- Opowiadanie: Artur Kw - Czekając, gdy Nadejdzie... Dziewiąta Noc

Czekając, gdy Nadejdzie... Dziewiąta Noc

Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33536

Czekając, gdy Nadejdzie...Pierwsza Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33537

Czekając, gdy Nadejdzie... Druga Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33538

Czekając, gdy Nadejdzie... Trzecia Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33539

Czekając, gdy Nadejdzie... Czwarta Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33542

Czekając, gdy Nadejdzie... Piąta Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33543

Czekając, gdy Nadejdzie... Szósta Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33553

Czekając, gdy Nadejdzie... Siódma Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33554

Czekając, gdy Nadejdzie... Ósma Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33582

Oceny

Czekając, gdy Nadejdzie... Dziewiąta Noc

DZIEWIĄTA NOC

 

Kilkoro ludzi – mężczyzn i kobiet – podąża przez las z zapalonymi pochodniami. Rozglądają się uważnie wokół. Szukają i nasłuchują.

 

Pierwsza osoba

Gdzieś tu jest, bądźcie czujni…

 

Druga osoba

Morderczyni! Odpowie za swój czyn!

 

Trzecia osoba

Nawet nie zdąży odpowiedzieć… Padnie z krwawiącym gardłem.

 

Czwarta osoba

Tak, tak…

 

Piąta osoba

Czyż nie ma szansy, by przemówiła w swej obronie?

 

Trzecia osoba

Wszystko co wypowie, to kłamstwa. Czemu marnować uszy, na słuchanie jej bełkotu?

 

Piąta osoba

Gdyż może jest inaczej, niż sądzimy…

 

Pierwsza osoba

Cisza! Nie możemy wątpić w słuszność tego, co uczynimy!

 

Piąta osoba

Nie ma wartości coś, co jest wątpliwe…

 

Druga osoba

Brednie, brednie mówisz…

 

Piąta osoba

Sam wątpisz i się wahasz, by to uczynić.

 

Pierwsza osoba

Jeśli wątpisz, zawróć.

 

Piąta osoba

Tak uczynię.

 

Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po bardzo długim czasie niknie w mroku.

 

Czwarta osoba

Znam tą, którą szukamy… Nikogo by nie skrzywdziła. Tylko, gdyby ktoś chciałby skrzywdzić kogoś, kto jest jej bliski.

 

Trzecia osoba

Któż jest bliski takiej, która kocha się ze wszystkimi za nic niewarte miedziane monety?

 

Czwarta osoba

po chwili zastanowienia

Może mieć kogoś. Nie możemy temu zaprzeczyć.

 

Pierwsza osoba

Ani uznać za prawdę. Jesteśmy już blisko. Słyszę jej śmiech.

 

Druga osoba

Rozum utraciła…

 

Czwarta osoba

Może my utraciliśmy?

 

Pierwsza osoba

Jeśli wątpisz… Zawróć.

 

Czwarta osoba

Tak uczynię…

 

Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po długim czasie niknie w mroku.

 

Pierwsza osoba

Ktoś jeszcze ma wątpliwości?

 

Druga osoba

wzdycha

Zwę ją morderczynią, lecz kim sam będę, gdy to uczynię?

 

Pierwsza osoba

Sprawiedliwym.

 

Druga osoba

Jeśli tak ślepa jest sprawiedliwość, wolę błądzić w mroku.

 

Pierwsza osoba

Jeśli wątpisz… Zawróć.

 

Druga osoba

Tak uczynię.

 

Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po krótkim czasie niknie w mroku.

 

Pierwsza osoba

wzdycha

Zostaliśmy tylko my.

 

Trzecia osoba

I inni, którzy poszli przodem w gąszcz lasu.

 

Pierwsza osoba

rozgląda się wokół, gdzieś słychać śmiech i płacz ściganej przez nich Kasji. Dostrzega w oddali blask ognia. Po chwili czuje zapach dymu

Podpalili część lasu, by nie mogła uciec.

 

Trzecia osoba

Uczynimy to samo?

 

Pierwsza osoba

Czyż masz jakieś wątpliwości?

 

Trzecia osoba

Bardzo wiele.

 

Pierwsza osoba

Masz odpowiedzi na swoje wątpliwości?

 

Trzecia osoba

Nawet, gdyby były, wciąż bym wątpił.

 

Pierwsza osoba

Jeśli wątpisz, zawróć.

 

Trzecia osoba

Tak uczynię.

 

Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po bardzo krótkim czasie niknie w mroku.

Pierwsza osoba zostaje sama. W oddali migocze blask rozprzestrzeniającego się ognia. Wśród drzew pojawia się dym. Gdzieś obok migocze jakaś sylwetka osoby skrytej za drzewami i krzewami.

 

Głos z oddali

Idziesz z nami, by ją pochwycić?

 

Pierwsza osoba

Wątpię…

 

Blask pochodni, którą trzyma znika w mroku.

 

Polana po środku lasu. Esmerlda i Dima siedzą razem na trawie. Wokół cisza i spokój. Księżyc znajduje się wysoko na niebie i oświetla swym blaskiem ich twarze.

 

Dima

Ofea nie przyjdzie. Zjawy wciąż ją dręczą, lecz gdy do niej przyszłam, wydawała się szczęśliwa. Uśmiechała się i rzekła, że On nie jest tak straszny, jak myślimy.

 

Esmerlda

Cóż innego miałaby rzec?

 

Dima

Czyli wciąż nic o Nim nie wiemy? Czy jest zły? Dobry? Czy chce nas skrzywdzić? Czyż może sam cierpi?

 

Esmerlda

Musimy same się z Nim spotkać.

 

Dima

wzdycha

Ech… Wiem, że wiem tyle, co te owady, które teraz chodzą mi po dłoni.

 

Esmerlda

Nie lubisz owadów?

 

Dima

Tylko te z kropkami. I pająki.

 

Esmerlda

Boję się pająków.

 

Dima

Tu chyba chodzi jakiś…

 

Esmerlda

śmieje się

Przestań! Zaraz sobie pójdę…

 

Dima

Mam zostać sama?

 

Esmerlda

Pająki ci towarzyszą.

 

Obie się śmieją

 

Dima

Spotkamy się tu, lecz nic o sobie nie wiemy. Rozmawiamy tylko o Nim.

 

Esmerlda

Cóż… On to On.

 

Dima

Jest lepszy od zwykłych ludzi?

 

Esmerlda

Ma swych wielbicieli.

 

Dima

Ja mam przyjaciół. Przez to wszystko, zbyt mało jestem z nimi…

 

Esmerlda

Może powinnaś być z nimi częściej? Zapomnieć na dłużej o tym… Wszystkim.

 

Dima

Dobra rada.

 

Esmerlda

z wątpliwością

Czy ja jestem wśród twych przyjaciół?

 

Dima

A chcesz być wśród nich?

 

Esmerlda

nieśmiało

Tak…

 

Dima

Wszystkie byłyście, jesteście i będziecie mymi przyjaciółkami.

 

Esmerlda

Dziękuję.

 

Dima

To ja dziękuję. Za twą odwagę. I szczerość.

 

Esmerlda

uśmiecha się

Jeśli szczerość, to muszę wspomnieć jeszcze o czymś.

 

Dima

O czym?

 

Esmerlda

Czasem tańczę sobie na łące z owcami. Jak nikt nie widzi.

 

Dima

śmiejąc się

Może teraz potańczysz?

 

Esmerlda

Ale ty widzisz. I nie ma owiec.

 

Dima kuca i wspiera się na rękach. Zaczyna chodzić na czworaka.

 

Dima

Będę owcą. Możesz tańczyć.

 

Esmerlda

śmiejąc się

Nie wyglądasz jak owca!

 

Dima

wydaje dźwięki owcy

Be, be… Ale mówię, jak owca… Beee!

 

Esmerlda wciąż się śmiejąc, zaczyna tańczyć. Dima specjalnie ją taranuje i obala na ziemię. Leżą obie, śmiejąc się i spoglądając na niebo. Nie było na nim ani jednej chmury.

 

Dima

Chcę, by tak było do końca mego istnienia.

 

Esmerlda

Po śmierci Izbel nie chciałam się nigdzie ruszyć. Wszystko zatrzymało się dla mnie jak teraz. Jednak musiałam wstać i iść dalej. Żyć.

 

Dima

Czy możemy iść gdziekolwiek? Gdy On…

 

Esmerlda

stanowczo

Możemy.

 

Słyszą gdzieś w oddali rozpaczliwy krzyk. Dostrzegają jasny blask.

Ogień. I dym.

Wstają z ziemi i rozglądają się wokół. Jasny blask otacza ich kręgiem.

 

Dima

przerażona

Ścigają Kasję. I chyba znaleźli…

 

 

Ogień zaczyna się zbliżać. Otacza je ze wszystkich stron.

 

Esmerlda

Nie uciekniemy!

 

Dima obejmuje ją mocno.

 

Dima

Jesteśmy tu… Nie bój się.

 

Esmerlda też obejmuje Dimę.

Ogień obejmuje drzewa wokół polany. Jest coraz bardziej gorąco. Dym spowija objęte kobiety.

 

Esmerlda

zaczyna kaszleć od dymu

Nie boję się. Już nie boję…

 

Obie zbliżają do siebie głowy. Patrzą sobie w oczy bez strachu.

 

Esmerlda

Nie boję…

 

Ogień je otacza.

W oddali rozlega się grzmot.

 

 

Deszcz już ustał. Ostatnie dni były burzowe i mokre. Krople skapywały z dachu domu. Padało pół nocy i cały dzień. Nie można było rozpocząć pracy na zewnątrz. Jednak nie to go najbardziej martwiło.

– Gdzie ona jest? – spytała go żona.

 – Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą. – Dopiero długo po świcie zajrzałem do jej izdebki. Już jej nie było.

Czy Esmerlda wymknęła się o świcie? Czy o minionym zmierzchu? Gdzie była, gdy niebo chciało wylać na nas całe morze?– Rozmyślał.

Wyszedł na zewnątrz. Oparł się o ścianę domu i zrobił głęboki wdech. Powietrze było chłodne. Zbliżał się powoli zmrok. Jakby dzień i noc stały się jednym.

– Córko… – szepnął i zasłonił usta dłonią. Nie chciał myśleć, że i Esmerldzie stało się coś złego.

Zauważył, że drogą jedzie wóz ciągnięty przez dwa woły. Powozi jakiś mężczyzna. Twarz ma skrytą pod kawałkiem tkaniny. Zatrzymuje wóz przed domem. Odwraca głowę, wciąż zakrywając połowę twarzy.

– Kiepskie dni… – mówi mężczyzna.

– Zgoda… Dokąd zmierzasz?

– Szukam swej wybranki – odpowiada tajemniczo podróżny. – Ponoć jakaś kobieta skryła się, gdzieś w chacie po drugiej stronie doliny.

– Kobieta?

Czyżby to była Esmerlda? – Pojawia się myśl nadziei.

– Nie wiem. Kapłani też nie wiedzą. Trochę u nich pobyłem. Nic nie mogą. Nie tacy powinni być – odpowiada podróżny.

– A jacy powinni być?

– Powinni widzieć. Ja też chcę widzieć. Dlatego jej szukam. Ona znów pomoże mi widzieć.

– Co widzieć?

– To co będzie. To co utraciłem… Ruszam dalej – odpowiada podróżny.

Pogania woły i odjeżdża.

Ojciec zostaje sam na zewnątrz. Nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Dziwni przybysze, którzy szukają tego, co dopiero się zdarzy. Dziwne mordy w pobliskich osadach. Kobiety nieufnie spoglądające na mężczyzn. Mężczyźni zbyt pożądliwie patrzący na kobiety. Deszcze, choć niebo było bezchmurne. I zniknięcie jego córki…

Zachodzi na tył domu. Spogląda z zamyśleniem na las. W błękitnym świetle kończącego się dnia, wygląda jak ze snów. Może to wszystko tylko sen? Ostatnie dni? Może powinien się zbudzić? Może Oni nie istnieją? Może wszyscy ludzi tylko śnią swe życie, gdzie coś będącego poza pojęcie umysłu, nimi kieruje, wspiera lub dręczy?

Może Izbel żyje, gdy tylko zamknie oczy i znów je otworzy? Może wyłoni się z lasu i przyjdzie ku nie mu ze śmiechem?

Zamyka oczy. Widzi ciemność. Długo czeka z ich otwarciem. W końcu unosi powoli powieki.

Z lasu, spośród drzew wyłania się postać. Najpierw jej twarz jest niewyraźna, potem nabiera rys. Kroczy powoli, lecz pewnie przed siebie. Gdy jest blisko, dostrzega, że jest przemoczona. Patrzy w jej oczy.

– Esmerldo… – szepcze.

– Witaj ojcze. Miłego dnia… Nocy – mówi córka i przechodzi obok, wchodząc do domu.

Ojciec długo za nią patrzy, po czym drapie się w głowę.

– Może z kimś była? Cała jest mokra… Całą noc w tym lesie… – Patrzy na drzewa i ponad horyzont. – Na pewno On nad nią czuwa…

 

 Leżała skulona przy ogniu i ogrzewała się. Długo z Dimą czekały, by opuścić las, aż będzie bezpiecznie. Ogień został szybko ugaszony przez deszcz, zostały tylko spalone pnie drzew. Gdzieś tam było też zwęglone ciało Kasji. Jednak to nie świadomość tych rzeczy, najbardziej ją przerażała. Tylko to, że z całkowicie bezchmurnego nieba spadł wtedy deszcz, który ocalił ją i Dimę. Deszcz poprzedzony piorunem. Jego znakiem…

Nie ocaliłeś mnie. Byłyśmy gotowe na śmierć. Nie jesteś wybawcą. Nie jesteśmy za nic Ci wdzięczne... – Myślała.

Zostały tylko one. I On. I Ona. Czuła, że wszystko zmierza do swego kresu. Lecz jaki będzie? Może będzie, jak sen, który zakończy się gwałtownie. Może teraz śni?

Zamknęła oczy. Leżała długo. Ubrania i ciało już wyschły. Ogień trzaskał i powoli dogasał. Zrobiło się ciemno w pomieszczeniu. Nie poruszała się. Może zasnęła, może była na granicy jawy i snu.

Obudził ją deszcz uderzający w drewniany dach. Zmrok zaczął się niedawno, do świtu było jeszcze daleko. W dzień czekało ją wiele pracy – nakarmienie wołów, zbieranie ziół z pól, pomoc ojcu przy wyrabianiu gliny, z których powstaną naczynia dla kupców. W nocy mogła odpocząć, nabrać potrzebnych sił, na kolejny, ciężki dzień. Powinna spać, mimo hałasu deszczu na zewnątrz. Słyszała jednak inny hałas. Z początku ciche, potem coraz głośniejsze pukanie.

Powoli podniosła się. Ktoś pukał do drzwi. Uchyliły się i do środka zajrzał ojciec. Jego twarz słabo oświetlał blask ognia, który palił się gdzieś w innym pomieszczeniu.

– Esmerldo – Zaczął nieśmiało ojciec. – Wiem, że powinnaś odpocząć, lecz… – urwał i przełknął z trudem ślinę. – Lecz przybył pewien gość… Chce się z tobą zobaczyć.

Długo trwało, nim odpowiedziała. Było to tylko jedno słowo.

– Dobrze.

Nie ucieka. Nie boi się. Jest gotowa i pogodzona z tym, co będzie.

Idzie na spotkanie z Nim.

 

Koniec
Nowa Fantastyka