- Opowiadanie: Nolique - W ciemności

W ciemności

Cześć, po wyciągnięciu wniosków z komentarzy pod moim ostatnim opowiadaniem postanowiłem napisać coś nowego. Jest to krótsza forma ale mam nadzieję, że się spodoba i wypadnie lepiej niż mój pierwszy tekst.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

W ciemności

– Maciek, skocz do piwnicy po ogórki! – zawołała mama.

Jej głos był zagłuszany przez dźwięki robota kuchennego i gotującego się mięsa mielonego, którego aromat chłopak tak uwielbiał.

– Za chwilę zejdę! Dokończę tylko grę.

Maciek zdjął pośpiesznie słuchawki i wyłączył komputer. Nałożył bluzę i wsunął stopy w czerwone klapki.

– Ile słoików przynieść? – zapytał, jednocześnie zdejmując z wieszaka klucze do piwnicy.

– Weź cztery, bo na obiad ma wpaść ciocia Kazia z dzieciakami. 

Maciek przytaknął i wyszedł na klatkę schodową. Z każdym pokonanym piętrem zapach gotowanego mięsa stawał się coraz mniej wyrazisty. Przy metalowych drzwiach do piwnicy nie czuł go już wcale.

Kiedy przekroczył próg drzwi, jego nos zaczął drażnić odór wilgoci i stęchlizny. Zapalił światło i w tej samej chwili, przed nim rozbiegły się szczury. Zanim zniknęły w kryjówkach, zdążył dostrzec tylko ich szare ogony, przypominające dżdżownice.

– Nienawidzę tych gryzoni – wyszeptał pod nosem.

Szedł dalej ciasnym korytarzem mijając drewniane drzwi do piwnic innych lokatorów. Zawsze zastanawiało go, co mogą w nich trzymać. ,,Może ktoś ukrywa tam zwłoki?” – pomyślał. Jedyne czego był pewien to tego, że Pan Stachurski z czwartego piętra pędzi bimber w tajemnicy przed swoją żoną. Rok temu przeszedł zawał, a lekarz kazał mu ograniczyć picie. Kiedyś Maciek z tatą nakryli go na tym i sąsiad poprosił ich wtedy, by nie zdradzali jego sekretu, bo żona „by go zabiła”. Oczywiście dotrzymali słowa i dzięki temu ojciec Maćka od czasu do czasu dostawał butelkę jego trunku.

Dotarł w końcu do znajomych drzwi. Na końcu korytarza, panowała bezkresna ciemność. Światło żarówek nie sięgało tak daleko. Zawsze bał się tego miejsca. Nigdy nie wiedział, co tam się znajdowało ani którzy lokatorzy mieli tam swoje schowki. Kiedy musiał zejść do piwnicy, robił to jak najszybciej, unikając choćby spojrzenia w tamtym kierunku.

Sprawnie otworzył kłódkę i wszedł do środka. Spakował słoiki do reklamówki i ponownie zamknął drzwi. Gdy się odwrócił, dostrzegł martwego szczura. Leżał dokładnie na granicy światła i mroku. Chłopak przez chwilę wpatrywał się w truchło, po czym powoli zaczął cofać się ku wyjściu. Nagle żarówka zaczęła nienaturalnie migotać. Maciek przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. ,,To pewnie zwykła awaria” – próbował się uspokoić.

Zamknął drzwi od piwnicy i pobiegł z siatką pełną słoików na górę.

***

– Musiał zjeść trutkę i przez to zdechł. Kocham wszystkie zwierzęta, ale szczury to szkodniki. Pamiętasz jak przegryzły nam kable od światła?

– No… pamiętam – westchnął Maciek.

– No właśnie. A te żarówki są już bardzo stare. Mają prawo się psuć.

Odpowiedź mamy nie do końca go przekonała. Spojrzał na nią ze skwaszoną miną.

– Wiesz co jest najzabawniejsze? – zapytała widząc jego reakcje. – To, że i tak nie są tak stare jak Pan Stachurski.

Twarz Maćka wyraźnie się rozpromieniła. Mama zawsze potrafiła poprawić mu humor, nawet wtedy, gdy strach przejmował nad nim całkowitą kontrolę. Dzieci w jego wieku są szczególnie podatne na lęki. Dopiero kiedy dorosną będą potrafiły wykorzystywać go na swoją korzyść. W końcu nic nas tak nie motywuje jak lęki i obawy.

– A teraz leć i przynieś mi czyste słoiki. W końcu twoje ulubione kiszone same się nie zrobią, prawda? – jej głos przyjął przyjemną dla uszu barwę.

– Prawda – roześmiał się szczerze i odwrócił się w przeciwnym kierunku.

Zabrał ze sobą kluczę i siatkę na słoiki. Idąc do piwnicy, czuł się znacznie pewniej niż poprzednim razem. Nawet woń wilgoci i stęchlizny, wyczuwalna od razu przy wejściu, nie robiła już na nim większego wrażenia.

Kiedy zapalił światło, coś go jednak zaniepokoiło. Na podłodze nie było ani jednego szczura. Zawsze, gdy schodził do piwnicy, rozbiegały się po kątach, oślepione nagłym blaskiem. Teraz panowała cisza. 

Przypomniał sobie słowa mamy, które dodały mu otuchy i poszedł dalej. Otworzył kłódkę i wszedł do środka. Zaczął pakować puste słoiki. Jeden z nich znajdował się na górnej półce – zbyt wysoko by sięgnąć z podłogi. Nie chciał się jednak tak szybko poddać. Oparł się nogą o jedną z półek i uniósł się by chwycić naczynie. Gdy już po niego sięgał, ześlizgnął się z półki i zrzucił go na ziemię. Usłyszał tylko głośny trzask łamanego szkła.

– Mama mnie zabije – mruknął, wpatrując się w pozostałości po słoiku.

Przypomniało sobie o szufelce schowanej na tylnym regale. Obrócił się, sięgnął po nią i nachylił by posprzątać. Zamarł. Tam gdzie jeszcze chwile temu leżał rozbity słoik nie było już nic. Ani śladu po choćby małym fragmencie szkła. Zaczął rozglądać się po podłodze wokół ale słoika nigdzie nie było.

Zabrał pośpiesznie siatkę i zatrzasnął kłódkę. Kiedy już miał wychodzić z ciemnego korytarza dobiegł go trzask. Potem kolejny. Zatrzymał się i nasłuchiwał. Przez kilka sekund słyszał kolejne odgłosy i nagle nastała cisza. Stał w bezruchu, czując, jak serce wali mu w piersi. 

W mroku mignął drobny przebłysk światła. Miał wrażenie jakby światełko się do niego zbliżało. W końcu z ciemności wyłonił się kształt, który dobrze znał – w jego stronę toczył się słoik. Ten sam, który przed chwilą rozbił. Nie było na nim widać ani jednej ryski. 

W pewnym momencie przestał się toczyć i stanął w miejscu. Twarz Maćka wykrzywił grymas przerażenia. Nie mógł poruszyć nawet najmniejszym mięśniem.

– To prezent dla ciebie – z ciemność dobiegł niski głos.

Upuścił siatkę ze słoikami i pobiegł ile sił w nogach do wyjścia.

***

– Mamo! Tam coś jest! – wrzeszczał histerycznie.

– Spokojnie, Maciek. Uspokój się i powiedz, o co chodzi – powiedziała spokojnym tonem.

– Nie wiem, mamo… Kogoś tam słyszałem. Z ciemności… ktoś do mnie mówił – jego głos lekko złagodniał.

– A gdzie słoiki?

– Zostawiłem je w piwnicy. Przepraszam. – Maciek spuścił głowę. Czuł się źle, że nie wykonał prośby mamy.

– Nic się nie stało – odparła wyrozumiale. – Pójdę tam z tobą i zabierzemy słoiki, okej?

– Nie! – wypalił Maciek. – Nie chcę tam wracać. Nie możemy tam iść. Tam coś jest.

– Będę z tobą, więc nie masz się czego bać. Zabierzemy słoiki i wrócimy, zanim tata wróci z pracy.

,,Może mi się tylko wydawało?” – pomyślał. W głębi duszy nie chciał tam znowu iść, ale czuł się też głupio, że się wystraszył i uciekł.

,,Może to był głos sąsiada? Może ktoś po prostu nie zapalił światła?” – wiele myśli zaczęło go dręczyć.

Chłopiec otarł łzy i wtulił się w mamę jeszcze mocniej. Po chwili siedzieli już razem przy stole. Podała mu szklankę zimnego mleka czekoladowego. Nawet to nie było w stanie poprawić jego humoru. Powoli jednak odzyskiwał spokój, ale w głowie wciąż miał obraz słoika, który przecież powinien być w kawałkach.

Nie miał wyboru. Jego słowa brzmiały nieprawdopodobnie dla mamy. W końcu odpuścił i razem zeszli do ciemnej piwnicy.

***

– I gdzie one są?

– Upadły mi dokładnie w tym miejscu – starał się brzmieć jak najbardziej przekonująco. – Naprawdę, mamo.

Torby ze słoikami już tam nie było. 

– I to niby stamtąd usłyszałeś głos?

Maciek kiwnął tylko głową. Mama westchnęła z politowaniem i spojrzała w kierunku ciemnego korytarza. Po szczurach nie było ani śladu. Trutki dla szczurów nie zostały wyjedzone. Maciek był pewien, że dzieje się tu coś dziwnego. Miał nawet wrażenie, że zapach wilgoci jest bardziej drażniący niż zawsze.

– Teraz mnie posłuchaj – zwróciła się do niego mama. – Pójdę dalej korytarzem i zapalę światło. Włącznik nie jest daleko. 

– Nie możesz! – wypalił, obejmując matkę w pasie. – Nie chcę żebyś tam wchodziła.

– Spokojnie synku – rzekła, głaszcząc go po głowie. – Nie wiem czy ci mówiłam, ale kiedyś z tatą mieliśmy tam małą komórkę, jeszcze przed twoimi narodzinami. Tata trzymał tam narzędzia dopóki nie wprowadzili się nowi sąsiedzi, którzy wykupili w spółdzielni komórkę. Nie ma tam nic strasznego. Uwierz mi skarbie.

Po tych słowach odeszła parę kroków od Maćka.

– Zaraz zapalę światło i przejdziemy się razem.

Obróciła się i powoli poszła w kierunku ciemności. Przez chwilę Maciek dostrzegał zarysy jej sylwetki, lecz szybko zniknęły w mroku. Stał nieruchomo i czekał, aż ujrzy światło. Po kilku minutach zaczął się martwić.

– Mamo? Jesteś tam?

Odpowiedziała mu głucha cisza. Nie było słychać odgłosów wydawanych przez szczury. Ciągle jednak cierpliwie czekał. Nie chciał tracić nadziei. Matka jednak nie wróciła.

***

Maciek wszedł do klatki schodowej i rozglądał się po ścianach, które przywoływały wspomnienia z dzieciństwa. Obok wisiała skrzynka pocztowa, kiedyś poza jego zasięgiem. Teraz musiałby się tylko schylić, by zajrzeć do środka.

Odwrócił się w innym kierunku i dostrzegł znajome metalowe drzwi. Nigdy o nich nie zapomniał.

– O, dzień dobry! – usłyszał znajomy głos. – Kopę lat!

– Dzień dobry, panie Stachurski. Jak u pana?

– U mnie po staremu. Opowiadaj lepiej co u ciebie – do klatki nagle wbiegła młoda dziewczynka i chwyciła nogawkę Maćka. – Domyślam się, że ta młoda dama to twoja córka.

– Tak, to Helenka. Nasza mała pociecha – uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.

– Miło mi cię poznać, Heleno – powiedział, wyciągając do niej rękę. – To bardzo piękne imię.

Dziewczynka odwzajemniła nieśmiało uścisk dłoni i pobiegła na górę.

– Nie tak szybko! – dobiegł głos zza pleców Maćka. – Poczekaj na mamę.

– A to jak mniemam pańska żona?

– Dzień dobry – odpowiedziała kobieta. – Nazywam się Julia. Miło mi Pana poznać. Maciek często opowiadał różne historie o panu. Najbardziej zapadła mi w pamięć ta, w której razem ze znajomymi podkradał panu bimber z piwnicy.

Pan Stachurski wybuchnął ochrypłym śmiechem.

– Przyznam się szczerze, że nawet o tym nie wiedziałem.

– Julka, to miała być tajemnica – oznajmił po chwili Maciek, ironicznym tonem.

Mężczyzna znowu się zaśmiał.

– Pobiegnę za Helenką bo zaraz mi ucieknie – powiedziała Julia po czym pocałowała maćka w policzek i zaczęła wchodzić na górę. 

– Ładną masz tą rodzinkę – powiedział sąsiad oglądając się za Julią. – Twój tata zostawił mi parę rzeczy specjalnie dla ciebie. Nie chciał, żeby zabrały je jego siostry. Schowałem je u siebie w piwnicy. 

Maciek po usłyszeniu ostatniego słowa zamarł w środku. Od tamtej sytuacji już tam nie wchodził. Ciała nie odnaleziono, przeszukano każdy kąt piwnicy, nie znaleziono żadnych tropów. Wydawałoby się jakby wyparowała bez śladu.

– Dobrze, chodźmy tam.

– Jesteś tego pewien? – spytał się go Pan Stachurski. – Wiem, że przez tamten incydent… 

– Spokojnie – przerwał Maciek – dam radę. Chodźmy już. Im szybciej, tym lepiej.

Mężczyzna tylko kiwnął głową ze zrozumieniem i otworzył metalową kratę, po czym oboje zeszli na dół. Nie była to łatwa droga dla Maćka. Z każdym krokiem czuł jakby opadało z niego coraz więcej sił. Musiał się jednak z tym w końcu zmierzyć. Zawsze był pewien, że kiedyś nadejdzie moment, w którym zejdzie tam jeszcze raz.

Znajdowali się już w przedsionku. Kiedy Pan Stachurski zapalił światło, nie było widać żadnych szczurów. ,,Tak samo jak tamtego dnia” – pomyślał Maciek.

Byli już w głównym korytarzu. Jego wzrok od razu przykuła ciemność wypełniająca korytarz. Piwnica nie zmienił się od tamtego czasu. Stał tak przez dłuższą chwilę, wciąż wpatrując się w mrok. Pan Stachurski widząc to, bez słowa poszedł do komórki i zaczął grzebać w pudłach, w poszukiwaniu rzeczy po zmarłym ojcu Maćka. 

On jednak dalej wpatrywał się w zaciemniony zakątek. Czuł, jakby mrok usiłował się wydostać z zakamarków i pochłonąć oświetloną część korytarza. Miał wrażenie jakby go pochłaniał. Nie mógł się oderwać od tego widoku

Nagle usłyszał dźwięk dobiegający z ciemności. Jak gdyby czyjeś kroki. Stawały się coraz donośniejsze. Coś się do niego zbliżało. Stał osłupiały, czekając na kolejne dźwięki aż nagle usłyszał znajomy głos:

– Cześć, synku. Czemu jeszcze nie przyniosłeś mi słoików?

 

Koniec

Komentarze

W piwnicy nikt nie usłyszy twojego krzyku. :P

Tekst jest w porządku, klimatem trochę przypomina creepypastę. Dobrze operujesz lękiem przed nieznanym, chociaż mam wrażenie, że natura piwnicznych strachów jest trochę zbyt mglista. Coś jak w ,,Lśnieniu”, dzieją się dziwne rzeczy, ale w sumie nie wiadomo, dlaczego. No, ale z drugiej strony, inaczej zamysł mógłby lec w gruzach…

Swoją drogą, przypomniałem sobie, jak sam raz zszedłem do piwnicy i mało nie dostałem zawału przez wiszący na ścianie zwój liny, który w półmroku wyglądał zupełnie jak głowa Cthulhu. XD

Miło mi Pana poznać.

Zwroty grzecznościowe z wielkiej tylko w listach. Autokorekta czasem zmienia. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Witaj. :)

 

Ze spraw technicznych mam wątpliwości co do (zawsze – tylko do przemyślenia):

Zapalił światło i w tej samej chwili, przed nim rozbiegły się szczury. – zbędny przecinek?

Dotarł w końcu do znajomych drzwi. Na końcu korytarza, panowała bezkresna ciemność. – tu też i dodatkowo powtórzenie?

Pamiętasz (przecinek?) jak przegryzły nam kable od światła?

– Wiesz (przecinek?) co jest najzabawniejsze? – zapytała widząc jego reakcje. – literówka?

 

Jeden z nich znajdował się na górnej półce – zbyt wysoko (przecinek?) by sięgnąć z podłogi. Nie chciał się jednak tak szybko poddać. Oparł się nogą o jedną z półek i uniósł się (i tu?) by chwycić naczynie. Gdy już po niego sięgał, ześlizgnął się z półki i zrzucił go na ziemię. – powtórzenie?; zdanie ostatnie do generalnej przebudowy, bo ma niepoprawną składnię – do czego/kogo odnoszą się wyrazy „niego”, „ześlizgnął”, „zrzucił” i „go”?

Usłyszał tylko głośny trzask łamanego szkła. – logiczny – tłuczonego?

Przypomniało sobie o szufelce schowanej na tylnym regale. – literówka?

Obrócił się, sięgnął po nią i nachylił (przecinek?) by posprzątać. Tam gdzie jeszcze chwile temu leżał rozbity słoik nie było już nic. – literówka i brak przecinków?

Zaczął rozglądać się po podłodze wokół ale słoika nigdzie nie było. – tu też brak przecinka?

Zabierzemy słoiki i wrócimy, zanim tata wróci z pracy. – powtórzenie?

Po szczurach nie było ani śladu. Trutki dla szczurów nie zostały wyjedzone. – i tu?

– Spokojnie synku – rzekła, głaszcząc go po głowie. – przecinek przy Wołaczu?

Uwierz mi skarbie. – i tu?

 

Nie chcę żebyś tam wchodziła. – brak przecinka?

– Spokojnie synku – rzekła, głaszcząc go po głowie. – Nie wiem czy ci mówiłam, ale kiedyś z tatą mieliśmy tam małą komórkę, jeszcze przed twoimi narodzinami. Tata trzymał tam narzędzia dopóki nie wprowadzili się nowi sąsiedzi, którzy wykupili w spółdzielni komórkę. Nie ma tam nic strasznego. – powtórzenia?

 

– Dzień dobry, panie Stachurski. Jak u pana?

– U mnie po staremu. Opowiadaj lepiej co u ciebie – do klatki nagle wbiegła młoda dziewczynka i chwyciła nogawkę Maćka. – Domyślam się, że ta młoda dama to twoja córka.

– Tak, to Helenka. Nasza mała pociecha – uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.

– Miło mi cię poznać, Heleno – powiedział, wyciągając do niej rękę. – To bardzo piękne imię. – w dialogu brak wielu przecinków; zapis dialogu trzeba poprawić

– A to jak mniemam pańska żona? – tu także brak przecinków?

 

– Dzień dobry – odpowiedziała kobieta. – Nazywam się Julia. Miło mi Pana poznać. Maciek często opowiadał różne historie o panu.– czemu w tej samej wypowiedzi raz „pan” jest małą, a raz – wielką literą? – to niepotrzebnie stwarza błąd ortograficzny

– Julka, to miała być tajemnica – oznajmił po chwili Maciek, ironicznym tonem. – zbędny ostatni przecinek?

– Pobiegnę za Helenką bo zaraz mi ucieknie – powiedziała Julia po czym pocałowała maćka w policzek i zaczęła wchodzić na górę. – brak przecinków i imię ma być wielką literą – kolejny ortograficzny?

– Ładną masz rodzinkę – powiedział sąsiad oglądając się za Julią. – gramatyczny – błędna odmiana wyrazu?; brak przecinków?

Nie chciał, żeby zabrały je jego siostry. Schowałem je u siebie w piwnicy. – powtórzenie i aliteracja?

 

– Ładną masz tą rodzinkę – powiedział sąsiad oglądając się za Julią. – Twój tata zostawił mi parę rzeczy specjalnie dla ciebie. Nie chciał, żeby zabrały je jego siostry. Schowałem je u siebie w piwnicy. 

Maciek po usłyszeniu ostatniego słowa zamarł w środku. Od tamtej sytuacji już tam nie wchodził. Ciała nie odnaleziono, przeszukano każdy kąt piwnicy, nie znaleziono żadnych tropów. Wydawałoby się jakby wyparowała bez śladu. – niejasny drugi akapit – o jakim ciele mowa? – domyślamy się , że mamy, lecz ze zdań to nie wynika

– Jesteś tego pewien? – spytał się go Pan Stachurski. – kolejny ortograficzny?

 

– Spokojnie – przerwał Maciek – dam radę. Chodźmy już. Im szybciej, tym lepiej.

Mężczyzna tylko kiwnął głową ze zrozumieniem i otworzył metalową kratę, po czym oboje zeszli na dół. – czemu „oboje”?

 

Zawsze był pewien, że kiedyś nadejdzie moment, w którym zejdzie tam jeszcze raz. – styl/powtórzenie?

Kiedy Pan Stachurski zapalił światło, nie było widać żadnych szczurów. – znowu ortograf?

Piwnica nie zmienił się od tamtego czasu. – literówka?

 

 

Pomysł na horror jest znakomity, lecz wszystko trzeba jeszcze doszlifować oraz pouzupełniać. :) Na razie tekst zawiera zbyt dużo zagadek i tajemnic, nakazujących czytelnikowi domyślać się: kiedy, co, kto i czemu? :)

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Witam,

 

Pomysł całkiem mi się podobał, ale wykonanie faktycznie należałoby jeszcze nieco doszlifować. Przede wszystkim scena, w której matka nie wraca z ciemnego zakamarka – to najbardziej kluczowa scena, poza samą puentą, a została właściwie streszczona jednym zdaniem, Maciek czeka a matka nie wraca.

Moim skromnym potrzeba by tam więcej mięsa, żeby ten strach dał się odczuć – Maciek powinien panikować, może pobiec po latarkę, po sąsiada, rzucić coś w ciemność etc. Na ten moment to wygląda prawie, jakby nagłe zniknięcie matki zwyczajnie zaakceptował, co rozbija atmosferę strachu.

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Nowa Fantastyka