KOLEJNY ODCINEK
Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy zainteresowani zjawili się w Domu Studenta znajdującym się na kampusie uniwersytetu w Austin, by opić zakończenie roku, a tym samym początek wakacji. Władze uniwersytetu niechętnie zgodziły się na tego typu wydarzenie, jednak po namowach i narzuceniu warunków, którym był między innymi nauczyciel dyżurujący, zaakceptowały wniosek. Wyznaczony do opieki katecheta niespecjalnie przykładał wagę do pilnowania bawiących się uczniów. Był stosunkowo młody, bardziej starał się odpocząć i zabawić jak wtedy, gdy sam był w ich wieku. Nie widział problemu w tym, że właśnie ktoś wymiotował do doniczki czy że jakaś para wymknęła się na górne piętro. Wmawiał sobie, że w razie problemów wyłga się, że zdarzyło się to w momencie, gdy korzystał z toalety.
W tym wszystkim uczestniczyła para przyjaciół – Ashley i David. Nie było to co prawda miejsce, w którym David chciałby się znaleźć – wolałby w tym czasie oddać się pożyteczniejszym zajęciom, jak obrabianie nowego odcinka programu poświęconemu zjawiskom paranormalnym, który wspólnie prowadzili, czy też wbijaniu kolejnych poziomów w Diablo III. Przyszedł tu głównie za namową Ashley. Planowała się trochę rozerwać, a on nie chciał skazywać jej na samotną zabawę. Oboje nie byli zbyt towarzyscy, zazwyczaj trzymali się w swojej grupie i mało kiedy angażowali w tego typu wydarzenia.
Znali się od dziecka. Wiedzieli o sobie praktycznie wszystko i wiele sobie zawdzięczali. Razem wybrali studia, licząc, że pomoże im to w rozwoju programu. Kierunki dobrali tak, aby odpowiadały ich rolom w programie, tak więc Ashley pobierała lekcje aktorstwa, a David obsługi kamer i obróbki filmowej.
Stanęli przy wyspie kuchennej i obserwowali kolegów i koleżanki, którzy oddawali się bezgranicznemu szaleństwu. Zebrane towarzystwo za nic miało wszelkie obyczaje i normy. Organizowali coraz to zmyślniejsze zawody w piciu piwa na czas, a wygrani nagradzani byli kolejnymi butelkami. Gdzieniegdzie można było usłyszeć zażartą dyskusję o tym, która odmiana marihuany jest tą najlepszą, albo pytania – zadawane tak, aby maskować pierwotne intencje – o najlepsze miejsce do zakupu używek.
Co jakiś czas ktoś koło nich przechodził, jednak nie spotkali się jak dotąd z większym zainteresowaniem. David wcale się tym nie przejmował, wręcz cieszyło go to. Ashley z uporem maniaka szukała okazji do nawiązania interakcji z otoczeniem, nerwowo przebierając nogami i rozglądając się we wszystkie strony.
– Widzę, że ciężko ci usiedzieć w miejscu. Co kombinujesz? – spytał, licząc, że odpowiedź nie będzie dotyczyła jego osoby.
– Tak sobie myślę, że skoro już tu jesteśmy, to moglibyśmy się trochę rozerwać. O, na przykład tamten koleś, patrz, jak się dobrze bawi. – Wskazała wzrokiem tańczącego chłopaka otoczonego wianuszkiem dziewcząt.
– Nawet nie licz, że się przyłączę, dobrze wiesz, jak to się ostatnio skończyło. Do dziś czuję, jak coś mi strzela w kolanie. Poza tym doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie przyszedłem tu dla zabawy, tylko dla ciebie, a dokładniej przez ciebie.
– Marudzisz jak zwykle. Ktoś idzie! Baw się! – odparła, po czym aktorsko przybrała pozę świadczącą o świetnej zabawie.
Chwiejnym krokiem podszedł do nich chłopak w dość niepewnym stanie. Powiedzieć, że nie kontaktował, to za mało. Oparł się o ramię Davida, próbując najpewniej okazać mu tym przyjacielskie nastawienie.
Kojarzyli go. Na co dzień cichy, ułożony, z dobrego i bogatego domu lekarzy. Zawsze w wyprasowanej koszuli, pod krawatem. Tego dnia jawił im się w dość niecodziennym, jak na jego standardy, stanie. Miał na sobie jedynie bokserki i skarpetki, a na głowie słomiany kapelusz niewiadomego pochodzenia.
Najwidoczniej dziś dzień niespodzianek – pomyślał David.
– Słuuuchaj, mam taką sprawę, pewna piękna dziewczyna ma na ciebie oko, ale boi się zagadać – wymamrotał najgłośniej, jak tylko dał radę. – Wysłała więc na tę misję mnie!
– Jaka dziewczyna, o co tobie chodzi? – spytał zmieszany sytuacją David.
– Nooo taka… taka zajebista, piękne… brązowe oczy i takie tam, spodoba… ci się. Nie zmarnuj tej okazji, bo… drugi raz może się nie nadarzyć. Podpowiem, że… nie jest stąd! A co za tym idzie… zapewne szybko o sobie zapomnicie, choć… nie gwarantuję tegooo – wybełkotał, usilnie powstrzymując czkawkę.
– No idź, chociaż zagadaj, może nie pożałujesz – dodała zachęcająco Ashley. W jej tonie dało się wyczuć nutę zaciekawienia.
– Właśnie, słuchaj koleżanki nie… za… po… mnia… ne przeżycie, aż sam ci zazdroszczę, stary! Taka okazja zdarza się raz na tysiąc lat, gwarantuję… ci. Chce ci się czekać kolejne… tyle, aby zamoczyć? – zapytał ironicznie.
Po dłuższych namowach i obietnicy złożonej przez Ashley, w ramach której miała popilnować jego tablet, którego sensu przynoszenia nie rozumiała, zgodził się pójść. Uznał, że w najgorszym wypadku wyjdzie i nie będzie problemu.
Niechętnie, ale ruszył we wskazane miejsce. Dopingowany przez przyjaciółkę i nowego kolegę udał się do pokoju na piętrze, gdzie miała na niego czekać ów dziewczyna. Z każdym stawianym krokiem na schodach jego niepewność przeradzała się w nadzieję, że może to ten dzień, w którym w końcu to zrobi. Jak dotąd lista jego partnerek świeciła pustkami, co nie było dla niego powodem do dumy.
Po drodze sprawdził stan higieny osobistej. Bez tragedii, ale do ideału było daleko. Dochodząc do drzwi, zebrał wystarczająco dużo pewności siebie, aby przez nie przejść.
W pokoju panowała ciemność, która dostarczała mu jeszcze większego zastrzyku adrenaliny. Nie chciał zapalać światła w obawie, że mogłoby to zniszczyć jakąś niespodziankę.
– Wchodź, nie krępuj się – usłyszał kobiecy głos dobiegający ze środka.
– Jak ci na imię? Czy coś mogę dla ciebie zrobić?
Kurwa, po co ja tyle pytam?, pomyślał, gdy rozpędził się w zasypywaniu rozmówczyni salwą pytań. Nie sądził, że to będzie aż takie stresujące, choć jeszcze chwilę temu kroczył do tego pokoju w miarę pewnym krokiem.
– Niczym się nie przejmuj, po prostu usiądź i niczego nie mów.
– Dobrze… – Lekko podenerwowany usiadł na krawędzi łóżka, które ledwo zlokalizował. – I co mam teraz zrobić? Rozebrać się? – spytał niepewnie.
– Oj tak, bardzo cię o to proszę – rzuciła udającym ponętność głosem.
David zdjął z siebie bluzę, odłożył ją na bok tak, aby miała jak najmniej zagnieceń.
– Dobrze i co teraz?
Po chwili poczuł na swoim ciele dłoń. Musnęła go po klatce piersiowej niczym lekki wiatr. Niestety zamiast przyjemności doszedł go tłusty, mięsny zapach, a dotyk wcale nie należał do tych przyjemnych. Zaraz po tym dłoń grubości pęta kiełbasy zbliżyła się do jego krocza. Doznania węchowe nie odpuszczały, a wręcz przybrały na sile. Zamiast narastającego podniecenia, czuł ogromną chęć ucieczki.
– Nie, wiesz, chyba tak nie mogę, nie dam rady – powiedział, szukając tym samym okazji do wyjścia z opresji.
– Czy zrobiłam coś nie tak? – spytała lekko zawiedzionym głosem. – Przecież byłeś taki nakręcony.
– Może i byłem, ale już jakoś mi przeszło. Może wrócę na dół do znajomych, pewnie się martwią – odparł zakłopotany.
– Nie puszczę cię teraz tak łatwo! – krzyknęła pełna agresji.
To było ostatnie, co usłyszał, zanim przygniotło go coś wielkiego. W jednej chwili pożałował wszystkiego, począwszy od przyjścia tutaj, aż po moment, w którym zgodził się pójść na imprezę. Zaczął panicznie błądzić ręką po szafce nocnej, aby znaleźć lampkę. Gdy już mu się to udało, widok, który ujrzał, gdy światło rozlało się po pokoju, wprawił go w osłupienie.
Kojarzył ją jedynie z widzenia, nigdy nawet z nią nie rozmawiał, ale zawsze, gdy ją widział, wzbudzała w nim lekką niechęć. Głównie przez sposób, w jaki się prowadziła. Na imprezę również przyszła ubrana jak co dzień. Stara powycierana bluza, przepocona koszulka i najpewniej resztki jedzenia powkręcane w długie przetłuszczone włosy. Nie usiłowała nawet wzbudzać pozorów, że o siebie dba.
– No nie bądź taki, dobrze wiem, że tego chcesz, pozwól sobie na trochę przyjemności – dodała, łapiąc go za ręce, czym skutecznie uniemożliwiła mu ucieczkę. Wykonywała ruchy przypominające erotyczny taniec, usiłując wykrzesać jakąkolwiek reakcję jej nowego kochanka.
Po kilku minutach rozległ się dźwięk otwierania drzwi. W umyśle chłopaka narodziła się nadzieja na ratunek. Bardzo liczył, że to jego przyjaciółka. Ta myśl wygasła równie szybko, co się pojawiła, ponieważ w drzwiach stał Denis, kolega z klasy słynący z kawałów i luźnego podejścia do życia. Widząc zaistniałą sytuację, pośpiesznie wyciągnął telefon w celu zrobienia zdjęcia, jednak Amy w porę go powstrzymała. Wyskoczyła z łóżka niczym poparzona. Zaczęła krzyczeć, że jest niewychowanym chamem i nienawidzi go za to, że zniszczył jej najlepszy moment w życiu, po czym wybiegła zapłakana, zbierając z ziemi resztki ubrań i jedzenia, które przyniosła ze sobą najpewniej, aby mieć czym uczcić odbyty stosunek. Ta sytuacja dała Davidowi szansę na ucieczkę. Zabrał ze sobą bluzę i zbiegł na dół. Wychodząc, rzucił dziękujące spojrzenie w stronę Denisa, do którego dotarło najwyraźniej, że David był w tym wszystkim ofiarą, bo schował telefon i dał mu znać gestem ręki, że o niczym nie wie.
– I jak było? Opowiadaj – zagaiła Ashley, widząc spanikowanego przyjaciela.
Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że to mogło być za wiele. Zdążyła się już dowiedzieć, że Amy nie była zbyt lubiana, odstraszała nie tylko swoją aparycją, ale również sposobem zachowania. Podejście do innych, świadczące o jej arogancji i wybujałym ego, wcale nie pomagało jej nawiązywać bliższych relacji. Była z wydziału organizacji sztuki filmowej. Niczym dziwnym był zatem fakt uciekania się do tego typu zagrywek w celu nawiązania współżycia. Pod nieobecność Davida uzyskała informację, że cała ta sytuacja była skutkiem przegranego zakładu między tamtą a chłopakiem, z którym przed momentem rozmawiali. Przypuszczała, że David będzie pierwszym, u którego istniała wysoka szansa na wpadnięcie w pułapkę – nie pomyliła się.
– Daj spokój, ostatni raz dałem ci się na coś podobnego namówić. To była Amy. Nic mnie ostatnio tak strasznego nie spotkało. Rozumiem, każdy jest różny, ale ona to przekroczenie wszelkich granic. Chodźmy stąd, błagam. – Po jego wzroku ciężko było określić, w jakim jest stanie.
– Oj, daj spokój, przecież nic się chyba nie stało? Prawda?
– No niby nic, ale jakoś straciłem ochotę na cokolwiek. Gdyby nie Denis… aż strach myśleć.
– No widzisz, chodź, usiądź, mam ci kogoś do przedstawienia, może to cię pocieszy. To jest Abigail. – Wskazała na blondynkę ubraną w piękną białą sukienkę w niebieskie kwiaty.
Wyglądała na dość młodą. Po tym, co właśnie przeżył, była niczym rekompensata dla jego oczu.
– Poznałam ją przed chwilą. Podsłuchała, jak rozmawialiśmy o programie, i ma wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia, spodoba ci się.
– Ech… No dobra. – Usiadł obok na fotelu, łapiąc butelkę piwa. – Cześć, jestem David. W takim razie, co masz takiego ciekawego do powiedzenia?
– Cześć, Ashley mi już o tobie opowiedziała, robienie takiego programu jest chyba trudne?
– Nieee, jak się już opanuje kamerę i scenerię, to idzie łatwo – odparł lekko zawstydzony.
– A to, co się dzieje, to wszystko, co widać na nagraniach, to prawda? – spytała dociekliwym tonem.
– Tak! W stu procentach! – wtrąciła się Ashley, nie chcąc dopuścić, aby David wygadał za dużo. – Niektóre miejsca kryją niesamowite historie i wydarzenia. Pamiętam, jak raz szliśmy korytarzami opuszczonego szpitala i drzwi przed nami same się otworzyły… To było coś strasznego!
– Tak naprawdę to ja pociągnąłem za sznurek. Często ubarwiamy historię, aby lepiej się sprzedała. Choć bywały sytuacje pełne niepewności – wyjaśnił pośpiesznie, chcąc zachować dyskrecję. – Jakby co, to nie mówiliśmy ci tego – dodał, puszczając oczko.
– Dotrzymam tajemnicy. – Zachichotała radośnie. – Tak się składa, że pochodzę z miejsca, w którym znajduje się dom owiany złą sławą. W sam raz na miarę waszego programu.
– O! Opowiesz coś więcej? – odparli niemal jednogłośnie, po czym skwitowali to wzajemnym uśmiechem.
– W dużym skrócie… Jest to stary dom na obrzeżach miasta. Chodzą słuchy, że jest w nim coś dziwnego. Podobno doszło w nim do morderstwa. Ojciec zabił żonę i jedną z córek. Druga zaginęła i nigdy jej nie odnaleziono. Tak samo ciał reszty rodziny.
– To jest dobre… To jest wręcz bardzo dobre! A wiesz, gdzie to jest? – spytała Ashley.
– Tak, wiem, byłam tam raz jako dziecko, ale nigdy nie odważyłam się wejść głębiej. Na drzwiach i oknach nadal zwisają resztki taśm policyjnych.
– To czekaj… Jak policja dowiedziała się o sytuacji, skoro ciał nigdy nie odnaleziono? – dopytała Ashley. – Przecież skądś musieli się dowiedzieć.
– Właśnie w tym rzecz. Ojciec sam poszedł na policję zgłosić przestępstwo. Musiał to zrobić od razu, gdyż wszedł na komisariat z siekierą, cały we krwi. Na początku nie chcieli mu uwierzyć, wyglądał na chorego umysłowo, a krew wzięli za farbę. Pojechali z nim na miejsce, gdzie faktycznie było widać ślady walki, ale ciał nigdzie nie było. Podczas dochodzenia morderca cały czas milczał, a na każde pytanie odpowiadał jedynie: „Po tym wszystkim nie mógłbym im spojrzeć w oczy” – opowiadała z przejęciem Abigail.
– Warto tam pojechać, może być z tego bardzo dobry materiał – skwitował opowieść David. – Jeśli chcesz, możesz jechać z nami, a wręcz nalegam, zapewne znasz okolicę lepiej od nas.
– Nie ukrywam, byłabym zaszczycona, dawno nie odwiedzałam tamtych rejonów, a taka przygoda to na pewno niezapomniane wrażenia, do tego z takimi specjalistami jak wy.
– Oj, jacy z nas tam specjaliści. Ot, amatorzy wrażeń – wytłumaczyła Ashley z nieukrywanym zawstydzeniem. – To może ruszymy za dwa dni? My zdążymy się przygotować, może szkoła wypożyczy nam jakiś sprzęt, pozbieramy potrzebne informacje…
Resztę wieczoru spędzili na lepszym poznaniu się i uzgodnienia planu. Ustalili między innymi, że cała trójka ma się spotkać za dwa dni pod domem, w którym aktualnie siedzieli, jak i podział obowiązków. David wziął na siebie zbieranie informacji, a Ashley przekonanie szkoły do wypożyczenia sprzętu.
Po wymianie numerami telefonów rozeszli się, nie widząc już sensu w dalszej zabawie, która stopniowo gasła, zostawiając za sobą zdewastowany dom. Najwidoczniej przydzielony przez szkołę opiekun nie był dobrym wyborem, a przynajmniej dla szkoły, albowiem widziano go, jak szedł z uczennicą do tego samego pokoju, w którym David miał przeżyć niezapomnianą noc.
PRZYGOTOWANIA
Kolejny dzień przebiegł Ashley pomyślnie. Wypełnione formularze i wnioski zaowocowały w dodatkowe: kamerę, statyw i mikrofon. Musiała jednak zagwarantować, że sprzęt wróci w nienaruszonym stanie, a na jego zwrot miała tydzień. W przeciwnym wypadku będą obarczeni grzywną. Zapytana o imprezę nie była zbyt wylewna. Widziała duże niezadowolenie ze strony władz szkoły. Chroniła swoich kolegów i koleżanki, jednak wiedziała, w jakim stanie byli co poniektórzy. Aby uniknąć zbędnych nieprzyjemności, powiedziała, że wraz z Davidem uczestniczyli w niej jedynie na początku – nie chciała, by byli z tym jakkolwiek powiązani, choć i ona sama przyłożyła rękę do zniszczeń. Co jakiś czas zdarzyło jej się coś wylać lub zarysować.
W tym czasie David przeszukiwał internet w poszukiwaniu potwierdzenia słów nowo poznanej koleżanki. Znalazł archiwalny artykuł z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku potwierdzający słowa Abigail oraz zdjęcie domu, który wyglądał tak, jakby nic nigdy nie miało prawa się w nim zdarzyć.
Z informacji wynikał jeszcze jeden dziwny fakt. Podobno ojciec był uzależniony od hazardu. Na tyle mocno, że ostatnie, co mu zostało, to właśnie ów dom, a po zatrzymaniu przez policję trafił na oddział zamknięty, w którym niedługo potem popełnił samobójstwo. Zanim tego dokonał, recytował dziwnie brzmiący wiersz. Żona, a zarazem matka ich dwójki córek, była artystką. Pisała wiersze i malowała obrazy.
– Ciekawe, co wtedy cytowałeś, może wiersz żony… – skomentował David.
O córkach dowiedział się niewiele. Pobrał potrzebne dane i wydrukował zdjęcie domu.
– No, to chyba powinno wystarczyć – odparł sam do siebie.
Poinformował Ashley SMS-em, że to wszystko prawda i musi wyjść z tego dobry materiał. Resztę dnia przeznaczył na rozrywkę i leczenie bólu głowy powstałego w wyniku wczorajszej zabawy. Nie miał zbyt mocnej głowy, więc kilka piw wystarczyło, aby skutecznie zniechęcić go do większej aktywności kolejnego dnia.
Około godziny drugiej w nocy, gdy już miał wchodzić na kolejny poziom w grze, zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Widok ekranu na monitorze zmienił się na pulpit. Początkowo wydawało mu się, że to przez przypadkowo kliknięte klawisze, jednak po chwili przeglądarka samoistnie włączyła się, ukazując artykuł, który rano czytał. Jednak to nie był do końca ten sam artykuł. Zamiast zdjęcia ukazującego dobrze zachowany dom znajdowała się tam fotografia zniszczonego przez czas budynku, a zamiast treści artykułu widniało jedynie zdanie: „POMÓŻ NAM, MY NADAL CIERPIMY”, pisane ciągiem, aż do końca strony.
W pierwszej chwili David uznał to za błąd systemu, jednak po tym, co zobaczył, szybko zmienił zdanie. W przypływie strachu nie zdołał nawet ruszyć ręką, wydawało mu się, jakby ktoś go za nią trzymał. Siedział wpatrzony w bezruchu. Zawieszony między stanem świadomości a nieświadomości zaistniałej sytuacji. Bał się. Gdy się ocknął, ekran ponownie pokazywał okno gry i napis „Zginąłeś”.
– Kurwa, musiałem chyba przysnąć, ale to było takie realistyczne… – wyszeptał, po czym wyłączył wszystko i udał się spać.
Długo jeszcze zastanawiał się nad tym, co się właśnie wydarzyło. Zasnął dopiero po godzinie czuwania.
Obudził go telefon. Zaspał. Było grupo po jedenastej, a umówili się, że wyjadą punkt ósma.
– Tak, wiem, przepraszam, zaspałem, zasiedziałem się trochę w nocy, ale to było dziwne – próbował tłumaczyć się w pośpiechu przez telefon, po czym zebrał swoje rzeczy, zjadł śniadanie w postaci kanapki z serem i ruszył w stronę samochodu.
Na miejscu był po trzydziestu minutach. Jako jedyny miał samochód, co pozwoliło mu trochę nadrobić stracony czas.
– No i gdzieś ty był? Prosiłam, abyś nie siedział do późna. Od trzech godzin próbuję się z tobą skontaktować! – przywitała go przyjaciółka.
– Tak, wiem, jeszcze raz przepraszam, ale spotkało mnie coś dziwnego. Około drugiej w nocy…
– O której? – przerwała mu podirytowana Ashley.
– Byłem świadkiem dziwnego zjawiska. Grałem w gierkę i nagle ekran się zmienił. Włączyła się przeglądarka i pokazał mi się znowu artykuł, który znalazłem, ale był inny. Zamiast tekstu był tylko napis „pomóż nam” czy coś takiego – powiedział panicznie.
– Oj, David, David. Sam dobrze wiesz, że takie rzeczy się nie dzieją. Znowu grałeś do późna, a potem opowiadasz historie. Co było ostatnio? Ktoś cię gonił przez korytarz? O, a pamiętasz, jak wydawało ci się, że coś siedzi w szafie i wręcz błagałeś mnie, żebym sprawdziła?
– To działo się naprawdę… ale dobrze, może faktycznie przysnąłem. Jedźmy już, przed nami długa droga. Mam już adres. Wydrukowałem artykuł i zdjęcia, mogą się przydać. – Podał im dokumenty. – Abigail, czy to o tym domu mówisz?
– Tak, to ten, tyle że no bardziej okazały – odpowiedziała ochoczo, okazując przy tym zaniepokojenie opowiedzianą przed chwilą historią.
Dziewczyna starała się solidnie przygotować. Spakowana w niewielki plecak dawała wrażenie gotowej na każdą okoliczność.
– No, w drogę, duchy pewnie już się niecierpliwią – pośpieszył David, wsiadając za kierownicę. – Przed nami spora trasa, a będziemy musieli jeszcze zajechać na stację benzynową.
– Może od razu popytamy, co wiedzą mieszkańcy, może jest coś, czego nie opisali. Zawsze to lepiej wygląda z zeznaniami tubylców. Abigail, kiedy ostatnio tam byłaś? – spytała Ashley, odwracając się do tyłu w kierunku rozmówczyni.
– Ostatnio… gdy byłam mała. Moja babcia mieszkała w okolicy, potem przeprowadziłam się do Austin – odparła, lekko gasząc głos.
– Czy coś się stało? – zainteresowała się Ashley.
– Nieee, nic wielkiego, babcia odeszła już lata temu, ale nadal za nią tęsknię.
David posłał w stronę Ashley wymowne spojrzenie, najpewniej chcąc dać jej do zrozumienia, że ma przestać drążyć temat. Ta chciała jeszcze dopytywać, ale na widok wzroku Davida odpuściła.
Ruszyli w niezapomnianą przygodę. Miejscem docelowym ich podróży była niewielka mieścina Goldthwaite w hrabstwie Mills. To tam według zebranych informacji znajdował się dom zła. Przybrał formę sceny dla rozgrywającego się w nim dramatu, a finał znała cała okolica, jednak przestrzegała niepisanej zasady – nie wiemy niczego o tym miejscu.
Droga była przyjemnym doświadczeniem. Dopiero wyjeżdżając z miasta, mogli odetchnąć pełną piersią. Wolni od zgiełku i dźwięków. Rozciągające się po horyzont pola i lasy wprowadzały miłą aurę, która udzieliła się każdemu. Nie stronili od śmiechów, żartów czy głośnego wtórowania piosenkom wydobywającym się z głośników radia samochodowego. Mijając pomniejsze mieściny, zachwycali się lokalną kulturą i sposobem życia. Intrygowały ich okoliczne budynki, a nawet zwierzęta pasące się na pastwiskach. Gdyby tylko mieli więcej czasu i pieniędzy, z pewnością zatrzymywaliby się co rusz, aby zaznać wszystkich atrakcji, jakie mijali, a z którymi musieli szybko się żegnać. Otwierając okna, czuli lekki letni wiatr wlatujący do środka kabiny, który otulał ich orzeźwieniem i jeszcze większym zapałem do działania. Było to dla nich nie lada przeżycie, bowiem jeszcze nigdy w swojej karierze nie zapuszczali się tak daleko od domu.
Stacja benzynowa – ich pierwszy i jedyny przystanek – stanowiła swego rodzaju granicę samopoczucia grupy. Oddalona o niecałe sześć mil od Goldthwaite jawiła się jak ostrzeżenie dla przejezdnych. Stare zakurzone dystrybutory, drzwi wejściowe otwierane ręcznie, nie automatycznie, co było powszechne w tego typu miejscach, oraz odpadający tynk ze ścian i dawno wyblakłe kolory. Częściowo puste półki, wśród których na próżno szukać artykułów zdatnych do spożycia. Stan węzła sanitarnego zachęcał do ćwiczenia wytrzymałości pęcherza. Wyrwana deska sedesowa, brak papieru, o mydle nie wspominając. W powietrzu czuć było zatęchły, ciężki zapach. Za ladą stał mężczyzna, na oko koło sześćdziesiątki, ubrany jak na typowego Teksańczyka przystało – kowbojki, koszula i kapelusz.
Wchodząc do środka, David nie oczekiwał za wiele, jednak stan faktyczny tego miejsca nie był nawet bliski jego najniższym oczekiwaniom. Podszedł niepewnie do lady w celu uiszczenia opłaty. Wydawało mu się w pewnym momencie, że spod jednej z szafek wybiegł szczur.
– Dzień dobry, paliwo z trójki i coś do picia – zagaił niepewnie.
– Dwadzieścia pięć dolarów. Wody brak, jest tylko to, co widać – odparł oschle ekspedient. – To stacja benzynowa, a nie jadłodajnia.
– W porządku, rozumiem, a czy mogę zadać pytanie? – powiedział z zawahaniem w głosie z racji mało przyjaznego wzroku, który miał na sobie.
– Toaleta płatna, chyba że coś kupisz. Papierosy tylko te, co widać, alkoholu brak – rzucił niczym zaprogramowany kasjer.
– W zasadzie ja nie o to… chociaż poproszę jeszcze paczkę tych czerwonych cienkich. – Wskazał na jedno z nielicznych dobrze zachowanych opakowań. – Chciałbym się dopytać o pewien owiany złą sławą dom…
– Żadnego takiego domu nie ma – przerwał mu w pół słowa sprzedawca. – I radzę ci, synu, lepiej odpuść sobie ten temat. A za papierosy trzy dolary – odparł stanowczo.
– Dobrze, tak zrobię, tak mi się tylko coś kiedyś o uszy obiło. W zasadzie to my tylko przejazdem jesteśmy, nic zobowiązującego. – Próbował ratować sytuację.
Zabrał paczkę i ruszył w stronę wyjścia, zostawiając sprzedawcę, który bacznie mu się przyglądał, jakby ujrzał w nim potencjalne zagrożenie.
W tym czasie Ashley i Abigail postanowiły nieco rozprostować kości. Nie w głowie im było szukanie dodatkowych atrakcji, skoro najlepsze dopiero przed nimi. Skupiły się na wypatrywaniu ciekawych zjawisk, które okraszały zabawnymi komentarzami. Choć znalezienie czegokolwiek interesującego graniczyło z trudem.
– Słuchaj, Abigail. – Ashley spojrzała na koleżankę stojącą tuż obok. – Tak właściwie, to co robiłaś na imprezie, studiujesz coś? – spytała dociekającym tonem.
– Byłam tam wraz z moją siostrą, Clementine. Uznała, że to będzie dobry pomysł, abym poszła. Uważa, że za bardzo się izoluję i że powinnam być bardziej otwarta na ludzi.
– To samo powtarzam Davidowi. Gdyby nie ja, to dalej siedziałby w pokoju i tłukł w te swoje gierki – odpowiedziała szyderczo.
– A czy wy… coś między sobą ten? – spytała, rzucając przy tym dwuznaczne spojrzenie.
– Nieee, coś ty, to tylko przyjaciel… przyjaciel – odparła zawstydzona, szybko zaczesując włosy za ucho. – No może trochę mi się podoba, ale on chyba nie widzi mnie w innej roli niż przyjaciółki i współprowadzącej programu. Znamy się od dziecka jak dwa łyse konie. Wiesz, jak jest… – dodała, chowając ręce w kieszenie.
–Może jeszcze mu się odmieni albo może za mało wskazówek mu dajesz. O, właśnie idzie. – Wskazała gestem głowy na maszerującego w ich stronę Davida. – A coś ty taki zdenerwowany? Coś się stało? – spytała zmartwiona.
– Daj spokój, dziwna ta stacja. Zauważyłyście, że tu nic nie wygląda na normalne?
– No za ładnie to tu nie jest – odparła Ashley, rzucając okiem na całokształt miejsca.
– To wyobraźcie sobie, że w środku jest jeszcze gorzej. Na półkach prawie pusto, a kurzem można się udusić. Jeszcze ten typ za ladą, o kurwa, przeżycie nie do zapomnienia. A na domiar złego wydaje mi się, że widziałem szczura.
– A co z tym facetem?
– Jak tylko spytałem o dom, od razu zmienił nastawienie. Miałem wrażenie, że był gotów strzelić mnie w mordę za samo to, że zapytałem, a wiecie, co to oznacza?
– No co? – dociekała Abigail, wsiadając do auta.
– Że to musi być grubsza sprawa. Nie będę ukrywał, to jednocześnie mnie przeraża, a z drugiej strony niezmiernie cieszy. – Zawahał się na moment. – Dobra, wszystko załatwione, możemy ruszać. Abigail, pamiętasz mniej więcej, gdzie jest ten dom?
– Tak, to było niedaleko przedszkola, pod lasem.
Odjeżdżając, David zauważył ekspedienta, który posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Starał się utrzymać powagę, mimo że wewnętrznie czuł strach. Im bliżej byli celu, tym atmosfera gęstniała.
Do miasta dojechali po drugiej po południu. Wydawało się, że całe to miejsce było wyodrębnione od reszty świata. Zachmurzone niebo, mimo że kilka mil wstecz było pięknie. Wszystko stanowiło kontrast między tym, co widzieli, a tym, co znajdowało się jeszcze nie tak daleko stąd. Co poniektóre budynki nie wyglądały, jakby były używane. Okna zabite deskami, w niektórych brakowało drzwi. Wszelkiej maści atrakcje zamknięte lub w konserwacji do odwołania. Place zabaw przypominały bardziej miejsca tortur, aniżeli te do zawiązywania dziecięcych przyjaźni. Rozsiane po okolicy śmieci dawały poczucie, że miasto nawiedził kataklizm, choć nikt, kogo mijali, nie zwracał na nie uwagi. Ludzie zdawali się być bez wyrazu. Posępni, smutni, jakby życie w tym miejscu odbierało im jakiekolwiek chęci. Zdarzyło się kilka razy, że nie patrząc na to, czy ktoś nadjeżdża, wchodzili na drogę, jak gdyby liczyli, że nie dotrą na drugą stronę jezdni.
– Kurwa, mrocznie tu jak w Twierdzy Bastionu – skwitował David.
– Faktycznie, miejsce nie jest takie, jakim sobie go wyobrażałam – wtórowała Ashley. – Czy jak byłaś mała, to też tak wyglądało?
– Nie, o ile dobrze pamiętam, to kiedyś było tu przyjemniej i czyściej…
– Proponuję zahaczyć o jakiś motel, zostawić rzeczy i w razie czego mieć gdzie przekimać. Nie wiadomo, ile tu spędzimy, a dobrze mieć zapewniony kąt – poradził David, rozglądając się za czymkolwiek, co spełniało kryteria jego wypowiedzi.
Po dłuższym krążeniu po okolicy znaleźli niewielki motel, nad drzwiami którego widniał szyld z napisem „Miły Zakątek”.
– Zakątek to może i tak, ale czy miły? – Głośno pomyślała Ashley.
– Jak się nie ma, co się lubi… to się nocuje w Miłym Zakątku – skomentował David.
Nie mieli problemu w znalezieniu miejsca na opustoszałym parkingu. Zabierając ze sobą wszystkie bagaże, ruszyli w stronę recepcji.
Budynek w środku wyglądał jak skansen. Obrazy pamiętające wojnę z Brytyjczykami. Stare i zakurzone ozdoby, lampy, wazony były reliktami dawnej świetności tego miejsca. Podrapane, przegniłe i odstraszające meble zniechęcały do odwiedzin. Główną ozdobą, a zarazem jedyną atrakcją tego przybytku był niedziałający wielki zegar umiejscowiony na środku najdłuższej ściany. Ashley zauważyła, że zatrzymał się na godzinie trzeciej z minutami.
Jakkolwiek by tu nie było, każdy wiedział, że przy odrobinie pracy można by było wykrzesać z tego miejsca drugą młodość. A poza tym noc lub dwie w samochodzie to nie za dobry pomysł.
Za ladą nie było nikogo. Na blacie dostrzegli jedynie dzwonek i kartkę z odręcznie napisaną wiadomością: „W razie potrzeby, proszę zadzwonić”. David szybkim ruchem dopadł do dzwonka. Chciał uprzedzić w tym Ashley, bo wiedział, że będzie chciała zrobić to za niego. Była maniaczką wszelakiej maści sposobów informowania o swoim przybyciu. Na ten gest zareagowała oburzeniem wymieszanym z nutą przyjacielskiej rywalizacji.
Pusty dźwięk rozległ się w pomieszczeniu. Lekko pordzewiały dzwonek zadziałał niczym zaklęcie, albowiem zza kotary wyłoniła się kobieta przypominająca czarny charakter z bajki, niżeli miłą staruszkę, do której chodzi się na pyszne ciastka i opowieści.
Jej widok wzbudził lekki szok, jednak ku ich zdziwieniu kobieta okazała się bardzo sympatyczna i pomocna. Przygarbiona, o jasnej karnacji, z długimi siwymi włosami niedbale zawiązanymi w kok, z uśmiechem na ustach zaproponowała pokój trzyosobowy.
To możliwie pierwsza osoba, którą spotkali w tym mieście, odbiegająca zachowaniem od innych napotkanych mieszkańców. O dziwo, cena za pokój nie była wygórowana. Nawet jak dla studentów pięć dolarów za noc to odpowiednia kwota. Staruszka zapewniła ich, że pokój jest czysty i schludny, a przy tym bardzo ładny i komfortowy. Poinformowała również, że jedynym posiłkiem, jaki serwuje motel, są kolacje przyrządzane przez nią samą – najczęściej kanapki z szynką i herbatą. Na odchodne życzyła gościom miłego pobytu i wróciła za kotarę, by najpewniej oddać się typowo babcinym sprawom.
Cała trójka ruszyła w stronę drzwi z numer sześć.
– To tutaj, nasz tymczasowy dom – stwierdził z nadzieją David, przekraczając próg.
Pokój znajdował się na parterze. Ku uciesze przybyłych okazał się być zgodny z zapewnieniami recepcjonistki. Łóżka zabezpieczone folią, mała komoda i biurko pozbawione kurzu na nowo rozbudziły w pogromcach duchów nadzieję.
– Może nie wszędzie jest tak paskudnie… chociaż czy nie dziwi was, że tylko ona jest taka pogodna, a pozostali wyglądają jak żywe trupy? – zagaiła Ashley, wchodząc do łazienki. – O i tutaj też czysto, i nawet papier jest.
– Trochę dziwi, na pewno trzeba to sprawdzić. Czuję w kościach, że to będzie najlepszy materiał, jaki dotychczas stworzyliśmy.
– Oby! – krzyknęła, po czym zaczęła brać prysznic.
Gdy zadomowili się na dobre, zaczęli debatować o planie działania. Doszli do wniosku, że dobrym pomysłem jest pochodzić po okolicy i popytać tubylców. Liczyli, że ci podzielą się z nimi dodatkowymi faktami i ciekawostkami.
Każde z nich napędzane było ogromnym zapałem, jak i perspektywą stworzenia najlepszego odcinka programu.