
Krótkie opowiadanie oparte na nieco wyeksploatowanym już być może pomyśle... ale za to jakże wdzięcznym. Napisane wyłącznie ku chwale niezobowiązującej rozrywki.
Krótkie opowiadanie oparte na nieco wyeksploatowanym już być może pomyśle... ale za to jakże wdzięcznym. Napisane wyłącznie ku chwale niezobowiązującej rozrywki.
Karczmarz nie narzekał na tłok i hojnie lał piwo w opróżniane raz po raz kufle.
– Słyszeliście, że wieża za wodą znowu jest zamieszkana?
– No, już ze trzeci dzionek będzie.
– Kolejny mag? Poprzedni skończył kiepsko.
– Gdzie tam mag, smok!
– Prawdziwa plaga ostatnimi czasy… Nastawiali tych wież, a teraz same problemy…
– No i co, znowu trza do zamku posłać, niech się koronowane głowy martwią.
– Podobnież już sołtys posłał, jak tylko po raz pierwszy nad polami bydlę zoczyli.
– Lada szelest bestia kogoś porwie i uwięzi.
– Ponoć już uwięziła.
– Znowu jakaś dziewka, za głupia albo za gruba, żeby zdążyć uciec?
– Ja tam nie wiem, tylko słyszałem, że widziano kogoś w oknie…
Rozpoczęły się zwyczajowe w takich chwilach dyskusje, kto z okolicy tym razem mógł zostać pochwycony i co go w związku z tym czeka – ostatnia ofiara smoka z niedalekiej wieży została przypadkowo spalona razem z budynkiem.
Tak, karczmarz zdecydowanie nie narzekał. Jak dla niego smok, póki jego obecność stanowiła temat do plotek, był całkiem pożądanym towarzyszem.
~*~
– Ale ty na pewno wiesz, że to nie w tę stronę działa, co? – zagadnął mężczyzna bodaj po raz setny.
Smok machnął ogonem i ziewnął leniwie, wygodniej układając łeb na przednich łapach.
– Niezmiernie mi miło, naprawdę, nie spodziewałem się takiego wyróżnienia, jednak coś ci się pomyliło. Już lepiej, żebyś mnie sfajczył, wyzwanie i walkę bym rozumiał, ale to…? – Mężczyzna potoczył zniechęconym spojrzeniem po okrągłym pomieszczeniu, w którym się znajdował. Niby nie musiał siedzieć w najwyższej komnacie, miał do dyspozycji cały budynek, ale tu były jedyne dwa okna. Znajdowały się one mniej więcej na wysokości korony stuletniej sosny, więc mężczyzna mógł albo dalej przez nie wyglądać, albo wybrać śmierć.
Raz na jakiś czas wracał myślą do tej drugiej możliwości. Spędził tu już prawie cały dzień i pozostawało mu się cieszyć, że akurat była wiosna, bo nie dysponował niczym, co mógłby wykorzystać jako przykrycie na noc, nie mówiąc już o łóżku. Wyraźnie było widać, że wieża przez dłuższy czas stała pusta, a miejscowi poszukiwacze przygód ograbili ją ze wszystkiego, co nadawało się do użytku. W zasadzie nie było w niej nic poza spiralną klatką schodową. Mężczyzna zaś, gdy znienacka został zaatakowany, stracił wierzchowca, bagaże oraz broń.
Na obiad dostał udziec własnego konia, przypieczony smoczym ogniem, co oznaczało mniej więcej tyle, że część mięsa była zwęglona, a część kompletnie surowa. Wolał nie zastanawiać się, co właściwie smoki robią z dziewczętami, które schwytały. Jeśli trzymały je w podobnych warunkach, to doprawdy nic dziwnego, że tak rzadko słyszało się historie o ich odratowaniu.
Sam, jak dotąd, widywał wieże tego typu tylko z daleka. Wszyscy wiedzieli, że lepiej obchodzić je szerokim łukiem. A tu, masz ci los, nad ranem, gdy przekraczał bród na rzece, zza zasłony drzew wyskoczyła nagle latająca bestia, szast prast i było po wszystkim. Mężczyzna nawet nie podejrzewał, że łapy smoków mogą działać tak precyzyjnie – został przetransportowany do wieży bez jednego draśnięcia. Zostało mu tylko to, co miał przytroczone do pasa, i przygnębiające poczucie sromotnej klęski.
Taki ze mnie wojak – myślał smętnie. – Pierwsze spotkanie z prawdziwym potworem i nawet nie zdążyłem wyciągnąć miecza.
Wbił wzrok w zachodzące słońce. Zastanowił się, czemu okna wychodziły akurat na wschód i zachód. Zakładał, że budowniczowie wieży nie umieścili ich tak w celu oglądania słońca, choć inny powód nie przychodził mu do głowy.
– Pieprzeni romantycy – mruknął, na co smok uniósł na chwilę głowę.
Mężczyzna westchnął i wygodniej usadowił się na kamiennym parapecie. Czekał, choć nie wiedział na co.
~*~
Księżniczka siedziała za biurkiem o wyjątkowo szerokim blacie i czytała raporty. Sama także była wyjątkowo szeroka. Anegdota często powtarzana w całym kraju mówiła, jak to książę pan bardzo chciał mieć syna, a księżna pani córkę. Osiągnęli kompromis, czyli księżna urodziła dziewczynkę, ale za to taką, która spełniała również oczekiwania ojca; w wieku lat trzydziestu dwóch była rosła, barczysta i silniejsza niż niejeden chłop. Ze względu na pozycję społeczną nie musiała się przejmować brakiem powodzenia u płci przeciwnej. Po odebraniu stosownego wykształcenia, które bynajmniej nie obejmowało tańców dworskich, tkania ani gry na instrumentach, oraz po zawarciu politycznego małżeństwa, oddała się temu, co lubiła najbardziej – zarządzaniu siłami zbrojnymi księstwa. I była w tym dobra.
– Zaraza… – mruknęła teraz, odkładając na blat kolejny dokument. – To już trzeci w tym miesiącu.
Nalała sobie wina i podeszła do okna, z którego rozciągał się uspokajający widok na koszary. Wymamrotała wyjątkowo nieprzystojne przekleństwo pod adresem dawno zmarłego pradziadka. Umyślił on sobie kiedyś zbudowanie w kraju sieci wież obronnych, w taki sposób, by z każdej widać było przynajmniej jedną strażnicę i by w razie zagrożenia wieści szybko mogły zostać przekazane od granic aż do stolicy, a naród czuł się bezpieczny.
Jak można było przewidzieć, budowa wież znacząco uszczupliła książęcy skarbiec, natychmiast też pojawił się kłopot z ich obsadzeniem. Dalej poszło już z górki – większość budowli zaczęła podupadać i niszczeć, a opuszczone przyciągały raz, że szurniętych magów, dwa, że smoki. Trudno było orzec, kto stanowił większe problemy, bo towarzystwo i jednych, i drugich źle wpływało na okolicę. Czarownicy albo przeganiali mieszkańców pobliskich wsi, albo zmieniali ich w kamienie, drzewa, czy na co tam akurat mieli humor, albo wysadzali się w powietrze. Smoki zaś porywały owce i bydło z pól. No i ludzi. Popyt na dziewice znacząco ostatnimi czasy przewyższał podaż.
Oczywiście ani magowie, ani smoki nie byli skłonni do negocjacji na temat czynszu bądź podatków.
Księżniczka dopiła wino i odstawiła kielich. Nie znosiła tych wież. Gdyby tylko mogła, kazałaby wszystkie zburzyć. Testament pradziadka jednak wciąż był w mocy, a poza tym z punktu widzenia książęcego skarbca byłoby to przedsięwzięcie wysoce nieopłacalne. Jedyną pociechę stanowił fakt, że w powolnym, ale równym tempie wieże były niszczone przez swoich własnych użytkowników.
Niewielkim dzwoneczkiem przywołała żołnierza pełniącego straż przed drzwiami jej gabinetu.
– Powiadom stajnie, niech mi naszykują konia i rynsztunek – rozkazała. – O świcie wyruszam na łowy.
~*~
Kiedy zapadł zmierzch, mężczyzna zaczął zastanawiać się, czy smoki sypiają. Nic nie wiedział o ich obyczajach, więc nie miał pojęcia, czy ma jakąkolwiek szansę na ucieczkę pod osłoną nocy. Może nie śpią wcale albo tak czujnie, że nie da rady się przemknąć obok? Z drugiej strony, co właściwie miał do stracenia?
Jakby usłyszawszy jego myśli, smok wstał, przeciągnął się i oddalił od wieży, po czym zniknął w lesie. Minęło kilka chwil, podczas których mężczyzna trwał w bezruchu; w ciemności widział niewiele, a jego uszu dobiegały tylko typowe odgłosy nocy, jakieś trzaski, pohukiwanie sowy, plusk wody w niedalekiej rzece. To musi być pułapka – pomyślał i czekał dalej.
Kiedy już podjął decyzję, że spróbuje, dobiegł go szelest od strony krzaków, w których zniknął smok. I wyłoniła się z nich postać, ewidentnie ludzka. Dopiero po chwili mężczyzna uzmysłowił sobie, co widzi – kobietę, w zbyt obszernej koszuli i spodniach z podwiniętymi nogawkami, niosącą jakieś pakunki.
– O żeż w mordę – mruknął. To nie było byle jakie ubranie, tylko jego własne ubranie na zmianę.
– Będziesz się gapił, czy może zejdziesz?! – zawołała smoczyca, zatrzymując się pod wieżą i spoglądając w górę.
Mężczyzna przetarł twarz dłonią. Był zmęczony, głodny, skołowany i dawno nie czuł się tak mało męski jak tego dnia. Zdecydowanie nie był gotowy na spotkanie z kobietą-smokiem.
Zgodnie z sugestią zszedł na dół, bo uznał, że i tak nie ma tu wiele do gadania. Jak będzie chciała, sama po mnie przyjdzie i zrobi, cokolwiek jej przyjdzie do głowy.
Ostrożnie uchylił drzwi wieży, nie tylko nie zamknięte na żaden zamek, ale w ogóle takowego nie posiadające. Prawdopodobnie tylko dlatego jeszcze istniały – szabrownicy nie musieli się włamywać, więc je oszczędzili.
Z bliska kobieta okazała się raczej dziewczyną, wyglądała na najwyżej szesnastolatkę. Nie była zbyt ładna, choć nie była też jakoś szczególnie brzydka.
Wspaniale, porwał mnie nie smok, a właściwie jeszcze smocza nastolatka – pomyślał mężczyzna. Jego irytacja na samego siebie znacząco wzrosła.
Zatrzymał się na progu.
– Co, smoka nie widziałeś? – zagadnęła beztrosko dziewczyna, rzucając na ziemię jego bagaże.
– Raz, z daleka – przyznał ostrożnie, zastanawiając się, na ile jest groźna w tej postaci i czy zdąży dobiec do granicy lasu, czy nie. – Nie wiedziałem, że możecie… zmieniać się w ludzi.
– Jesteśmy pradawnymi istotami władającymi magią. Możemy zmieniać się w cokolwiek. I doprawdy trudno się spodziewać, że mając wybór, będziemy przekształcać się w wiewiórki albo mrówki, nie?
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał, postanawiając poczekać z ucieczką jeszcze chwilę. Skoro nie zabiła go od razu, a teraz z nim rozmawiała, to był jej do czegoś potrzebny.
Smoczyca podniosła wzrok znad pakunków, nad którymi właśnie się pochyliła.
– No jak to? Tego, co zwykle. Ty siedzisz w wieży, ja cię pilnuję.
Wyglądała na niebywale zadowoloną z siebie. Rzuciła mężczyźnie worek z prowiantem, najwyraźniej sama niezainteresowana jego zawartością. Mimo pustki w brzuchu powstrzymał się przed sięgnięciem po jedzenie.
– Moment, zaraz… – Próbował pozbierać rozbiegane myśli. – Czy słyszałaś cokolwiek z tego, co mówiłem wcześniej? To tak nie działa. Kto niby miałby mnie ratować? Powinnaś schwytać ładną dziewczynę, najlepiej księżniczkę… Ja nawet nie jestem rycerzem!
– Nie? – zaniepokoiła się smoczyca. – Jak to? Miałeś rumaka, miecz i w ogóle…
– Jestem najemnikiem – wyjaśnił. – Zwykłym żołnierzem. Na wschód stąd toczy się wojna, więc jechałem się zaciągnąć. Nie jestem nikim szczególnym, naprawdę. Czy zatem mogę już iść?
Zrobił krok w stronę ściany lasu, gdy spojrzenie intensywnie zielonych oczu przyszpiliło go w miejscu – i nie była to przenośnia. Naprawdę nie mógł się ruszyć.
– Mowy nie ma. Nie musisz być rycerzem. Jak dla mnie wyglądasz wystarczająco rycersko. Będziemy tu sobie siedzieć i miło spędzać czas, mój drogi. Nie po to uciekałam z domu w pogoni za marzeniem, by teraz pozwolić ci odejść. Mam wieżę, mam więźnia, na razie mi to wystarczy. Siadaj i jedz – warknęła, a mężczyzna posłusznie usiadł.
– Ale dlaczego rycerz? – odważył się spytać po jakimś czasie, kiedy już zjadł kawałek chleba z serem i resztę pieczonej ryby, która została mu z poprzedniego dnia. – Dlaczego nie niewiasta? Po mnie naprawdę nikt się nie pofatyguje…
Smoczyca, dotąd obserwująca go w milczeniu, prychnęła.
– Nie gustuję w kobietach.
Mężczyzna ze zgrozą przymknął oczy.
– Nie rozumiem – przyznał, siląc się na spokój. Czy ona oczekuje, że ja…?
Niecierpliwie odrzuciła włosy na plecy.
– Czy wiesz, co zwykle robią smoczyce?
– Nieszczególnie…
– No widzisz! Nikt tego nie wie! Nikt nawet się nie zastanawia! – stwierdziła ze złością. – Oto, co robią: znoszą jaja i wychowują dzieci! Sprzątają jaskinie! Segregują i spisują skarby! To mężczyźni latają po świecie i przeżywają przygody! Postanowiłam więc, że skoro oni mogą, to ja też. Oto jestem. Skończyłeś jeść, to teraz idź spać. Nie chce mi się z tobą dłużej rozmawiać.
Mężczyzna zamierzał powiedzieć coś jeszcze, ale smoczyca poczęstowała go tak miażdżącym spojrzeniem, że skapitulował. Wolał się nie narażać, bo naprawdę nie rozumiał, o co jej chodzi. W końcu była kobietą.
Ostrożnie wstał i podszedł do miejsca, w którym leżały jego bagaże. Dziewczyna nie zaprotestowała, tylko przyglądała mu się czujnie. Wyciągnął płaszcz i uniósł ręce, pokazując, że nie ma w nich niczego innego.
Wszedł do wieży, a potem umościł się najwygodniej jak mógł na podłodze w najniżej położonym pomieszczeniu. Na górze, jako że nieoszklone okna były na przestrzał, trochę wiało.
Mimo zmęczenia dość długo nie mógł zasnąć, wsłuchując się w kompletną ciszę panującą za drzwiami.
~*~
Słońce stało już wysoko, gdy do karczmy zawitał pierwszy tego dnia gość.
– Witamy, witamy – powiedział oberżysta, ledwo rzucając okiem zza lady, za którą odszpuntowywał właśnie beczułkę wina. Westchnął, widząc tylko jednego gościa. Zaraz jednak humor mu się poprawił, bo też rozmiary przybysza sugerowały, że potrafi on sporo w siebie wlać bądź wrzucić jadła.
– Zostawiłam konia przed budynkiem, będzie miał się nim kto zająć?
Gospodarz rozdziawił usta, dopiero teraz orientując się, że ma do czynienia z niewiastą. Czy też raczej babą, bo tak rosłej bodaj nigdy nie widział.
– Już wołam pachołka… – zająknął się i wyszedł na zaplecze. Wrócił po chwili, by zapytać gościa, co podać.
Kobieta rozsiadła się wygodnie za jednym ze stołów i dopiero teraz, gdy zdjęła płaszcz, karczmarz zobaczył, że krył się pod nim gruby jak jego ramię warkocz oraz typowo męskie ubranie z miękkiej skóry.
– Słyszałam, że gdzieś tu jest wieża, w której osiedlił się smok – zagadnęła.
– Aaa, no tak, za wodą – przytaknął gospodarz i wyjaśnił: – Nie dalej jak dwie staje stąd jest bród na rzece, a kawałek za nim wieża pod lasem. Na jesieni mag w niej mieszkał, ale go kmiecie utłukli, bo kłopoty jakieś sprawiał. Pusta stała, aż wieść gruchnęła parę dni temu, że pojawił się smok. Ponoć już kogoś uwięził i tera pilnuje.
Kobieta nie pytała o nic więcej, tylko zamówiła solidny obiad. Czekała, wpatrując się w brudne okno, jadła niespiesznie, a potem zapłaciła, zostawiając suty napiwek. Podziękowała i wyszła, nim w karczmie pojawili się pierwsi stali bywalcy, zwykle zachodzący tuż przed zmierzchaniem. Tego wieczora zaś było ich tylu, że oberżysta, uwijając się jak w ukropie, wkrótce zupełnie zapomniał o nietypowym gościu.
~*~
Nad ranem pod wieżą warowała skrzydlata, pokryta łuskami bestia. W tej formie najwyraźniej nie potrafiła mówić, a przynajmniej nie w sposób zrozumiały dla człowieka.
Mężczyzna znalazł wszystkie swoje rzeczy, włącznie z mieczem, na podłodze przy drzwiach. Miły gest – pomyślał sarkastycznie.
Nie próbował wychodzić. Uznał, że mają ze smoczycą coś na kształt niepisanej umowy, przynajmniej dopóki nie ustalą jakichś konkretów. Bo nie zamierzał spędzić reszty życia, siedząc w wieży. Postanowił przemówić jej jakoś do rozumu, najlepiej jeszcze tej nocy, więc spędził dzień na obmyślaniu stosownych argumentów.
Ostatecznie, jak nic nie zadziała, zaproponuję jej przygodę. Jeśli chce pozwiedzać świat, możemy podróżować od wioski do wioski. Ona będzie udawała, że je atakuje, a ja, że jestem łowcą smoków i bronię przed nią ludzi – postanowił, zadowolony ze swojej przemyślności.
Smoczyca albo drzemała, rozciągnięta na słońcu, albo robiła krótkie przeloty wokół wieży, wpatrując potencjalnych napastników. Absolutnie nikt nie próbował się jednak zbliżać – prawdopodobnie wszyscy w okolicy już wiedzieli, że osiedlił się tu smok, i przyjęli rozsądną strategię unikania zagrożenia.
O zmierzchu bestia ponownie zniknęła w lesie, a mężczyzna zszedł na parter. Odważył się wyjść dopiero wtedy, kiedy dziewczyna – ponownie w jego własnych, za dużych na nią ubraniach – go wywołała.
Nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie mógł przewidzieć tego, co stało się potem. Z szeroko otwartymi ustami patrzył na szarżę rycerza, który znienacka wyskoczył spomiędzy drzew i bez najmniejszego wahania natarł na smoczycę. Ta usłyszała tętent kopyt dopiero wtedy, gdy rumak był naprawdę blisko wieży. Bezgranicznie zdumiona, odwróciła się ku niemu, jednak nie zdążyła niczego zrobić. Ani zmienić się z powrotem, ani użyć magii, jak to zrobiła poprzedniego wieczoru. A może taką magię trudniej było zastosować wobec kogoś, kto gna na cwałującym koniu.
Napastnik gwałtownie ściągnął wodze, by spowolnić wierzchowca, wyciągnął miecz i bez ceregieli ściął dziewczynie głowę. Wciąż stojący w drzwiach wieży mężczyzna cofnął się o krok, gdy potoczyła się aż do jego stóp. Bezwładne ciało upadło na ziemię. Pozostało w formie ludzkiej.
Tymczasem rycerz zeskoczył z konia, troskliwie odłożył miecz na trawę i z dużo mniejszą delikatnością odwrócił martwą smoczycę na plecy. Krótkim nożem sprawnie wyciął jej z klatki piersiowej serce.
– Ciekawe… pierwszy raz widzę samicę – mruknął. – Na przyszłość pamiętaj, że zawsze bezpieczniej jest usunąć serce. Nigdy nie wiadomo, na jaki rodzaj się trafiło.
Dopiero po głosie mężczyzna poznał, że ma do czynienia z kobietą. Oszołomiony, osunął się po ościeżnicy na ziemię. Miał szczerą nadzieję, że na przyszłość wiedza dotycząca technik zabijania smoków jednak nie będzie mu potrzebna.
– Zaczynałem ją lubić – powiedział, byle powiedzieć cokolwiek. – Nie musiałaś jej zabijać – dodał słabo.
– Oczywiście, że musiałam. – Kobieta mniej brudną ręką wyciągnęła z juków swojego wierzchowca kawał materiału. Wytarła najpierw dłonie, a potem miecz, który wsunęła do pochwy przy siodle. – Ludzie zabijają smoki, a smoki ludzi.
– To nie było… rycerskie.
Odpowiedzią był nikły uśmiech.
– Ależ ja nie jestem rycerzem. Poza tym wszyscy wiedzą, że na smoki najlepiej polować nocą – pouczyła go. – Te bestie są szalenie honorowe. Jak sobie ubzdurają, że za dnia wypada pilnować branki… czy też brańca, w twoim przypadku… to właśnie to robią. I zmieniają się dopiero na noc. Tylko idiota ryzykowałby atak frontalny w dzień. Trzeba odczekać, aż delikwent będzie w postaci podatnej na zranienia, szast-prast i po krzyku. Miałam szczęście, że trafiłam na tak młody okaz.
Mężczyzna milczał przez chwilę, wpatrując się w leżącą tuż przed nim, odciętą głowę smoczycy. Zielone oczy, teraz przygaszone, wpatrywały się w rozgwieżdżone niebo.
– Nawet nie znam jej imienia. Powiedziała, że uciekła z domu – mruknął, nie wiedzieć czemu zdjęty nagłym smutkiem. – Że chciała skosztować innego życia…
– No i skosztowała – odparła kobieta, wzruszając ramionami. – Tyle że robiła to krótko. Rozumiem i szanuję, w końcu sama zajmuję się nie tym, czego po mnie kiedyś oczekiwano.
– Ale dlaczego w ogóle to robisz?
– Bo lubię. Jestem kobietą czynu, nie dla mnie czytanie poezji i dworskie zabawy.
Mężczyzna po raz pierwszy zadał sobie trud, by dokładnie przyjrzeć się swojej rozmówczyni. Poza potężną sylwetką i wyposażeniem bardzo dobrej jakości zobaczył coś jeszcze – emblemat z orłem i mieczem naszyty na ramieniu. Pamiętał ten symbol. Widział go, kiedy przekraczał granicę księstwa.
– Och… pochodzisz, pani, z rodziny panującej na tych ziemiach – powiedział, uprzytomniwszy sobie, że od początku powinien był zwrócić na to uwagę i okazać szacunek.
Kobieta machnęła ręką.
– Tutaj jestem tylko jako łowca potworów – odparła. – Nie zawracaj sobie głowy. Jakby co nie miej też do siebie żalu, że dałeś się schwytać. Jeden człowiek nie ma szans w starciu ze smokiem. Trzeba działać podstępem. – Umilkła na chwilę, utkwiwszy w nim uważne spojrzenie. – Słuchaj, zawsze jesteś taki blady? Bo wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć. Niedaleko, za brodem, jest wioska, a w niej karczma. Jeśli nie chcesz tu spędzać nocy, to jedź i się napij. Masz. – Rzuciła mu kilka złotych monet, co wydało się mężczyźnie wyjątkowo obraźliwym gestem. – Zwyczajowo kiedy ktoś uratuje dziewczynę przed smokiem, ma prawo wziąć ją sobie za żonę, ale wiesz, ja już jestem zamężna. A poza tym, jak zgaduję, nie jestem w twoim typie. Ciesz się więc wolnością. Bywaj.
Księżniczka wskoczyła na siodło i odjechała, nie oglądając się ani na zabitą smoczycę, ani na mężczyznę.
Ten przez długą chwilę wpatrywał się w bezgłowe ciało z rozciętą klatką piersiową.
– Nigdy nie zrozumiem kobiet – powiedział wreszcie, przypasał miecz, pozbierał bagaże i, idąc za radą swojej wybawczyni, ruszył w stronę rzeki.
On również nie obejrzał się ani razu.
Witaj. :)
Ledwo zdążyłam Ci odpowiedzieć w wątku powitalnym, a tu już opowiadanie! Brawa, gratuluję debiutu. :) Zachęcam do zapoznania się w dziale Publicystyka z poradnikami, w tym – dla Nowicjuszy autorstwa Drakainy. ;) Są tam też (oraz w HP) ważne zasady na temat zapisu myśli i dialogów. :)
Ze spraw technicznych mignęła mi literówka:
Oczywiście ani magowie, ani smoki nie byli skłoni do negocjacji na temat czynszu bądź podatków.
Ciekawy pomysł i zaskakujące zwroty akcji, czyniące fabułę absolutnie nieoczywistą. :)
Pozdrawiam serdecznie, klik do Biblioteki, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Dziękuję serdecznie za błyskawiczną lekturę, miłe słowa oraz za wszelkie wskazówki.
Dziękuję również za wskazanie literówki – tak się starałem, by dopracować tekst, ale zawsze coś zostanie… – i za klik do Biblioteki!
Szanowny Autorze, cała przyjemność po mojej stronie. :)
Bardzo bym chciała w debiutanckim opowiadaniu mieć zaledwie jedną literówkę. :) Brawa, świetny początek. ;)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Cześć.
Przybyłem, zobaczyłem, nie żałuję.
Jak słusznie zauważasz w przedmowie, koncept jest już wyeksploatowany. Widzę, że spróbowałeś odwrócić role, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Księżniczka jest bardzo, no cóż, męska i ratuje głównego (?) bohatera w bardzo męski sposób. Byłoby ciekawiej, jakby księżniczka uratowała go nie używając kojarzonych typowo męsko metod. Dobrym przykładem jest według mnie Mulan. Może lepiej byłoby pójść w tym kierunku?
W pierwszym dialogu proponowałbym wrzucić wstawki typu: “ – zaczął ktoś tam”, “ – wtrącił ktoś tam”, “ – dodał ktoś tam”. Myślę, że dzięki temu rozpoczęcie byłoby bardziej dynamiczne, ale to tylko sugestia.
Czarownicy albo przeganiali mieszkańców pobliskich wsi, albo zmieniali ich w kamienie, drzewa, czy na co tam akurat mieli humor, albo wysadzali się w powietrze.
Tak po prostu? Bez motywu? Wstali i pomyśleli sobie “Kuuuurde, spaliłbym jakąś wiochę wraz z kobietami i dziećmi”? Akcja dzieje się na Bałkanach, że sportem narodowym jest ludobójstwo? Może chcieliby ów wiochy okraść? Może chcieliby potrenować magię na ruszających się obiektach?
Ogólnie przyjemne opowiadanko. Za wszystkie uszczypliwości i takie tam przepraszam, wszak jestem niewyżytym nastolatkiem, który myśli, że jest zabawny. ;)
Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Hej, witaj, bardzo przyjemne opko, tematyka dobrze znana, także zaskoczenia nie było.
Ale muszę przyznać, że językowo jest dobrze, gładko się czytało, bez potknięć. Lekki humor dodawał uroku. Całkiem dobry warsztat, przydałoby się popracować nad ciekawszą fabułą, bo zakończenie zostawia niedosyt, zwłaszcza, że jest tam potencjał na coś więcej, karczmarz, księżniczka, można by to fajnie rozwinąć. :)
Ponieważ opko mi się podobało, klikam z ochotą!
Pozdrawiam serdecznie! :)