- Opowiadanie: tomolew - System Podtrzymywania Niedoli

System Podtrzymywania Niedoli

Witaj w Grey City.
Jeśli tu je­steś, to zna­czy, że coś po­szło bar­dzo, bar­dzo nie tak — naj­praw­do­po­dob­niej cy­wi­li­za­cja.

Po­wierzch­nia jest spa­lo­na, po­wie­trze gry­zie w płuca, a wszyst­ko, co cho­dzi, świe­ci i ma zęby. Lu­dzie żyją w pod­zie­miach cen­trum han­dlo­we­go, bo nic in­ne­go już nie zo­sta­ło.

No, może oprócz złomu, pie­ro­gów i nie­śmier­tel­nych cy­ta­tów z te­le­wi­zji Trwaj.

To opo­wieść o trzech wra­kach czło­wie­czeń­stwa: Ra­ze­rze, Mice i Szpa­dlu. Łączy ich to, że wciąż od­dy­cha­ją, choć czę­sto bez prze­ko­na­nia. Pra­cu­ją razem, bo nikt inny ich nie chciał, i wła­śnie przy­pad­kiem ukra­dli coś, co może zbu­rzyć reszt­ki tego, co zo­sta­ło. Albo pod­grzać obiad szyb­ciej — jesz­cze nie wiemy.

Jeśli szu­kasz wiel­kiej epo­pei o bo­ha­ter­stwie i zba­wie­niu ludz­ko­ści...
To nie tutaj.

Ale jeśli chcesz zo­ba­czyć, co się sta­nie, gdy zło­mia­rze znaj­dą ar­te­fakt, szczur za­cznie gadać ludz­kim gło­sem, a Sys­tem Pod­trzy­my­wa­nia Nie­do­li za­cznie się psuć — za­pnij pasy.
I le­piej weź filtr prze­ciw­ra­dio­ak­tyw­ny.

– autor

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

System Podtrzymywania Niedoli

Rozdział 1: Bar „Pod Stalowym Szczurem”

W sercu podziemnych tuneli Grey City, gdzie światło zewnętrznego słońca nigdy nie docierało, stał bar zwany „Pod Stalowym Szczurem”. Nazwa pochodziła od starej, pordzewiałej rzeźby szczura wykutej na drzwiach, a także od wyjątkowego towarzysza właściciela – szczura o bystrym spojrzeniu i zdolności mówienia, który niemal zawsze siedział na ramieniu Tomasza, starego gospodarza.

Bar nie był miejscem dla tych, którzy szukali wygód. Surowe, betonowe ściany były pokryte rysami i plamami wilgoci. Powietrze było ciężkie od zapachu spalenizny, starych przypraw i lekko kwaśnego fermentu warzyw, które Tomasz często serwował. Przy ścianach stały zardzewiałe stoły i krzesła, porozrzucane nierówno jak rozbite sny ich gości.

Jedyne światło dawały przetrzebione lampy, które ledwie rozpraszały mrok, tworząc długie cienie i miejsca, gdzie każdy mógł ukryć swoje tajemnice.

W kuchni, za małym okienkiem, Tomasz gotował pierogi – proste, lecz pełne smaku, które dla wielu bywalców były rzadkim przypomnieniem dawnych czasów i domowego ciepła. Pierogi z kapustą i grzybami, ziemniaczane, czasem z mięsem, podawane były z gęstym sosem, którego przepis Tomasz strzegł jak największej tajemnicy.

„Pod Stalowym Szczurem” był też miejscem wymiany informacji, plotek i niewielkich przysług – tu każdy znał każdego, a każdy miał swoje powody, by trzymać się razem. To był azyl, choć skromny i pełen cieni, dla tych, którzy nie mieli już dokąd pójść.

Wśród gości często można było spotkać zbieraczy złomu, którzy po ciężkim dniu pracy na powierzchni szukali choć odrobiny normalności i ciepła. To tu Razer, Mika i Szpadel spotykali się, by planować kolejne wyprawy i wymieniać się opowieściami o świecie, który kiedyś był – i o tym, co jeszcze mogło nadejść.

Rozdział 2: Przygotowania

Tomasz zgasił palnik pod żeliwnym garnkiem, z którego unosił się zapach kapusty i grzybów. Spojrzał przez kuchenne okienko na trójkę ludzi przy stole. Każdy z nich był w inny sposób złamany – ale może właśnie to czyniło ich silnymi.

– Macie szczęście, że dziś dotarła dostawa z południowego szybu – powiedział cicho, stawiając przed nimi metalową tacę z pierogami. – Nie wiem, ile jeszcze pociągniemy. Systemy podtrzymujące podziemia psują się szybciej, niż można je naprawić.

Razer uniósł głowę znad notatnika. Obok niego leżała pokryta kurzem metalowa skrzynia – ich ostatni łup. Artefakt znaleziony na skraju strefy radioaktywnej.

– To coś przyciąga sygnały – powiedział. – Od kilku dni odbieram transmisje. Nielogiczne, stare, porwane. Jakby ktoś próbował mówić do mnie przez czas.

– To może być pułapka – szepnęła Mika, zakładając włosy za ucho. – Albo coś, czego nie powinniśmy rozumieć.

– Albo coś, co pozwoli nam żyć dalej – rzucił Szpadel, unosząc rękę z błyskiem entuzjazmu. – Albo zginąć z przytupem. Też opcja.

Przygotowania trwały godzinami. Ubrania ochronne, przetarte, zszywane po raz setny. Maska Miki miała tylko jedno nieszczelne miejsce, które zatkała klejem do rur. Razer sprawdził zasilanie ich miniaturowego systemu podtrzymywania niedoli – standardowej, chałupniczej wersji SAB, przestrojonej z części z odzysku.

Pojemniki z czystą wodą, kapsuły regeneracyjne, zestaw do rozpoznawania toksyn i… broń. Wszystko, co można było wynieść z tuneli, przygotowane było z ostrożnością i rezygnacją.

Tomasz podał im ostatni pakunek.

– Kiedy wrócicie, zapytam, czy było warto – powiedział. – Choć znając życie, nie wrócicie. Więc… nie odpowiadajcie od razu.

Szczur na jego ramieniu chrząknął i dodał:

– A jak spotkacie tych z "góry", nie patrzcie im w oczy. Oni nie patrzą – oni skanują.

Rozdział 3: Na powierzchni

Wyjście na powierzchnię zawsze zaczynało się tak samo: przeciągłym, mechanicznym zgrzytem stalowych drzwi, jakby sam tunel nie chciał ich wypuścić. Powietrze, które wdarło się do środka, było ciężkie, metaliczne, obce.

Szli w milczeniu. Powierzchnia, kiedyś pełna życia, była teraz martwa, pusta i pokryta bliznami. Ruiny dawnych centrów handlowych – kolosy z betonu i szkła – wystawały z ziemi jak zęby martwego kolosa. Na fasadzie jednego z nich wisiał ogromny, wypłowiały plakat reklamujący szczęśliwe życie z uśmiechniętą rodziną. Twarze były rozmyte, jakby czas sam chciał zapomnieć, kim byli.

Niebo miało barwę mętnego fioletu, przeszywanego błyskami nieznanych zjawisk. Grawitacja działała, ale nie wszędzie tak samo. Niektóre miejsca wydawały się „lżejsze”, inne zaś miały uścisk jak podwodny sen. Przestrzeń była chora.

Szpadel nagle zatrzymał się i wskazał w dal:

– Patrzcie. Tam. Ruiny kablowni. Kiedyś pełno tam było wzmacniaczy i rdzeni do SAB-ów. Może jeszcze coś zostało.

Razer spojrzał na detektor – coś zbliżało się z północnego skraju mapy.

– Coś się porusza… Nie mechaniczne. Nie nasze. – Jego głos był napięty.

Zza wraku dawnej reklamy wyszła postać. Pokrzywiona, w połowie opancerzona, w połowie… nie do opisania. Skóra stapiała się z metalem, oczy miały głębię, która nie należała do człowieka. Spojrzała w ich stronę.

Mika odwróciła wzrok. Wiedziała, że jeśli spojrzysz zbyt długo, możesz zacząć widzieć… siebie. Ale nie tego siebie, którego znasz.

– Ruszamy – powiedział Razer. – Im dalej stąd, tym bezpieczniej. Na razie.

Wśród ruin, pod zniekształconym niebem, trójka ludzi ruszyła dalej – w stronę miejsca, o którym nikt już nie mówił głośno. W stronę odpowiedzi, których mogli nie chcieć znaleźć.

Rozdział 4: Pułapka przeszłości

Ruiny centrum handlowego były jeszcze bardziej zniszczone, niż mogli sobie wyobrazić. Szare ściany popękane, z porozrzucanymi fragmentami neonów i porzuconym sprzętem, przypominały grób dawnego świata. Każdy krok Razer, Mika i Szpadel wywoływał echo, które zdawało się rozlewać po pustych halach.

Razer prowadził, z ręką zaciskającą się na metalowej skrzyni – artefakcie, który znalazł kilka dni temu. Zbliżał się do ściany z zepsutym panelem sterowania, gdzie odbierał te tajemnicze nagrania. Teraz miał nadzieję na odpowiedzi. Z głębi zrujnowanej ściany wyciągnął stary interfejs, podłączył się i włączył odbiornik.

Na ekranie pojawiły się zaszumione, przerywane obrazy. Przypominały relacje z dawno zapomnianej telewizji, nazwanej „UFO News” – raporty o niezidentyfikowanych obiektach latających, które spadły na Ziemię i ukrywały się w cieniu.

– To nie legenda – powiedział Razer. – Oni tu byli. I oni wciąż są.

Nagle cały tunel zaczął wibrować. Coś potężnego nadchodziło. Mika wyjęła z plecaka improwizowany wyrzutnik impulsów – złożony z resztek kabli, akumulatora ze starej latarki i silnika z przenośnego wentylatora.

– Musimy się przygotować do walki. Nie wiadomo, co to będzie.

Przez drzwi wpadły metalowe drony – ich ruch był szybki i precyzyjny, a oczy jarzyły się czerwonym światłem. Nieprzyjaciel.

Trójka przyjaciół rzuciła się do działania: Szpadel odpalił swoje ręczne działko elektrostatyczne, Mika rozłożyła pole elektromagnetyczne z urządzenia złożonego z metalowych płyt, a Razer próbował aktywować artefakt, mając nadzieję, że ukaże jego moc.

Rozdział 5: Walka pod ruinami

Drony sunęły w ich stronę z nieubłaganym skupieniem, metalowe kończyny błyskały w szarawym świetle rozbitego nieba. Każde uderzenie ich ostrzy odbijało się echem od ścian dawnego centrum handlowego. Razer zacisnął palce na artefakcie, który w jego rękach zaczął cicho wibrować, jakby żył własnym życiem.

Szpadel celował ręcznym działkiem elektrostatycznym, posyłając serie błysków, które rozbijały atakujące drony na kawałki iskier i dymu. Mika, korzystając ze swojego improwizowanego pola elektromagnetycznego, zdołała chwilowo zdezorientować kilka kolejnych maszyn, które zaczęły krążyć jak zagubione owady.

– Nie wytrzymamy długo – krzyknął Razer, jednocześnie przystawiając artefakt do panelu ściany, gdzie zaczęły pulsować światła i ciche szumy.

Nagle powietrze za nimi rozdarła fala promieniowania, a ponad ruinami zawisł olbrzymi, metaliczny kształt. UFO – nieznany statek, który krył się przed światem przez dekady, teraz był tuż nad nimi, rozświetlając ruinę zimnym, zielonkawym światłem.

Z dna wraku wysunęły się ramiona, które rozwinęły się niczym ogromne mechaniczne macki. Z ich końców wypuszczano z impetem kolejne fale dronów i błysków energii. Micha spojrzała na Rasera:

– Musimy to urządzenie aktywować, inaczej zginę!

Razer włożył artefakt w szczelinę na panelu i pociągnął dźwignię zrobioną z kawałka rurki hydraulicznej. Wtedy światło artefaktu eksplodowało niebieskim blaskiem, który rozlał się po całym pomieszczeniu, a potem – jakby rezonując – sięgnęło na zewnątrz, ku UFO.

Statek zatrzymał się, drony zaczęły wirować chaotycznie, a w ich wnętrzu rozległy się zakłócenia.

– To działa! – zawołał Szpadel, znowu łapiąc się za broń.

Ale ich przeciwnik się nie poddawał. Z okrętu spłynęła fala mniejszych robotów, które zaczęły przekształcać ruiny w pułapkę, unieruchamiając ziemię i wysyłając elektrody na wszystkich, którzy próbowali się ruszyć.

Walka zmieniła się w chaos. Mika używała starego napędu z wiertarki, aby przekształcić go w krótką, pulsującą broń energetyczną. Szpadel składał z fragmentów metalu improwizowane tarcze i granaty z iskrami. Razer koordynował ich ruchy, korzystając z komunikacji przez swoje implanty i system podtrzymywania niedoli, który znowu działał dzięki naprawom.

Rozdział 6: Tajemnica artefaktu

W końcu, po wyczerpującej walce, która trzymała ich na granicy sił, artefakt zaczął emitować impulsy, które zdzierały warstwę materiału na UFO. Okazało się, że statek nie był tylko maszyną do inwazji – był też zbrojownią i nośnikiem starożytnej wiedzy.

Razer przyjrzał się wyświetlaczowi, który nagle pojawił się na panelu. Pokazywał mapy gwiazd, schematy technologii i… historię ludzkości z perspektywy istot z innej galaktyki. Byli tu kiedyś, obserwowali i chronili ludzi przed zagładą, aż pojawiła się ciemność.

– To nie jest tylko broń – powiedział cicho Razer. – To klucz. Klucz do odbudowy świata.

Mika i Szpadel wymienili spojrzenia pełne nadziei i zmęczenia.

– Ale żeby go użyć, musimy wrócić do podziemi – powiedziała Mika. – Ten statek i drony powrócą. Nie odpuszczą tak łatwo.

Rozdział 7: Powrót i nowy początek

Kiedy trójka bohaterów wróciła do tuneli, czekały na nich już nowe wyzwania. Wrogowie, którzy próbowali zdobyć artefakt, byli coraz bliżej, a systemy podtrzymujące zaczęły szwankować.

Jednak dzięki zdobytej wiedzy i mocy artefaktu mogli zacząć naprawiać i udoskonalać swoje implanty, budować z części złomu urządzenia, które dawały im nadludzkie możliwości – narzędzia przetrwania, walki i rozwoju.

Z każdym dniem ich mały świat pod ziemią powoli się zmieniał. „Pod Stalowym Szczurem” stał się nie tylko schronieniem, ale centrum oporu, gdzie ludzie uczyli się korzystać z dawnej technologii, by przetrwać i przeciwstawić się nieznanej sile z kosmosu.

Epilog: Cienie nad Grey City

W mroku podziemi, gdzie światło było cenne jak złoto, a każdy oddech mógł być ostatnim, Razer spojrzał na gwiazdy przebijające się przez szczeliny na powierzchni. Wiedział, że ich walka dopiero się zaczęła.

Walka o przetrwanie, o wolność i o przyszłość ludzkości. Z pomocą artefaktu, złomu i nieugiętej woli. Z pomocą przyjaciół, którzy nie bali się stanąć twarzą w twarz z nieznanym.

Nad Grey City ciążyły cienie, ale tam, gdzie była ciemność, mogło narodzić się światło.

Koniec

Komentarze

Miły shorcik, choć nie jestem fanem klimatów sci-fi, to tutaj jakoś mi to nie przeszkadzało. Czytało się przyjemnie, choć jest lekki niedosyt akcji. Pomysł dobry, ale przydałaby się dłuższa forma – w tak krótkim wydaniu w zasadzie nic się nie rozwinęło. Od strony technicznej się nie wypowiem, bo nie jestem ekspertem. Pozdrawiam!

Zacznę od tego, co mi się podobało: w małej ilości znaków zawarta jest cała domknięta historia. Sceny są krótkie, ale treściwe. Działają na wyobraźnię i nie miałem problemów z wczuciem się w świat. Do tego dobra przedmowa, pasująca do reszty.

 

Językowo – mam sporo uwag.

 

światło zewnętrznego słońca

A jest jakieś wewnętrzne? I skoro w tunelach, to raczej jest oczywiste, że nie dociera tam słońce.

 

rzeźby szczura wykutej na drzwiach,

Drzwi były metalowe i ktoś wykuł w nich rzeźbę? Czy wisiała na nich już wykuta rzeźba? Może lepiej użyć “podobizna” zamiast “rzeźba”

 

lekko kwaśnego fermentu warzyw,

Fermentacja zachodzi w warzywach, w powietrzu unosi się woń fermentu

 

które ledwie rozpraszały mrok, tworząc długie cienie i miejsca, gdzie każdy mógł ukryć swoje tajemnice.

Ostatnia część zdania dodana trochę na siłę i “pusta” – taki ozdobnik, a całość mało zgrabna. Może rozdzielić na dwa zdania, pierwsze skończyć na “mrok”, a potem napisać o ciemnych zakątkach.

 

To był azyl, choć skromny i pełen cieni, dla tych, którzy nie mieli już dokąd pójść.

Kolejne zdanie – ozdobnik, streszcza wcześniejszy opis.

 

Każdy z nich był w inny sposób złamany – ale może właśnie to czyniło ich silnymi.

Kolejny ozdobnik, nie wnosi nic do treści, nie opisuje co ich złamało i jak.

 

Systemy podtrzymujące podziemia

Skrót myślowy?

 

Maska Miki miała tylko jedno nieszczelne miejsce, które zatkała klejem do rur.

Niezręczne. W swojej masce Mika znalazła nieszczelność, ale zatkała ją klejem do rur.

 

standardowej, chałupniczej wersji SAB, przestrojonej z części z odzysku.

To standardowej czy chałupniczej? Przestraja się radioodbiornik.

 

przygotowane było z ostrożnością i rezygnacją.

Skąd ta rezygnacja?

 

– Kiedy wrócicie, zapytam, czy było warto – powiedział. – Choć znając życie, nie wrócicie. Więc… nie odpowiadajcie od razu.

Po pierwsze patetyczne, po drugie mało zrozumiały koniec wypowiedzi.

 

Niektóre miejsca wydawały się „lżejsze”, inne zaś miały uścisk jak podwodny sen.

Metafora na końcu przeszarżowana, staje się mało zrozumiała.

 

coś zbliżało się z północnego skraju mapy.

Budzi skojarzenia z grami, w których grywalna przestrzeń jest mapą. Może prościej: coś zbliżało się od północy?

 

Szare ściany popękane, z porozrzucanymi fragmentami neonów i porzuconym sprzętem, przypominały grób dawnego świata.

Na początku dziwny szyk. Potem zdanie sugeruje, że fragmenty neonów są porozrzucane na ścianach. Szare, popękane ściany, porozrzucane kawałki neonów i porzucony sprzęt wyglądały jak grób dawnego świata.

 

z ręką zaciskającą się na metalowej skrzyni

z dłonią zaciśniętą

 

Zbliżał się do ściany z zepsutym panelem sterowania, gdzie odbierał te tajemnicze nagrania

Odbierał sugeruje ciągłość/powtarzalność czynności, brzmi jakby przychodził tam jak do paczkomatu.

 

Z głębi zrujnowanej ściany wyciągnął stary interfejs

Ściana rzadko ma głębię.

 

improwizowany wyrzutnik impulsów – złożony z resztek kabli, akumulatora ze starej latarki i silnika z przenośnego wentylatora.

Technicznie nie brzmi to ani trochę wiarygodnie.

 

Przez drzwi wpadły metalowe drony – ich ruch był szybki i precyzyjny, a oczy jarzyły się czerwonym światłem

Ruch czy ruchy? I czy drony maj a oczy?

 

Mika rozłożyła pole elektromagnetyczne z urządzenia złożonego z metalowych płyt,

Ani to zręczne technicznie, ani gramatycznie, ani logicznie.

 

Razer próbował aktywować artefakt, mając nadzieję, że ukaże jego moc.

 

Razer ukaże czy artefakt ukaże?

Drony sunęły w ich stronę z nieubłaganym skupieniem, metalowe kończyny błyskały w szarawym świetle rozbitego nieba

Nieubłagane skupienie nie brzmi dobrze. A niebo było wcześniej fioletowe.

 

Każde uderzenie ich ostrzy odbijało się echem

Ale w co uderzały?

 

posyłając serie błysków, które rozbijały atakujące drony na kawałki iskier i dymu

Po pierwsze, dym nie ma kawałków. Po drugie, złamałeś prawo zachowania materii, skoro z dronów został tylko dym i iskry. To jest raczej efekt działania anihilatora, a nie emitera impulsów.

 

Nagle powietrze za nimi rozdarła fala promieniowania

Tego nie mogłem sobie wyobrazić, przeszarżowana metafora lub chodziło o coś innego.

 

olbrzymi, metaliczny kształt.

Metaliczna może być powłoka, połysk, ale kształt?

 

Z ich końców wypuszczano z impetem kolejne fale dronów i błysków energii.

Nagle pojawia się sugestia działania operatorów urządzeń – wypuszczano. Nie jest to zręczne w tym miejscu.

Micha spojrzała na Rasera:

– Musimy to urządzenie aktywować, inaczej zginę!

W końcu Micha czy Mika? I dlaczego przejmuje się tylko sobą?

 

rony zaczęły wirować chaotycznie, a w ich wnętrzu rozległy się zakłócenia.

To mieli Antmana, żeby wlazł do ich wnętrza? “Zakłócenia” nie są dobrym opisem dźwięku.

 

Z okrętu spłynęła fala mniejszych robotów, które zaczęły przekształcać ruiny w pułapkę, unieruchamiając ziemię i wysyłając elektrody na wszystkich, którzy próbowali się ruszyć.

Tutaj zupełnie się pogubiłem.

 

Mika używała starego napędu z wiertarki, aby przekształcić go w krótką, pulsującą broń energetyczną.

Niezręczne zdanie, logicznie i składniowo

 

Szpadel składał z fragmentów metalu improwizowane tarcze i granaty z iskrami. Razer koordynował ich ruchy, korzystając z komunikacji przez swoje implanty i system podtrzymywania niedoli, który znowu działał dzięki naprawom.

Tutaj moja wyobraźnia się poddała i wywiesiła białą flagę.

 

W końcu, po wyczerpującej walce, która trzymała ich na granicy sił, artefakt zaczął emitować impulsy, które zdzierały warstwę materiału na UFO. Okazało się, że statek nie był tylko maszyną do inwazji – był też zbrojownią i nośnikiem starożytnej wiedzy.

To nie tylko streszczenie, ale i najmniej zręczny fragment opowiadania. Początek nie jest potrzebny. Środek opisany zbyt enigmatycznie. Końcówka niezrozumiała – skąd wiedzieli, że statek był zbrojownią, i dlaczego okazało się to dopiero po zdarciu powłoki? A ten fragment o starożytnej wiedzy – jak mogli to ocenić, skoro byli skupieni na walce?

 

Byli tu kiedyś, obserwowali i chronili ludzi przed zagładą, aż pojawiła się ciemność.

Kulminacja, która niczego nie wyjaśnia.

 

Koniec jest również streszczeniem. Ponieważ nie zostało wyjaśnione do końca, jak działa artefakt, to końcowa część opowiadania nie wydawała się szczególnie wiarygodna.

 

I jeszcze jedna uwaga: masz trójkę bohaterów, a nie różnicujesz ich charakterów i zachowań. Zlewają się w anonimowych herosów. Nie mogłem wczuć się w żadną z postaci.

 

Hej marzan

 

Dzięki za przeczytanie i poświęcenie czasu – to zawsze miłe, jak ktoś w ogóle chce się wgłębić w tekst. Ale pozwól, że się trochę odwinę, bo mam wrażenie, że momentami bardziej czepiasz się słówek niż czytasz historię.

Piszę świadomie fantastykę – stylizowaną, umowną, miejscami może nawet poetycką – a nie realistyczną powieść technologiczną ani raport z badań NASA. To świat z niedobitkami ludzkości mieszkającymi pod ziemią, walczącymi z dronami i UFO przy pomocy sprzętu zmontowanego ze złomu i kleju do rur – i tak, dobrze się z tym bawię.

„Światło zewnętrznego słońca” – tak, wiem, że brzmi dziwnie. Ale to jest zabieg stylizacyjny. Nikt nie czyta fantasy i nie mówi: „ej, ale smoki nie istnieją”. No chyba, że naprawdę chce się przypieprzyć.

Podobnie z „metalowymi drzwiami z wykutą rzeźbą szczura” – serio, nawet jakby to była reliefowa podobizna, to nie zamierzam w tekście pisać „reliefowa podobizna szczura na powierzchni stalowego panelu” – bo to nie instrukcja obsługi piekarnika.

Masz też tendencję do rozbierania zdań na części pierwsze i doszukiwania się problemów tam, gdzie chodzi o klimat i rytm, nie o fizyczny stan skupienia dymu czy precyzyjność techniczną silnika z wiertarki. W tym świecie ludzie robią broń z wentylatora i latarki, bo muszą – i to nie ma być schemat elektroniczny, tylko napięcie fabularne.

A już „zakłócenia w dronach” czy „fala promieniowania rozdzierająca powietrze” to klasyczne metafory sci-fi, trochę jak „kosmiczny wiatr” czy „śpiew gwiazd”. Nie każdy opis ma być dosłowny. A to, że niebo było wcześniej fioletowe, a potem szarawe – no cóż, życie to nie filtr na Instagramie.

Wiem też, że postacie mogłyby być mocniej zróżnicowane, ale to nie pełnoprawna powieść, tylko krótka forma, z mocnym tempem i ograniczoną przestrzenią. Ich osobowości budują się w działaniu, nie w introspekcyjnych monologach.

Więc tak – dzięki jeszcze raz za feedback. Wiem, że dużo rzeczy można poprawić, i pewnie z czasem poprawię. Ale następnym razem może zamiast łapać każdą metaforę za gardło, spróbuj się chwilę po prostu przejechać tym wagonikiem szaleństwa po tunelach Grey City – bo tam chodzi bardziej o jazdę niż o zgodność z fizyką.

Pozdro!

Adexx

Zgadzam się – w tak krótkiej formie trudno było rozwinąć akcję, bohaterów i świat tak, jak bym chciał. Ten tekst to właściwie taka zajawka, bardziej szkic niż pełnokrwista historia.

Sam czuję, że w tym uniwersum drzemie coś większego i może przy dłuższej formie uda się rozwinąć pomysł pełniej – z większym rozmachem, pogłębionymi postaciami i akcją, która nie tylko mignie, ale też porządnie przywali.

Poza tym – zawsze lepiej zostawić niedosyt niż przesyt.

Pozdrawiam z Grey City 

Też tworzę swoje uniwersum, choć raczej dla siebie. Strona techniczna pisania trochę u mnie szwankuje, ale lubię wykorzystywać swoją wyobraźnię, więc piszę. Powodzenia w tworzeniu!

Hm, tomolew, nie zrozum mnie źle. To nie jest czepialstwo, tylko ocena logiki, języka i stylu, czyli drobiazgów, które decydują, czy opowiadanie może uwieść czytelnika, czy zniknie w tłumie.

Odpowiem cytatem z “Mandaloriana”: This is the way wink

Cześć tomolew!

Fajny szorcik, udało Ci się pobudzić moją wyobraźnię. Mimo tak krótkiego tekstu, świat w Twoim opowiadaniu wydaje się rozbudowany i pełny. Zgadzam się z marzanem o braku możliwości wczucia się w bohaterów, zlewali mi się w pewnych momentach, ale nie przeszkadzało mi to w czytaniu, traktowałem ich jak całą “paczkę”. Dobrze się czytało, aż chciałoby się więcej przygód z Grey City, mam nadzieję, że coś jeszcze kiedyś dopiszesz w tym uniwersum.

Co do języka, w wielu miejscach muszę się zgodzić z marzanem. Poświęcił sporo czasu, żeby każdą nieścisłość Ci tu wypisać, ale pod koniec dnia to Ty decydujesz co weźmiesz pod uwagę i zmienisz w swoim opowiadaniu. Nawet jeśli się nie zgadzasz i nie chcesz zastosować się do rad, przecież nie musisz, to Twoje dzieło. Ale warto je wziąć pod uwagę, może niektóre zapamiętasz na dłużej i przy kolejnym opowiadaniu nawet nie zauważysz jak zaczniesz wprowadzać je w życie. Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Marzan dzięki za lekturę i tak obszerną odpowiedź. To rzadkość, a naprawdę doceniam. I nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie odszczekał: This is the way.

Mi­cha­el­Bul­l­finch Dzięki wielkie za tak ciepły komentarz – mega się cieszę, że udało mi się rozruszać wyobraźnię i że Grey City choć trochę zajaśniało w tej krótkiej formie. To dla mnie duży komplement, bo sam miałem wątpliwości, czy w ogóle uda mi się sklecić coś, co nie rozpadnie się fabularnie po dwóch akapitach. Z tym zlewaniem się postaci – zgoda, to bardziej zarys “paczki” niż pogłębione charaktery, bo tekst powstawał raczej jako szybka zajawka klimatu niż pełnoprawna opowieść. Ale widząc, że mimo tego wciąż czytało się spoko – odetchnąłem z ulgą. Co do uwag językowych – jasne, że warto się nad nimi pochylić. Doceniam czas, jaki marzan poświęcił na rozkładanie zdań na części pierwsze, nawet jeśli czasem mam wrażenie, że rozkłada je jak stalker rozbebeszonego mutanta w zardzewiałym kontenerze. Ale to moje dzieło i wiadomo – filtruję, co pasuje do tej stylistyki, a co może warto przemyśleć na przyszłość. Jeszcze raz dzięki! I mam nadzieję, że do Grey City kiedyś wrócimy – może z większym rozmachem, większą dawką rdzy i jeszcze dziwniejszymi przygodami. Pozdro!

Cała przyjemność po mojej stronie. Powodzenia, pozdro!

You cannot petition the Lord with prayer!

Dwie największe wady tego tekstu są takie: niepotrzebnie streszczasz akcję i do autentycznie co drugiego zdania można mieć jakieś uwagi. Niektóre są okropnie bezsensowne, a najbardziej zdezorientowała mnie ta kwestia dialogowa:

– Kiedy wrócicie, zapytam, czy było warto – powiedział. – Choć znając życie, nie wrócicie. Więc… nie odpowiadajcie od razu.

Czyli jak bohaterowie wrócą, to mają trochę poczekać i dopiero po jakimś czasie odpowiedzieć na pytanie, czy o co ci chodziło?

Freki Hehe, no wiesz… ten dialog to taka moja specjalność – zagubiona filozofia pijaka na przystanku o trzeciej w nocy. Gość mówi coś, co brzmi jak prorocza bzdura, ale jak się zastanowić, to może coś w tym jest. A może nie. Sam nie wiem, nie wrócili przecież. To miało być trochę jakby "zapytam was, ale i tak wiem, że nie wrócicie, więc jebać to pytanie". Albo coś w tym stylu. Człowiek się czasem za mocno zapatrzy w własną mądrość i potem takie kwiatki wyrastają. Ale szanuję, serio – może trzeba było tam jeszcze wrzucić gwizd pociągu, kurz unoszący się po odjeździe i kota, który przeczuwa śmierć.

Bar nie był miejscem dla tych, którzy szukali wygód. Surowe, betonowe ściany były pokryte rysami i plamami wilgoci. Powietrze było ciężkie od zapachu spalenizny,

Tu masz silną byłozę, warto by poprawić.

 

– Albo coś, co pozwoli nam żyć dalej – rzucił Szpadel, unosząc rękę z błyskiem entuzjazmu.

Ze zdania wynika, że ręka mu błyskała entuzjazmem. ;)

 

 

z porozrzucanymi fragmentami neonów i porzuconym sprzętem,

 

Unikaj bliskich powtórzeń.

 

Razer prowadził, z ręką zaciskającą się na metalowej skrzyni – artefakcie, który znalazł kilka dni temu.

Nie wiem jak się prowadzi z zaciskającą się ręką, ale może lepiej prowadził zaciskając rękę?

 

tajemnicze nagrania

A skąd wiedzą, że nagrania, a nie bieżąca transmisja?

 

Warto oddzielić spacjami rozdziały, bo są okropecznie ściśnięte.

Miałabym sporo zastrzeżeń, ale budujesz fajny klimat, ładnie opisujesz postapo, aż skóra cierpnie.

Sugerowałabym znaczną rozbudową tekstu, bo tam gdzie pokazujesz co się dzieje, jest fajnie, ale często robisz skompresowane wsady i wtedy jest gorzej.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hi Ambush

Ooo, porządna wiwisekcja! Wielkie dzięki za przeczytanie i sokoli wzrok – byłozę łykam bez popity, błyskająca ręka Szpadla idzie do poprawki, bo jeszcze ktoś pomyśli, że chłop ma wbudowaną latarkę LED. A prowadzenie z zaciśniętą ręką na artefakcie… no dobra, faktycznie brzmi, jakby Razer próbował kierować autem podczas ataku tężyczki.

Co do „nagrań” – no cóż, to Grey City. Tu nawet jak ktoś mówi na żywo, to brzmi jakby puszczał kasetę. Ale dobra, dodam bohaterom trochę IQ, bo na razie funkcjonują głównie na zupce z glutaminianem i resztkach adrenaliny.

Jeszcze raz dzięki! Tekst pójdzie do serwisu, przegląd i wymiana filtrów.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że opisałeś zdarzenia, których bohaterowie potrafią zrobić coś z niczego i wyjść cało z opresji. Jakbym widziała MacGyvera, tyle że w trzech osobach.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

 

Bar nie był miej­scem dla tych, któ­rzy szu­ka­li wygód. Su­ro­we, be­to­no­we ścia­ny były po­kry­te ry­sa­mi i pla­ma­mi wil­go­ci. Po­wie­trze było cięż­kie… → Lekka byłoza.

 

Przy ścia­nach stały za­rdze­wia­łe stoły i krze­sła, po­roz­rzu­ca­ne nie­rów­no jak roz­bi­te sny ich gości. → Czy stoły i krzesła były z żelaza i stali? Czy dobrze rozumiem, że rzeczone sprzęty miały gości?

 

lampy, które ledwie rozpraszały mrok, tworząc długie cienie i miej­sca, gdzie każdy mógł ukryć swoje ta­jem­ni­ce. → Lampy nie tworzą cieni, cienie daje to, co stanie na drodze światła. Światło lamp nie tworzy też miejsc, w których można się ukryć.

Proponuję: …lampy, które ledwie rozpraszały ciemność, pozostawiając miej­sca, w mroku których każdy mógł ukryć swoje ta­jem­ni­ce.

 

W kuchni, za małym okienkiem, Tomasz gotował pierogi – proste, lecz pełne smaku, które dla wielu bywalców były rzadkim przypomnieniem dawnych czasów i domowego ciepła. Pierogi z kapustą i grzybami, ziemniaczane, czasem z mięsem… → Skąd w tym świecie, skoro ludzie żyli pod ziemią, brano mąkę, kapustę, grzyby, ziemniaki i mięso???

 

zbie­ra­czy złomu, któ­rzy po cięż­kim dniu pracy na po­wierzch­ni… → …zbie­ra­czy złomu, któ­rzy po dniu ciężkiej pracy na po­wierzch­ni

 

rzu­cił Szpa­del, uno­sząc rękę z bły­skiem en­tu­zja­zmu. → Czy dobrze rozumiem, że ręka błysnęła entuzjazmem?

A może miało być: …rzu­cił Szpa­del, z bły­skiem en­tu­zja­zmu uno­sząc rękę.

 

Przy­go­to­wa­nia trwa­ły go­dzi­na­mi. → Przygotowania do czego?

 

Ubrania ochronne, przetarte, zszywane po raz setny. → Ubrania ochronne, przetarte, cerowane po raz setny.

Zszywamy to, co się podrze lub popruje. To co się przetrze – cerujemy.  

 

ogrom­ny, wy­pło­wia­ły pla­kat re­kla­mu­ją­cy szczę­śli­we życie z uśmiech­nię­tą ro­dzi­ną. → Czy dobrze rozumiem, że szczęście zapewnia uśmiechnięta rodzina? A może miało być: …ogrom­ny, wy­pło­wia­ły pla­kat z uśmiech­nię­tą ro­dzi­ną, re­kla­mu­ją­cy szczę­śli­we życie.

 

Szpa­del nagle za­trzy­mał się i wska­zał w dal→ Szpa­del nagle za­trzy­mał się i wska­zał coś w oddali

Wskazujemy coś nie w coś.

 

Wie­dzia­ła, że jeśli spoj­rzysz zbyt długo, mo­żesz za­cząć wi­dzieć… sie­bie. Ale nie tego sie­bie, któ­re­go znasz. → Piszesz o konkretnej osobie, więc: Wie­dzia­ła, że jeśli będzie spoglądać zbyt długo, mo­że za­cząć wi­dzieć… sie­bie. Ale nie , któ­rą zna.

 

Ruiny centrum handlowego były jeszcze bardziej zniszczone, niż mogli sobie wyobrazić. → Ruiny to resztki tego, co zostało ze zniszczonej budowli. Ruiny są zniszczone z definicji.

Proponuję: Centrum handlowego było zniszczone bardziej niż mogli sobie wyobrazić.

 

Szare ścia­ny po­pę­ka­ne, z po­roz­rzu­ca­ny­mi frag­men­ta­mi neo­nów i po­rzu­co­nym sprzę­tem… → Nie brzmi to najlepiej, w dodatku zdanie sugeruje, że sprzęt był porozrzucany na ścianach.

Proponuję: Szare, po­pę­ka­ne ściany z frag­men­ta­mi neo­nów i po­rzu­co­ne sprzę­ty

 

Każdy krok Razer, MikaSzpa­del wy­wo­ły­wał echo→ Każdy krok Razera, Miki Szpa­dla wy­wo­ły­wał echo

 

Oni tu byli. I oni wciąż są. → A może wystarczy: – Oni tu byli i wciąż są.

 

Micha spoj­rza­ła na Ra­se­ra: → Pewnie miało być: Mika spoj­rza­ła na Ra­ze­ra.

 

– To dzia­ła! – za­wo­łał Szpa­del, znowu ła­piąc się za broń. → – To dzia­ła! – za­wo­łał Szpa­del, znowu ła­piąc broń.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie broni się klimatem i światem przedstawionym – nie wiem, czy to kwestia pracy włożonej w rozwój świata, czy może miłości do gatunku, czy po prostu masz do tego talent, no ale mocno czuć tym postapo, a “ci z góry” i tajemniczy kosmici – intrygują.

 

Warstwa fabularna niestety nie porywa. Mamy trójkę bohaterów, ale w sumie to nic o nich nie wiemy i gdyby ich usunąć i zastąpić jednym, to tekst pewnie by na tym tylko zyskał. Fabuła sprowadza się do kilku scenek przybliżających świat przedstawiony i artefaktu, który wziął się trochę nie wiadomo skąd i teraz zbawia świat. Właściwie to też pewnie lepiej, żeby go nie było – broń zrobiona z wiertarki przez utalentowaną bohaterkę jest jest równie wiarygodna, a za to ciekawsza.

 

Jest też sporo błędów, które marzanregulatorzy wypisali lepiej, niż ja bym potrafił.

 

Pozdrawiam

Dzięki wielkie za konkretne uwagi – serio, trafiacie celnie. Pierwsze pieski poszły za płoty fantastyki i faktycznie chciałem wcisnąć za dużo na raz. Grey City leżało długo i fermentowało, a potem buch – pierogi, lampy, krzesła z duszą i Micha zamiast Miki ????

Masz rację z tymi światłami, ruinami i sprzętami „na ścianie” – poprawię, bo to jak wdepnąć w kabel w ciemnym tunelu. 

 Ga­li­cyj­ski­Za­ka­pior

Dzięki za szczery komentarz – taki feedback to złoto z odzysku.

Miło, że klimat i świat siadły – trochę to kwestia miłości do postapo, trochę dłubania, a trochę chyba po prostu zamiłowanie do rdzy, betonu i dziwnych urządzeń z odzysku ???? „Ci z góry” i kosmici jeszcze wrócą, obiecuję.

Z fabułą masz rację – trochę to była wycieczka krajoznawcza po świecie zamiast konkretnej historii. Bohaterowie jeszcze nie do końca wiedzą, kim są – i chyba ja też nie. Z wiertarkową bronią trafiłeś w punkt – może trzeba było zostawić ją, a artefakt wyrzucić do szybu.

Co do błędów – przyjmuję na klatę, regulacja w toku.

Bardzo proszę, Tomolewie. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka