
To takie krótkie opowiadanko, które napisałam z okazji majówki (bo wolne!). Pewnie nie jest zbyt dobre, ale dobrze mi się pisało, wiec, co tam, opublikuję. Ma jedną zaletę. Jest krótkie!
To takie krótkie opowiadanko, które napisałam z okazji majówki (bo wolne!). Pewnie nie jest zbyt dobre, ale dobrze mi się pisało, wiec, co tam, opublikuję. Ma jedną zaletę. Jest krótkie!
Życie. Potrafi przetrwać w niemal każdych warunkach. Jeśli zostanie unicestwione na jednej planecie, rodzi się na innej. W ciemności, zimnie, pustce, na światach gorących lub słonych.
Przynajmniej to proste, jednokomórkowe życie, dominujące we Wszechświecie. Im bardziej złożony organizm, tym bardziej jest kruchy, delikatny, narażony na zagładę.
Ludzkość eksplorowała głęboki kosmos od stu lat, dzięki silnikom podprzestrzennym, a wciąż czuła oddech śmierci na karku.
Sofia Pięć numer seryjny 228732 unosiła się w stanie nieważkości na Stacji EXON Trzy Tysiące. Była sama w tym sektorze, zdana na siebie.
Siedemdziesiąt dwie godziny wcześniej wybudziła się z hibernacji – zakończyła się jej trzyletnia podróż z kolonii na Posejdonie.
Natychmiast po wybudzeniu nawiązała połączenie z sercem matrycy, w celu uploudowania informacji koniecznych do wypełnienia misji.
Obiekt był już w drodze.
Sofia Pięć, jako biorobot najnowszej generacji, została wyposażona w wiedzę oraz umiejętności konieczne do ukończenia projektu Meduza. Ostatni etap testów miała, ze względu na najwyższą tajność i ewentualną możliwość mutacji wirusa, przeprowadzić w jak najdalszej odległości od ludzkich kolonii.
Pamiętaj… Wszystko zależy od ciebie. Możesz wybrać… To tylko jeden akt… odwagi… desperacji… Nic nie znaczy… to dla mnie…
Stłumiła obcy głos w jej głowie.
– Dlaczego cię słyszę? Przecież ciebie już nie ma? – Tym razem nikt nie odpowiedział.
Ujrzała w umyśle twarz Malcusa. Nabrzmiałą, czerwoną, z wybałuszonymi oczami. Martwą. To był najświeższy obraz. Wróciła do innych – starszych. Żywy Malcus wyglądał zazwyczaj na smutnego, zamyślonego. Rzadko się uśmiechał.
Jeszcze jedno wspomnienie. On coś jej dał.
Sofia zamknęła wspomnienia związane z Malcusem i powróciła do celów misji. Wysłała raport do Bazy.
Wszystko gotowe.
***
Statek powoli zbliżał się do stacji, komputer pokładowy rozpoczął procedurę dokowania.
Schwytany obiekt leżał w komorze hibernacyjnej. Jego pozyskanie kosztowało życie pięciu żołnierzy – pięciu cholernie dobrych żołnierzy. Kapitan Gordon miał ochotę splunąć, co nie było dobrym pomysłem w stanie nieważkości. Wciąż czuł się lekko otumaniony po wyjściu z podprzestrzeni, nikt nie pamiętał, co się z nim dzieje podczas podróży międzygwiezdnej, ludzki umysł wchodził wtedy w dziwny, trudny do opisania stan, którego nie potrafił przetworzyć i zapamiętać. Kapitan Gordon nienawidził podróży kosmicznych. Marzył o emeryturze. Najpierw jednak trzeba wygrać tę przeklętą wojnę! Zbyt wielu towarzyszy stracił, zbyt wielu dobrych ludzi wykończyli Arkanie, żeby mógł tak po prostu odpuścić.
Zadokowali. Przetransportowali komorę na stację. Misja wykonana. Obiekt został przejęty przez biorobota – ciarki przechodziły człowieka, kiedy patrzył tymi wielkimi, czarnymi, nieludzkimi oczami. Po krótkim odpoczynku, wyruszyli ponownie.
***
– Ekran.
Wieko komory hibernacyjnej wyświetliło uśpionego Arkana: duża głowa pozbawiona włosów, osadzona na cienkiej szyi, blada pociągła twarz, wąskie usta, chude, nagie ciało o długich kościach.
– Rozpocząć wybudzanie. Wytworzyć bąbel.
Na środku laboratorium urósł przezroczysty pęcherz, który szybko wypełnił się mieszaniną gazów. Komora hibernacyjna została otwarta, Sofia przeniosła Arkana do bąbla. Stopniowo budził się z hibernacji. Otworzył oczy – małe oczy o bursztynowych tęczówkach.
Nie wykonał żadnego ruchu, tylko przyglądał się Sofii. Nie okazywał strachu.
Z podłogi wystrzeliła mała igła i wbiła się w jego ramię. Igła odpadła od skóry. Wirus został wprowadzony do organizmu.
***
Wirus genetyczny genofag-16: ostatnie wielkie dzieło Malcusa. Zakażenie tym wirusem, zaprojektowanym tak, by infekował wyłącznie Arkan, wywoływało szereg różnorodnych objawów takich jak:
Zaburzenia metaboliczne: pacjenci mieli doświadczać nagłych zmian w metabolizmie. Ich organizmy mogły wykazywać skrajne reakcje na jedzenie i picie, prowadzące do zaburzeń odżywiania.
Intensywne migreny często związane z nadwrażliwością na światło i dźwięk.
Zaburzenia psychiczne: osoby zakażone mogły doświadczyć zmian w nastroju, w tym epizodów depresji, lęku lub euforii. Możliwe było wystąpienie stanów psychotycznych, takich jak halucynacje lub urojenia, wskazujące na narastający problem z układem nerwowym.
Zaburzenia snu: zakażenie genofagiem-16 może skutkować bezsennością lub niezwykle intensywnymi snami, przerywanymi przez nagłe przebudzenia i uczucie paniki.
Po około tygodniu od wystąpienia objawów powinien nastąpić zgon.
Arkanie posiadali pewne zdolności regeneracyjne, które zawdzięczali nanobotom naprawczym: genofag-16 dezaktywował te nanoboty z dużą skutecznością.
Sofia zastanawiała się, czy u badanego obiektu wystąpią takie same symptomy, jak w symulacjach.
To mój największy błąd… za późno, żeby naprawić… mogę jedynie…
Znowu ten głos, poszarpane, obce myśli. Znowu twarz Malcusa.
Pierwszy dzień życia Sofii. Otworzyła oczy, Malcus pochylał się nad nią.
Inny obraz, późniejszy.
Stworzono ją w podwodnym laboratorium na Posejdonie. Rzadko opuszczała bezpieczny habitat na dnie oceanu, wciąż jeszcze nie osiągnęła pełnej dojrzałości. Pewnego dnia Malcus zabrał ją na powierzchnię. Było to po ogromnym huraganie, który, jak co roku, nawiedził tamten rejon planety.
Huragan zatopił statek, przewożący kontyngent biorobotów, płynących na kosmodrom. Na plaży pojawiła się grupka dzieci. Znalazły coś na brzegu. Głowę biorobota. Kopały ją, jakby to była piłka, podrzucały, bawiły się nieruchomymi powiekami, a kiedy zabawa je znudziła, porzuciły znalezisko w piasku.
Malcus wysłał po głowę mechanicznego pływaka, zabrał ją do laboratorium, schował do pudełka po butach, ukrył na dnie szafy i trzymał ją tam, aż pokrywająca czaszkę tkanka zmieniła się w półpłynny żel i spłynęła: Malcus wyrzucił żel do recyklingu, a czaszkę postawił na swoim biurku.
Sofia zapytała go kiedyś, po co mu ta czaszka.
– Nie wiem – odpowiedział po długiej chwili milczenia. – Może, żeby pamiętać, że nie różnimy się aż tak bardzo, ja i wy? Że sam jestem, w pewnym sensie, biorobotem? Spójrz na tę czaszkę. Przyjrzyj się jej uważnie.
Sofia patrzyła uważnie, ale nie dostrzegła nic szczególnego: otwory pozostałe po nosie i oczach, szwy zespajające kości…
– A teraz popatrz na siebie w lustrze. Co widzisz?
Sofia spełniła polecenie posłusznie, bez zdziwienia.
– To ja.
– Ale co to dla ciebie znaczy, Sofio? Czym dla ciebie jest ,,ja”?
– Jestem Sofia. Biorobot humanoidalny piątej generacji.
– Nie o to pytałem… Zresztą… nieważne.
Machnął ręką.
– Zamknij wspomnienie.
Nie powinna tak bardzo zanurzać się w przeszłości. Nie rozumiała, dlaczego te obrazy powracały właśnie teraz. Dlaczego słyszała jego głos.
Miała zadanie do wykonania.
Minęło prawie dwanaście godzin – tyle trwał okres inkubacji.
U obiektu wystąpiły już pierwsze objawy infekcji: Arkan pocił się obficie, temperatura ciała rosła. Obiekt unosił się w bąblu w pozycji embrionalnej.
Sofia wysłała kolejny raport do Bazy. Powinni być zadowoleni. Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Już wkrótce mała sonda rozpyli wirus w atmosferze Derny, głównej planety imperium Arkanów. Może to zakończy wojnę, wyniszczającą obie rasy od trzech wieków.
Nie mogę… pozwolić.
Znowu ten głos. I obraz.
***
Oglądali orędzie Wielkiego Pierwszego na wielkim ekranie w Sali konferencyjnej: ludzie i bioroboty.
Wielki Pierwszy wszedł powoli na podest, nie przywykł jeszcze do nowych, syntetycznych kończyn: lewej nogi i prawej ręki. Z dwojga bladoniebieskich oczu jedno było prawdziwe.
Nie mówił długo: nie lubił długich przemów. Nie podnosił głosu.
Wszystkich zaskoczyło, jak szybko wrócił do pracy po zamachu, w którym zginęły jego córka i wnuczka, a on sam został okaleczony. Winnych zamachu pięciu Arkan złapano, podobno kazał ich torturować, czterech z nich miało umrzeć, ostatni – gnić w podziemiach twierdzy na Alkor… takie przynajmniej pogłoski krążyły na Posejdonie oraz innych ludzkich światach.
Pierwszy przepowiadał, że już wkrótce wojna się skończy, a ludzie zwyciężą.
– Te obmierzłe istoty sprzeniewierzyły się samej Naturze i dlatego tylko powinny zginąć. Są abominacją. Nie możemy tolerować łamania prawa naturalnego! Nie możemy i nie będziemy! Nie będzie miłosierdzia dla zdrajców ludzkości!
Ludzie – obecni na Wielkim Zgromadzeniu w Eufronie – stolicy Zjednoczenia Ludzi – i ci skupieni przed ekranami klaskali. Bioroboty nie klaskały, nie odczuwały ludzkich emocji. Wiodły żywot mrówek, kierowane nakazem pracy dla swych panów.
Tamtego wieczoru Malcus znów zaprosił ją do siebie.
– Wiesz zapewne, że my i Arkanie byliśmy dawniej jednym gatunkiem?
– Oczywiście. Znam historię.
– Nasze drogi rozeszły się zaledwie tysiąc lat temu. To niewiele. Arkanie złamali Pierwsze Prawo zakazujące modyfikacji genetycznych ludzkich embrionów. Opuścili Zjednoczenie, zasiedlili odległe planety Galaktyki… Czy uważasz, że postąpili niesłusznie? Zasłużyli na potępienie?
– Pierwsze Prawo to najważniejsze prawo. Jeśli ludzie by go nie przestrzegali, przestaliby być ludźmi.
– Jak Arkanie?
– Tak.
– Kim według ciebie są Arkanie?
– Arkanie to upadli…
– Nie pytam o oficjalną definicję! Czy są to istoty rozumne?
– Tak mnie uczono.
Malcus pokręcił głową.
– Wiesz, że kiedyś spotkałem Arkana?
– Nie wiedziałam o tym.
– Rzadko opowiadam o tym zdarzeniu. Nie było miłe… Leciałem raz na jakąś konferencję, nie pamiętam dokładnie, minęło chyba z dziesięć lat. Może więcej? Leciałem promem i ten prom się rozbił. Na planecie, na którą przywiódł nas złośliwy Los, nie było inteligentnego życia, a to nieinteligentne raczej było niegroźne. Wezwaliśmy więc pomoc i czekaliśmy spokojnie. Złamałem nogę, ale poza tym nie ucierpieliśmy jakoś specjalnie. W pewnym momencie pilot (byliśmy tylko we dwóch) odszedł gdzieś, pewnie za potrzebą. I wtedy wyszedł z zarośli. Arkan. Stał i spoglądał na mnie. Czułem… trudno to wyjaśnić… takie jakby swędzenie w głowie. Arkanie potrafią porozumiewać się telepatycznie, może, pomyślałem, ten tutaj próbuje nawiązać kontakt?
Nagle podszedł do mnie. Nie bałem się. Ani trochę. Położył dłoń na mojej złamanej nodze. Poczułem w niej ciepło, jakby ktoś wlał gorący płyn do moich żył. To było nawet przyjemnie. Patrzył na mnie tymi bursztynowymi oczami. Ból zniknął.
I wtedy padł strzał.
– Rany, profesorze, nic panu nie jest? Gdybym tylko przypuszczał… Co on panu zrobił?
– Ty idioto! Ty przeklęty kretynie! On mnie wyleczył!
I rzeczywiście: wstałem, moja noga była cała. Kość się zrosła. Arkan leżał u moich stóp, a ja płakałem, chyba pierwszy raz w moim dorosłym życiu.
Miałem trochę nieprzyjemności przez tę historię, przesłuchiwali mnie tajniacy.
A ja myślałem o tym, całymi dniami, dziesięć lat, pracując nad tym przeklętym wirusem. Dlaczego?
Nikt już nie pamięta, co doprowadziło do wojny. Nasi historycy twierdzą, że Arkanie chcą nas zniszczyć, że to dewianci, potwory, demony… Że to oni rozpętali to piekło. Nie wiem, kto zaczął, wiem, że i my i oni popełniliśmy wiele potwornych zbrodni. Ja też. Przyznaję się do tego. To, co zrobiliśmy na Kellos… śni mi się każdej nocy… Ich oczy…
Ja nie spotkałem potwora, Sofio. Moim zdaniem zachowanie tamtego Arkana dowodzi, że oni musieli zachować empatię… To była życzliwość, czułem to.
Oni planują ludobójstwo. Chciałem być naukowcem, a zostałem mordercą. Nie mogę ich powstrzymać. Jestem sam. Ale muszę coś zrobić. To będzie tylko znak sprzeciwu. Mały punkcik światła w ciemności. Moja mama mówiła, że nadzieja jest jak gwiazda: jest odległym świetlnym punkcikiem w ciemności. Czy jakoś tak. Zostawię po sobie takie małe światełko, pewnie szybko zgaśnie, a świat pochłonie mrok…
Rety, ale się rozgadałem. Czas zmierzać do końca. Do konkluzji. Pewnie nic z tego nie rozumiesz, co?
– To prawda. Nic nie rozumiem.
– Nieważne. Nie musisz.
Wyjął taśmę z neurożelem i przykleił do swojego czoła. Jęknął z bólu, usiadł na łóżku, schował twarz w dłoniach. Taśma zamigotała. Malcus oddychał ciężko.
– Wciąż nie wiem, czy to zrobić. Właściwie… boję się. Duszę się ze strachu. Mógłbym zniszczyć tę taśmę i wymazać tę rozmowę z twojej pamięci.
Krążył po pokoju, blady, krople potu spływały mu z czoła, ręce drżały. Podszedł do biurka i wyjął z niego, mały metalowy przedmiot. Monetę. Przez chwilę obracał ją w palcach.
– Niech zdecyduje Los.
Podrzucił monetę, a ta upadła z brzękiem na podłogę. Malcus podszedł do niej. Kucnął.
– No cóż. Los zdecydował. Powodzenia Sofio. Bądź moim światełkiem.
Przykleił taśmę do czoła Sofii. Straciła przytomność.
Odzyskała ją w Leżu, miejscu regeneracji biorobotów. Alarm postawił na nogi całe laboratorium.
Znaleźli Malcusa w ogrodzie, uduszonego pnączami dusicielki wspaniałej. Malcus włamał się do terrarium z zabójczą rośliną.
***
Sofia miała wrażenie, że wszystko stało się jasne, proste i czytelne. Głos Malcusa w jej głowie był równie wyraźny jak jej własne myśli. Wiedziała, co ma zrobić.
Dopilnowałem, żeby wysłali tam ciebie. Przepraszam, że muszę ci to zrobić. Bardzo przepraszam. Nie mam wyboru. Będziesz moim światełkiem w ciemności.
Zakodowane w neurożelu informacje zostały w pełni zintegrowane z jej umysłem.
Będę twoim światełkiem.
Poszła do laboratorium. Arkan zwijał się z bólu. Zatykał rękami uszy. Sofia weszła do bąbla.
– Nie bój się. Mogę cię wyleczyć.
Przytuliła Arkana. Jej syntetyczna tkanka wyciągała wirusa z organizmu chorego. Bioroboty miały służyć swoim panom – także lecząc ich w razie potrzeby. Gdy objawy znikły, przeniosła Arkana do kapsuły ratunkowej.
– Bądź moim światełkiem.
Arkan spojrzał na nią, jakby zrozumiał. Sofia wystrzeliła kapsułę.
Zostało tylko jedno.
Czuła w sobie strach Malcusa, jego żal, wyrzuty sumienia, zapisane w neurożelu niczym echo człowieka.
Będę twoim światełkiem, powtórzyła ostatni raz. A potem uwolniła genofaga-16 ze swojego ciała. Komputer pokładowy wykrył jego obecność. Genofag-16 był odporny na wszelkie środki wirusobójcze, komputer mógł więc zrobić tylko jedno. Uruchomił procedurę autodestrukcji.
Sofia Pięć numer seryjny 228732 zginęła w krótkim rozbłysku światła.
Sporo rzeczy mi zgrzytnęło, ale sam za dużo nie wiem, więc nie będę wytykać. Być może jako początkujący nie pojmuję kunsztu stylistycznego. Czy coś.
Mimo wszystko sama fabuła myślę, że jest całkiem przyjemna. No i opowiadanie ma jedną wielką zaletę – jest krótkie! :D
Pozdrawiam.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Opowiadanie bardzo, bardzo dobre. Szkoda tylko, że tak krótkie. Historia całkiem oryginalna, do tego zgrabnie napisana i przejrzysta, widać pisarską smykałkę (czymkolwiek ona właściwie jest). Dialogi niezłe, jednak w tym miejscu miałbym uwagę odnośnie kwestii zapisu. Miejscami nie wiem, gdzie ktoś coś mówi, gdzie myśli, a gdzie wchodzą wtrącenia narratora. Jest to jednak sprawa czysto warsztatowa, łatwa do korekty, a do tego nieprzesadnie tutaj uciążliwa. Co do opisów, to te mimo, iż minimalne (niestety), to dają radę zaciekawić i w miarę plastycznie oddać charakter miejsca, chwili czy postaci. To pozwala mi założyć, że poradziłabyś sobie bardzo dobrze przy tworzeniu opisów dłuższych, do czego w przyszłości zachęcam, a wręcz wzywam, gdyż, jeśli potencjał światotwórczy jest, to żal trzymać go w więzach lapidarności wartkiej akcji. Pomiędzy tymi dwoma, chciałoby się rzec – antagonizmami, można bowiem znaleźć złoty środek, a przynajmniej wierzę, że tak się da, gdyż mi osobiście różnie to wychodzi. W tym przypadku jednak, mam wręcz nieodparte wrażenie, że oto naprawdę ciekawa historia i dobre pomysły na świat przedstawiony (w tym na bohaterów) spotykają się z murem zbudowanym z wielu niedopowiedzeń, urwanych wątków, wąteczków i chyba (co najgorsze) pewnej chęci “parcia do przodu”. Co do spraw natury technicznej, to nie ma się chyba zbytnio czego czepiać. W jednym przeczytaniu nie wychwyciłem błędów, no, może jedynie kilka zdań jakoś zazgrzytało.
Poza tym, miałbym parę zapytań natury logicznej tudzież fabularnej;
Wirus genetyczny genofag-16: ostatnie wielkie dzieło Malcusa. Zakażenie tym wirusem, zaprojektowanym tak, by infekował wyłącznie Arkan, wywoływało szereg różnorodnych objawów takich jak:
Zaburzenia metaboliczne: pacjenci mieli doświadczać nagłych zmian w metabolizmie, prowadzących do nieprzewidywalnych wahań wagi – zarówno przyrostu, jak i spadku. Ich organizmy mogły wykazywać skrajne reakcje na jedzenie i picie, prowadzące do zaburzeń odżywiania.
Po około pięćdziesięciu godzinach od wystąpienia objawów powinien nastąpić zgon.
Mam świadomość, iż Arkanie mogą mieć odmienną fizjologię od naszej, jednak, czy w przedziale pięćdziesięciu godzin, możliwym byłoby wyraźnie stwierdzić owe zaburzenia odżywiania i różnice w masie ciała?
Nagle podszedł do mnie. Nie bałem się. Ani trochę. Położył dłoń na mojej złamanej nodze. Poczułem w niej ciepło, jakby ktoś wlał gorący płyn do moich żył. To było nawet przyjemnie. Patrzył na mnie tymi bursztynowymi oczami. Ból zniknął.
Dziwna sprawa. Wiem, że to przyszłość, a w grę wchodzą zmodyfikowane szczepy ludzkiej rasy, jednak leczenie złamanej nogi dotykiem dłoni jest już jednak zbyt ultymatywne jak na moje gusta (a wiedz, że uwielbiam wątki wszelakich dziwactw, również tych duchowych i parapsychicznych).
Moim zdaniem zwykły gest empatii ze strony Arkana, taki, jak choćby podanie wody, sprawdziłby się tu równie dobrze, a może nawet i lepiej.
rzytuliła Arkana. Jej syntetyczna tkanka wyciągała wirusa z organizmu chorego. Bioroboty miały służyć swoim panom – także lecząc ich w razie potrzeby. Gdy objawy znikły, przeniosła Arkana do kapsuły ratunkowej.
Podobnie jak w przypadku złamanej nogi, taki trochę Deus ex machina.
Podsumowując, tak jak powiedziałem na początku, widzę potencjał i namawiam do dalszego pisania. Również polecam zastanowić się, czy nie chciałabyś rozwinąć może tej konkretnej historii, na przykład w formie dłuższego objętościowo remake’u lub kontynuacji, gdyż wykreowana tutaj opowieść, aż się o to prosi.
Pozdrawiam serdecznie;)
Jeśli o czymś pomyślałeś, to znak, że to gdzieś istnieje.
Całkiem przyjemny szorciak.
Miejscami jest lekko naciągany – bo jeśli Arkanie leczą dotykiem, a poza tym istnieją bioroboty leczące choroby zakaźne przytulasem, to ciężko się spodziewać, żeby broń biologiczna miała mieć wielką skuteczność. Ale raczej można mu to wybaczyć, bo tekst nie opiera się na technikaliach a narracja jest na tyle sprawnie prowadzona, że to się nie rzuca w oczy przy czytaniu.
Pozdrawiam
Mnie się podoba. Oczywiście nie uważam, żeby krótkość tekstu była wadą. Moim zdaniem to zaleta.
Nic mi nie zgrzytało podczas czytania, może dlatego, że zajęty byłem treścią, pomysłem zaszczepienia Sofii decyzji Malcusa i realizacji oraz konsekwencji, a może nie ma powodów do zgrzytania. Tak czy inaczej, ode mnie klik.
Gryzok_Półpospolity: Zdanie każdego czytelnika jest ważne, więc, jeśli coś ci zgrzyta, to śmiało pisz. Dzięki za przeczytanie i komentarz.
Bartkowski.robert: Dziękuję, cieszę się, że ci się podobało. Zazwyczaj piszę dużo dłuższe teksty, to opko napisałam bardzo szybko, bo miałam ochotę coś napisać. Pewnie byłoby lepsze, gdybym je lepiej przemyślała, na parę rzeczy trzeba przymknąć oko
Mam świadomość, iż Arkanie mogą mieć odmienną fizjologię od naszej, jednak, czy w przedziale pięćdziesięciu godzin, możliwym byłoby wyraźnie stwierdzić owe zaburzenia odżywiania i różnice w masie ciała?
– masz rację, to błąd, który poprawię!
Na pewno będę pisać dalej. Jeszcze raz, dzięki!
GalicyjskiZakapior: Dzięki za komentarz.
Miejscami jest lekko naciągany – bo jeśli Arkanie leczą dotykiem, a poza tym istnieją bioroboty leczące choroby zakaźne przytulasem, to ciężko się spodziewać, żeby broń biologiczna miała mieć wielką skuteczność.
– racja, choć mimo wszystko przecież nie muszą być zdolni do wyleczenia absolutnie wszystkiego. Dodam tutaj coś.
Koala75: Dzięki. Fajnie, że ci się podobało, dzięki za klika!
Trzymam za słowo i nie ma za co!
Jeśli o czymś pomyślałeś, to znak, że to gdzieś istnieje.
Witaj. :)
Ze spraw technicznych mam wątpliwości co do (zawsze – tylko do przeanalizowania):
– Dlaczego cię słyszę? Przecież ciebie już nie ma? – tym razem nikt nie odpowiedział. – chyba tu wielką literą?
Malcus wysłał po głowę mechanicznego pływaka, zabrał ją do laboratorium. Schował ją do pudełka po butach i ukrył na dnie szafy, trzymał ją tam, aż pokrywająca… – powtórzenia?
Głos Malcusa w jej głowie był równie wyraźne jak jej własne myśli. – literówka?
Zakodowane w neurożelu informacje w zostały w pełni zintegrowane z jej umysłem. – i tu?
Czy celowo raz piszesz: „Arkanie”, a raz „Arkanowie”?
Świetny tekst, brawa! Bardzo ciekawa fantastyka, ale i wątek moralny.
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
bruce: Dzięki za komentarz i za klika. Poprawiłam wskazane przez ciebie usterki
To tylko wątpliwości, same drobiazgi.
To ja dziękuję za wyjątkowo ciekawą fantastykę. :) Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Hmmm. Nie przekonali mnie bohaterowie. Jedno i drugie najpierw robi coś ogromnym nakładem energii, a potem poświęca życie, żeby to odkręcić. Trochę bez sensu.
Idea podziału ludzkości na dwa szczepy interesująca. Zapewne teoretycznie możliwa, mamy dziwną skłonność do uznawania, że trochę odmienni ludzie są źródłem wszelkiego zła, a potem doprowadzać do wojny plemiennej.
Babska logika rządzi!
Natychmiast po wybudzeniu nawiązała połączenie z sercem matrycy, w celu uploudowania informacji koniecznych do wypełnienia misji.
powinno być uploadowania a nie uploudowania
Pamiętaj… Wszystko zależy od ciebie. Możesz wybrać… To tylko jeden akt… odwagi… desperacji… Nic nie znaczy… to dla mnie…
Te wielokropki tutaj nie wiadomo czemu w sumie służą. Jeśli miały oznaczać przerywany tok wymowy, to może lepiej byłoby to ująć w didaskaliach:
Pamiętaj – mówił, co chwilę przerywając. – Wszystko zależy od ciebie. Możesz wybrać. To tylko jeden akt. Odwagi? Desperacji? Nic nie znaczy to dla mnie.
Są abominacją
Błędnie użyte słowo abominacja. Po polsku ono oznacza wstręt, odrazę, a nie obiekt tej odrazy czy wstrętu. To bardzo mocno wybija z czytania.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/abominacja;22198.html
Jest to błąd tyleż irytujący, co często spotykany, prawdopodobnie wynikający z przeniesienia jednego ze znaczeń angielskiego słowa “abomination” na grunt polski. Ale o ile piąte czy szóste znaczenie słowa abomination po angielsku to coś a’la ohydztwo, szkaradzieństwo, wynaturzenie – to język polski dzieli z angielskim tylko znaczenie główne – czyli wstręt, odraza.
Pierwsze Prawo bardzo mocno się kojarzy z cyklem Joe Abercrombie o takim tytule.
Ogólnie opowiadanie nie porwało – jedynym jego plusem jest to, że jest krótkie – nie przynosi niczego nowego, oparte jest na wielokrotnie wałkowanym i wyświechtanym pomyśle – ale nie to jest głównym problemem, bo i odgrzewany pomysł można podać w przystępny i ciekawy sposób, niestety tak tu się nie dzieje.
Poza tym językowo – niestety zęby bolały przy czytaniu – część rzeczy wypunktowałem wyżej.
Bohaterowie są papierowi i nieprzekonywujący – i serio próbuję znaleźć jakiś pomysł na pozytyw w tym tekście, ale niestety go nie widzę. No może sposób aplikowania nanorobotów leczących – za pomocą przytulania – to coś w pewien sposób uroczego.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Cześć. Ciekawie zapowiadający się świat. To by była super baza do czegoś obszerniejszego. Jak się okazuje, ludzie zawsze będą gdzieś walczyć. Jeśli już nie będzie z kim, to i bioroboty również się nadadzą. Zaledwie czternaście tysięcy znaków, a tyle tutaj ciekawych kwestii. Może rozwiniesz ten pomysł? Pozdrawiam
bruce: Również pozdrawiam!
Finkla: Dzięki za komentarz.
Jim: No cóż, podejrzewałam, że to nie jest (he he) arcydzieło, zwykle piszę teksty kilka tygodni, a ten napisałam w kilka godzin. Widać ten pierwszy sposób jest lepszy. Na szczęście mam na koncie kilka całkiem niezłych tekstów
Hesket: Dzięki. Może kiedyś wrócę do tego tekstu.
@pusia – wiem, przykładowo Kraken był całkiem, całkiem niezły :)
Choć to nie znaczy, że taki tekst “od strzała” – nie może Ci dobrze wyjść – po prostu ten jest kiepściutki – może inny będzie dobry – eksperymentuj.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Hej,
spodobały mi w Twoim opowiadaniu detale w stylu:
Zostawię po sobie takie małe światełko.
Bądź moim światełkiem.
Które prowadzą nas pózniej do sceny śmierci w rozbłysku światła.
Oraz szczególnie ta scena:
Znalazły coś na brzegu. Głowę biorobota. Kopały ją, jakby to była piłka, podrzucały, bawiły się nieruchomymi powiekami, a kiedy zabawa je znudziła, porzuciły znalezisko w piasku.
Taka prosta, a taka smutna :(
Zakończenia się domyślałam, ale i tak sympatycznie mi się czytało :)
Pozdrawiam!
Marszawa: Dzięki:-)
Ave!
"Pierwsze prawo" obudziło skojarzenia z serii od Abercombiego, ale poszłaś w zupełnie innym kierunku. Motyw podzielenia ludzkości ciekawy, aczkolwiek niespecjalnie odkrywczy.
Natomiast co do ogólnych wniosków, nie napiszę nic ponad to, co wskazała już Finkla. Sofia jest robotem, ale mogłaby mieć jakąś osobowość, to by bardzo pomogło w odbiorze całości.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ave cezary! Morituri te salutant! ;-) Dzięki za komentarz.
Hej. Znakomite opowiadanie. Przyznam, że dawno nie czytałem tak dobrego tekstu sci-fi. Może dlatego, że jest tak mocno nacechowana ludzkimi emocjami i naprawdę mrocznym klimatem. To jest to co dla mnie odróżnia dobre teksty od poprawnych. Klikam z czystą przyjemnością.
Sajmon15: Dzięki!
Przeczytałam bez przykrości, ale obawiam się, że tej historii nie zachowam w pamięci zbyt długo.
…wcześniej wybudziła się z hibernacji – zakończyła się jej trzyletnia podróż z kolonii na Posejdonie.
Natychmiast po wybudzeniu nawiązała… → Czy to celowe powtórzenie?
Jeszcze jedno wspomnienie. On coś jej dał.
Sofia zamknęła wspomnienia związane… → Jak wyżej.
…kiedy patrzył tymi wielkimi, czarnymi, nieludzkimi oczami. → Czy zaimek jest konieczny?
…zabrał ją do laboratorium, schował do pudełka po butach, ukrył na dnie szafy i trzymał ją tam… → Drugi zaimek jest zbędny.
…na wielkim ekranie w Sali konferencyjnej… → Dlaczego wielka litera?
Patrzył na mnie tymi bursztynowymi oczami. → Czy zaimek jest konieczny?
I rzeczywiście: wstałem, moja noga była cała. → Jak wyżej.
Mógłbym zniszczyć tę taśmę i wymazać tę rozmowę z twojej pamięci. → Czy oba zaimki są konieczne?
Krążył po pokoju, blady, krople potu spływały mu z czoła, ręce drżały. → Czy zaimek jest konieczny?
– Niech zdecyduje Los. → Dlaczego wielka litera?
Znaleźli Malcusa w ogrodzie, uduszonego pnączami dusicielki wspaniałej. → Znaleźli Malcusa w ogrodzie, uduszonego pędami dusicielki wspaniałej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, reg. Poprawię w weekend:-)
Bardzo proszę, Pusiu. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.