- Opowiadanie: Lukista - Mark

Mark

Opowiadanie nie zawiera fantastyki, jest o niezdrowej relacji między byłym małżeństwem.

Mimo tego mam nadzieję, że komuś się spodoba i miłego czytania :)  

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy III

Oceny

Mark

Jane właśnie odwiozła córkę do mamy. Jechała zająć się domem przyjaciółki, kiedy ta wraz z mężem była na gali odbierania nagród.

– Dlaczego mój mąż taki nie był? – pomyślała, przemieszczając się leśną drogą, słuchając, jak deszcz uderza o dach jej auta.

Mark na początku był świetnym mężczyzną. Inteligentny, zadbany. Kiedy Jane go poznała, wydawało się jej urocze, że do mycia się używał żelu do kąpieli jednej marki o zapachu wanilii. Kiedy raz mu się skończył, mył się szamponem przez tydzień, aż paczka z kosmetykami do nich dotarła.

Uchyliła lekko okno w swoim starym Fordzie, było jej gorąco. Trochę przez lato, które właśnie rozkręcało się na dobre, a trochę przez wspomnienia, które znowu wyszły na przód jej myśli.

Pierwsze dwa lata związku były jak sen na jawie. Przy Marku nie mogła się nudzić – zabierał ją w coraz to ciekawsze miejsca: spacery do zoo, nowo otwarte restauracje i wycieczki za granicę. Wszystkie koleżanki jej go zazdrościły – i ona dobrze to wiedziała.

Ślub i wspólne mieszkanie były tylko kwestią czasu, a czas płynął jej szybko. Zanim się zorientowała, miała cudownego męża, dobrą pracę (w której załatwieniu brał udział Mark) i plany o dziecku, którego nie mogła się doczekać. Jej życie było idealne.

Jane wcisnęła trochę mocniej hamulec niż ma w zwyczaju, bo prawie przegapiła zakręt, który prowadził do domu przyjaciółki. Jeżdżąc, lubiła czasami pomyśleć, a aktualny temat dość mocno ją rozpraszał.

Wjechała w wąską, błotnistą od deszczu drogę – przez uchylone okno czuła zapach lasu. Zawsze ją uspokajał.

Pierwsze kłótnie uznała za coś, z czym każda kobieta w związku kiedyś musi się zmierzyć. Zwyczajna sprawa – zaczęło się od źle poukładanych sztućców.

– Mówiłem ci, noże są w prawej przegródce. Nie w środkowej – powiedział spokojnym głosem.

Nie spodziewała się, że ta pozorna rozmowa przerodzi się w ich pierwszy konflikt, który zakończy się krzykiem po jego stronie i płaczem po jej.

Z czasem stało się to bolesną normą. Czuła coraz większy stres przy poruszaniu codziennych spraw, bo nie miała pojęcia, która tym razem wytrąci go z równowagi i zmieni w osobę, o której istnieniu wcześniej nie miała pojęcia.

Czasami myślała o odejściu, ale była już w ciąży. Trwała u jego boku z nadzieją, że to tylko etap przejściowy.

Zza drzew wyłonił się spory, drewniany dom. W stylu tych, które bogacze mają w zwyczaju stawiać w okolicach gór lub jezior i nazywać „domkami wypoczynkowymi”.

Był jednopiętrowy – przyjaciółka kiedyś powiedziała Jane, że w planach był parterowy, ale bardzo chciała mieć duże, drewniane schody i tak jakoś wyszło.

Wokół posiadłości był spory ogródek z masą drzew, krzewów i kamiennymi ścieżkami. W wieczornym świetle dom wyglądał jak kurort, w którym kiedyś wynajmowała z Markiem pokój.

Podjechała pod płot, wysiadła i w pośpiechu otworzyła bramę kluczem otrzymanym od przyjaciółki. Całość robiła w pośpiechu, obawiając się deszczu, przez co pobrudziła sobie lekko spodnie błotem.

Wsiadła ponownie do auta, wjechała do środka „wypoczynkowego kurortu” i zaparkowała na podjeździe.

Akurat przestawało padać, powietrze zrobiło się przyjemnie rześkie.

Podeszła do drewnianych drzwi wejściowych, wyciągnęła klucz i weszła do środka.

Wewnątrz powitał ją przyjemny, żywiczny zapach i widok przytulnego, przestronnego wnętrza oświetlonego światłem przez wielkie okna.

Znalazła na ścianie pstryczek i wnętrze rozjaśniało.

Rzuciła się jej w oczy podwójna kanapa, która była ustawiona naprzeciw siebie tak, by rozmówcy mogli patrzeć sobie w oczy podczas dyskusji.

Niedaleko kanap znajdował się kominek, który mimo znośnej temperatury aż prosił się, by włożyć do niego drewno i je podpalić.

Jane zdjęła mokre buty, pchnęła je wierzchem stopy w kąt i zaczęła zwiedzać to, co należało do jej przyjaciółki.

– Jak to możliwe, że tyle osiągnęła? Siedziałam razem z nią na lekcjach, nigdy się nie starała. Nauczyciele wróżyli mi sukces, nie jej – mimochodem pojawiały się myśli w jej głowie.

Na drewnianej podłodze leżał bodaj najbardziej przyjemny w dotyku dywan, z jakim miała kiedykolwiek do czynienia. Na ścianach – zdjęcia znajomej wraz z mężem w różnych zakątkach świata.

Nagle pomyślała o sobie. O tym, że ma nieprzyjemnie wilgotne spodnie i chce jej się pić.

Dalej przemierzała domek, ale teraz nie jako zwiedzający – bardziej jak łowca. W tym wypadku: łowca kuchni, łazienki i może jakiejś suszarki.

Kuchnię znalazła prawie od razu. Wyróżniało ją głównie to, że wszystko było dwukrotnie większe, niż według Jane powinno. Nawet chlebak zdawał się móc pomieścić minimum dwa spore bochenki.

Kuchenka była na gaz.

– W końcu coś, co nas łączy – pomyślała.

Jedyna różnica – osiem palników. U Jane, i jak myślała, większości śmiertelników, były cztery.

– Chwaliła mi się ostatnio, że nie gotują.

Obok kuchenki na blacie leżał czajnik – pomyślała, że zaparzy herbatę.

Znalazła w szafkach kubek i niezbędne liście. Wstawiła wodę na palnik, ale wstrzymała się przed zapaleniem.

Przypomniały się jej słowa Marka, które powtarzał prawie zawsze, gdy robiła coś do picia:

– Nigdy nie rób herbaty we wrzątku. Tylko ją poparzysz.

Mark miał różne dziwactwa. Po pewnym czasie stał się głównie nimi. Nawet zakaz zbliżania się go nie powstrzymał – na szczęście więzienie zdołało.

Cofnęła rękę od palnika.

– Troszkę na to za wcześnie – pomyślała.

Chodziła dalej po domu, aż znalazła łazienkę. Jedną z dwóch, jak zakładała.

Ta – mimo wysokiego porządku i sporego wkładu finansowego – wyglądała najbardziej zwyczajnie ze wszystkiego, co dotychczas tu zobaczyła. Zwyczajna łazienka kogoś, kto nie martwi się o koszta podczas doboru materiałów.

Wyjęła rzeczy z kieszeni. Zdjęła spodnie, przeprała je w zlewie, używając do tego mydła w płynie leżącego na umywalce, i wrzuciła do suszarki bębnowej.

Nim się zorientowała, leżała na kanapie, przykryta kocem, z włączonym telewizorem.

– Poczuj się lepiej z nowym lekiem na odchudzanie! – krzyczał telewizor, a Jane skakała po kanałach, szukając czegoś ciekawego.

– …nie powinieneś tu być. – skok.

– …z żelem pod prysznic trzy w jednym… – skok.

– W dniu dzisiejszym z więzienia uciekło trzech niebezpiecznych więźniów. Dwóch z nich zostało pochwyconych, jeden dalej jest na wolności. Zalecamy pozostać w domu.

Jane parsknęła.

– Nie wierzę w takie przypadki, to nie może być on.

Wyłączyła telewizor. Zamknęła oczy – i powróciły wspomnienia.

On w białej koszuli, ona w czerwonej sukience. Byli właśnie w podróży poślubnej w Wenecji.

Szli za rękę, czuła się przy nim tak bezpiecznie. Mark mówił, że ma niespodziankę. Okazało się, że to rejs kanałami tą śmieszną łódką z małym facetem, który wiosłuje.

– To gondola, kochanie, nie mała łódka.

– No wiem, ale dla mnie to i tak będzie mała łódka.

To nie była jedyna atrakcja, którą wymyślił.

Mark zorganizował to tak, by właśnie trwał karnawał – kilka godzin spędzili w starym pałacu, mając na sobie maski i tańcząc wtuleni.

Potem Bóg wie skąd wziął wino, które wypili nad kanałami. Byli przyjemnie pijani, światło księżyca i miejskich lamp oświetlało ich, kiedy żartowali i się śmiali. Kiedy myślała, że już nie może być lepiej i chyba śni – przypłynęła mała łódka z wąsatym panem trzymającym długie wiosło i z przypiętym akordeonem na piersi. Chciało jej się śmiać. Bardzo chciało jej się śmiać, ale się powstrzymała – Mark by zrozumiał i też by się śmiał, ale co by pomyślał wąsaty pan?

Jednak kiedy zaczął śpiewać O sole mio, grając w tym samym czasie na swoim instrumencie – nie wytrzymała.

Jane zasnęła.

Spała na kanapie, dopóki nie obudziło jej światło. Było już wcześniej zapalone, ale teraz pojawiło się nowe.

Otworzyła oczy i zorientowała się, że w kominku jest napalone. Była ospała, dopiero po chwili połączyła fakty i poczuła strach.

– Być może sama napaliłam, zanim poszłam spać. Po prostu zapomniałam – próbowała się opanować.

Zdała sobie sprawę z nieprzyjemnego dźwięku wydobywającego się zza jej pleców. Był na tyle cichy, że wcześniej jej nie obudził.

Wstała i szybkim krokiem poszła do kuchni.

Czajnik nie miał żadnej formy gwizdka, więc tylko strzelał parą. Był srebrnego koloru metalu, który wydawał się niezwykle nagrzany.

Poszła do łazienki. Po drodze starała się pozbierać myśli i wymyślić, w jaki sposób mogła zapomnieć o tym, jak wkładała drewno do kominka, a potem je podpaliła.

Było jej zimno, miała na sobie tylko biały top i majtki.

Nagle stanęła. Coś poczuła. Wanilia.

Serce podeszło jej do gardła. Przebiegła resztę korytarza i zamknęła się w łazience.

Starała się opanować. To nie mógł być on. Skąd by wiedział, że jest właśnie tutaj?

Włożyła dłoń do suszarki, ale była pusta – ktoś musiał wyjąć jej spodnie, kiedy spała.

Usłyszała skrzypienie w okolicach salonu, tego, gdzie przed chwilą spała.

– Co mogę zrobić? – pomyślała.

Przyłożyła najciszej jak umiała ucho do drzwi i nasłuchiwała. Cisza.

Wzięła głęboki oddech, otworzyła drzwi i pobiegła w kierunku schodów na piętro. Jeszcze po nich nie wchodziła, tylko widziała podczas zwiedzania.

Usłyszała za sobą kroki, ale za bardzo się bała, by się odwrócić. Potknęła się, zahaczając o dywan. Kiedy wstawała, myślała, że poczuje na sobie czyjąś dłoń i to będzie jej koniec.

Udało się jej wstać – wbiegła na schody i najszybciej, jak mogła, po nich weszła.

Znalazła się na nieznanym, ciemnym korytarzu. Nie myśląc wiele, pobiegła przed siebie – wbiegła do sypialni. Zamknęła za sobą drzwi na klucz. Rozejrzała się i usiadła pod drzwiami, cicho płacząc, wtulając się we własne kolana.

Po chwili podniosła mokrą od łez twarz, by się rozejrzeć. Duże łóżko dwuosobowe, nocna szafka, na niej kilka świeczek. Spore szare zasłony na jednej ze ścian, między nimi drzwi na balkon.

Powoli wstała. Bolały ją nogi od przewrócenia – wcześniej jakoś tego nie czuła. Otarła twarz i myślała, co może zrobić i co tu się dzieje.

– Albo ktoś jest w domu, albo zwariowałam. A jeśli ktoś tu jest, to jaka jest szansa, że to Mark? – myślała.

Miała w głowie mętlik. Nie wystarczyło mu zniszczenie ich związku i pastwienie się nad nią tyle czasu? Chce ją jeszcze zabić?

Usłyszała coś. Skupiła całą swoją uwagę, by rozpoznać dźwięki zza zamkniętych drzwi. Nie miała już wątpliwości – to na pewno kroki.

Ktoś właśnie wchodził po schodach. Spojrzała na zamek w drzwiach – musiała mieć pewność, że je zamknęła. Pociągnęła lekko za klamkę, ale wiedziała, że byłby to błąd.

Słyszała, że ktoś idzie do pokoju na lewo od schodów. Jeśli dobrze zapamiętała – była tam garderoba. Dźwięk włącznika światła i uchylania drzwi.

Nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby właśnie tam się schowała. Czuła, że cała dygocze.

Teraz pokój po prawej. Znowu włącznik i pchnięcie drzwi.

Na tym piętrze było ich sześć. Jeśli czegoś nie zrobi, zaraz tu dojdzie.

Kroki zbliżały się w jej stronę. Teraz środkowe pokoje.

Spojrzała się nerwowo po pokoju. Pod łóżko?

Zachciało jej się płakać na tę myśl – w horrorach zawsze chowają się pod łóżko.

Balkon. Musi uciec jak najdalej i wezwać pomoc. Tylko balkon jej to umożliwi.

Znowu kroki. Dobrze wiedziała, że zaraz szarpnie za klamkę. Tyle dobrego, że zamknęła drzwi. Chociaż coraz bardziej w to wątpiła.

Podeszła do drzwi balkonowych, otworzyła je po cichu. Weszła na balkon – spory, z porządną balustradą. Myślała, czy skoczyć.

Nie było bardzo wysoko – tylko pierwsze piętro. Już chciała wchodzić na barierkę, gdy pomyślała nad tym, co zrobi dalej. Co zrobi, gdy on to usłyszy.

Pewnie nie będzie w stanie biec. Zaraz ją dorwie.

Cofnęła się do pokoju. Przeszywający strach przeplatały chęci znalezienia rozwiązania.

Rozglądała się po pokoju – może znajdzie jakąś broń? Zrobi sznur z prześcieradeł?

Usłyszała szarpnięcie klamki.

Serce jej stanęło. Starała się nie ruszać – jakby miało to w czymkolwiek pomóc.

– Tu jesteś – usłyszała głos Marka.

Czuła, że zaraz się rozpłacze.

– Otwórz drzwi, kochanie. Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię. No już.

Poczuła lekką pokusę – sekundę później skarciła się w myślach za tę dziecinną naiwność.

– No już, wiesz, co musiałem zrobić, by się tu znaleźć?

Nie wiedząc skąd, zebrała się na odwagę, by coś powiedzieć. Nie na tyle, by użyć całego zdania, albo żeby głos jej się nie łamał – ale by wyksztusić z siebie:

– Nie.

Przez chwilę panowała cisza. Bardzo bała się tej ciszy. Wiedziała, że cisza Marka to zły omen.

– Chcę tylko porozmawiać. Przecież dobrze wiesz, że porozmawiamy.

Znowu szarpnięcie klamki. Zdała sobie sprawę, że drzwi są solidne. Raczej nie da rady ich wyważyć.

Usłyszała pchnięcie – jakby uderzył barkiem w drzwi.

– Jane, kochanie. Mamy trudny okres, ale żeby się zamykać przed mężem?

Znowu szarpnięcie klamki, tym razem znacznie silniejsze. Pchnięcie drzwi. Nagle nie miała pewności, czy nie da sobie z nimi rady.

Przestał.

– Dobrze. Jeśli tak chcesz się bawić – niech będzie.

Słyszała, jak odchodzi.

Czemu poszedł? Dał sobie spokój? Na Boga – on uciekł z więzienia, na pewno nie da sobie spokoju.

Poszedł po narzędzia. – pojawiła się myśl w głowie Jane.

Teraz, kiedy wiedziała, kto to, czuła się odrobinę bardziej pewnie. Przynajmniej wiedziała, z czym przyszło jej walczyć.

Znowu wyszła na balkon, szybko się rozejrzała.

– Może dam radę opuścić się na rynnie? – pomyślała.

Zbyt ryzykowne. Poszła w kierunku łóżka. Zaczęła związywać wszystko, co wpadło jej w ręce: kołdra, koc, prześcieradło.

Usłyszała kroki – tym razem szybsze niż wcześniej. W kilka sekund znalazły się od schodów przy jej drzwiach.

Na nowo straciła odwagę – dłonie zaczęły się jej trząść. Pobiegła z improwizowanym sznurem na balkon.

Usłyszała dźwięk w okolicach drzwi – tarcie metal o metal. Łom?

Pośpiesznie przywiązała linę do barierki, wyszła za nią i chwyciła za sznur.

Usłyszała pęknięcie drzwi.

Nie myśląc wiele, zaczęła opuszczać się na prześcieradłach. Usłyszała, że Mark wchodzi do pokoju.

W połowie drogi lina się rozwiązała, a Jane poleciała na mokrą trawę.

Wstała. Poczuła przeszywający ból w nogach. Popatrzyła w stronę lasu i chciała zacząć biec, ale zdała sobie sprawę, że auto to jej jedyna nadzieja.

Kluczyki są w domu – były w spodniach. Nie myśląc wiele, pobiegła szybko do wejścia. Czuła wzrok Marka dobiegający z góry – patrzył na nią z balkonu.

Szarpnęła drzwi i znalazła się w środku. Jej myśli buzowały. Gdzie są te cholerne kluczyki?!

Łazienka. Pomyślała nagle – wyjęła je przed praniem spodni. Muszą tam być.

Słyszała kroki z okolicy schodów, jak najszybciej zmierzała w stronę łazienki.

Zaskoczył ją w kuchni. Wyskoczył niespodziewanie zza drzwi, jakby oczekiwał jej przybycia.

Wydawał się odrobinę niższy niż kiedy widziała go po raz ostatni, jednak dalej przewyższał ją o głowę. Wyglądał z dziesięć lat starzej niż powinien – nowo nabyta broda tylko dodawała mu wieku. Miał na sobie szary dres, który nie miał wiele wspólnego z przytulnym domowym odzieniem. Pojawiły mu się nowe zmarszczki, a w oczach było widać zamęt i agresję.

Obrzucił ją spojrzeniem od góry do dołu, przystając na chwilę na nagich nogach.

– Dobrze wyglądasz. Wolność ci służy – powiedział powoli.

Jane cofała się tyłem, nie miała pojęcia, co dalej.

– Ja za to gniłem w celi. Dobrze, że udało mi się wydostać, prawda?

Szedł w jej kierunku, widać było, że oczekuje odpowiedzi.

Dziewczyna zdała sobie sprawę z obecności dźwięku. Para wydobywająca się z czajnika.

Przechodziła obok kuchenki. Obejrzała się szybko, chwyciła za rączkę czajnika i poziomym ruchem zamachnęła się.

Usłyszała krzyk bólu. Nie była pewna, w co go trafiła ani jak bardzo rana była niebezpieczna – przebiegła obok niego i zamknęła się w łazience.

Czuła łzy w oczach i napierający ból w gardle, jakby ktoś włożył jej tam metalową kulę. Rozejrzała się – na pralce leżał stos jej rzeczy wyciągniętych ze spodni.

Wydawały się nietknięte. Podeszła i wzięła kluczyki do auta. Usłyszała kroki. Szybkie, długie, mściwe.

– Otwieraj te jebane drzwi, kobieto! – krzyknął, waląc jednocześnie w nie pięścią.

Na widoku leżało niewiele: pasta do zębów, mydło, parę fiolek perfum, pianka do golenia i golarka.

– Dobrze wiesz, jak to się skończy. Otwórz, a będzie dobrze.

Wzięła do drżących dłoni golarkę, wymontowała pośpiesznie ostrza. Łzy rozmazywały jej obraz.

Usłyszała kopnięcia, a drzwi się uginały. Tym razem nie pójdzie po narzędzia.

Wzięła dwie żyletki między palce, jedna przy drugiej. Odrobinę je schowała we wnętrzu dłoni. Jeśli je zobaczy, to koniec – pomyślała.

Nagle drzwi się poddały, a Mark gwałtownymi szarpnięciami je otworzył. Znalazł się w środku.

Twarz miał niezwykle czerwoną – po części od złości, a po części od kontaktu z rozgrzanym czajnikiem.

– Jebana dziwka – wycedził.

Wyciągnął dłonie i złapał Jane za szyję.

Poczuła okropny ścisk i bezradność – desperacko zamachnęła się dłonią z żyletkami.

Puścił ją. Tym razem w oczach kształtowało się zdziwienie.

Złapał się za twarz jedną ręką. Zaczęła spod niej ciec krew.

Jane popchnęła Marka tak, że ten wpadł do wanny.

Rozejrzała się za czymś, czym mogłaby go uderzyć.

Ten nagle zaczął się śmiać. Spojrzała na niego przestraszona. Odsłonił rękę, a spod niej ujrzała w połowie oparzoną twarz zalaną krwią. Przez skroń ciągnęła się rana od cięcia, która stanęła na oku. Zdeformowanym, przekrwionym oku. Po policzku ciekł mu galaretowaty płyn.

Szczerzył żółte zęby w śmiechu.

Wybiegła, jak najszybciej mogła, na dwór – w przepoconym topie, bez spodni.

Dostała się do auta, otworzyła drzwi. Włożyła kluczyki i zaczęła odpalać.

Auto nie chciało ruszyć.

Jane, choć bardzo tego nie chciała, wyszła, obeszła auto w poszukiwaniu uszkodzeń.

Zobaczyła szmatę wepchniętą do rury wydechowej. Zaczęła ją wyciągać, gdy usłyszała krzyk:

– Jane!

Zobaczyła Marka, chwiejącego się przy drzwiach domu. Zaczął szybkim krokiem iść w jej stronę.

Wyrwała szmatę i pośpieszyła do kabiny.

Udało się jej odpalić. Miała ruszać, ale poczuła stłuczenie przy głowie.

Mężczyzna wybił szybę zakrwawioną pięścią. Złapał ją i wyciągnął. Czuła rozcinający ból od wystających resztek szkła.

Znalazła się na mokrej trawie z zimnymi dłońmi na szyi. Czuła wściekłość. Chciała normalnie żyć – i nagle zjawia się on.

Wbiła paznokcie w opuchniętą, zakrwawioną twarz swojego byłego męża.

Pociągnęła z całej siły, czując rozdzieranie pod palcami.

Mark krzyknął, a ona znalazła w sobie siłę, by go przepchnąć. Niezdarnie wstała i przyjrzała się mężczyźnie wijącemu się w konwulsjach na trawie.

Rozejrzała się wokół. Podeszła, schyliła się i podniosła kamień wielkości jabłka.

Podeszła do niego z powrotem. Ten leżał na plecach i patrzył na nią jednym sprawnym okiem. Nie widziała w nim żadnych emocji. Dostrzegła natomiast kroplę łzy spływającą po twarzy.

Podniosła kamień nad głowę i zamachnęła się z całej siły. Czuła, że trafiła na coś twardego. Zęby.

Mężczyzna chciał coś zrobić, ale zabrakło mu siły. Wył tylko jak umierające zwierzę.

Zamachnęła się po raz drugi. Tym razem kamień padł na nos i oczy. Po pięknej twarzy, którą kiedyś całowała, został tylko kawał mięsa.

Zrobiła to jeszcze trzy razy. Przy ostatnich dwóch były mąż nie wydawał już żadnych odgłosów.

Kiedy przestała i zobaczyła krwawą miazgę – zwymiotowała.

Wsiadła do auta – w pobarwionym na czerwono topie. Oczy wskazywały każde uczucie z osobna i żadne naraz. Włosy były rozczochrane, jakby dopiero obudziła się ze snu zimowego.

Kiedy jechała asfaltową drogą po opuszczeniu lasu, trzęsącą się dłonią włączyła radio.

Słysząc dźwięczną melodię ’O sole mio, popłakała się. I płakała jak nigdy dotąd.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Dziękuję za otagowanie. :)

Fabuła tak wciągnęła, że zainteresowałam się tylko nią. ;) Makabryczne zdarzenia. Niestety, ale mnóstwo par tak żyje – mówię o chwili przed wsadzeniem do więzienia męża. I jest to bardzo przykre oraz bolesne. Uratowałaś bohaterkę, lecz jej dalsze życie nie będzie już takie samo. 

Jak na 19 lat, to bardzo dojrzały tekst. :)

Klik do Biblioteki, pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Był tu pomysł na niezły horror, ale zamordowałeś go fatalnym wykonaniem. Ponadto mają tu miejsca wydarzenia, których nie uznałeś za stosowne wyjaśnić – nie wiadomo, co było ostatecznym powodem rozstania Jane i Marka, nie wiadomo też, dlaczego Mark trafił do więzienia, a już najbardziej nie wiadomo, skąd Mark wiedział, gdzie szukać Jane. 

Wykonanie, jak już wspomniałam, jest bardzo złe i obawiam się, że dopóki nie poprawisz warsztatu, lektura Twojej twórczości będzie mało satysfakcjonująca.

 

Dla­cze­go mój mąż taki nie był? – po­my­śla­ła… → Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

Proponuję: Dla­cze­go mój mąż taki nie był? – po­my­śla­ła…

Uwaga dotyczy też niewłaściwego zapisu myśli w dalszej części tekstu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów

 

Uchy­li­ła lekko okno w swoim sta­rym For­dzie, było jej go­rą­co. → Zbędne dookreślenie – uchylić to otworzyć tylko trochę. Zbędny zaimek – chyba nie jechała cudzym samochodem. Nazwy pojazdów piszemy małą literą.

Proponuję: Uchy­li­ła okno w sta­rym for­dzie, było jej go­rą­co.

 

Nie w środ­ko­wej – po­wie­dział spo­koj­nym gło­sem. → A może wystarczy: Nie w środ­ko­wej – po­wie­dział spo­koj­nie.

Wszak wiadomo, że mówiąc, używamy głosu.

 

Nie spo­dzie­wa­ła się, że ta po­zor­na roz­mo­wa prze­ro­dzi się ich pierw­szy kon­flikt, który za­koń­czy się krzy­kiem po jego stro­nie i pła­czem po jej. → Rozmowa nie była pozorna, była faktem. Krzyczy ktoś, ktoś płacze – nie ma krzyku ani płaczu po czyjejś stronie. Nadmiar zaimków. Lekka siekoza.

Proponuję: Nie przypuszczała, że po­zor­nie błaha roz­mo­wa prze­ro­dzi się w pierw­szy kon­flikt, zakończony krzykiem Marka i jej pła­czem.

 

nie miała po­ję­cia, która tym razem wy­trą­ci go z rów­no­wa­gi… → Raczej: …nie miała po­ję­cia, co tym razem wy­trą­ci go z rów­no­wa­gi

 

Ca­łość ro­bi­ła w po­śpie­chu, oba­wia­jąc się desz­czu, przez co po­bru­dzi­ła sobie lekko spodnie bło­tem. → Całość czego robiła? Zbędny zaimek.

Proponuję: Zro­bi­ła to w po­śpie­chu, oba­wia­jąc się desz­czu, przez co lekko zabłociła spodnie.

 

Wsia­dła po­now­nie do auta, wje­cha­ła do środ­ka „wy­po­czyn­ko­we­go ku­ror­tu” i za­par­ko­wa­ła na pod­jeź­dzie. → Wcześniej nie wysiadała, więc nie mogła wsiąść ponownie. Wiadomo, dokąd przyjechała, więc może wystarczy: Wsia­dła do auta, wje­cha­ła i za­par­ko­wa­ła na pod­jeź­dzie.

 

wnę­trza oświe­tlo­ne­go świa­tłem przez wiel­kie okna. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …wnętrza pełnego światła, wpadającego przez wiel­kie okna.

 

Zna­la­zła na ścia­nie pstry­czek i wnę­trze roz­ja­śnia­ło. → Dlaczego zapaliła światło, skoro – jak napisałeś w poprzednim zdaniu – pomieszczenie było jasne, dzięki wielkim oknom?

 

Rzu­ci­ła się jej w oczy po­dwój­na ka­na­pa, która była usta­wio­na na­prze­ciw sie­bie… → Jak jedna kanapa, nawet podwójna, może być ustawiona naprzeciw siebie???

Proponuję: Zobaczyła dwie kanapy usta­wio­ne na­prze­ciw sie­bie

 

Na ścia­nach – zdję­cia zna­jo­mej wraz z mężem… → Wcześniej o właścicielce domu pisałeś, że to przyjaciółka Jane. Przyjaciółkaznajoma to nie synonimy.

 

Dalej prze­mie­rza­ła domek, ale teraz nie jako zwie­dza­ją­cy – bar­dziej jak łowca. → Domek sugeruje, że to niewielka budowla, a wcześniej napisałeś, że to dom piętrowy. Nie wydaje mi się, aby domek można przemierzać.

Sokoro piszesz o kobiecie, to dlaczego używasz formy męskiej?

Proponuję: Chodziła po domu, ale teraz nie jako zwie­dza­ją­ca – bar­dziej jak poszukiwaczka.

 

W tym wy­pad­ku: łowca kuch­ni, ła­zien­ki i może ja­kiejś su­szar­ki. → W tym wy­pad­ku poszukiwaczka kuch­ni, ła­zien­ki i może ja­kiejś su­szar­ki.

 

Obok ku­chen­ki na bla­cie leżał czaj­nik→ Obok ku­chen­ki na bla­cie stał czaj­nik

 

Ta – mimo wy­so­kie­go po­rząd­ku… → Można wysprzątać łazienkę na wysoki połysk, ale nie wydaje mi się, aby porządek mógł być wysoki.

Proponuję: Ta – mimo idealnego po­rząd­ku

 

nie mar­twi się o kosz­ta pod­czas… → …nie mar­twi się o kosz­ty pod­czas

 

uży­wa­jąc do tego mydła w pły­nie le­żą­ce­go na umy­wal­ce… → Zakładam, że mydło było w pojemniku, więc: …uży­wa­jąc do tego mydła w pły­nie, stojącego na umy­wal­ce

 

Nim się zo­rien­to­wa­ła, le­ża­ła na ka­na­pie, przy­kry­ta kocem, z włą­czo­nym te­le­wi­zo­rem. → Czy dobrze rozumiem, że leżała na kanapie z włączonym telewizorem?

Proponuję: Nim się obejrzała, le­ża­ła pod kocem na ka­na­pie. Włączyła telewizor.

 

– …nie po­wi­nie­neś tu być. – skok. → – …nie po­wi­nie­neś tu być. – Skok.

Sprawdź zapis dialogów w dalszej części tekstu.

Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.

 

świa­tło księ­ży­ca i miej­skich lamp oświe­tla­ło ich… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …blask księ­ży­ca i miej­skie lampy oświe­tla­ły ich

 

Jed­nak kiedy za­czął śpie­wać O sole mio, gra­jąc w tym samym cza­sie na swoim in­stru­men­cie… → Jed­nak kiedy za­czął śpie­wać „O sole mio”/ O sole mio, akompaniując sobie na in­stru­men­cie

Tytuły ujmujemy w cudzysłów lub piszemy kursywą.

 

Była ospa­ła… → Pewnie miało być: Była zaspana

Sprawdź znaczenie przymiotnika ospały.

 

Czaj­nik nie miał żad­nej formy gwizd­ka, więc tylko strze­lał parą. Był srebr­ne­go ko­lo­ru me­ta­lu, który wy­da­wał się nie­zwy­kle na­grza­ny. → Brzmi to fatalnie.

Proponuję zwyczajnie: Metalowy czaj­nik nie miał gwizd­ka, więc tylko strze­lał parą.

Rozumiem, że rozgrzany czajnik ma do odegrania rolę w dalszej części tej historii, ale to dość dziwne, że w tym zamożnym domu nie było czajnika elektrycznego, który sam by się wyłączył.

 

Po dro­dze sta­ra­ła się po­zbie­rać myśliwy­my­ślić… → Brzmi to nie najlepiej.

Proponuję: Po dro­dze sta­ra­ła się po­zbie­rać myśli i uprzytomnić sobie

 

Nagle stanęła. Coś poczuła. Wanilia. → Nie bardzo chce mi się wierzyć, że facet, który od jakiegoś czasu siedzi w więzieniu, nadal pachnie wanilią.

 

ale za bar­dzo się bała, by się od­wró­cić. Po­tknę­ła się… → Siękoza.

Proponuję: …ale była zbyt przerażona, by spojrzeć za siebie. Po­tknę­ła się

 

wbie­gła na scho­dy i naj­szyb­ciej, jak mogła, po nich we­szła. → Dlaczego wbiegła na schody, a potem po nich szła?

 

Nie my­śląc wiele, po­bie­gła przed sie­bie – wbie­gła do sy­pial­ni. → Brzmi to nie najlepiej.

Proponuję: Nie my­śląc wiele, po­bie­gła przed sie­bie – wpadła do sy­pial­ni.

 

Spore szare za­sło­ny na jed­nej ze ścian… → Co to znaczy, że zasłony były spore?

 

Bo­la­ły ją nogi od prze­wró­ce­nia… → A może: Po upadku bolały ją nogi

 

Sku­pi­ła całą swoją uwagę… → Zbędny zaimek.

 

Sły­sza­ła, że ktoś idzie do po­ko­ju na lewo od scho­dów. Jeśli do­brze za­pa­mię­ta­ła – była tam gar­de­ro­ba. → Skąd to wiedziała, skoro pierwszy raz była na piętrze i natychmiast weszła do sypialni???

 

pchnię­cie drzwi. Na tym pię­trze było ich sześć. → …pchnię­cie drzwi. Na tym pię­trze było ich sześcioro.

Kiedy zdążyła policzyć drzwi na piętrze???

 

ale by wy­ksztu­sić z sie­bie: → Wystarczy: …ale by wy­ksztu­sić:

 

Za­czę­ła zwią­zy­wać wszyst­ko, co wpa­dło jej w ręce: koł­dra, koc, prze­ście­ra­dło. → Obawiam się, że kołdry z kocem związać się chyba nie da.

 

Usłyszała kroki – tym razem szybsze niż wcześniej. W kilka sekund znalazły się od schodów przy jej drzwiach. → Co to znaczy, że kroki znalazły się od schodów przy jej drzwiach???

 

nowo na­by­ta broda tylko do­da­wa­ła mu wieku. → Nie wydaje mi się, aby brodę można nabyć.

Proponuję: Zapuszczona broda tylko dodawała mu lat. Lub: Zapuszczona broda jeszcze go postarzała.

 

Miał na sobie szary dres, który nie miał wiele wspól­ne­go z przy­tul­nym do­mo­wym odzie­niem. → Powtórzenie.

Proponuję: Miał na sobie szary dres, który nie przypominał przy­tul­nego domowego stroju.

 

Ob­rzu­cił ją spoj­rze­niem od góry do dołu, przy­sta­jąc na chwi­lę na na­gich no­gach. → Kto przystanął na nagich nogach?

A może miało być: Ob­rzu­cił ją spoj­rze­niem od góry do dołu, na chwi­lę zatrzymując wzrok na na­gich no­gach.

 

chwy­ci­ła za rącz­kę czaj­ni­ka… → …chwy­ci­ła rącz­kę czaj­ni­ka… Lub: …chwy­ci­ła czajnik za rącz­kę

 

na pral­ce leżał stos jej rze­czy wy­cią­gnię­tych ze spodni. → Co takiego miała w spodniach, że utworzył się z tego stos?

 

Usły­sza­ła kroki. Szyb­kie, dłu­gie, mści­we. → Jak słuchem rozpoznaje się długość i mściwość kroków?

 

pasta do zębów, mydło, parę fio­lek per­fum… → Raczej: …pasta do zębów, mydło, parę flakoników per­fum…

 

Łzy roz­ma­zy­wa­ły jej obraz. → Łzy roz­ma­zy­wa­ły obraz.

 

Tym razem w oczach kształ­to­wa­ło się zdzi­wie­nie. → Tym razem w oczach pojawiło się zdzi­wie­nie.

 

Od­sło­nił rękę, a spod niej uj­rza­ła w po­ło­wie opa­rzo­ną twarz za­la­ną krwią. → Ręka nie była zasłonięta, więc nie mógł jej odsłonić.

Proponuję: Odsunął rękę, a pod nią uj­rza­ła twarz w po­ło­wie opa­rzo­ną i za­la­ną krwią.

 

Wy­bie­gła, jak naj­szyb­ciej mogła, na dwór – w prze­po­co­nym topie, bez spodni. → Wiadomo, jak była ubrana, bo już o tym pisałeś.

 

Wy­rwa­ła szma­tę i po­śpie­szy­ła do ka­bi­ny. → Do jakiej kabiny?

 

Wbiła pa­znok­cie w opuch­nię­tą, za­krwa­wio­ną twarz swo­je­go by­łe­go męża. Po­cią­gnę­ła z całej siły, czu­jąc roz­dzie­ra­nie pod pal­ca­mi. → Zbędny zaimek. Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Wbiła pa­znok­cie w opuch­nię­tą, za­krwa­wio­ną twarz by­łe­go męża i po­cią­gnę­ła z całej siły, rozdzierając ją.

 

po­bar­wio­nym na czer­wo­no topie. → …pobrudzonym/ poplamionym na czer­wo­no topie.

 

Oczy wska­zy­wa­ły każde uczu­cie z osob­na i żadne naraz. → W jaki sposób oczy wskazują uczucia?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lukista nanieś poprawki sugerowane przez Regulatorzy, by dać szansę innym użytkownikom na przyjemną lekturę.

Ponadto, żeby otrzymywać komentarze warto odnosić się do tych już otrzymanych. 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

bruce Dzieki za komentarz i klik! Bardzo miło, że się podobało :)

regulatorzy rozumiem większość uwag i biorę się do poprawy tekstu, jednak mam pewne zastrzeżenia. 

Była ospała… → Pewnie miało być: Była zaspana…

ospały – pozbawiony energii, ociężały i apatyczny

Nie wydaję mi się żeby było to niepasujące słowo, to wszak chciałem przekazać.

 

Po drodze starała się pozbierać myśli i wymyślić… → Brzmi to nie najlepiej.

Proponuję: Po drodze starała się pozbierać myśli i uprzytomnić sobie…

hmm w moim co prawda nie za długim życiu nigdy nie spotkałem się z takim stwierdzeniem. Może to moja ignorancja bądź nikły zasób słownictwa ale brzmi mi to zbyt formalnie i wyrwanie z książki pokrytej kurzem ze skórzaną oprawą.

 

Nagle stanęła. Coś poczuła. Wanilia. → Nie bardzo chce mi się wierzyć, że facet, który od jakiegoś czasu siedzi w więzieniu, nadal pachnie wanilią.

Założyłem, że zorganizował sobie produkt który był dla niego ważny. Chociaż rozumiem, że może brzmieć to nie do końca przekonująco. 

 

Spore szare zasłony na jednej ze ścian… → Co to znaczy, że zasłony były spore?

Może bardziej "rozłożyste"? Chodziło mi o to, że pokrywają znaczącą część ściany. 

 

…na pralce leżał stos jej rzeczy wyciągniętych ze spodni. → Co takiego miała w spodniach, że utworzył się z tego stos?

Pęk kluczy wraz ze smyczą w moim wyobrażeniu tworzą już mały stosik. 

 

Wyrwała szmatę i pośpieszyła do kabiny. → Do jakiej kabiny?

Nie tak mówi się o wnętrzu auta?

 

Na początku ten komentarz wydawał mi się gorzką pigułką jednak teraz postrzegam ją jako słowa starego, oziębłego lecz chcącego dobrze mistrza. Dziękuję za włożony czas w lekturę i poprawę mojego tekstu. :)) 

Ambush poprawki zostaną naniesione a odpowiedzi udzielone. Chociaż robię to z nieakceptowalną wewnętrznie częstotliwością odpowiadam na każdy z nich. 

 

Liczę, że w przyszłości lektura moich tekstów okażę się bardziej satysfakcjonująca i wielkie dzięki za 

poświęcony czas mej skromnej twórczości. c: 

Nie wydaję mi się żeby było to niepasujące słowo, to wszak chciałem przekazać.

Twoje zdanie brzmi: Otworzyła oczy i zorientowała się, że w kominku jest napalone. Była ospała… – O kimś kto budzi się z drzemki i jeszcze leży, nie powiem, że jest ospały. Może kiedy wstanie i będzie się poruszał wolno i apatycznie, pewnie tak o nim powiem, ale po przebudzeniu, chwilę po otworzeniu oczu człowiek jest zaspany, nie ospały

 

hmm w moim co prawda nie za długim życiu nigdy nie spotkałem się z takim stwierdzeniem. Może to moja ignorancja bądź nikły zasób słownictwa ale brzmi mi to zbyt formalnie i wyrwanie z książki pokrytej kurzem ze skórzaną oprawą.

Twoje sformułowanie: … starała się pozbierać myśliwymyślić… – brzmi źle, bo mamy tu powtórzenie. Uprzytomnić coś sobie nie jest słowem brzmiącym formalnie, nie jest też wyrwane ze starej książki. Jest słowem używanym współcześnie i znaczy to samo co zdać sobie z czegoś sprawę/ uzmysłowić sobie.

 

Spore szare zasłony na jednej ze ścian… → Co to znaczy, że zasłony były spore?

Może bardziej "rozłożyste"? Chodziło mi o to, że pokrywają znaczącą część ściany. 

A może: Większą część jednej ze ścian pokrywały zasłony, między nimi drzwi na balkon.

 

Pęk kluczy wraz ze smyczą w moim wyobrażeniu tworzą już mały stosik. 

Stosik jest mały z definicji, więc stosik tak, ale nie stos, a właśnie tego określenia użyłeś.

 

Wyrwała szmatę i pośpieszyła do kabiny. → Do jakiej kabiny?

Nie tak mówi się o wnętrzu auta?

Kabina jest pomieszczeniem wydzielonym, np. kabina prysznicowa czy szoferka w samochodzie ciężarowym, a Jane przyjechała samochodem osobowym – w nim nie było kabiny. Samochód osobowy nie jest kabiną.

 

Dziękuję za włożony czas w lekturę i poprawę mojego tekstu. :)) 

Bardzo proszę, Lukisto. Niezmiernie mi miło, że doceniłeś łapankę. Jestem przekonana, że z czasem Twoje opowiadania będą coraz ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

Powodzenia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka