
Kapsuła hibernacyjna otworzyła się z głośnym świstem. Noah obudził się, nie wiedząc, gdzie jest ani co się dzieje. Całkowicie przekrwione oczy zaczęły szybko analizować otoczenie. Surowe szare pomieszczenie. Puste. Brudne i niezadbane. Mimo wszystko straszliwie sterylne. Chwilowa zaćma w pamięci powoli ustępowała. Przypominał sobie, kim jest i co tu robi.
Wstał. Przejechał ręką po głowie, z której wystawały tylko małe kępki włosów. Postrzępione ubranie wisiały na nim, jakby były co najmniej o dwa rozmiary za duże. Na koszulce odnalazł całkiem świeże ślady krwi. Wczoraj się przewrócił. Rana wyglądała okropnie. Na szczęście kapsuła była w stanie poskładać go do kupy, nawet gdyby wszedł do niej z jelitami na wierzchu. Czyniła go nieśmiertelnym. Dziś po ranie nie było śladu.
Nacisnął znajdujący się na ścianie panel, tym samym otwierając drzwi. Ruszył przed siebie ciasnym, wręcz klaustrofobicznym korytarzem. Szedł w tym samym kierunku co zawsze – do dystrybutora. Urządzenia, które wypełni jego żyły rozkoszą, najsilniejszym narkotykiem, jaki znała ludzkość.
Życie każdego mieszkańca ostatniego miasta na świecie wyglądało tak samo. Wstać, udać się do dystrybutora, a następnie wrócić do kapsuły, aby naprawić zniszczone narkotykiem ciało. I tak każdego dnia, w nieskończoność. Noah nie lubił w tym wszystkim fragmentu, w którym był odłączony od błogiej, narkotyzującej maszyny. Dawno temu należał do jednej z niższych klas społecznych, dlatego teraz jego lokum znajdowało się kilka minut spacerem od dystrybutora.
I tak szedł do celu spokojnym tempem, gdyż sztuczna inteligencja zarządzająca miastem zabraniała biegać. Podobno jest to niebezpieczne. Znudzony, otworzył sieć. Na prawej siatkówce zamrugały kolorowe obrazki. Zajął się pochłanianiem treści. Jego uwagę przykuł obrazek gloryfikujący Matkę, kobietę, która oddała swe ciało, aby wytwarzać w nim narkotyk, ponieważ rozkosz można stworzyć jedynie, wykorzystując substancje naturalnie występujące w mózgu człowieka. Matka zrezygnowała z przyjmowania narkotyku, żeby pozostali mieszkańcy mogli dostąpić wiecznego szczęścia.
-Cudowna kobieta – pomyślał Noah.
Z obawy o własne bezpieczeństwo postanowił sprawdzić wiadomości z frontu. Gdzieś daleko roboty ostatniego miasta toczyły walki przeciwko sztucznej inteligencji zwanej modelem 310. Model ten uważał, że może zapewnić ludziom lepszy byt. Z tego też powodu starał się zdetronizować maszynę rządzącą miastem. Noah nigdy nie interesował się szczegółami tego konfliktu, dlatego zaraz po tym, jak Internet poinformował go, że nic mu nie zagraża, wrócił do treści rozrywkowych.
Dotarł do dystrybutora. Większość stanowisk była już zajęta, a korzystający z nich ludzie wpatrywali się teraz ślepym wzrokiem w sufit. Noah odszukał swoje miejsce, numer 20134, usiadł na przytwierdzonym do ziemi krześle. Metalowe oparcie podzieliło się chłodem z jego plecami. Sięgnął wychudzonymi, wręcz patykowatymi rękoma po przewody. Wpiął je w odpowiednie otwory na brzuchu. Nacisnął schowany za warstwą kurzu przycisk z napisem „Start”. Zaczęło się od powolnego mrowienia. Uczucie to z każdą sekundą nasilało się i przeradzało w coś przyjemnego. Wrażenie posiadania setek much pod skórą zmieniało się w błogość, odrodzenie i euforię. Umysł powoli odpływał.
Świat zawirował i zamarł. Wszystko momentalnie się zatrzymało. Rozkosz przestała płynąć. Noah szpetnie zaklął, po czym sprawdził połączenia na brzuchu. Mała lampka na jednym z przewodów przyjęła kolor czerwony. Noah wypiął kabel, aby następnie dwa palce prawej ręki włożyć do lewego otworu. Chwilę w nim pogrzebał i gdy był pewien, że wystarczająco go oczyścił, podpiął się ponownie.
Korytarz zatrząsł się. Wystraszony Noah cofnął palec od „Startu”. Rozejrzał się. Po prawej stronie mechaniczny horyzont płonął czerwienią. Pożar w zawrotnym tempie pochłaniał długi na kilka kilometrów dystrybutor. Wschód słońca świata przyszłości zbliżał się i przemieniał w popiół kolejnych pozbawionych świadomości mieszkańców. Noah odskoczył od maszyny. Przewody odpadły, a z brzucha popłynęła czarna, kleista ciecz. Nie próbował nikogo ratować. Miał świadomość, że nie może nikomu pomóc. Ludzie po dłuższym czasie spożywania rozkoszy zbyt długo pozostawali nieprzytomni.
Biegł przed siebie, byle dalej od ognia. Nogi zaczynały go boleć. Od dziesiątek lat nie zaznał cięższej aktywności niż spacer. Mięśnie rwały się. Płynąca po brzuchu smolista substancja piekła. Głód rósł w siłę.
W końcu Noah runął na ziemię. Uderzył głową w zimny beton. Po czole popłynęły strugi cieplutkiej krwi. Nie mogące złapać ostrości oczy wędrowały po szarych ścianach, pozbawionych wyrazu twarzach i rurach przepełnionych rozkoszą. Ile by dał, żeby podpiąć się do dystrybutora. Dlaczego uciekł? Dlaczego spanikował? W tym momencie myślał jedynie o narkotyku. Spożyłby go, nawet jeśli ceną za to miałaby być śmierć. Ślina wypływała z ust, mieszała się z krwią i kapała na posadzkę.
Leżał. Ostatnie siły pomalutku z niego ulatywały.
– Pomcy… Tu jestem… Pomocy… – szeptał, wzywając miasto.
Coś poruszyło się. Jakaś postać szła w jego kierunku. Kroki stawiała pewnie, lecz krzywo. Można było odnieść wrażenie, że jest schorowana oraz zmęczona. Gdy zatrzymała się, Noah nie miał już żadnych wątpliwości. Sama Matka przybyła, aby go ocalić. Co za zaszczyt. Co za wyróżnienie. Ale coś było nie tak. Stała nad nim naga, przerażona. Jej łysą głowę pokrywał zielonkawy śluz. Z ciała wystawały pozrywane przewody.
– Ty jesteś Philip? – zapytała. – Ten, który przybył mnie ocalić? Wysłannik modelu 320? Ah. Raczej nie…
Ruszyła dalej. W tym samym momencie Noah na widok narkotyku dostał zastrzyku energii. Zerwał się z podłogi, złapał za jeden z przewodów i zaczął ssać.
-Matka naprawdę przybyła mnie ocalić! -wrzeszczał. – Nakarmić mnie błogością!
Głód pompował do jego żył adrenalinę. TAK! Resztki rozkoszy spływały do gardła. Razem z Matką przewrócili się. Noah przygwoździł ją do ziemi swoim ciałem. Szukał kolejnej rury. Nie myślał. Łaknął jedynie euforii.
– Zostaw mnie, pierdolony androidzie! Jestem ostatnim człowiekiem na Ziemi i jeśli mnie puścisz, wyjdę dzisiaj na wolność! Jebana zwariowana maszyno, rozkazuję ci mnie zostawić! – krzyczała Matka.
W mózgu Noah'a coś przeskoczyło – jakby bardzo stary zawór bezpieczeństwa. Zszedł z kobiety. Tępym wzrokiem obserwował, jak odbiega. Po dziesiątkach lat niewoli w końcu wolna. A on zrozumiał, kim naprawdę jest. Sztucznym człowiekiem. Istotą z fabryki. Szok przyćmił pozostałe uczucia. Nawet głód skrył się w odmętach umysłu. Noah zwinął się w kłębek i zaczął dygotać. Po chwili oślepiły go snopy białego światła. Wyłoniły się za nich roboty.
Rano kapsuła hibernacyjna otworzyła się z głośnym świstem. Noah usiadł. Opuścił stopy na chłodną posadzkę. Dotknął bolącej głowy. Internet od razu zatrąbił, że sytuacja została opanowana, a Matka bezpiecznie wróciła na swoje miejsce. Westchnął i zaczął układać sobie w głowie wszystko to, co wczoraj usłyszał. Czyli nie jest człowiekiem. Czyli nikt z mieszkańców nigdy tak naprawdę nie żył. Wszyscy są tylko androidami. Rządzi nimi lepiej rozwinięta sztuczna inteligencja, która jest pozbawiona systemów ochrony człowieka. Chore.
Pytanie: czy dla niego coś to zmienia?
Wstał i ruszył do dystrybutora.
Przeczytane – choć mam więcej pytań niż odpowiedzi, czytało się dobrze. Warto jeszcze przejrzeć opowiadanie pod względem technicznym, ale to już powinien ocenić ktoś bardziej obeznany.
Tylko do przemyślenia:
Postrzępione ubrania wisiały na nim > Postrzępione ubranie wisiało na nim (?) You wear 1 ubranie. You keep many ubrania in your closet. :D Łatwiej zapamiętać.
-Matka naprawdę przybyła mnie ocalić! -wrzeszczał. –Nakarmić mnie błogością! > Brak spacji i “–”.
Pozdrawiam.
Tekst z klimatem. Nosi w sobie moralny niepokój; jest zwrot akcji, pojawia się refleksja, która jednak nie ma wpływu na bohatera. Choć domykasz fabułę, nie ma zmiany. A może tekst by zyskał, gdybyś przerobił zakończenie?
Historię widzisz oczami duszy. Ja muszę ją dostrzec poprzez czytanie wyrazów. Dlatego im doskonalszy warsztat, tym lepiej dla czytelnika. Przemyślałbym czy retrospekcję zastosować w scenie, a może w prequelu? Skupiłbym się bardziej na pokazywaniu faktów, a nie ich objaśnianiu. Proste objaśnianie nosi bowiem znamiona Infodumpa.