DZIEWIĄTA NOC
Kilkoro ludzi – mężczyzn i kobiet – podąża przez las z zapalonymi pochodniami. Rozglądają się uważnie wokół. Szukają i nasłuchują.
Pierwsza osoba
Gdzieś tu jest, bądźcie czujni…
Druga osoba
Morderczyni! Odpowie za swój czyn!
Trzecia osoba
Nawet nie zdąży odpowiedzieć… Padnie z krwawiącym gardłem.
Czwarta osoba
Tak, tak…
Piąta osoba
Czyż nie ma szansy, by przemówiła w swej obronie?
Trzecia osoba
Wszystko co wypowie, to kłamstwa. Czemu marnować uszy, na słuchanie jej bełkotu?
Piąta osoba
Gdyż może jest inaczej, niż sądzimy…
Pierwsza osoba
Cisza! Nie możemy wątpić w słuszność tego, co uczynimy!
Piąta osoba
Nie ma wartości coś, co jest wątpliwe…
Druga osoba
Brednie, brednie mówisz…
Piąta osoba
Sam wątpisz i się wahasz, by to uczynić.
Pierwsza osoba
Jeśli wątpisz, zawróć.
Piąta osoba
Tak uczynię.
Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po bardzo długim czasie niknie w mroku.
Czwarta osoba
Znam tą, którą szukamy… Nikogo by nie skrzywdziła. Tylko, gdyby ktoś chciałby skrzywdzić kogoś, kto jest jej bliski.
Trzecia osoba
Któż jest bliski takiej, która kocha się ze wszystkimi za nic niewarte miedziane monety?
Czwarta osoba
po chwili zastanowienia
Może mieć kogoś. Nie możemy temu zaprzeczyć.
Pierwsza osoba
Ani uznać za prawdę. Jesteśmy już blisko. Słyszę jej śmiech.
Druga osoba
Rozum utraciła…
Czwarta osoba
Może my utraciliśmy?
Pierwsza osoba
Jeśli wątpisz… Zawróć.
Czwarta osoba
Tak uczynię…
Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po długim czasie niknie w mroku.
Pierwsza osoba
Ktoś jeszcze ma wątpliwości?
Druga osoba
wzdycha
Zwę ją morderczynią, lecz kim sam będę, gdy to uczynię?
Pierwsza osoba
Sprawiedliwym.
Druga osoba
Jeśli tak ślepa jest sprawiedliwość, wolę błądzić w mroku.
Pierwsza osoba
Jeśli wątpisz… Zawróć.
Druga osoba
Tak uczynię.
Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po krótkim czasie niknie w mroku.
Pierwsza osoba
wzdycha
Zostaliśmy tylko my.
Trzecia osoba
I inni, którzy poszli przodem w gąszcz lasu.
Pierwsza osoba
rozgląda się wokół, gdzieś słychać śmiech i płacz ściganej przez nich Kasji. Dostrzega w oddali blask ognia. Po chwili czuje zapach dymu
Podpalili część lasu, by nie mogła uciec.
Trzecia osoba
Uczynimy to samo?
Pierwsza osoba
Czyż masz jakieś wątpliwości?
Trzecia osoba
Bardzo wiele.
Pierwsza osoba
Masz odpowiedzi na swoje wątpliwości?
Trzecia osoba
Nawet, gdyby były, wciąż bym wątpił.
Pierwsza osoba
Jeśli wątpisz, zawróć.
Trzecia osoba
Tak uczynię.
Odchodzi. Blask pochodni, którą trzyma, po bardzo krótkim czasie niknie w mroku.
Pierwsza osoba zostaje sama. W oddali migocze blask rozprzestrzeniającego się ognia. Wśród drzew pojawia się dym. Gdzieś obok migocze jakaś sylwetka osoby skrytej za drzewami i krzewami.
Głos z oddali
Idziesz z nami, by ją pochwycić?
Pierwsza osoba
Wątpię…
Blask pochodni, którą trzyma znika w mroku.
Polana po środku lasu. Esmerlda i Dima siedzą razem na trawie. Wokół cisza i spokój. Księżyc znajduje się wysoko na niebie i oświetla swym blaskiem ich twarze.
Dima
Ofea nie przyjdzie. Zjawy wciąż ją dręczą, lecz gdy do niej przyszłam, wydawała się szczęśliwa. Uśmiechała się i rzekła, że On nie jest tak straszny, jak myślimy.
Esmerlda
Cóż innego miałaby rzec?
Dima
Czyli wciąż nic o Nim nie wiemy? Czy jest zły? Dobry? Czy chce nas skrzywdzić? Czyż może sam cierpi?
Esmerlda
Musimy same się z Nim spotkać.
Dima
wzdycha
Ech… Wiem, że wiem tyle, co te owady, które teraz chodzą mi po dłoni.
Esmerlda
Nie lubisz owadów?
Dima
Tylko te z kropkami. I pająki.
Esmerlda
Boję się pająków.
Dima
Tu chyba chodzi jakiś…
Esmerlda
śmieje się
Przestań! Zaraz sobie pójdę…
Dima
Mam zostać sama?
Esmerlda
Pająki ci towarzyszą.
Obie się śmieją
Dima
Spotkamy się tu, lecz nic o sobie nie wiemy. Rozmawiamy tylko o Nim.
Esmerlda
Cóż… On to On.
Dima
Jest lepszy od zwykłych ludzi?
Esmerlda
Ma swych wielbicieli.
Dima
Ja mam przyjaciół. Przez to wszystko, zbyt mało jestem z nimi…
Esmerlda
Może powinnaś być z nimi częściej? Zapomnieć na dłużej o tym… Wszystkim.
Dima
Dobra rada.
Esmerlda
z wątpliwością
Czy ja jestem wśród twych przyjaciół?
Dima
A chcesz być wśród nich?
Esmerlda
nieśmiało
Tak…
Dima
Wszystkie byłyście, jesteście i będziecie mymi przyjaciółkami.
Esmerlda
Dziękuję.
Dima
To ja dziękuję. Za twą odwagę. I szczerość.
Esmerlda
uśmiecha się
Jeśli szczerość, to muszę wspomnieć jeszcze o czymś.
Dima
O czym?
Esmerlda
Czasem tańczę sobie na łące z owcami. Jak nikt nie widzi.
Dima
śmiejąc się
Może teraz potańczysz?
Esmerlda
Ale ty widzisz. I nie ma owiec.
Dima kuca i wspiera się na rękach. Zaczyna chodzić na czworaka.
Dima
Będę owcą. Możesz tańczyć.
Esmerlda
śmiejąc się
Nie wyglądasz jak owca!
Dima
wydaje dźwięki owcy
Be, be… Ale mówię, jak owca… Beee!
Esmerlda wciąż się śmiejąc, zaczyna tańczyć. Dima specjalnie ją taranuje i obala na ziemię. Leżą obie, śmiejąc się i spoglądając na niebo. Nie było na nim ani jednej chmury.
Dima
Chcę, by tak było do końca mego istnienia.
Esmerlda
Po śmierci Izbel nie chciałam się nigdzie ruszyć. Wszystko zatrzymało się dla mnie jak teraz. Jednak musiałam wstać i iść dalej. Żyć.
Dima
Czy możemy iść gdziekolwiek? Gdy On…
Esmerlda
stanowczo
Możemy.
Słyszą gdzieś w oddali rozpaczliwy krzyk. Dostrzegają jasny blask.
Ogień. I dym.
Wstają z ziemi i rozglądają się wokół. Jasny blask otacza ich kręgiem.
Dima
przerażona
Ścigają Kasję. I chyba znaleźli…
Ogień zaczyna się zbliżać. Otacza je ze wszystkich stron.
Esmerlda
Nie uciekniemy!
Dima obejmuje ją mocno.
Dima
Jesteśmy tu… Nie bój się.
Esmerlda też obejmuje Dimę.
Ogień obejmuje drzewa wokół polany. Jest coraz bardziej gorąco. Dym spowija objęte kobiety.
Esmerlda
zaczyna kaszleć od dymu
Nie boję się. Już nie boję…
Obie zbliżają do siebie głowy. Patrzą sobie w oczy bez strachu.
Esmerlda
Nie boję…
Ogień je otacza.
W oddali rozlega się grzmot.
Deszcz już ustał. Ostatnie dni były burzowe i mokre. Krople skapywały z dachu domu. Padało pół nocy i cały dzień. Nie można było rozpocząć pracy na zewnątrz. Jednak nie to go najbardziej martwiło.
– Gdzie ona jest? – spytała go żona.
– Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą. – Dopiero długo po świcie zajrzałem do jej izdebki. Już jej nie było.
Czy Esmerlda wymknęła się o świcie? Czy o minionym zmierzchu? Gdzie była, gdy niebo chciało wylać na nas całe morze?– Rozmyślał.
Wyszedł na zewnątrz. Oparł się o ścianę domu i zrobił głęboki wdech. Powietrze było chłodne. Zbliżał się powoli zmrok. Jakby dzień i noc stały się jednym.
– Córko… – szepnął i zasłonił usta dłonią. Nie chciał myśleć, że i Esmerldzie stało się coś złego.
Zauważył, że drogą jedzie wóz ciągnięty przez dwa woły. Powozi jakiś mężczyzna. Twarz ma skrytą pod kawałkiem tkaniny. Zatrzymuje wóz przed domem. Odwraca głowę, wciąż zakrywając połowę twarzy.
– Kiepskie dni… – mówi mężczyzna.
– Zgoda… Dokąd zmierzasz?
– Szukam swej wybranki – odpowiada tajemniczo podróżny. – Ponoć jakaś kobieta skryła się, gdzieś w chacie po drugiej stronie doliny.
– Kobieta?
Czyżby to była Esmerlda? – Pojawia się myśl nadziei.
– Nie wiem. Kapłani też nie wiedzą. Trochę u nich pobyłem. Nic nie mogą. Nie tacy powinni być – odpowiada podróżny.
– A jacy powinni być?
– Powinni widzieć. Ja też chcę widzieć. Dlatego jej szukam. Ona znów pomoże mi widzieć.
– Co widzieć?
– To co będzie. To co utraciłem… Ruszam dalej – odpowiada podróżny.
Pogania woły i odjeżdża.
Ojciec zostaje sam na zewnątrz. Nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Dziwni przybysze, którzy szukają tego, co dopiero się zdarzy. Dziwne mordy w pobliskich osadach. Kobiety nieufnie spoglądające na mężczyzn. Mężczyźni zbyt pożądliwie patrzący na kobiety. Deszcze, choć niebo było bezchmurne. I zniknięcie jego córki…
Zachodzi na tył domu. Spogląda z zamyśleniem na las. W błękitnym świetle kończącego się dnia, wygląda jak ze snów. Może to wszystko tylko sen? Ostatnie dni? Może powinien się zbudzić? Może Oni nie istnieją? Może wszyscy ludzi tylko śnią swe życie, gdzie coś będącego poza pojęcie umysłu, nimi kieruje, wspiera lub dręczy?
Może Izbel żyje, gdy tylko zamknie oczy i znów je otworzy? Może wyłoni się z lasu i przyjdzie ku nie mu ze śmiechem?
Zamyka oczy. Widzi ciemność. Długo czeka z ich otwarciem. W końcu unosi powoli powieki.
Z lasu, spośród drzew wyłania się postać. Najpierw jej twarz jest niewyraźna, potem nabiera rys. Kroczy powoli, lecz pewnie przed siebie. Gdy jest blisko, dostrzega, że jest przemoczona. Patrzy w jej oczy.
– Esmerldo… – szepcze.
– Witaj ojcze. Miłego dnia… Nocy – mówi córka i przechodzi obok, wchodząc do domu.
Ojciec długo za nią patrzy, po czym drapie się w głowę.
– Może z kimś była? Cała jest mokra… Całą noc w tym lesie… – Patrzy na drzewa i ponad horyzont. – Na pewno On nad nią czuwa…
Leżała skulona przy ogniu i ogrzewała się. Długo z Dimą czekały, by opuścić las, aż będzie bezpiecznie. Ogień został szybko ugaszony przez deszcz, zostały tylko spalone pnie drzew. Gdzieś tam było też zwęglone ciało Kasji. Jednak to nie świadomość tych rzeczy, najbardziej ją przerażała. Tylko to, że z całkowicie bezchmurnego nieba spadł wtedy deszcz, który ocalił ją i Dimę. Deszcz poprzedzony piorunem. Jego znakiem…
Nie ocaliłeś mnie. Byłyśmy gotowe na śmierć. Nie jesteś wybawcą. Nie jesteśmy za nic Ci wdzięczne... – Myślała.
Zostały tylko one. I On. I Ona. Czuła, że wszystko zmierza do swego kresu. Lecz jaki będzie? Może będzie, jak sen, który zakończy się gwałtownie. Może teraz śni?
Zamknęła oczy. Leżała długo. Ubrania i ciało już wyschły. Ogień trzaskał i powoli dogasał. Zrobiło się ciemno w pomieszczeniu. Nie poruszała się. Może zasnęła, może była na granicy jawy i snu.
Obudził ją deszcz uderzający w drewniany dach. Zmrok zaczął się niedawno, do świtu było jeszcze daleko. W dzień czekało ją wiele pracy – nakarmienie wołów, zbieranie ziół z pól, pomoc ojcu przy wyrabianiu gliny, z których powstaną naczynia dla kupców. W nocy mogła odpocząć, nabrać potrzebnych sił, na kolejny, ciężki dzień. Powinna spać, mimo hałasu deszczu na zewnątrz. Słyszała jednak inny hałas. Z początku ciche, potem coraz głośniejsze pukanie.
Powoli podniosła się. Ktoś pukał do drzwi. Uchyliły się i do środka zajrzał ojciec. Jego twarz słabo oświetlał blask ognia, który palił się gdzieś w innym pomieszczeniu.
– Esmerldo – Zaczął nieśmiało ojciec. – Wiem, że powinnaś odpocząć, lecz… – urwał i przełknął z trudem ślinę. – Lecz przybył pewien gość… Chce się z tobą zobaczyć.
Długo trwało, nim odpowiedziała. Było to tylko jedno słowo.
– Dobrze.
Nie ucieka. Nie boi się. Jest gotowa i pogodzona z tym, co będzie.
Idzie na spotkanie z Nim.