- Opowiadanie: crev - Jesienne odwiedziny

Jesienne odwiedziny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jesienne odwiedziny

Piękna tego roku była jesień. To znaczy tak mawiali, bo u nas jak zwykle o tej porze, lało. Z zawieszonych nad głowami ciemnych chmur, od prawie tygodnia krople deszczu spadały na puste już pola, drzewa i zżółkłe liście, leżące pod stopami. Słońce wstawało coraz później i coraz wcześniej opadało za zamglony, szary horyzont. Nic nie zwiastowało, aby nadchodząca zima wyróżniać się miała czymś szczególnym i zapaść w pamięć bardziej, niż poprzednie podobnie smętne i długie.

----

Rankiem z lasu wyszedł dziwnie wyglądający mężczyzna, ubrany dość specyficznie w dziwaczne czerwone spodenki, śmieszny kapelusz z czarnymi piórami i zielonkawą kamizelkę. U nas, gdzie kolor ubrań to zwykle ciemna czerń lub brudny szary, przykuwał uwagę. Wyłoniwszy się z krzaków powitych już popołudniową mgłą, popatrzył na kilka kobiet z koszami pełnymi grzybów i bawiące się nieopodal dzieci. Uśmiechną się lekko i skierował na wschód, tak aby dojść do płynącej po tamtej stronie wsi małej rzeczki.

– Jarek! Biegnij do ojca, powiedz, że mamy gościa! – krzyknęła jedna z kobiet do młodego chłopaka, który z podnieceniem w oczach szukał czegoś w trawie.

Wieś Nelucha leżała w takim miejscu, że ktokolwiek tutaj zawitał, zawsze przychodził z południa. Powód tego był prosty, z innych stron, wieś otoczona była bagnami i gęstym borem, nie było tu traktów handlowych, złóż rzadkich kamieni czy nadzwyczajnej ilości dziewic, mogących zwabić potencjalnych kupców i kupczyków. Jedynym powodem dla którego ludzie żyli w tym miejscu, były małe, jak wszystko tutaj brudnoszare grzyby. Kilka lat wcześniej, ktoś ponoć odkrył, że grzyby z tych okolic mają właściwości, jak to nazwano nadzwyczajne. Czasem pojawiali się tutaj magowie, choć częściej ich wysłannicy, chcący kupić kilka okazów. W kraju pojawili się nawet tacy, którzy zaświadczali, że dzięki owym, można latać, pływać pod wodą czy też przenikać przez ściany. Wystarczyło tylko zjeść jednego na surowo podczas pełni i wypowiedzieć magiczną formułę. Nie było to prawdą, wiem, sprawdzałem wielokrotnie. Prawdą jednak było to, że na tych ludzkich prawdach, dawało się całkiem nieźle zarobić. Tak było do tej pory, gdyż owy przybysz co wydawało się najdziwniejsze, przybył ze wschodu.

Wspomniany wcześniej Jareczek zniknął szybko pomiędzy krzakami. W tym czasie przybysz skierował się wprost nad rzeczkę. Widziałem go wtedy, jak zwykle siedząc na swoim pieńku i marząc o jakiejś roznegliżowanej pannie, popijając rozwodnione do absurdu piwo. Nie wydawał mi się jakiś szczególny. Ot niski, chudy, ubrany wprawdzie dość dziwacznie, ale chłop jak chłop. Podszedł do rzeczki i z niesionego przez siebie chrustu zaczął układać stos na ognisko. Chwilę później podbiegł do niego mały Jareczek, syn wójta.

– Zaraz mój tata do ciebie przyjdzie – przedrzeźnił go głupkowato wykrzywiając twarz

Przybysz otworzył usta by coś powiedzieć, głos miał straszny. Jakby ktoś wcześniej przypalał mu gardło, gruby, bezdźwięczny, przypominał nieco, cielącą się krowę.

– Czekam więc – odparł

----

Usłyszawszy kroki, przybysz odwrócił się i spojrzał na sterczących już za nim wójta, kapłana oraz paru mniejszych wiejską rangą chłopów. Nie wstał, nie przywitał się, minę miał niewzruszoną.

– Tak więc – zaczął wójt – kim jesteś. Co cię tu sprowadza? I opuść to miejsce! – z dumą w głosie powiedział wójt, tak aby zaznaczyć iż to on dzierży tutaj władzę.

W tym samym czasie kapłan, wyciągając coś ze swego kubraka, zaczął odprawiać modły.

– Przeszkadzam wam? – odparł ze spokojem – prześpię się i jutro ruszam dalej…

– Tak więc nie prześpicie – przerwał mu wójt – nie życzymy sobie tutaj, nieproszonych gości

Gdy kapłan skończył modły, sprawdzające czy przybysz nie jest czasem wysłannikiem diabła lub co gorsza, poborcą podatkowym, sam zaczął mówić:

– My, jesteśmy tu z woli pana, jemu tylko służymy i jego wolę wypełniamy. Ciebie mógł zesłać zarówno szatan, jak i inne demonium. Nie chcemy cię tutaj, odejdź precz pomiocie!

Przybysz, odwróciwszy się plecami do kapłana i wójta zaczął szukać czegoś w swej torbie. Szukał na tyle długo, że wójt z kapłanem, zdążyli się naradzić. Zaczął kapłan:

– Psie! Pomiocie, kurwi synu, ja wysłannik nieskończenie dobrego pana, jedyny sprawiedliwy i miłosierny sługa boży rozkazuję ci! Jeśli jesteś sługą ciemności odejdź z tego miejsca, bo tu mieszka pan nasz i nie pozwoli na to aby…

W tym właśnie momencie gdy kapłan kończył swe modły, przybysz wyciągnął dwa małe, ciemne woreczki, jeden rzucił w kierunku wójta, drugi wprost w ręce kapłana. Woreczki zadźwięczały pięknie. Po chwili ciszy, w której to, zarówno kapłan jak i wójt zważyli w ręku zawartość podarku a tłum wieśniaków powiększył się o kolejne trzy osoby, kapłan i wójt popatrzyli na siebie.

– Po prawdzie, niezbadane są wyroki najwyższego. To on właśnie, zesłał cię tutaj dobroczyńco. Niech będzie, przenocować możesz… – kapłan nie zdążył dokończyć gdy przerwał mu wójt

– Jutro jednak, dobroczyńco, prosimy abyś szedł w swoją stronę. Czy zgadzamy się w tej sprawie?

– Jak najbardziej – uśmiechną się lekko przybysz, kładąc jednocześnie obok ułożonego w stos chrustu – jutro gdy tylko się wyśpię, pójdę dalej nie pozostawiając po sobie śladu.

Jeszcze chwile rozmawiali, ale już nie chciało mi się słuchać. Tym bardziej, że podbiegając do przybysza, ktoś zostawił kosz jabłek na środku dróżki. Grzechem byłoby nie sprawdzić ich smaku, więc wstałem, zabrałem dwa i poszedłem w swoją stronę.

----

Nazajutrz obudził mnie wybiegający ze świątyni kapłan. Nigdy nie powiedziałbym, że ten opasły człowiek w babskiej szacie, potrafi tak szybko biec. Chwilę później okazało się, że dwie kobiety ledwie żyją. Jako, że nasz, to znaczy wsiowy kapłan jako jedyny znał się nieco na leczeniu, pobiegł szybko za małym Antonim, wskazującym mu drogę. Później słyszałem, jak rozmawiali, trudno zresztą było nie słyszeć, wydzierali się jak głupi. Na zmianę, to wójt, to kapłan, to mąż chorej kobiety. Nie trudno było się domyśleć co się za chwilę stanie. Pierwszy wybiegł wójt, dzierżąc w ręku gruby kij, zaraz za nim, kapłan wykrzykując „jebnij mu!". Podbiegł szybko do wstającego właśnie przybysza i walnął w tył głowy. Chwilę później, ten wczorajszy dobroczyńca, zawleczony został na skraj lasu, zakuty w dyby i oblany wiadrem wody. Odzyskawszy przytomność został przesłuchany i w trybie natychmiastowym, skazany za kontakty z ciemnymi siłami. Na nic zdały się tłumaczenia, że całą noc spał, że kobieta najadła się pewnie grzybów i że nic z tym nie ma wspólnego. Nie pomogło nawet przysięganie, że bóg jest po jego stronie. Nawet gdy zwróciłem uwagę, że co roku mamy kilka takich wypadków z grzybami nikt nie brał tego pod uwagę.

Jest zbrodnia, musi być kara! – stwierdził jednoznacznie kapłan

Wyjątkowo okrutnie został potraktowany owy osobnik, którego nikt nawet nie zdążył zapytać o imię. Gdy ktoś ze wsi podbiegł krzycząc, że kobieta nie żyje, a kolejna pewnie się zaraziła bo coś majaczy, reakcji była błyskawiczna. Ktoś pobiegł po miód, ktoś pomógł przenieść dyby bliżej wielkiego mrowiska, ktoś wyznaczył wartownika a jeszcze ktoś inny, odprawił mszę za duszę wkrótce zmarłego, nie pomijając także, wystawienia kosza na datki. Jeszcze popołudniu, mimo nadchodzącej mgły, dzieci podbiegały do unieruchomionego człowieka i rzucały w niego świeżym, dopiero co zrobionym gównem . Wkrótce jednak zamgliło się tak bardzo, że przy skazańcu pozostała tylko dwójka wartowników. Chciałem zasnąć, ale jęki przybysza nie dawały takiej możliwości. Wył, piszczał, krztusił się, wzywał pomocy i zlitowania. Wielkie czerwone mrówki rozprawiały się z nim przez dwa dni, najbardziej upodobały sobie ponoć, oczy i uszy człowieka. Ja nie podchodziłem tam, ale dzieciaki mówiły między sobą. Nie dało się nie słyszeć.

----

Po dwóch dniach, gdy jęki ucichły a wartownicy nie przyszli aby się zmienić, ktoś postanowił zobaczyć co się dzieje. Szybko się okazało, że jedynie wójt i kapłan mieli na to dość odwagi. Właściwie, to zmusił ich do tego tłum, skandujący, „wyście skazali, wyście sprawdzicie!". Poszli a ja jak reszta poszedłem cichutko za nimi. Mgła była spora, zanim dotarliśmy do mrowiska, wioska całkowicie zniknęła nam z oczu. Widok jaki nam się ukazał, przeraził mnie wtedy i wprawił w osłupienie. W dybach nie było ciała, obok leżały jednak dwa szkielety, najprawdopodobniej wartowników. Nagle, jeden z nich chwycił w kościste resztki dłoni kij i powoli zaczął wstawać z ziemi. Nim zdążyłem przełknąć ślinę, wójt i kapłan biegli już w stronę wioski. Jeden uciekając modlił się głośno, prosząc boga o zmiłowanie, drugi, klął soczyście.

Nie czekając długo zerwałem się do ucieczki. Dobiegając do wsi zauważyłem tylko, jak dwa konie z jeźdźcami znikają w leśnej dróżce. Wioska płonęła, przy domach leżały poparzone trupy mężczyzn, kobiet i małych dzieci. Niektóre ciała wciąż się ruszały ale były to już ich ostatnie ruchy. Część mieszkańców uciekała właśnie konno lub pieszo we wszystkie strony, nawet te, gdzie rozciągały się bagna. Ktoś paląc się przebiegł przede mną i chwilę później wskoczył do rzeczki, o dziwo jednak zamiast ugasić ogień, który do tej pory go trawił, wyrzucony został wysoko w powietrze i spadł głową wprost na spory kamień. Krew rozlała się pod jego ciałem i wkrótce i ona spłonęła.

Pod moimi stopami dopalał się właśnie mały Antoni. Gdy tylko podniosłem wzrok usłyszałem rżące konie. Wbiegły wprost przede mnie i stanęły dęba, zrzucając swoich jeźdźców. Wójt i kapłan, tak bladzi na twarzach, że mogliby ukryć się nago w mące. Dopiero gdy konie uciekły zdali sobie sprawę gdzie są, dopiero wtedy mnie poznali. Mamrotali, majaczyli, chciałem zrozumieć więcej, ale z tego co mówili wnioskowałem tylko, że uciekali ścigani przez dwa, chichoczące trupy.

Kapłan i wójt spoglądali na coś za moimi plecami nie ruszając się wcale. Poczułem zimno, mgła nachodziła szybko a ja, bałem się spojrzeć za siebie. Gdy poczułem rękę na ramieniu odwróciłem się powoli. Stał za mną niski, śmiesznie ubrany człowiek. Dokładnie ten, który trzy dni wcześniej przybył do wioski. Przybysz kazał mi zamknąć oczy. Posłuchałem, dodatkowo, czego nie musiał mi już nikt tłumaczyć, po prostu zlałem się w gacie. Później usłyszałem krzyk, głośny, wyraźny i długi, zacisnąłem jeszcze mocniej. Gdy krzyk ustał i zrobiło się cicho, powoli otwarłem oczy. Stał przede mną przybysz, wójta i kapłana nie było.

– Oni wszyscy zostali ukarani, tych dwoje do końca cierpieć będą oglądając to wszystko znad własnych głów. Resztę ukarałem tylko symbolicznie, spaliłem. Ty i jeszcze kilku odpokutujecie nie mówiąc nikomu o tym co się tutaj stało. Później będziecie wolni – przybysz swym, wywołującym strach głosem wyjaśnił mi, co się stało i zanim zniknął na dobre, kazał znów zamknąć oczy.

----

Przede mną stała nietknięta wieś. Dzieci bawiły się jak zawsze, kobiety nieopodal zbierały grzyby. Rozglądając się nie spostrzegłem przybysza, trupów, dopalającego się Antoniego, resztek wsi. Wszystko wyglądało normalnie, jakby nic się nie stało. Podszedłem do jednej z kobiet, zapytałem co się wczoraj działo. Kobieta wyjaśniła, że dość niezwykłe były odwiedziny aż dwóch handlarzy grzybami, poza tym nic. Poszedłem dalej rozglądając się niepewnie. Na początku sądziłem, że to wszystko mi się śniło, dopiero po chwili zauważyłem, że na środku wsi stoi wysoki pal z przybitymi do niego wójtem i kapłanem. Obaj żyli, krzyczeli, wyli wręcz z bólu, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Zupełnie jakby ich nie widzieli i nie słyszeli. Wtem, z dróżki wyłonił się znajomy mi handlarz, uśmiechną się lekko i skierował w moją stronę. Biegło w jego kierunku jakieś dziecko, gdy nagle, przebiegło przez stojący na środku wsi pal, zupełnie tak, jakby był z mgły. Słup rozpłynął się u dołu, jednak jego góra, z wiszącymi wyżej ludźmi pozostała nietknięta. Wójt i kapłan zawyli, wzywając pomocy, ale nikt poza mną nie zauważył.

Koniec

Komentarze

        Przeczytałem Twoje opowiadanie i tak trochę jestem w kropce. Temat nie jest nieciekawy, wręcz przeciwnie tylko trochę się czułem jakbym był zajety lekturą streszczenia a nie eseju. Bardzo dynamicznie piszesz, tyle się dzieje, że trudno nadązyć! Ale o stylu pisał nie bede. Każdy ma taki, jaki sobie wypracuje. Zauważyłem kilka błędów, wymienię te które pamiętam:

- Tak więc - zaczął wójt - kim jesteś.   Brak znaku zapytania

- Tak więc nie prześpicie - przerwał mu wójt    Wers wyżej zwracał się w liczbie pojedynczej a teraz w mnogiej?

Gdy ktoś ze wsi podbiegł krzycząc, że kobieta nie żyje, a kolejna pewnie się zaraziła bo coś majaczy, reakcji była błyskawiczna. Ktoś pobiegł po miód, ktoś pomógł przenieść dyby bliżej wielkiego mrowiska, ktoś wyznaczył wartownika a jeszcze ktoś inny, odprawił mszę za duszę wkrótce zmarłego
Użyłeś tutaj 5 razy słowa ktoś,  moim zdaniem za dużo.

           Więcej grzechów nie pamiętam a sam temat opowiadania uważam za ciekawy. Rozbawiło mnie porównanie, które poniżej przytaczam:
(...)głos miał straszny(...)przypominał nieco cielącą się krowę
Ogólnie nie jest żle, tylko staraj się tak nie pędzić. Trochę wolniej budować atmosferę. Pozdrawiam

Mastiff

"Uśmiechną się lekko i skierował na wschód" - Uśmiechnął, tak?
"kim jesteś. Co cię tu sprowadza? I opuść to miejsce!" - to ostatnie zdanie jakoś mi nie pasuje i brzmi bardzo śmiesznie. Chcą się dowiedzieć czegoś o przybyszu i jednocześnie każą mu odejść.
"Jak najbardziej - uśmiechną się lekko przybysz" - Uśmiechnął, tak?
"Poszli a ja jak reszta poszedłem cichutko za nimi" - to zdanie też brzmi śmiesznie.

Mi osobiście nie przeszkadza, gdy akcja toczy się szybko i dynamicznie, ale problemem tego opowiadania jest to, że miejscami jest zbyt chaotycznie  - moim zdaniem. Ogólnie sam tekst jest napisany średnio, pomysł ciekawy. Można przeczytać, ale szału nie ma.
Pozdrawiam.

Ok dzięki,

Bohdan postaram się :)

Redil tak uśmiechnął :), Red czego brakuje Twoim zdaniem aby nie było chaotycznie i aby było lepiej niż średnio?

Pozdro

Sądzę, że gdyby ten tekst trochę "poleżakował", a Ty spojrzałbyś na niego z dystansu, udałoby Ci się wyłapać więcej błędów, może zmieniłbyś kilka zdań, które brzmią śmiesznie, nielogicznie - ale do tej pory nie udało Ci się tego zauważyć. Nie będę oryginalny, bo przede mną mówiło to już wiele osób, ale wszyscy mieli rację - czas działa na Twoją korzyść. Błędy które wymieniłem ja, czy też Bohdan to nie wszystko, a zapewniam Cię, że bez nich czytałoby się dużo lepiej i przyjemniej, bo ten tekst z pewnością ma potencjał.
Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka