- Opowiadanie: Nolique - Dom

Dom

Siema, postanowiłem, że w końcu po wielu miesiącach opublikuje swój pierwszy tekst. Robię to po to, aby dowiedzieć się, co mogę poprawić, pisząc kolejne opowiadania w przyszłości i czy chociaż do pewnego stopnia przyjemnie się czyta przedstawioną przeze mnie historię utrzymaną w klimacie horroru. Jak mówiłem, jest to mój pierwszy tekst, więc proszę o wyrozumiałość i liczę na konstruktywną krytykę. Jeśli chodzi o zakończenie to zostawiłem sobie otwartą furtkę na ewentualną kontynuacje w kolejnych opowiadaniach. Życzę miłego czytania!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dom

 

Jacek wyjrzał, przez okno okryte świeżymi kroplami deszczu. Przed jego oczami rozpościerała się panorama miasta, które tętniło nocnym życiem. Patrząc w światła wyłaniające się z domów, przypomniał sobie o czekającej na niego w mieszkaniu Julii, która z niecierpliwością odliczyła dni do jego powrotu. Tęsknił za nią równie mocno co ona za nim. W tej chwili najchętniej objąłby ją i poczuł jej przyjemne ciepło na własnej skórze. Uwielbiał jej aksamitny zapach, który pobudzał jego wszystkie zmysły. Wiedział jednak, że doświadczy woni jej skóry dopiero kiedy skończy swoją pracę. Jacek miał do wykonania jeszcze jedno zlecenie. Chciał wykonać je najszybciej jak się da, żeby zdążyć, wrócić do domu, na weekend.

Ciągle miał w głowie obietnice, którą złożył dziewczynie. Zapewnił ją, że po tym zleceniu rzuci dotychczasową pracę i zajmie się czymś spokojniejszym. Zamieszkają razem w domku pośrodku lasu, bez dostępu do przytłaczającej cywilizacji i całego miejskiego zgiełku. Będą wiedli spokojne i szczęśliwe wspólne życie.

Mimo wszystko jednak miał pewne wątpliwości co do tego czy nie będzie mu tego brakowało. W końcu robił to przez ostatnie 10 lat. Zaczął chwile po tym jak stuknęła mu dwudziestka. Teraz jednak przyszedł czas na odrobinę spokoju. Dalej jednak nie wiedział czym się zajmie po tym jak z tym skończy. Był pewien, że nie wytrzyma długo, siedząc na bujanym fotelu, czytając gazety i popijając swoją ulubioną szkocką w ciepłym domku.

 – Jacek, plan jest gotowy! – rozmyślania przerwał mu Grzesiek ubrany jak zwykle cały na czarno, w swój ulubiony garnitur z marynarką nałożoną na obcisły golf i spodniami idealnie uprasowanymi w kant. Chodził tak ubrany każdego dnia. Jacek zawsze zastanawiał się, czy musi codziennie prać ten sam komplet, czy jednak ma w szafie parę kompletów tego samego stroju. – To będzie szybka akcja. Masz do przewiezienia walizkę od prywatnego klienta.

– Co w niej jest?

– Tego nie możesz wiedzieć. Zawartość jest ściśle tajna. Tylko ja wiem o tym co się w niej znajduje. – Jacek oderwał wzrok od widoku za oknem i skierował go na Grześka, mówiąc:

– To miało być moje ostatnie zlecenie. Jeśli mam ryzykować to chce wiedzieć, co się w niej znajduje.

W jego głosie było słychać irytację. W ten weekend miał być już w domu a resztę swojego życia miał spędzić u boku kobiety, którą kochał całym sercem. Nie chciał teraz ryzykować swoim życiem dla pierwszego lepszego bogacza, który ma zbyt duże mniemanie o sobie i boi się splamić swoje ręce dostawą tej walizki. Przez kilka lat musiał znosić kaprysy wielu klientów w tej robocie, a teraz tym bardziej nie był gotów na to, aby stracić przez to szanse na nowe życie.

– Jacek, klient naprawdę dobrze płaci. To spora suma, która na pewno ci pomoże jak już rzucisz tę robotę. Uwierz mi, że wszystko pójdzie gładko i za kilka dni zobaczysz się ze swoją panną. Za kasę kupisz jej jakiś ładny naszyjnik i będziesz mógł ją zabrać na kolacje do restauracji z prawdziwego zdarzenia. Ile to już razem pracujemy? 10 lat? Dobrze wiesz, że możesz mi zaufać. To ostatnia robota. Wykonaj ją tak jak zawsze i jesteś wolny.

Jacek wysłuchał jego słów i jeszcze raz skierował wzrok na obraz miasta za oknem. Widok gwiazd nad tonącymi w nocnych reflektorach budynkach, przypomniał mu, dla kogo tak naprawdę to wszystko robi. Chciał dla niej jak najlepiej. Ryzyko było ogromne, ale nagroda była kusząca.

-To jak? Wchodzisz w to? – Grzesiek złapał Jacka za jego bark. – Ostatnia akcja. Robisz swoje i później żyjesz szczęśliwie. Pomyśl o Julii stary. – Jacek myślał o niej każdego dnia. Jego przyjaciel nie musiał mu nawet o tym przypominać.

– Wchodzę. Gdzie ją mamy dowieźć?

 Grzesiek poklepał go bratersko po ramieniu i powiedział:

-No i super. Walizkę macie dowieźć do wsi, niedaleko Warszawy. Wyślę ci dokładny adres jutro rano. Paczkę mają odebrać ludzie wynajęci przez naszego pracodawcę. W razie czego pojedzie z tobą jeszcze Antek, Marek i Karol. Chce uniknąć jakichś zatargów i problemów podczas przekazania walizki jego ludziom. Rozumiesz mnie. Ostrożności nigdy za wiele.

-Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Chce to szybko odbębnić i mieć za sobą.

– Wiem, wiem. – przytaknął mu Grzesiek. – Będzie mi cię brakowało stary. Naprawdę. Mało mam tu takich pracowników jak ty.

– Haha – Jacek zaśmiał się pod nosem. – Mi ciebie też. Mam nadzieję, że dalej będziemy w kontakcie. Nie wiem jak sobie tu beze mnie poradzicie. – Grzesiek uśmiechnął się pod nosem i poklepał go po plecach.

– Wracaj do motelu Jacek. Odpocznij trochę. Pamiętaj, że rano wyślę ci wszystkie informacje. Ruszacie w piątek. W sobotę już powinieneś być w domu. Zobaczymy się jeszcze na chwile przed waszym wyjazdem. A teraz uciekaj. Trzymaj się.

Jacek uścisnął dłoń z Grześkiem i obydwoje rozeszli się w swoją stronę. Zanim jednak Jacek odszedł dalej, odwrócił się i krzyknął:

– Hej, Grzesiek! – rzekł i poczekał, aż Grzesiek się do niego w pełni odwróci i na niego spojrzy. – Dzięki za wszystko.

– Nie ma sprawy. Od tego jestem. Widzimy się w piątek. – Uśmiechnął się w kierunku Jacka i powoli odszedł w swoją stronę. Jacek zwrócił się jeszcze raz w kierunku widoku nocnego miasta. Powiedział sobie w myślach:

-Jeszcze jedno zlecenie. Tylko jedno. Dasz radę.

***

– Wstawaj, Karol. Trzeba było się wczoraj wyspać, a nie zachlewać mordę w barze. – Jacek usłyszał głos Marka, dobiegający z tyłu furgonetki.

– Daj mi spokój – odpowiedział zachrypniętym głosem Karol. –  sam byś do nas dołączył gdybyś nie musiał opiekować się dzieciakiem.

– Mówisz tak tylko dlatego, że mi zazdrościsz.

Karol tylko się zaśmiał. Marek podał mu rękę, aby ten się podniósł.

– Chłopaki, sprawdźcie, czy walizka jest cała – rzekł do nich Jacek, patrząc się w lusterko.

Marek i Karol westchnęli i obrócili się w kierunku walizki. Nic się nie zmieniła. Była taka sama jak wcześniej. I również tak samo jak wcześniej musieli opierać się nieodpartej chęci odkrycia co jest zawartością walizki. Wiedzieli jednak, że nie będzie im dane się tego dowiedzieć.

-Według mapy i nawigacji będziemy na miejscu za jakieś 5 minut.  Wyślę wiadomość do Grześka. – powiedział Antek siedzący na miejscu pasażera. W dłoni trzymał papierosa. Strząsnął z niego popiół przez otwarte okno po czym się zaciągnął.

– Mam nadzieję, że obejdzie się bez problemów. Podaj mi wody Antek. Męcząca jest ta trasa.

Antek jeszcze raz zaciągnął się papierosem i wystawił go za okno. Sięgnął do schowka pod siedzeniem i wyjął z niego wodę, którą podał Jackowi.

– Dzięki – powiedział Jacek, na co Antek zareagował tylko kiwnięciem dłoni. Nie był nigdy zbyt rozmowny o czym Jacek dobrze wiedział. Pracował z nim od 8 lat. Najdłużej ze wszystkich chłopaków. Marek i Karol to jeszcze świeżaki. Przed nimi jeszcze długa droga w tym zawodzie.

Spojrzał w okno po lewej stronie. Wjechali do wsi. Z obu stron ulicy widać było wiele domów. Część z nich była bardzo stara. Przed niektórymi bawiły się dzieci, biegały kury a na polach pasły się krowy.  W powietrzu unosiła się woń świeżo skoszonej trawy. Po lewej stronie Jacek zauważył mały staw, przy którym starszy mężczyzna łowił ryby. Obok niego leżał owczarek niemiecki. Na widok auta uniósł tylko delikatnie uszy, aby zanadto się nie wysilić. Przejeżdżając obok kolejnego domu wyczuł, zapach schabowego i gotowanych ziemniaków. Sądząc po zapachach ktoś musiał robić obiad. Jacek kochał takie klimaty. Od dziecka marzyło mu się życie na arkadyjskiej wsi. Sam widok codziennego życia jej mieszkańców, budził w nim duży spokój.

– To miejsce powinno być za następnym zakrętem – jego rozmyślania przerwał Antek, wpatrujący się w mapę.

– Nawet tu ładnie. Mógłbym tu mieszkać. Żyłbym sobie spokojnie jak oni – powiedział Karol, wpatrując się w widok za oknem furgonetki.

– Ty może tak, ale ludzie mieszkający obok ciebie już nie mieliby takiego spokoju – po słowach Marka, z przodu auta można było usłyszeć śmiech Antka i Jacka.

– Marek, gwarantuje ci, że jak jeszcze raz rzucisz takim tekstem, to nie dojedziesz cały.

– Uspokójcie się! – Jacek musiał ukoić nerwy chłopaków. W ich przypadku często niewinne żarty przeradzały się poważniejsze kłótnie. –  na wszelki wypadek naszykujcie broń. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli jej użyć. Antek za ile będziemy?

– Za tym zakrętem. Jeszcze chwila.

– Ale willa. Chyba jest opuszczona od dobrych parudziesięciu lat. – powiedział nagle Karol, który wyglądał za swoje okno.  – Ciekawe kto w niej mieszka.

Rzeczywiście po prawej stronie ulicy można było ujrzeć dom, który znacznie wyróżniał się nie tylko rozmiarem, ale także wyglądem, od innych budynków znajdujących się we wsi. Wyglądał na bardzo stary budynek. Z daleko można było dostrzec próchniejące deski w zewnętrznych ścianach. Na dachu brakowało wielu płytek dachowych. Komin był w połowie zawalony.  Część budynku była nawet porośnięta bluszczem. Przed drzwiami wejściowymi znajdowały się dwie kolumny wzorowane na antyczne. Prawdopodobnie kiedyś były śnieżnobiałe. Teraz jednak, bo dawnym kolorze i blasku nie było śladu. Schody prowadzące do wejścia były w całkiem dobrym stanie, porównując do innych części domu. Na ziemi przed wejściem gdzieniegdzie, pomiędzy kępkami trawy można było dostrzec chodnik zbudowany z kamieni. Rozpoczynał się on od metalowej furtki, która była w opłakanym stanie. Przed nią znajdowała się skrzynka pocztowa, w środku której znajdowały się nawet listy. Najbardziej w oczy rzucał się jednak krzyż znajdujący się na szczycie przedniej części dachu.

– Ten krzyż na górze nie jest odwrócony? – rzucił pytaniem Marek.

– To symbol religijny prawosławnych – rzekł pewnie Karol. – U nich występuje taki rodzaj krzyża. Pewnie była to kiedyś cerkiew.

– Jaka cerkiew? – wypalił ze zdziwieniem Antek.  – Prawosławni mają inny krzyż. To jest krzyż św. Piotra. Widać, że się uciekało z lekcji w szkole.

Karol i Marek tylko się zaśmiali. Jacek zaciekawił się budynkiem, o którym mówili chłopaki. Spojrzał w kierunku okna pasażera. Rzeczywiście widać było bardzo staromodny dom. Okna jednak były w całkiem dobrym stanie. Mimo wszystko ciężko było uwierzyć, że ktoś mógł jeszcze mieszkać w takiej ruderze. Dostrzegł nawet czerwonego malucha, który stał między na wpół zniszczonym płotem a domem. Był dobrze zachowany. Wujek Jacka miał podobnego malucha. Przypomniał sobie jak często podczas pobytów na wsi wujek przewoził go, nim po okolicy. Obok domu było coś jeszcze. Nie, to nie było coś. Wydawałoby się…, jakby gdyby ktoś tam stał. Z konturu ściany domu wyróżniał się delikatny obraz jakiejś postaci. Jacek wytężył bardziej wzrok. To był człowiek… a raczej, starsza kobieta? – pomyślał w głowie. Wydawałoby się, że to starsza babcia o siwych włosach i wychudzonej posturze wyglądała zza domu. Nie mógł jednak dokładnie dostrzec jej twarzy. Była ubrana w biały materiał.

– Jacek! Skup się na drodze! Skręcamy w prawo! – krzyknął do niego Antek, po czym Jacek gwałtownie przyhamował i obrócił dwukrotnie kierownice w prawą stronę. Nie chciał już patrzeć w kierunku domu po tym co przed chwilą zobaczył. Uznał to za przywidzenie.

– Zaraz będziemy – powiedział Antek.  – Szykujcie się chłopaki.

***

– Są przed czasem. Szykujcie walizkę i wychodzimy. Spluwy też naładujcie na wszelki wypadek – Jacek skierował słowa do reszty ekipy.  – Antek obserwuj ich bardzo dokładnie. Jakby coś daj sygnał Markowi – mówiąc to skinął porozumiewawczo głową w jego kierunku. Antek odpowiedział mu tym samym gestem.

Słońce powoli zachodziło i robiło się coraz ciemniej. Przed nimi stała grupa czterech mężczyzn ubranych w klasyczne czarne garnitury. Za nimi można było dostrzec czarnego Mercedesa G Klasa. Jeden z nich wyraźnie stał bardziej z przodu. Patrząc na to, można było wywnioskować, że był to szef grupy tamtych ludzi. Jacek wysiadł z auta i odruchowo rozejrzał się po lesie. Gdzieś tam, między drzewami był schowany Marek, który osłaniał ich z większej odległości. Miał do dyspozycji karabin BOR, którym najpewniej właśnie celował do jednego z ludzi odbierających walizkę. Antek wysiadł po Jacku i stanął obok auta, po czym założył obie ręce na siebie. Z tyłu furgonetki dobiegł charakterystyczny dźwięk otwierania bagażnika. To Karol wysiadł z furgonetki, trzymając w ręku walizkę.

– Przed przyjęciem walizki musimy ją najpierw sprawdzić – powiedział jeden z mężczyzn ubranych w czarne garnitury.

– Dzień dobry, tak w ogóle– w głosie Jacka można było wyczuć delikatną irytację – Kolega już ją przynosi. Zapewniam, że walizka jest w idealny, stanie.

Karol podszedł bliżej mężczyzny stojącego przed czarnym mercedesem. Wyciągnął rękę z aktówką w jego kierunku. Ten bez żadnego słowa przejął ją i podał do innego mężczyzny w czarnym garniturze. Przekazując walizkę, ciągle patrzył się z podejrzliwością w kierunku Jacka. Po przekazaniu nastała niezręczna cisza. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją ciąć nożem.

– Szefie podejdź tu – ciszę przerwał głos jednego z ludzi.

Mężczyzna, który był ich szefem, obrócił się i podszedł do faceta, który go wołał. Spojrzał na aktówkę i wpatrywał się w nią tak przez dobrą chwilę, po czym wystawił rękę w kierunku mężczyzny obok. Ten sięgnął gwałtownie do kieszeni i wyciągnął z niej czarne lateksowe rękawiczki. Szef założył je flegmatycznie. Po tym jak to zrobił, chwycił walizkę obiema rękami i zaczął coś w niej przekładać. Kiedy to robił, w powietrzu zaczął unosić się bardzo intensywny zapach, który ciężko było jednoznacznie określić. Wydawałoby się, jak gdyby pochodził właśnie z walizki.

Nagle mężczyzna przerwał szperać w walizce. Uniósł ręce w taki sposób, jakby nie chciał ubrudzić garnituru. Wyprostował się i odwrócił w kierunku Jack i jego kompanów. -Zabić ich. – powiedział spokojnym tonem.

– Ej, ej, ej – Jacek podniósł ręce do góry w geście bezbronności. – mieliśmy dostarczyć walizkę i to zrobiliśmy. Tego, że nas zabijecie, nie było w umowie. O co chodzi? Po co od razu te nerwy.

– Zawartość nie jest zgodna z tym co pierwotnie miało być dostarczone. Nasz pracodawca nie będzie zadowolony. Niestety musimy zatrzeć wszystkie ślady. To nic osobistego.

Jacek słyszał jak oddech Karola znacznie przyspieszył. Kątem oka widział jak po drugiej stronie, Antek sięgnął ostrzegawczo ręką do kabury z bronią schowaną pod kurtką.

– Nie radzę – ruch Antka zauważył mężczyzna w garniturze.  – Oprócz nas w lesie są również nasi snajperzy. Jeżeli któryś z was zacznie strzelać, od razu was zdejmą.

-Myślę, że możemy się jakoś dogadać. My jak mówiłem, mieliśmy tylko dostarczyć walizkę, co zrobiliśmy. Nie ma powodu, żeby teraz się konfliktować. Za je zawartość odpowiada nasz pracodawca nie my i…CHOLERA – Jackowi przerwał dźwięk kuli wystrzelonej z pistoletu jednego z mężczyzn stojących obok Mercedesa, która trafiła w ziemię tuż obok jego butów.

– Koniec gadania. Zakończmy to szybko. Będzie to lepsze dla was i dla nas. Walery – skinął na rudego mężczyznę, który przed chwilą wystrzelił z broni pod nogi Jacka. Jego twarz okrywało wiele piegów, których nawet w tak nikłym oświetleniu ciężko było nie zauważyć. –  załatw sprawę, bo panowie się niecierpliwią.

Zszedł na bok i przepuścił Walerego do przodu. Ten wycelował bronią w kierunku Jacka.

– Miło było was poznać panowie. Do zobaczenia po drugiej stronie.

Jacek spojrzał w kierunku Antka. Rozumieli się bez słów. Antek podniósł ręce do góry i jedną z nich złapał się za tył głowy. Jacek znowu spojrzał przed siebie. Rudowłosy mężczyzna odbezpieczył broń, z której wydobył się charakterystyczny dźwięk. Nastąpiła głucha cisza. Jackowi zaczął spływać kropelki potu ze skroni. Czuł jak Antek i Karol zaczęli szybciej oddychać. Atmosfera była napięta.

– Bang – ciszę przerwał dźwięk wystrzału z broni.

***

Walery padł na ziemie powalony pociskiem wystrzelonym z broni Marka. Nie trzeba było długo czekać na jego reakcje po tym jak Antek dał mu sygnał, łapiąc się jedną z rąk za tył głowy. Reszta mężczyzn schyliła się i podbiegła za auto. Antek zaczął do nich strzelać. Karol wyciągnął swój pistolet spod marynarki i dołączył do ostrzeliwania czarnego mercedesa. Jacek wykorzystał okazję i szybko zabrał walizkę, która leżała na masce auta. Biegł z nią, ile sił w nogach w kierunku furgonetki. Kule przeszywały powietrze w każdą stronę. Walery w tym czasie doczołgał się za auto. Trzymał się za bark, więc najpewniej to w tym miejscu oberwał. Ciężko było określić, skąd dokładnie padają strzały. Kolejne świszczące pociski przedzierały się przez gałęzie drzew i łomotały w karoserię obu aut. Nagle Jacek usłyszał jęk dobiegający gdzieś zza furgonetki. Kiedy wyjrzał w tamtym kierunku, zobaczył leżącego na ziemi Karola, trzymające się ręką za brzuch.

– Jacek zabieraj go do auta! Ja będę was osłaniał – krzyknął Antek widząc rannego przyjaciela.

Jacek wrzucił walizkę do środka furgonetki, po czym zaczął czołgać się do Karola, który jęczał z bólu. Mimo tego dalej strzelał na oślep, dopóki nie skończyła mu się amunicja. Jacek w końcu dotarł do rannego, który zdążył ukryć się za otwartymi drzwiami furgonetki, zza których co chwila słychać było brzdęk kul, które odbijały się od blachy auta.

-Cholera, chyba jestem ranny.

– No co ty nie powiesz – odpowiedział mu Jacek podnosząc go nad ziemię. Ciągnął jego ciało po ziemi aż do tylnych drzwi. Otworzył je jedną ręką i z dużym trudem próbował wepchnąć Karola do środka furgonetki. Karol podparł się wolną ręką o krawędź samochodu i dzięki temu udało mu się do niego wejść. Jacek zamknął drzwi i wsiadł do auta od strony pasażera.

– Mają gdzieś snajpera! Nie wychylajcie się zza auta. Ktoś musi pomóc Waleremu. Nie mogą nam uciec! Mają walizkę! – krzyczał z wściekłością ich szef.  – Krystian dzwoń po resztę chłopaków.

– Robi się szefie! – jeden z nich wszedł do środka auta i schował się na tylnym siedzeniu za fotelem. Antek próbował w niego trafić, ale przeszkodził mu inny mężczyzna, który zaczął w niego strzelać z karabinu.

– Chłopaki zwijamy się! – Antek obrócił się i skierował swoje słowa do Jacka, który próbował przejść na fotel kierowcy.

– Cholera – ktoś zaczął ostrzeliwać próbującego odpalić auto Jacka. Kawałki pękniętej przedniej szyby furgonetki posypały się wprost na niego. – Antek osłaniaj mnie, bo nie odpalę. Marek będziemy startować. Strzelaj w nich ze wszystkiego, co masz.

– Tak jest! – z krótkofalówki znajdującej się na desce rozdzielczej wydobył się dźwięk Marka. Jacek usilnie próbował odpalić auto. Nagle z maski samochodu dobiegł warkot odpalonego silnika. Uradowany pośpiesznie wbił wsteczny bieg i powiedział do Antka:

– Osłaniaj nas!

Antek po tych słowach szybko poczołgał się za drzewo, korzystając z osłony Marka. Jacek w tym momencie wycofał z piskiem opon furgonetkę na pobliską drogę. Antek zaczął ostrzeliwać ludzi chowających się za mercedesem.

– Wsiadaj Antek.

W tym momencie ten wybiegł zza drzewa. Jacek otworzył mu drzwi i zaczął ruszać autem. W ostatniej chwili Antek wskoczył na fotel pasażera.

– Strzelać w nich! – wrzeszczał szef, chowając się za czarną G-klasą – Celujcie w opony!

Po jego słowach ktoś z jego ludzi schowanych w lesie strzelił w jedną z opon i w tym samym momencie drasnął Antka w tył głowy.

– Kurwa. Było blisko – powiedział łapiąc się ręką za miejsce, w które właśnie został zraniony.

– Karol, żyjesz? – Jacek spojrzał się w lusterko, aby dojrzeć Karola. Ten leżał z tyłu i ciągle wydawał z siebie jęki.

– Boli jak cholera. Nie mogę nawet się…

– Karol nie umieraj teraz! – powiedział Jacek – Antek przejdź na tył i wyjmij apteczkę ze schowka. Trzeba go opatrzeć.

– Podnieść… – ostatkami sił dokończył poprzednie zdanie.

– Chłopaki zwijam się stąd. – powiedział Marek przez krótkofalówkę – Mam złe wieści. Widzę stąd, że przez wieś jadą kolejne furgonetki. Musicie stąd szybko uciekać. Spotkamy się na tej bocznej drodze przed wsią, którą minęliśmy, jadąc do tego miejsca. Ja już uciekam, bo już pewnie namierzyli moją pozycję.

– Marek przedziurawili nam oponę. Musimy jeszcze opatrzeć Karola. Nie dojedziemy daleko w takim stanie.

-Cholera – z krótkofalówki znowu dobiegł dźwięk Marka – Dobra to może spotkamy się w tym starym domu na uboczu wsi. Może uda nam się w nim przeczekać. Pewnie będą chcieli go przeszukać, ale na razie nie widzę innej opcji. Wezwiemy stamtąd posiłki od Grześka i jakoś damy radę. Tamci właśnie ruszyli za wami mercedesem. Macie mało czasu

– Jak nas tam znajdą to będzie po nas – powiedział niepewnie Antek z tyłu furgonetki – Nie wiem, czy to dobry pomysł.

– A masz lepszy? – spytał się go Jacek.  – Musimy jeszcze jak najszybciej opatrzeć w spokojniejszym miejscu Karola. Też nie chce się tam ukrywać, ale nie mamy wyjścia. Zostawimy furgonetkę gdzieś tutaj. Jak znajdą furgonetkę będą nas szukać w jej okolicy. My w tym czasie pójdziemy w drugą stronę do tamtego domu. To nam da trochę czasu.

– Dobra. Spotkam się tam z wami trochę później. Przejdę się na około, żeby na nich nie trafić. Tamte furgonetki jechały w moją stronę, także zyskacie na czasie. Będziemy w kontakcie. Bez odbioru.

– Informuj nas na bieżąco, jak wygląda sytuacja – powiedział Jacek do walkie-talkie. – bez odbioru.

***

– Ale boli… – jęknął Karol.

W jego głosie było słychać ogromny dyskomfort. Jacek wspierał przyjaciela, idąc z nim pod ramię. Na szczęście dla niego, Karol mógł jeszcze się poruszać w miarę swoich możliwości, dzięki czemu Jacek nie musiał dźwigać całego ciężaru jego ciała. Antek szedł obok nich z pistoletem w ręku. Z tyłu miał plecak, w którym znajdowała się apteczka i amunicja do broni. Zdążył ją zabrać z furgonetki. Jacek trzymał w wolnej ręce walizkę.  Szli tak we trzech, leśną ścieżką aż w końcu przez drzewa można było dostrzec ich cel podróży.

– To już przed nami chłopaki – rzekł Antek. – Poczekajcie tu za drzewami. Ja tylko wyjrzę i zobaczę czy nie ma gdzieś tamtych.

Antek oddalił się i wyszedł na małą polanę, która rozpościerała się wokół budynku. Gdzieś w oddali za domem, widać było migotające światła wydobywające się z okien domów znajdujących się we wsi. Antek podszedł w kierunku domu. Dokoła oddzielał go od reszty terenu, stary drewniany płot, który był w opłakanym stanie. Większość desek, które kiedyś były częścią pięknego płotu, leżała na ziemi gnijąc i próchniejąc od działania wody. Za domem znajdował się skromny staw z kładką, która również wyglądem nie odbiegała od stanu, w jakim znajdował się budynek. Antek przeszedł przez dziurę w płocie, ciągle rozglądając się dookoła siebie. Minął drzwi wejściowe i wyjrzał jeszcze za drugi róg budynku. Tam zauważył huśtawkę, karuzele i piaskownicę. Najpewniej kiedyś mieszkała tu rodzina z dziećmi. Musiały mieć tu wiele atrakcji – pomyślał. Jako dziecko zawsze marzył o prywatnym placu zabaw, gdzie nie musiałby czekać w kolejce za innymi dziećmi, które również chciałyby się pobawić w piaskownicy czy na huśtawce. Kiedyś musiał być to malowniczy dom z pięknym podwórkiem. Niestety po dawnej świetności nie było już śladu.

Zawrócił i szedł w kierunku drzwi wejściowych, do których prowadziła kamienista ścieżka. Na jej początku znajdowała się zniszczona metalowa furtka a za nią skrzynka pocztowa. Podszedł do niej i skierował w jej stronę strumień światła padającego z latarki. Widniał na niej niewyraźny już od dawna napis. Antek zdołał jednak go odczytać. ,,Zalesie -13”. Była to nazwa wsi i numer domu. Zgasił latarkę i obrócił się w kierunku budynku. Mimo tego, że coraz bardziej się ściemniało, nadal dostrzegał kontur odwróconego krzyża na szczycie dachu, o którym mówili wcześniej jego przyjaciele w aucie. Później wszedł na werandę z dwoma masywnymi filarami i ostrożnie zajrzał do okna, za jednym z nich. W środku leżało sporo porzuconych rzeczy. Wyglądało to jakby ktoś w pośpiechu opuścił ten dom. Nic nie wskazywało na to, aby ktoś w nim mieszkał. Włączył latarkę i poświecił nią przez okno, aby dojrzeć lepiej, co znajduje się w środku. Na szafkach dostrzegł wiele barwnych kapeluszy. To jednak nie zdziwiło go tak bardzo jak to, co miał zaraz zobaczyć. Kiedy podszedł do okna po drugiej stronie werandy i przez nie zajrzał, poczuł duży niepokój. Na stole coś leżało. Było przykryte białym workiem. Jego głowę zaczęło prześladować wiele myśli. Nie chciał jednak dać im za wygraną. Co mogło znajdować się pod białą płachtą? – zadał sobie pytanie w myślach. Nad workiem z nieznaną zawartością latała chmara much. Za stołem widać było ścianę, z której schodziła żółta farba. Obok stołu znajdowało się bujane krzesło w całkiem dobrym stanie. Zgasił latarkę i podszedł do drzwi. Sięgnął do klamki i pociągnął za nią. Niestety drzwi były zamknięte. Nie chciał ich na razie wyważać i robić niepotrzebnego hałasu. Nie był pewien czy kogoś tam nie było. Mimo stanu, w jakim znajduje się budynek warto jednak zachować ostrożność. Zszedł z werandy i obszedł dom dookoła, ciągle rozglądając się za ludźmi, którzy chcieli ich zabić. Wyjrzał zza ściany domu i sprawdził wzrokiem okolice. Po prawej stronie widać było staw. Zauważył również, że naprzeciwko niego znajdują się tylne drzwi do domu. Przed podejściem do nich jeszcze raz rozejrzał się dookoła siebie. Kiedy spojrzał w tył, zobaczył otwarty garaż. W środku stał czerwony maluch.

Robiło się coraz ciemniej. Za chwilę miała zapaść głęboka noc. Antek po tym jak upewnił się, że nikogo wokół nie ma, szarpnął za klamkę drzwi. Również nie chciały się otworzyć. Zaczął powtórnie za nią szarpać i w końcu zamek puścił. Drzwi się otworzyły i wszedł ostrożnie do środka. Znalazł się w przedpokoju, którego ściany były częściowo pokryte przez grzyba. Po lewej stronie widoczne były schody na górne piętro, które już lata świetności miały dawno za sobą. Delikatnie tylko wyjrzał na górne piętro zza balustrady i spojrzał się w swoją prawą stronę. Tam wisiała mała kurtka przeciwdeszczowa, która miała imitować kaczkę. Na czubku kaptura znajdowała się nawet plastikowy dziób. Musiała należeć do dziecka. Obok niej wisiała klasyczna dżinsowa katana. Ta natomiast musiała należeć do kogoś dorosłego. Poszedł dalej przez korytarz. Poczuł drażniący odór wilgoci dobiegający z innych pokoi. Duża część domu była pokryta grzybną naroślą. Przed sobą zobaczył drzwi frontowe, które jak wcześniej sprawdził, były zamknięte. Szedł powoli w ich kierunku, sprawdzając każdy pokój po kolei. Wszystko było już zniszczone, meble spróchniałe podobnie jak deski podłogowe. Jednak wydawałoby się jakby wszystkie rzeczy, które widział w pokojach leżą na swoim miejscu, niezmiennie od opuszczenia domu przez właścicieli. W większości takich przypadków opuszczone budynki są dewastowane i ograbiane przez innych ludzi. Tu jednak było inaczej. Nic nie było zdewastowane w wyniku działania ludzkiej siły. Budynek dotknął jedynie ząb czasu i siła natury. Kiedy wszedł do salonu zauważył, że bluszcz pokrywający fasadę budynku zaczął powoli rozrastać się do wnętrza domu, przez nieszczelne okna. Stół z białym workiem stał nadal na swoim miejscu. Za stołem dostrzegł teraz starą lodówkę. Obok niej znajdowała się brązowa kuchenka gazowa w PRL-owskim stylu. Na blacie obok niej widać było wiele szklanych butelek, w których kiedyś musiało znajdować się mleko. Obrócił się i podszedł do drzwi. Otworzył zamek, który je blokował. Pchnął je i ujrzał przed sobą schody prowadzące do kamiennej ścieżki, którymi wcześniej wchodził na werandę z zewnętrznej strony. Budynek był całkowicie pusty. W takich warunkach ciężko byłoby żyć. Pomyślał sobie, że kiedyś mimo wszystko musiało być tu naprawdę przytulnie.

– Antek, sprawdziłeś już ten dom? – dobiegający głos z krótkofalówki przerwał rozmyślania Antka. – Karol mi się tu wykrwawia.

– Już po was idę. Dom jest czysty. Bez odbioru.

Dalej jednak niepokoił go biały worek znajdujący się na stole. Pomieszczenie, które widział przed sobą, było kiedyś kuchnią. Ciągle słyszał bzyczenie much, które nadal latały nad stołem. Nie był pewien czy chce sprawdzać co jest w worku. Nie miał też na to czasu. Karol potrzebował pomocy w jak najszybszym czasie. Teraz tylko to się liczyło.

***

– Trzeba mu zmienić opatrunek, bo ten już przesiąkł. Wysłałem wiadomość Grześkowi o pomoc. Mamy zabrać ze sobą z powrotem walizkę. Nie wiem, kiedy będą. Na razie musimy tutaj z nim wytrzymać.

–  Musimy go gdzieś położyć. Tędy wejdziemy – odrzekł Antek, który prowadził Jacka idącego z Karolem, do budynku.

Antek otworzył frontowe drzwi. Jacek wchodził po schodach, wspierając rannego Karol. Musiał podeprzeć się o jeden z filarów, aby nie upaść prosto na schody.

– Co tak śmierdzi? – Jacek od razu na wejściu poczuł odurzający odór stęchlizny.

– To pewnie to – rzekł Antek, wskazując na biały worek leżący na stole

– I nie sprawdziłeś, co to jest? Cholera, o wszystkim muszę ja myśleć. Miałeś sprawdzić cały dom!

– Jacek, nie mieliśmy na to czasu. Karol nam zaraz wykituje – powiedział z wyraźną irytacją Antek. – Ten worek to akurat nasz najmniejszy problem. Przecież i tak nikt tutaj nie mieszka.

– Dobra już wystarczy – odpowiedział mu Jacek, ciężko dysząc. –  pomóż mi lepiej z Karolem, bo już nie mam siły.

Antek podszedł do Jacka i chwycił pod ramię Karola. Poszli do jednego z pokoi i położyli go na łóżku stojącym na środku. Była to sypialnia. Łóżko było drewniane, a obok niego znajdowała się szafa zrobiona z takiego samego drewna jak łóżko. Na ścianie można było dostrzec obraz przedstawiający Jezusa. Była delikatnie przechylony na bok. Jacek odłożył walizkę na półce naprzeciwko szafy.

– Zdejmij plecak i wyjmij z niego apteczkę. Zajmij się nim, a ja spróbuje się skontaktować z Markiem.

Antek bez słowa wykonał polecenie Jacka i zabrał się za wymianę opatrunku. Jacek w tym czasie poszedł w kierunku drzwi wejściowych i zamknął je z powrotem na zamek. Wyjął z kieszeni spodni walkie-talkie i nacisnął przycisk:

– Marek, jesteśmy już na miejscu. Powtarzam, jesteśmy już na miejscu.

Z krótkofalówki dobiegał tylko znajomy dźwięk szumu. Marek przyłożył jeszcze raz sprzęt do ust:

– Marek, daj jakiś znak. Odbiór.

Cisza. Nadal było słychać tylko głuchy szum. Nikt nie odpowiadał.

-Cholera – powiedział pod nosem Jacek.

Spojrzał jeszcze raz w kierunku białego worka na stole, o którym już zapomniał. Nie był pewny tego czy jednak chce sprawdzać, co tam jest. Wszystkie otaczające go rzeczy dookoła niego leżały na swoich miejscach tak jak pierwotnie powinny. Jak gdyby lokatorzy pośpiesznie opuścili ten dom, nie pakując ze sobą niczego. Kto wie przez ile czasu to, co okrywał biały worek, leżało na stole. Nad nim ciągle unosiła się chmara much, których odgłosy latania przenikały przez ciszę wiejskiej nocy. Jacek ciągle bił się z myślami. Chciał sprawdzić co okrywa biały materiał. Ciekawość wygrała. Podszedł bliżej stołu i wyciągnął rękę, aby chwycić za materiał. Jego palce już dotknęły białego materiału, kiedy nagle:

– Jacek! Musicie… Osła… – odgłosy z krótkofalówki przerywał nieprzyjemny szmer.  – mnie…

– Marek powtórz! – krzyknął Jacek. – Nie słyszę cię! Coś przerywa

– Musicie mnie… – znowu dźwięk przerwały zakłócenia.  – Musicie mnie osłaniać. Powtarzam. Osłaniajcie mnie. Zaraz będę na polanie.

Jacek w tym momencie bez słowa pobiegł do Antka.

– Skończyłeś go opatrywać?

– Jeszcze chwila, ale już prawie.

– Później dokończysz. Marek potrzebuje pomocy. Bierz broń z plecaka i wejdź na górę. Mamy go osłaniać. Weź ze sobą walkie-talkie.

– Dobra, już biegnę – nie trzeba mu było długo tłumaczyć. Wyciągnął broń z plecaka i czym prędzej pobiegł na górę, aby osłaniać Marka.

Kiedy on wchodził na górę po schodach, Jacek w tym czasie przeładował swoją broń i spojrzał jeszcze na Karola, który odzyskał przytomność:

– Karol, wychodzę na zewnątrz. Masz tu leżeć i się nie wychylać.

– Nawet nie mam zamiaru – odpowiedział mu Karol.

Jacek równie szybko co Antek wybiegł na zewnątrz i schował się za płotem tak, aby mieć cały ogląd na polane jak i na ulicę przed domem. Było już praktycznie całkowicie ciemno. Wiedział jednak, że jeżeli mężczyźni w garniturach będą tropić Marka, to będą to robić z latarkami, więc nie będzie miał trudności z ich zauważeniem. Marek miał zaraz być na polanie. Czekał już tak schowany za płotem parę minut, aż w końcu powiedział do krótkofalówki:

– Widzisz gdzieś Marka albo tamtych?

– Na razie nic. Rozglądam się po całej polanie i ulicy i nic nie widzę. Będę musiał za chwilę włączyć noktowizor, bo robi się coraz ciemniej.

– Jak coś zauważysz z góry, to daj mi znać. I nie strzelaj bez mojego sygnału.

– Zrozumiałem. Bez odbioru.

Antek podszedł do pokoju obok, z którego był widok na staw i jego okolice. Chciał również sprawdzić, czy ktoś nie kręci się w tej części podwórka. Nic jednak na to nie wskazywało. Patrząc w górę, dostrzegł wiele gwiazd. Ten widok nie był zbyt powszechny w mieście, gdzie nocne niebo było zanieczyszczone przez sztuczne oświetlenie miejskich ulic. Nie ukrywał zachwytu nad tym co właśnie widział. Dawno już nie obserwował gwiazd. Rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Pierwsze co dostrzegł to lampa lawowa, stojąca na stoliku nocnym obok łóżka. Każde dziecko mieszkające u niego na osiedlu, w tym on sam marzyło o takiej lampie. Niestety był to towar deficytowy w czasach, kiedy on był jeszcze chłopcem. Jego kolega miał wujka mieszkającego w Stanach Zjednoczonych i kiedyś przywiózł mu taką lampę. Wszyscy mu zazdrościli. W tym samym pokoju leżało wiele pluszowych misiów o podobnym do siebie wyglądzie. Na jednej z szafek znajdowało się niebieskie nakręcane auto. Przy oknie stał bujany koń a obok niego zabawkowy bączek. Był to pokój jakiegoś dziecka.

Wyszedł w końcu z pokoju dziecięcego. Kiedy szedł w kierunku przeciwległego pokoju, ujrzał przed sobą drewniane schody na strych. Otwór wejściowy do najwyższej części budynku był jednak zabity deskami.

Skierował się do kolejnego pomieszczenia, aby rozejrzeć się przez okno, po drugiej stronie domu. Wyjrzał przez nie i dostrzegł huśtawkę oraz karuzelę, które widział wcześniej. Jednak, kiedy napotkał plac zabaw obok domu wcześniej, to huśtawka się nie kołysała. Oszołomiony tym, co widzi włączył latarkę, aby zobaczyć co się dzieje. Kiedy ujrzał to co znajdowało się na huśtawce zamarł w bezruchu. Na drewnianej zabawce huśtała się starsza kobieta w białe sukience i siwych prostych włosach. Wpatrywała się prosta w Antka. Jej oczy mieniły się w świetle latarki, a na jej twarzy był widoczny nienaturalny uśmiech. To, co właśnie oglądał, wprawiło go w konsternację. Trwał tak w niej przez dobre kilka sekund, aż nagle staruszka podniosła rękę i pomachała mu. To jeszcze bardziej zszokowało mężczyznę. Zaczął się cały pocić. Nie wiedział, jak zareagować na obraz, który miał przed swoimi oczami. Wtem staruszka gwałtownie się podniosła i pobiegła w kierunku domu, znikając z pola widzenia Antka.

***

– Cholera! – z krótkofalówki Jacka dobiegł krzyk – Ktoś tu z nami jeszcze jest!

– Co ty gadasz? – spytał z niedowierzaniem Jacek – Mężczyźni od walizki?

-Nie, nie – wydyszał Antek – Jakaś staruszka wbiegła właśnie do domu.

– Jaka staruszka? – Jacek nie dowierzał w to co mówił Antek. Po jego słowach przypomniał sobie, co widział, kiedy po raz pierwszy przejeżdżali obok domu. Myślał, że to, co wtedy zobaczył to były tylko przywidzenia. Skoro jednak Antek też ją zobaczył, coś musiało być na rzeczy.

– Po prostu biegnij do Karola!

Jacek bez słowa wykonał polecenie kolegi. Podniósł się i pobiegł do drzwi wejściowych. Drzwi były otwarte, choć dobrze pamiętał, że wcześniej je zamykał. Przed wejściem do środka naszykował pistolet i wycelował przed siebie. Zajrzał do środka. Po lewej stronie stał stół. Na nim nadal leżał biały materiał przykrywający nieznaną zawartość. Po jego prawej stronie, pod ścianą na komodzie leżało wiele kapeluszy. Teraz dostrzegł, że każdy z nich był w innym kolorze i miał różnorakie wzory. Do niektórych były nawet poprzyczepiane pióra. Wszystko wyglądało tak samo jak wcześniej. Szedł dalej korytarzem prowadzącym do pokoju, w którym znajdował się ich ranny przyjaciel.

– Karol? – spytał się na głos Jacek, licząc na jego odpowiedź – Jesteś tam?

Nic. Nikt nie odpowiedział. Szedł dalej w kierunku pokoju. Słyszał, jak Antek biega na górze po pokojach. Prawdopodobnie rozglądał się za tym co zobaczył wcześniej.

– Cholera. Gdzie ona uciekła? – z góry dobiegł głos Antka.

Jacek dalej ostrożnie szedł do pokoju. Ciągle mierzył przed siebie z pistoletu.

– Karol, odpowiedz – jeszcze raz zwrócił się do przyjaciela.

Od drzwi do pokoju dzielił go już niecały metr. Wziął głęboki dech i gwałtownie otworzył drzwi. Przed nim zobaczył Karola, który leżał w tej samej pozycji co wcześniej.

– Boli, jak nie wiem – oznajmił mu na wejściu Karol.

Jacek odetchnął z ulgą. Walizka leżała na półce tam, gdzie wcześniej.  Po słowach Antka spodziewał się najgorszego. Myślał, że rzeczywiście ktoś się tu dostał. Na wszelki wypadek jednak wolał sprawdzić cały dom i jego okolice.

– Masz tu jeszcze przeciwbólowe – mówiąc to, wyciągnął z plecaka leżącego obok Karola mały słoiczek z tabletkami i podał go w jego ręce – idę się jeszcze rozejrzeć. Antek mówił, że wbiegła tu jakaś staruszka.

– Jak to staruszka? – spytał z niedowierzaniem Karol

– Sam nie wiem. Nie wiem, czy mu się nie przywidziało, od braku snu. – starał się, aby jego głos brzmiał na jak najbardziej przekonywający, ale w głębi duszy jednak czuł dużo zaniepokojenie staruszką, którą widzieli z Antkiem. – Pójdę jednak sprawdzić dla pewności dom i tylne podwórze.

– Tylko się nie daj zabić. Obiecałem Julii, że wrócisz cały i zdrowy.

Jacek zaśmiał się i wyszedł z pokoju. Ponownie wyjął z kieszeni krótkofalówkę:

– Widzisz gdzieś Marka na polanie?

– Na razie nie. Chodzę po wszystkich oknach i szukam tej kobiety. Stary naprawdę, widziałem staruszkę, która wbiegła do domu. Przysięgam na moją matkę. Huśtała się na huśtawce – w głosie Antka nadal było słychać duże zaniepokojenie. – wiem, jak to brzmi, ale musisz uwierzyć.

– Rozglądaj się dalej z góry za tamtymi w garniturach i Markiem. Jak zauważysz kogoś oprócz starszych kobiet, to daj mi znać. Bez odbioru

– Przyjąłem – wzdychnął z rozczarowaniem Antek – Bez odbioru.

Jacek zaczął iść w kierunku tylnych drzwi prowadzących na podwórko. Po drodze mijał jeden z zamkniętych pokojów. Klamka od drzwi była jednak w połowie urwana. Powoli za nią chwycił i pchnął je. Kiedy je otworzył, ujrzał widok pokoju przypominającego biuro. Przy ścianie stało biurko a na nim stary monitor z pękniętym ekranem. Pod biurkiem leżał potłuczony różowy kubek. Naprzeciwległej ścianie można było dostrzec karmazynową plamę. Nie był w stanie powiedzieć czy to krew. Zbyt dużo czasu minęło, aby móc to stwierdzić. Wyszedł z pokoju i szedł dalej w kierunku drzwi na tylne podwórze. Po prawej stronie znajdowały się schody na górne piętro. Wszedł na przedpokój. Na wieszaku wisiała dziecięca żółta kurtka z kapturem imitującym głowę kaczki. Podszedł do drzwi i je otworzył. Wyszedł powoli na zewnątrz, dalej się rozglądając. Spojrzał w kierunku polany po lewej stronie. Nic nie widział. Kompletna ciemność. Gdzieniegdzie przebijały się kontury drzew.  Obejrzał się za siebie. Nagle dostrzegł garaż. Był otwarty, a w środku mógł dostrzec większy kształt. Zapalił latarkę, aby zobaczyć to dokładniej. Szedł bliżej w kierunku garażu aż nagle, gdy uświadomił sobie co w nim jest zamarł i stanął w miejscu. To był czerwony maluch. Tylko że gdy dostrzegł go wcześniej, kiedy przejeżdżali furgonetką przez ulice, to stał między domem a płotem. Przecież budynek był opuszczony. Nikt nie mógł go przestawić – pomyślał.

– Pomóżcie mi! – jego rozmyślania przerwał głos w krótkofalówce.

Jacek nagle uświadomił sobie, że to był głos Marka. Wyjął jak najszybciej krótkofalówkę i odpowiedział mu:

– Gdzie jesteś?

-Pomóżcie. To mnie goni… – dźwięk znów przerwały szmery zakłóceń. – uciekajcie….

– Marek, cholera – krzyknął do walkie-talkie Jacek. –  Gdzie jesteś?

– Jestem… – dźwięk znowu się urwał. – polana… uciekajcie z tego domu.

Jacek podniósł broń i bez zastanowienia pobiegł w kierunku polany.

– Antek słyszałeś go. Mówił o polanie. Osłaniaj mnie. Biegnę do niego.

– Robi się.

Jacek oświetlał sobie drogę latarką. Biegł, ile sił w nogach na polanę. Nie miał czasu teraz myśleć o czerwonym aucie, ale teraz był bardziej skłonny uwierzyć w to co widział Antek. Ten dom coś przed nimi ukrywał.

– Jacek spójrz na las. Coś tam się świeci – z krótkofalówki ponownie dobiegł dźwięk Antka.

Rzeczywiście, kiedy Jacek spojrzał się przed siebie, zauważył światło przenikające przez gałęzie drzew. Coraz szybciej zbliżało się w jego stronę. Jacek stał tak i wyłączył na chwilę latarkę. Nasłuchiwał odgłosy z lasu.

– Hej! – ktoś krzyknął w jego kierunku – chłopaki, uciekajcie!

To był on. Jacek był definitywnie pewny, że to głos Marka. Włączył jeszcze raz latarkę i pobiegł w jego stronę.

– Nie biegnij tutaj! Uciekaj! – Marek nadal krzyczał w kierunku Jacka. – coś tutaj jest!

Przecież nie mógł go tak zostawić. Przed chwilą prosił ich o pomoc. Teraz jednak kazał im uciekać. Jacek jednak nie mógł odpuścić. Po chwili zawahania się biegł dalej w jego kierunku. Światło wyłaniające się z lasu było coraz bliżej jego.

– Cholera, uciekajcie! Nie biegnijcie tutaj. Musicie…

Nagle światło zgasło, a Marek nie dokończył swojego zdania.

– Marek! – nawoływał go Jacek. – Marek!

Oświetlał latarką miejsce, z którego usłyszał ostatni raz Marka

– Jacek uciekaj stamtąd. Już mu nie pomożemy – przerwał mu Antek. – Już tutaj są. Trzeba zaopiekować się Karolem.

Jacek spojrzał się w swoją lewą stronę w kierunku ulicy. Usłyszał warkot silników aut. Dwa mercedesa takie same jak ten wcześniejszy zajeżdżały na podwórko domu.

– Cholera. Nie mogę go tak zostawić. Nie wiemy, co się z nim stało.

– Oni już tutaj są! – krzyknął Antek. – Musisz tu wracać i ukryć gdzieś Karola. Wysiadają z auta. Ja was będę osłaniał z góry w razie czego.

Jacek spojrzał się jeszcze raz w kierunku miejsca, gdzie światło latarki Marka. Po chwili namysłu pobiegł, ile sił w nogach w kierunku budynku.

***

Otworzył tylne drzwi i wszedł do środka. Podniósł broń i wymierzył nią w kierunku drzwi frontowych, za którymi słychać było już kroki ludzi z mercedesów. Wszedł pośpiesznie do pokoju Karola i podniósł go jednym ruchem.

– Co się dzieje? – spytał się go Karol.

– Wjechali na podwórko. Będą chcieli przeszukać dom.

Za drzwiami było słychać coraz bardziej wyraźnie dźwięki przeładowywanej broni i głosy ludzi.

– Dobra dam radę sam – rzekł Karol do Jacka

– Schowaj się pod łóżkiem z walizką. Ja coś wykombinuje. – po tych słowach zamknął drzwi od pokoju, w którym schował się Karol. Kiedy z niego wychodził, ktoś pociągnął za klamkę od drzwi wejściowych. Jacek szybko padł na schody prowadzące na górne piętro. Drzwi frontowe się otworzyły i do środka weszło dwóch mężczyzn.

– Co tu tak wali? – powiedział jeden z nich.

Drugi zakrył nos ręką. Jacek wychylił się delikatnie zza balustrady i naszykował swoją broń. Zaczęli przeszukiwać pierwsze pomieszczenie za drzwiami. Snopy światła z ich latarek przemieszczały się po ścianach.

-To chyba stamtąd – wskazał jeden z nich na stół z leżącym na nim białym materiałem.

Oboje do niego podeszli. Jacek słyszał jak reszta ich ludzi okrąża dom i kieruje się na tylne podwórko. Mamy przerąbane – pomyślał Jacek.

Jeden mężczyzna z dwójki, która weszła do środka, wyciągnął dłoń w kierunku białej płachty i zaczął powoli ją unosić:

– Cholera! – krzyknął nagle.  – To Walery!

Jacek wyjrzał jeszcze raz zza balustrady. Mężczyzna świecił latarką prosto na to co znajdowało się pod workiem. Rzeczywiście widać tam było charakterystyczne rude włosy. Takie same jak miał Walery – mężczyzna, który miał ich zabić. Ale skąd jego ciało się tu wzięło? – to pytanie zaczęło nurtować Jacka.

– Ma roztrzaskaną całą twarz. To musieli być oni. Dzwoń do szefa i przekaż reszcie. Gdzieś tu muszą być. Niech reszta ludzi przeszuka tamtą polanę i okolice domu.

Jacek nie wiedział, co robić, kiedy to usłyszał. Na tylnym podwórku już było słychać resztę ludzi. Otaczali budynek. Nie mieli, gdzie uciec. Jacek wiedział, że gdyby nie ciało Walerego może nie przeszukaliby tego domu tak dogłębnie. Mężczyzna, który wydał rozkaz swojemu koledze, został w środku. Zaczął iść powoli w kierunku pokoju, w którym wcześniej leżał Karol. Na tylnym podwórzu już było słychać kolejnego mężczyznę. Był tuż za drzwiami. Jacek wyciągnął nóż z kieszeni. Mężczyzna w garniturze wyszedł z pokoju i kierował się do pokoju, w którym chował się Karol. Chwycił za klamkę i szarpnął ostrożnie za drzwi. Jacek usłyszał kolejne kroki, po których mógł jasno stwierdzić, że do domu wszedł jeszcze jeden mężczyzna. Nasłuchując, schował nóż i zaczął czołgać się w górę po schodach tak, aby nikt go nie usłyszał. Drzwi od pokoju Karola całkowicie się uchyliły i do środka wszedł mężczyzna, świecąc latarką po ścianach. Jacek w tym czasie chciał wychylić się znad schodów i wycelować w niego. Miał idealną okazję.

– Bang – nagle z tylnego podwórka padł strzał.

Mężczyzna w pokoju szybko się obrócił i wybiegł na zewnątrz. Jacek schylił się, aby go nie zobaczył, kiedy przebiegał obok schodów.

– Cholera – krzyknął ktoś na zewnątrz – Chłopaki ktoś tu jest!

– Co to jest!? – spytał się drugi, podnosząc głos.

Strzały zaczęły padać coraz częściej. Słychać było krzyki ludzi na zewnątrz. Drugi mężczyzna, który wszedł do środka, również zaczął biec w kierunku tylnego podwórza, ale kiedy już miał przejść przez próg, zastygł i rzekł:

– O kurde.

Zaczął się powoli wycofywać, aż w końcu całkowicie się obrócił i uciekł w drugą stronę. Jacek wyjrzał za schodów i rozejrzał się wokół. W domu już nikogo nie było. Wszyscy byli za domem, zwabieni wystrzałami i krzykami. To była idealna okazja, aby uciec. Nie wahając się, wbiegł do pokoju, w którym ukrywał się Karol.

– Co się tam dzieje? – spytał go Karol.

– Tego nie wiem – odpowiedział mu Jacek, pomagając mu wstać spod łóżka. – Wiem jednak, że musimy stąd jak najszybciej uciekać. Wstawaj.

Razem wyszli pośpiesznie z pokoju i zaczęli kierować się do drzwi wejściowych. Krzyki ludzi i dźwięki wystrzałów z broni nie ustawały. Zeszli po schodach na kamienistą ścieżkę. Byli już przy furtce. Jacek kazał oprzeć się Karolowi o płot i podał mu walizkę. Sam wyjął krótkofalówkę i spytał:

– Antek złaź na dół. To nasza szansa. Wyniosłem Karola na zewnątrz.

Z walkie-talkie dobiegał tylko szum.

– Antek! – krzyknął do słuchawki.  – nie mamy czasu.

– Rzućcie broń na ziemię i oddajcie walizkę – jeden z ludzi w garniturach wyszedł zza czarnego mercedesa i celował w Karola i Jacka z karabinu.

– Nie będę powtarzał! – krzyknął.

– Już spokojnie. Odłożę powoli broń, a mój przyjaciel rzuci do ciebie walizkę. – rzekł Jacek i zaczął powoli schylać się z bronią.

Na twarzy mężczyzny z karabinem można było dostrzec cień zaniepokojenia tym, co działo się za domem. Ciągle wychylał się chcąc dostrzec, co tam się dzieje. Nie przestał jednak celować w Jacka i Karola.

Nagle z okna domu wydobył się dźwięk wystrzału. Mężczyzna, który do nich celował, padł na ziemię.

– O, znalazł się Antek – rzekł Jacek.

Obrócili się w kierunku domu. W świetle reflektorów obu mercedesów można było dostrzec w oknie postać, która celował z broni.

– Antek, złaź z góry i uciekamy z tego porąbanego domu – rzekł do krótkofalówki Jacek.

– Stary, to nie oni zabili Marka. Tam za domem…

– Nie ma teraz czasu na takie rozmowy. Musimy uciekać, póki są zajęci. Szybko!

Z tyłu domu nadal padały strzały. Krzyki nadal nie ustawały. Za domem widać było tylko wiele poświat latarek.

– To nie jest człowiek. Jacek, widziałem, jak zabija tych ludzi…

– Cholera, Antek musimy uciekać! – wrzeszczał do krótkofalówki. – Karol jest nadal ranny!

– Wy uciekajcie. Ja muszę to zatrzymać.

– Kurde, Antek! Nie ma na to czasu.

Wystrzały i krzyki zaczęły cichnąć. Powoli nastawała cisza.

– Weszło do środka. Uciekajcie. Będę was osłaniał. Bez odbioru – po tych słowach postać z okna zniknęła.

– Karol idziemy. Szybko.

– Bez Antka? – odrzekł Karol.

– Nie mamy wyjścia.

Wziął walizkę do ręki i podparł Karola. Wyszli na ulicę i zaczęli iść w stronę, z której przyjechali.

– Może ktoś nas przyjmie do domu – rzekł Jacek. – Trzeba sprawdzić ich auta.

Podeszli jeszcze do obu aut. Niestety nie było nigdzie kluczyków. Tamci musieli je zabrać ze sobą. Musieli uciekać na piechotę, co też poczynili. Z góry domu usłyszeli jeszcze kilka dźwięków strzałów z broni. Szli tak coraz szybciej przez jezdnię, która była oświetlana jedynie przez postawione w dużych odstępach od siebie, stare lampy. Coraz bardziej oddalali się od tamtego domu. Słyszeli jak na jego podwórko, zajeżdżają kolejne auta. Najpewniej były to również czarne mercedesy. Później było słychać tylko krzyki i wystrzały, które po chwili cichły. Karol oddychał coraz ciężej. Chodził jednak sprawniej niż wcześniej więc oboje mogli trochę przyspieszyć tempa. Już niewielka odległość dzieliła ich od najbliższych domów. Jacek czuł coraz większe wycieńczenie. Miał wrażenie, jakby walizka z każdym krokiem stawał się cięższa podobnie jak Karol, który zaczynał całkowicie opierać się na nim. Nie chciał jednak dać za wygraną. Chciał wrócić do swojej ukochanej Julii i przejść na upragnioną emeryturę, podczas której mógłby z nią w końcu spędzić więcej czasu. Nie mógł się doczekać tego czasu.

– Aaaaaaaa! – nagle jego rozmyślania przerwał okropny krzyk.

Jacek i Karol stanęli w przerażeniu i obejrzeli się za siebie. Widok, który wtedy ujrzeli, prawdopodobnie został z nimi do końca ich życia. Za nimi, w oddali na środku ulicy stała staruszka. Ta sama, którą widział wcześniej. Ta sama, którą widział Antek. Stała tak oświetlona przez uliczną lampę. Znajdowała się od nich względnie daleko, ale i tak czuli jej przeszywający wzrok na swoich ciałach. Jacek zamarł w środku, podobnie jak i na zewnątrz. Nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku ani poruszyć nawet najmniejszym mięśniem. Karol widział ją pierwszy raz, co sprawiło, że był jeszcze bardziej przerażony. Podobnie jak Jacek nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Stali tak w bezruchu i wpatrywali się na siebie przez dłuższy czas. Nie wiedzieli, czy mogą się ruszyć i czy staruszka na to zareaguje. Nadal jednak stała w bezruchu i wpatrywała się w nich tylko. Wtem zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła biec w ich kierunku. Na reakcje Jacka i Karola nie trzeba było długo czekać. Szybko obrócili się w drugą stronę i zaczęli iść z najszybszą możliwą prędkością, na jaką mógł pozwolić sobie ranny Karol. W końcu zaczęli truchtać. Staruszka biegła ciągle za nimi a w pewnym momencie zaczęła wydawać z siebie ten sam wrzask, który usłyszeli przedtem, co jeszcze bardziej ich przeraziło. Kierowali się do najbliższego domu. Staruszka była zaskakująco szybka jak na wiek, na który wyglądała. Jej krzyk, od którego mroziła się krew w żyłach, nie ustawał. Była coraz bliżej. Jacek i Karol słyszeli jej kroki i wycie coraz wyraźniej. Nagle przed nimi wybiegł starszy mężczyzna w niebieskich jeansach i niebieskiej koszuli w kratkę. Ten sam, którego Jacek widział wcześniej przy stawie razem z owczarkiem niemieckim.

– Tutaj! – krzyknął do nich. – Tu się schowacie!

W tej chwili nie mieli innego wyjścia. Pobiegli w kierunku mężczyzny. Kiedy już byli obok niego ten wsparł z drugiej strony Karola i zaczęli iść w kierunku domu, na który wskazywał starszy mężczyzna. Drzwi otworzyła im kobieta z dzieckiem na ręku. Pośpiesznie weszli po schodach. Za nimi ciągle było słychać staruszkę, a jej kroki były coraz głośniejsze. Była tuż za nimi. Weszli w końcu do środka. Jackowi jednak wypadła przed drzwiami walizka. Ten niewiele myśląc, cofnął się i schylił się po walizkę. Kiedy się unosił do góry, zobaczył, jak staruszka wbiega na podwórko i wrzeszczy jeszcze głośniej. Ten widok sprawił, że na moment jego serce stanęło i przestał oddychać. Sparaliżowało go. Kobieta zbliżała się do niego coraz szybciej, aż nagle Jacek poczuł dotyk ręki na plecach, który pociągnęła go w tył. Padł na podłogę, a drzwi się zamknęły. Kobieta z dzieckiem na rękach szybko zaryglowała je na 4 zamki. Wrzask i dźwięk kroków kobiety w tym momencie ucichł.

– Mieliście dużo szczęścia przyjaciele – rzekł starszy mężczyzna – do niektórych miejsc nie powinno się wchodzić nieproszonym.

***

Jacek podniósł się gwałtownie z łóżka i przetarł twarz rękoma. Julia, która leżała obok niego obróciła się w jego stronę.

– Znowu koszmar z tamtej misji? – zapytała

– Tak. Jak zawsze – odpowiedział jej.

Julia zbliżyła się do niego i pocałowała go w usta. Przytuliła się do jego klatki piersiowej i wzdychnęła.

– Pamiętaj, że tu jest bezpiecznie. Jestem przy tobie cały czas.

– Wiem skarbie. Pamiętam.

Uniósł jej głowę znad swojej piersi i powiedział:

– Kocham cię.

– Ja ciebie też – odrzekła i przytuliła się do niego mocniej.

Jacek odwzajemnił uścisk i spojrzał się przez okno, szukając widoku nocnego miasta, który tak bardzo uwielbiał. Zamiast tego jednak ujrzał znajomą staruszkę, która szeroko się uśmiechała i machała mu za oknem.

 

Koniec

Komentarze

Nolique, witam i gratuluję debiutu!

 

No cóż mogę napisać po przeczytaniu. Widziałem dużo gorsze debiuty, ale szału też nie ma.

 

Tekst ma zalety – fajnie przedstawiasz bohatera na początku, jest tu mocne zakończenie i nienajgorszy pomysł.

 

Niestety, w tekście jest bardzo dużo różnego rodzaju błędów (pod kreską wypisałem część z nich, ale nie wszystkie, bo sam nie jestem orłem warstwy redakcyjnej). To przeszkadza w czytaniu, ale jest oczywiście do poprawienia i do wypracowania.

 

Większym problemem jest dla mnie to, jak bardzo tekst jest przegadany. Szczegółowo opisujesz każdą sytuację, a czasem wręcz każdy ruch – nawet, jeśli nie mają żadnego znaczenia dla fabuły. Rozwadniasz w ten sposób fabułę i zanudzasz czytelnika. Będę boleśnie szczery: to jest debiut, więc chciałem być wyrozumiały, ale w innej sytuacji zostawiłbym ten tekst po jakichś 10k znaków. Także polecam przy następnym tekście bardzo zwracać uwagę i usuwać wszystkie niepotrzebne słowa, zdania i sceny. I zacząć bliżej zakończenia :)

 

Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz gratuluję debiutu!

 


 

W tej chwili najchętniej objąłby ją i poczuł jej przyjemne ciepło na własnej skórze. Uwielbiał jej aksamitny zapach, który pobudzał jego wszystkie zmysły. Wiedział jednak, że doświadczy woni jej skóry dopiero kiedy skończy swoją pracę.

Warto unikać takiego nagromadzenia powtórzonych zaimków, jest to tak zwana “jejoza”, generalnie postrzegana jako wada tekstu (podobnie jak wszystkie powtórzenia).

 

Mimo wszystko jednak miał pewne wątpliwości co do tego czy nie będzie mu tego brakowało. W końcu robił to przez ostatnie 10 lat.

Ryzyko było ogromne, ale nagroda była kusząca.

Marek i Karol to jeszcze świeżaki. Przed nimi jeszcze długa droga w tym zawodzie.

Podobnie jak powyżej. Sporo jest powtórzeń.

 

10 lat?

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

-To jak? Wchodzisz w to? –

-Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.

Zabrakło spacji i przez to myślnik zamienił się w dywiz. W wielu miejscach jest taki problem. Warto przed opublikowaniem opowiadania zrobić “Ctrl+F” i wyszukać znak “-“, żeby się upewnić, że tego błędu nie ma, bo czytając własny tekst czasem trudno zauważyć różnicę oczami.

 

– Wiem, wiem. – przytaknął mu Grzesiek.

Przed czasownikiem oznaczającym “odgłos paszczowy” nie stawiamy kropki. Błędy w zapisie dialogów też się powtarzają.

https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi

 

Wydawałoby się…, jakby gdyby ktoś tam stał.

Po wielokropku nie stawiamy przecinka.

 

Za je zawartość odpowiada nasz pracodawca nie my i…CHOLERA

Po wielokropku spacja, a krzyk oznaczamy znakiem “!” a nie wielkimi literami.

 

– Bang – ciszę przerwał dźwięk wystrzału z broni.

– Bang – nagle z tylnego podwórka padł strzał.

Taki zapis oznacza wyłącznie wypowiedź bohatera, nie pasuje do onomatopei.

 

– Kurwa. Było blisko

Warto oznaczyć wulgaryzmy w tagach/przedmowie opowiadania. Niektórzy bardzo ich nie lubią.

 

W jego głosie było słychać ogromny dyskomfort.

“Dyskomfort” to bardzo słabe słowo, pasujące raczej do niewygodnego krzesła albo dusznego pokoju, niż zagrażającej życiu rany postrzałowej. IMO zawsze lepiej użyć za mocnego słowa, niż zbyt słabego, a w takiej sytuacji to już szczególnie.

 

Sięgnął do klamki i pociągnął za nią

Wiele wydarzeń opisujesz w bardzo szczegółowy, wręcz rozwlekły sposób. To nie służy niczemu, poza nudzeniem czytelnika. Jeśli pociągnął za klamkę, to wiadomo, że pierw do niej sięgnął, nie trzeba każdego ruchu wymieniać z osobna.

Podobny problem występuje w “większej skali”. Jeśli bohater przeszukuje dom i nie znajduje nic ciekawego, to nie trzeba wymieniać wszystkich pomieszczeń, w których był.

 

Karol potrzebował pomocy w jak najszybszym czasie

Czas nie może być szybki. Sugerowałbym “Karol pilnie potrzebował pomocy”.

 

– Cholera – krzyknął ktoś na zewnątrz –

Jeśli krzyknął to z wykrzyknikiem: “ – Cholera! – krzyknął…”

 

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

GalicyjskiZakapior, bardzo dziękuje za ocenę tekstu i wskazówki. Wszystkie rady wezmę pod uwagę przy pisaniu kolejnych opowiadań :)

Witaj, Nolique. :) I ja gratuluję debiutu. :)

Poprzez EDYCJĘ popraw to, co wskazał Ci GalicyjskiZakapior, aby kolejnym czytającym ułatwić śledzenie fabuły. :)

Pozdrawiam, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka