- Opowiadanie: George Hornwood - Symka.Bit

Symka.Bit

Przed Państwem opowieść o pewnym teleturnieju, który zapewni głównemu bohaterowi bogactwo i sławę. Uwolni też od gangsterów dybiących na jego życie. Tak przynajmniej myśli ów bohater. Osobiście bym się nie zgłosił, ale on był innego zdania. W tekście pojawiają się wulgaryzmy, treści seksualne i sceny przemocy. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy III, Użytkownicy IV

Oceny

Symka.Bit

Salvatorea Morettiego zwano w półświatku „Il Vecchio”, co znaczy Stary. Łysa, wielka głowa zlewała się z karkiem, tworząc jakby jedną, masywną bryłę. Grubą łapą, ustrojoną w złote pierścienie, podniósł ze stolika inkrustowaną zapalniczkę i ponownie przypalił zaślinioną końcówkę cygara. Kwaśno się uśmiechnął.

Vincenzo spuścił głowę, wlepiając wzrok we własne stopy. Miał całkowicie przejebane – tego był absolutnie pewny. Miarka się przebrała, i to na własne życzenie. Stary wypuścił chmurę szarego dymu i zapytał:

– Vincenzo, drogi chłopcze, jak długo się znamy? – Jego twarz, jak twarz seniora rodu na rodzinnym spotkaniu, była spokojna i nie zdradzała emocji. Natomiast młodzieniec naprzeciwko ze strachu niemal narobił w spodnie.

– Znam pana od dziecka – wydukał Vincenzo, czując, jak nogi same zaczynają mu drgać. – Odkąd pamiętam – dodał.

– Czyli zdajesz sobie sprawę, czym się zajmuję?

– Tak, proszę pana.

– A pomimo tego postanowiłeś mnie oszukać?

– Ja nie chciałem, Don Moretti – próbował się tłumaczyć, chociaż było już zdecydowanie za późno.

– Pamiętam twoją babcię. Pochodziła z Sycylii, mój ojciec ją znał. To była porządna kobieta, z zasadami – powiedział Stary, wyjmując cygaro z ust i plując okruchami tytoniu. – Znała swoje miejsce w szeregu, ale gdy zachodziła potrzeba, potrafiła stanąć za swoimi. Mój ojciec też miał zasady. I ja je mam. Wszyscy je mamy. – Rozłożył szeroko dłonie. – Gdyby nie było zasad, już dawno gnilibyśmy w foliowych workach na dnie oceanu.

Zamilkł na chwilę, po czym kontynuował:

– A potem pojawiasz się ty. Jak jeden z wielu przybłędów proszących o pomoc. Wiesz, co się stanie, gdy nie oddasz na czas – ale mimo to bierzesz. Bez skrupułów. Nie myślisz, co będzie. Podnieca cię to, ten dreszczyk. A potem, gdy wszystko przewalisz, czujesz się jak gówno. Masz wyrzuty sumienia, ale tylko przez chwilę. Bo to ssanie w środku jest jak narkotyk. Musisz obstawiać. Sprzedasz dom, samochód… a jeśli trzeba, nawet żonę i dzieci. Ten głód – ty sam nim jesteś.

Pochylił się lekko.

– A kiedy przychodzi dzień spłaty, nie masz. Pobłażałem ci raz. Drugi. A ty znowu lecisz ze mną w chuja. Udajesz, że nie istnieję. Ale tu jestem. I jestem, kurwa, wściekły.

Vincenzo rozpłakał się, chlipał jak dzieciak.

– Płaczesz? Myślisz, że to ci pomoże? Teraz jest czas spłacania długów, jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Spójrz na mnie do cholery! – Wlepił w niego świdrujące, wściekłe spojrzenie. – Patrz na mnie, cholerny gnoju, nie spuszczaj wzroku, bo ci oczy wykłuję!

Ochroniarz stojący za plecami chłopaka szarpnął nim do tyłu, brutalnie prostując. Przytrzymał głowę za włosy. Na spodniach Vincenzo pojawiła się mokra plama.

– Daję ci ostatnią szansę. Masz dwa tygodnie na spłacenie długu. Robię to tylko dlatego, że twoi przodkowie byli porządnymi Sycylijczykami. Tylko dlatego, rozumiesz, złamasie!?

– Rozumiem – wyszeptał, cały się trzęsąc.

Salvatore Moretti jakby się uspokoił. Patrzył z obrzydzeniem na mokre spodnie chłopaka.

– Cieszę się, że zrozumiałeś. Ale pamięć bywa zawodna. A ja chcę, żebyś o tym myślał cały czas.

Dwaj ludzie przytrzymali mu dłoń, kładąc ją na blacie stołu. Unieruchomili ciało. Grubas już dzierżył masywny, metalowy młotek.

– Ból będzie ci przypominał – wycedził.

Walnął z całej siły. Gruchocząc mu palce. Raz. Drugi. Trzeci. Vincenzo zawył jak zarzynany wieprz, a jego zwieracze znowu puściły. Smród rozniósł się po pomieszczeniu.

Wyrzucili go pod mostem. Asfalt był mokry, pokryty kałużami. Stare, dziurawe namioty wyrastały wzdłuż ulicy, pośród pudeł i śmieci. Nie miał siły wstać. Trząsł się, patrząc w niebo, a deszcz padał nieprzerwanie.

*

Marzyłeś o milionie dolarów? Masz bystry umysł i lubisz ryzyko? A może po prostu toniesz w długach? Witamy w „Milion albo Nic!”. Tutaj zrealizujesz swoje marzenia, lub uwolnisz od kłopotów tego świata. Zasady są proste! Odpowiadasz na 5 pytań. Każda poprawna odpowiedź przybliża Cię do MILIONA DOLARÓW! Ale uwaga. Jeśli przegrasz, reset pamięci aktywowany. Nie pamiętasz, że grałeś. Nie pamiętasz, że przegrałeś. Nie pamiętasz nic. Czy masz odwagę stanąć do gry? MILION ALBO NIC! już w ten piątek o 20:00! Zgłoś się, jeśli masz pewność, że to właśnie TY zgarniesz główną nagrodę! Zadzwoń: 013–9000–0009, lub wejdź na www.milionalbonicmsc.com. Czekamy na ciebie!

 

– Zgłoszę się. – Vincenzo patrzył w ekran telewizora, który wyświetlał kolejne reklamy. – To moja jedyna szansa.

– Nie wiem, czy nie lepiej od razu strzelić sobie w łeb. – Duncan Cole popukał się ostentacyjnie w czoło. – Wiesz co? Moja sztuczna noga jest od ciebie mądrzejsza.

Prawdziwą stracił podczas kampanii irackiej. Wujek Sam zafundował mu twardszą – z tytanu. Vincenzo tylko pokręcił głową.

– A co mam zrobić? Następnym razem nie skończy się na dłoni. – Uniósł zabandażowaną rękę. – Jeżeli czegoś nie zrobię, już jestem trupem. Kiedyś byłem dobry w te klocki. Inni wystawali na ulicy, grali w piłkę, bawili się w doktora, a ja czytałem encyklopedię, rozwiązywałem szarady i krzyżówki. Trenowałem mózg, nie mięśnie. Wszystko nadal siedzi mi w głowie.

– To żeś daleko na tym zaszedł – prychnął Cole, obnażając wielkie, żółte zęby. – Przez tę twoją mądrość mieszkasz teraz pod mostem w dziurawym namiocie. To ona ci podpowiedziała, żeby pożyczać kasę od najgorszego gangusa w mieście? – zapytał z przekąsem. – Ja tam wolę być biedny i głupi. Przynajmniej nie mam kłopotów.

Wygrzebał z brudnej puszki skrzywionego peta, obejrzał go z satysfakcją i przypalił.

Cole miał rację. Vincenzo dobrze o tym wiedział. Ten teleturniej to chory produkt. Tak samo chorzy byli ci, którzy go wymyślili. A mimo to, co tydzień przyciągał przed telewizory miliony widzów.

Gdyby udało się wygrać… spłaci dług, i jeszcze sporo zostanie. Może nawet stanie się sławny. Grubas nie odważy się go tknąć.

Tylko pięć pytań.

Pięć prostych pytań, i świat znowu nabierze kolorów.

 

*

W MindSetCorp przyjęli go już następnego dnia. Miał wrażenie, że czekają właśnie na takich jak on: życiowych rozbitków, nieudaczników przypartych do muru, ludzi bez żadnych perspektyw.

Podpisał wszystkie wymagane zgody i umowę. Przesadnie miły pracownik korporacji podsuwał mu pod nos kolejne dokumenty, jakby grał rolę w teatrzyku uprzejmości.

Gdy skończyli, zabrali go na badania.

Rudy lekarz, z przekrwionymi oczami, wypytywał o wszystkie możliwe choroby – te, które Vincenzo przeszedł, i te, których nigdy nie miał. Znudzonym głosem rzucił coś o ręce w gipsie. Vincenzo skłamał. Rudy tylko odhaczył coś w papierowej ankiecie.

Pobrali krew, zajrzeli w gardło i odbyt, zbadali wzrok, zrobili rezonans oraz tomografię całego ciała. Badania zgodności tkanek zostawili na koniec.

Tego dnia to było wszystko.

Kolejny odcinek teleturnieju mieli nagrywać w środę, a wyemitować w piątek.

*

Na scenę, luźnym, lekkim krokiem, wbiega prowadzący. Donośny głos z głośników rozbrzmiewa jak grzmot:

– Powitajcie naszego prowadzącego! Jedynego w swoim rodzaju, niesamowitego, zjawiskowego… Ajatollaha Niepamięci Malcolma Kingstona!

Za robo-kamerami, na ogromnych ekranach ukrytych przed wzrokiem telewidzów, pojawiają się komunikaty:

WSTAJEMY – MOCNY APLAUZ!!!

Publiczność zrywa się z miejsc. Kobiety piszczą, mężczyźni wyją. Oklaski, wrzaski, euforia.

Malcolm Kingston staje na środku sceny niczym gwiazda rocka tuż przed bisem. Ściska nogi w kolanach, przegina się teatralnie. Cała sala tonie w mroku – oprócz niego, zalanego ostrym snopem światła.

Jest czarny jak heban, nosi blond afro, puszyste i absurdalne. Obcisłe dzwony obszyte złotymi cekinami opinają jego chude pośladki. Krótka, rozchylona kurtka à la John Travolta z Saturday Night Fever ukazuje nagi pępek z kolczykiem i łańcuch z ogromną literą „M” dyndający na gładkiej klatce piersiowej.

Sala szaleje.

Malcolm szczerzy zęby w szerokim, błyszczącym uśmiechu. Przez moment mieni się jak tandetna błyskotka. Potem unosi dłonie.

Wszyscy milkną.

Mrużąc oczy, rozgląda się wokół, jakby szukał ofiary albo mesjasza. Przez ułamek sekundy panuje grobowa cisza.

– Proszę nie regulować odbiorników – mówi luzackim, zabawnym tonem. – Ja naprawdę tak wyglądam.

Wśród publiczności słychać pojedyncze śmiechy. Na telebimach ukazuje się komunikat:

SKUPIENIE – CISZA

– Wiecie, co powiedział gość, który ostatnio wygrał nasz turniej?

– Nie wiemy! – krzyczy ktoś z publiki.

– Mówię mu: Pana odpowiedź jest poprawna! Wygrał pan milion dolarów! A on na to: O rany, nie wierzę! Co teraz?!

Odpowiedziałem zgodnie z prawdą: Teraz reklamy, a potem zresetujemy panu pamięć!

Publiczność wybucha śmiechem. Malcolm zaczyna sunąć po scenie jak Michael Jackson. 

– Czas przedstawić uczestników dzisiejszego show! – ryczy. – Oto oni!

Podłoga się rozsuwa, a na platformie wyjeżdżają trzy osoby.

– Patrycja Blackheart! Ma tak samo czarne serce jak ja, pomimo że jest biała.

Dziewczyna podnosi ręce i kłania się publiczności. Jej czerwone usta rozciągają się w nienaturalnym uśmiechu.

– Influencerka, gwiazda Internetu! – Malcolm celuje w nią dwoma palcami, jakby strzelał z rewolwerów. – Pragnie przekroczyć kolejną barierę, zgłębić tajemnice mózgu… i oby nie trzeba jej było na końcu zakładać pampersa! Przywitajcie ją ciepło!

Sala bije brawo.

– Kolejny to Terrence Vaughn, emerytowany geolog. Podobno to on odkrył Rów Mariański… albo Wielki Kanion. – Kingston teatralnie się zamyśla. – Cokolwiek to było, ma w domu skały z całego świata, w tym skamieniały kloc mastodonta.

Unosi dłonie – widzowie zrywają się z miejsc.

– Uwielbia podróże. Wygraną chce przeznaczyć na dom z basenem w Tajlandii i trzy seks androidy. Podobno te sztuczne laski nie są wodoodporne.

Gruba kobieta w trzecim rzędzie śmieje się tak, jakby dostała czkawki. Sala dołącza.

– Osobiście wolę żywe, ale o gustach się nie dyskutuje. Witaj w programie, Terry! Oklaski!!!

– Trzecim i ostatnim uczestnikiem jest Vincenzo Caruso. Wolny strzelec. Dla kondycji przemierza chodniki Los Angeles. Szczególnie upodobał sobie namiotowe miasteczka, obstawione kartonami. W wolnych chwilach rozwiązuje krzyżówki, podziwia przypływy oceanu i namiętnie gra w kasynach.

Malcolm zniża głos do szeptu. Sala cichnie.

– Nie dajcie się jednak nabrać… nie ma on nic wspólnego ze sławnym włoskim tenorem o tym samym nazwisku. Wielkie brawa! – Prowadzący odchodzi, klaszcząc w dłonie.

– Kilka słów dla przypomnienia – mówi to, jakby był zmuszony przez producenta. Ta formuła musi paść co program.

– Dla tych wszystkich, którzy oglądają nas po raz pierwszy: Każdy z zawodników ma przed sobą pięć pytań. Każde warte jest dwieście tysięcy dolarów. Odpowiedz na wszystkie – zgarniesz milion. Tylko pięć pytań i możesz być ustawiony do końca życia.

– Konwencja programu zakłada wyścig. Troje zawodników, każde z innym zestawem pytań. Kto odpowiada poprawnie – przesuwa się do przodu. Każdy ma prawo do jednego koła ratunkowego: pół na pół. To wszystko.

– Odpowiadamy w kolejności: pierwsza nasza dama, Miss Blackheart. Potem Terrence. Na końcu Vincenzo. A teraz najważniejsze żeby nie było zbyt łatwo po każdej błędnej odpowiedzi przeprowadzamy wymazanie fragmentu pamięci z mózgu uczestnika.

Wskazuje ręką:

– Obok was leżą specjalne hełmy. Proszę je założyć. Dokładnie zapiąć pod brodą. Wszystko jasne?

To pytanie retoryczne – ćwiczyli to wcześniej. Cała trójka potwierdza.

– Wobec tego… jesteśmy gotowi. Czy ktoś ma jakieś ostatnie życzenie?

Vincenzo poczuł się, jakby siedział na krześle elektrycznym. Nikt nic nie powiedział.

– Przypomnę tylko, że głównym sponsorem naszego programu jest MindSetCorp, twórcy rewolucyjnych technologii wspierających systemy ciała i duszy.

– Pięć minut reklam dla naszych widzów przed telewizorami… i zaczynamy. The show must go on!

 

*

Pierwsze pytanie dotyczyło astronomii i brzmiało:

Jak nazywa się największy księżyc Saturna?

A) Ganimedes

B) Enceladus

C) Tytan

D) Io

Miss Blackheart zastanawia się tylko chwilę.

– Odpowiedź „C”! Tytan! – krzyczy uradowana, a jej usta rozciąga szeroki, zwycięski uśmiech.

– To jest prawidłowa odpowiedź. Brawo! – Malcolm nawet nie sili się na budowanie napięcia. – Następne pytanie otrzymuje nasz niesamowity geolog.

Terrence Vaughn ukazuje całemu światu skupienie, komicznie marszcząc brwi.

– Twoje pytanie brzmi:

Kto w mitologii nordyckiej miał umrzeć zabity przez jemiołę?

A) Loki

B) Baldr

C) Hodr

D) Freyr

– Tak się składa, że bardzo lubię skandynawskie mity. Zaznaczam „B” – Baldr.

– Jesteś pewien? – upewnia się Malcolm. – Wymazywanie to nic fajnego.

– Jestem pewien – odpowiada stanowczo Vaughn.

– I to jest prawidłowa odpowiedź!!!

Na sali rozlega się burza oklasków.

– Właśnie wpadło ci na konto dwieście patyków!

Terrence unosi w geście triumfu obie zaciśnięte pięści.

– Ostatnie pytanie pierwszej kolejki. Vincenzo, jesteś gotowy?

– Tak.

– Pytanie brzmi:

Która dynastia rządziła Francją przed rewolucją francuską?

A) Burbonowie

B) Habsburgowie

C) Plantageneci

D) Wittelsbachowie

– Podpuszczają nas – mruczy Vincenzo. – Te pytania są za łatwe.

– Odpowiedź „A” jest prawidłowa – potwierdza pewnym tonem.

– Burbonowie?

– Tak.

– Dokładnie w punkt! Pierwsza runda zaliczona i obyło się bez wypalania! Wasza wiedza jest imponująca!

Malcolm wyciąga z kieszeni telefon – złoty, kiczowaty, jak cała jego persona.

– Zadzwonię do szefa – zapowiada. – Może zgodzi się podnieść wasze honoraria?

Na ekranach pojawia się wielki, migający napis:

APLAUZ!!!

Widownia eksploduje entuzjazmem.

– Oczywiście żartowałem – dodaje Malcolm z błyskiem w oku. – Ale i tak jestem pod wrażeniem. Chwila na reklamy i wracamy.

*

Vincenzo się nie spodziewał, ale rundę drugą też przeszli bez kłopotów. Czerwony guzik, który szalony prowadzący cały czas trzymał w dłoni, nie został wciśnięty. Nikt nie użył koła ratunkowego. Zapowiadało się ciekawie.

– Kolejka znowu przy Pani Czarne Serce. Czas na rundę trzecią. Jesteś gotowa?

– Zaczynajmy – rzuciła Patrycja, biorąc głęboki wdech i wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby.

– Pytanie brzmi:

Który z poniższych kompozytorów był prekursorem atonalności w muzyce klasycznej?

A) Claude Debussy

B) Johann Sebastian Bach

C) Arnold Schönberg

D) Ludwig van Beethoven

O Boże… – jęknął w myślach Vincenzo.

Dziewczyna patrzy na wyświetlony tekst, bezgłośnie poruszając uszminkowanymi ustami. Z wysiłkiem przełyka ślinę. Nie wie. Każdy już to widzi.

Malcolm bawi się czerwonym guzikiem, miętoląc go w dłoni jak grzesznik różaniec. Dziwne – nie przypomina o kole ratunkowym. A ona w nerwach zapomina, że je ma.

– Patrycja? Poprosimy o odpowiedź.

Zapadła cisza. Dwieście osób na widowni wstrzymuje oddech.

– Nie jestem pewna… – jej głos drży. – Daj mi jeszcze chwilę.

– Masz chwilę. Spokojnie się zastanów.

Nad czym ma się zastanawiać, kretynie! – Vincenzo słyszy swój wewnętrzny krzyk. Ona nie ma o tym bladego pojęcia. Powiedz jej o kole, idioto!

– Zaznaczam odpowiedź „A”, Claude Debussy – mówi cicho dziewczyna.

– Ostatecznie?

– Tak. Ostatecznie. – Oblizuje nerwowo wyschnięte usta

– Przykro mi, Miss Blackheart. To zła odpowiedź. Prekursorem atonalności był Arnold Schönberg. Właściwa odpowiedź to „C”.

Ajatollah Niepamięci rusza na środek sceny. Idzie z gracją rozpustnika z dzielnicy czerwonych latarni, ostentacyjnie kręcąc tyłkiem. Spod obleśnego afro wyziera obrzydliwy uśmiech. W dłoni trzyma guzik. Światła zamieniają się na czerwone. Wielkie ekrany pulsują ognistym napisem:

WYPALAJ!

Publika zrywa się z miejsc.

– Panno Czarne Serce. – Malcolm unosi rękę z guzikiem. – Zgodnie z regulaminem, dokonam na tobie wypalenia. Po zabiegu, jeśli dasz radę, nadal będziesz w grze. Czy mnie rozumiesz?

– Tak, rozumiem… – Rozgląda się przerażona, jakby zapominając, że urządzenie kasujące ma już na głowie.

– Co mam zrobić, ludzie?! – afro-maniak ryczy do publiczności.

– Wypalaj!!! – wrzeszczy dziki tłum. – Wypalaj! Wypalaj! Wypalaj!!!

Z sufitu wysuwa się wielka metalowa łapa, która chwyta dziewczynę i przytrzymuje w pionie. Rozlega się odgłos werbli. Dobosze ogłaszają egzekucję.

Vincenzo czuje ciarki na plecach.

Terrence otwiera usta z przejęcia, jakby miał łapać powietrze. Ślina cieknie mu po brodzie.

Malcolm wciska guzik. Na jego twarzy rozkwita ekstaza. Pod cekiniastymi spodniami rysuje się wzwód.

Patrycja sztywnieje. Pod hełmem migają elektryczne rozbłyski. Trzęsie się. Jęczy przeciągle. Drga w konwulsjach jak lalka porażona prądem.

Vincenzo odwraca głowę. Nie może na to patrzeć.

*

Miss Blackheart odpadła w czwartej rundzie. Tak samo Terrence, wyśmiewany przez prowadzącego geolog.

Ich mózgi zamieniły się w skwierczącą jajecznicę.

Sen o milionach lajków, o seksandroidach grających na fujarkach, zredukował się do elektronicznego świstu i pustki. Tylko wspomnienie, minione echo.

Vincenzo przeszedł.

Czwarte pytanie było z fizyki. Zawsze ją lubił. Zastanawiał się nawet, czy dlatego właśnie takie dostał. Przecież podawał w ankietach swoje preferencje, fizyka miała tam poczesne miejsce.

Pytanie brzmiało:

Rakieta o masie dwóch tysięcy kilogramów porusza się w próżni z prędkością pięciuset metrów na sekundę. Następnie odpala silniki i wyrzuca pięćset kilogramów spalin z prędkością tysiąca metrów na sekundę względem siebie.

Jaka jest nowa prędkość rakiety?

A) 750 m/s

B) 833 m/s

C) 900 m/s

D) 1000 m/s

Po krótkiej analizie Vincenzo doszedł do wniosku: zasada zachowania pędu.

Przywołał wzór, który znał od lat. Bez kartki i długopisu to było trudne – ale wizja wypalenia mózgu była doskonałym motywatorem.

Wynik oscylował w granicy 833 m/s.

– Zaznacz 833.

– Jesteś pewny? – Malcolm patrzył na niego zaskoczony, jakby nie dowierzał, że to się stało. Pewnie już ekscytował się kolejnym wypalaniem.

– Jestem. Zaznaczaj! – warknął Vincenzo. Gdyby mógł, rozszarpałby go przed kamerami. Ten obleśny typ wyzwalał w nim najbardziej zwierzęce instynkty.

Szanowni państwo… Brawa!!

Prowadzący ostentacyjnie klaszcze. Zgromadzeni w studio ludzie wiwatują. Nawet nie patrzą już na podpowiedzi z reżyserki. Facet, który pozostał, właśnie uciekł plutonowi egzekucyjnemu. Zaimponował im.

Ale to nie był koniec.

Vincenzo czuł, że teraz mu doładują. Wymyślą coś takiego, czego nie zdoła rozwiązać. Coś, co miało go złamać.

Widział ten cholerny milion, świecący jak słońce o wczesnym poranku – nieśmiałe z początku, delikatnie wychylone. Pokazali mu kuferek i uchylili wieko.

Ale został jeszcze ostatni krok. Pytanie otwierające, które jednocześnie mogło go zabić.

Tętno rosło. Serce waliło jak młot. Próbował zachować spokój, ale nie potrafił.

Podawaj to cholerne pytanie, pozłacany kmiocie! – myślał, patrząc na Malcolma.

Na telebimach wyświetliła się liczba: 1 000 000. Jedynka i sześć zer. Magiczna cyfra. Symbol wygranej. Dziś już zabiła dwoje ludzi.

– Nie będę kolejnym. Nie będę! Powtarzał to sobie jak mantrę.

Czas zwolnił. Podobno przed śmiercią tak jest.

Hełm uwierał go jak opaska tortur. Dłonie miał spocone, zaciskał je bezwiednie, boleśnie wbijając paznokcie w skórę.

– Oto twoje pytanie, Vincenzo – mówi Malcolm Kingston, mrużąc oczy z drwiącym uśmiechem. – Zmuś mnie, żebym tego nie użył.

W dłoni trzyma magiczne pudełeczko z czerwonym guzikiem.

Na ekranach pojawia się komunikat:

CISZA.

Cała sala milknie.

Vincenzo w głowie słyszy werble. Pluton egzekucyjny nadciąga. Kingston masuje opuszką palca przycisk, czas się sprawdzić.

Pytanie za milion brzmi:

Który z poniższych procesów NIE zachodzi w mitochondrium?

A) Cykl Krebsa

B) Beta-oksydacja kwasów tłuszczowych

C) Fosforylacja oksydacyjna

D) Synteza kwasów tłuszczowych

Vinc ma jeszcze koło ratunkowe.

Pojawia się światełko w tunelu.

– Poproszę pół na pół! – żąda, głosem ostrym jak brzytwa.

– Proszę bardzo. – Malcolm pstryka palcami.

Na ekranie znikają dwie odpowiedzi. Pozostają:

A) Cykl Krebsa

D) Synteza kwasów tłuszczowych

Nadal nie ma pojęcia, która jest właściwa.

Myśli. Długo.

– Vincenzo?

– Jeszcze chwila – odpowiada tym samym tonem, co niegdyś Miss Blackheart. A ona skończyła w czarnym worku. Dla niego pewnie też już taki szykują.

Nic nie przychodzi mu do głowy. Waha się. Czas ucieka.

– Zaznacz „A” – mówi w końcu. Nie da się już nic wymyślić.

– Jesteś pewny?

– Nie jestem, ale zaznacz! – warczy. Uprzejmość wyparowała.

– Zaznaczamy!

Vincenzo już wie.

Światła zmieniają barwę. Nie trzeba nic tłumaczyć.

– To zła odpowiedź. Prawidłowa to „D”, synteza kwasów tłuszczowych.

Afro wybiega na środek sceny.

– Co robimy, ludzie?! – wrzeszczy Malcolm do tłumu.

– Wypalamy!!! – ryczy sala.

Kciuki idą w dół, jak w rzymskim amfiteatrze. Sympatia znika. Zastępuje ją żądza krwi. Uwielbiają egzekucje. Kochają masakrować cudze mózgi.

Jajecznica już kipi. Wylewa się przez uszy.

Metalowa łapa chwyta Vincenzo. Trzyma mocno. Werble biją, napięcie sięga zenitu.

Pod hełmem iskrzy.

Pojawia się ból. Vincenzo krzyczy, w mózgu ma rozgrzany do czerwoności pręt, który wysysa wszystko niszcząc świadomość, wspomnienia. To nie tylko ból – to unicestwienie. Kawałek po kawałku, coraz bardziej i bardziej.

*

Hiroshi wzniósł kieliszek. Pozostali poszli w jego ślady, czekając, co powie.

– To wielki moment dla naszej firmy – odezwał się poważnie. – Stworzyliśmy przełomowy produkt. Najlepszą i bezkonkurencyjną, pięćsetbitową symulację dokorową na świecie.

Zamilkł na chwilę. Patrzył w pustkę, jakby właśnie widział coś więcej niż pozostali.

– Tworzy rzeczywistość bardziej prawdziwą od oryginału. Byłem tam. Przez cały czas myślałem, że to mój własny, prawdziwy świat. To niesamowite osiągnięcie, oszukać ludzki mózg. Sprawić, by uwierzył w coś, co nie istnieje. Nikomu dotąd się to nie udało. Tylko nam.

W jego oczach błysnęła duma.

– Jesteśmy pionierami nowej rzeczywistości. Kolejnym krokiem będzie wprowadzenie naszej Symki na rynek. Potrzebujemy wytrwałości i – zapewne – odrobiny szczęścia. Bo konkurencja nie śpi.

Uniósł kieliszek wyżej.

– Za powodzenie, przyjaciele!

– Za powodzenie! – odpowiedzieli chórem. Stuknęli się szkłem, w którym musował tani szampan.

Hiroshi wierzył, że niedługo się to zmieni.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Bardzo dziękuję za rozbudzającą ciekawość Przedmowę i wskazanie w niej na konkretne treści. ;)

 

Co do kwestii językowych, podczas czytania miałam następujące wątpliwości (zawsze – tylko do przemyślenia):

Grubą łapą (albo tu też przecinek, rozpoczynający wtrącenie, albo kolejny usunąć?) ustrojoną w złote pierścienie, podniósł ze stolika inkrustowaną zapalniczkę i ponownie przypalił zaślinioną końcówkę cygara.

– A (tu chyba podobnie?) pomimo tego, postanowiłeś mnie oszukać?

Ochroniarz (i tu podobnie?) stojący za plecami chłopaka, szarpnął nim do tyłu brutalnie prostując.

 

Vincenzo (przecinek?) drogi chłopcze, jak długo się znamy?

Vicenzo spuścił głowę, wlepiając wzrok we własne stopy. – skoro mamy zestawienie dwóch zdań, widać, że jest gdzieś tu literówka, bo imię nie jest zapisane tak samo (?)

 

– Czyli zdajesz sobie sprawę (przecinek?) czym się zajmuję?

– Tak (przecinek przy Wołaczu?) proszę pana.

– Ja nie chciałem (i tu także?) Don Moretti. – Chciał się wytłumaczyć, chociaż było zdecydowanie za późno. – powtórzenie – celowe?

Wiesz (przecinek?) co się stanie (i tu?) gdy nie oddasz na czas, ale pomimo tego bierzesz.

Po tym (przecinek?) kiedy wszystko przewalisz, czujesz się jak gówno.

Wlepił w Vincenzo świdrujące (przecinek?) wściekłe spojrzenie.

– Patrz na mnie (przecinek przy Wołaczu?) cholerny gnoju, nie spuszczaj oczu (przecinek?) bo ci je wykuje! – literówka?

Tylko dlatego, rozumiesz (przecinek przy Wołaczu?) złamasie!?

– Jeżeli nie będziesz miał kasy. – czy to zdanie celowo niedokończone?

Będzie umilała życie w jednym z naszych burdeli, a jak się zużyje (przecinek?) też pokroimy ją na kawałki.

Czy mnie kurwa rozumiesz?! – nie mam pewności, ale chyba to wtrącenie też oddzielamy przecinkami (?)

Oddam, tylko jej nie krzywdź (przecinek?) proszę! – skamlał, cały się trzęsąc.

 

 

Salvatorea Moretti zwano w półświatku „Il Vecchio”, co znaczy Stary.

Salvatorea Moretti jakby się trochę uspokoił, patrzył z obrzydzeniem na jego zmoczone w kroku spodnie. – tu mam zapytanie, czy na pewno i w Mianowniku i w Bierniki ta sama forma imienia i nazwiska? – czy one są nieodmienne?

 

Ale pamięć bywa zawodna, a ja chcę (przecinek?) abyś myślał o tym cały czas.

Wyrzucili go pod mostem, asfalt był mokry (przecinek?) pokryty kałużami.

Stare (przecinek?) dziurawe namioty, (zbędny przecinek?) wyrastały wzdłuż ulicy pośród pudeł i śmieci.

– To żeś słabo na tym wyszedł (brak kropki w dialogu?) – Cole prychnął śmiechem, ukazując wielkie żółte zęby.

– Przez mądrość, (zbędny przecinek?) jesteś bezdomny i mieszkasz w dziurawym namiocie pod mostem. – gramatyczny – TA w Bierniku brzmi: TĘ

Stał by się sławny, a grubas nie odważy się go tknąć. – ort. – razem?

Przesadnie uprzejmy pracownik korporacji, podkładał mu pod nos kolejne dokumenty. – zbędny przecinek?

Rudy lekarz (przecinek?) patrząc przekrwionymi oczami, wypytywał o wszelkie możliwe choroby (przecinek?) jakie Vinc przeszedł i te, których nigdy nie miał.

Badane tkanki na testy zgodności, zostawili na koniec. Tego dnia, to było wszystko. – zbędne oba przecinki?

Na scenę luźnym (przecinek?) lekkim krokiem wbiega prezenter.

Za robo kamerami (przecinek?) na wielkich telebimach niewidocznych dla widzów oglądających TV, zapalają się komunikaty: (…)

Rozchylona kusa kurtka, jakiej nie powstydził by się John Trawolta w „Saturday Night Fever”, ukazuje nagi pępek przebity kolczykiem i łańcuch z ogromną literą „M” wiszący na bezwłosej klacie. – ort. – razem?

– Proszę nie regulować odbiorników – mówi luzackim (przecinek?) zabawnym tonem.

– Wiecie (przecinek?) co powiedział gość, który wygrał ostatnio nasz turniej?

Jakiś facet krzyczy z publiki: Nie wiemy!.

– Mówię mu: Pana odpowiedź jest poprawna! Wygrał pan milion dolarów!. A on na to: O rany, nie wierze (literówka?) (przecinek?) co teraz?!. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą: Teraz reklamy, a potem zresetujemy panu pamięć!!. – w całym tekście, także w tym fragmencie, trzeba usunąć kropki po wykrzyknikach

 

– Czas przedstawić uczestników dzisiejszego show – krzyczy. – wykrzyknik przy krzyku?

– Kolejny to Terrence Vaughn(przecinek albo myślnik?) emerytowany geolog.

Cokolwiek to było, ma w domu skały z całego świata, w tym skamieniały kloc Mastodonta. – celowo wielką literą?

Witaj w programie (przecinek przy Wołaczu?) Terry!

Wolny strzelec, dla kondycji przemierzający chodniki LA. – pełnymi wyrazami?

Nie ma on nic wspólnego, ze sławnym włoskim tenorem, o tym samym nazwisku. – zbędne przecinki?

Tę formułę, musi powtórzyć co program. – i ten?

 

Na razie tyle, znakomita fabuła, niesłychanie wciągająca. :)

Pozdrawiam serdecznie, wrócę! :)

Pecunia non olet

bruce

 

Twoje słowa, to miód na moje serce:) Ruszam do poprawek.

 

Pozdrawiam serdecznie:)

Witaj, kolejna część wątpliwości do przemyślenia:

Każde z nich to dwieście tysięcy dolarów, jeżeli odpowiesz na wszystkie (przecinek lub myślnik?) wygrywasz milion.

Vincenzo, poczuł się jak przed egzekucją na krześle elektrycznym. – zbędny przecinek?

– Przypomnę tylko, że głównym sponsorem naszego programu jest MindSetCorp, opracowująca nowe (przecinek?) rewolucyjne technologie, wspomagające systemy ciała i duszy.

Pięć minut reklam, dla naszych widzów przed telewizorami i możemy zaczynać. – zbędny przecinek?

– Odpowiedź „C” Tytan – krzyknęła uradowana, że wie, a jej usta okrasił szeroki uśmiech. – wykrzyknik przy krzyku?

Terrenc w geście triumfu uniósł dwie zaciśnięte pięści. – czy tu celowo brak ostatniej litery? – w imionach, nazwiskach i nazwach własnych taki błąd (podobnie jak wcześniej imię Vinca) to także powtarzający się w całym tekście błąd rzeczowy, bo zapis musi być konsekwentny

– Ostatnie pytanie pierwszej kolejki, Vincenzo (przecinek przy Wołaczu?) jesteś gotowy?

Nie wie, który to, wszyscy na sali, już dostrzegli. – zbędny ostatni przecinek?)

Dziwne (przecinek?) ale nie przypomina o kole, a dziewczyna w nerwach zapomniała. – tu przy okazji mam pytanie, bo podobne zdania są często – czy celowo przy opisywaniu tych samych wydarzeń czas teraźniejszy przeplata się z przeszłym?

Dwieście osób (przecinek lub kolejny usunąć?) siedzących naprzeciwko, wstrzymało w napięciu oddech.

– Nad czym ma się zastanawiać (przecinek przy Wołaczu?) kretynie!

– Tak (przecinek?) ostatecznie – oblizała wyschnięte usta.

– Przykro mi (przecinek przy Wołaczu?) Miss Blackheart, to jest zła odpowiedź.

Obrzydliwie uśmiechnięty z pod swego obleśnego afro, ściskał guzik w dłoni. – ort.?

– Tak (przecinek?) rozumiem.

– Co mam zrobić (przecinek przy Wołaczu?) ludzie?! – afro maniak ryknął do publiczności.

Bez kartki i długopisu, trudno było to obliczyć, ale wizja wypalenia mózgu była bardzo dobrym motywatorem. – zbędny pierwszy przecinek?

– Jesteś pewny? – Malcolm (przecinek?) jakby nie dowierzał, że to się stało.

Pewnie, już jarał się na kolejne wypalanie. – zbędny przecinek?

– Jestem, zaznaczaj! – Vinc (przecinek?) gdyby mógł, rozszarpał by go przed kamerami. – ort. – razem?

Ten obleśny typ, wyzwalał w nim najbardziej zwierzęce instynkty. – zbędny przecinek?

– Oto twoje pytanie (przecinek przy Wołaczu?) Vincenzo.

– Co robimy (i tu?) ludzie?! – krzyczy do publiki.

Wcześniejsza sympatia, zamienia się w chęć mordu. – zbędny przecinek?

Najlepszą i bezkonkurencyjną, pięćset bitową symulację do korową na świecie. – razem?

Kolejnym krokiem będzie, wprowadzenie naszej Symki na rynek. – zbędny przecinek?

Za powodzenie (przecinek przy Wołaczu?) przyjaciele!

 

Szokująca fabuła i to z zakończeniem włącznie. :) Mocno dołujący, niedopowiedziany, ciąg dalszy.

Świetny pomysł na opko, za który klikam, lecz usterki językowe trzeba dokładnie prześledzić oraz poprawić.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dzięki, miodem na moje serce są takie dreszczowce, świetna sprawa, gratulacje. ;) 

Pecunia non olet

Pierwsza partia poprawiona:)

Kolejna też:)

To zawsze tylko sugestie, nic pewnego, ale warto przejrzeć całość pod tym kątem. ;)

Pozdrawiam, powodzenia, dzięki za taką lekturę. ;) 

Pecunia non olet

Podobało mi się, dobrze zarysowana sylwetka bohatera i zwrot akcji na końcu.

Pomimo dwóch serii nanoszenia poprawek zostało jeszcze sporo do skorygowania.

<><><>

Udało się Tobie, Autorze, tak skonstruować fabułę, że zmusza do głowienia się, która jej część opisuje symulację, a która realne wydarzenia. To bardzo duży plus.

Przywołał w pamięci wzór, co w skrócie przedstawiało się następująco: m1v1=m2v2+mspalinvspalin. Bez kartki i długopisu trudno było to obliczyć, ale wizja wypalenia mózgu była bardzo dobrym motywatorem. Wynik oscylował w granicy 833 m/s.

Ten wzór trzeba by napisać słownie (”masa początkowa pomnożona przez prędkość początkową jest równa…”, albo najlepiej wcale, wystarczyłoby “przywołał w pamięci wzór na energie kinetyczną”, czy tam pęd, nie pamiętam w tej chwili :D

Podobnie z metrami na sekundę, ja osobiście bym to zaakceptował, ale generalnie jest przyjęte, żeby takich skrótów nie używać.

 

Zapis pytań też trochę kłuje w oczy (choć _chyba_ nie można powiedzieć, że jest błędny). Może lepiej było użyć pytań otwartych, żeby uniknąć tego problemu.

 

Pomijając zapis i jakieś tam błędy, sama treść opowiadania całkiem mi się podobała, czytałem z zainteresowaniem. Połączenie gangsterki z morderczym teleturniejem całkiem udane. Nie jestem tylko przekonany, czy ta końcówka o symulacji była potrzebna.

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

GalicyjskiZakapior

 

Pytanie z fizyki poprawione, masz rację. Co do formy pozostałych chciałem, aby czytający widział je tak, jakby oglądał TV.

Jeżeli chodzi o zakończenie, takie właśnie miało być. Kiedy nie odróżniasz realu od fikcji, to czy możesz być pewny, że nadal żyjesz?

 

Znam odpowiedź na to pytanie, które cię dręczy. Znam odpowiedź, ale to jest coś, co musisz sam odkryć.

Trinity (Matrix)

 

Niezły pomysł i nieźle pokazana desperacja Vincenzo, którego dramatyczne okoliczności zmusiły do wzięcia udziału w szczególnym teleturnieju.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia – irytowały mnie i przeszkadzały w lekturze zarówno wypowiedzi wytłuszczone, jak i te pisane wielkimi literami. Zwróć uwagę na zapis dialogów i myśli.

 

Łysa, wiel­ka głowa zle­wa­ła mu się z kar­kiem… → Czy zaimek jest konieczny, skoro wiemy, komu się zlewała?

 

– Ja nie chcia­łem, Don Mo­ret­ti.Pró­bo­wał się tłu­ma­czyć, cho­ciaż było już zde­cy­do­wa­nie za późno. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą. Winno być:

– Ja nie chcia­łem, Don Mo­ret­ti – pró­bo­wał się tłu­ma­czyć, cho­ciaż było już zde­cy­do­wa­nie za późno.

Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.

 

Wszy­scy je mamy – roz­ło­żył sze­ro­ko dło­nie. → Brak kropki po wypowiedzi. Didaskalia wielką literą. Winno być: Wszy­scy je mamy.Roz­ło­żył sze­ro­ko dło­nie.

 

– RO­ZU­MIEM!!! – wrza­snął przez łzy. → Umiał wrzeszczeć wielkimi literami??? Wielkie litery nie sprawią, że wrzask będzie głośniejszy. O wrzasku mówią wykrzykniki.

Wystarczy: – Rozumiem!!! – wrza­snął przez łzy.

 

W Mind­Set­Corp przy­ję­li go już na­stęp­ne­go dnia. → Czemu służy wytłuszczenie?

 

– Po­wi­taj­cie na­sze­go pro­wa­dzą­ce­go! Je­dy­ne­go w swoim ro­dza­ju, nie­sa­mo­wi­te­go, zja­wi­sko­we­go… Aja­tol­la­ha Nie­pa­mię­ci MAL­COL­MA KING­STO­NA! → Czy z głośnika padały słowa wytłuszczone i wypowiadane wielkimi literami???

 

…oprócz niego, oświe­tlo­ne­go ostrym sno­pem świa­tła. → Nie brzmi to najlepiej. Czy snop na pewno był ostry?

Proponuję: …oprócz niego, zalanego sno­pem ostrego świa­tła.

 

Jest czar­ny jak heban, lecz na gło­wie nosi blond afro, pu­szy­ste i ab­sur­dal­ne. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł mieć rzeczoną fryzurę w innym miejscu?

 

Ob­ci­słe, roz­sze­rza­ne na dole dzwo­ny ob­szy­te zło­ty­mi ce­ki­na­mi opi­na­ją jego chude po­ślad­ki. → I tu dookreślenie jest zbędne. Spodnie-dzwony są rozszerzone z definicji. Zbędny zaimek.

 

Pa­try­cja Blac­khe­art! Ma tak samo czar­ne serce jak ja – po­mi­mo że jest biała. → A może: – Pa­try­cja Blac­khe­art! Ma tak samo czar­ne serce jak ja, po­mi­mo że jest biała.

Bo chyba nie mówił wytłuszczonymi literami? Uwaga dotyczy także podobnych przypadków w dalszej części opowiadania.

Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach, sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

Kilka słów dla przy­po­mnie­nia. – Mówi to, jakby był zmu­szo­ny przez pro­du­cen­ta. → Zbędny tłusty druk. Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą.

 

A teraz naj­waż­niej­sze – żeby nie było zbyt łatwo – po każ­dej błęd­nej od­po­wie­dzi… → Dlaczego kursywa?

 

O Boże… – jęk­nął w my­ślach Vin­cen­zo. → Proponuję: O Boże… – jęk­nął w my­ślach Vin­cen­zo.

Przed myśleniem nie stawia się półpauzy. Uwaga dotyczy także zapisu myśli w dalszej części opowiadania.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

– Tak. Osta­tecz­nie – ob­li­zu­je ner­wo­wo wy­schnię­te usta. → Brak kropki po wypowiedzi. Didaskalia wielką literą.

 

Spod swo­je­go ob­le­śne­go afro ście­ra się obrzy­dli­wy uśmiech. → Czy dobrze rozumiem, że obrzydliwy uśmiech miał swoje obleśne afro?

A może miało być: Spod ob­le­śne­go afro wyziera obrzy­dli­wy uśmiech.

 

Po zabiegu – jeśli dasz radę – nadal będziesz w grze. Czy mnie rozumiesz? → Zamiast półpauz powinny być przecinki.

 

– Tak, ro­zu­miem… – roz­glą­da się prze­ra­żo­na… → Didaskalia wielką literą.

 

King­ston ma­su­je opusz­kiem palca przy­cisk… → Opuszka jest rodzaju żeńskiego, więc: King­ston ma­su­je przycisk opusz­ką palca…

 

B) Beta–oksy­da­cja kwa­sów tłusz­czo­wych → B) Beta-oksy­da­cja kwa­sów tłusz­czo­wych

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Okropne, frustrujące i irytujące babole, zostały poprawione. 

 

Masz rację. Nie można krzyczeć wielkimi literami. Gdyby się zastanowić, to nawet małymi się nie da.

Jeżeli chodzi o afro, to on czarny jak heban, a ono blond. Nie o głowę mi chodziło i zgodnie z sugestią paskuda została wywalona. Dookreślanie było nie na miejscu.

Co do wytłuszczeń, to nie mam na to argumentu:)

 

 

Pozdrawiam:) 

 

 

 

George’u, teraz, kiedy naniosłeś poprawki i zlikwidowałeś tłustości liter, a w niektórych słowach także wielkość, tekst prezentuje się zdecydowanie lepiej i z pewnością skusi jeszcze niejednego czytelnika.

Trafiają się jeszcze nie zawsze poprawnie zapisane myśli, ale jestem pewna, że i z nimi sobie poradzisz, więc teraz udaję się do klikarni, aby zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Bardzo dziękuję za klikarnię:)

 

Jeśli chodzi o myśli bohatera. Skoro nie ma zasad, a jedynie wytyczne, myślę, że (zgodnie z instrukcją, którą mi przekazałaś), tak może być. Nie jestem pewny, czy sobie poradziłem, ale się starałem. 

 

Twoje uwagi, zawsze są bardzo cenne.

Bardzo proszę, George’u. :)

Jak wspomniałam w pierwszym komentarzu, przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

W tekście jest: – Podawaj to cholerne pytanie, pozłacany kmiocie! – myślał, patrząc na Malcolma. A powinno być: Podawaj to cholerne pytanie, pozłacany kmiocie! – myślał, patrząc na Malcolma.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Faktycznie. Uciekła mi jedna złota myśl.

Chociaż mam wrażenie, że już to poprawiłem. Wieczorem “portal” wolniej się otwiera. Pewnie dużo ludzi czyta i stąd te lagi. Podobnie przy poprawkach, długo się zapisują.

Dzięki, że dostrzegłaś.

Dobrze się czyta, chociaż jeszcze lepiej gdybyś dłużej budował napięcie przed podjęciem decyzji o wzięciu udziału w teleturnieju. Jak już robimy „Squid Game” to zróbmy „Squid Game” po całości i wczujmy się naprawdę mocno w sytuację głównego bohatera, poczujmy jego desperację. 

Zakończenie mi osobiście się nie podobało, gdyż nie wnosi niczego nowego do historii: celem dwuznaczności w książkach jest wzbudzenie frustracji u czytelniczki, pozbawienie poczucia czystego zamknięcia diegetycznego i w ten sposób wymuszenie zaangażowania w przesłanie metaforyczne. Tutaj osiągnąłeś po prostu tani efekt jak M. Night pod tytułem „Ooo, a co jeśli to wszystko było symulacją? A co jeśli wszyscy byli duchami, którzy umarli w teleturnieju sto lat temu? Co jeśli jesteśmy snem w głowie nastolatka drzemiącego na lekcji?”. Tym bardziej, że ilekroć historia wprowadza element manipulacji pamięcią, to aż prosi się o interesujące zagranie tym elementem. 

Osobiście wycięłabym też ten poniżej zacytowany fragment wulgarnego grożenia wprost, gdyż czyni gangstera komicznym, a nie strasznym. Tym bardziej, że świetnie poprowadziłeś tę postać przez cały dialog, budując go jako kogoś niebezpiecznego, ale z zasadami. Taki ktoś nie znizałby się do wyliczania byle leszczowi co mu zrobi, gdyż to powinno być oczywiste. Nie mówiąc, że w ten sposób zostawiasz czytelniczce pole do wyobrażenia sobie czegoś najstraszniejszego dla niej konkretnie: co jeśli w ramach spłaty długu kazałby protagoniście założyć kanał na TikToku i zarobić w ten sposób? O zgrozo! 

Chodzi mi o ten fragment: „– Jeżeli nie będziesz miał kasy, postanowisz uciec, znajdę cię. Twoje organy sprzedam na Dark Webie. A jeśli to nie wystarczy, dług przejmie twoja rodzina. Masz córkę. Wiem, gdzie mieszka. Będzie umilać życie w jednym z naszych burdeli. A jak się zużyje, też ją pokroimy. Czy mnie, kurwa, rozumiesz?!”

Droga Zołzo007,

 

Dziękuję za tak obszerny komentarz, tym bardziej, że nie dotyczył technikaliów i zawiłości gramatycznych.

 

Jak pewnie zauważyłaś, teksty zamieszczane na Portalu są krótkie. Długość nie jest tu zaletą, dlatego staram się mieścić w tej konwencji. Oczywiście, tekst bardziej rozbudowany, np. o emocje protagonisty, byłby pewnie głębszy, ale chodziło mi o akcję i szaleństwo teleturnieju. Myślę, że bohater się w tym odnalazł.

 

„Mafiozo z zasadami” to ogólnik. W tym przypadku trzeba było oddać na czas. Takie były zasady. Nie chodziło o kodeks moralny. Nie możemy pomylić Don Corleone z Don Morettim, pomimo pewnych zbieżności. Świat poszedł naprzód, ludzie się zmienili. Pewnie za czasów Corleone wystarczyłoby pogrozić palcem, dziś to za mało.

Nie uważam, że nawiązanie do Dark Webu może być komiczne. Jeżeli ktoś taki proponuje ci „przedsionek piekła”, musisz wiedzieć, co to znaczy. Brutalność wobec dłużnika ma też inny aspekt: pokazanie swoim ludziom, kto jest szefem. Szacunek i strach to dwa nieodłączne elementy bycia kimś takim.

 

Idąc do zakończenia:

„Tutaj osiągnąłeś po prostu tani efekt, jak M. Night, pod tytułem ‘Ooo, a co jeśli to wszystko było symulacją? A co jeśli wszyscy byli duchami, którzy umarli w teleturnieju sto lat temu? Co jeśli jesteśmy snem w głowie nastolatka drzemiącego na lekcji?’”

 

Tutaj, jak pies kości, będę bronił swojego punktu widzenia :)

 

Pomyśl jak szef korporacji. Masz produkt, który prawdopodobnie pozwoli ci zapanować nad ludzkością. Dokładnie tak, oszukałaś ludzki mózg. Tak jak ja Ciebie podczas czytania.

Czekałaś na fajerwerki, cudowne zmartwychwstanie, powrót do gangusa lub też zupełnie coś innego. Dostałaś produkt. Rewolucję. Nie spodziewałaś się, ale też tego nie przewidziałaś.

Zakończenie pozostało otwarte, z pytaniem: jak wszyscy na tym wyszliśmy? Ktoś na pewno się wzbogacił, ale nie zwykli ludzie, którzy zostali więźniami własnych symulacji. To gorsze od smartfonów. To jak „Incepcja”, z której nie chcesz wyjść. Dla twórców „Symki” nadciągał złoty okres. Dla ludzkości, coś przeciwnego.

 

Tak właśnie to widzę, ale to oczywiście tylko moje skromne zdanie:)

 

Zawsze miło Cię widzieć:)

 

Pozdrawiam

Proszę bardzo. Technikaliów z zasady nie komentuję, gdyż po pierwsze jest na forum wielu fanów tego sportu, a po drugie zakładam, że jakbyś chciał tekst gdzieś wydać, to i tak oddasz go najpierw do profesjonalnej redakcji. 

Nie zauważyłam, że teksty tutaj muszą być krótkie, gdyż na portalu jestem niecały tydzień. Nie widzę też specjalnie powodu by trzymać się tej konwencji jeśli masz dobry pomysł i łatwość pisania. Tylko specyficzna osoba byłaby na forum z opowiadaniami, gdzie ludzie dzielą się swoją twórczością i zareagowałaby na dłuższy tekst „Wrrr, jak on śmie tyle pisać, wrrr, jeśli nie dotrę do końca w czasie równym przeciętnej wizycie w toalecie to nie czytam dalej”. Jesteśmy tu dla dobrej literatury: jeśli jesteś zdolny tworzyć dobrą literaturę, to wrzuć tu choćby i całą książkę. 

Mówisz, że trzeba było oddać na czas, a ja właśnie proponuję ci tego czasu oszczędność. Zachowaj wszystko tak jak jest, wytnij ten jeden akapit z groźbami i masz mocniejszą postać. Względem pokazywania swoim ludziom kto jest szefem, sparafrazuję klasyka: „Jeśli ktoś musi ciągle krzyczeć, że ma władzę, to tak naprawdę tej władzy nie ma”. Najstraszniejsze postacie w fikcji to takie, które nie muszą nikomu mówić, że są straszne. Oczywiście to nie jest żaden błąd, a jedynie okazja do zrobienia czegoś lepiej; gangsterzy to generalnie debile i faktycznie mówiliby takie głupie rzeczy do swoich ofiar. Ale jak już przypadkiem napisałeś postać lepszą niż rzeczywistość, to boli mnie jej zmarnowanie; jak już wspomniałam, cały dialog do tego momentu był świetny.

Ha, widzisz: tak naprawdę to ja oszukałam Ciebie. Nie jestem kobietą z Warszawy, a mężczyzną z Los Angeles, który testuje tu swoją symulację. I to nie jest komentarz, a tak naprawdę myśli wrzucane prosto w twoją głowę, gdy leżysz w szpitalu w śpiączce, do której trafiłeś jako dziecko. Dum, dum, dum, w tle uderza grzmot. Mniej więcej taki efekt osiąga się robiąc zakończenie, które ma po prostu zdziwić, a nie cokolwiek powiedzieć. To utarty schemat i jest nazywany tanim chwytem nie bez powodu. Polecam lekturę https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/AllJustADream

Pozdrawiam, powodzenia w pisaniu.

Zołzo007, ponieważ trafiłaś na portal przed chwilą, mam wrażenie, że może przyda Ci się Poradnik Drakainy: Portal dla żółtodziobów.

Powodzenia! 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Poradnik się przydał, też jestem nowy. 

Dzięki w imieniu swoim i okładającej mnie kijem Zołzy007:)

 

Zołzo007

 

Po wnikliwej analizie, jak mawiał klasyk “z Toba to istna desperacja”, poprawiłem kwestię gangusa.

Młotek musi wystarczyć. 

Co do zakończenia, zostaje. Nie czas tu na wielką rewolucję. Doceniam jednak uwagi i następną razą bardziej się postaram:)

 

Miłego dnia:)

Istotnie, George’u, jesteś tu od niedawna, więc cieszę się, że Poradnik przyda się także Tobie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

 

Na początek, kilka zdań można jeszcze odrobinę doszlifować.

 

Vincenzo opróżnił pęcherz, mocząc spodnie.

Opróżnianie pęcherza, brzmi mi jak zdanie z podręcznika do biologii. :D

Może lepiej: Na spodniach Vincenzo pojawiła się mokra plama.

 

Przez tę twoją mądrość jesteś teraz bezdomny i mieszkasz pod mostem w dziurawym namiocie.

Bycie bezdomnym a mieszkanie pod mostem, brzmi trochę jak powtórzenie.

Może lepiej skrócić: Przez tę twoją mądrość mieszkasz teraz pod mostem w dziurawym namiocie.

 

To ona ci tak podpowiedziała, żeby pożyczać kasę od najgorszego gangusa w mieście?

 

Przesadnie uprzejmy pracownik korporacji podsuwał mu pod nos kolejne dokumenty, jakby grał rolę w teatrzyku uprzejmości.

Przesadnie miły pracownik?

 

Malcolm Kingston staje na środku sceny niczym primabalerina, jak gwiazda rocka tuż przed bisem.

Troche dużo tych porównań. I primabalerina gryzie mi się z gwiazdą rocka. Widzę Malcolma w tutu, baletkach i z gitarą w ręce :D

W dalszej części masz „Show must go on”, możesz już tutaj do tego nawiązać i napisać np:

Malcolm Kingston staje na środku sceny, niczym Freddie Mercury na Wembley.

 

… płynnie cofa się tyłem.

Tutaj mamy nadmiar znaczeniowy. „Cofa się” z definicji oznacza poruszanie się do tyłu, więc dodawanie „tyłem” jest zbędne. Zresztą chyba nie ma kogoś, kto nie zna moonwalka. Myślę, że nie musisz tego tłumaczyć i możesz śmiało skrócić. Np.

Malcolm zaczął sunąć tyłem po scenie jak Michael Jackson.

 

Malcolm pokazuje ją dwoma palcami, jakby strzelał z rewolwerów.

Chyba lepiej by brzmiało „celuje w nią”.

 

Pewnie już jarał się kolejnym wypalaniem.

Może lepiej ekscytował/podniecał?

 

Bardzo ciekawy pomysł na opowiadanie! Udało ci się sprawić, że poczułam się jak na widowni tego szalonego programu. Szkoda, że nie pokazałeś co dokładnie stało się z Patrycją po wypalaniu. Byłam bardzo ciekawa jak dokładnie zareaguje na „pierwszą dawkę”. Prosta informacja, że odpadła, a jej mózg zamienił się w skwierczącą jajecznicę, wydało mi się trochę zbyt skrótowe. Postać Malcolma była trochę przerysowana, ale zdecydowanie zapada w pamięć.

Zakończenia się nie spodziewałam. Myślałam, że zrobisz inny piruet. Mianowicie, że Vincenzo wygra, a mafiozo go zabije i okradnie. :D

Moim skromnym zdaniem, opowiadanie zasługuje na znalezienie się w bibliotece, więc lecę do klikarni :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Marszawo

 

Taki miałem zamiar – żeby czytający poczuł się jak na widowni. Fajnie, że to się udało. 

Protoplastą Malcolma był Prince z całym swoim scenicznym charakterem. Założyłem, że będzie czarny, kiczowaty i przerysowany. Taki trochę komiksowy. 

 

Pierwsza dawka zawsze budzi ciekawość :) Faktycznie mogłem to rozwinąć.

 

Teraz pędzę, żeby wprowadzić Twoje uwagi w życie.

 

Bardzo dziękuję za odwiedziny, dobre słowo i klikarnię :)

 

Pozdrawiam!

 

 

Nowa Fantastyka