
Zdarzyło się to we wsi pod znamienitym miastem Kronach, która sama z siebie nie byłaby warta wspomnienia nawet linijki tekstu, gdyby nie to, że u progu nowożytności, czyli więc epoki zapowiadającej zwycięstwo Rozumu, śmierci wszelakiego zabobonu oraz bajań ludowych, nawiedziła ją bestia.
Było to monstrum wielce kłopotliwego rodzaju. Wszyscy znali klasyczne bestiariusze greckie i łacińskie, jeżeli nie z czytania, to ze słyszenia, albo chociaż powąchania. Potworem jest więc według nich – smok, sfinks, chimera, blemmj, harpia, syrena, petitcru, bonasus, satyr, hydra, wiwerna, ogr, coca, caladrius, hiena. Są to monstra szacowne, opisane w szeregach pism przez Arystotelesa, Ptolomeusza, Pilinusza i Polibiusza, a nawet w zaginionych dziełach Józefa Flawiusza. Bestiarium tyleż szacowne, co nobliwe. Budzić więc może, nawet powinno, sprzeciw, że po wsi pod Kronach grasował wielki penis.
Bestia ta była wielka jak stary dąb i tyleż szeroka w prąciu. Głowę jego stanowił dorodny, kopulasty żołądź, otoczony przez kryzę napiętego napletka. Potężne jądra okrywał płaszcz z moszny, spod fałdów którego wystawały dwie ludzkie, umięśnione nogi.
Chociaż monstrum brakowało już dalszych kończyn, nie wspominając o ustach i ogonie, przynosiło chłopstwu wiele przykrości, albowiem od samego swojego pojawienia dążyło do nadziewania otworów małych i dużych. Najbezpieczniejsze były, o ironio, kobiety, dlatego, że wielki penis, ze względu na swoją wielkość, nie mógł ich posiąść, a jedynie wskoczyć pod suknię i przewieźć tak niewiastę, nim nieprzytomna zsuwała się po prąciu na ziemię, z czego największą szkodą było potłuczenie. Mniej szczęścia miały natomiast krowy, najwyraźniej bardziej plastyczne jeżeli chodzi o upodobania potwora, niestety, co kończyło się zwykle ich gwałtowną śmiercią, poprzez rozpękniecie z powodu przebicia od zadka po rogi. Co więcej, wielki członek gwałcił też domy oraz stodoły, burząc je co cna, co chyba sprawiało chyba najwięcej przyjemności, zważywszy na to, że po każdym takim stosunku wybiegał cały w białym nasieniu.
Tak być nie mogło, nie godziło się to z wszelakim porządkiem, boskim, rozumu czy jakimkolwiek pogańskim, do jasnej anielki. Szczęściem niedługo po przybyciu bestii do wsi przez okolicę przejeżdżał znaczący rycerz, zakuty w ciężki pancerz, znakomicie uzbrojony. Ten oto wzór cnót przedreformacyjnych, kiedy tylko usłyszał w karczmie o strasznym potworze, zamiast wyśmiać i oszczać chłopów świeżym po cienkim piwie moczem, od razu pochylił się nad ich troskami, zabrał miecz, a potem dał się zaprowadzić do pieczary, gdzie mieszał penis. Ponieważ rycerz był człowiekiem honoru, zamiast napaść monstrum w czasie snu, stanął przed jamą w pełnym uzbrojeniu i wyzwał je na pojedynek. Jak mężczyzna z mężczyzną, jak jeden na jeden, jak penis w penis, można powiedzieć.
Wielki członek rzeczywiście spał i bardzo w duchu doceniał poważne potraktowanie. Od razu zapałał szacunkiem do przeciwnika, chociaż nie umniejszało to w żaden sposób jego krwiożerczości oraz żądzy porządnej bitki. Wyszedł więc z jamy, pokłonił się przed rycerzem, tamten również to uczynił, jak nakazuje obyczaj ludzi cywilizowany, a potem skoczyli ku sobie niczym dzikie zwierzęta.
Pojedynek trwał krótko, lecz zażarcie. Penis walił swoją wielką głową na wszystkie strony, w nadziei trafienia powolnego rycerza. Człowiek owszem, nie należał do zwrotnych, dał się nawet przewrócić raz czy dwa, lecz dzięki broni mógł trzymać potwora na dystans, rządząc nim, poprzez jego strach przed przebiciem. Zweihander to jednak nie przelewki, nawet bestia tak zwrotna i zmyślna musiała się poranić, natomiast ciężka zbroja chroniła rycerza przed zbyt szybkim zgnieceniem. Chociaż pojedynek był wyrównany, ostatecznie więcej obrażeń odniósł penis, już po kilku pacierzach krwawiąc obficie; jego moszna była porwana, a prące całe czerwone od juchy. Bestii zaczynało się też kręcić w żołędziu od tego ciągłego walenia. Trochę jeszcze potrwał ten pojedynek, aż któregoś razu penis nie zauważył, jak rycerz markuje cios, w rzeczywistości pchając ostrze i przebił wielki członek tym swoim mieczem dwuręcznym. Penis wierzgnął, prawie wyrywając broń z ręki wojownika, lecz ten utrzymał ją, a potem zaczął ja obracać idąc na około bestii, aż tak ją ukręcił, że oberżnął prącie wpierw w pół, potem w całości.
Gdy opadły na ziemię dwie martwe części potwora, za wzgórkiem rozległy się chłopskie wiwaty. Rycerz, zmęczony lecz szczęśliwy, wbił miecz w ziemię i niczym święty Jerzy położył zakutą w zbroję stopę na głowie bestii. Nikt z obecnych tego jeszcze nie wiedział, ale tamtego dnia, kiedy zbito ostatnie żyjące poza racjonalną zoologią monstrum, na dobre skończyło się średniowiecze.
Gdyby był tam jakiś drzeworytnik albo malarz, z pewnością zachwyciłby się plastycznym pięknem tej sceny i uwieczniłby ją dla potomności, na przykład w formie popularnego motywu malarskiego, który mógłby uwznioślić Tycjan albo chociaż Rembrandt, a tak pozostała nam tylko jako pijacka opowieść, przekazywana raz po raz w wyszynkach oraz berhallach, kiedy kobiety i dzieci śpią, a piwo uderza do głowy, wtedy można uwierzyć w legendę.
Martinie van Maële miło mi, że pogłoski o Twojej śmierci były przesadzone. Niestety dla literatury fantasy byłoby lepiej gdybyś pozostał martwy;P
Po próbie wnioskuję, że masz raczej lat szesnaści niż ponad sto.
Niestety tekst miast wywoływać poruszenie nuży.
Masz w tekście bardzo dużo powtórzeń jak tu:
Najbezpieczniejsze były, o ironio, kobiety, dlatego, że wielki penis, ze względu na swoją wielkość, nie mógł ich posiąść, a jedynie wskoczyć pod suknię i przewieźć tak niewiastę, nim nieprzytomna zsuwała się po prąciu na ziemię, z czego największą szkodą było potłuczenie.
Przeczytałam bez zachwytu. Wyszła Ci rzucona przypadkowo garść mitów, autorów starodawnych dzieł, jakieś wulgaryzmy i fabuła logiczna jak w pornosie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Martinie van Maële miło mi, że pogłoski o Twojej śmierci były przesadzone.
Złego licho nie bierze! Mamy niezwykły talent przetrwania, żaden środek zaradczy sobie z nami nie poradzi. Zagrozić możemy tylko sobie, popełniając jakiś śmiertelny błąd!
Niestety dla literatury fantasy byłoby lepiej gdybyś pozostał martwy;P
Wręcz przeciwnie, literatura fantasy jest martwa pod względem języka, ducha i intelektu, czyli pod każdym, którym powinna się odznaczać porządna działalność artystyczna. W takiej formie fantastyka tylko umacnia świat takim jakim jest, bez słowa krytyki. A przecież, jak ładnie ujął Majakowski: Celem sztuki jest wstrząsnąć światem, wywołać protest. Głową muru nie przebijesz, ale wielkim, samobieżnym penisem – tak!
Po próbie wnioskuję, że masz raczej lat szesnaści niż ponad sto.
Ależ skąd, my wampiry jesteśmy wyjątkowo długowieczne.
Niestety tekst miast wywoływać poruszenie nuży.
Czemu? Ja się świetnie bawię!
Masz w tekście bardzo dużo powtórzeń
Ależ skąd! “Wielkość” to tylko kwestia rozmiaru, rzecz, na przykład penis, może być wielkości znacznej lub nieznacznej. Mały, albo właśnie “wielki”.
Przeczytałam bez zachwytu. Wyszła Ci rzucona przypadkowo garść mitów, autorów starodawnych dzieł, jakieś wulgaryzmy i fabuła logiczna jak w pornosie.
Mity są tu tylko dwa – średniowiecza, jako epoki, oraz penisa, jako siły destrukcyjnej.
Wieki Średnie to okres zupełnie innego spojrzenia na świat, tej augustiańskiej kontemplacyjności. W takiej epoce człowiek nie szuka wiedzy pewnej, lecz z zachwytem się dziwi. Jest to świat przyjazny, w sumie mały, na ludzką miarę. Nawet straszna bestia istnieje w kategoriach ludzkich, zrozumiałych, nie siłą bezdusznej Natury. W bestiariuszach nie chodzi przecież o nudną kategoryzację, ale pewien wyższy , bardzo ludzki, porządek. Poza tym, średniowiecze nie boi się wcale tematu genitaliów, przeciwnie, to bardzo erotyczna epoka, w pewnym sensie nawet bardziej niż nasza. Kontrola nad ciałem, kontrola nad penisem, to wynik odczarowania i medykalizacji ludzkiego ciała.
Chociaż w Europie nie uwzględniano, wedle mojej wiedzy, samobieżnego, olbrzymiego penisa, od wieków istnieli w wierzeniach, a potem folklorze, różnego rodzaju bożkowie z wzniesionymi penisami. Na przykład sławny Priap, galoromańskie figurki wotywne, rzymskie fascinum, bardziej abstrakcyjne hermy miały zawsze penisy, czasem w stanie erekcji, już nie mówiąc o wszelakich orientalnych wierzeniach (w Japonii mają nawet cały festiwal penisa!). Jest to więc coś bardzo mocno obecnego w naszej kulturze, zresztą może w ogóle umyśle ludzkim jako takim. Dlatego uznałem za tak interesującym wywlec tę podszewkę i zderzyć ją z niezwykle transformacyjnym okresem rozwoju Europy.
A tak poza tym uważam, że wielki penis który przewiózł chłopkę, rozdziewiczył do śmierci krowę i skończył z wytryskiem w spichlerzu jest sam-przez-się bardzo zabawny.
Widzę u Ciebie wysoki poziom fascynacji penisem. Cóż… troszkę to przedszkolne;)
Podobno zresztą mały chłopiec zarzucił koleżance w średniakach, że on ma siusiaka, a ona nie.
Dziewczynka zdenerwowała się i powiedziała:
– A moja mama mówi, że jak będę duża, to będę miała tyle siusiaków ile będę chciała.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Twoja przypowieść tylko potwierdza, że penis leży głęboko na sercu każdego mężczyzny i każdej kobiety. Ja po prostu jestem w tym bardziej szczery.
Płcie różnią się natomiast podejściem. Ja penisa obejmuję i przytulam jak Brata, ponieważ tak bardzo sobie jesteśmy bliscy. Dlatego chłopiec z żartu jest taki dumny. Wie, że ma coś wyjątkowego. Natomiast odpowiedź dziewczynki, to klasycznie freudowska zazdrość o penisa, gdyż jej posiadanie będzie tylko chwilowe i symboliczne, nigdy trwałe, jakby ilość miała nadrobić jakość.
Cześć,
Tytuł mnie zaintrygował. Początek (do pierwszej wzmianki o wielkim penisie) nawet trochę rozbawił, ale potem to już, prawdę powiedziawszy, było nudno. kurtyna opadła, już wiemy kto grasuje we wsi i możemy już tylko obserwować kolejne wyczyny “bohatera”. Szczęśliwie zdecydowałeś się na krótką formę, bo strach pomyśleć, że wielki penis mógłby jeszcze napić się piwa, fiknąć trzy koziołki, rozwalić ze dwie obory, zrobić karmnik dla ptaków itd., itd., aż w końcu umrzeć ze starości. Emocje byłyby te same.
Sam pomysł kupuję, ale realizacja jakoś do mnie nie trafia. Mam wrażenie, że ciągle czegoś brakuje. Nie jest to dość poważne, żeby traktować to poważnie, ani na tyle zabawne, żebym się śmiał, nie szokuje też tak mocno, żeby mną wstrząsnąć. Przeczytałem i tyle.
Cha cha, mój tekścik nie jest niczym więcej niż tylko miniaturą (na pewno nie warto byłoby go ciągnąć dalej, bo, jak zauważyłeś, skończyłoby się to na kolejnych wyliczeniach psot penisa i zapewne metod jego zwalczenia). To drzeworyt, który widzisz gdzieś, wciśnięty pomiędzy inne, może poważniejsze rzeczy, uśmiechasz się, a potem przekładasz stronę.
Natomiast jest tu mały potencjał rewolucyjny, jak zresztą zawsze, kiedy mówimy o sztuce erotycznej. “Według Cranacha”, pozostając w klimacie tekstu, to penis chwycony mocno oburącz, by siłą męskich ud wbić go w zmurszałą tkankę historii. Wspomniana wcześniej, wywleczona podszewka kultury itepe.
Przeczytane bez większych zachwytów. Po prostu tekst mi nie podszedł. Pozdrawiam.
Pozdrawiam ٩(^ᗜ^ )و ´-