Rozdział 1: Bar „Pod Stalowym Szczurem”
W sercu podziemnych tuneli Grey City, gdzie światło zewnętrznego słońca nigdy nie docierało, stał bar zwany „Pod Stalowym Szczurem”. Nazwa pochodziła od starej, pordzewiałej rzeźby szczura wykutej na drzwiach, a także od wyjątkowego towarzysza właściciela – szczura o bystrym spojrzeniu i zdolności mówienia, który niemal zawsze siedział na ramieniu Tomasza, starego gospodarza.
Bar nie był miejscem dla tych, którzy szukali wygód. Surowe, betonowe ściany były pokryte rysami i plamami wilgoci. Powietrze było ciężkie od zapachu spalenizny, starych przypraw i lekko kwaśnego fermentu warzyw, które Tomasz często serwował. Przy ścianach stały zardzewiałe stoły i krzesła, porozrzucane nierówno jak rozbite sny ich gości.
Jedyne światło dawały przetrzebione lampy, które ledwie rozpraszały mrok, tworząc długie cienie i miejsca, gdzie każdy mógł ukryć swoje tajemnice.
W kuchni, za małym okienkiem, Tomasz gotował pierogi – proste, lecz pełne smaku, które dla wielu bywalców były rzadkim przypomnieniem dawnych czasów i domowego ciepła. Pierogi z kapustą i grzybami, ziemniaczane, czasem z mięsem, podawane były z gęstym sosem, którego przepis Tomasz strzegł jak największej tajemnicy.
„Pod Stalowym Szczurem” był też miejscem wymiany informacji, plotek i niewielkich przysług – tu każdy znał każdego, a każdy miał swoje powody, by trzymać się razem. To był azyl, choć skromny i pełen cieni, dla tych, którzy nie mieli już dokąd pójść.
Wśród gości często można było spotkać zbieraczy złomu, którzy po ciężkim dniu pracy na powierzchni szukali choć odrobiny normalności i ciepła. To tu Razer, Mika i Szpadel spotykali się, by planować kolejne wyprawy i wymieniać się opowieściami o świecie, który kiedyś był – i o tym, co jeszcze mogło nadejść.
Rozdział 2: Przygotowania
Tomasz zgasił palnik pod żeliwnym garnkiem, z którego unosił się zapach kapusty i grzybów. Spojrzał przez kuchenne okienko na trójkę ludzi przy stole. Każdy z nich był w inny sposób złamany – ale może właśnie to czyniło ich silnymi.
– Macie szczęście, że dziś dotarła dostawa z południowego szybu – powiedział cicho, stawiając przed nimi metalową tacę z pierogami. – Nie wiem, ile jeszcze pociągniemy. Systemy podtrzymujące podziemia psują się szybciej, niż można je naprawić.
Razer uniósł głowę znad notatnika. Obok niego leżała pokryta kurzem metalowa skrzynia – ich ostatni łup. Artefakt znaleziony na skraju strefy radioaktywnej.
– To coś przyciąga sygnały – powiedział. – Od kilku dni odbieram transmisje. Nielogiczne, stare, porwane. Jakby ktoś próbował mówić do mnie przez czas.
– To może być pułapka – szepnęła Mika, zakładając włosy za ucho. – Albo coś, czego nie powinniśmy rozumieć.
– Albo coś, co pozwoli nam żyć dalej – rzucił Szpadel, unosząc rękę z błyskiem entuzjazmu. – Albo zginąć z przytupem. Też opcja.
Przygotowania trwały godzinami. Ubrania ochronne, przetarte, zszywane po raz setny. Maska Miki miała tylko jedno nieszczelne miejsce, które zatkała klejem do rur. Razer sprawdził zasilanie ich miniaturowego systemu podtrzymywania niedoli – standardowej, chałupniczej wersji SAB, przestrojonej z części z odzysku.
Pojemniki z czystą wodą, kapsuły regeneracyjne, zestaw do rozpoznawania toksyn i… broń. Wszystko, co można było wynieść z tuneli, przygotowane było z ostrożnością i rezygnacją.
Tomasz podał im ostatni pakunek.
– Kiedy wrócicie, zapytam, czy było warto – powiedział. – Choć znając życie, nie wrócicie. Więc… nie odpowiadajcie od razu.
Szczur na jego ramieniu chrząknął i dodał:
– A jak spotkacie tych z "góry", nie patrzcie im w oczy. Oni nie patrzą – oni skanują.
Rozdział 3: Na powierzchni
Wyjście na powierzchnię zawsze zaczynało się tak samo: przeciągłym, mechanicznym zgrzytem stalowych drzwi, jakby sam tunel nie chciał ich wypuścić. Powietrze, które wdarło się do środka, było ciężkie, metaliczne, obce.
Szli w milczeniu. Powierzchnia, kiedyś pełna życia, była teraz martwa, pusta i pokryta bliznami. Ruiny dawnych centrów handlowych – kolosy z betonu i szkła – wystawały z ziemi jak zęby martwego kolosa. Na fasadzie jednego z nich wisiał ogromny, wypłowiały plakat reklamujący szczęśliwe życie z uśmiechniętą rodziną. Twarze były rozmyte, jakby czas sam chciał zapomnieć, kim byli.
Niebo miało barwę mętnego fioletu, przeszywanego błyskami nieznanych zjawisk. Grawitacja działała, ale nie wszędzie tak samo. Niektóre miejsca wydawały się „lżejsze”, inne zaś miały uścisk jak podwodny sen. Przestrzeń była chora.
Szpadel nagle zatrzymał się i wskazał w dal:
– Patrzcie. Tam. Ruiny kablowni. Kiedyś pełno tam było wzmacniaczy i rdzeni do SAB-ów. Może jeszcze coś zostało.
Razer spojrzał na detektor – coś zbliżało się z północnego skraju mapy.
– Coś się porusza… Nie mechaniczne. Nie nasze. – Jego głos był napięty.
Zza wraku dawnej reklamy wyszła postać. Pokrzywiona, w połowie opancerzona, w połowie… nie do opisania. Skóra stapiała się z metalem, oczy miały głębię, która nie należała do człowieka. Spojrzała w ich stronę.
Mika odwróciła wzrok. Wiedziała, że jeśli spojrzysz zbyt długo, możesz zacząć widzieć… siebie. Ale nie tego siebie, którego znasz.
– Ruszamy – powiedział Razer. – Im dalej stąd, tym bezpieczniej. Na razie.
Wśród ruin, pod zniekształconym niebem, trójka ludzi ruszyła dalej – w stronę miejsca, o którym nikt już nie mówił głośno. W stronę odpowiedzi, których mogli nie chcieć znaleźć.
Rozdział 4: Pułapka przeszłości
Ruiny centrum handlowego były jeszcze bardziej zniszczone, niż mogli sobie wyobrazić. Szare ściany popękane, z porozrzucanymi fragmentami neonów i porzuconym sprzętem, przypominały grób dawnego świata. Każdy krok Razer, Mika i Szpadel wywoływał echo, które zdawało się rozlewać po pustych halach.
Razer prowadził, z ręką zaciskającą się na metalowej skrzyni – artefakcie, który znalazł kilka dni temu. Zbliżał się do ściany z zepsutym panelem sterowania, gdzie odbierał te tajemnicze nagrania. Teraz miał nadzieję na odpowiedzi. Z głębi zrujnowanej ściany wyciągnął stary interfejs, podłączył się i włączył odbiornik.
Na ekranie pojawiły się zaszumione, przerywane obrazy. Przypominały relacje z dawno zapomnianej telewizji, nazwanej „UFO News” – raporty o niezidentyfikowanych obiektach latających, które spadły na Ziemię i ukrywały się w cieniu.
– To nie legenda – powiedział Razer. – Oni tu byli. I oni wciąż są.
Nagle cały tunel zaczął wibrować. Coś potężnego nadchodziło. Mika wyjęła z plecaka improwizowany wyrzutnik impulsów – złożony z resztek kabli, akumulatora ze starej latarki i silnika z przenośnego wentylatora.
– Musimy się przygotować do walki. Nie wiadomo, co to będzie.
Przez drzwi wpadły metalowe drony – ich ruch był szybki i precyzyjny, a oczy jarzyły się czerwonym światłem. Nieprzyjaciel.
Trójka przyjaciół rzuciła się do działania: Szpadel odpalił swoje ręczne działko elektrostatyczne, Mika rozłożyła pole elektromagnetyczne z urządzenia złożonego z metalowych płyt, a Razer próbował aktywować artefakt, mając nadzieję, że ukaże jego moc.
Rozdział 5: Walka pod ruinami
Drony sunęły w ich stronę z nieubłaganym skupieniem, metalowe kończyny błyskały w szarawym świetle rozbitego nieba. Każde uderzenie ich ostrzy odbijało się echem od ścian dawnego centrum handlowego. Razer zacisnął palce na artefakcie, który w jego rękach zaczął cicho wibrować, jakby żył własnym życiem.
Szpadel celował ręcznym działkiem elektrostatycznym, posyłając serie błysków, które rozbijały atakujące drony na kawałki iskier i dymu. Mika, korzystając ze swojego improwizowanego pola elektromagnetycznego, zdołała chwilowo zdezorientować kilka kolejnych maszyn, które zaczęły krążyć jak zagubione owady.
– Nie wytrzymamy długo – krzyknął Razer, jednocześnie przystawiając artefakt do panelu ściany, gdzie zaczęły pulsować światła i ciche szumy.
Nagle powietrze za nimi rozdarła fala promieniowania, a ponad ruinami zawisł olbrzymi, metaliczny kształt. UFO – nieznany statek, który krył się przed światem przez dekady, teraz był tuż nad nimi, rozświetlając ruinę zimnym, zielonkawym światłem.
Z dna wraku wysunęły się ramiona, które rozwinęły się niczym ogromne mechaniczne macki. Z ich końców wypuszczano z impetem kolejne fale dronów i błysków energii. Micha spojrzała na Rasera:
– Musimy to urządzenie aktywować, inaczej zginę!
Razer włożył artefakt w szczelinę na panelu i pociągnął dźwignię zrobioną z kawałka rurki hydraulicznej. Wtedy światło artefaktu eksplodowało niebieskim blaskiem, który rozlał się po całym pomieszczeniu, a potem – jakby rezonując – sięgnęło na zewnątrz, ku UFO.
Statek zatrzymał się, drony zaczęły wirować chaotycznie, a w ich wnętrzu rozległy się zakłócenia.
– To działa! – zawołał Szpadel, znowu łapiąc się za broń.
Ale ich przeciwnik się nie poddawał. Z okrętu spłynęła fala mniejszych robotów, które zaczęły przekształcać ruiny w pułapkę, unieruchamiając ziemię i wysyłając elektrody na wszystkich, którzy próbowali się ruszyć.
Walka zmieniła się w chaos. Mika używała starego napędu z wiertarki, aby przekształcić go w krótką, pulsującą broń energetyczną. Szpadel składał z fragmentów metalu improwizowane tarcze i granaty z iskrami. Razer koordynował ich ruchy, korzystając z komunikacji przez swoje implanty i system podtrzymywania niedoli, który znowu działał dzięki naprawom.
Rozdział 6: Tajemnica artefaktu
W końcu, po wyczerpującej walce, która trzymała ich na granicy sił, artefakt zaczął emitować impulsy, które zdzierały warstwę materiału na UFO. Okazało się, że statek nie był tylko maszyną do inwazji – był też zbrojownią i nośnikiem starożytnej wiedzy.
Razer przyjrzał się wyświetlaczowi, który nagle pojawił się na panelu. Pokazywał mapy gwiazd, schematy technologii i… historię ludzkości z perspektywy istot z innej galaktyki. Byli tu kiedyś, obserwowali i chronili ludzi przed zagładą, aż pojawiła się ciemność.
– To nie jest tylko broń – powiedział cicho Razer. – To klucz. Klucz do odbudowy świata.
Mika i Szpadel wymienili spojrzenia pełne nadziei i zmęczenia.
– Ale żeby go użyć, musimy wrócić do podziemi – powiedziała Mika. – Ten statek i drony powrócą. Nie odpuszczą tak łatwo.
Rozdział 7: Powrót i nowy początek
Kiedy trójka bohaterów wróciła do tuneli, czekały na nich już nowe wyzwania. Wrogowie, którzy próbowali zdobyć artefakt, byli coraz bliżej, a systemy podtrzymujące zaczęły szwankować.
Jednak dzięki zdobytej wiedzy i mocy artefaktu mogli zacząć naprawiać i udoskonalać swoje implanty, budować z części złomu urządzenia, które dawały im nadludzkie możliwości – narzędzia przetrwania, walki i rozwoju.
Z każdym dniem ich mały świat pod ziemią powoli się zmieniał. „Pod Stalowym Szczurem” stał się nie tylko schronieniem, ale centrum oporu, gdzie ludzie uczyli się korzystać z dawnej technologii, by przetrwać i przeciwstawić się nieznanej sile z kosmosu.
Epilog: Cienie nad Grey City
W mroku podziemi, gdzie światło było cenne jak złoto, a każdy oddech mógł być ostatnim, Razer spojrzał na gwiazdy przebijające się przez szczeliny na powierzchni. Wiedział, że ich walka dopiero się zaczęła.
Walka o przetrwanie, o wolność i o przyszłość ludzkości. Z pomocą artefaktu, złomu i nieugiętej woli. Z pomocą przyjaciół, którzy nie bali się stanąć twarzą w twarz z nieznanym.
Nad Grey City ciążyły cienie, ale tam, gdzie była ciemność, mogło narodzić się światło.