludzie obrabowali bank.
***
Rozdział 1
Pozwólcie, że zanim opowiem dalszy ciąg historii, pokażę wam, jak funkcjonuje sztuka. Po pierwsze, musicie posiadać wyobraźnię, żeby sobie coś wyobrazić. To dosyć oczywiste, prawda? Po drugie, przyda się wam odrobina kreatywności, by wasze wyobrażenia stały się ciekawsze niż nagłówki brukowców: „Zdjęcia tej pary zobaczył cały świat. Zostali zatrzymani. Wiemy, co się działo przed ucieczką”. Szmira i chłam, chyba sami widzicie? Po trzecie, jeśli już wyobraziliście sobie coś naprawdę kreatywnego, potrzebujecie wizji, drogi, która poprowadzi dobre pomysły, w stronę arcydzieła. Po czwarte, Inspiracja. Czerpanie z tego, co już powstało, pomaga utrzymać odpowiedni poziom motywacji, by domknąć projekt.
Bez tych czterech fundamentów, możecie równie dobrze przykleić banana do ściany i nazwać to sztuką.
Wracając jednak do historii, muszę was poprosić o dozę zaufania. Jako narratorka postaram się przedstawić historię dokładnie tak, jak pamiętam. Czasami będę się wtrącać. Tak jak teraz.
Wyobraźcie więc sobie:
Claire po raz ostatni rozejrzała się po swoim pokoju. Jeśli dziś miało się jej nie udać, to chciała odejść z godnością. Stary materac, na którym odpoczywała każdej nocy, pościeliła zaraz po wstaniu. Odstającą od ściany tapetę już wczoraj przykleiła prowizorycznie przy pomocy taśmy. Skrzypiące deski, brudne przez ostatnie pół roku od atramentu, na powrót stały się błyszczące. Jedynym, czego nie udało się naprawić było oświetlenie, różowy neon w kształcie flaminga wygasł tak, że biedny ptak całkowicie stracił swoją nogę.
Claire jeszcze raz sprawdziła, czy niczego nie zapomniała. Wszystkie szkice, zarówno te gotowe jak i dopiero zaczęte, spoczywały w wielgachnej teczce, zawieszonej na ramionach.
Pędzel, pomyślała, łapiąc się za lewą kieszeń, gdzie zazwyczaj trzymała najpotrzebniejsze narzędzia w przypadku nagłych poprawek. Był tam, lekko mokry od wczorajszej sesji malowania. Podobnie jak kilka innych, różniących się od siebie grubością włosia.
Zrobiła głębszy oddech, jedyne, co jej pozostało, to parę kropelek w aluminiowej puszcze Funty . Tak dla smaku, powtarzała sobie za każdym razem, gdy wyruszała na Golden Hour. Jeśli dziś miało się jej nie udać, był to ostatni moment, by móc nacieszyć się słodkawym smakiem napoju.
Claire uniosła puszkę nad głowę, a zawartość wpadła jej prosto do ust, rozpływając się na języku.
Tak, teraz już mam wszystko, stwierdziła ostatecznie w duchu. Zgniotła puszkę w prawej dłoni i rzuciła w stronę kosza, który skonstruowała na zajęciach z metalurgii dwa semestry temu, po czym zamknęła drzwi.
Ruszyła brudnawym korytarzem, aż mniej więcej w połowie zatrzymała się, by wspiąć na zakurzony parapet i przez otwarte okno wyjść na dach budynku. Ukradkiem spojrzała na zegarek, zawieszony na szyi. Ze względu na wiecznie panującą nocną panoramę, bez niego Claire miałaby spory problem poruszać się w dwudziestoczterogodzinnym rytmie pracy i odpoczynku. Oczywiście mogła patrzeć na księżyc, lecz uwierzcie, że mało to praktyczne.
Była dwudziesta, wciąż miała czas.
– No w końcu, już myślałam, że nie wyjdziesz – odezwała się Harper, wysoka blondynka w koszulce w czarnobiałe paski. – Chwila – rzuciła jakby oburzona – co ty masz na sobie?
Claire złapała się na czarne szelki idące przez całą długość jej kasztanowego swetra.
– Sweter… i spodnie?
– Z wysokim stanem?!
– To źle? – zapytała zaniepokojona Claire.
Harper westchnęła teatralnie.
– Jeśli dzisiaj ci się nie uda, to możesz winić tylko siebie.
Claire pobladła.
– Ale nie martw się – kontynuowała – być może odstąpię ci kilka zgrzewek Funty.
Chociaż Harper nie lubiła się do tego przyznawać, pochodziła z górnego miasta, a to oznaczało, że miała zapasy Funty na kilka lat wprzód.
– Poradzę sobie, dzięki.
– Taka jesteś pewna? – Harper uniosła brwi.
– Nie próżnowałam w tym semestrze – oznajmiła Claire. – Choć jeszcze nie jestem pewna, którą pracę powinnam przedstawić…
– Jak to? Jeszcze nie wybrałaś?
Claire wzruszyła ramionami.
– W takim razie się pośpieszmy, pomogę ci w wyborze, zanim Golden Hour się rozpocznie.
Mknęły po dachach, a ich teczki podskakiwały przy każdym ruchu, jakby coś wewnątrz nich próbowało się wydostać. Pokonywały tę trasę rok w rok, od kiedy tylko Harper przeprowadziła się do dolnego miasta. Było to sześć lat temu, podczas jej szesnastych urodzin, kiedy obwieściła wszystkim gościom i znienawidzonej matce, że od tej chwili porzuca świat dobrobytu i przywilejów na rzecz niekończącego się zapierdolu.
– Dlaczego nie mogłaś się zdecydować? – rzuciła Harper, gdy zbiegały po metalowych schodach wzdłuż ściany, przypominających bardziej luźne rusztowanie, niż solidną konstrukcję.
– Strasznie męczysz, wiesz? – odparła zdyszana Claire.
– Jeśli mam ci pomóc się zdecydować, to muszę znać przyczynę twojego problemu.
Claire przewróciła oczami.
– Mam po prostu kilka propozycji i…
– Każda z nich jest równie dojebana?
– Chodzi o to, że znacznie się od siebie różnią.
– Okej? A coś więcej? – naciskała Harper.
– Zaczęłam od martwej natury, tak jak polecił mi profesor Slumber, no i nawet to skończyłam, ale nie jestem zadowolona z efektu. Jest strasznie przyziemny, nieodkrywczy, nudny, wręcz…
– Pospolity?
Claire przytaknęła.
– Właśnie. Czuję, że mnie obraża. Więc zrobiłam też drugi, ten już o wiele bardziej mi się podobał. Tyle, że popuściłam wodze fantazji…
– Nieco za bardzo?
– Otóż to – przyznała Claire. – A Slumber zawsze kręci nosem, gdy moja sztuka staje się zbyt surrealistyczna.
– Teraz już rozumiem twoją zagwozdkę.
– Jeśli już miałoby mi się nie udać, to wolę odejść z przytupem, a nie zapamiętana jako malarka bez grama wizji – stwierdziła dramatycznie Claire, chociaż wiedziała, że Harper nie pozwoliłaby, by coś złego się jej stało.
– Ale się uda – podsumowała Harper, zatrzymując się na moment. – Poczekaj, muszę odetchnąć.
– Dzięki, że we mnie wierzysz – powiedziała Claire, przysiadając na skraju budynku. Jej nogi zwisały nad Awaked Avenue, jedyną ruchliwą ulicą w całym dolnym mieście.
– Nawet jeśli otrzymamy swój roczny zapas Funty, nie zmienia to faktu, że nie wygramy z Klavdią – stwierdziła Harper.
– Tak, to prawda. Jak myślisz, co przygotowała w tym roku?
Harper wzruszyła ramionami.
– Pewnie coś pompatycznego, nietuzinkowego, o szerokich horyzontach.
– Jak na geniusza przystało – domknęła wątek Claire z lekką zazdrością w głosie. – No dobra, ruszajmy.
Pół godziny później, ześlizgując się po rurze przy starym ceglanym budynku, gdzie niegdyś działało kino, dotarły na teren uniwersytetu. Chociaż można by przypuszczać, że wydział sztuk artystycznych będzie odstawać od pozostałych, tak był równie brzydki i zaniedbany jak cały uniwersytet. Uniwersytet zaś tak samo paskudny i obskurny jak całe dolne miasto.
Harper położyła dłonie na metalowej bramce i otworzyła ją, kłaniając się przy tym teatralnie:
– Proszę, proszę, Golden Hour na nas czeka.
Claire pokiwała z zażenowania głową, lecz kąciki jej ust uniosły się wysoko.
– Mam wrażenie, że z dnia na dzień nasz wydział jest coraz brzydszy – stwierdziła Claire, robiąc krok w przód.
I miała rację. Budynek nie różnił się zbytnio od taniego, zaszczanego motelu.
– A mi tam się podoba.
– Oh, przestań – odpowiedziała Claire nieco rozdrażniona.
– Mówię prawdę!
– Nie musisz kłamać.
– Nie kłamię – zarzekała się Harper, kładąc dłoń na piersi.
Claire przewróciła oczami.
– Nie ma szans, by komukolwiek z Górnego Miasta podobało się „to” – Claire wskazała palcem w stronę brzęczącego neonu, który miał przedstawiać napis „KAWIARNIA LITERACKA”, ale jedyne, co z niego zostało, to „WARIAT”.
– To moja droga tak zwany, artystyczny recykling.
***
Wydział uczelni pękał w szwach, jak zawsze przed Golden Hour. Zestresowani studenci w wieku od dwunastu lat, aż do późnej osiemdziesiątki, zebrali się w środku audytorium. Zabiegani, dokańczali przygotowywanie swoich stoisk, gdzie później reprezentowali owoce pracy ostatniego roku akademickiego.
– Panna Obscure oraz panna Somnie – odezwała się starsza kobieta w okularach z grubymi oprawkami. – Wasze stoiska są niegotowe.
– Wszystko mamy tutaj, profesor Fade – odparła Harper, uderzając dłonią o teczkę. – Musimy tylko wybrać.
– Wybrać? Jeszcze tego nie zrobiłyście? – odparła chłodno, lecz jakby z zatroskaniem.
Claire spuściła wzrok.
– W takim razie na co czekacie, migiem! – rzuciła zaniepokojona profesor Fade.
Harper pokiwała głową i złapała przyjaciółkę za rękę, prowadząc ją do jedynych niezagospodarowanych jeszcze stoisk. Całe szczęście, w przeciwieństwie do zeszłego roku, udało im się zarezerwować miejsca tuż obok siebie.
– No dobra, to pokazuj co tam masz.
Claire zdjęła niechętnie teczkę z pleców i rozpięła zamek. Wsadziła rękę w głąb teczki, czemu towarzyszył szelest kartek, niezbyt istotnych szkiców. To co naprawdę się liczyło, zostało schowane w laminowanej koszulce, chroniąc prace przed zmięciem, pobrudzeniem czy też zalaniem.
Harper zmarszczyła czoło, przyglądając się dokładnie dwóm obrazom.
– I co sądzisz? – zapytała nieśmiało Claire, przez cały czas wędrując wzrokiem po sali, jakby za wszelką cenę chciała uniknąć konfrontacji z własnym dziełem.
– Że pożyjesz na tym pierdolniku kolejny rok – odparła z ekscytacją Harper.
– No, a o którym mówisz?
– Pytasz, a wiesz.
Claire zacisnęła dłonie w pięściach.
– Jesteś pewna? A co, jeśli uznają to za zbyt dużą abstrakcję?
– Weź dziewczyno, odjebałaś taki kawał roboty, że szczęki im opadną z zachwytu. Nawet jeśli nie lubują się w twoim stylu – dodała po chwili Harper.
Claire przełknęła ślinę, po czym zapytała:
– No dobra, a ty co przygotowałaś? Jeszcze nie zdążyłaś mi się pochwalić.
Na twarzy Harper pojawił się nikczemny uśmieszek.
– To niespodzianka. Nie chcę ci spoilerować.
Claire przewróciła oczami. Jej przyjaciółka co roku przygotowywała najróżniejsze, okropnie głupie projekty, niemające nic wspólnego ze sztuką. Raz nawet się jej przyznała, że robi to wyłącznie, by zakpić sobie z ludzi z górnego miasta.
– Musimy jakoś to przymocować – rzuciła Claire grzebiąc w teczce. – Cholera, wiedziałam, że czegoś zapomnę.
– Nie panikuj – uspokoiła ją Harper, rozglądając się po sali. – Ej, Warren, podziel się taśmą i pinezkami – krzyknęła, widząc w oddali niskiego blondyna z gęstą czupryną.
Chłopak ruszył w ich stronę.
– A teraz mu podziękuj ładnym uśmieszkiem, jak już przyjdzie.
Claire spojrzała na przyjaciółkę zaskoczona.
– No co? To chyba nie tajemnica, że na ciebie leci. – Harper wzruszyła ramionami, a na twarzy Claire pojawił się rumieniec.
– Hejka… dziewczyny, jak leci? – rzucił Warren, podchodząc pod ich stoisko.
Warren zawsze dawał mi vibe psa, wiecie takiego głupiutkiego, niezdarnego goldena, który lepi się do ciebie jakby od tego zależało jego życie.
– Wyśmienicie, ale byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy mogły przywiesić ten obraz, zanim Golden Hour się rozpocznie.
Warren wyciągnął dłoń, w której znajdował się piórnik pełen pinezek, wyciśniętego w połowie opakowania kleju, kończącej się taśmy i odłamków gumek do mazania, a potem spojrzał rozczulająco w stronę Claire.
– Co my byśmy bez ciebie zrobiły? Kolejny raz nas ratujesz, prawda Claire? – odezwała się Harper, trącając łokciem przyjaciółkę.
– Tak, tak… jak najbardziej – chrząknęła cicho Claire, nie wiedząc, gdzie jej wzrok powinien w tym momencie uciec.
– Może powinnyśmy się jakoś odwdzięczyć? – ciągnęła Harper.
Claire zmroziło.
– Może… może wyskoczymy na jakąś przejażdżkę po mieście? – zaproponował Warren.
– Świetny pomysł, co nie, Claire?
Dziewczyna przytaknęła, po czym dodała po chwili:
– O ile nam się dzisiaj uda.
Harper odprawiła Warrena teatralnym uśmieszkiem, następnie skierowała się w stronę przyjaciółki.
– Co to miało być?
– Nie wiem o czym mówisz – próbowała zbyć ją Claire.
– A właśnie, że wiesz.
– Nie prosiłam cię, byś bawiła się w swatkę.
Harper przewróciła oczami.
– Dobra, wrócimy do tematu. Teraz lepiej skupmy się na przywieszeniu twojego dzieła.
***
Stare rury dudniły za obdartymi ścianami, a zawieszone na nich kuliste lampy dogorywały.
– W razie czego przyniosłam świeczki – oznajmiła Harper, nie mogąc nie zwracać uwagi na natarczywe mruganie.
Claire przełknęła z niepokojem ślinę, pamiętając, że trzy lata temu Harper zaproponowała, by spalić wszystkie prace w trakcie Golden Hour, tak by nie można było przeprowadzić wydarzenia.
– Nie będą potrzebne. To migotanie daje klimacik.
– Chyba klimacik zdesperowanej prostytutki.
Tak, kontakty seksualne były jedną z opcji, by zaopatrzyć się w zapas Funty, jednak nie na długo.
Neonowy zegar niemal wskazał dwudziestą drugą.
– Zostało pięć minut – rzuciła zaniepokojona Claire, rozglądając się po sali.
– Będzie dobrze. – Harper złapała ją za rękę, chcąc dodać otuchy.
– Spójrz, komisja już jest. – Claire wskazała w stronę wejścia wolną ręką. Kropelki potu wystąpiły na jej zmarszczone czoło.
Pięć wielkich metalowych robotów stworzonych na kształt człowieka weszło do audytorium. Chociaż ludzie z górnego miasta decydowali kto zasługuje na zapas Funty, tak nigdy nie pojawiali się osobiście. Głowy robotów zostały wyposażone w masywne telewizory, z których przemawiali członkowie komisji, siedząc na dupie w swoich szklanych willach, podczas gdy biedni (dosłownie i w przenośni) studenci z dolnego miasta walczyli o życie.
Ze względu na ilość uczestników, jak i ograniczony czas, komisja skróciła przemówienie, które Harper nazywała zbędnym pierdoleniem i natychmiast ruszyła do oceny prac.
Choć zazwyczaj posługiwali się kolejnością alfabetyczną, dziś i na to nie było czasu. Zaczęli więc od osób znajdujących się blisko ścian i kierowali ku wewnątrz. Emma Walker była ich pierwszą ofiarą, lecz zgrabnie zdołała przedstawić swój obraz martwej natury, jak polecił jej profesor Slumber, który podążał za komisją, opowiadając o swoich studentach.
Drugi był John Sale, który uraczył komisję wierszem.
– „Ręka zaciśnięta, gruzłowata, zawiązana. Skręcona w jeden supeł, węzeł ze sznura, z postronka. Powoli zaczęła się rozwiązywać, rozluźniać, niszczyć. Utonęła. Zapadła się, wklęsła. W lęk, w poniżenie, w ostateczną klęskę, w nicość.”
Zgotowali mu brawa, w tym także studenci, a komisja poszła dalej.
– Nienawidzę poetów – przyznała Harper. – Takie coś, to każdy może zrobić. Zbiór kilku słów, udających, że mają głębsze znaczenie. Już nie mówiąc o tym, że miał na to cały rok.
– Poetom zawsze się udaje, z jakiegoś powodu.
Harper skinęła głową.
– „Życie, was, Was!” – krzyknęła kolejna studentka. – To fraszka.
– Mocne – skomentowała jedna z osób w komisji.
– Uwielbiam ten minimalizm – dodała następna.
Proces oceniania przebiegał sprawnie, a Claire z każdą upływającą minutą czuła coraz większy ścisk w żołądku.
Komisja stanęła na dłużej przy starszej kobiecie, która rozebrała się prawie do naga, odkrywając blizny, które pokrywały jej ciało. Tworzyły one swego rodzaju gobelin, przedstawiający długiego węża, a trochę smoka.
– Brutalnie szczere – skomentowała komisja. – Odważne. Wręcz obrazoburcze.
Wreszcie nadeszła kolej Claire. Pięciu członków komisji spoglądało na nią z zaciekawieniem zza ekranów telewizorów.
– Panna Obscur, czym nas pani dzisiaj zaskoczy? – odezwała się Jessica Stone, przewodnicząca komisji. Miała jasne, niemal alabastrowe czoło, a spod opadających na ramiona loków mignęły perłowe kolczyki. Jej wąska talia była obwiązana pasem z wyszywanymi srebrnymi nićmi, zaś dłonie spoczywały na eleganckiej lasce z hebanowym trzonkiem. Siedziała na mięciutkiej pufie, z kolanem założonym na drugie kolano.
– Tak, no więc ja namalowałam taki oto… – powiedziała nieśmiało, czując na sobie wzrok profesora Slumbera, który ani trochę nie wydawał się być zadowolony.
– Ja już wszystko wiem – przerwał jej mężczyzna w szarym garniturze w kratkę.
Claire przełknęła ślinę.
– Spokojnie, pozwól jej pichcić. – Jessica Stone uśmiechnęła się szeroko.
Claire obróciła się w stronę obrazu, który przedstawiał kobietę dryfującą na plecach w jeziorze Funty. Tuż obok niej unosiły się racuchy polane masłem, imitujące liście lilii. Pod wodą znajdowały się inne dziewczęta, zamiast nóg miały łuskowaty ogon. Patrzyły w przerażeniu, na mężczyznę, który stał na dalszym tle i pali fajkę.
– No więc… Pewnie słyszeliście o sprawie brutalnych zabójstw, na terenie dolnego miasta. Nieznany sprawca, o pseudonimie, Jack Dipper (który wziął się ze sposobu, w jaki zabijał), jest winny śmierci siedemnastu studentów. Postanowiłam więc nieco zmienić narrację. W mojej wersji wszystkie utopione ofiary, były tak naprawdę syrenami. No więc przeżyły one spotkanie z Dipperem…
Zapadła długa cisza, podczas której serce Claire niemal eksplodowało.
– Myślę, że zjadła – odezwała się wreszcie Jessica Stone.
– Artystyczny recykling, podoba mi się.
– Świeże.
Claire odetchnęła z ulgą, gdy komisja zwróciła się w stronę Harper.
– Panna Somnie – odezwała się Jessica Stone. – Miejmy nadzieję, że tym razem nas pani zaskoczy.
Muszę niestety przyznać, że Kreatywność nie obdarzyła Harper swoim błogosławieństwem.
Harper podeszła do swojego stoiska i z całą powagą przedstawiła im swój projekt.
– Oto Łakomczuszek. – Wskazała dłoniami w stronę szmaragdowej figurki smoka, który zjadał własny ogon.
– Nie bardzo rozumiem, co pani chciała nam przez to przekazać – odezwała się przewodnicząca. – Można zjeść wiele rzeczy, ale dlaczego akurat siebie?
– Chodzi o to, że…
– Chwila, chyba to widzę. Tak. Chociaż nie – dodała po chwili. – Jednak nie.
– Odtwórcze.
– Zbyt dzikie.
– Arcydzikie.
– Słodkie, ale odbija się na żołądku.
Harper parsknęła śmiechem, lecz nic nie powiedziała. Komisja ruszyła w stronę kolejnych studentów.
– Nie wierzę, że cię nie docenili. – Claire zerwała się i zaczęła przytulać przyjaciółkę tak mocno, jakby miała za cel doprowadzić do zgniecenia jej wnętrzności, a może i eksplozji.
– Daj sobie na wstrzymanie – odpowiedziała Harper, wciąż ze ściśniętymi ustami. – W poprzednim życiu byłam cenioną artystką.
Claire rzuciła jej w odpowiedzi pobłażliwy uśmieszek.
– Taka prawda – kontynuowała Harper. – Te pizdoloty nigdy mnie nie docenią. Ale przynajmniej docenili ciebie. Mówiłam, że ci się uda.
Claire zarumieniła się lekko i jeszcze raz spojrzała w stronę dzieła, które stworzyła. Być może powinna mieć więcej wiary w siebie. W swoje umiejętności.
Komisja pędziła między studentami oceniając ich instalacje, epopeje, sonety, aranżacje, formy przestrzenne, INTERWENCJE ARTYSTYCZNE. A potem zatrzymali się przy Klavdii.
Claire, która wypiła właśnie kubek wina, który na Golden Hour przyniosła jedna ze studentek, nazywając go „Wypij mnie”, niemal się zadławiła. Harper, stojąca tuż obok, upuściła swój kubek, nim zdążyła się napić, wskutek czego malinowa ciecz ochlapała podłogę.
To niemożliwe, pomyślała Claire. To musi być sen.
– Proszę sobie nie żartować – warknęła przerażona Jessica Stone.
– Jestem zupełnie poważna – odezwała się Klavdia. W sztruksowym płaszczu, sięgającym jej do kolan, wyglądała jak wieszak.
Zebrani studenci patrzyli z niepokojem na rozgrywającą się przed nimi scenę.
– Nie mamy czasu! – Przewodnicząca komisji uniosła głowę w stronę sufitu. – Musi nam pani coś pokazać.
Klavdia uśmiechnęła się gorzko.
– Tak jak wspominałam wcześniej, nie zdążyłam skończyć mojej pracy. To zadanie nieco mnie przerosło.
– Więc proszę nam pokazać cokolwiek. Szkice, koncepty, cokolwiek!
– Obawiam się, że zostały w moim mieszkaniu.
– Pani chyba nie ma pojęcia, co to oznacza! – Jessica Stone poderwała się ze swojej pufy, po drugiej stronie ekranu. – Będzie pani musiała pracować!
Klavdia westchnęła z przekąsem.
– Kto powiedział, że się na to zdecyduję?
– Ale… – przewodnicząca złapała się za czoło. – Jak pani chce zdobyć Funtę?!
Zapadła cisza. Klavdia milczała.
– Zostało dziesięć minut do północy – wydukał profesor Slumber, stukając w zegarek na lewej ręce. – Musimy zacząć rozdawać Funtę.
Przewodnicząca skinęła głową i dwóch członków komisji skierowało się w stronę drzwi, gdzie czekały na nich zgrzewki napoju.
– Co ona odpierdala? – rzuciła Harper.
– To jakiś obłęd – wyszeptała Claire. – Ona nie może odejść…
Harper zacisnęła pięści i ruszyła w stronę Klavdii.
– Mogę się podzielić! – krzyknęła z tłumu. – Mam zapasy, wystarczy dla…
– Nie – odparła Klavdia. – Nie będę żebrać.
– To prezent.
– Którego nie muszę przyjąć.
– Dlaczego? – dołączyła do niej Claire.
Klavdia spojrzała na nie, niczym na przesłodzoną babeczkę.
Claire poczuła, jak ktoś trąca ją w ramię. Odwróciła się i spostrzegła Warrena, który przyniósł dla niej puszkę Funty.
Coś zgrzytnęło nad ich głowami i w tym samym momencie dach audytorium zaczął się otwierać, powoli odsłaniając nocne niebo.
– Claire… Musisz się napić – napierał nieśmiało Warren.
Tak, wiedziała o tym. Ale teraz nie mogła myśleć o niczym innym jak o Klavdii.
Uniosła głowę w kierunku nieba. Księżyc jeszcze nie nadszedł.
– Claire – warknęła Harper, zgniatając puszkę, z której właśnie skończyła pić.
Claire zamrugała i wtedy go zobaczyła. Krwawy księżyc wspinał się powoli na nieboskłon.
Nie mogąc dłużej czekać, Claire oderwała kapsel z Funty i wlała całą zawartość do gardła, ochlapując się przy tym. Gdy skończyła, otarła usta i poczuła ogromne wyrzuty sumienia.
Studenci, profesorowie, jak i członkowie komisji, wpatrywali się teraz w księżyc, który żarzył się szkarłatem, a jego światło, niczym wielki reflektor opadło na Klavdię.
Claire mimowolnie wyciągnęła dłoń w stronę Warrena, a chłopak odwzajemnił uścisk. Nie mogła nic zrobić, jedynie patrzeć jak skóra Klavdii staje się szara, a jej ubrania tracą kolor. Jak posyła zgromadzonym ostatni uśmieszek, nim zostaje kompletnie wymazana, zupełnie jak nieudany szkic, przy pomocy gumki.
Prolog
Bank obrabował ludzi, więc ludzie obrabowali bank.
Prolog ma zazwyczaj kilka stron i sam w sobie zawiera jakąś akcję, tutaj mamy do czynienia z krótkim cytatem otwierającym tekst. Sugerowałbym usunąć określenie “prolog”, a samo zdanie jakoś wyróżnić, na przykład pogrubiając je lub zapisując kursywą.
Wracając jednak do historii, muszę was poprosić o dozę zaufania. Jako narratorka postaram się przedstawić historię dokładnie tak, jak pamiętam. Czasami będę się wtrącać. Tak jak teraz.
Ciekawy koncept, ale niezbyt go rozumiem. Czy można bowiem wtrącić się we własną wypowiedź?
Pędzel, pomyślała, łapiąc się za lewą kieszeń, gdzie zazwyczaj trzymała najpotrzebniejsze narzędzia w przypadku nagłych poprawek.
Myśli bohaterki można wyodrębnić o wiele czytelniej.
Ukradkiem spojrzała na zegarek, zawieszony na szyi. Ze względu na wiecznie panującą nocną panoramę, bez niego Claire miałaby spory problem poruszać się w dwudziestoczterogodzinnym rytmie pracy i odpoczynku.
Coś się tu pomieszało chyba.
Nie mogła nic zrobić, jedynie patrzeć jak skóra Klavdii staje się szara, a jej ubrania tracą kolor. Jak posyła zgromadzonym ostatni uśmieszek, nim zostaje kompletnie wymazana, zupełnie jak nieudany szkic, przy pomocy gumki.
Ciekawa sprawa, ale przydałoby się jeszcze trochę wyjaśnień. I to nawet w tym wycinku, bo oczywiście rozumiem, że to fragment czegoś większego.
Czytało się dobrze. Poza dosłownie kilkoma miejscami wszystko napisane płynnie i zrozumiale. Masz dryg do pisania, a zdania mają ręce i nogi. Język bogaty, widać w nim błyskotliwy umysł. Dialogi, a zwłaszcza te przy wydziałowym ocenianiu prac, wypadają bardzo dobrze. Opisy też niczego sobie, chodź na mój gust nazbyt lakoniczne. Na pewno nie zaszkodziłoby, gdyby w co ważniejszych momentach były one dłuższe. Myślę, że genialnie podbiłoby to nastrój danej chwili, zwłaszcza, że wyczuwam w Tobie potencjał względem budowania klimatu. Owych fajerwerków kreacyjnych zabrakło zwłaszcza w punkcie rozwiązania akcji.
Co do narracji… Z nią mam największy problem. Kompletnie nie rozumiem, czemu narratorka dystansuje się od wydarzeń, których, jak rozumiem przez cytat –
Jako narratorka postaram się przedstawić historię dokładnie tak, jak pamiętam.
– była uczestnikiem.
Może to być forma pewnego odcięcia się od wydarzeń, jednak wersji tej przeczą te całe wtrącenia, które zbytnio wtrąceniami nie są, a do tego wynika z nich jeszcze, iż narratorka jest silnie zaangażowana emocjonalnie w ową historię. Być może inni dostrzegą w tej metodzie coś, czego mi się nie udało. Mam wrażenie, że lepiej wypadłaby tutaj całkowita narracja pierwszosobowa. Nie dość, że wszystko by się uporządkowało, to jeszcze owe wtrącenia, mógłbyś zastąpić obszerniejszymi uwagami i poglądami narratorki-bohaterki, ku wygodzie własnej i czytelników.
O świecie przedstawionym niestety nie mogę się należycie wypowiedzieć, gdyż w tym fragmencie specjalnie nas nim nie uraczyłeś. Ba, nie uraczyłeś nas nim prawie w ogóle. Żal mi trochę ((coś)) ściska, bo jak zobaczyłem tag “dystopia” to aż oczy mi się zaświeciły. A niestety nic zbytnio mnie nie zaskoczyło. Dwukastowość, miasta o diametralnie różnym poziomie życia, tarcia klasowe… To szablon pewny, dość solidny i dobry jako fundament chyba każdej opowieści, jednak w żadnym wypadku szablon oryginalny. Chodź cały wątek Funty bardzo mi się spodobał.
Całość wypada dobrze, a wiele z tego co mi zgrzyta, zapewne zgrzyta mi dlatego, że przeczytałem jedynie wycinek większej całości. Dlatego mam nadzieję, że opublikujesz następny fragment, bo szczerze się zaciekawiłem.
Pozdrawiam serdecznie!!!
Kwestia wizji.
Bartkowski.robert
Wielkie dzięki za przeczytanie i podzielenie się spostrzeżeniami!
Prolog to zabieg celowy z tego względu, że ja bardzo nie lubię prologów XD
Co do narracji, też nie wiem czy wtrącenia zostaną w finalnej wersji, obecnie widzę, że jedynie utrudniają przekaz…
Zamierzam wykorzystać nierzetelnego narratora, stąd te wtrącenia do własnej opowieści, ale możliwe, że to serio już zbyt wiele. A no i chciałbym, żeby czytelnik zastanawiał się, która z postaci (które pojawią się za 2/3 rozdziały opowiada tę historię.
W każdym razie obecnie to tylko koncepty, nic stałego.
Również pozdrawiam i dzięki za wskazówki!
Bubert
Prolog to zabieg celowy z tego względu, że ja bardzo nie lubię prologów XD
Całkowity bezsens i groteska, masz moje poparcie.
Co do narracji, też nie wiem czy wtrącenia zostaną w finalnej wersji, obecnie widzę, że jedynie utrudniają przekaz…
Same w sobie nie są złe, mogą oczywiście występować, tylko ważnym jest, aby nie kolidowały one w swej formie i treści z narracją podstawową. Coś musi te dwie rzeczy wyróżniać, a póki co, wyróżnia je jedynie kursywa.
Zamierzam wykorzystać nierzetelnego narratora,
Pierwsze słyszę, ale brzmi ciekawie. To jakiś środek artystyczny? Chętnie o nim przeczytam.
A no i chciałbym, żeby czytelnik zastanawiał się, która z postaci (które pojawią się za 2/3 rozdziały opowiada tę historię.
A no, to akurat pomysł bardzo dobry. Radziłbym się go trzymać, a resztę dostosować pod ten właśnie szablon.
W każdym razie obecnie to tylko koncepty, nic stałego.
Doskonale Cię rozumiem.
Również pozdrawiam i dzięki za wskazówki!
Nie ma za co!
Kwestia wizji.
Przyjemnie się czytało, chociaż czasami nie wiedziałem o co chodzi.
A no i chciałbym, żeby czytelnik zastanawiał się, która z postaci (które pojawią się za 2/3 rozdziały opowiada tę historię.
ja się nie zastanawiałem, w zasadzie to szybko zapomniałem o tych kilku pierwszych zdaniach, bo bohaterki zostały pokazane sympatycznie, a sposób pokazania świata też mi się spodobał. Zapewne jest to jakiś komentarz do żywotu niebogatych artystów? Ale też nie da się nie zauważyć i nie skomentować kwestii politycznej, bo podział na klasę wyższą i niższą dalej istnieje, elity trzymają łapska na bogactwach i robią wszystko, aby się nimi za bardzo nie dzielić. Do tego jedna partia wspiera bogatych jawnie, druga potajemnie, trzecia wręcz agresywnie, a biedni oczywiście głosują na tych, którzy chcą ich najmocniej ciemiężyć. Życie to komedia.