
Tekst spisany na podstawie koszmaru, który mnie nawiedził pewnej nocy. Raczej nie powinno być w nim nic zabawnego.
Jest krótko, ale chciałem temat wyczerpać, a nie rozwlekać...
Tekst spisany na podstawie koszmaru, który mnie nawiedził pewnej nocy. Raczej nie powinno być w nim nic zabawnego.
Jest krótko, ale chciałem temat wyczerpać, a nie rozwlekać...
[1]
– Jest mi niezmiernie przykro z powodu państwa straty – powiedział mężczyzna w eleganckim czarnym garniturze.
Siedzące na ławce małżeństwo jak na komendę poderwało głowy. W ich oczach tlił się wyraz głębokiego niezrozumienia. Żona spojrzała pytająco na mężczyznę, potem na męża. Ten ostatni skomentował:
– Chyba coś się panu pomyliło… My nikogo nie straciliśmy. Jesteśmy w szpitalu, bo synek przechodzi rutynową operację, która niedługo powinna się zresztą skończyć.
– Przekazywanie takich wiadomości dosłownie łamie mi serce, ale podczas operacji wystąpią pewne… komplikacje. Wojtuś ich niestety nie przeżyje. Przykro mi, naprawdę.
Po zaledwie dwóch uderzeniach serca mąż poderwał się na równe nogi, złapał oburącz mężczyznę w garniturze i przyszpilił go do ściany. Głośno sapiąc, cedził:
– Nie wiem, kim jesteś… Ale to… Bardzo… Nieśmieszny… Żart… – Głośno oddychając, zwolnił uchwyt i zrobił kilka kroków do tyłu. – Wypierdalaj stąd, człowieku, albo spotka cię poważna krzywda.
– Daj mu spokój, Rafał, pewnie naćpany jest, albo coś w tym stylu.
– Pewnie tak – westchnął. – Zejdź mi z oczu.
Mężczyzna w garniturze nie wyglądał na wzruszonego. Spokojnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął z niej bogato zdobiony wizytownik. Otworzył go, wyciągnął kartkę i bez słowa położył na ławce, tuż obok wstrząśniętej kobiety. Następnie skinął głową, odwrócił się w kierunku wyjścia z oddziału i zaczął iść. Po kilku krokach przystanął i, zwrócony do małżeństwa plecami, powiedział:
– Od momentu zgonu mamy jedynie dobę na podjęcie działań. Po tym czasie będzie już zbyt późno. Na wizytówce jest mój numer telefonu, odbiorę o każdej porze dnia i nocy – powiedział, po czym momentalnie się oddalił.
Kobieta, z wyraźnym wahaniem zastygłym na twarzy, lustrowała wzrokiem kawałek papieru.
– Weź to wyrzuć, Gośka! – warknął Rafał.
Zanim kobieta zdążyła podnieść wizytówkę, z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Twarz miał zasłoniętą maseczką, ale oczy wyrażały głęboki smutek.
– Bardzo mi przykro, ale…
Słowa zdawały się nie docierać do oszołomionej Małgorzaty.
– Ciśnienie nagle podskoczyło…
Twarz kobiety przybrała nieobecny wyraz.
– Nie byliśmy w stanie…
Małgorzata westchnęła, zakrywając twarz w dłoniach.
– Próbowaliśmy wszystkiego, jednak…
Westchnienie przerodziło się w szloch.
– Naprawdę, bardzo mi przykro…
Wrzask Małgorzaty, będący emanacją pierwotnej rozpaczy, rozdarł korytarz, a razem z nim serca wszystkich obecnych w nim osób.
– Nasz… synek… Nasz kochany synek… – zaszlochał Rafał.
[2]
– Halo? – Krzysztof odebrał telefon.
– Dzień dobry, Rafał Kowalski z tej strony… My… My rozmawialiśmy dzisiaj, w szpitalu. I…
– Tak pamiętam, proszę raz jeszcze przyjąć najszczersze wyrazy współczucia. Co mogę dla pana zrobić?
– Podobno może pan nam pomóc…
– Mogę. Spotkajmy się w kawiarni pod szpitalem. Za, powiedzmy, kwadrans. Pasuje państwu?
– Oczywiście – potwierdził Rafał.
– Wybornie. Do zobaczenia!
– Moment, jeszcze jedno.
– Tak?
– Skąd pan wiedział…?
– Zawsze wiem – odpowiedział, po czym zakończył połączenie.
[3]
Małgorzata beznamiętnie wpatrywała się w wizualizację.
– To ma być ta cała pomoc?! – ryknęła. – Obiecał pan uratować Wojtusia, a zamiast tego dostaniemy to… To… Coś?! I co ja mam z tym potem zrobić? Postawić na regale? Jak ozdobę?!
– Kochanie, poczekaj proszę. Daj panu Krzysztofowi wytłuma…
– Ty naprawdę to rozważasz?!
– A jakie mamy wyjście?
– Zwracam uwagę, że to rozwiązanie wyłącznie tymczasowe – wtrącił Krzysztof.
– Po moim trupie! – Małgorzata poderwała się na równe nogi.
– Proszę cię, porozmawiajmy – powiedział Rafał błagalnym tonem.
– Ty jesteś pierdolnięty! – zwróciła się do męża. – Naprawdę chcesz oddać… Naszego kochanego Wojtusia, temu szarlatanowi?
– Państwa syn nie żyje – stwierdził Krzysztof. – Obecnie brakuje nam technologii, by przywrócić mu życie, ale jesteśmy bardzo blisko przełomu. Ostatnie testy są… naprawdę obiecujące. Myślę, że to kwestia miesięcy, może kilku lat.
– Nie wyrażam zgody na bezczeszczenie zwłok mojego dziecka! Czy wy to, kurwa, rozumiecie?!
– Zapewniam panią, że odseparowanie głowy i zamknięcie jej w krysztale nie ma nic wspólnego z bezcz…
– Milcz! – przerwała Małgorzata. – Wychodzimy stąd, natychmiast! – Spojrzała na Rafała. W jej oczach malowała się mieszanka wściekłości i głębokiego żalu. – Proszę…
– Ja…
Kobieta pokręciła głową i, nie czekając na męża, wybiegła z kawiarni. Zrozpaczony mężczyzna jedynie odprowadził ją wzrokiem.
– Musi pan podjąć decyzję – powiedział Krzysztof po chwili milczenia.
– Dobrze… – wyszeptał.
– Można głośniej? I nieco wyraźniej, jakby był pan uprzejmy.
– Dobrze – potwierdził Rafał.
– Wspaniale. Mam tutaj umowę w wersji elektronicznej. Proszę przejrzeć i koniecznie zaznaczyć w odpowiedniej rubryce, że zapoznał się pan ze wszystkimi regulaminami, ogólnymi warunkami usługi i wyraził zgodę na przetwarzanie danych osobowych.
– Czy to będzie mnie coś kosztowało?
– Przez cały okres świadczenia usługi konieczne jest dokonywanie bieżących konserwacji i uzupełniania źródła zasilania – zaczął Krzysztof. – Z tego tytułu pobieramy miesięczną opłatę…
– Jak wysoką?
– Dwa tysiące, z coroczną waloryzacją. Szczegóły podejrzy pan później. Na spokojnie i w domu. Teraz musimy działać – ponaglił.
– A jakbym się rozmyślił? W sensie, w trakcie?
– Porzuciłby pan syna?
– Ja… Nigdy w życiu!
– No właśnie, więc proszę się tym w ogóle nie przejmować.
[4]
– To był błąd – powiedziała Małgorzata, wpatrując się w niewyraźne oblicze synka, zastygłe w tafli kryształu. – Naprawdę myślisz, że jest jakakolwiek szansa, że odzyskamy nasze dziecko?
– Musimy w to wierzyć – odpowiedział Rafał.
Słysząc te słowa, kobieta się skrzywiła. Oczy miała napuchnięte od łez.
– Wierzyć? Nie oglądałeś ostatnio wiadomości? Boga nie ma, zostało to sprawdzone, zmierzone i ostatecznie udowodnione.
– Ty znowu o tym? Jakie to w ogóle ma teraz znaczenie? – uciął. – Liczy się tylko to, że Wojtuś jest teraz z nami.
– To nie jest nasz Wojtuś – syknęła.
W dłoni Małgorzaty niespodziewanie pojawiła się piersiówka. Kobieta rozdygotanymi palcami odkręciła nakrętkę i pociągnęła solidny łyk. Po chwili kolejny. I następne. Trunek palił w gardło, niczym gorąca lawa wyciekająca z wulkanu, ale nie była to wystarczająca przeszkoda do opróżnienia całej zawartości.
Rafał spojrzał na żonę zaskoczony, jednak powstrzymał się od komentarza.
[5]
Zamek w drzwiach zaskrzypiał przeciągle, jakby z niechęcią. Małgorzata bez słowa weszła do mieszkania, na jej twarzy malowało się przemęczenie. Torebka niedbale zsunęła się z ramienia i upadła na podłogę, tworząc improwizowaną instalację pseudoartystyczną ze sfatygowanymi szpilkami, które kobieta zdjęła kilka sekund wcześniej. Następnie Małgorzata ruszyła korytarzem w kierunku kuchni, a wilgoć jej stóp pozostawiała ulotne ślady na parkiecie. Mijając salon, celowo odwróciła głowę. Nie chciała patrzeć na smutne oblicze Wojtusia wyglądające z wnętrza kryształu. Ten widok za każdym razem rozdzierał jej serce.
Przy stole kuchennym siedział Rafał. Zaniedbany zarost i poplamiona koszulka zdradzały zniechęcenie rosnące w mężczyźnie, niczym złośliwy guz. Mężczyzna siedział skulony nad komputerem i nerwowo naciskał klawiaturę. Udawał, że pracuje, bo tak było łatwiej. Wtedy nie musiał nic mówić. Mógł udawać, że nie zauważył powrotu żony.
Małgorzata podeszła do lodówki i ją otworzyła, ze środka biło pustką, jeżeli nie liczyć pokrytego pleśnią sera i starej szynki.
– Nie zrobiłeś zakupów? – zapytała z wyrzutem w głosie.
– Co? – Rafał dalej nie podniósł głowy znad komputera.
– Jesteś nieprawdopodobny! To ja haruję przez cały dzień…!
– A ja to niby co robię?! Odpoczywam?
– Nie rozmawiamy teraz o tym…
– My już w ogóle nie rozmawiamy! – odciął się Rafał. – Wiecznie masz tylko pretensje i zarzuty. A zapierdalam tak samo ciężko, jak ty. Zresztą, dalej jestem w pracy, widzisz?! – Machnął przed oczami żony komputerem, jakby na potwierdzenie.
– Nie musielibyśmy tak żyć, gdybyś nie podpisał tej cholernej umowy.
– Miałem pozwolić Wojtusiowi umrzeć?! To sugerujesz?
Małgorzata miała dość. Jeszcze w samochodzie obiecywała sobie, że tego dnia nie wybuchnie, że utrzyma emocje na wodzy i nie da się sprowokować. Ale zawiodła. Strużki łez spłynęły jej po policzkach. Kobieta ukryła twarz w dłoniach i wybiegła z kuchni, a potem z mieszkania. Nie zmierzała w żadnym konkretnym celu, potrzebowała uciec, jak najdalej.
Skąpany w deszczu chodnik, pełen ostrych jak brzytwa kamieni, ranił bose stopy Małgorzaty. Wreszcie kobieta była zmuszona stanąć, gdyż zupełnie zabrakło jej tchu. Kątem oka obserwowała, jak pobliska kałuża barwiła się na czerwono od krwi, jej własnej krwi.
Gdy Małgorzata uniosła głowę, spostrzegła billboard przedstawiający uśmiechnięte małżeństwo trzymające kryształ z utrwalonym wizerunkiem dziecka. Taki sam cholerny kryształ, z takim samym, pierdolonym wizerunkiem dziecka. Kobieta zawyła z bezsilności i schyliła się, by podnieść z ziemi kamień. Wzięła zamach i rzuciła w kierunku reklamy. Chybiła. Gorączkowo zaczęła szukać czegokolwiek, czym mogłaby zaatakować billboard, ale niczego takiego nie znalazła. Usiadła na ziemi i zaczęła płakać.
W tym samym czasie Rafał otrzymał maila zawierającego wysokość zwaloryzowanej opłaty za kryształ podtrzymujący życie Wojtusia. Kolejny raz podwyżka okazała się znacznie wyższa, od prognozowanej. Mężczyzna westchnął przeciągle i sprawdził stan konta. Z przerażeniem odkrył, że nie dysponowali wystarczającymi środkami na opłacenie najbliższej bieżącej opłaty. Jeżeli czegoś nie wymyślą, to ich synek umrze, tym razem ostatecznie i nieodwracalnie.
[6]
– Proszę nas zrozumieć, nie mamy jak zapłacić – błagała Małgorzata.
– Nie macie mieszkania? Przecież można sprzedać mieszkanie i po kłopocie – odpowiedział spokojnie Krzysztof.
– Sprzedaliśmy… Trzy lata temu, tuż przed rozwodem… – Rafałowi łamał się głos.
– W takim wypadku zostały wam dwie opcje. Możecie odstąpić od umowy, a my przekażemy kryształ do utylizacji…
– Albo? – wtrąciła Małgorzata.
– Cóż, uruchomiliśmy kolejny eksperymentalny program, który zupełnie zmienia sposób postrzegania kryształów.
– Co ma pan na myśli? – zapytał Rafał.
– Do tej pory największy problem i zarazem koszt stanowiło dostarczenie energii, niezbędnej do podtrzymywania życia osób zamkniętych w kryształach. Jednak opracowaliśmy urządzenie, które pozwala na… W dużym uproszczeniu pozwala zamianę ról.
– Dalej nie rozumiem co ma pan na myśli…
– Pozwolę sobie ująć to następująco. Kryształy są fascynujące, bardziej niż się spodziewaliśmy. Nasi naukowcy odkryli metodę na modyfikację ich struktury subatomowej, a w konsekwencji odwrócenie polaryzacji. W konsekwencji nie potrzebują już energii, a zaczynają ją wytwarzać…
– Chcecie przerobić naszego synka na baterię?! – wrzasnęła Małgorzata, która w mig pojęła, o co chodzi.
– Więc teraz to jest „nasz synek”, a nie „to coś”…? – zapytał z przekąsem Rafał. – Skąd taka nagła zmiana? Przypomniałaś sobie, że masz dziecko? Instynkt macierzyński niespodziewanie powrócił?
– Zamknij mordę! Ty… Ty…!
Rafał doskoczył do byłej małżonki i mocno ją objął.
– Nie mamy wyboru – wyszeptał.
– Rzeczywiście, nie macie wyboru – powiedział Krzysztof i teatralnie rozłożył ręce.
[7]
Wnętrze gabinetu znajdującego się na czwartym piętrze wieżowca w ścisłym centrum Olsztyna urządzone było z iście kliniczną precyzją. Nowoczesne, wręcz sterylne i wyzute z jakiejkolwiek osobowości. Ściany pokrywały czarne panele akustyczne, a minimalistyczne umeblowanie w odcieniach szarości dodawało przestrzeni wrażenia chłodnego profesjonalizmu.
Na środku pomieszczenia ustawione były dwa pikowane fotele w beżowym kolorze. Mężczyzna w eleganckim garniturze z nonszalancką pewnością siebie poprawił mankiet koszuli i umościł się wygodnie na jednym z siedzeń. Gestem wskazał kobiecie, by usiadła.
– Słyszał pan zapewne o projekcie ustawy zakazującej wykorzystywania ludzkiej esencji jako źródła energii? – zapytała młodziutka reporterka o szafirowych oczach, kierując jednocześnie mikrofon dyktafonu w stronę rozmówcy.
– Oczywiście – odpowiedział Krzysztof.
– Chciałby pan to jakoś skomentować?
– Populistyczne mrzonki. Projekt nigdy nie trafi pod głosowanie.
– Skąd ta pewność?
– Polityka energetyczna całego kraju od lat opiera się na naszych rozwiązaniach. Nikomu nie zależy na tym, by wszędzie zgasły światła, prawda?
– A co z zarzutami, że wasze rozwiązania są niemoralne?
– Nie rozumiem, co ma do rzeczy moralność.
– To inaczej, jak pan oceni pojawiające się w mediach informacje, że celowo wprowadzaliście w błąd rodziny osób znajdujących się w kryształach?
– Pomówienia.
– Czyli twierdzi pan, że nigdy nie padały deklaracje, że ten stan jest wyłącznie tymczasowy, że pracujecie nad przywróceniem tych osób do życia?
– Droga pani, nigdy nie składaliśmy żadnych obietnic bez pokrycia, ani też nie wprowadzaliśmy nikogo w błąd. W ramach programu „Łazarz” przez wiele lat prowadziliśmy intensywne badania nad możliwością przywrócenia podstawowych funkcji życiowych po ustaniu pracy mózgu, jednak rezultaty były niezadowalające. Mogę zagwarantować, że nasze elektrownie są zasilane całkowicie dobrowolnie, ponieważ każdorazowo uzyskaliśmy wszelkie wymagane zgody od rodzin zmarłych.
– Zarzuca się waszej spółce, że celowo stawialiście ludzi pod ścianą, bezprawnie podnosząc opłaty.
– Proszę uważać na słowa. Przypominam, że dotychczas wygraliśmy każdy proces sądowy dotyczący waloryzacji kosztów konserwacji i utrzymania życia.
– Ale obiecywaliście wskrzesić tych ludzi! – nie wytrzymała redaktorka.
– Wręcz przeciwnie, obiecaliśmy utrzymywać ich w krysztale, nic więcej. – Na twarzy Krzysztofa malował się paskudny uśmiech.
– Rozumiem… – westchnęła prowadząca wywiad kobieta. – Czy otrzymam od pana jakiś komentarz w sprawie państwa… – Spojrzała do notatnika. – Kowalskich?
– Przykra historia, naprawdę doświadczeni życiem ludzie.
– Dwójka ludzi dokonała samospalenia pod waszą siedzibą i jedyny komentarz to „przykra historia”…? – nie dowierzała reporterka.
– To była tragiczna decyzja, a do tego zupełnie niepotrzebna. Choćby spaliła się i setka ludzi, to niczego to nie zmieni.
– Dlaczego?
– Bo nie można cofnąć postępu, niezależnie od kosztów.
Cześć cezary_cezary !!
Przeczytałem to króciutkie opowiadanie i moja ocena jest następująca;
Dobrze się czytało, gdzieś w środku fajność tekstu opadła i poczułem jakby, pomysł na opowiadanie nie był dość dobry :) ale potem to ustąpiło. Czyli jakby gdzieś tam w środku tekstu pojawił się krótki spadek jakości tekstu. Ogólnie fajny tekst. A jeszcze ci napiszę, że sam miałem jedno czy dwa a może i trzy opowiadania do których zainspirował mnie sen. I kurde ja sobie tak myślałem oczywiście to chyba absurd, że takie pomysł na tekst nie jest mój. :)
Pozdrawiam serdecznie!!!
Jestem niepełnosprawny...
Intrygujący i dobrze napisany tekst. Ujęła mnie bezduszność Krzysztofa. Historia nie jest bardzo skomplikowana, ale konflikt między małżonkami dodaje jej smaku.
Zakończenie trochę mnie zawiodło. Całość opowiadania jest pełna emocjonujących scen, a na koniec mamy samospalenie, o którym niestety dowiadujemy się z drugiej ręki, więc ten ostateczny gest nie ma takiego kopa, jakiego mógłby mieć.
Dwie nieśmiałe uwagi:
rozluźnił uchwyt i zrobił kilka kroków do tyłu
Jeśli robił kroki do tyłu, to musiał go całkiem puścić, a nie tylko poluźnić.
Po kilku krokach przystanął i, zwrócony do małżeństwa plecami, powiedział:
– Od momentu zgonu mamy jedynie dobę na podjęcie jakichkolwiek kroków
Odczułem te kroki jako powtórzenie
Pozdro i klik
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Witaj. :)
Dziękuję za otagowanie. :)
Ze spraw technicznych wpadły mi w oko (tylko do przemyślenia):
Mogę zagwarantować, że zasilanie nasze elektrownie są zasilane całkowicie dobrowolnie, ponieważ każdorazowo uzyskaliśmy wszelkie wymagane zgody od rodzin zmarłych. – omyłkowe powtórzenie lub brak części zdania?
– Dwójka ludzi dokonała samospalenia pod waszą siedzibą i jedyny komentarz to „przykra historia”…? – niedowierzała reporterka. – osobno?
Mignęło mi jeszcze nieco powtórzeń, być może celowych. :)
Zakończenie dość przyspieszone, mocno zaskoczyło.
Cała treść przerażająca, wstrząsająca, makabryczna… Fantastyka za to znakomita, brawa! :)
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
Dawidzie
Dzięki za wizytę, fajnie, że podzieliłeś się wrażeniami z lektury.
GalicyjskiZakapiorze
Dziękuję za odwiedziny, klika i mini łapankę. Błędy naprawiłem.
Zakończenie trochę mnie zawiodło. Całość opowiadania jest pełna emocjonujących scen, a na koniec mamy samospalenie, o którym niestety dowiadujemy się z drugiej ręki, więc ten ostateczny gest nie ma takiego kopa, jakiego mógłby mieć.
Moją intencją było pokazanie, że ludzkie dramaty w skali wielkiego biznesu (postępu) są niezbyt istotne. Dlatego celowo emocje starałem się podkreślać w scenach, w których występowało małżeństwo Kowalskich, ale już ich przykry koniec beznamiętnie komentuje Krzysztof. Możliwe, że trochę z tym przesadziłem.
Bruce
Ave! ;]
omyłkowe powtórzenie lub brak części zdania?
Artefakt po edycji tekstu ;]
Zakończenie dość przyspieszone, mocno zaskoczyło.
Ano przyspieszone, ale celowo. Wyjaśnienie zawarłem w odpowiedzi na posta Zakapiora ;]
Bardzo mi miło, że tekst się spodobał, dziękuję za kliknięcie! ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ave!
Bardzo dołujący tekst. Strata dziecka to chyba jedna z najgorszych sytuacji jakie może czuć rodzic – dlatego rozumiem działania rodziców. Oj, boję się, że w przyszłości może dojść do sytuacji podobnych. Obym się mylił. Świetny tekst, rewelacyjnie napisany. Gratuluję i szkoda, że nie mogę jeszcze klikać.
Pozdrawiam!
You cannot petition the Lord with prayer!
I ja dziękuję, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Ave, Michaelu!
Dziękuję za taką miłą opinię! To jest właśnie paliwo do dalszej pracy twórczej ;]
szkoda, że nie mogę jeszcze klikać.
Na spokojnie, dobre słowo jest ważniejsze od kliknięcia ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Temat poważny, ale napisane swobodnie i zgrabnie. Czy nie ma nic zabawnego? Humor wisielczy gdzieniegdzie znalazłem, a taki lubię.
To chyba tekst, w którym wiele zależy od nastawienia czytelnika. Jeśli od początku traktuje go jako groteskę, to bawi się bardzo dobrze, a końcowe samospalenie jest tylko kolejnym przerysowanym akcentem. Jeśli podejdzie do tematu poważnie, to równie poważny (a nawet smutny) będzie odbiór zakończenia tekstu.
Dobrze napisane dialogi, w nich znalazłem najwięcej czarnego humoru.
Jedna uwaga – na początku jest mężczyzna w garniturze, a we fragmencie [2] pojawia się nagle Krzysztof. Oczywiście, przytomny czytelnik domyśli się, kim jest Krzysztof z kolejnych kwestii dialogowych, ale przy tej pierwszej może się poczuć zagubiony.
Cześć, Marzanie!
Serdecznie dziękuję za odwiedziny, pozytywną opinię i kliknięcie!
Czy nie ma nic zabawnego? Humor wisielczy gdzieniegdzie znalazłem, a taki lubię.
Jednak natury nie oszukam… ;]
To chyba tekst, w którym wiele zależy od nastawienia czytelnika. Jeśli od początku traktuje go jako groteskę, to bawi się bardzo dobrze, a końcowe samospalenie jest tylko kolejnym przerysowanym akcentem
Przyznam, że w trakcie pisania w ogóle nie brałem pod uwagę opcji, że tekst może zostać postrzegany w tych kategoriach. Po Twojej uwadze postanowiłem przeczytać własne wypociny właśnie w taki sposób… I chyba masz rację. Przy czym jest to efekt zupełnie niezamierzony.
Jedna uwaga – na początku jest mężczyzna w garniturze, a we fragmencie [2] pojawia się nagle Krzysztof.
Już następna linia dialogowa wyjaśnia tę kwestię, więc już chyba zostawię w takiej formie ;]
Dziękuję!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezarze, nie miej takich koszmarnych snów, nawet jeżeli miałoby to przynosić takie dobre opowiadania. Tego Ci życzę. Starczy Ci wyobraźni bez koszmarów sennych. :)
Nasunęły mi się skojarzenia z pierwszym odcinkiem siódmego sezony “Czarnego Lustra”, samobójczy protest Kowlaskich skojarzył mi się z “Kongresem futurologicznym”, a osadzenie wszystkiego w Polsce nadaje charakter jakby… legendy miejskiej? To opowiadanie jest zupełnie jak dalekowschodnie dania, jest złożone z składników ,których połączenie wydaje się być skazane na katastrofę, a wychodzi coś niesamowitego.
Zgadzam się z Koalą, życzę Ci spokojniejszych nocy. Niemniej jednak muszę jeszcze wyrazić podziw wobec tego, że Twoje sny mają tak spójną linię fabularną! Moje są… nie mówmy o fabule moich snów, grozi to znaczącym obniżeniem ilości szarych komórek.
Ekhem, ekhem. Podsumowując, to jest Black Mirror na jakie zasługujemy!
Pozdrawiam, Cezarze.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Ave, Cezarze! :)
Pozwolę sobie powrócić, bo – jak przy wielu Twoich tekstach (jednak masz ten wyjątkowy talent, O, Cezarze!) – i ten nie daje mi spokoju, ciągle do niego wracam pamięcią, kiedy spoglądam na listę opek, szukając kolejnych do przeczytania, ten jeden tytuł w sposób szczególny od razu przypomina mi fabułę. Znaczy to z pewnością, że pozostaje w pamięci i jest na tyle oryginalny, że zdecyduję się kliknąć powtórnie, życząc Ci serdecznie kolejnego Piórka. ;)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Koalo
Sny, które wywierają na mnie naprawdę mocne wrażenie zdarzają sie rzadko, albo szybko o nich zapominam. Tutaj było inaczej ;)
Gryzoku
Dziękuję, bardzo mi miło;)
Skojarzenie z Black Mirror ciekawe, w sumie rzeczywiście coś w tym jest.
Twoje sny mają tak spójną linię fabularną!
Aż takiej nie mają ;) Zasadniczo ze snu zapamiętałem głównie wizerunek martwej Córeczki zaklętej w krysztale… To był wstrząs po przebudzeniu…
P.S. Wioska nieugiętych Galów dalej stawia bohaterski opór najeźdźcom?
Ano stawia. Mają takiego jednego grubasa na sterydach z kumplem przykurczem na dopalaczach… ;)
Bruce
Składam Ci podziękowania! Chociaż myślę, że trochę przeceniasz moje możliwości. Niemniej, bardzo to miłe;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Wiesz Cezary, kiedyś przyniosłam do znajomych na wieczór filmowy film “Siedem”. Kiedy wychodziłam gospodarz powiedział z przekąsem:
– Dziękujemy Ci za cudowny wieczór.
Zrobiłeś mi to samo. Sponiewierałeś w sobotni poranek.
Bardzo dobrze napisane, bezwzględne jak Krzysztof ;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
To ja dziękuję, O, Cezarze! Nadal tekst do mnie wraca, jak mało który. Bywa, że swoich tak drobiazgowo nie pamiętam, jak ten – oryginalny, niebanalny, niezwykły i mocno dramatyczny. :)
Pozdrawiam, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Ambush
Ufam, że po porannym sponiewieraniu reszta dnia była bardziej optymistyczna… ;)
Dziekuje Ci za pozytywną recenzję i kliki ;)
Bruce
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary, wolałabym, aby Pani Wena nie zsyłała Ci koszmarnych snów, ale z drugiej strony, skoro za ich przyczyną mogą powstać kolejne porządne opowiadania… Cóż, śnij i pisz! :)
Idę do klikarni. :)
…kierując jednocześnie mikrofon dyktafonu w kierunku rozmówcy. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …kierując jednocześnie mikrofon dyktafonu w stronę rozmówcy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Reg! ;)
Serdecznie dziękuję za mini łapankę oraz kliknięcie;)
wolałabym, aby Pani Wena nie zsyłała Ci koszmarnych snów, ale z drugiej strony, skoro za ich przyczyną mogą powstać kolejne porządne opowiadania… Cóż, śnij i pisz! :)
Zobaczymy co przyniosą kolejne dni (i noce!)… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary, w takim razie życzę Ci wyłącznie pogodnych dni i nocy. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, Reg ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"