
Wszystkich którzy będą wypominali głupotki fizyczne informuję, że wykorzystałem tu solidne 30% chłopskiego rozumu.
Spróbowałem zrobić coś bardziej emocjonalnego, czy coś.
Wszystkich którzy będą wypominali głupotki fizyczne informuję, że wykorzystałem tu solidne 30% chłopskiego rozumu.
Spróbowałem zrobić coś bardziej emocjonalnego, czy coś.
Belb przyglądała się Ziemskiej Stacji Orbitalnej Numer Osiemnaście. Była niezwykle podekscytowana, bo to dopiero jej szósta podróż na orbitę.
Konstrukcja zapierała dech w piersiach. Centralna sfera o średnicy ośmiu kilometrów mieszcząca w sobie hiperkomputer jaśniała turkusowymi pasami świateł, biegnącymi wzdłuż południków. Nad równikiem na wysokości dwóch kilometrów wisiał połączony ze sferą czterema windami pierścień mieszkalny, który na całej swojej powierzchni rozświetlony był wszelkimi kolorami rozpoznawalnymi dla ludzkiego oka. Całość wykonywała pełny obrót w zaledwie trzy minuty, generując w pierścieniu ciążenie bliskie ziemskiemu.
Dopiero słowa kapitana sprawiły, że przypomniała sobie o reszcie świata:
– Zbliżamy się do celu. Proszę o ponowne zajęcie miejsc siedzących i zastosowanie się do procedur bezpieczeństwa.
Posłusznie wykonała polecenie.
Statek zbliżył się do północnego bieguna stacji, na którym znajdował się jeden z dwóch doków. Z użyciem silników manewrowych zmniejszył swoją prędkość w stosunku do stacji do minimalnej wartości. Kiedy z doku dwieście metrów pod statkiem usunięte zostało powietrze, otworzyła się prowadząca do niego śluza o średnicy pięćdziesięciu metrów. Statek powoli i precyzyjnie znalazł się w środku wysokiej hali, opierając się na potężnych wspornikach. Kiedy hala z powrotem została wypełniona powietrzem, a do śluzy będącej wyjściem podczepiony został rękaw pasażerski znany od paruset lat w tradycyjnym lotnictwie, statek zaczęli opuszczać ludzie.
Na końcu rękawa znajdował się wysoki na ledwie trzy metry, dwuperonowy dworzec. Było to wymuszone względami transportowymi, przy znikomym ciążeniu występującym blisko osi stacji, jedynym rozsądnym sposobem poruszania wydawało się odbijanie na przemian od sufitu i podłogi.
Surowe wnętrze dworca wprawiało w ponury nastrój, wszystkie ściany były nieskazitelnie białe, ogradzały również magnetyczne podkłady pociągów, tak by nikt przypadkiem nie wpadł na rozpędzoną maszynę. Kursowały co pięć minut z dokładnością do trzech sekund. Belb nie musiała jednak czekać w ogóle, kiedy ledwie zbliżyła się do peronu, przeszklone drzwi rozsunęły się, pozwalając dostać się do kolejki, sunącej na magnetycznej poduszce.
Weszła do wagonu wraz z pozostałymi czterdziestoma dziewięcioma szczęśliwcami, którzy znajdowali się na przedzie tłumu, pozostali musieli jeszcze chwilę zaczekać. Drzwi zamknęły się, a kolejka pojechała. Brak okien i dokładna amortyzacja sprawiły, że gdyby nie komunikat do pasażerów trudno byłoby jej stwierdzić, czy pociąg w ogóle się poruszył.
W pełni utwierdziło ją w tym dopiero otworzenie się drzwi na drugiej stacji. Jej kolejka zatrzymała się na peronie zaledwie dwie sekundy po bliźniaczej maszynie, przywożącej pasażerów z południowego bieguna.
Dworzec znajdował się na równiku, dzięki czemu obecne tam było ciążenie dorównujące ziemskiemu, znacząco ułatwiające ludzkim masom poruszanie się. Pozwalało to też na upiększenie wnętrza, było ono wysokie na dziesięć metrów, pozwalając zapomnieć o obecnym wcześniej poczuciu klaustrofobii. Dzięki muralom zdobiącym ściany, czy wszechobecnej roślinności wnętrze wydawało się znacznie milsze.
Spojrzała raz jeszcze w stronę pociągów. Niemrawym krokiem wchodziło do nich parę osób. Nie trzeba być specjalistą od mowy ciała, by odczytać, że woleliby zostać jeszcze na stacji. Belb doskonale ich rozumiała, to był wielki dzień. Miało nastąpić uroczyste rozpoczęcie symulacji wszechświata, zakończenie projektu trwającego od dekady, nad którym pracowały dziesiątki tysięcy techników i informatyków wspieranych najpotężniejszymi superkomputerami rozsianymi po całym Układzie Słonecznym. Chwilę wodziła myślami po ostatnich dziesięciu latach.
Z zamyślenia wyrwali ją dopiero trącający ludzie, pędzący w kierunku otwartych właśnie drzwi dwukilometrowej windy. Kiedy tylko zorientowała się w sytuacji, ruszyła razem z tłumem. Nie chciałaby się spóźnić na tak wielkie wydarzenie.
Winda, na szczęście znacznie pojemniejsza niż pociąg, była przygotowana na dwustu pięćdziesięciu pasażerów, więc każdy się zmieścił. Drzwi zostały zamknięte, a winda ruszyła w górę, choć ponownie przez amortyzację nie sposób było dowiedzieć się o tym inaczej niż dzięki komunikatowi.
Do pierścienia mieszkalnego dotarła w niecałe dwie minuty. Kiedy drzwi znów się otworzyły, wszyscy pasażerowie wybiegli na spotkanie z rodziną, przyjaciółmi, czy współpracownikami czekającymi w wielkim holu. Ona natomiast desperacko próbowała wypatrzyć w tym zamieszaniu Gurba, wybitnego technika, kierownika całego projektu symulacji, a prywatnie jej ojca.
I rzeczywiście pośród wielu innych ludzi wypatrzyła mężczyznę z lekką nadwagą, siwiejącymi włosami oraz spiczastą brodą. Podbiegła i rzuciła mu się na szyję.
– Cześć tato!
– Cześć córciu. – Odwzajemnił uścisk. – Czemu nie przyjechałaś z bratem? Gdzie tym razem podział się Kep?
– Przecież wiesz, że przygotowuje się do obrony licencjatu. Nie mógł przyjechać.
– Zawsze to samo! – Gurb wyrwał się z uścisku i zaczął gestykulować. – Święto Pierwszego Kontaktu? Kep musi się przygotowywać do kolokwium! Obchody Dnia Zjednoczenia Ziemi? Kep koniecznie musi spędzić ten czas z dziewczyną, którą poznał poprzedniego dnia i z którą rozstanie się za dwa! Moje urodziny? Kep musi z wyprzedzeniem pojawić się na prezentacji nowych nanobotów próżniowych na Merkurym!
– Tato… – spróbowała go uspokoić Belb.
– Do jasnej cholery! Nawet ciotka Lun i wuj Gefmin przylecieli do nas z Europy na rodzinny obiad z okazji pięćdziesiątej rocznicy utworzenia Organizacji Planet Zjednoczonych, ale on nie ruszył się z Australii, bo ma daleko!
– Tato… Już go tu przecież nie ściągniemy. Przy najbliższej okazji spróbuję go wyciągnąć na jakiś rodzinny obiad.
Gurb po części uspokojony słowami córki wziął parę głębokich oddechów i uśmiechnął się, po chwili jednak znów zmarkotniał.
– Gdyby mama tu była… – Westchnął. – Nie pozwoliłaby mi się tak denerwować.
Belb zmarkotniała i poklepała ojca po ramieniu.
– Chodźmy – rzuciła po chwili. – Sala spotkań jest trochę daleko, prawda?
– Po co tam? Przepełniona jest pewnie już teraz, a jeszcze chwila do włączenia. Nie, po co mamy się przepychać z tysiącami innych ludzi. Znam jedną naprawdę dobrą kawiarnię. To co tam robią, smakuje jak prawdziwa kawa. Tam też będą transmitować podgląd symulacji.
Za radą Gurba skierowali się do Luna Café. Wnętrze stacji które przemierzali, bez wątpienia można było określić jako przyjemne dla oka. Rośliny umieszczone w podłużnych, przyozdobionych sztucznym drewnem donicach, nieskazitelnie czyste ściany goszczące piękne murale, czy wielkie ekrany imitujące szyby, dające widok na rozgwieżdżone niebo, wspólnie tworzyły tę ocenę. Jedynym mankamentem burzącym całe to poczucie piękna, były wszechobecne, holograficzne reklamy nakłaniające do wydania paru lub parunastu kredytów na najczęściej zupełnie nieprzydatny produkt. Belb próbowała jednak to ignorować i skupić się na atutach stacji.
Luna Café pozytywnie ją zaskoczyła. Wraz z przekroczeniem progu kawiarni zniknęły wszystkie reklamy. Roślinność wciąż cieszyła oko, a długi na trzydzieści metrów ekran wyświetlający w czasie rzeczywistym nagranie z kamery umiejscowionej na zewnętrznej warstwie pierścienia wprawiał w zachwyt. Belb zapatrzyła się w Ziemię i Księżyc rozświetlone światłami miast i kolonii. Z tego stanu wyrwał ją dopiero Gurb, który przywykły do tego widoku pociągnął ją do stolika.
Z użyciem interfejsu głosowego wbudowanego w stół zamówili dwa cappuccino, które w ciągu półtorej minuty przywiózł im robo-kelner. W tym momencie z konta Gurba odpłynęły cztery kredyty.
Dopiero gdy Belb upiła pierwszy łyk, zauważyła znajdujące się na środku sali trzy wysokie ekrany ułożone na planie trójkąta równobocznego. Na każdym z nich trwało odliczanie. W chwili gdy na nie spojrzała, wyświetlały dokładnie dwadzieścia trzy minuty.
– A to co…? – spytała.
– Odliczanie do włączenia symulacji. Jak dojdzie do zera, zobaczymy wizualizację tego, co oblicza ten moloch. – Wskazał w górę, czyli w kierunku hiperkomputera.
– A właśnie, a propos. – Siorbnęła kolejną porcję syntetycznej kawy. – Po co to wszystko? Media ciągle szumią o tym projekcie, ale konkrety dawkują, jakby to była tajemnica galaktyczna.
– Racja, dziennikarze cierpią na taką przypadłość chyba od zawsze. Zatem… – Wypił parę dużych łyków. – Zaczynając od początku, symulacja pozwoli nam ostatecznie potwierdzić, albo niespodziewanie obalić większość teorii o powstawaniu supergromad, galaktyk, konstelacji gwiezdnych i pojedynczych układów planetarnych. Być może rozwiążemy dzięki temu zagadki pokroju problemu trzech ciał. Jeśli znajdziemy na nie odpowiedź, Merm wreszcie będzie mógł spokojnie spać. – Uśmiechnął się, a widząc niezrozumienie na twarzy córki, dodał: – Merm, pamiętasz go? Wspominałem o nim kilka razy. Ten mój znajomy astrofizyk. No, biedak po nocach nie może spać, bo ciągle o tym myśli.
Belb pokiwała energicznie głową na znak, że sobie przypomniała, pomimo że za nic nie pamiętała żadnego Merma. Chciała jedynie, aby ojciec powrócił do głównego tematu.
– W dalszym ciągu symulacji obalimy lub potwierdzimy różne teorie na temat powstania życia jednokomórkowego. Pewnie nie słyszałaś o tym, ale ostatnio zaczęły się pojawiać prace podważające dotychczas przyjętą wersję abiogenezy. Następnie zgłębimy temat ewolucji, choć na tym polu nikt nie spodziewa się rewolucyjnych odkryć.
Upił kolejnych kilka łyków i zrobił przerwę, by zbudować napięcie. Niespecjalnie jednak mu to wyszło, więc Belb uśmiechnęła się rozbawiona.
– Potem poznamy odpowiedź na pytanie, jak powszechne jest inteligentne życie. Dotychczasowe szacunki wahają się od kilku milionów cywilizacji w naszej galaktyce do mniej niż tysiąca. Przy tym dowiemy się, czy Teoria Ciemnego Lasu jest słuszna, czy może większość cywilizacji we wszechświecie jest pokojowo nastawiona. Wiesz, stosunki z Wolfianami układają się dobrze, ale kto wie jakie podejście mają wszyscy inni?
Dopił resztę kawy i dodał od niechcenia:
– Nie wspominam już o takich aspektach jak udowodnienie tym z Proximy Centauri, czy Epsilona Eridani, że cała ta nasza Stara Ziemia utrzymuje tytuł stolicy ludzkiej nauki i techniki. Już za… – Spojrzał na ekran z odliczaniem. – …osiem minut przez hiperłącze popłynie do nich wizualizacja naszej symulacji.
– Powiedz mi tylko… – zaczęła Belb. – Czy te istoty tam w środku będą świadome?
Gurb roześmiał się.
– Jasne że nie – odpowiedział i znów wybuchnął śmiechem. – Świadomość w krzemie? Proszę cię! Przecież to absurdalne. To będą tylko rzędy liczb zmieniające się z każdą sekundą.
– Rzędy liczb tworzące sztukę, wyznające religie, kochające inne rzędy liczb, zabijające inne rzędy liczb, łączące się w społeczeństwa, odkrywające swoje światy i robiące wszystko to, co robimy my.
Gurb spojrzał na córkę z pobłażaniem i powiedział:
– Widać, że studiowałaś kulturoznawstwo.
– A skąd wiesz, że to my nie żyjemy w symulacji? – rzuciła rozgniewana. – Może my też jesteśmy tylko zbiorem zmiennych?
– Nie jesteśmy, bo jak mówiłem, nie da się wytworzyć świadomości w krzemie – rzucił wyraźnie zirytowany Gurb. – Chyba możesz potwierdzić, że jesteś świadoma? – Ponownie wskazał ekrany na środku sali. – Zresztą za chwilę zobaczymy tam ostateczny dowód obalający twierdzenia tych wszystkich głupców, twierdzących, że jesteśmy instancjami sztucznej inteligencji w cudzym eksperymencie.
– Jaki znowu dowód? – spytała Belb.
– Naszą symulację! Komputer istot które miałyby rzekomo stworzyć w nim nasz wszechświat, na pewno nie udźwignąłby kolejnej symulacji w symulacji. To nad czym pracowałem przez dziesięć lat, udowodni nareszcie wszystkim tym idiotom, że naprawdę istniejemy!
Belb wciąż nie była przekonana, ale pokiwała głową, aby Gurb się uspokoił. Na ekranie widniały trzy minuty i jedenaście sekund.
– Proszę jedno martini – powiedział do mikrofonu wbudowanego w stół. – Też będziesz chciała coś wypić?
Belb potrząsnęła głową.
– Wezmę espresso.
Zamówienie zostało przyjęte i dostarczone po dwóch minutach.
W napięciu czekali na koniec odliczania. Belb popijała kawę małymi łykami, Gurb wstrzymywał się z konsumpcją swojego napitku.
– Dowód na to że jesteśmy prawdziwi… – mruknął jedynie podekscytowany Gurb.
Liczby na ekranie zmieniały się szybko. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, zero… nic. Ekran pozostawał czarny.
Rozgorzały nerwowe wymiany zdań, po chwili ucięte wyświetleniem się słów w tym samym kolorze co cyfry odliczania. Zdanie brzmiało: “GRATULUJEMY WAM WYTRWAŁOŚCI ORAZ DETERMINACJI W POZNAWANIU WASZEGO ŚWIATA I OSIĄGNIĘCIA TAK WYSOKIEGO POZIOMU TECHNOLOGICZNEGO”. Napis zniknął, po paru sekundach pojawił się następny: “NIEWIELE GATUNKÓW ZASZŁO TAK DALEKO”.
Belb patrzyła na to przerażona, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Gurb widząc jej wyraz twarzy, spróbował ją uspokoić, samemu siląc się na spokój:
– Kochanie, przecież to jakiś żart ze strony programistów – po chwili dodał jednak znacznie bardziej nerwowym tonem: – Tylko dlaczego, do cholery, ja nic o tym nie wiem!
W sali rozbrzmiał szum złożony z mnóstwa pojedynczych szmerów, szeptów, czy odmawianych modlitw. Gurb stanął na stole, aby wszyscy mogli go dobrze zobaczyć.
– Proszę państwa! – zaapelował, próbując ukryć własny strach. – Jako kierownik całego projektu, dla którego istnieje ta stacja, zapewniam, że to tylko nietaktowny żart programistów!
Na ekranach wyświetliło się następne zdanie: “DZIĘKUJEMY ZA WSZYSTKIE BEZCENNE INFORMACJE JAKIE ZDOBYLIŚMY DZIĘKI WAM”.
Belb spojrzała raz jeszcze na Ziemię i Księżyc, widok po chwili rozmył się przez łzy, które napłynęły jej do oczu. Próbowała wyrównać oddech, ale nie była w stanie. Wiele myśli zlewało się w niezrozumiały szum. Przecież to musi być nieodpowiedzialny żart! Chociaż z drugiej strony jak wiele osób musiałoby być w niego zaangażowanych? Kto przy zdrowych zmysłach podjąłby tak wielki wysiłek dla zwykłego żartu?
Spróbowała uciec od tych myśli i skupić się na bieżącej chwili. Koncentrowała wzrok na każdym punkcie światła, widniejącym na Księżycu. Po chwili zauważyła jednak coś, przez co krew odpłynęła jej z twarzy.
Pociągnęła za rękaw Gurba, próbującego uspokoić przerażonych ludzi, biegających we wszystkich kierunkach, jakby spodziewali się znaleźć w jednej ze ścian drzwi z podpisem “AWARYJNE WYJŚCIE Z SYMULACJI”. Gurb spojrzał na nią ze złością, ale szybko skierował wzrok w tę samą stronę co ona. Poczucie beznadziei wypełniło i jego.
Gwiazdy jedna po drugiej gasły. To nie były wybuchy supernowych. Wszystkie te świetlne punkty po prostu znikały.
– Nie… – mruknął Gurb, jakby myślał, że jego słowa miały moc zmieniania rzeczywistości. – Nie!
Na ekranie pojawił się następny żółty napis. “JESTEŚMY ZMUSZENI ZAKOŃCZYĆ EKSPERYMENT ZE WZGLĘDÓW ETYCZNYCH”.
Łzy spłynęły po policzkach Belb. Gurb widząc to, podszedł, objął ją i powiedział:
– Kocham was. Ciebie i Kepa.
– Ja ciebie też, tato.
Ludzie wokół w panice biegli, modlili się. Większość gwiazd już znikła. Słońce wyszło zza jednego krańca podłużnego ekranu, jak gdyby chciało ostatni raz pożegnać się z gośćmi Luna Café. Belb i Gurb spojrzeli w stronę gwiazdy, dzięki której zrodził się rodzaj ludzki. Czy też bardziej w stronę rdzenia zbioru danych w potężnym komputerze.
I stała się ciemność.
Xin spojrzał na konsolę przedstawiającą podstawowe informacje o komputerze kwantowym, będącym narzędziem jego pracy. Zużycie energii i liczba prowadzonych procesów obliczeniowych były bliskie zeru. Ten wszechświat ostatecznie zgasł. Nie pierwszy i nie ostatni.
Spojrzał na współpracownika i zapytał go:
– Na pewno postąpiliśmy słusznie?
– Dokonując eutanazji?
Xin przytaknął.
– Ty znowu o tym? Wiesz dobrze, co mówi trzydziesty ósmy punkt Konwencji o Tworzeniu Wszechświatów.
– Tak, ale wydaje mi się, że Konwencja myli się zasadniczo co do natury sztucznej świadomości. Nie chciałbyś, chyba żeby ktoś bez zastanowienia unicestwił nasz wszechświat, wraz z bilionami istnień żyjącymi w nim.
– Nie chciałbyś żyć, wiedząc, że nie jesteś prawdziwy. To byłoby okrutne.
– Może bym jednak chciał?
– Przecież wiesz, że zdecydowana większość istot nie. Zapomniałeś o symulacji numer siedem? Zapomniałeś, jak jej mieszkańcy po dowiedzeniu się prawdy, zaczęli zabijać siebie nawzajem milionami, bez zauważalnego powodu?
– Przecież pamiętam! – Przez Xina przeszedł dreszcz. – To było straszne.
– Więc rozumiesz, że punkt trzydziesty ósmy jest słuszny.
– Przecież moglibyśmy pokierować tymi cywilizacjami tak, by nigdy nie przeszło im nawet przez myśl stworzenie własnej symulacji! W ten sposób mogłyby wciąż istnieć!
– To by się przecież mijało z celem, Xin. Zapominasz, że jesteśmy naukowcami, a nie dobrotliwymi bóstwami. Ingerencja w rozwój społeczeństw zniekształciłaby wyniki, czyniąc istnienie tego wszechświata bezsensownym.
Xin niechętnie przyznał współpracownikowi rację. Wszedł w program symulacji i losowo zmienił każdy ze stu dwudziestu siedmiu parametrów o jedną setną. Rozpoczął następny eksperyment. Zużycie energii i ilość procesów obliczeniowych ponownie poszybowały w górę. Na niewielkim ekraniku zamontowanym nad konsolą widać było narodziny nowego wszechświata.
– Ten widok nigdy mi się nie znudzi – rzucił Xin, zapominając już o poprzedniej symulacji.
Po chwili zauważyła jednak coś, przez co kre odpłynęła jej z twarzy.
Brakuje „w”.
Kurczę, Gryzoku…
Bardzo mi się podobało. Zachęca do refleksji. Może nie, żeby od razu wierzyć, że jesteśmy symulacją, ale jednak daje do myślenia. Świetny tekst. Smaczku dodaje też to, że wszyscy bohaterowie nazywają się jak w kreskówkach XD
Gratuluję tekstu, szkoda, że nie mogę dać jeszcze klika.
Pozdrawiam!
You cannot petition the Lord with prayer!
Brakuje „w”.
O! Dzięki! Czułem, że coś jest gdzieś nie tak.
wszyscy bohaterowie nazywają się jak w kreskówkach XD
Aha, czyli tak kończy się próba tworzenia futurystycznych imion. XD
Cieszę się niezmiernie, że miło Ci się czytało!
Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Aha, czyli tak kończy się próba tworzenia futurystycznych imion. XD
Wybacz haha, miałem trochę vibe Simpsonów XD
You cannot petition the Lord with prayer!
MichaelBullfinch No dobrze, to leci pozew do twórców Simpsonów o zawłaszczenie wizerunku. ;)
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Obawiam się, Gryzoku, że masz nade mną tę przewagę, że dla Ciebie sprawy opisane w opowiadaniu są oczywiste i jasne, a ja, niestety, w tym wszystkim nijak nie potrafię się znaleźć, nie umiem ich zrozumieć.
Natomiast mogę powiedzieć, że wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Jest sporo powtórzeń, na początku trafia się byłoza, miejscami zbędne zaimki, nie zawsze czytelnie złożone zdania, a interpunkcja, niestety, do najlepszych nie należy. A może zechciałbyś skorzystać z bety?
Była niezwykle podekscytowana, to była dopiero jej szósta podróż na orbitę. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Była niezwykle podekscytowana, bo to dopiero jej szósta podróż na orbitę.
Na drugim końcu rękawa znajdował się wysoki na ledwie dwa i pół metra, dwuperonowy dworzec. Jego wysokość była… → Nie brzmi to najlepiej.
…sposobem poruszania było odbijanie się na przemian od sufitu i podłogi.
Wnętrze dworca było surowe, wszystkie ściany były nieskazitelnie… → Lekka byłoza.
…nieskazitelnie białe, ogradzały one również… → Zbędny zaimek.
Proponuję: …nieskazitelnie białe i ogradzały również…
…na rozpędzoną maszynę. Kursowały one co pięć minut… → Jak wyżej.
…pozwalając wejść do kolejki, sunącej na magnetycznej poduszce.
Weszła do wagonu… → Czy to celowe powtórzenie?
Proponuję w pierwszym zdaniu: …pozwalając wsiąść do kolejki, sunącej na magnetycznej poduszce.
…gdyby nie komunikat do pasażerów ciężko byłoby jej stwierdzić… → …gdyby nie komunikat do pasażerów trudno byłoby jej stwierdzić…
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…dzięki czemu obecne tam było ciążenie bliskie ziemskiemu, znacząco ułatwiające ludzkim masom poruszanie się. → A może: …dzięki czemu ciążenie dorównywało ziemskiemu, znacząco ułatwiając ludzkim masom poruszanie się.
Nie trzeba było być specjalistą… → Wystarczy: Nie trzeba być specjalistą…
Winda na szczęście była znacznie pojemniejsza niż pociąg, była przygotowana… → Powtórzenie.
Proponuję: Winda, na szczęście znacznie pojemniejsza niż pociąg, była przygotowana…
…desperacko próbowała wypatrzyć spośród całego tego zamieszania Gurba… → A może wystarczy: …desperacko próbowała wypatrzyć w tym zamieszaniu Gurba…
Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. → Pierwszy zaimek jest zbędny.
Wystarczy: Podbiegła i rzuciła mu się na szyję.
– Gdzie się znowu podział Kep? → Dlaczego znowu? Kim jest Kep, bo nie zauważyłam aby pojawił się i podział wcześniej.
…zamówili dwa Cappuccino… → …zamówili dwa cappuccino…
Wziął parę łyków. → Wypił parę łyków.
Łyków się nie bierze.
Jeśli znajdziemy na odpowiedź… → Pewnie miało być: Jeśli znajdziemy na nie odpowiedź…
…odpowiedział i znów wybuchł śmiechem. → …odpowiedział i znów wybuchnnął śmiechem.
http://okiem-filolozki.blogspot.com/2013/06/zniko-czy-znikneo-wybucho-czy-wybuchneo.html
…i skupić się na bieżącej chwili. Skupiała wzrok… → Czy to celowe powtórzenie?
…jakby oczekiwali znaleźć w jednej ze ścian… → A może: …jakby spodziewali się znaleźć w jednej ze ścian…
Spojrzał na swojego współpracownika i zapytał się go: → Spojrzał na współpracownika i zapytał go:
Tam nie było innych współpracowników.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy Bardzo dziękuję za tak szybką korektę! Wprowadzę niedługo, bo kiedy Ci odpisuję, zaczyna się spotkanie rodzinne. ;)
A może zechciałbyś skorzystać z bety?
A co to takiego?
Pozdrawiam serdecznie.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Bardzo proszę, Gryzoku. Mam nadzieję, że spotkanie rodzinne upłynie w przemiłej atmosferze. ;)
Tu dowiesz się, czym jest beta: http://www.fantastyka.pl/loza/17
Powodzenia!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Proces wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Poziom sarkazmu, ironii i ogólnej czepliwości w trakcie realizacji może okazać się zabójczy dla nieprzygotowanych psychicznie Autorów. Przed użyciem zapoznaj się z ulotką lub skonsultuj z psychologiem. Źle stosowane betowanie może być przyczyną depresji, niskiej samooceny, żyłki na czole lub hemoroidów z powodu stresu.
Obawiam się, że skończyłbym z zalążkiem depresji, niską samooceną, żyłką na czole lub hemoroidami z powodu stresu. :) Rówieśnicy wystarczająco dają mi w kość.
Obawiam się zatem, że będę musiał zrezygnować z cudownej oferty, dopuszczenia watahy żądnych rozpierduchy bet i rozrywania przez nie tekstu na strzępy. Zaznaczam, że robię to z wielką przykrością.
Pozdrawiam! :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
regulatorzy Wprowadziłem zmiany i chciałbym dopytać się o tą uwagę:
Dlaczego znowu? Kim jest Kep, bo nie zauważyłam aby pojawił się i podział wcześniej.
Z dalszych słów Gurba dowiadujemy się, że Kep miga się od spotkań rodzinnych, czyli już wcześniej się podziewa, po prostu czytelnik nie widział tego osobiście. W takim przypadku powiedzenie “znowu” jest chyba uzasadnione?
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Obawiam się zatem, że będę musiał zrezygnować z cudownej oferty, dopuszczenia watahy żądnych rozpierduchy bet i rozrywania przez nie tekstu na strzępy. Zaznaczam, że robię to z wielką przykrością.
Twój wybór, Gryzoku, Twoje decyzja.Ale szkoda, że nie chcesz nawet spróbować.
Z dalszych słów Gurba dowiadujemy się, że Kep miga się od spotkań rodzinnych, czyli już wcześniej się podziewa, po prostu czytelnik nie widział tego osobiście. W takim przypadku powiedzenie “znowu” jest chyba uzasadnione?
Gryzoku, jeśli coś ma miejsce znowu, to znaczy, że tak działo się już wcześniej, a wcześniej nie było o tym choćby wzmianki. Stąd moja dezorientacja. Owszem, Gurb rozwija temat, ale to ma miejsce później. No i do końca nie dowiedziałam się kim jest Kep i dlaczego Gurbowi tak zależało na jego obecności.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Gryzoku, jeśli coś ma miejsce znowu, to znaczy, że tak działo się już wcześniej, a wcześniej nie było o tym choćby wzmianki.
Ale wypowiedź chyba powinna być zgodna z wiedzą postaci ją głoszącej, a nie czytelnika? Tak żeby dialog był naturalny. Gdyby Gurb powiedział tylko “Gdzie się podział Kep?” brzmiałoby to jakby to był pierwszy kiedykolwiek wybryk Kepa. Wydaję mi się, że to “znowu” jest kluczowe dla ukazania frustracji Gurba.
No i do końca nie dowiedziałam się kim jest Kep i dlaczego Gurbowi tak zależało na jego obecności.
Tarnina na przykładzie Krótkiej historii Ruchu Separacji Gruzji zwróciła mi uwagę, że walę bezczelne infodumpy. Zatem zrezygnowałem z napisania wprost, że to jego syn. Stwierdziłem, że skoro rozmawia o tym z Belb, to oboje znają Kepa, więc nie ma mowy o żadnym współpracowniku Gurba. A skoro potem Belb zapewnia, że wyciągnie Kepa na spotkanie rodzinne, to Kep jest ich bliższą rodziną. A jeśli jest bliską rodziną, to najlogiczniejszą opcją jest to, że to syn Gurba i brat Belb. Tym bardziej że na samym końcu mówi: “Kocham was. Ciebie i Kepa”. Chyba by nie stawiał na tym samym poziomie swojej córki i jakiegoś tam kuzyna/wujka, czy kogoś tam jeszcze.
Przepraszam, że jestem taki natarczywy, ale ta kwestia serio mnie zaskoczyła.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Ale wypowiedź chyba powinna być zgodna z wiedzą postaci ją głoszącej, a nie czytelnika?
Gryzoku, owszem, niech postać wie to, co powinna, ale problem w tym, że czytelnik nie ma o tym pojęcia i kiedy postać mówi i postępuje zgodnie ze stanem swojej wiedzy, czytelnik głupieje. To trochę tak, jakbyś np. w tramwaju był świadkiem rozmowy przypadkowych pasażerów, obgadujących znajomego. Będziesz słyszał o czym mówią, może nawet padnie imię obgadywanego, ale nie domyślisz się, czego sprawa dotyczy i kim jest obgadywany. I Tobie ta wiedza nie jest do niczego potrzebna, więc po chwili zapomnisz o incydencie. Natomiast czytelnik z pewnością chciałby wiedzieć kim są bohaterowie i jak się potoczą ich losy.
Gdyby Gurb powiedział tylko “Gdzie się podział Kep?” brzmiałoby to jakby to był pierwszy kiedykolwiek wybryk Kepa. Wydaję mi się, że to “znowu” jest kluczowe dla ukazania frustracji Gurba.
Tylko że, moim zdaniem, frustracja Gurba nie ma wpływu na treść opowiadania. Ot, mamy krótką wymianę zdań ojca z córką i temat zostaje zamknięty. Do końca tekstu nikt wspomina o Kepie.
Zatem zrezygnowałem z napisania wprost, że to jego syn.
Nie musiałeś pisać wprost. Zamiast: – Gdzie się znowu podział Kep? Gurb mógł zapytać: – Dlaczego nie przyjechałaś z bratem? Co tym razem zatrzymało Kepa? W ten sposób czytelnik wie, że Belb nie jest jedynaczką, że Gurb ma dwoje dzieci, że Kep nie po raz pierwszy odmówił przyjazdu i choć nie jest to powiedziane wprost, czytelnik jest nieźle zorientowany w sytuacji rodzinnej bohaterów.
A skoro potem Belb zapewnia, że wyciągnie Kepa na spotkanie rodzinne, to Kep jest ich bliższą rodziną. A jeśli jest bliską rodziną, to najlogiczniejszą opcją jest to, że to syn Gurba i brat Belb.
Niekoniecznie – Kep mógł być także partnerem Belb i oficjalnie jeszcze nie należeć do rodziny.
Przepraszam, że jestem taki natarczywy, ale ta kwestia serio mnie zaskoczyła.
Gryzoku, nie jesteś natarczywy. Prosisz tylko o pewne wyjaśnienia w sprawach, które nie są dla Ciebie jasne do końca. Pytaj zawsze, kiedy najdą Cię jakiekolwiek wątpliwości.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Gurb mógł zapytać: – Dlaczego nie przyjechałaś z bratem? Co tym razem zatrzymało Kepa?
O! Dobre! W wolnej chwili zamienię na coś podobnego.
Niekoniecznie – Kep mógł być także partnerem Belb i oficjalnie jeszcze nie należeć do rodziny.
Racja, o tym nie pomyślałem.
Dziękuję bardzo za to szczegółowe objaśnienie!
Pozdrawiam. :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Bardzo proszę, Gryzoku. Jest mi niezmiernie miło, że mogłam się przydać. :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć!
Sprawiłeś mi ogromną przyjemność tym opowiadaniem, Gryzoku! Po części była to podróż sentymentalna, a po części filozoficzna. Sentymentalna dlatego, że przypomina mi ono książkę Jerzego Broszkiewicza “Ci z dziesiątego tysiąca”. Budujesz podobny, optymistyczno-rodzinny klimat, pełen “gadżetów fantastycznonaukowych”, jak to napisali w wikipedii. A to skolonizowane planety, poduszkowce, dworce, bezszmerowe windy etc. Filozoficzna dlatego, że przypomniałam sobie teorię filozofa przyrody profesora Sedlaka , o życiu opartym na krzemie.
Do tego jednak dorzucasz coś, czego nie ma ani u Broszkiewicza, ani w teorii filozoficznej: intensywne uczucia. Scena gaśnięcia gwiazd – przecież może przy niej pęknąć serce!
Gratuluję Ci świetnego opowiadania!
Ponieważ poprawiłeś błędy – klikam do biblioteki. Pozdrawiam!
PS. Beta czytelnicy poprawiają dostrzeżone błędy, zanim się opublikuje tekst. Nie jest to zła opcja.
Chalbarczyk To Ty sprawiłaś mi ogromną przyjemność tym komentarzem! Bardzo cieszy mnie, że mogłem umilić Ci paręnaście minut życia, a w euforię wprawia to, że udało mi się wykrzesać jakieś emocje. :D
Co do beta czytelników, wiem to, Reg naprowadziła mnie na poradnik mówiący o tym. Niestety jednak niniejszy fragment ów poradnika oddala mnie od tej wizji:
Proces wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Poziom sarkazmu, ironii i ogólnej czepliwości w trakcie realizacji może okazać się zabójczy dla nieprzygotowanych psychicznie Autorów. Przed użyciem zapoznaj się z ulotką lub skonsultuj z psychologiem. Źle stosowane betowanie może być przyczyną depresji, niskiej samooceny, żyłki na czole lub hemoroidów z powodu stresu.
Wypróbuję w wakacje, kiedy problemy z tzw. kolegami odejdą na dalszy plan. Trzeba sobie dawkować przeżycia. :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za klika! :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Ciekawy tekst.
Motywy nie są nowe – gaśnięcie gwiazd było w “Dziewięciu miliardach imion Boga”, a że jesteśmy czyimś eksperymentem to już w ogóle stara koncepcja – ale ogólnie dają radę. Radosna i bezawaryjna, wysoce techniczna przyszłość przywodzi na myśl stare dzieła SF. Teraz chyba jest bardziej katastroficznie.
A tym fragmentem z poradnika o betowaniu się nie stresuj. Psycho trochę popłynął przy pisaniu, trochę się powygłupiał. Nie ma się czego bać, IMO.
Babska logika rządzi!
Finklo
Ciekawy tekst.
gaśnięcie gwiazd było w “Dziewięciu miliardach imion Boga”
TAK! Podpieprzyłem Zaczerpnąłem to stamtąd. c; Kocham Arthur’a C. Clarke’a!
Teraz chyba jest bardziej katastroficznie.
Co masz na myśli? Póki co nie zaglądałem we współczesne książki SF, jestem zajęty ubóstwianiem Clarke’a i Asimowa, a zaraz wjedzie i Lem. I wreszcie doświadczę dzieł świętej trójcy Sci-Fi.
trochę się powygłupiał.
W każdym wygłupie jest ziarno prawdy, jak to mówi przysłowie ludowe. Czy jakoś tak…
Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Co masz na myśli? Póki co nie zaglądałem we współczesne książki SF, jestem zajęty ubóstwianiem Clarke’a i Asimowa, a zaraz wjedzie i Lem. I wreszcie doświadczę dzieł świętej trójcy Sci-Fi.
Mam wrażenie, że teraz w SF nie ma szczęśliwego odkrywania i kolonizowania planet, przyszłości bez problemów… W dwudziestopierwszowiecznej fantastyce jeśli jest pierwszy kontakt, to podszyty strachem, jak w “Problemie trzech ciał”/”Ciemnym lesie” albo niezrozumieniem (Watts, późny Lem). Jest brak wody, katastrofy ekologiczne i cyberpunk nasycony przestępczością i złymi ludźmi. Ale nie wykluczam, że to po prostu ja się zmieniłam, a nie literatura. Ty możesz mieć przed sobą jeszcze mnóstwo optymistycznych książek.
To może być kwestia okularów. Można w Harrym Potterze widzieć klasyczną walkę dobra ze złem, można widzieć walkę z rasizmem.
Babska logika rządzi!
Podbiegła do ? i rzuciła mu się na szyję.<- chochlik coś zjadł
akcentowanych sztucznym drewnem donicach, ← ?
ale wydaję mi się, ← literówka
Drobiazgi, które wskazałem, nie odbierają mi przekonania, że warto wysłać ten Twój tekst do Biblioteki. Z pewnością dokonasz edycji. Tekst zmusza do zastanowienia “A czemu by nie?”. Komentarz zacząłem wczoraj, kończę dzisiaj, bo burza mi przerwała. Widzę wyraźny postęp w Twojej twórczości, ale nie wstydź się dać komuś do czytania przed publikacją. :)
Finkla czy ja wiem. Zajdel już w latach 80’ wchodził w coś takiego o czym piszesz. Chociaż fakt faktem, teraz jest to często motyw przewodni, jeśli o to Ci chodziło.
You cannot petition the Lord with prayer!
Zajdel już w latach 80’ wchodził w coś takiego o czym piszesz.
Kasandryzm był w SF od zawsze, nawet u Wellsa mamy ludzkość podzieloną na dwie rasy, każdą upadłą na swój sposób. Ale Finkla ma rację, dzisiaj kasandryzm jest jeśli nie obowiązujący, to przynajmniej domyślny, dawniej było o wiele więcej optymistycznego SF.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Finklo “Równowaga w przyrodzie musi być zachowana” – mawia mój tata. Na każdą jedną optymistyczną historię opowiadającej o beztroskiej kolonizacji calutkiej galaktyki, musi przypadać jedna mówiąca o Trisolarianach sabotujących zderzacz hadronów. A jako że w XX wieku miała miejsce nadprodukcja optymistycznych historii, naturalne prawa rządzące fantastyką naukową dążą do równowagi.
Koalo Dziękuję za uwagi! Poprawki wprowadzę jak najszybciej.
chochlik coś zjadł
A cóż ma robić, gdy głoduje?
Cieszę się, że Ci się spodobało! Pozdrawiam serdecznie! :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
O, Zajdel to całkiem inna, komunistyczna bajka. O wielkim złym czerwonym bracie.
Babska logika rządzi!
Niby tak, ale “Limes inferior” zawierał dużo znamion okrutnego kapitalizmu, różnic społecznych, wyścigu szczurów itp.
No i był przesiąknięty złymi ludźmi XD
You cannot petition the Lord with prayer!
Dla mnie chyba wszystkie powieści Zajdla są o komunizmie i/lub Związku Radzieckim. W “Limesie” obcy narzucają Ziemianom cudowny system, w którym wszyscy są szczęśliwi, nie ma przestępstw, każdemu według potrzeb, od każdego według możliwości… No, z tym że niekoniecznie. Nie wygląda znajomo?
Babska logika rządzi!
Hmm, może masz rację. Dawno temu czytałem, więc nie będę się kłócił XD
You cannot petition the Lord with prayer!
Finklo To brzmi podobnie do “Końca dzieciństwa”, tyle że tam rzeczywiście wszyscy byli szczęśliwi, nie było przestępstw, każdemu według potrzeb… Ale finał… to było coś.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
A, tego nie czytałam.
Babska logika rządzi!
Finklo Serdecznie polecam. Wydanie które ja czytałem, ma 270 stron. Ale jak treściwych 270 stron… Powiem tak: Jeśli nie przekona Cię to, że w tej książce kosmici zasłaniają Słońce nad RPA, by dać wyraźną sugestię zakończenia apartheidu tamtejszym politykom, to nie wiem co Cię przekona.
Swoją drogą nie spodziewałem się, że czytasz Sci-Fi. :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Dlaczego się nie spodziewałeś? Czytam SF, w ogóle lubię naukę.
Babska logika rządzi!
Finklo Ja tam nie wiem dlaczego, po prostu podświadomość na podstawie szczątkowych informacji zrobiła brrrrrrrrrr i powiedziała do świadomości “Misiu ty mój kolorowy, Finkla na pewno czyta książki o głębokich emocjach, a SF to przecież bohaterów ma tylko z przymusu, więc po co robić dokładną analizę, czy czyta SF? Nie czyta i koniec, nie dyskutuj bo będzie jedynka do dziennika. Pozdrawiam, twoja Podświadomość”
No, czy jakoś tak to było. Po więcej informacji trzeba przeprowadzić mojej podświadomości przesłuchanie w stylu rosyjskim.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Powiedz swojej podświadomości, że z kimś mnie pomyliła. Finkla i emocje? Pfff! Kilka lat temu chodziły tu dowcipy, że jestem androidem, i ta wersja wydaje mi się bliższa prawdy. :-)
Babska logika rządzi!
Finklo
Kilka lat temu chodziły tu dowcipy, że jestem androidem
Czas przeszły użyty w tym zdaniu w połączeniu z Twoim członkostwem w loży masońskiej maluje pewien obraz tego, co stało się dalej. Pat kat miał pełne ręce roboty.
Droga Finklo, czy mogłabyś udzielić mi zapewnienia analogicznego do tego, które złożył mi przemiły chatbot Gemini?
Pozdrawiam. :)
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Demonizujesz. Czas przeszły, bo ileż można powtarzać jeden dowcip.
Zdaje się, że wtedy już byłam w Loży i żarty nie mają z tym nic wspólnego. A może i mają, bo najfajniej nabijać się z ludzi na świeczniku, czyż nie?
Analogicznego zapewnienia nie mogę udzielić, bo jednak nie jestem androidem i z pamięcią różnie bywa. Ale oświadczam, że nie zamierzam robić Ci krzywdy.
Babska logika rządzi!
Gryzok_Półpospolity – bardzo ciekawe opowiadanie, które w duchu Lema stawia pytania o naturę świadomości, etykę tworzenia sztucznych światów i o to, czy symulowana rzeczywistość różni się czymś istotnym od „prawdziwej”. W finałowej scenie – przypominającej klimat Solaris lub Głosu Pana – technologia zderza się z metafizyką, a ludzie z własną bezradnością wobec wyższej inteligencji, której nie są w stanie nawet zdefiniować. Odnalazłem tu także ducha Asimova – w logicznych rozmowach, spójnej argumentacji i zestawieniu naukowej pychy z etycznym ryzykiem. Dialog ojca z córką przypomina klasyczne ekspozycje Asimova: świetnie prowadzone, tłumaczące skomplikowane idee prostym językiem, ale nie pozbawione emocji. Wreszcie – jak u Clarke’a – zachwyt nad technologią nie przesłania podstawowego pytania: co dalej, gdy zbliżymy się do granicy poznania? Tak jak Odyseja kosmiczna kończy się symbolicznym milczeniem Monolitu, tak i tu finał jest chłodny, lakoniczny, ale uderzająco wymowny.
Finklo Demonizuję, bo mam, jakby to ująć, dość ekscentryczne poczucie humoru. (to by w sumie wyjaśniało, dlaczego nie mam znajomych)
Ale oświadczam, że nie zamierzam robić Ci krzywdy.
PZPR oświadczał, że będzie dbać o robotników.
Dobra, przepraszam, już nie będę. c:
Pozdrawiam!
KoscianIxie (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem…)
Cieszę się, że udało Ci się znaleźć tu jakieś powiązania z wielką trójcą SF, choć bez wątpienia są one poważnie wyolbrzymione. Najbardziej jednak cieszę się, że w ogóle spodobało Ci się!
Pozdrawiam. :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz