
Akt I – Nowe życie i krasnoludzka edukacja
Danu, niegdyś elf o delikatnych dłoniach i lutniowych marzeniach, teraz przesiadywał w karczmie „Pod Złamanym Kłem” z nowym entourage’em – krasnoludami. Jego aksamitne szaty ustąpiły miejsca skórzanemu kaftanowi, a włosy, kiedyś lśniące jak księżycowa mgła, nosiły teraz ślady popiołu z kuźni i… odrobinę piwnej piany.
Brunhilda Żelazny Koczkodan, jego muza i postrach zarazem, postanowiła uczynić z niego „prawdziwego mężczyznę” – cokolwiek to w jej języku znaczyło.
– Elfie, jeśli chcesz być jednym z nas, musisz pojąć trzy rzeczy: piwo, topór i honor! – grzmiała, wbijając ostrze w blat stołu dla podkreślenia wagi słów.
Danu, wciąż nieco oszołomiony absyntowymi wspomnieniami, kiwał głową. W głębi duszy jednak tęsknił za anyżowym posmakiem „Zielonej Wróżki”.
Akt II – Próba topora i elfia odwaga
Pierwsza lekcja: kufel.
Krasnoludy piły w tempie, które Danu porównywał do wodospadu wpadającego do beczki. Po trzecim kuflu świat nabrał odcieni bursztynu, a po piątym stwierdził, że krasnoludzka muzyka – czyli walenie kuflem o stół i ryk „Hej-ho!” – jest równie poetycka jak jego dawne ballady.
– Brunhildo, twe piwo to nektar! – bełkotał, próbując wznieść toast. Kufel wypadł mu z dłoni, a karczma ryknęła śmiechem. Brunhilda tylko poklepała go po plecach – z siłą, która mogłaby przewrócić trolla.
Druga lekcja: topór.
Według krasnoludów nawet bard musi umieć walczyć, bo – jak mawiali – „miłość bez krwi to jak piwo bez piany”. W kuźni, pod czujnym okiem mistrza kowalskiego Thorgrima, Danu otrzymał topór o wdzięcznej nazwie „Łamignat”. Ważył tyle, co połowa jego ego – a to już coś znaczyło.
– Machaj, elfie, jakbyś chciał ściąć księżyc! – ryczał Thorgrim, popijając miód z rogu.
Danu, ledwo trzymając broń, przypadkiem trafił w kowadło. Metal pękł na pół.
Krasnoludy zamarły… po czym wybuchły aplauzem.
– Ten elf ma krzepę! – wrzasnął Thorgrim. – Jeszcze z niego będzie brodacz!
Brunhilda, przyglądając się temu z boku, mruknęła coś o „uroku niezdarności” i zapisała Danu na:
Próbę Odwagi – starożytny krasnoludzki rytuał polegający na stawieniu czoła bestii z Gór Żelaznych.
Danu, wciąż pod wpływem krasnoludzkiego entuzjazmu (i kilku kufli), zgodził się… nie pytając, co to za bestia.
Akt III – Bestia, ballada i braterswo
W Górach Żelaznych czekała Grozilda – górski smok o łuskach twardych jak kowadło i oddechu pachnącym siarką oraz przypalonym gulaszem. Danu, uzbrojony w Łamignata i resztki zdrowego rozsądku, stanął przed jaskinią. Krasnoludy zagrzewały go okrzykami, a Brunhilda wręczyła mu amulet – warkocz z własnej brody.
– Na szczęście, elfie. Nie zgiń – bo kto mi będzie śpiewał ballady? – rzuciła z błyskiem w oku, który Danu uznał za czułość… albo groźbę.
Zamiast walczyć, Danu – w akcie desperacji lub geniuszu – chwycił prowizoryczną lutnię zrobioną z gałęzi i kawałka skóry trolla. Zaczął grać. Melodia była tak piękna, że Grozilda zamarła. Jej ogon zaczął rytmicznie uderzać o skały.
Ballada „O smoku, co polubił gulasz” opowiadała o tęsknocie bestii za domowym ciepłem. Smok nie zionął ogniem – zaryczał w harmonii, a krasnoludy zaczęły klaskać.
Po powrocie do karczmy Danu został okrzyknięty honorowym brodaczem. Upleciono mu warkoczyk z własnych włosów, a Brunhilda – w rzadkim geście – podała mu swój kufel.
– Jesteś nasz, Danu – powiedziała. – Ale następnym razem walcz, a nie śpiewaj. Choć… ta melodia była niczego sobie.
Akt VII – Zielona Wróżka powraca
Pewnego wieczoru, gdy karczma huczała od śmiechu, do „Złamanego Kła” powrócił Trunkarz Emil. W ręku trzymał nową butelkę absyntu – tym razem z etykietą „Zielona Wróżka: Edycja Smocza”.
Danu spojrzał na flaszkę, potem na Brunhildę, która akurat ostrzyła topór, i pokręcił głową.
– Dzięki, Emil, ale ja już znalazłem swój chaos – powiedział, unosząc kufel. – I smakuje lepiej niż piołun.
Karczma znów eksplodowała śmiechem.
– I nie próbuj go namówić – warknęła Brunhilda – bo mój topór ma alergię na alchemików!
Danu, teraz elf z krasnoludzkim sercem, napisał nową balladę:
„O kuflu, toporze i smoku”.
Utwór zdobył sławę nawet wśród ludzi, a w Górach Żelaznych szeptano, że Grozilda wciąż nuci jego melodię… pilnując swego gulaszu.
Koniec