- Opowiadanie: tomolew - Danu i Żabia Muza, czyli jak pocałunek uczynił elfa żabim bardem

Danu i Żabia Muza, czyli jak pocałunek uczynił elfa żabim bardem

Ab­sur­dal­ne fan­ta­sy z do­miesz­ką me­micz­ne­go cha­osu i za­mi­ło­wa­nia do dziw­no­ści – Autor

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Danu i Żabia Muza, czyli jak pocałunek uczynił elfa żabim bardem

Akt I – Karczma, pyzy i żabi cmok

W karczmie „Pod Kumkającym Kociołkiem“, gdzie ściany śmierdziały mokrym sitowiem, a podłoga chlupała jak moczary Wielkobagna, Danu – elf o włosach lśniących jak rosa na rdestach i ego większym niż krasnoludzki tartak – szarpał lutnię balladami. Jego pieśni o złamanym sercu i obolałych łydkach (pamiątka po hulankach z Brunhildą Żelaznym Koczkodanem) sprawiały, że karczmarz Bolek Bagnisty wygrażał wałkiem:

– Danu, przestań skrzeczeć, bo chłopi dostaną rozstroju, a kury przestaną znosić pyzy!

– Chłopi? – fuknął Danu, poprawiając aksamitny kołnierz. – Za dużo szlamu w głowach, za mało polotu. A te ich ołtarze Ropuchy z hot dogami? Jakby nie znali smaku arii przy księżycu!

Wielkobagno, kraina pod fiołkowym niebem i trzema księżycami, które wyglądały jak niedogotowane pierogi z Jarmarku Bagnistego, była w szponach Żabiego Kultu – groteskowej parodii wszechobecnych przybytków Ropuchy. Na każdym mokradle stały ołtarze z turzyc, stylizowane na przybytki z neonami migoczącymi napisem „Kum! Ropucha karmi!”. Neony, zasilane błotnymi kryształami nasączonymi rechotem Wielkiej Ropuchy, pulsowały zieloną magią, rozświetlając moczary, gdy wierni intonowali żabie psalmy. Kryształy wibrowały, wzmacniając blask neonów, jakby Ropucha reklamowała swe dary. Wierni składali parówki z sosem błotnym, dzieci rechotały slogany „Kum, kum, hot dog w dłoń!”, a w Gnieźdźcu i Poznądle ołtarze Ropuchy przyćmiły stare świątynie, jakby Mythrigon czcił tylko płazy i bułki. Przy każdym ołtarzu akolici w wodorostowych fartuchach wrzeszczeli:

– Z jakim sosem, wariacie?! – oferując keczup, musztardę lub dip szlamowy.

Danu widział w tym wiejską farsę – dopóki nie wdepnął w ołtarz za karczmą, gdzie tłusta żaba gapiła się na niego jak karczmarz na pusty kufel.

– Precz, płazie! – warknął Danu, celując lutnią. – Nie zbrukasz mej sztuki swym rechotem!

Żaba, niewzruszona, skoczyła mu na twarz i – zanim zdążył zaprotestować – cmoknęła go w usta z mokrym plaśnięciem. Świat zafalował, wróżki zaczęły tańczyć kujawiaka na turzycach, a Danu wydał niekontrolowane „kum!”. Lutnia zaskrzeczała jak chór skoczków:

– Danu, coś nawywijał! Mówiłem, że z żabami się nie zadziera!

Z każdym oddechem Danu kumał raz po raz, czując posmak szlamowego dipu. Próbując ościć się, wydał kolejne „kum!”, a jego elfie brzmienie brzmiało jak rechot. W błysku bagiennej mgły zmaterializowała się Wielka Ropucha, bóstwo Mythrigonu, którego rechot trząsł moczarami.

– Danu, elfia fanfaro! Kum! – zaskrzeczała, a Danu wzdrygnął się, znów kuma. – Pocałunek mej Córki związał cię z Żabim Kultem! Nasze ołtarze Ropuchy zalewają Wielkobagno hot dogami, kramy padają, a równowaga Mythrigonu chwieje się jak chłop po czwartym kuflu! Złam klątwę Kumkającego Ołtarza, albo rechot i parówki pochłoną świat!

– Ja… kum! Mam ratować świat przed parówkami? Kum! – wydukał Danu, przeklinając klątwę i posmak dipu.

Wiedział, że żabi pocałunek nie kłamie.

 

Akt II – Moczary, parówki i krasnoludzki temperament

Danu, uzbrojony w lutnię, przeklęty pocałunek (i odruch kumania raz po raz), ruszył na moczary Wielkobagna, gdzie turzyce szumiały jak karczemne plotki, a żaby rechotały slogany rodem z przybytków Ropuchy. Pocałunek sprawił, że co rusz wydawał „kum!”, a wróżki szeptały mu melodie o bułkach. Po drodze natknął się na Kumkający Ołtarz – kamienną ropuchę wielkości krasnoludzkiej gorzelni, stylizowaną na przybytek Ropuchy, z neonowym szyldem „Kum! Hot dogi 24/7!”. Neony, napędzane błotnymi kryształami wibrującymi w rytm rechotu Ropuchy, rzucały zielone błyski na pierogi ze szlamem i tace parówek.

Akolita w wodorostowym fartuchu wrzasnął:

– Z jakim sosem, wariacie?!

Danu, zdegustowany, odparł:

– Bez keczupu. Jestem artystą.

Wtem moczary rozstąpiły się z chlupotem, a z mgły wyłoniła się Brunhilda Żelazny Koczkodan, krasnoludzka wojowniczka o barach jak dębowe bale i brodzie plecionej w eposy. W jednej ręce ściskała topór, w drugiej kufel piwa „Bagienny Żur”, a jej spojrzenie sprawiło, że nawet komary salutowały.

– Danu, ty elfia fanaberio! – ryknęła. – Kumasz jak ropucha i obrażasz moje piwo tymi hot dogami Ropuchy! Kum! Idę z tobą, ale jak zaczniesz rzęzić o moich warkoczach, topór zrobi z lutni deskę do pyz!

– Kum! Nie rzężę… kum! – fuknął Danu, zaciskając zęby.

Do drużyny dołączył Trunkarz Emil, półelf i naciągacz, który twierdził, że zna „franczyzę Kultu Ropuchy” i drogę do głównego ołtarza. Gdy Emil trajkotał o „hot dogowych zyskach”, Danu przerwał mu „kum!”, wywołując śmiech Brunhildy. W głębi bagien natknęli się na kapłankę kultu – Jadwigę Kumkaczkę, chudą babinę w szacie z wodorostów, która rechotała jak sadzawka skoczków, wymachując tacą parówek.

– Kumkajcie, heretycy! – wołała Jadwiga. – Wielka Ropucha zmyje stare kulty! Od Gnieźdźca po Poznądło ołtarze Ropuchy królują! Z jakim sosem, wariacie?!

– To profanacja sztuki! – warknął Danu, kuma wściekle.

Walcząc z klątwą, wskoczył na ołtarz, szarpnął struny i – mimo „kum!” przerywających zwrotkę – wyśpiewał:

Twój blask jak neon Ropuchy wciąż mami,

Twój rechot to zew, co w moczarach brzmi!

Lecz Wielkobagno pragnie pyz i kufla,

Nie duś nas hot dogami, bo lutnia mi chrypi! Kum!

Brunhilda parsknęła, a Jadwiga zamarła – pieśń Danu, mimo kumania, wstrząsnęła moczarami.

 

Akt III – Ropucha, parówki i ballada o szlamie

W Głębinie Wiecznego Kumania, gdzie ściany lśniły jak mokre bułki, Danu, Brunhilda i Emil stanęli przed Wielką Ropuchą – płazem wielkości karczmy, o skórze migotliwej jak pierogi w rosole i oczach jak latarnie Poznądła. Jej rechot trząsł Mythrigonem, a Jadwiga Kumkaczka uklękła, oferując hot doga z sosem błotnym. Danu, kuma raz po raz, ledwo powstrzymał „kum!” na jej widok.

– Kumkajcie, a ołtarze Ropuchy zatriumfują! – zaskrzeczała Jadwiga. – Z jakim sosem, wariacie?!

– Kum! Żadnych sosów, fanatyczko! – warknął Danu, szarpiąc lutnię.

Z żabim pocałunkiem szumiącym w duszy, chwycił struny. Wróżki podpowiadały akordy, a kumanie dodawało rytmu. Zagrał balladę tak potężną, że bagna zafalowały, żaby zaczęły tańczyć kujawiaka, a hot dogi lewitowały w rytm neonów „Kum! Ropucha karmi!”. Nawet jego „kum!” wplotło się w melodię:

O Ropucho, nie lej, lecz śpiewaj w duecie,

Twój rechot to sztuka, nie błotny zamętek!

Niech żaby, hot dogi i piwo się splata,

A Wielkobagno żyje, gdzie lutnia oplata! Kum!

Brunhilda, urzeczona, rąbnęła toporem w ołtarz, rozbijając glinianą pieczęć, która więziła ducha Ropuchy. Uwolnio na bogini mrugnęła i zaskrzeczała:

– Danu, elfie, twa lutnia to skarb. Kum! Pocałunek mej Córki wybrał cię mądrze. Neony „Kum! Ropucha karmi!” będą lśnić w harmonii z krasnoludzkimi kuflami. Ale następnym razem przynieś hot doga z keczupem.

Jadwiga, widząc klęskę, czmychnęła, wrzeszcząc o „rechocie zemsty”. Emil zaczął promować „hot dogi Ropuchy z błotnym dipem”, a Brunhilda, z niechętnym szacunkiem, zaplotła Danu warkoczyk w brodzie, grożąc:

– Kumaj jeszcze raz, a to potnę!

– Kum! To nie moja wina! – fuknął Danu.

 

Epilog – Ballada o Kumaniu

Danu wrócił do „Pod Kumkającym Kociołkiem“, gdzie napisał „Balladę o Kumaniu”, hit na pięciu bagnach Wielkobagna (zakazany w Gnieźdźcu za „zbyt parówkowe metafory”). Ołtarze Ropuchy z neonami „Kum! Hot dogi 24/7!” zostały, ale obok nich wyrosły karczmy z piwem „Bagienny Żur”, a Mythrigon wszedł w erę błotnistej zgody. Brunhilda zachowała strzęp jego nut, a Danu, okrzyknięty „Żabim Bardem Mythrigonu“, zaczął pisać sonety o szlamie, choć raz po raz „kum!” psuło mu rytm.

Lecz w cieniu moczarów ktoś ostrzył rdzawy nóż, szepcząc o „bagiennej rewolucji” i nowym sosie…

Koniec

Komentarze

Chciałoby się przytoczyć oklepany tekst, “tu się wydarzyło więcej niż w moim życiu”. I byłoby to całkiem bliskie prawdy.

Szorcik przyjemnie się czytało, a nawiązania do pewnej sieci sklepów małopowierzchniowych sprawiły, że moje kąciku ust oparły się sile grawitacji i w wyrazie buntu przeciw niej podniosły się.

Jedynym mankamentem są dla mnie te [zlepek przymiotników powszechnie uznanych za obelżywe] nawiasy. Naprawdę? Jak ich nie będzie, to Wielkobagnia spłonie w ogniu piekielnym czy co?

Podsumowując, udany moim zdaniem tekst.

Pozdrawiam serdecznie! :D

ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz

Witaj. :)

Wątpliwości oraz sugestie co do kwestii językowych (zawsze – tylko do przemyślenia):

Jego pieśni o złamanym sercu i obolałych łydkach (pamiątka po hulankach z Brunhildą Żelaznym Koczkodanem) sprawiały, że karczmarz Bolek Bagnisty wygrażał walkiem: „Danu, przestań skrzeczeć, bo chłopi dostaną rozstroju, a kury przestaną znosić pyzy!” – czy tam miało być „wałkiem”?; brak kropki na końcu zdania?

Na każdym mokradle stały ołtarze z turzyc, stylizowane na przybytki z neonami migoczącymi napisem 'Kum! Ropucha karmi! Neony, zasilane błotnymi kryształami nasączonymi rechotem Wielkiej Ropuchy, pulsowały zieloną magią, rozświetlając moczary, gdy wierni intonowali żabie psalmy. – gdzie się kończy ten napis?

 

Niektóre wrzaski są pozbawione wykrzykników.

Opisując, że bohater kumkał, czasem piszesz owo „kum” wielką, a czasem małą literą – czy to celowe?

 

Neony, napędzane błotnymi kryształami wibrującymi w rytm rechotu Ropuchy, rzucały zielone błyski na pierogi szlamem i tace parówek. – ze?

Akolita w wodorostowym fartuchu wrzasnął: „Z jakim sosem, wariacie?” (brak przecinka, średnika lub kropki?) Danu, zdegustowany, odparł:

 

Czasem bohater „kuma”, a czasem „kumka” – czy to celowe? :

Z każdym oddechem Danu kumał raz po raz, czując posmak szlamowego dipu.

– Danu, elfia fanfaro! Kum! – zaskrzeczała, a Danu wzdrygnął się, znów kumając.

Danu, uzbrojony w lutnię, przeklęty pocałunek (i odruch kumkania raz po raz), ruszył na moczary …

To profanacja sztuki! – warknął Danu, kumając wściekle.

 

Mam wątpliwość, czy – jeśli kraina nosi nazwę „Wielkobagna” (nie: „Wielkobagnia”) – w Miejscowniku powinno być: „w Wielkobagni”, a nie – „w Wielkobagnie” (?)

 

„Hot/dog” pisany jest różnorako: czasem razem, a czasem osobno.

To samo „Córka” bogini – czasem jest małą, a czasem wielką literą.

 

Emil zaczął promować „hot dogi Ropuchy z błotnym dipem”, a Brunhilda, z niechętnym szacunkiem, zaplotła Danu warkoczyk w brodzie, grożąc: „Kumkaj jeszcze raz, a to potnę!” – tu znowu brak kropki na końcu zdania?

 

Słowa Autora z Przedmowy: „Absurdalne fantasy z domieszką memicznego chaosu i zamiłowania do dziwności” w pełni oddają moje emocje. Tak dziwne, że aż szokujące. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

bruce

Dzię­ki wiel­kie za tak do­kład­ne i cenne uwagi! Wje­cha­ła po­rząd­na ko­rek­ta – wszyst­kie wy­mie­nio­ne wąt­pli­wo­ści i su­ge­stie zo­sta­ły prze­ana­li­zo­wa­ne i uwzględ­nio­ne w fi­nal­nej wer­sji tek­stu.

Gry­zok_Pół­po­spo­li­ty

Dzię­ki wiel­kie za prze­czy­ta­nie i tak fajny ko­men­tarz.

Ogrom­nie się cie­szę, że tekst roz­ru­szał ką­ci­ki ust (nawet wbrew gra­wi­ta­cji – to już coś!). Co do na­wiązywań skle­pi­ko­wych – nie mo­głem się po­wstrzy­mać. Wiel­ko­ba­gno też po­trze­bu­je sieci han­dlo­wej… nawet jeśli jest po­kry­ta szla­mem.

Dzię­ki raz jesz­cze – takie opi­nie na­praw­dę mo­ty­wu­ją do dal­sze­go pi­sa­nia.

Po­zdra­wiam rów­nież ser­decz­nie!

 

Oj, do porządnej korekty jest mi bardzo daleko, to tylko sugestie. :)

Pozdrawiam i także dziękuję. :) 

Pecunia non olet

Tomolewie, przeczytałam, ale rzecz jest tak absurdalna, że nawet nie próbuję pojąć, co tu się wydarzyło.

 

Uwol­nio na bo­gi­ni mru­gnę­ła i za­skrze­cza­ła… → Zbędna spacja.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, nadal nie pojmuję. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

  ahh takie było zamierzenie :D Absurd, chaos i Danu 

Tomolewie, w takim razie gratuluję realizacji zamierzeń. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, musiałem próbować dodać komentarz jak były problemy z serwerem, bo teraz widzę, że go nie ma. Pisałem w każdym razie, że lubię te historyjki z Danu, chociaż w tej chyba już dla mnie za dużo absurdu. Nigdy nie śmieszył mnie też mem “z jakim sosem, wariacie?”, więc może po prostu nie trafiłeś tym razem, ale to mocno subiektywne. Ale czekam na kolejne dziwne przygody Danu, chętnie poczytam.

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Nowa Fantastyka