- Opowiadanie: Przemysław Samuel Gąsiorek - Fantasy dla Dzieci - bajka o Króliku Szybkipiętku

Fantasy dla Dzieci - bajka o Króliku Szybkipiętku

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Fantasy dla Dzieci - bajka o Króliku Szybkipiętku

 KRÓLIK SZYBKIPIĘTEK W KRAINIE SENNYCH NARRACJI

 

W niedużym łóżeczku pod ciepłą kołdrą leżał chłopiec o ciemnych jak bezgwiezdna noc włosach. Ziewał przeciągle, patrząc wielkimi oczami na mamę. Ta nuciła mu starą kołysankę. Nauczyła się jej od swojej mamy, ona od swojej i tak dalej, i tak dalej, aż prosta melodia umknęła zębom czasu. 

Nikłe światło lampki nocnej sprawiało, że zakamarki jego pokoju były bardzo tajemnicze, a dziecięca wyobraźnia ukrywała w nich przeróżne stwory. Dźwięk dawnej przyśpiewki przerwało zakłopotanie chłopca:

– Mamusiuuuu, mamusiuu… 

– Słucham cię Leonku? – Kobieta pogłaskała troskliwie synka po głowie. 

– Boję się. Boję się złych snów – powiedział maluch, tuląc się do jej ręki.

– Nie bój się. Jesteśmy z tatą w pokoju obok. – Uspokajała go. – Jak tylko się czegoś wystraszysz, to przyjdź do nas. Dobrze?

– A co jak nie zdążę? – zapytał zlękniony. – Jak koszmary zaczną mnie gonić?

Mama uśmiechnęła się i pochyliła nad łóżkiem:

– Zdążysz, obiecuję ci. – Zapewniła pogodnie. – Przecież masz tu Królika Szybkipiętka, zapomniałeś?

– Tak, wiem mamo, to najszybszy królik w całym króliczym świecie – wyrecytował z pełną powagą pięciolatek, co wywołało jeszcze większy uśmiech na twarzy pani Marceliny. – Przy nim nic mi nie grozi, prawda?

– Najprawdziwsza prawda – odpowiedziała, przeczesując jego włosy. – On zawsze będzie cię chronił!

– Nawet w snach?

– Nawet w snach, Leonku…

Chłopczyk przyciągnął maskotkę do siebie i mocno ją przytulił. Królik Szybkipiętek wyglądał nietuzinkowo. Zrobiony był z miękkiego filcu. Jedno uszko miał w czerwone łaty, drugie natomiast szare i oklapnięte. Spoglądał wesoło i trochę niepoważnie. Tak jakby nigdy, ale to przenigdy na świecie nie miał żadnych zmartwień ani problemów. Dwa śnieżnobiałe, przydługawe zęby wystawały mu z pyszczka i sięgały aż do podbródka. Jednak to co wyróżniało go najbardziej, to para wielkich stóp. Były tak duże, że Królik Szybkipiętek wyglądał z ich powodu śmiesznie. Arcyśmiesznie! Wydawały się wręcz nie pasować do niego. Choć to właśnie dzięki nim mógł szybko biegać i ratować dzieci z opałów. Przynajmniej tak zawsze tłumaczył to sobie Leon. 

– Mamooo?

– Tak, synku?

– Możesz już iść – oświadczył sennym głosem chłopczyk. – Szybkipiętek będzie zasuwał po was, jak go tylko poproszę. Powiedział mi to na ucho! Serio, serio. – Fantazjował maluch, a jego powieki stawały się coraz cięższe.

– Dobranoc, Skarbie. – Słodko pożegnała go mama, lecz nie usłyszała odpowiedzi, bo jej synek właśnie zasnął.

Pani Marcelina zgasiła nocną lampkę i po cichu, na paluszkach, opuściła dziecięcy pokój, zostawiając lekko uchylone drzwi. 

 

***

 Dziwne to miejsce. – Zaniepokoił się Leon, rozglądając na prawo i lewo. – Coś mi tu nie pasuje… Na tej polanie pośród lasu znalazł się po raz ostatni z tatą, kiedy szukali grzybów. Teraz, jednak nie było przy nim żadnego z rodziców, przez co czuł się bardzo nieswojo. Słońce powoli zachodziło. Bał się, że zostanie zaraz tutaj sam. Gdzieś w oddali usłyszał wycie wilków. Jego serduszko zaczęło bić szybciej, a oczy stały się wilgotne. Jakby tego było mało na skraju lasu pojawiały się ciemne kształty. Tajemnicze postacie przechadzały się między drzewami. 

– To muszą być Cieniostwory – wyszeptał przerażony chłopiec. 

Słyszał o nich w przedszkolu od kolegi Jaśka, ale nigdy wcześniej nie miał okazji ich zobaczyć. Były naprawdę niefajne. Każdy z Cieniostworów wyglądał inaczej, ale wszystkie posiadały długie, czarne ręce z jeszcze długaśniejszymi palcami. 

– Jasiek mówił, że są takie długie, żeby łapać wędrowców – skwitował niemrawo. – Wędrowców, którzy się zgubili. Złapać i nigdy ich już nie wypuścić. 

Janek często straszył kolegów i koleżanki wymyślonymi historiami, jednak tym razem mówił prawdę. One rzeczywiście istniały. Leon chciał stąd czym prędzej uciec, jednak z każdej strony otaczał go las. Niespokojne myśli kołatały w jego dziecięcej główce. Nagle przypomniał sobie słowa mamy, że w razie niebezpieczeństwa wystarczy zawołać Szybkipiętka. Przecież on zawsze przychodzi z pomocą. Nie czekając dłużej, Leon krzyknął:

– Króliku Szybkipiętkuuuu, Króóóóliiiiku SZYB-KI-PIĘ-TKU, pooomocy!

Po krótkiej chwili dostrzegł, że krzaki przy ogromniastym drzewie zaczęły się gwałtownie trząść, jakby grasowało tam całe stado dzików. Listki i drobne gałązki leszczyny wystrzeliły w powietrze, a zaraz za nimi Szybkipiętek we własnej króliczej osobie. Pędził niczym strzała. Przebierał wielgachnymi stopami tak żwawo, że wyrywał kępki trawy i wzbijał je hen wysoko. Leon zastanawiał się, czy nie zejść mu z drogi, czy to na pewno bezpiecznie stać na trasie tak rozpędzonego królika? Maskotka zatrzymała się tuż przed pięciolatkiem, stykając się z nim nos w nos. 

– Króliku Szybkipiętku, bardzo urosłeś! – powiedział zdziwiony chłopiec, odklejając się od białego pyszczka przytulanki. – Przecież całkiem niedawno mogłem trzymać cię na rękach, a teraz jesteś tak duży jak ja!

– Ależ owszem, czemu nie?! Tutaj przybrać każdy rozmiar mogę, patrz na moją wielką nogę. Hic, hic, potrafię co tylko chcę! Ehę! – Zawierszował naprędce, stukając ząbkami. Stukot ten przypominał odgłos uderzania w klawisze wiekowej maszyny do pisania. Takiej, którą Leon znalazł kiedyś na strychu u pradziadka Mariana. 

– Tutaj, czyli gdzie? – zapytał zaciekawiony maluch.

Królik zakręcił się dookoła, a jego filcowe uszy zawirowały. 

– W Krainie Sennych Narracji, przecież to oczywiste! Ty śpisz, zaś Twoja wyobraźnia tworzy ten niezwykły świat! At, at… – Szybkipiętek wyjaśnił, śmiejąc się szeroko od łaciatego do szarego ucha, a potem ni stąd, ni zowąd zabrało mu się na rymowanie:

 

W Krainie Sennych Narracji,

To Ty jesteś Panem Kreacji, 

Masz moc tworzenia wieloświatów,

A mądrość Twa nad wiedzę polimatów,

 

Co pomyślisz tak się wnet stanie,

Nawet jak zamarzysz o latającym dywanie.

Nie musisz pytać się kamratów,

Czy łamać pewniki dogmatów?!

 

Tutaj to Ty jesteś Panem i Władcą…

Wszystkich treści adresatem, jak i nadawcą.

Leonie Śniący, mile nam panujący,

I miłościwie na dobranoc mnie przytulający!

 

Przytulanka kłania się do Twych stóp, A Ty co za słuszne uważasz, zrób!

Zwariowanej wierszowanki już pora, 

Więc zamknijmy ją na powrót do wora! 

Bum tarara, kic, kic…

 

Jak powiedział, tak postąpił. Szybkipiętek złapał za ostatni wyraz rymowanki, ulatujący fioletowym obłokiem z nadętych króliczych warg. Wsadził go do sakwy, która nagle pojawiła się znikąd. Zawiązał wór na trzy supły i uderzył nim mocno o pień drzewa. Huknęło, a po zawiniątku nie zostało ni śladu.

Leon oniemiał z wrażenia. Nie wiedział, że jego maskotka jest tak fantastycznym iluzjonistą. Kiedy zachwycał się sztuczką wykonaną przez Szybkipiętka, przypomniał sobie słowa piosenki i zapytał z podekscytowaniem: 

– Ja jestem władcą? Takim, który wszystko może? Wszystko mu wolno i wydaje rozkazy? 

– Dokładnie takim – potwierdził Królik. – Najprawdziwszym! Wszystkoczyniącym! 

– Ekkkssssstra… – wymknęło się z ust chłopca.

– To co, ruszamy przez las, panie Królu?

– Ale tam jest pełno Cieniostworów. One są straszne. Boję się ich!

– Zróbmy tak… Gdy zbliżymy się do tego wielkiego drzewa, wyobraź sobie, że cienie ubrane są w czapki jak te, które nosiliście u Lilii na urodzinach. Do tego noszą tęczowe peruki, a w dłoniach mają długie baloniki, tak te same, z których pani Julia skręcała wam pieski na zabawie w przedszkolu.

– I to wystarczy? – zapytał zdziwiony Leon.

– Gdyby to nie wystarczyło, to wyobraź sobie, że Cieniostwory jeżdżą niczym klauni na rowerkach z jednym kółkiem bez przerwy zderzając się ze sobą. Wywracają się, gubią czapeczki i pękają im balony…

– A czy to już na pewno wystarczy? Ot tak, po prostu?

– Jeżeli mocno w to uwierzysz to owszem, mój Królu – poinformowała maskotka, drapiąc się po uchu. – Koszmar zamieni się w spokojny sen. Zaufaj mi! Do dzieła!

– Spróbuję, Szybkipiętku! – odparł ochoczo pięciolatek, po czym skupił się mocno i wyciągnął język jakby miało mu to pomóc w przemienianiu sennego świata. 

Próbował raz po raz, ale było to trudniejsze niż myślał. Kiedy już zaczęło mu wychodzić, to Cieniostwory domyśliły się jego zamiarów. Ruszyły w stronę polany, na której stał Leon z Przytulanką. Niektóre płynęły w powietrzu, zaś inne mozolnie podnosiły masywne nogi. Im bardziej Leon się bał i koncentrował na nich, tym szybciej one się zbliżały. Tylko jednego potwora udało się przystroić w urodzinową czapkę, jednak wcale nie wydawał się mniej groźny. Leon pragnął zwiać, lecz nie było dokąd. Został osaczony przez nocne widziadła, wirujące dookoła. Lęk narastał. Wtem usłyszał Szybkipiętka:

– Za dużo namieszałem, panie Królu! Zbyt wiele pomysłów ci dałem, a przez to utrudniłem skupienie na jednym zadaniu. – Przerwał, aby złapać oddech. – Nazywają to klątwą multitaskingu. Zapomnij o tym wszystkim! Wyobraź sobie, że Cieniostwory to kolorowa piniata wypełniona cukierkami po brzegi!

Leon spróbował i tego, ale nie mógł manipulować snem. Szybkipiętek wiedząc, że czasu jest coraz mniej, rzucił ostatnią poradę:

– Panie Królu, nie myśl o tym, jak trudne jest to zadanie, a nakaż Cieniostworom ustawić się w rządek kolorowych piniat. Natychmiast!

Leon pokiwał nieporadnie głową, i mimo że strach go paraliżował, a serduszko waliło niczym dzwon, postanowił spróbować jeszcze raz. Zebrał ostatnie okruchy odwagi i krzyknął: – Natychmiast macie być piniatami! Żółtymi pszczółkami, ale to już! 

Zobaczył moc swoich słów. To tak jakby cały świat próbował zrobić wszystko, aby sprostać jego życzeniu. Sceneria ruszyła i nie wiedzieć kiedy Cieniostwory zamieniły się w bibułowe owady. Podbiegł do piniaty i dał jej porządnego łupnia. Rozbiła się, zaś z jej wnętrza wypłynął potok cukierków od krówek przez galaretki w czekoladzie po kolorowe landrynki. Błoga radość ogarnęła chłopca pierwszy raz tej nocy. Najfajniejsze było to, że mógł jeść i jeść, i nie był przejedzony. Normalnie brzuch pękłby od takich kroci łakoci, a tu zjadł wszystkie i czuł się rewelacyjnie. Nie omieszkał sprzedać kuksańca pozostałym pszczołom. Tym razem nie tknął cukierków, a pozwolił im płynąć gęstymi strumieniami pod sam las. Kolorowa ścieżka zdawała się zapraszać do tajemniczej puszczy. Leon poczuł smak przygody. 

– Za mną Szybkipiętku! – zawołał pełen entuzjazmu. – Będzie super, zobaczysz!

– Nie wątpię! – przytaknął Królik, pewny, iż umysł chłopca zaskoczy ich niejedną niespodzianką.

Szli powoli ramię w ramię, delektując się ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Rozmawiali o tym, co może spotkać ich wśród tych brzóz i dębów. Zaintrygowani, weseli i pełni wigoru od czasu do czasu podskakiwali, próbując łapać ogromne niebieskie ważki, latające tu czy tam.

„TUCZYTAM” wydawało się faktycznie istniejącą krainą. Stamtąd musiały przylatywać te chabrowe owady, bo były zbyt bajkowe, aby mieszkać tak po prostu na zwykłych mokradłach. Postanowili wspólnie poszukać tego miejsca i obrali je jako cel swojej wędrówki. Droga do TUCZYTAM z pewnością wiodła przez tajemną puszczę, więc nie było innego wyjścia, jak przekroczyć stary most i ruszyć ku marzeniom. 

 Półmrok nadawał temu miejscu niespotykanego uroku. Zwalone drzewo porośnięte było gęstym mchem, na którym leżał lis. Po drugiej stronie pnia kryły się wiewiórki. Przytulanka nie bała się, twierdziła bowiem, że to lisek na baterie, a nie na króliki. Z runa leśnego tu i ówdzie wystawały grzyby najróżniejszej maści. Wiły się też jeżyny i rosły paprocie.

Naturalnie powstałe ścieżki, wydeptane przez zwierzynę, stanowiły wyborne dróżki dla pięciolatka i jego filcowego przyjaciela. Kiedy weszli w głąb lasu, ukazało im się bajorko porośnięte wysokimi pałkami tataraku. Wokół niego unosiły się płonące niebieskim i zielonym światłem kule. Swym lśnieniem przypominały wielkie robaczki świętojańskie. Leon nie mógł wiedzieć, że to kule gazu, które wydobywają się z bagna i ulegają samospaleniu, a zwie się je błędnymi ognikami. Nie mógł wiedzieć, a jednak pojawiły się w jego śnie, więc gdzieś musiał o nich usłyszeć, choćby tak całkiem przypadkiem, choćby tylko raz w jego krótkim, dziecięcym życiu. Całkiem możliwe, że podczas pokazów Fabryki Kreatywności w jego przedszkolu. Nawet jeśli o tym nie pamiętał, to pamiętała jego podświadomość. A co to takiego ta

PODŚWIADOMOŚĆ? 

To kolejne zagadkowe miejsce jak TUCZYTAM, istnieje, mimo iż nie zdajemy sobie z tego sprawy. To taki magazyn naszego umysłu, inaczej mówiąc dzikie pola zamieszkiwane przez wygnane z niego wiadomości. Niewidzialna dla naszej uwagi kraina, niejednokrotnie ciekawsza od właściwego królestwa. Podświadomość, która usłyszała lub zobaczyła przez mgnienie oka cokolwiek interesującego, teraz potrafiła powołać to do życia w śnie Leona. Sen to właśnie taka rozmowa świadomości z podświadomością, kiedy to podczas chwili błogiego leżakowania mają one czas wymienić się ze sobą pomysłami. Wystarczyło jedno wspomnienie w przedszkolu, o tych cudacznych kulach z bagien, a podświadomość namalowała je tutaj w nocnym lesie. Czym jeszcze nas zaskoczy? Przekonajcie się sami!

Leon z Szybkipiętkiem stali kilka kroków od mokradła, podziwiając czarowne ognie. Raz gasły, raz zapalały się na nowo. Płonęły wszystkimi odcieniami zieleni i niebieskości. Błędne ogniki wzięły swą nazwę od zwodzenia wędrowców. Ci błądzili, próbując je złapać. Leon podbiegł do jednego z nich. Zbyt późno zorientował się, że wchodzi na grząski teren. Nie zdążył się cofnąć. Jego noga zanurzyła się w mule. 

– Długouchy na pomoc! – krzyknął. – Co teraz? Co mam teraz zrobić?!

– Hyc, hyc, przestań się wiercić, bo zapadniesz się bardziej! Bardzo bardziej! – rzekł pośpiesznie. – A przynajmniej tak dzieje się na prawdziwych bagnach…

Wystarczyło, że Królik napomknął o tym, a bulgoczące błoto jakby przypomniało sobie, że powinno wciągnąć nieszczęśnika. Wkrótce Leon po pas brodził w lepkiej mazi i im mocniej się szarpał, tym szybciej moczary pochłaniały go. Głębiej i głębiej. Postanowił posłuchać porady przyjaciela. Uspokoił się i znieruchomiał. Pomogło. Zyskał odrobinę czasu, aby pomyśleć nad sposobem wydostania się.

– Może… Trzeba tak jak z Cieniostworami? – dumał na głos. – Wyobrażę sobie, że to bagno wyparowało! 

– U la la! Coraz lepiej z Twoją kreatywnością! Ością! Pomysłów mnogością! – W głosie królika słychać było zachwyt. Podziwiał szybkość z jaką uczył się pięciolatek.

– Krea…czym? – spytał chłopiec.

– Wyjaśnię ci później, mój drogi Przytulaczu, a teraz do dzieła! Nie mamy czasu do stracenia! – odrzekł Szybkipiętek i rozglądnął się dookoła, jakby czegoś szukał. – Kiedy zaczniesz manipulować krajobrazem… – Zamyślił się na głos, szukając odpowiedniego wytłumaczenia. – To istnieje obawa, że cały las zniknie i przygoda nam się rozsypie, a nie ukrywam spodobało mi się to miejsce i poczułem baśniowy klimat, który serwuje nam Twój sen. 

– To co mam robić? Tak po prostu utonąć tutaj? – zirytował się Leon i gdyby nie był unieruchomiony, to pewnie tupnąłby nóżką, jak to miał w zwyczaju, kiedy się denerwował. – Ani mi się śni! Króliku co z Tobą?!

– Czasem lepsze od gwałtownych zmian jest zgodne z regułami snu postępowanie – skomentował. – Snu rzeką płynięcie, a nie w odmętach tonięcie. 

– Nie rozumiem. – Wzruszył bezradnie ramionami chłopak. – Powiedz mi to prościej.

– Nie musisz przemeblowywać snu na siłę, postaraj się wykorzystać jakiś element przyrody, który mógłby ci teraz pomóc. Tak jakbyś zrobił to w normalnym świecie. – Pouczył chłopca, rozglądając się dookoła. – Tam nie miałbyś wyjścia i musiałbyś kombinować, aby nie… no wiesz… bul, bul. Zmienianie otoczenia za każdym razem, kiedy napotkasz problem, to tak jak przechodzenie gry na kodach. Łatwizna. Nuda! A my przecież lubimy wyzwania, prawda? Nie uciekamy przed nimi bez końca!

– Jasne, Szybkipiętku! – huknął malec, niemal zapominając o przykrym incydencie. Muł, który podniósł się na wysokość pach przedszkolaka, szybko jednak dał o sobie z powrotem znać. – Jeszcze momencik i zaraz coś wymyślę… Nie podpowiadaj mi! – oznajmił stanowczo, po czym spojrzał wpierw w jedną, potem drugą stronę. 

– Do usług, panie Królu! – Maskotka usiadła na kawałku pnia, skrzyżowała nogi i zamieniła się w milczącą oazę spokoju. Wyglądała jak mnich. Cierpliwie czekała z zamkniętymi oczami jak gdyby ucięła sobie drzemkę. Taki sen w śnie.

– Już wiem – wykrzyknął uradowany chłopiec. – Wiem! Tam leżą patyki. – Wskazał miejsce, gdzie rósł stary klon. Ostatnia wichura połamała gałęzie, więc było z czego wybierać. – Podaj mi ten największy, Szybkipiętku.

– Wedle rozkazu, tak czynię – odparł, a następnie przyniósł długi drąg i wręczył go ostrożnie chłopcu. – Co chcesz z nim zrobić? 

– Chwyć go i powoli ciągnij! – odpowiedział wartko Leon.

– Sprytnie – stwierdziła przytulanka i zabrała się za wykonywanie poleceń.

– Zauważyłem Króliku, że jak szybko się poruszam, to zapadam się jeszcze bardziej, ale wolne ruchy pozwolą mi się wygramolić. – Podzielił się spostrzeżeniami z towarzyszem. – Ciągnij bardzo powoli za ten patyk, a ja jak ślimak postaram się posuwać w twoją stronę. 

Plan chłopca zadziałał. Po nieco dłuższej chwili udało mu się uwolnić. Obmył ręce i twarz w strumyku przepływającym przez puszczę. Był szczęśliwy, bo wpadł samodzielnie na rozwiązanie problemu. Nie spodziewał się, że stawianie czoła wyzwaniom może dostarczyć aż tyle radości. To wydaje się trochę dziwne, lecz nie mógł doczekać się kolejnej przeszkody do pokonania. I był gotowy, aby ruszyć w dalszą podróż! 

– Komu w drogę, temu kopa. – Zacytował frazę usłyszaną tego dnia od kierowcy autobusu, którym wraz z mamą dojeżdżał codziennie do domu. – Kopa karawana!

– Jak sobie życzysz Śniący, jaśnie nam panujący. Ący! – Szybkipiętek pokłonił się i dorównał kroku Leonowi. 

Wspólnie weszli głębiej w Las Niespodziewajek, tak go jednogłośnie nazwali. Maszerowali i maszerowali, a ścieżka wydawała się nie mieć końca. Dopiero po kwadransie, ciągnącym się dla poszukiwaczy przygód niby wieczność, dostrzegli niewyraźny kształt w półmroku. Postanowili mu się dłużej przyjrzeć. Odcienie szarości, zamazane kontury i duża odległość nie ułatwiały zadania. Po dłuższym wpatrywaniu, upewnili się, że hen w oddali, na kolejnej polanie stoi niewielka chatka. Leon oglądał kiedyś taką na wycieczce w skansenie, była bardzo, bardzo stara. W miarę jak zaczęli się do niej przybliżać, dojrzeli, że ma spadzisty dach pokryty słomą, dwa niewielkie okna i cała jest z drewnianych bali. Z kamiennego komina unosił się dym, więc ktoś musiał być w środku. 

Ciekawe kto mieszka w tej chatce? Może piecze właśnie kiełbaski w kominku? –

Roztrząsał pięciolatek, który zgłodniał na samą myśl. Uwielbiał mięsko z ogniska i liczył, że czymś dobrym zostaną poczęstowani.

Byli już całkiem niedaleko. Do ich nosków dolatywał zapach dymu, który unosił się nisko w wilgotnym, jesiennym powietrzu. Wychłodzeni nie mogli doczekać się aż za moment wejdą do środka. Na placu przed chatką stał duży pień, a w nim tkwiła wbita siekiera. Kilka porąbanych drewienek leżało nieopodal w wiklinowym koszu. Z pobliskiej porośniętej sadzawki dobiegał rechot ropuch, a nad nią unosiły się pojedyncze świetliki. 

Podeszli pod drzwi.

– Ty zapukaj, Szybkipiętku – wyszeptał Leon.

– Oj, nie! To twój sen panie Królu, ty masz pierwszeństwo. Stwo – odparł uprzejmie.

– Ależ nalegam! – Ponaglił maskotkę. – Cała pukająca przyjemność po twojej stronie! – Skoro tak… To stuknę wspak. – Przytulanka ukłoniła się i walnęła po trzykroć. Nad podziw głośno jak na króliczą łapkę.

Czekali nieco długo, a niepewność kto jest tutaj gospodarzem wierciła ich w brzuszkach.

Jakby trochę się bali, a trochę nie. Dziwne uczucie, gdy obgryza się z nerwów paznokcie i nie wiadomo, czy dać nogę czy jednak poczekać. Ciekawość zwyciężyła! Zostali i niebawem usłyszeli odgłos zasuwy… A także bicie własnych serc… Du, dum, du, du, dum…

Nagle przyjemne zaskoczenie. Otworzyła pogodna panienka o złotych włosach i wplecionych w nie kwiatach. Jej promienny uśmiech ogrzał oblicza podróżników, zaś wielkie chabrowe oczy wydawały się dotykać ich myśli. Takie mądre i dobre spojrzenie. Uprzedziła ich pytaniem: 

– Wejdziecie do środka? Jak coś to serdecznie zapraszam!

Pierwszy ocknął się Szybkipiętek, przytaknął łebkiem i dodał:

– Hyc, hyc… Czujemy się zaszczyceni taką możliwością, o pani!

Szturchnął łokciem Leona.

– Emm…, o tak, tak. – Zreflektował się chłopiec. – Już nie możemy się doczekać… Ma pani coś do jedzenia?

Roześmiała się.

– Dobrze trafiliście! Właśnie szykuję kolację dla siebie, ale starczy i dla was – odrzekła wyraźnie rozbawiona. – Zapewne długa droga za wami? 

– I tak i nie… – odpowiedział wymijająco Szybkipiętek – A tak to tak, a nie to nie…

– Zmagaliśmy się bardzo długo z przeciwnościami losu – dodał niezwykle dojrzale i nad podziw książkowo Leon.

– A jakież to przeciwności losu są w tej okolicy? – Zaciekawiła się złotowłosa. – Przecież to kraina mlekiem i miodem płynąca.

– Może dla kogoś, kto tu mieszka od dawna, jak ty i zna zapewne każdy kawałeczek tego lasu. Jednak nie dla nas piękna pani. Ani, ani – skwitował na głos Królik, wchodząc do izby. – Ależ tu ładnie!

– Miło mi, dziękuję za komplement – odparła gosposia.

Było tu inaczej niż w zwykłych domach. Trochę tak jak w chatce zielarki, którą Leon pamiętał z animowanej bajki. Kwiaty leżały wszędzie. Chłopak omiótł wzrokiem pomieszczenie; moździerz do rozcierania ziół, flakoniki z wielobarwnymi eliksirami, kominek i żeliwny kociołek, w którym akurat coś się gotowało i smakowicie pachniało. Spojrzał na starą, wielką księgę. Wyglądała zupełnie jak ta z Gumisiów. Z podziwiania tych cudeniek wyrwały go słowa ślicznotki:

– Może siądziecie ze mną do stołu?

– No, jasne! A co będziemy jedli? – zainteresował się Leon. 

– Pieczone kasztany i zupę z nibygrzybków – odpowiedziała.

– Mniam! – Oblizał się królik. – Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. – Powtórzył, nie skrywając zadowolenia.

– Nigdy nie jadłem nibygrzybków… – Zwierzył się zakłopotany pięciolatek. – Czy one… nie są trujące?

– Skądże! – Uspokoiła. – A co do ich natury… Raz smakują jak pieczony kurczak, a innym razem jak ciasto marchewkowe. – Wytłumaczyła pogodnie. – Zależy jaki masz nastrój i czego oczekujesz. 

– Wspaniale! – krzyknął Leon – Bo właśnie miałem ochotę na kiełbaski, czy one mogą być kiełbaskami?

– Oczywiście, że mogą – odrzekła z uśmiechem na ustach. – Mogą być wszystkim, co tylko sobie zamarzysz! Smacznego! – Podała pełen półmisek wielkich kapeluszy.

Zajadali się nibygrzybkami, które Królikowi przypominały smażone marchewki z nadzieniem humusowym, złotowłosej śmietankowy krem brulee, a Leonowi solidnie wypieczone kiełbaski. Nibygrzybki wyglądały jak przerośnięte pieczarki, ale potrafiły dostarczyć różnorodnych smaków i mnóstwa radości. 

By nie zaschło im w gardłach, gospodyni podała gościom po glinianym kubku wypełnionym herbatką zaparzoną z ziół. Poczuli się po niej wyjątkowo spokojnie, a wręcz sennie. Na całe szczęście pod ścianą leżały sienniki. Szybkipiętek postanowił uciąć sobie drzemkę.

– Pani, czy nie będziesz miała nic przeciwko, jak na moment sobie odpocznę? Spocznę? – zapytał pluszak. – Sen pocznę?

– I ja, i ja jestem baaardzo zmęczooony… – wymamrotał Leon, ziewając przeciągle i pocierając dłonią klejące się powieki. 

– Absolutnie nie mam nic przeciwko. – Zachichotała. – Śpijcie smacznie, gołąbeczki. Nawet baaardzo smacznie. 

Ostatnie jej słowa były dziwnie podejrzane, jednak pięciolatek i jego przytulanka nie mieli siły, aby oprzeć się drzemce. Mimo iż czuli się troszkę nieswojo, zasnęli. Spali snem twardym jak głaz.

W końcu Leon obudził się. Powieki miał nadal niesamowicie ciężkie i leżał jeszcze chwilę z zamkniętymi. Kręciło mu się w głowie. Gdy jednak otworzył jedno oko, ku swojemu zdumieniu ujrzał coś niepokojącego…

W kominku pozostał jedynie żar, a ostatnia świeca dogasała, lecz w półmroku zobaczył coś, co sprawiło, że zamarł. Królik Szybkipiętek siedział przywiązany do krzesła, zaś jego królicze usta były zakneblowane patykiem. Oczy miał wielkie z przerażenia. 

Wtem chłopiec zobaczył, że drzwi chaty rozwierają się, a do środka zamiast pięknej złotowłosej, wchodzi przerażająca, zgarbiona starucha. Długi nochal zdobiły brodawki, siwe włosy miała rozwiane w bezładzie, a z pomarszczonych ust wyzierała tylko para żółtych zębów. Powykręcane paluchy ściskały coś ciemnozielonego. Leon już wiedział, że to Baba Jaga. Wiedźma polująca na tułaczy, która może przybierać najróżniejsze kształty. Postać pięknej dziewczyny na pewno była kamuflażem. Oszukańczym złudzeniem. Chłopiec szybko zamknął z powrotem oczy, aby czarownica nie zorientowała się, że się obudził. Myślał co teraz zrobić. Nasłuchiwał, co dzieje się w pomieszczeniu…

– Kiedy twój przyjaciel słodko śpi, ja najpierw zajmę się tobą, mój malutki króliczku, a potem nie omieszkam dobrać się do niego – wyrechotała, a zakneblowany Szybkipiętek bełkotał coś niezrozumiale. – Przyniosłam kilka ropuch. Ich udka będą wybornie smakowały z gotowanym królikiem. 

Ponownie zaśmiała się piskliwie. Gdy Leon to usłyszał, był podobnie przerażony jak Szybkipiętek. Rozumiał, że jeżeli zaraz czegoś nie wymyśli, to zostaną przysmakiem tej czarownicy. Rozwarł delikatnie oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Widział jak jędza rozpalaogień pod kociołkiem, ale szukał wzrokiem dalej czegoś, co mogłoby mu pomóc w tej trudnej sytuacji. Wierzbowa miotła pod ścianą, amulety, wielka księga na piedestale, mosiężny świecznik na szafeczce przy łóżku, peleryna na wieszaku, regał z fiolkami i eliksirami. 

Co tu z tym zrobić? – zamyślił się.

Baba Jaga obierała zakrzywionym nożykiem marchewki i nuciła pod nosem:

– W Kanthy pod lasem mieszka Jagna, co nosi czasem, leśne jagody, najsłodsze miody i jest nieskazitelnej urody. Na końcu ścieżki, w chatce poza czasem, pęk ziół u niej za pasem, a kto wejdzie do jej sioła, ten uciec nie zdoła. Ba! O pomoc wnet woła, lecz próżne to biadolenie. Nie wie bowiem, że skazany jest na stracenie. Ot co… Noc odmienia dziewczęce lica, toż to jest czarownica. Czarownica, wiedźma, baba, nokturnica, zwał jak zwał, nikt nogi jeszcze stąd nie dał. Nikt nie wymknie się z pazurów Jagi, oj biedaki. Ojoj, ojojojoj biedaki… 

Leon ani myślał tu dłużej zostawać. Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Jak to wspaniale, że tata nauczył go tak wcześnie czytać… Wśród eliksirów dostrzegł słój z czarnym napisem ETANOL. Przypomniał sobie, że tata wykonał kiedyś eksperyment i mówił, że etanol to alkohol i jest łatwopalny. Chłopiec postanowił zrzucić słój tak, aby rozbił się jak najbliżej kominka. Wiedział, że nie może niczym cisnąć, bo najpewniej zwróci na siebie uwagę czarownicy, ale przypomniał sobie, że wcale nie musi użyć żadnego przedmiotu, a jedynie nagiąć sen za pomocą swojej woli. Pomyślał, iż słój ledwo co stoi na krawędzi regału i niechybnie pragnie się wywrócić. Rozbujał go w myślach. Najpierw delikatnie, potem bardziej rozkołysał i… UDAŁO SIĘ! Szklane naczynie pomknęło w dół, po czym rozbiło się na kamiennej płycie leżącej obok paleniska. Podłoga chaty zajęła się ogniem. Wiedźma zerwała się na równe nogi, zabrała jakiś proszek i zaczęła sypać nim płomienie. Zrobiło się spore zamieszanie, a Leon postanowił je wykorzystać. Wstał po cichu z łoża, wziął do ręki wazon z napisem „swędzipuder” i wysypał jego zawartość na pochyloną czarownicę. Ta zaczęła się drapać i tarzać po podłodze.

– Niech ja cię ino dorwę, ty, ty… – Próbowała dokończyć myśl, ale chęć drapania się była zbyt silna.

Leon nie zwlekał. Rozciął nożykiem sznur i uwolnił Szybkipiętka. Królik pozostałym kawałkiem powrozu szybko zrobił supeł na kostkach Baby Jagi, a potem swoją wielką stopą złamał miotłę stojącą w kącie.

– To na wszelki wypadek, żeby nie ruszyła za nami w pogoń. – Wyjaśnił nietypowe zachowanie. – Wiejmy, panie Królu! Kic, kic, a rychło, rychlutko… 

– Nogi za pas! – Zawtórował Leon, pragnąc jak najszybciej stąd uciec.

Obelgi ciągnęły się za nimi w powietrzu. Wiedźma przeraźliwie wyła i zaklinała rzeczywistość. Jednak jej słowa nie były tylko zwykłymi złośliwościami, lecz miały faktyczną moc. Kiedy pięciolatkowi i królikowi wydawało się, że są już wolni, nagle spod ziemi wyrosły korzenie i spowiły kostki uciekinierów. Zostali unieruchomieni. 

– Jędza rzuciła na nas urok – wrzasnął Szybkipiętek. – O mamma mia, zielona staruszka!

– Zaraz nas odczaruję – oznajmił spokojnie Leon, po czym skupił się na zmianie w śnie. 

Próbował wyobrazić sobie, że fragmenty rośliny próchnieją i same się rozpadają, ale nie udawało mu się to, mimo, że był bardzo pewny siebie. W szczególności po rozbiciu słoja z etanolem, uważał manipulowanie otoczeniem za łatwiznę. 

– Szybkipiętku, staram się bardzo, kombinuję na wszystkie sposoby, ale korzenie nie chcą mnie słuchać – powiedział z żalem w głosie. – Mówiłeś, że jestem Wszechczyniący, a to nieprawda! Oszukałeś mnie?

– Czarownica to wyjątkowy przeciwnik – począł wyjaśniać filcowy towarzysz – potrafi rzucać zaklęcia i naginać tkaninę snu. Jest głęboko zakorzeniona w twoim umyśle, nazywamy to archetypem. Mimo że to ty ją tu wpuściłeś, to twoje przekonania o jej magicznej mocy, nadają jej potężnej władzy. To chyba najgroźniejszy rywal, z jakim przyszło nam się mierzyć, dlatego musimy mieć się na baczności! 

– To naprawdę przerażające, Pluszowy Przyjacielu. – Westchnął Leon, patrząc bezradnie na kompana. – I ta wiedźma i… tyle strasznych rzeczy może plątać się po tej… jak to mówiłeś… 

– Podświadomości. – Podsunął pomocnie Królik.

– Podświadomości – powtórzył Leon. 

– Nie martw się – rzekła przytulanka – choć nie tak łatwo odczarować te korzenie, to co zakorzeniło się w podświadomości, to przecież jestem królikiem! Czyż nie? – Puścił mu oko, wyszczerzając jednocześnie dwa pokaźne kły. – Ten problem zaraz rozgryziemy, w przenośni i dosłownie.

Szybkipiętek, jak powiedział, tak zrobił. Rzucił się na kłącza, a jego ząbki pracowały niczym piła mechaniczna. Ekspresowo poradził sobie z cieńszymi, a odrobinę dłużej gryzł grubsze części rośliny. Uwolnił się i w mig doskoczył do nóg chłopca. Jeszcze sprawniej rozprawił się z więzami. 

– Hip, hip, hyc, hyc, hurrra! Jesteśmy wolni, panie Królu! 

– Supcio! Supcio! – Chłopak zrobił uśmiech od ucha do ucha. – Przyjacielu, a teraz prosto i jak najdalej przed siebie! Biegusiem!

– Miejmy nadzieję, że strachy dały nam spokój. Tam nas nie znajdą! Ajdą! – Wskazał swoją włochatą łapką polanę, która wyłaniała się zza linii drzew.

Kiedy podeszli na skraj lasu, ich oczom ukazał się wspaniały widok: łąka, po której biegały sarny, a w oddali majaczyły niższe i wyższe sterty siana. Pobiegli w ich stronę i rzucili się na nie. 

 Leżeli beztrosko, a Szybkipiętek oświadczył Leonowi, że jest z niego bardzo dumny. Pogratulował mu, że ten nie bał się nowych wyzwań. Mówił, że życie pełne jest zadań, którym trzeba stawić czoła, ale warto, bo to ogromnie przyjemne, kiedy się je już wykona. Dlatego nie ma co odkładać ich na później, a trzeba brać byka za rogi. To brzmiało trochę dziwnie dla Leona, bo żadnego byka tu nie widział. Ale cieszył się ze słów i dobrego humoru królika. Kiedy przysnęło im się w świecie snu, to Leon obudził się w tym najprawdziwszym. Był już ranek, a chłopiec zorientował się, że całą noc tulił mocno swoją maskotkę. Wiedział, że zaraz przyjdzie mama i powie, że muszą iść do przedszkola. Tym razem nie miał zamiaru się wymigiwać, a chciał z radością przywitać nowy dzień i ochoczo podjąć się czekających go dziś wyzwań. 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Zróbcie coś dobrego dla swych Pociech (kto ma) i przeczytajcie im Bajkę na dobranoc :) 

A ja odgrzebuję i sprzątam dalej szufladę pełną dawnych treści!

Przeczytałem i chyba jednak nie chciałbym czytać tej bajki dziecku na dobranoc.

Momentami jest zbyt przerażająca:

Zwłaszcza scena z Babą Jagą, która grozi gotowaniem bohaterów, oraz początkowy opis „Cieniostworów” mogą być zdecydowanie za straszne dla bardziej wrażliwych dzieci. Takie fragmenty należałoby złagodzić lub dostosować do wieku i emocjonalnej odporności malucha.

Zbyt trudny język:

W bajce pojawiają się dość skomplikowane słowa („podświadomość”, „archetyp”), które mogą być niezrozumiałe dla młodszych dzieci, wymagając dodatkowych wyjaśnień.

Za długa i skomplikowana:

Bajka jest rozbudowana, pełna różnych wątków i sytuacji, co może sprawić, że dziecko zamiast zasnąć, zbyt mocno zaangażuje się w akcję i będzie miało trudności z uspokojeniem się przed snem.

 

Bajka jest odpowiednia do czytania dzieciom, pod warunkiem, że dziecko nie jest nadmiernie wrażliwe, a rodzic będzie obecny, aby wyjaśniać ewentualne niepokoje. Przy drobnych korektach będzie doskonałą bajką uczącą odwagi, kreatywności oraz radzenia sobie z lękiem.

Co do straszności, czerpałem tu z pierwowzoru Braci Grimm ;) Te były znacznie straszniejsze, ale jak najbardziej się zgadam i postaram się to złagodzić. Wyrazy trudniejsze wytłumaczę obszerniej, co do skomplikowania, to jednak twierdzę, że dziecko szybciej zaśnie niż się zbyt mocno zaangażuje ;) W dobie przebodźcowania od smatfonów i bajek animowanych, bajka czytana, choćby jak zawiła – dziecko wyciszy i “ulula”.

Dzięki za uwagi, skoryguję co trzeba i niech służy :)

Zgadzam się z komentarzem d.pankovskiego, ale każdy rodzic może ominąć trudne wyrazy i przerażające jego dziecko sceny. Ważne, żeby czytał i był obecny duchem przy dziecku. :)

Przemysławie Samuelu, z bajek wyrosłam grubo ponad pół wieku temu, więc nie podejmę się oceny Twojego dzieła, ale pozostanę z nadzieją, że dzieciom pewnie się spodoba.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, zwłaszcza dialogi wymagają przejrzenia i remontu.

 

– Nie bój się. Jesteśmy z tatą w pokoju obok. Uspokajała go. → Uspakajała, czyli przemawiała do synka kojąco, więc: – Nie bój się. Jesteśmy z tatą w pokoju obok – uspokajała go

Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.

 

– Zdążysz, obiecuję ci.Zapewniła pogodnie. → – Zdążysz, obiecuję ci – zapewniła pogodnie.

 

Dwa śnieżnobiałe, przydługawe zęby wystawały mu z pyszczka… → Zbędny zaimek. Opisujesz Królika – czy zęby mogły wystawać z innego pyszczka?

 

– Dobranoc, Skarbie. → Dlaczego wielka litera?

 

 Dziwne to miejsce. – Zaniepokoił się Leon, rozglądając na prawo i lewo. – Coś mi tu nie pasuje… Na tej polanie pośród lasu znalazł się po raz ostatni z tatą, kiedy szukali grzybów. → Brak półpauzy rozpoczynającej wypowiedź. Narracji nie zapisujemy jak didaskaliów. Winno być:

Dziwne to miejsce. – Zaniepokoił się Leon, rozglądając na prawo i lewo. – Coś mi tu nie pasuje… 

Na tej polanie pośród lasu znalazł się po raz ostatni z tatą, kiedy szukali grzybów.

 

róliku Szybkipiętkuuuu, Króóóóliiiiku SZYB-KI-PIĘ-TKU, pooomocy! → Umiał krzyczeć wielkimi literami???

A może wystarczą wykrzykniki: – Króliku Szybkipiętkuuuu, Króóóóliiiiku Szyb-ki-pię-tku, pooomocy!!!

 

Ty śpisz, zaś Twoja wyobraźnia tworzy ten niezwykły świat! Ty śpisz, zaś twoja wyobraźnia tworzy ten niezwykły świat!

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się także w dalszej części bajki.

 

Dokładnie takim – potwierdził Królik. → – Właśnie takim – potwierdził Królik.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.htm

 

– Krea…czym? – spytał chłopiec. → Brak spacji po wielokropku.

 

– Chwyć go i powoli ciągnij! – odpowiedział wartko Leon. → Czy Leon na pewno odpowiedział wartko?

 

– Sprytnie – stwierdziła przytulanka i zabrała się za wykonywanie poleceń. → – Sprytnie – stwierdziła przytulanka i zabrała się do wykonywania poleceń.

 „Brać się/wziąć się za coś” a „Brać się/wziąć się do czegoś”

 

Może piecze właśnie kiełbaski w kominku? –

Roztrząsał pięciolatek… → Zbędny enter.

 

– Emm…, o tak, tak. → – Emm… o tak, tak.

Po wielokropku nie stawia się przecinka.

 

– Miło mi, dziękuję za komplement – odparła gosposia. → Czy to na pewno była gosposia?

 

złotowłosej śmietankowy krem brulee… → …złotowłosej śmietankowy crème brûlée

 

Długi nochal zdobiły brodawki… → Obawiam się, że brodawki nie mogą niczego zdobić.

Proponuję: Długi nochal porastały/ pokrywały brodawki

 

Widział jak jędza rozpalaogień pod kociołkiem… → Przydałaby się spacja.

 

pierw delikatnie, potem bardziej rozkołysał i… UDAŁO SIĘ! → Dlaczego wielkie litery?

 

a potem swoją wielką stopą złamał miotłę stojącą w kącie. → Zbędny zaimek.

 

– Wiejmy, panie Królu! Kic, kic, a rychło, rychlutko… → – Wiejmy, panie Królu! Kic, kic, a szybko, szybciutko… 

Sprawdź znaczenie słowa rychło

 

Puścił mu oko, wyszczerzając jednocześnie dwa pokaźne kły. → Puścił do niego oko, wyszczerzając jednocześnie pokaźne siekacze.

Oko puszczamy do kogoś, nie komuś. O ile mi wiadomo, króliki nie mają kłów, więc mógł wyszczerzyć co najwyżej siekacze.

 

– Chłopak zrobił uśmiech od ucha do ucha. → Nie wydaje mi się, aby uśmiech można było zrobić.

Proponuję: – Chłopak roześmiał się od ucha do ucha.

 

Wskazał swoją włochatą łapką polanę… → Zbędny zaimek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka