- Opowiadanie: Czarodniej - Rozdział I. Podróż do zatracenia

Rozdział I. Podróż do zatracenia

Oceny

Rozdział I. Podróż do zatracenia

Plac Nocy wypełniało kilkudziesięciu niewolników shadar-kai oraz krinthów, którzy krzątali się wśród poustawianych rzędem skrzyń. W klatkach stały domowe zwierzęta. Trwał załadunek.

 Wszystko to działo się pod ogromnymi wrotami czarnego Eclipserium, którego majestatyczne mury pięły się wysoko zakończone szpicami. Wrota liczyła kilkanaście sążni wzwyż. Dwa potężne skrzydła wrót liczyły po kilka sążni jedno. Bogato zdobiony portal przedstawiał historię od Upadku po przeniesienie miasta przez Telamonta Tanthula na Plan Cienia do powstania Miasta Cienia. Nad wrotami znajdował się kunsztownie wykonany relief przedstawiający pierwsze walki arkanistów z malaugrymami, a pod nim widniała inskrypcja w języku Loross.

 U wielkich wrót Eclipserium stała drowka, która ze spokojem i uwagą notowała każdą rzecz wnoszoną do środka. Stała przy wysokiej skrzyni nakrytej materiałem, która służyła jej za pulpit. Jej czerwone kocie oczy śledziły wszystko, co się dzieje na schodach. Dwa krinthy targały właśnie po schodach ogromną skrzynię. Rosłe szaroskórne osiłki przypominające trochę bardziej ludzkie orki głośno stękały.

– Jeśli to upuścicie, to zabiję – groziła z niezachwianym spokojem drowka. Jej długie, proste i śnieżnobiałe włosy opadały na gołe ramiona, zakrywając dwie strony jej pięknej twarzy niczym półprzezroczyste zasłony. Nosiła długą purpurową sukienkę, która posiadała po bokach obfite wcięcia, z których wystawały jej dwie długie i kształtne nogi zwieńczone srebrnymi szpilkami.

 Tuż za nimi wchodziła niespiesznym krokiem bladolica Netheryjka o kruczoczarnych gęstych włosach i ogromnych oczach. Kręcone pukle sterczały na wszystkie strony, a skromna czarna suknia zastępowała szaty arkanisty. Dwa osiłki mocowały się chwilę na schodach ze skrzynią, aż w końcu udało im się wejść do środka. Netheryjka podeszła do drowki stojącej u szczytu schodów.

– Seneszalu Triangul – zwróciła się bezpośrednio do drowki, gdy zbliżyła się do skrzyni przy której stała mroczna elfka.

– Dla Ciebie Pani Seneszalu – odparła sucho drowka i wpatrywała się wzrokiem rasowego drapieżnika w Netheryjkę.

– Pani Seneszalu Triangul – poprawiła się bez słowa sprzeciwu Netheryjka.

– Tak lepiej Nymko – oznajmiła drowka, a jej wyraz oczu raptownie się zmienił.

– Nazywam się Nymphina Pani Seneszalu – zauważyła nieśmiało Nymphina.

– Nymiphina czy Nymka, mało mnie to interesuje – odpowiedziała lekceważąco Seneszal Triangul. – Czego chcesz? Nie widzisz, że jestem teraz zajęta?

– Zakupiłam to, o co prosił Kwatermistrz – oznajmiła Nymphina.

– Gdzie to jest? – zapytała jedynie Seneszal Triangul.

– Znajduje się w górnej części miasta. Potrzeba dwóch krinthów, żeby to przenieść – tłumaczyła Netheryjka.

– Do niczego się nie nadajesz! – wykrzyknęła nagle drowka. – Wy dwaj! – zwróciła się do dwóch krinthów wychodzących z pałacu. – Idźcie z nią. Krinthy bez słowa ruszyły za schodzącą po schodach Nymphiną. – I spróbujcie tylko coś uszkodzić, a zabiję! – krzyczała za nimi.

– Dobrze się bawisz siostro? – zapytała kolejna drowka, która wyłoniła się z pałacu chwilę po dwóch osiłkach.

– Nasz podskarbi znalazł to, o co go prosiłam – oznajmiła mroczna elfka na widok swojej siostry.

– Wyśmienicie – powiedziała drowka i zbliżyła się do pulpitu, przy którym stała Seneszal Triangul. – Widzisz Cobralis, moja droga, twoje wdzięki działają bardziej niż myślisz – powiedziała drowka i delikatnym matczynym ruchem pogłaskała policzek swojej siostry. Gdy jej dłoń odgarnęła jedną ze śnieżnobiałych zasłon ukazał się policzek Cobralis, przez którego całą długość przechodziła stara i dawno zagojona blizna. – Już wkrótce będziemy miały go w garści – stwierdziła z satysfakcją i zaczęła powoli schodzić.

– Tarantullo! – zawołała za nią Cobralis. – W komnatach czeka na Ciebie mały prezent ode mnie i Scorpii.

– Doprawdy? – zadziwiała się Tarantulla.

– Nie zwlekaj zbyt długo, żeby nie stracił świeżości – dodała tajemniczo Cobralis i wróciła do swoich obowiązków.

 Tarantulla uśmiechnęła się pod nosem i kontynuowała schodzenie. Wyglądała o wiele poważniej i dostojniej od swojej roznegliżowanej siostry. Śnieżnobiałe włosy zostały związane w długą kitę. Tarantulla nosiła drobny srebrny diadem misternie zdobiony detalami łudząco upodobniającymi go do pajęczych nici. Uszy zdobiły duże złote kolczyki w kształcie łez. Na odsłoniętej szyi wisiał naszyjnik. Ramiona dzierżyły dwa kute naramienniki, a z tyłu powiewał długi kapłański płaszcz. Resztę garderoby dopełniała długa i prosta suknia z dekoltem oraz solidne sandały.

 Cobralis podpatrywała na starszą siostrę, nim ta nie zniknęła za jednym z budynków w mrocznych ulicach Miasta Cieni.

 

*  *  *

 

 Na tle pokrytego czarnymi smugami nieba wznosił się ogromnych rozmiarów pałac ze strzelistymi wieżyczkami wyrastającymi wysoko ku mrocznemu niebu.

– Spójrz na nie Eumenixie, spójrz, jakie jest wspaniałe! – zachwycała się kobieta obleczona w nieprzeniknioną czerń. – Nasze Eclipserium!

– Tak jest Księżno – odparł Eumenix, który stał tuż obok kobiety i spoglądał na lewitujący w oddali pałac.

– Nasz dom! – zachwycała się Księżna.

– Nasz dom – powtarzał wiernie Eumenix.

 Księżna zamilkła i spoglądała na Eclipserium z niestygnącym podziwiem w okolonych mrokiem oczach. Arystokratycznych oczach pomroków. Oczach wysoko urodzonych arkanistów zespolonych z esencją cienia. Jej długie kruczoczarne włosy przechodziły miejscami we fiolet, srebrzyły się pojedynczymi pasemkami, to wyłaniając, to niknąc na powrót w ich zaczesanym do tyłu potoku. Eumenix przyglądał im się jeszcze chwilę nim Księżna nie założyła na głowę szerokiego kaptura, którym zakryła całą głowę. Trudno było jednoznacznie określić jej wiek. Mogła mieć równie dobrze trzydzieści, co dwieście lat. Emanowała od niej aura tajemniczości, powabu i mrocznej energii, przez którą nikomu nie udało się przeniknąć.

– Przejdźmy się Eumenixie – poprosiła Księżna, gdy ocknęła się z chwilowej egzaltacji.

 Eumenix bez słowa dołączył do boku Księżnej. Szli spacerem. Księżna z przodu, Eumenix tuż za po prawej stornie.

– Do Eclipserium dołączy nowy załogant – powiedziała po krótkiej chwili Alamandra spod kaptura. – Jego obecność jest pewnym ustępstwem, na które musiałam pójść wobec Rady Cieni. Proszę, nie pytaj mnie o szczegóły mojej osobistej porażki – tłumaczyła Alamandra, której kaptur obracał się czasem w stronę Eumenixa, lecz nie na tyle, aby ukazać twarz Księżnej. – Wiem jedynie tyle, że Archiwum pragnie poznać sposoby kartografii, które rozwija nasz wspólny przyjaciel – tłumaczyła dalej.

– Zircoon nie będzie zachwycony – odparł Eumenix.

– Z pewnością – potwierdziła Alamandra i cicho się zaśmiała. – Ważne jednak, że już niebawem nas tu nie będzie i tak naprawdę tylko to się liczy – podsumowała Alamandra, po czym nie poruszała już więcej tematu.

 Mieszkańcy miasta gonili za codziennymi sprawunkami. Naprzeciwko nich szły szykownie wystrojone damy, które dygnęły Alamandrze, ale ta nawet nie spoglądała w ich stronę. Eumenix złożył należyty ukłon paniom, gdy się z nimi mijali. Ich miny wyglądały na zakłopotane.

– Nasze Eclipserium jest na ustach całego Miasta Cieni – przemówiła nagle Księżna, jakby całe zdarzenie dotarło do niej z opóźnieniem. – Mówią Alamandra Tanthul! Odkrywczyni Planu Cienia! Eclipserium Wielkich Arkanistów! – Ale… – tutaj Alamandra się zatrzymała i odwróciła do Eumenixa. – To miasto nie zasługuje na nie.

 Eumenix spoglądał w milczeniu na Księżną, która natychmiast się od niego odwróciła i szła dalej wolnym krokiem. Szli wzdłuż niskiego parkanu, za którym rozciągał się widok na niżej położoną część miasta. Alamandra spoglądała raz za razem poprzez ogrodzenie gdzieś w stronę podziwianego jeszcze niedawno Eclipserium lub w dół miasta, to znów patrzyła przed siebie lub zwieszała głowę w cichej zadumie.

– Co zrobisz mój drogi Eumenixie, gdyby Eclipserium przestało nagle istnieć? Gdyby uległo zniszczeniu? – zapytała nagle ledwo słyszalnym głosem.

– Wybudowałbym dla nas kolejne Księżno – odparł bez zawahania Eumenix. – Jeszcze piękniejsze, jeszcze wspanialsze.

– Jeśli przestanie istnieć Miasto Cieni? Co wtedy?

– Ale istniałoby Eclipserium?

– Tak.

– Nic. Eclipserium to mój dom. Tylko ono się liczy.

– Wiem Eumenixie – powiedziała Alamandra i zatrzymała się, aby następnie obrócić się do swojego towarzysza. – Poleciałbyś nim ze mną nawet do Dziewięciu Piekieł? – zapytała, a jej nabiegłe mrokiem oczy błysnęły purpurą. Eumenix bez słowa ukląkł na kolano z poddańczym gestem zwieszonej głowy.

– Do wszystkich Piekieł Księżno! – odparł głośno.

 Chwilę tak stali, jakby Alamandra napawała się sceną okazania jej bezgranicznego oddania. Ale gdyby Eumenix zadarł do góry głowę, dostrzegłby na obliczu Księżnej wewnętrzną walkę, która przez jedną krótką chwilę wyłoniła się spoza mrocznej prezencji.

– Wstań – rozkazała władczym tonem. Eumenix natychmiast się podniósł i wpatrywał się z wyczekiwaniem w oblicze Księżnej Alamandry Tanthul. Stan jego ducha zdradzał, że gdyby w tym momencie Alamandra kazałby mu rzucić się przez parkan, zrobiłby to bez zbędnej zwłoki. Alamandra wydawała się to dostrzegać, a na jej twarzy błyszczały purpurą ciemne oczy. Mierzyła Eumenixa wzorkiem.

 Eumenix Perul nosił na sobie czarny schludny mundur ze stójką, a na to nałożony złoty metalowy napierśnik, który chronił ramiona i klatkę piersiową do splotu słonecznego, gdzie na samym środku widniała złota czaszka z białą perłą wbitą w czoło. Był to herb rodowy Peruli. Eumenix był postawnym i dobrze zbudowanym Netheryjczykiem o bladej wpadającej w niebieskie tony karnacji. Był zupełnie łysy. Najwięcej uwagi zwracały jego głęboko osadzone oczy schowane w cieniu, zza którego przebłyskiwały białe refleksy gałek ocznych.

– Czeka nas zatem daleka podróż Eumenixie – powiedziała Alamandra. – Podróż w przepastne głębie Planu Cienia i dalej. Podróż do zatracenia. – mówiła dalej do siebie Alamandra. –

Jak życie – dodała na koniec.

– Życie jest podróżą bez końca – usłyszała za sobą słowa Eumenixa.

 Głowa Alamandry zastygła w kierunku zwróconym na Eclipserium, do którego zbliżali się coraz bardziej. Eumenix widział jej prawy profil, który wyłaniał się czasami zza kaptura wraz z kilkoma pasmami jej kruczoczarnych włosów. Wciąż szli spacerowym tempem wzdłuż parkanu. Nie odwróciła się do Eumenixa, tylko położyła jedną z dłoni na poręczy, którą przesuwała powoli i nieprzerwanie, pozostawiając ją nieco z tyłu, blisko idącego za nią towarzysza. Dotykała poręczy wierzchem dłoni, aż nie doszli do schodów prowadzących w dół.

– Dopilnuj załadunku Kwatermistrzu – powiedziała cicho Alamandra i odeszła w cień, gdzie momentalnie zniknęła.

 Eumenix stał jeszcze chwilę po jej zniknięciu i wpatrywał się w delikatny cień, który rzucała jedna ze ścian budynku. Między nimi prowadziły schody prosto w dół, aż na Plac Nocy, przy którym stało Eclipserium. Rozejrzał się po niewielkim zbiorowisku mieszkańców przechadzających się ulicami. Wśród nich dostrzegł w oddali ledwo widocznego podskarbiego Nymphinę prowadzącą za sobą dwóch rosłych krinthów. Rozpoznał ją po skaczącej burzy loków na głowie. Zdążył ich złapać wzrokiem dokładnie wtedy, gdy znikali za jednym z zakrętów. Przyglądał się tłumowi jeszcze przez jakiś czas. Dotknął ręką wiszącej u pasa złotej maski, odwrócił się i zaczął schodzić na Plac Nocy.

 

*  *  *

 

 Dokładnie w momencie, kiedy czarny kapłański płaszcz Tarantulli znikał za ścianą, po drugiej stornie placu u wylotu schodów prowadzących do górnych dzielnic Miasta Cienia pojawił się Eumenix. Jeden z kącików ust Cobralis powędrował do góry.

 Kwatermistrz Perul szedł powolnym miarowym krokiem z rękoma za plecami i lustrował uważnie pracę tragarzy. Jego rodowe popiersie wyróżniało go wśród ubranych w łachmany niewolników. Często zatrzymywał się i wydawał polecenia robotnikom, którzy natychmiast wykonywali wyznaczone im zadania. Wystarczyło tylko, że wskazał na coś ręką, aby przenoszona akurat rzecz została odstawiona. Cobralis przypatrywała się temu wszystkiemu ze szczytów schodów z błyskiem kocich oczu. Wystarczyło tylko, że Kwatermistrz się pojawił, a ruch się ożywił. Robota szła sprawniej. Niewolnicy biegali po schodach w tę i z powrotem pod czujnym okiem arkanisty. Eumenix stał jeszcze chwilę u dołu schodów zwrócony twarzą do placu i wydawał kolejne polecenia, po czym odwrócił się zaczął powoli po nich wchodzić. Wydawało się, że dopiero wtedy dostrzegł Cobralis, która machała do niego długim białym piórem.

– Kwatermistrzu Perul – dygnęła z gracją zza swej imitacji pulpitu.

– Ilu zjawiło się już Eclipseriuszy? – zapytał Eumenix z beznamiętnym wyrazem twarzy.

– Brakuje jedynie Księżnej Tanthul i Kapłanki Triangul – odpowiedziała posłusznie Cobralis.

– Dlaczego Nymphina nie uczestniczy w załadunku? – dopytywał się Kwatermistrz.

– Dostrzegłyśmy podczas załadunku felerny towar – odparła Cobralis. – Poszła z dwoma krithami naprawić powstałą pomyłkę. – Tłumaczyła dalej, po czym wszła zza skrzynki. Gdy zbliżała się do arkanisty trzymała w ręku długie białe pióro, którym obracała dla zabawy w palcach. Na każdym kroku zgrabna noga wyłaniała się spod purpurowych woalów sukni, a biodra kołysały się uwodzicielsko na boki. Dopiero teraz można było dostrzec, jak wysokie jest wcięcie sukni, które kończyło się ponad biodrami. – Całe sprawozdanie z załadunku znajdzie się u Kwatermistrza jeszcze dziś – powiedziała powoli i spokojnie Cobralis, a jej naturalnie fioletowe i ponętne usta uśmiechały się przymilnie ponad białem piórem, którym głaskała swoją twarz. – Dostarczę je osobiście – zakończyła z oczami łaszącego się kota.

– Oczekuję również sprawozdania podskarbiego. Czekam w Kwaterach Zarządcy – odrzekł Kwatermistrz Perul z zimnym wyrazem twarzy i wszedł do Eclipserium.

 Cobralis spoglądał za nim jeszcze przez moment z czarującym wyrazem twarzy, po czym odwróciła się zupełnie odmieniona. Lustrowała otoczenie z agresją w kocich oczach, aż nie zjawił się w jej pobliżu jeden z shadar-kai, który niósł po schodach skrzynię z owocami. Niewolnik unikał kontaktu wzrokowego z Seneszalem i przeszedł ze spuszczoną głową obok prowizorycznego pulpitu, przy którym stała Cobralis. Mroczna elfka przeczekała moment, aż niewolnik ją mnie, aby niespodziewanie smagnąć go po plecach powstałym w jej dłoni długim biczem. Uderzenie było dotkliwie i rozdarło niewolnikowi łachmany, które okrywały mu plecy. Ten jednak nie padł na ziemię, ale upuścił skrzynkę. Owoce sturlały się ze schodów. Cobralis uśmiechnęła się pod nosem.

– Śmieciu! – krzyknęła na niego z nienawiścią. – Jak śmiesz!?

– Ja… – chciał tłumaczyć się shadar-kai, ale Cobralis mu szybko przerwała.

– Zamknij pysk! – krzyczała. – Jesteś jedynie głupim zwierzęciem! – podniecała się coraz bardziej i zaczęła batożyć nieszczęśnika raz za razem, aż nie wyłożył się zemdlony na schodach. Cobralis jednak nie przestawała, tylko dalej batożyła nieruchome ciało, które głucho przyjmowało kolejne razy. Trwało to jeszcze chwilę, zanim przestała i z lekką zadyszką spojrzała na zakrwawione zwłoki. Stojący na schodach tragarze czekali cierpliwie, aż Seneszal skończy, po czym bez słowa kontynuowali pracę, jakby nic nie miało miejsca. Przechodzili obok zwłok, a kolejni robotnicy przesuwali je kolejnymi kopniakami, żeby nie zawadzało w dalszej pracy. Upuszczoną skrzynkę szybko podniesiono i pozbierano owoce. Cobralis stała bez słowa i uśmiechała się pod nosem.

– Wy dwaj! – zawołała do dwóch niewolników, którzy przechodzili akurat obok. – Wyrzucić to ścierwo, żeby nie brukało schodów Eclipserium. Znaleźć zastępstwo i umyć stopnie. Natychmiast! – rozkazywała dalej.

 Schody uprzątnięto, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Załadunek miał się ku końcowi. Rychło w czas, ponieważ Placem Nocy szła Alamandra eskortowana przez straż monarszą. Towarzyszyła jej Tarantulla. Dwie kobiety dyskutowały żywo, aż nie dotarły do podnóża schodów, gdzie straż zatrzymała się, zasalutowała i odmaszerowała.

– Księżno – ukłoniła się nisko Cobralis. – Załadunek prawie gotowy.

– Doskonale Seneszalu Triangul – odparła Alamandra i wróciła do rozmowy z Tarantullą. Tarantulla zdążyła posłać swojej siostrze szybki uśmiech. Obie zniknęły we wrotach.

 Tuż po nich na Placu Nocy pojawiła się Nymphina i dwoje krinthów targających z niemałym wysiłkiem podłużną skrzynię przypominającą prowizoryczną trumnę. Nymphina wydawała się podenerwowana już z daleka.

– Już jest Pani Seneszalu! – krzyczała wchodząc po schodach.

– Nie wrzeszcz tak dziecko – oznajmiła jej Cobralis. – Wy dwaj! – krzyknęła do niosących skrzynię. – Za mną! Ty! – zwróciła się do Nymphiny. – Sprawdź tę listę dokładnie i przynieś do Kwatery Zarządcy – rozkazała i zniknęła we wrotach Eclipserium, a za nią spocone krinthy.

 

*  *  *

 

– Za dużo teatralnych sztuczek, za mało działania – mówiła kobiecym głosem unosząca się w powietrzu złota maska. Wydawało się, że stoi za nią czyjaś ciemna i niewyraźna sylwetka. Postać ta zdawała się przypominać w zarysach człowieka, a nawet kobiece kształty. Humanoidalna postura wyłaniały się ze skondensowanej mrocznej mgły, aby zaraz w niej zniknąć. Mroczne widmo rozpływało się w powietrzu, ale natychmiast na nowo się materializowało, jakby trwało w procesie wiecznie niekończącej się entropii.

– Jak widać po drowkach, teatralne pozy i maski czasem się sprawdzają, a na działanie przyjdzie jeszcze czas – odparł Perul, który siedział przy swoim wielkim czarnym biurku i kreślił coś zawzięcie piórem. – Archiwum jest kilka ruchów do tyłu – stwierdził, gdy zakończył pisanie.

– Czy Księżna wie o przepowiedni? – zapytała złota maska.

– Z pewnością – odparł Kwatermistrz Perul. – Pytanie tylko ile?

– Kolejny arkanista, to kolejny problem – zauważyła złota maska.

– To cała gromada problemów – zauważył Eumenix z lekkim westchnięciem. – Zobaczymy po której stornie opowie się Księżna.

– Czy to nie oczywiste? – pytała maska. – Pozwoliła wejść intruzowi do Eclipserium.

– Myślę, że nie chce sobie brudzić sama rąk – stwierdził chłodno Kwatermistrz Perul, po czym wstał i wyjrzał za okno na prawie pusty Plac Nocy.

– To ani trochę nie czyni z niej sojusznika – powiedziała złota maska, która usiadła za biurkiem Eumenixa i spoglądała w jego stronę.

– Nie, nie czyni – zgodził się Eumenix. – Czyni za to kogoś wahającego się między…

– Zdradą a lojalnością? – zapytała maska.

– Poddaństwem a wolnością wobec Rady Cieni, a może nawet własnego rodu – odpowiedział Eumenix i odwrócił się w stronę złotej maski, której cień wypełniał fotel.

– To niewiele przesądza – stwierdziła sucho złota maska.

– Nie, ale jest małą nagrodą za poświęcenie wszystkiego dla Eclipserium, a w naszym położeniu, trzeba się cieszyć z każdej nagrody – zaoponował Eumenix.

 Do drzwi komnaty zapukano. Cień zsunął się na podłogę, a złota maska opadła na fotel. Eumenix podszedł do niej i podniósł, aby zawiesić ją sobie u pasa, gdzie zazwyczaj spokojnie spoczywała, towarzysząc mu na każdym kroku.

– Wejść! – rozkazał i stanął za biurkiem.

– Kwatermistrzu Perul – zaczęła uroczystym tonem Cobralis, która przeszła szybkim krokiem przez drzwi i stanęła obok. – Prezent od Eclipserium – zaanonsowała i przez drzwi przeszły dwa rosłe krinthy, które ku zdziwieniu Eumenixa wniosły do komnaty ogromną skrzynię, którą postawili, opierając o pierwszy z filarów.

– Co to ma znaczyć? – nie krył zdziwienia Eumenix.

– Wyjść! – rozkazała zasapanym krinthom Cobralis i zamknęła za nim drzwi komnaty. – Proszę podejść Kwatermistrzu. Proszę otworzyć – zachęcała na powrót odmienionym pełnym słodkości głosem Cobralis.

 Eumenix stał w milczeniu za biurkiem, jakby coś rozważał, ale trwało to tylko chwilę, po której ruszył w stronę skrzyni przypominającej trumnę. Cobralis nie kryła podniecenia całą sytuacją, które wyzierało z jej kocich oczu. Kiedy tylko Enix zaczął zbliżać się do prezentu, szybkim ruchem ręki wprawnego zaklinacza usunęła pokrywę, która otworzyła się, jakby sama z siebie, jak drzwi szafy – pokrywa upadła na podłogę. Podchodzącemu do skrzyni Eumenixowi ujawniła się wielka postać kamiennego golema.

– To starożytny konstrukt pochodzący z czasów sprzed Upadku – tłumaczyła Cobralis. – Netheryjskie rody szlacheckie używały ich do pilnowania grobowców lub sekretnych skarbców – mówiła dalej powoli i cicho.

 Eumenix podszedł już bez żadnego skrępowania do leżącego w skrzyni konstruktu, który przypominał mniejszą wersję kamiennego golema.

– Rzemieślnik pracujący nad tym dziełem chciał upodobnić go do rosłego mężczyzny. Uruchamia się go tym kamieniem – wyjaśniała dalej Cobralis przyglądającemu się Eumenixowi. Mroczna elfka podała Kwatermistrzowi niewielkich rozmiarów puzderko, w którego wyłożonym atłasem wnętrzu leżał ciemnozielony kamień naznaczony czerwonymi kropkami i pasemkami. Eumenix przyjął otwarte puzderko i wpatrywał się przez chwilę w kamień, po czym odłożył je na najbliższy stolik i podszedł do golema. Wyciągnął dłoń i dotknął zimnego kamienia. Stał tak chwilę, aż nagle się ocknął.

– Gdzie sprawozdanie z załadunku? – zapytał, nie odwracając głowy w stronę Cobralis.

– Nymphina patrzy na nie swoim złotym okiem podskarbiego – powiedziała z przekąsem Cobralis. – Zaraz powinna tu być, jeśli umie myśleć, tak jak liczyć.

 W tym samym momencie do drzwi delikatnie zapukano. Cobralis spojrzała się wymownie na Eumenix i otworzyła drzwi, w których stała Nymphina z grubym plikiem sprawozdania.

– Kwatermistrzu… – zaczęła Nymphina, ale Cobralis wyrwała jej plik papierów z rąk i zamknęła drzwi przed nosem.

– Jest! – zawołała radośnie Cobralis. – Proszę bardzo Kwatermistrzu.

 Eumenix bez komentarza wziął podane mu papiery i zasiadł z nimi za swoim biurkiem. Nastała długo cisza, w czasie której Kwatermistrz Perul dokładnie czytał sprawozdanie z załadunku. Cobralis z początku cierpliwie czekała, ale już po dłuższej chwili zaczęła się kręcić po komnacie. Odwróciła się do golema i chwilę mu się przyglądała, jakby oceniała, czy zrobił odpowiednie wrażenie. Następnie zbliżyła do biurka. Jej kocie oczy zlustrowały czarny blat, na którym panował względny porządek.

 Wśród poskładanych dalej papierów przypominających najróżniejsze spisy rzeczy, zawiłe obliczenia i dzienne notatki znajdowały się trzy szklane kule różniące się od siebie wielkością od najmniejszej w wielkości oka po większą rozmiarów dłoni do największej o wymiarach dwóch złączonych dłoni. Cobralis znała te kule. Eumenix posługiwał się nimi jako dodatkowym źródłem światła. Na skraju biurka stała klepsydra z wolno przesypującym się piaskiem. Jednym słowem nudy. Prawą stronę biurka zajmowała dużych rozmiarów rozłożona mapa, na której kręciły się powoli kręgi przypominające orbity. Na poszczególnych orbitach widniały świetliste punkty, które poruszały się w przeciwnym kierunku do ruchów orbit. Gdy Cobralis przyglądała się im z zaciekawieniem, nagle jeden z punktów zaczął mrugać i powoli blaknął, aż do zniknięcia. Eumenix przerwał czytanie i spoglądał wraz z Cobralis na konkretny punkt podczas jego gaśnięcia. Sięgnął po pióro i szybkim ruchem ręki poskrobał po jednym z papierów leżących wśród dziennych notatek.

– Już się tam nie pojawimy? – zapytała tonem małej dziewczynki.

– Niestety – odparł krótko Kwatermistrz. – Czy Księżna Alamandra wie o tym prezencie? – zapytał i spojrzał bystro na Cobralis.

– Tak – stwierdziła mroczna elfka z uśmiechem. – Uznała, że Sercu przyda się dodatkowa ochrona, ale ostateczna decyzja należy do Pana Kwatermistrzu.

– Fechmistrz i Wachmistrz nie zgłaszali żadnego zapotrzebowania dla koszar? – pytał dalej.

– Nie – odparła Cobralis. – Straty w orężu i zbrojach uzupełniła zbrojownia, w której zalegało już od dłuższego czasu kilka dodatkowych sztuk. Kowal skarżył się na brak kilku potrzebnych narzędzi, jednak większość złota została przeznaczona na prowiant i konieczne kruszce.

– Wystarczyłoby go, gdyby nie golem – zauważył Eumenix. – Dlaczego nie został uwzględniony w spisie wydatków?

– Został opłacony przez Księżną Alamandrę Kwatermistrzu – odpowiedziała Cobralis z lekkim uśmiechem.

– Zircoon? – pytał dalej Kwatermistrz.

– Wolał sam rozdysponować przypisaną mu sumą złota, z której osobiście się rozliczy przed Panem Kwatermistrzu – tłumaczyła Cobralis.

– Dlaczego nie ma tego uwzględnionego w sprawozdaniu? – dopytywał się Kwatermistrz.

– Proszę zapytać o to Podskarbiego – oznajmiła Cobralis.

– Zapytałbym, gdyby została tu wpuszczona – odparł Kwatermistrz.

– Jeśli… – już zaczynała Cobralis, ale Eumenix szybko jej przerwał.

– Dość – powiedział i włożył sprawozdanie w oprawiony skórą dziennik. – O reszcie nie musisz mi mówić. Dowódca Zwiadu składał mi meldunek dzisiaj rano.

– Chyba, że powinienem wiedzieć coś jeszcze? – zapytał Eumenix, gdy wstał zza swojego biurka.

– Jeden z shadar-kai nie wytrzymał mojej tresury – powiedziała po chwili zastanowienia Cobralis. – Ale to nic istotnego. Był najsłabszym, a więc najgorszym. Należało mu się.

 Eumenix słuchał tego bez wyrazu. Gdy Cobralis skończyła, wyszedł zza biurka i podszedł do niej bardzo blisko, podobnie jak drowka uczyniła na szczycie schodów pod wrotami Eclipserium. Cobralis patrzyła na niego z zaciekawieniem.

– Służba i poddani nie są mięsem – powiedział do niej spokojnie.

– Wykonuje jedynie obowiązki Seneszala – odparła równie spokojnie Cobralis, a zaciekawienie na twarzy momentalnie zastąpiło znudzenie. – Służba i poddani powinni mnie szanować, a szacunek buduje się na strachu.

– Oni się Ciebie nie boją, oni Cię nienawidzą – powiedział Eumenix. Stali blisko, wpatrzeni w siebie twardo i nieustannie. Kwatermistrz swoim ponurym i zacienionym wzrokiem, Cobralis zaś utkwionymi w bezruchu kocimi oczami.

– Tym lepiej dla nich – skwitowała to mroczna elfka. – Idziemy? Zebranie czeka.

Koniec
Nowa Fantastyka