- Opowiadanie: cezary_cezary - Dziecko zamknięte w krysztale, czyli pozbawiona wątków humorystycznych rzecz o stracie, przyczynach rozpadu małżeństwa, a także o znaczeniu polityki energetycznej

Dziecko zamknięte w krysztale, czyli pozbawiona wątków humorystycznych rzecz o stracie, przyczynach rozpadu małżeństwa, a także o znaczeniu polityki energetycznej

Tekst spi­sa­ny na pod­sta­wie kosz­ma­ru, który mnie na­wie­dził pew­nej nocy. Ra­czej nie po­win­no być w nim nic za­baw­ne­go.

 

Jest krót­ko, ale chcia­łem temat wy­czer­pać, a nie roz­wle­kać...

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Dziecko zamknięte w krysztale, czyli pozbawiona wątków humorystycznych rzecz o stracie, przyczynach rozpadu małżeństwa, a także o znaczeniu polityki energetycznej

[1]

 

– Jest mi nie­zmier­nie przy­kro z po­wo­du pań­stwa stra­ty – po­wie­dział męż­czy­zna w ele­ganc­kim czar­nym gar­ni­tu­rze.

Sie­dzą­ce na ławce mał­żeń­stwo jak na ko­men­dę po­de­rwa­ło głowy. W ich oczach tlił się wyraz głę­bo­kie­go nie­zro­zu­mie­nia. Żona spoj­rza­ła py­ta­ją­co na męż­czy­znę, potem na męża. Ten ostat­ni sko­men­to­wał:

– Chyba coś się panu po­my­li­ło… My ni­ko­go nie stra­ci­li­śmy. Je­ste­śmy w szpi­ta­lu, bo synek prze­cho­dzi ru­ty­no­wą ope­ra­cję, która nie­dłu­go po­win­na się zresz­tą skoń­czyć.

– Prze­ka­zy­wa­nie ta­kich wia­do­mo­ści do­słow­nie łamie mi serce, ale pod­czas ope­ra­cji wy­stą­pią pewne… kom­pli­ka­cje. Woj­tuś ich nie­ste­ty nie prze­ży­je. Przy­kro mi, na­praw­dę.

Po za­le­d­wie dwóch ude­rze­niach serca mąż po­de­rwał się na równe nogi, zła­pał obu­rącz męż­czy­znę w gar­ni­tu­rze i przy­szpi­lił go do ścia­ny. Gło­śno sa­piąc, ce­dził:

– Nie wiem, kim je­steś… Ale to… Bar­dzo… Nie­śmiesz­ny… Żart… – Gło­śno od­dy­cha­jąc, zwol­nił uchwyt i zro­bił kilka kro­ków do tyłu. – Wy­pier­da­laj stąd, czło­wie­ku, albo spo­tka cię po­waż­na krzyw­da.

– Daj mu spo­kój, Rafał, pew­nie na­ćpa­ny jest, albo coś w tym stylu.

– Pew­nie tak – wes­tchnął. – Zejdź mi z oczu.

Męż­czy­zna w gar­ni­tu­rze nie wy­glą­dał na wzru­szo­ne­go. Spo­koj­nym ru­chem się­gnął do we­wnętrz­nej kie­sze­ni ma­ry­nar­ki i wyjął z niej bo­ga­to zdo­bio­ny wi­zy­tow­nik. Otwo­rzył go, wy­cią­gnął kart­kę i bez słowa po­ło­żył na ławce, tuż obok wstrzą­śnię­tej ko­bie­ty. Na­stęp­nie ski­nął głową, od­wró­cił się w kie­run­ku wyj­ścia z od­dzia­łu i za­czął iść. Po kilku kro­kach przy­sta­nął i, zwró­co­ny do mał­żeń­stwa ple­ca­mi, po­wie­dział:

– Od mo­men­tu zgonu mamy je­dy­nie dobę na pod­ję­cie dzia­łań. Po tym cza­sie bę­dzie już zbyt późno. Na wi­zy­tów­ce jest mój numer te­le­fo­nu, od­bio­rę o każ­dej porze dnia i nocy – po­wie­dział, po czym mo­men­tal­nie się od­da­lił.

Ko­bie­ta, z wy­raź­nym wa­ha­niem za­sty­głym na twa­rzy, lu­stro­wa­ła wzro­kiem ka­wa­łek pa­pie­ru.

– Weź to wy­rzuć, Gośka! – wark­nął Rafał.

Zanim ko­bie­ta zdą­ży­ła pod­nieść wi­zy­tów­kę, z sali ope­ra­cyj­nej wy­szedł le­karz. Twarz miał za­sło­nię­tą ma­secz­ką, ale oczy wy­ra­ża­ły głę­bo­ki smu­tek.

– Bar­dzo mi przy­kro, ale…

Słowa zda­wa­ły się nie do­cie­rać do oszo­ło­mio­nej Mał­go­rza­ty.

– Ci­śnie­nie nagle pod­sko­czy­ło…

Twarz ko­bie­ty przy­bra­ła nie­obec­ny wyraz.

– Nie by­li­śmy w sta­nie…

Mał­go­rza­ta wes­tchnę­ła, za­kry­wa­jąc twarz w dło­niach.

– Pró­bo­wa­li­śmy wszyst­kie­go, jed­nak…

Wes­tchnie­nie prze­ro­dzi­ło się w szloch.

– Na­praw­dę, bar­dzo mi przy­kro…

Wrzask Mał­go­rza­ty, bę­dą­cy ema­na­cją pier­wot­nej roz­pa­czy, roz­darł ko­ry­tarz, a razem z nim serca wszyst­kich obec­nych w nim osób.

– Nasz… synek… Nasz ko­cha­ny synek… – za­szlo­chał Rafał.

 

[2]

 

– Halo? – Krzysz­tof ode­brał te­le­fon.

– Dzień dobry, Rafał Ko­wal­ski z tej stro­ny… My… My roz­ma­wia­li­śmy dzi­siaj, w szpi­ta­lu. I…

– Tak pa­mię­tam, pro­szę raz jesz­cze przy­jąć naj­szczer­sze wy­ra­zy współ­czu­cia. Co mogę dla pana zrobić?

– Po­dob­no może pan nam pomóc…

– Mogę. Spo­tkaj­my się w ka­wiar­ni pod szpi­ta­lem. Za, po­wiedz­my, kwa­drans. Pa­su­je pań­stwu?

– Oczy­wi­ście – po­twier­dził Rafał.

– Wy­bor­nie. Do zo­ba­cze­nia!

– Mo­ment, jesz­cze jedno.

– Tak?

– Skąd pan wie­dział…?

– Za­wsze wiem – od­po­wie­dział, po czym za­koń­czył po­łą­cze­nie.

 

[3]

 

Mał­go­rza­ta bez­na­mięt­nie wpa­try­wa­ła się w wi­zu­ali­za­cję.

– To ma być ta cała pomoc?! – ryk­nę­ła. – Obie­cał pan ura­to­wać Woj­tu­sia, a za­miast tego do­sta­nie­my to… To… Coś?! I co ja mam z tym potem zro­bić? Po­sta­wić na re­ga­le? Jak ozdo­bę?!

– Ko­cha­nie, po­cze­kaj pro­szę. Daj panu Krzysz­to­fo­wi wy­tłu­ma…

– Ty na­praw­dę to roz­wa­żasz?!

– A jakie mamy wyj­ście?

– Zwra­cam uwagę, że to roz­wią­za­nie wy­łącz­nie tym­cza­so­we – wtrą­cił Krzysz­tof.

– Po moim tru­pie! – Mał­go­rza­ta po­de­rwa­ła się na równe nogi.

– Pro­szę cię, po­roz­ma­wiaj­my – po­wie­dział Rafał bła­gal­nym tonem.

– Ty je­steś pier­dol­nię­ty! – zwró­ci­ła się do męża. – Na­praw­dę chcesz oddać… Na­sze­go ko­cha­ne­go Woj­tu­sia, temu szar­la­ta­no­wi?

– Pań­stwa syn nie żyje – stwier­dził Krzysz­tof. – Obec­nie bra­ku­je nam tech­no­lo­gii, by przy­wró­cić mu życie, ale je­ste­śmy bar­dzo bli­sko prze­ło­mu. Ostat­nie testy są… na­praw­dę obie­cu­ją­ce. Myślę, że to kwe­stia mie­się­cy, może kilku lat.

– Nie wy­ra­żam zgody na bez­czesz­cze­nie zwłok mo­je­go dziec­ka! Czy wy to, kurwa, ro­zu­mie­cie?!

– Za­pew­niam panią, że od­se­pa­ro­wa­nie głowy i za­mknię­cie jej w krysz­ta­le nie ma nic wspól­ne­go z bezcz…

– Milcz! – prze­rwa­ła Mał­go­rza­ta. – Wy­cho­dzi­my stąd, na­tych­miast! – Spoj­rza­ła na Ra­fa­ła. W jej oczach ma­lo­wa­ła się mie­szan­ka wście­kło­ści i głę­bo­kie­go żalu. – Pro­szę…

– Ja…

Ko­bie­ta po­krę­ci­ła głową i, nie cze­ka­jąc na męża, wy­bie­gła z ka­wiar­ni. Zroz­pa­czo­ny męż­czy­zna je­dy­nie od­pro­wa­dził ją wzro­kiem.

– Musi pan pod­jąć de­cy­zję – po­wie­dział Krzysz­tof po chwi­li mil­cze­nia.

– Do­brze… – wy­szep­tał.

– Można gło­śniej? I nieco wy­raź­niej, jakby był pan uprzej­my.

– Do­brze – po­twier­dził Rafał.

– Wspa­nia­le. Mam tutaj umowę w wer­sji elek­tro­nicz­nej. Pro­szę przej­rzeć i ko­niecz­nie za­zna­czyć w od­po­wied­niej ru­bry­ce, że za­po­znał się pan ze wszyst­ki­mi re­gu­la­mi­na­mi, ogól­ny­mi wa­run­ka­mi usłu­gi i wy­ra­ził zgodę na prze­twa­rza­nie da­nych oso­bo­wych.

– Czy to bę­dzie mnie coś kosz­to­wa­ło?

– Przez cały okres świad­cze­nia usłu­gi ko­niecz­ne jest do­ko­ny­wa­nie bie­żą­cych kon­ser­wa­cji i uzu­peł­nia­nia źró­dła za­si­la­nia – za­czął Krzysz­tof. – Z tego ty­tu­łu po­bie­ra­my mie­sięcz­ną opła­tę…

– Jak wy­so­ką?

– Dwa ty­sią­ce, z co­rocz­ną wa­lo­ry­za­cją. Szcze­gó­ły po­dej­rzy pan póź­niej. Na spo­koj­nie i w domu. Teraz mu­si­my dzia­łać – po­na­glił.

– A jak­bym się roz­my­ślił? W sen­sie, w trak­cie?

– Po­rzu­cił­by pan syna?

– Ja… Nigdy w życiu!

– No wła­śnie, więc pro­szę się tym w ogóle nie przej­mo­wać.

 

[4]

 

– To był błąd – po­wie­dzia­ła Mał­go­rza­ta, wpa­tru­jąc się w nie­wy­raź­ne ob­li­cze synka, za­sty­głe w tafli krysz­ta­łu. – Na­praw­dę my­ślisz, że jest ja­ka­kol­wiek szan­sa, że od­zy­ska­my nasze dziec­ko?

– Mu­si­my w to wie­rzyć – od­po­wie­dział Rafał.

Sły­sząc te słowa, ko­bie­ta się skrzy­wi­ła. Oczy miała na­puch­nię­te od łez.

– Wie­rzyć? Nie oglą­da­łeś ostat­nio wia­do­mo­ści? Boga nie ma, zo­sta­ło to spraw­dzo­ne, zmie­rzo­ne i osta­tecz­nie udo­wod­nio­ne.

– Ty znowu o tym? Jakie to w ogóle ma teraz zna­cze­nie? – uciął. – Liczy się tylko to, że Woj­tuś jest teraz z nami.

– To nie jest nasz Woj­tuś – syk­nę­ła.

W dłoni Mał­go­rza­ty nie­spo­dzie­wa­nie po­ja­wi­ła się pier­siów­ka. Ko­bie­ta roz­dy­go­ta­ny­mi pal­ca­mi od­krę­ci­ła na­kręt­kę i po­cią­gnę­ła so­lid­ny łyk. Po chwi­li ko­lej­ny. I na­stęp­ne. Tru­nek palił w gar­dło, ni­czym go­rą­ca lawa wy­cie­ka­ją­ca z wul­ka­nu, ale nie była to wy­star­cza­ją­ca prze­szko­da do opróż­nie­nia całej za­war­to­ści.

Rafał spoj­rzał na żonę za­sko­czo­ny, jed­nak po­wstrzy­mał się od ko­men­ta­rza.

 

[5]

 

Zamek w drzwiach za­skrzy­piał prze­cią­gle, jakby z nie­chę­cią. Mał­go­rza­ta bez słowa we­szła do miesz­ka­nia, na jej twa­rzy ma­lo­wa­ło się prze­mę­cze­nie. To­reb­ka nie­dba­le zsu­nę­ła się z ra­mie­nia i upa­dła na pod­ło­gę, two­rząc im­pro­wi­zo­wa­ną in­sta­la­cję pseu­do­ar­ty­stycz­ną ze sfa­ty­go­wa­ny­mi szpil­ka­mi, które ko­bie­ta zdję­ła kilka se­kund wcze­śniej. Na­stęp­nie Mał­go­rza­ta ru­szy­ła ko­ry­ta­rzem w kie­run­ku kuch­ni, a wil­goć jej stóp po­zo­sta­wia­ła ulot­ne ślady na par­kie­cie. Mi­ja­jąc salon, ce­lo­wo od­wró­ci­ła głowę. Nie chcia­ła pa­trzeć na smut­ne ob­li­cze Woj­tu­sia wy­glą­da­ją­ce z wnę­trza krysz­ta­łu. Ten widok za każ­dym razem roz­dzie­rał jej serce.

Przy stole ku­chen­nym sie­dział Rafał. Za­nie­dba­ny za­rost i po­pla­mio­na ko­szul­ka zdra­dza­ły znie­chę­ce­nie ro­sną­ce w męż­czyź­nie, ni­czym zło­śli­wy guz. Męż­czy­zna sie­dział sku­lo­ny nad kom­pu­te­rem i ner­wo­wo na­ci­skał kla­wia­tu­rę. Uda­wał, że pra­cu­je, bo tak było ła­twiej. Wtedy nie mu­siał nic mówić. Mógł uda­wać, że nie za­uwa­żył po­wro­tu żony.

Mał­go­rza­ta po­de­szła do lo­dów­ki i ją otwo­rzy­ła, ze środ­ka biło pust­ką, je­że­li nie li­czyć po­kry­te­go ple­śnią sera i sta­rej szyn­ki.

– Nie zro­bi­łeś za­ku­pów? – za­py­ta­ła z wy­rzu­tem w gło­sie.

– Co? – Rafał dalej nie pod­niósł głowy znad kom­pu­te­ra.

– Je­steś nie­praw­do­po­dob­ny! To ja ha­ru­ję przez cały dzień…!

– A ja to niby co robię?! Od­po­czy­wam?

– Nie roz­ma­wia­my teraz o tym…

– My już w ogóle nie roz­ma­wia­my! – od­ciął się Rafał. – Wiecz­nie masz tylko pre­ten­sje i za­rzu­ty. A za­pier­da­lam tak samo cięż­ko, jak ty. Zresz­tą, dalej je­stem w pracy, wi­dzisz?! – Mach­nął przed ocza­mi żony kom­pu­te­rem, jakby na po­twier­dze­nie.

– Nie mu­sie­li­by­śmy tak żyć, gdy­byś nie pod­pi­sał tej cho­ler­nej umowy.

– Mia­łem po­zwo­lić Woj­tu­sio­wi umrzeć?! To su­ge­ru­jesz?

Mał­go­rza­ta miała dość. Jesz­cze w sa­mo­cho­dzie obie­cy­wa­ła sobie, że tego dnia nie wy­buch­nie, że utrzy­ma emo­cje na wodzy i nie da się spro­wo­ko­wać. Ale za­wio­dła. Struż­ki łez spły­nę­ły jej po po­licz­kach. Ko­bie­ta ukry­ła twarz w dło­niach i wy­bie­gła z kuch­ni, a potem z miesz­ka­nia. Nie zmie­rza­ła w żad­nym kon­kret­nym celu, po­trze­bo­wa­ła uciec, jak naj­da­lej.

Ską­pa­ny w desz­czu chod­nik, pełen ostrych jak brzy­twa ka­mie­ni, ranił bose stopy Mał­go­rza­ty. Wresz­cie ko­bie­ta była zmu­szo­na sta­nąć, gdyż zu­peł­nie za­bra­kło jej tchu. Kątem oka ob­ser­wo­wa­ła, jak po­bli­ska ka­łu­ża bar­wi­ła się na czer­wo­no od krwi, jej wła­snej krwi.

Gdy Mał­go­rza­ta unio­sła głowę, spo­strze­gła bil­l­bo­ard przed­sta­wia­ją­cy uśmiech­nię­te mał­żeń­stwo trzy­ma­ją­ce krysz­tał z utrwa­lo­nym wi­ze­run­kiem dziec­ka. Taki sam cho­ler­ny krysz­tał, z takim samym, pier­do­lo­nym wi­ze­run­kiem dziec­ka. Ko­bie­ta za­wy­ła z bez­sil­no­ści i schy­li­ła się, by pod­nieść z ziemi ka­mień. Wzię­ła za­mach i rzu­ci­ła w kie­run­ku re­kla­my. Chy­bi­ła. Go­rącz­ko­wo za­czę­ła szu­kać cze­go­kol­wiek, czym mo­gła­by za­ata­ko­wać bil­l­bo­ard, ale ni­cze­go ta­kie­go nie zna­la­zła. Usia­dła na ziemi i za­czę­ła pła­kać.

W tym samym cza­sie Rafał otrzy­mał maila za­wie­ra­ją­ce­go wy­so­kość zwa­lo­ry­zo­wa­nej opła­ty za krysz­tał pod­trzy­mu­ją­cy życie Woj­tu­sia. Ko­lej­ny raz pod­wyż­ka oka­za­ła się znacz­nie wyż­sza, od pro­gno­zo­wa­nej. Męż­czy­zna wes­tchnął prze­cią­gle i spraw­dził stan konta. Z prze­ra­że­niem od­krył, że nie dys­po­no­wa­li wy­star­cza­ją­cy­mi środ­ka­mi na opła­ce­nie naj­bliż­szej bie­żą­cej opła­ty. Je­że­li cze­goś nie wy­my­ślą, to ich synek umrze, tym razem osta­tecz­nie i nie­od­wra­cal­nie.

 

[6]

 

– Pro­szę nas zro­zu­mieć, nie mamy jak za­pła­cić – bła­ga­ła Mał­go­rza­ta.

– Nie macie miesz­ka­nia? Prze­cież można sprze­dać miesz­ka­nie i po kło­po­cie – od­po­wie­dział spo­koj­nie Krzysz­tof.

– Sprze­da­li­śmy… Trzy lata temu, tuż przed roz­wo­dem… – Ra­fa­ło­wi łamał się głos.

– W takim wy­pad­ku zo­sta­ły wam dwie opcje. Mo­że­cie od­stą­pić od umowy, a my prze­ka­że­my krysz­tał do uty­li­za­cji…

– Albo? – wtrą­ci­ła Mał­go­rza­ta.

– Cóż, uru­cho­mi­li­śmy ko­lej­ny eks­pe­ry­men­tal­ny pro­gram, który zu­peł­nie zmie­nia spo­sób po­strze­ga­nia krysz­ta­łów.

– Co ma pan na myśli? – za­py­tał Rafał.

– Do tej pory naj­więk­szy pro­blem i za­ra­zem koszt sta­no­wi­ło do­star­cze­nie ener­gii, nie­zbęd­nej do pod­trzy­my­wa­nia życia osób za­mknię­tych w krysz­ta­łach. Jed­nak opra­co­wa­li­śmy urzą­dze­nie, które po­zwa­la na… W dużym uprosz­cze­niu po­zwa­la za­mia­nę ról.

– Dalej nie ro­zu­miem co ma pan na myśli…

– Po­zwo­lę sobie ująć to na­stę­pu­ją­co. Krysz­ta­ły są fa­scy­nu­ją­ce, bar­dziej niż się spo­dzie­wa­li­śmy. Nasi na­ukow­cy od­kry­li me­to­dę na mo­dy­fi­ka­cję ich struk­tu­ry sub­a­to­mo­wej, a w kon­se­kwen­cji od­wró­ce­nie po­la­ry­za­cji. W kon­se­kwen­cji nie po­trze­bu­ją już ener­gii, a za­czy­na­ją ją wy­twa­rzać…

– Chce­cie prze­ro­bić na­sze­go synka na ba­te­rię?! – wrza­snę­ła Mał­go­rza­ta, która w mig po­ję­ła, o co cho­dzi.

– Więc teraz to jest „nasz synek”, a nie „to coś”…? – za­py­tał z prze­ką­sem Rafał. – Skąd taka nagła zmia­na? Przy­po­mnia­łaś sobie, że masz dziec­ko? In­stynkt ma­cie­rzyń­ski nie­spo­dzie­wa­nie po­wró­cił?

– Za­mknij mordę! Ty… Ty…!

Rafał do­sko­czył do byłej mał­żon­ki i mocno ją objął.

– Nie mamy wy­bo­ru – wy­szep­tał.

– Rze­czy­wi­ście, nie macie wy­bo­ru – po­wie­dział Krzysz­tof i te­atral­nie roz­ło­żył ręce.

 

[7]

 

Wnę­trze ga­bi­ne­tu znaj­du­ją­ce­go się na czwar­tym pię­trze wie­żow­ca w ści­słym cen­trum Olsz­ty­na urzą­dzo­ne było z iście kli­nicz­ną pre­cy­zją. No­wo­cze­sne, wręcz ste­ryl­ne i wy­zu­te z ja­kiej­kol­wiek oso­bo­wo­ści. Ścia­ny po­kry­wa­ły czar­ne pa­ne­le aku­stycz­ne, a mi­ni­ma­li­stycz­ne ume­blo­wa­nie w od­cie­niach sza­ro­ści do­da­wa­ło prze­strze­ni wra­że­nia chłod­ne­go pro­fe­sjo­na­li­zmu.

Na środ­ku po­miesz­cze­nia usta­wio­ne były dwa pi­ko­wa­ne fo­te­le w be­żo­wym ko­lo­rze. Męż­czy­zna w ele­ganc­kim gar­ni­tu­rze z non­sza­lanc­ką pew­no­ścią sie­bie po­pra­wił man­kiet ko­szu­li i umo­ścił się wy­god­nie na jed­nym z sie­dzeń. Ge­stem wska­zał ko­bie­cie, by usia­dła.

– Sły­szał pan za­pew­ne o pro­jek­cie usta­wy za­ka­zu­ją­cej wy­ko­rzy­sty­wa­nia ludz­kiej esen­cji jako źró­dła ener­gii? – za­py­ta­ła mło­dziut­ka re­por­ter­ka o sza­fi­ro­wych oczach, kie­ru­jąc jed­no­cze­śnie mi­kro­fon dyk­ta­fo­nu w stronę roz­mów­cy.

– Oczy­wi­ście – od­po­wie­dział Krzysz­tof.

– Chciał­by pan to jakoś sko­men­to­wać?

– Po­pu­li­stycz­ne mrzon­ki. Pro­jekt nigdy nie trafi pod gło­so­wa­nie.

– Skąd ta pew­ność?

– Po­li­ty­ka ener­ge­tycz­na ca­łe­go kraju od lat opie­ra się na na­szych roz­wią­za­niach. Ni­ko­mu nie za­le­ży na tym, by wszę­dzie zga­sły świa­tła, praw­da?

– A co z za­rzu­ta­mi, że wasze roz­wią­za­nia są nie­mo­ral­ne?

– Nie ro­zu­miem, co ma do rze­czy mo­ral­ność.

– To ina­czej, jak pan oceni po­ja­wia­ją­ce się w me­diach in­for­ma­cje, że ce­lo­wo wpro­wa­dza­li­ście w błąd ro­dzi­ny osób znaj­du­ją­cych się w krysz­ta­łach?

– Po­mó­wie­nia.

– Czyli twier­dzi pan, że nigdy nie pa­da­ły de­kla­ra­cje, że ten stan jest wy­łącz­nie tym­cza­so­wy, że pra­cu­je­cie nad przy­wró­ce­niem tych osób do życia?

– Droga pani, nigdy nie skła­da­li­śmy żad­nych obiet­nic bez po­kry­cia, ani też nie wpro­wa­dza­li­śmy ni­ko­go w błąd. W ra­mach pro­gra­mu „Ła­zarz” przez wiele lat pro­wa­dzi­li­śmy in­ten­syw­ne ba­da­nia nad moż­li­wo­ścią przy­wró­ce­nia pod­sta­wo­wych funk­cji ży­cio­wych po usta­niu pracy mózgu, jed­nak re­zul­ta­ty były nie­za­do­wa­la­ją­ce. Mogę za­gwa­ran­to­wać, że nasze elek­trow­nie są za­si­la­ne cał­ko­wi­cie do­bro­wol­nie, po­nie­waż każ­do­ra­zo­wo uzy­ska­li­śmy wszel­kie wy­ma­ga­ne zgody od ro­dzin zmar­łych.

– Za­rzu­ca się wa­szej spół­ce, że ce­lo­wo sta­wia­li­ście ludzi pod ścia­ną, bez­praw­nie pod­no­sząc opła­ty.

– Pro­szę uwa­żać na słowa. Przy­po­mi­nam, że do­tych­czas wy­gra­li­śmy każdy pro­ces są­do­wy do­ty­czą­cy wa­lo­ry­za­cji kosz­tów kon­ser­wa­cji i utrzy­ma­nia życia.

– Ale obie­cy­wa­li­ście wskrze­sić tych ludzi! – nie wy­trzy­ma­ła re­dak­tor­ka.

– Wręcz prze­ciw­nie, obie­ca­li­śmy utrzy­my­wać ich w krysz­ta­le, nic wię­cej. – Na twa­rzy Krzysz­to­fa ma­lo­wał się pa­skud­ny uśmiech.

– Ro­zu­miem… – wes­tchnę­ła pro­wa­dzą­ca wy­wiad ko­bie­ta. – Czy otrzy­mam od pana jakiś ko­men­tarz w spra­wie pań­stwa… – Spoj­rza­ła do no­tat­ni­ka. – Ko­wal­skich?

– Przy­kra hi­sto­ria, na­praw­dę do­świad­cze­ni ży­ciem lu­dzie.

– Dwój­ka ludzi do­ko­na­ła sa­mo­spa­le­nia pod waszą sie­dzi­bą i je­dy­ny ko­men­tarz to „przy­kra hi­sto­ria”…? – nie­ do­wie­rza­ła re­por­ter­ka.

– To była tra­gicz­na de­cy­zja, a do tego zu­peł­nie nie­po­trzeb­na. Choć­by spa­li­ła się i setka ludzi, to ni­cze­go to nie zmie­ni.

– Dla­cze­go?

– Bo nie można cof­nąć po­stę­pu, nie­za­leż­nie od kosz­tów.

Koniec

Komentarze

Cześć cezary_cezary !!

 

Przeczytałem to króciutkie opowiadanie i moja ocena jest następująca;

 

Dobrze się czytało, gdzieś w środku fajność tekstu opadła i poczułem jakby, pomysł na opowiadanie nie był dość dobry :) ale potem to ustąpiło. Czyli jakby gdzieś tam w środku tekstu pojawił się krótki spadek jakości tekstu. Ogólnie fajny tekst. A jeszcze ci napiszę, że sam miałem jedno czy dwa a może i trzy opowiadania do których zainspirował mnie sen. I kurde ja sobie tak myślałem oczywiście to chyba absurd, że takie pomysł na tekst nie jest mój. :)

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

Jestem niepełnosprawny...

Intrygujący i dobrze napisany tekst. Ujęła mnie bezduszność Krzysztofa. Historia nie jest bardzo skomplikowana, ale konflikt między małżonkami dodaje jej smaku.

 

Zakończenie trochę mnie zawiodło. Całość opowiadania jest pełna emocjonujących scen, a na koniec mamy samospalenie, o którym niestety dowiadujemy się z drugiej ręki, więc ten ostateczny gest nie ma takiego kopa, jakiego mógłby mieć.

 

Dwie nieśmiałe uwagi:

 

rozluźnił uchwyt i zrobił kilka kroków do tyłu

Jeśli robił kroki do tyłu, to musiał go całkiem puścić, a nie tylko poluźnić.

 

Po kilku krokach przystanął i, zwrócony do małżeństwa plecami, powiedział:

– Od momentu zgonu mamy jedynie dobę na podjęcie jakichkolwiek kroków

Odczułem te kroki jako powtórzenie

 

 

Pozdro i klik

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Witaj. :)

Dziękuję za otagowanie. :)

Ze spraw technicznych wpadły mi w oko (tylko do przemyślenia):

Mogę zagwarantować, że zasilanie nasze elektrownie są zasilane całkowicie dobrowolnie, ponieważ każdorazowo uzyskaliśmy wszelkie wymagane zgody od rodzin zmarłych. – omyłkowe powtórzenie lub brak części zdania?

– Dwójka ludzi dokonała samospalenia pod waszą siedzibą i jedyny komentarz to „przykra historia”…? – niedowierzała reporterka. – osobno?

 

Mignęło mi jeszcze nieco powtórzeń, być może celowych. :)

Zakończenie dość przyspieszone, mocno zaskoczyło.

Cała treść przerażająca, wstrząsająca, makabryczna… Fantastyka za to znakomita, brawa! :)

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

Dawidzie

 

Dzięki za wizytę, fajnie, że podzieliłeś się wrażeniami z lektury.

 

GalicyjskiZakapiorze

 

Dziękuję za odwiedziny, klika i mini łapankę. Błędy naprawiłem.

 

Zakończenie trochę mnie zawiodło. Całość opowiadania jest pełna emocjonujących scen, a na koniec mamy samospalenie, o którym niestety dowiadujemy się z drugiej ręki, więc ten ostateczny gest nie ma takiego kopa, jakiego mógłby mieć.

Moją intencją było pokazanie, że ludzkie dramaty w skali wielkiego biznesu (postępu) są niezbyt istotne. Dlatego celowo emocje starałem się podkreślać w scenach, w których występowało małżeństwo Kowalskich, ale już ich przykry koniec beznamiętnie komentuje Krzysztof. Możliwe, że trochę z tym przesadziłem.

 

Bruce

 

Ave! ;]

 

omyłkowe powtórzenie lub brak części zdania?

Artefakt po edycji tekstu ;]

 

Zakończenie dość przyspieszone, mocno zaskoczyło.

Ano przyspieszone, ale celowo. Wyjaśnienie zawarłem w odpowiedzi na posta Zakapiora ;]

 

Bardzo mi miło, że tekst się spodobał, dziękuję za kliknięcie! ;]

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave!

Bardzo dołujący tekst. Strata dziecka to chyba jedna z najgorszych sytuacji jakie może czuć rodzic – dlatego rozumiem działania rodziców. Oj, boję się, że w przyszłości może dojść do sytuacji podobnych. Obym się mylił. Świetny tekst, rewelacyjnie napisany. Gratuluję i szkoda, że nie mogę jeszcze klikać.

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

I ja dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ave, Michaelu!

 

Dziękuję za taką miłą opinię! To jest właśnie paliwo do dalszej pracy twórczej ;]

 

szkoda, że nie mogę jeszcze klikać.

Na spokojnie, dobre słowo jest ważniejsze od kliknięcia ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Temat poważny, ale napisane swobodnie i zgrabnie. Czy nie ma nic zabawnego? Humor wisielczy gdzieniegdzie znalazłem, a taki lubię.

To chyba tekst, w którym wiele zależy od nastawienia czytelnika. Jeśli od początku traktuje go jako groteskę, to bawi się bardzo dobrze, a końcowe samospalenie jest tylko kolejnym przerysowanym akcentem. Jeśli podejdzie do tematu poważnie, to równie poważny (a nawet smutny) będzie odbiór zakończenia tekstu.

Dobrze napisane dialogi, w nich znalazłem najwięcej czarnego humoru.

 

Jedna uwaga – na początku jest mężczyzna w garniturze, a we fragmencie [2] pojawia się nagle Krzysztof. Oczywiście, przytomny czytelnik domyśli się, kim jest Krzysztof z kolejnych kwestii dialogowych, ale przy tej pierwszej może się poczuć zagubiony.

Cześć, Marzanie!

 

Serdecznie dziękuję za odwiedziny, pozytywną opinię i kliknięcie!

 

Czy nie ma nic zabawnego? Humor wisielczy gdzieniegdzie znalazłem, a taki lubię.

Jednak natury nie oszukam… ;]

 

To chyba tekst, w którym wiele zależy od nastawienia czytelnika. Jeśli od początku traktuje go jako groteskę, to bawi się bardzo dobrze, a końcowe samospalenie jest tylko kolejnym przerysowanym akcentem

Przyznam, że w trakcie pisania w ogóle nie brałem pod uwagę opcji, że tekst może zostać postrzegany w tych kategoriach. Po Twojej uwadze postanowiłem przeczytać własne wypociny właśnie w taki sposób… I chyba masz rację. Przy czym jest to efekt zupełnie niezamierzony. 

 

Jedna uwaga – na początku jest mężczyzna w garniturze, a we fragmencie [2] pojawia się nagle Krzysztof.

Już następna linia dialogowa wyjaśnia tę kwestię, więc już chyba zostawię w takiej formie ;]

 

Dziękuję!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezarze, nie miej takich koszmarnych snów, nawet jeżeli miałoby to przynosić takie dobre opowiadania. Tego Ci życzę. Starczy Ci wyobraźni bez koszmarów sennych. :)

Nasunęły mi się skojarzenia z pierwszym odcinkiem siódmego sezony “Czarnego Lustra”, samobójczy protest Kowlaskich skojarzył mi się z “Kongresem futurologicznym”, a osadzenie wszystkiego w Polsce nadaje charakter jakby… legendy miejskiej? To opowiadanie jest zupełnie jak dalekowschodnie dania, jest złożone z składników ,których połączenie wydaje się być skazane na katastrofę, a wychodzi coś niesamowitego. 

Zgadzam się z Koalą, życzę Ci spokojniejszych nocy. Niemniej jednak muszę jeszcze wyrazić podziw wobec tego, że Twoje sny mają tak spójną linię fabularną! Moje są… nie mówmy o fabule moich snów, grozi to znaczącym obniżeniem ilości szarych komórek.

Ekhem, ekhem. Podsumowując, to jest Black Mirror na jakie zasługujemy!

Pozdrawiam, Cezarze.

 

  1. S. Wioska nieugiętych Galów dalej stawia bohaterski opór najeźdźcom?

ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz

Ave, Cezarze! :)

Pozwolę sobie powrócić, bo – jak przy wielu Twoich tekstach (jednak masz ten wyjątkowy talent, O, Cezarze!) – i ten nie daje mi spokoju, ciągle do niego wracam pamięcią, kiedy spoglądam na listę opek, szukając kolejnych do przeczytania, ten jeden tytuł w sposób szczególny od razu przypomina mi fabułę. Znaczy to z pewnością, że pozostaje w pamięci i jest na tyle oryginalny, że zdecyduję się kliknąć powtórnie, życząc Ci serdecznie kolejnego Piórka. ;) 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Koalo

 

Sny, które wywierają na mnie naprawdę mocne wrażenie zdarzają sie rzadko, albo szybko o nich zapominam. Tutaj było inaczej ;)

 

Gryzoku 

 

Dziękuję, bardzo mi miło;)

 

Skojarzenie z Black Mirror ciekawe, w sumie rzeczywiście coś w tym jest.

 

Twoje sny mają tak spójną linię fabularną!

Aż takiej nie mają ;) Zasadniczo ze snu zapamiętałem głównie wizerunek martwej Córeczki zaklętej w krysztale… To był wstrząs po przebudzeniu…

 

 P.S. Wioska nieugiętych Galów dalej stawia bohaterski opór najeźdźcom?

 

Ano stawia. Mają takiego jednego grubasa na sterydach z kumplem przykurczem na dopalaczach… ;)

 

Bruce

 

Składam Ci podziękowania! Chociaż myślę, że trochę przeceniasz moje możliwości. Niemniej, bardzo to miłe;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Wiesz Cezary, kiedyś przyniosłam do znajomych na wieczór filmowy film “Siedem”. Kiedy wychodziłam gospodarz powiedział z przekąsem:

– Dziękujemy Ci za cudowny wieczór.

Zrobiłeś mi to samo. Sponiewierałeś w sobotni poranek.

Bardzo dobrze napisane, bezwzględne jak Krzysztof ;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

To ja dziękuję, O, Cezarze! Nadal tekst do mnie wraca, jak mało który. Bywa, że swoich tak drobiazgowo nie pamiętam, jak ten – oryginalny, niebanalny, niezwykły i mocno dramatyczny. :)

Pozdrawiam, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Ambush

 

Ufam, że po porannym sponiewieraniu reszta dnia była bardziej optymistyczna… ;)

 

Dziekuje Ci za pozytywną recenzję i kliki ;)

 

Bruce

 

heart

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary, wolałabym, aby Pani Wena nie zsyłała Ci koszmarnych snów, ale z drugiej strony, skoro za ich przyczyną mogą powstać kolejne porządne opowiadania… Cóż, śnij i pisz! :)

Idę do klikarni. :)

 

kie­ru­jąc jed­no­cze­śnie mi­kro­fon dyk­ta­fo­nu w kie­run­ku roz­mów­cy. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …kie­ru­jąc jed­no­cze­śnie mi­kro­fon dyk­ta­fo­nu w stronę roz­mów­cy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Reg! ;)

 

Serdecznie dziękuję za mini łapankę oraz kliknięcie;)

 

wolałabym, aby Pani Wena nie zsyłała Ci koszmarnych snów, ale z drugiej strony, skoro za ich przyczyną mogą powstać kolejne porządne opowiadania… Cóż, śnij i pisz! :)

Zobaczymy co przyniosą kolejne dni (i noce!)… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary, w takim razie życzę Ci wyłącznie pogodnych dni i nocy. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Reg ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka