Prawie wszystkie opisane tu wydarzenia i miejsca są prawdziwe. Oraz wiersze. Czy to czyni je mniej interesującymi? Albo mniej fantastycznymi? Mam nadzieję, że nie.
Jeszcze jedna opowieść o mieście Lublinie.
Wykorzystałam w opowiadaniu wiersze Czechowicza „Ballada z tamtej strony” oraz Kochanowskiego „Do doktora Montana”.
Piosenka konkursowa Bracia (też z Lublina): „Za szkłem”.
Wszystko straci sens. Stała przy oknie i widziała, jak upada cywilizacja. Ale jak to? Ktoś mógłby ze zdziwieniem zapytać, bo na apokalipsę nic nie wskazywało. Lublin. Smukłe budynki, skomplikowane betonowe i szklane konstrukcje, nawet parki i miejskie świątynie, nawet podziemny labirynt korytarzy – wszystko trwało na swoim miejscu. Udawało, że nic się nie zmieniło. Ale Tatiana wiedziała swoje. Oderwała wzrok od widoku miasta, które rozciągało się w dole jak piaszczyste, skrzące się dno oceanu i spojrzała na półki z książkami. Siadła przy biurku, próbując zapalić papierosa. Dopiero za trzecim razem zapałka wydała suchy trzask i zajęła się ogniem. Nie miała wątpliwości, które książki zabierze ze sobą. Mogła wziąć tylko trzy. Tylko tyle zmieści jej się do torby w taki sposób, aby nie wzbudzić podejrzeń. Dyrektywy nowej władzy zaskoczyły jedynie starszych profesorów. Ci młodsi, a przede wszystkim studenci, bez szemrania, bez zdziwienia i bez oporu wynosili książki i układali w pryzmy na dziedzińcu. Rozesłano jakieś cholerne dokumenty o digitalizacji zbiorów, w imię postępu, w imię nauki… itd. Dziekan – tak jak ona stary metafizyk – zaśmiał się szyderczo, gdy jakiś czas temu próbowała wymusić na nim ocalenie książek.
– Co chcesz ocalać, dziecko? Teraz już nic nie zostanie. Nasze wnuki będą chodzić po ruinach tego, co kiedyś było kulturą, nie mogąc odczytać szyldów nad sklepami i nagłówków gazet. Nie umiejąc nawet napisać swojego imienia. Przecież czytnik wyssie każdą potrzebną informację. Myślenie? W nowym świecie nie przyda się nikomu, a może być niebezpieczne.
Spojrzał na nią zza okularów.
– Martwię się o ciebie.
Nazajutrz się pojawili. Sprawiali wrażenie, że byli tu zawsze. Poruszali się kanciastym chodem, a broń obijała im się o uda. Każdy był ubrany w czarny, połyskliwy pancerz i hełm. Oczy zasłaniali ciemnymi goglami. Tatiana nie była pewna, czy to ludzie.
Znalazła się w zapełnionym studentami audytorium. Czarni strażnicy stali na wykładzie bez ruchu i trzymali się w cieniu. Całkiem wbrew sobie Tatiana zaczęła się zastanawiać, czy coś rozumieją z metafizyki. A jeśli tak, czy zadają sobie pytania o sens świata? Czy biorą pod uwagę, że mogą być tylko zaprogramowanym ciągiem cyfr? Czy będą chcieli się wyzwolić, zbuntować przeciwko swoim stwórcom? A jeśli są ludźmi, czy nie martwią się ogromem pustego wszechświata? Czy ich świadomość ogranicza się jedynie do prostych jednozdaniowych poleceń?
Dopiero po chwili zorientowała się, że w audytorium panuje od dłuższego czasu cisza, a studenci wpatrują się w nią z napięciem.
– A… gdzie ja to… – Pogubiła się.
Gdy po wykładzie przechodziła przez pusty już dziedziniec, przykleiły jej się do rąk i twarzy unoszące się w powietrzu drobiny szarego popiołu i niedopalone fragmenty kartek.
Nazajutrz nie mogła znaleźć dziekana. Była w Katedrze Armatury, ale starszy profesor, Idzi, przecząco pokręcił głową. Później zajrzała do Lanificium, ale i tam nikt nie wiedział, gdzie dziekan mógł się podziać.
Pomieszczenie wypełniał dym papierosów. Dziś rano otrzymała wezwanie do sztabu generalnego. Próbowała przekonywać łącznościowca, że to pomyłka, lecz w końcu okazało się, że naprawdę o nią chodzi. W pokoju było kilku oficerów, chyba bezpieki, szef sztabu, którego znała z gazet, admirał ze złotymi pagonami oraz dwie stenotypistki.
– Chcemy wiedzieć, czy oni mogą być Bogiem.
– Bogiem? – Podniosła brew, myśląc, że się przesłyszała.
Podali jej codex. Oprawa była skórzana, druk czysty, dokładny. Złote i błękitne iluminacje. Dawno nie miała takiej pięknej książki w ręku. Zaczęła czytać. Nikt jej nie przeszkadzał, tylko dym robił się coraz gęściejszy.
– Dotychczas przyjmowaliśmy, że Bóg jest ukryty. Nienazwana przepaść miała nas od niego oddzielać. Pozwalał nam nawet wierzyć, że go nie ma. Nasza cywilizacja mogła w ten sposób trwać tysiące lat – szef sztabu zaciągnął się – równowagę budowaliśmy na postępie, postawiliśmy ludziom horyzont natury, przyjemności i korzyści. Wszystkim się podobało. Ale po inwazji… no cóż, musimy ludziom pokazać, że są wysłannikami Boga. Tylko tak przetrwamy.
Tatiana wstała. W milczeniu patrzyła przez okno. Miasto jakby uśpione oddychało gorącym powietrzem. Niedługo miało przyjść lato. Odwróciła się. Twarze sztabowców nie wyrażały uczuć.
– Dlaczego ja? Przecież są inni metafizycy.
– Wasz dziekan został przeniesiony na inną placówkę.
Zdziwiła się. Ale gdzie? Czy gdzieś jeszcze metafizyka ma jakiekolwiek znaczenie?
– Ile to pani zajmie? Przygotowanie ekspertyzy. – Natarczywy głos przywołał ją do rzeczywistości.
– Najpierw chciałabym wiedzieć, dlaczego ustalenie tego, czy obcy są Bogiem, jest kluczowe.
– To tajne. Zresztą, taka wiedza może być dla pani niebezpieczna. Nie chcemy od pani dużo. Proszę tylko potwierdzić tę… jak wy to nazywacie, hipotezę.
Tatiana wahała się przez chwilę. A jeśli jej się nie uda? Nie dowie się, co kryje się za błyszczącymi hełmami obcych? W końcu jednak się zgodziła.
– Dobrze więc. Potrzebne jednak będą mi książki. I to nie popularne podręczniki, ale literatura specjalistyczna. Po ostatnich zmianach, okazało się, że uniwersytet został pozbawiony swojego podstawowego narzędzia, jakim były drukowane teksty i przywrócenie biblioteki…
– Rozumiem, rozumiem – przerwał niecierpliwie oficer – możemy obiecać w przyszłości przydział książek na pani fakultet. A na razie, Tatiano, dam pani przepustkę do Archiwum.
W mieszkaniu panował szary półmrok i Tatiana zapaliła mdłe światło lampy na biurku. Ocalone tomy świeciły tłoczonymi literami na grzbietach. Ze zmysłową przyjemnością przeciągnęła po nich palcem. Commentaria in Metaphisica, De anima, De hebdomadibus. Przypominała sobie, co dziś przeczytała w sztabie. Oczywiście nie były to zupełnie nowe rzeczy, przecież od lat zajmowała się strukturą rzeczywistości i ruchem, lecz kwestię aniołów zawsze zostawiała teologom. Wszystko wskazywało na to, że Bóg jako absolutna jedność ujawnia siebie nieczęsto, zazwyczaj w przebłyskach niestworzonego światła, a prócz tych chwil zawsze kryjąc się w nienazwanej ciemności. Tatiana wyraźnie widziała dalszy ciąg rozumowania. Gdyby jednak Bóg miał postać wielości, zdolnej przybrać postać strażników bądź wojowników – wtedy mógłby przybyć na Ziemię i wszczepić tu nowy, kto wie, czy nie lepszy porządek.
Pokiwała głową w zadowoleniu. Tak, w ten sposób mogłaby argumentować. Ekspertyza będzie chyba łatwa. To naprawdę niewielki wysiłek, jaki musiała włożyć w przywrócenie książek wydziałowi.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Tatianę przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Gość o tej porze? Zahaczyła łańcuch i otworzyła ostrożnie. Na posadzce leżała kartka, a na niej czterowiersz:
i wzbija się w szare niebo
mgła z nieznanego oblicza
a czas
a ziemia dziewicza
Tatiana dopisała z pamięci pozostałą część:
o dlaczego
wzrok twój nie schodzi
z przedmiotów pod oknem leżących na stole
z godziny w której żem się rodził
ze skrzynki zamkniętej jak boleść
z umarłych rąk czechowicza
***
Rano w kwiaciarni kupiła bukiet białych lilii. Wsiadła w trolejbus, który zawiózł ją w stronę cmentarza. Strażnicy wtapiali się w miasto i powoli stawali się niewidoczni. Ludzie omijali ich wzrokiem, jakby byli stałym elementem przestrzeni, obojętnym i biernym. Może w ten sposób staną się ludźmi, bo nie będzie można ich odróżnić od tych, którzy są prawdziwi? Nie zwróciwszy uwagi czarnego żołnierza, przekroczyła bramę i znalazła się w świecie umarłych. Pamiętała drogę. Czechowicz był pochowany w kwaterze ofiar bombardowania miasta. Prowadziła do niej wąska ścieżka, wzdłuż której spali wiecznym snem ludzie z przeszłości. Położyła kwiaty na niewielkiej granitowej płycie. Co teraz? Nagle kątem oka dostrzegła przesuwającą się postać między nagrobkami. Zdziwiła się. Ktoś jeszcze dziś przyszedł na kwatery wojskowe? Zatopiła się w myślach.
A to co? Następna wskazówka? Spod znicza wyjęła kawałek papieru.
Pierwszą, wtórą i trzecią, czwartą wieś i piątą,
Szóstą także i siódmą, ósmą i dziewiątą,
Nie wiem, miły doktorze! w której masz krainie;
Jam tylko był w Dziesiątej, która przy Lublinie
Zastanawiała się, kto zadał sobie tyle trudu, aby wysłać jej wiadomości. Któryś z profesorów filozofii? Asystent? Może ktoś z Katedry Poetyki. Ale dlaczego? Jeśli to dotyczy ekspertyzy, mogli z nią porozmawiać otwarcie. Gubiła się w domysłach. Postanowiła, że pojedzie na Dziesiątą od razu.
Trolejbus cicho brzęczał. Białe ulice skąpane w bladym, wiosennym słońcu prowadziły do odległych dzielnic, gdzie przedmieścia traciły elegancki charakter miasta i stawały się zwykłymi osadami, prowincjonalnymi i zaściankowymi. Nowa władza i rządy kosmicznej gwardii dotarły do miasta z opóźnieniem. Nikogo jednak to nie dziwiło. Peryferyjność Lublina odciskała swe piętno na mieszkańcach i radnych, którzy lubili określać się mianem tradycjonalistów. Niektórzy profesorowie, zwłaszcza ci od polityki i oikonomiki, uważali nawet, że Lublin może być wyrzucony na margines życia społecznego i stać się po trosze niewidzialny. Tatiana doceniała bezkompromisowość tej teorii, ale nie przyznawała jej racji. Za oknem niespiesznie przesuwały się kamienice Starego Miasta, Wieża Trynitarska i zamek królewski. Miasto stało w ciszy i słońcu.
Przy Kochanowskiego stał tylko jeden parterowy dom. W progu Dziekan przywitał ją skinieniem głowy i westchnieniem ulgi. Wyglądał źle. Nieogolony, w pomiętej koszuli.
– Jednak dotarłaś.
– Panie dziekanie, po co te szarady? Myślałam, że pan dziekan wyjechał służbowo…
– Przepraszam cię, dziecko, ale nie mam czasu na dokładne wyjaśnienia. Posłuchaj mnie proszę. – Zaprosił ją do środka niecierpliwym gestem. Mówił z trudem, jakby brakowało mu tlenu.
– Panie dziekanie, ale co się dzieje?
– Nie przerywaj – zaczerpnął powietrza – inwazja zmieniła paradygmat, na którym opierała się nasza cywilizacja.
– Wiem. Sztab generalny…
– A więc dotarli już do ciebie – dziekan nie słuchał – chcą, żebyś przyznała, że gwardia to Boża teofania i narzędzie społecznego ładu.
– Mam wolność w badaniach, tak mnie zapewniali, jeśli nie potwierdzę, będą musieli to zaakceptować. Zresztą, obiecali przywrócić bibliotekę.
– Dziecko – westchnął boleśnie – nikt nie zamierza spełniać obietnic, a tym bardziej brać twoich analiz na poważnie. Potrzeba im tylko propagandowej treści.
– Panie dziekanie – odezwała się ostro – niczego jeszcze nie ustaliłam. Za wcześnie na takie oceny!
– Naprawdę myślisz, że to możliwe, aby obcy byli łaską dla nas? Jakimkolwiek dobrem?
Zawahała się.
– Musisz spotkać się z Admirałem i wszystko mu wytłumaczyć.
Dziekan wręczył jej niewielką książeczkę. De caelesti hierarchia. Tatiana nie znała jej.
– Jeśli Bóg wysłałby swoich żołnierzy, to nie po to, by wdrażać nowy ład i pacyfikować upartych i nieposłusznych.
Nie wiedziała, co o tym myśleć.
– Nie czytaj jej w domu. W razie rewizji sprowadzi na ciebie nieszczęście.
W drodze powrotnej miasto nie wyglądało już tak spokojnie. Na ulicach Gwardia rozstawiała punkty kontrolne, zagradzając jezdnie szlabanami i zaporami przeciwczołgowymi. Gwardziści nocą się uaktywniali, przez całe miasto maszerowały ich kolumny i toczyły się po bruku opancerzone samochody. Dniem wszystko jakby zamierało i sprawiało wrażenie, że jest normalnie, ale noc ujawniała ich uśpioną naturę.
– …czy wszystkie akty związane są z ruchem? Jeśli tak, to doskonałość, której poszukujemy, będzie ciągłą, niekończącą się zmianą. Może procesem, może ciągłym przelewaniem się materialnej zasady? Ciągłym stawaniem się. A przecież szukamy… – mówiła monotonnie, bo myślami błądziła gdzieś indziej. Rozkojarzeni studenci szeptali i wiercili się na krzesłach. Nawet jej asystent, Marek, niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać końca wykładu. Tatiana spojrzała na zegarek. Nic już dzisiaj nie zrobi. Następnym razem rozpocznie od pojęcia czystego aktu. Zamknęła kajet z notatkami i powiedziała, że są wolni. Wszyscy wypadli na dziedziniec, gdzie odbywał się wiec.
Rektor w gronostajach czytał z kartki.
– Jesteśmy świadkami nadejścia nowej ery, ery ładu i pokoju. Czarna Gwardia wspomaga mieszkańców oraz studentów i profesorów lubelskiej uczelni. Jest gotowa przyjść z pomocą w tych trudnych czasach, kiedy wymagania przed nami stoją niemałe. Musimy zgodzić się na wyrzeczenia! Nie czas na konsumpcjonizm! Apeluję o szczerą i całkowitą współpracę z władzami uniwersytetu. Razem przejdziemy okres transformacji! Proklamujmy Manifest!
Tatiana słuchała z niechęcią. A gdzie etos mędrca? Gdzie zasady racjonalności? Wszystko pogrążało się w irracjonalnym chaosie. Czy nowa władza będzie również kierować się emocjonalnymi argumentami? Asystenci zrzucili z górnych okien ulotki z wydrukowanym Manifestem. Młodzież i nauczyciele łapali kartki i z entuzjazmem wykrzykiwali propagandowe hasła. Potem wysypali się przez główną bramę i ruszyli na miasto. Tatiana stała niezdecydowana, ale po chwili i ona szła za nimi. Po drodze przyłączało się coraz więcej ludzi. Tłum falował, drżał, a po ulicach toczył się niski pomruk, który zwielokrotnionym echem odbijał się od ścian.
Na środku placu, na podwyższeniu niczym z marnego teatru, stała garstka ludzi. Podjechały czarne suki Gwardii i strażnicy zaczęli wpychać nieszczęśników do środka.
– Gdzie oni ich zabierają? – Przerażona zapytała mężczyznę, który posadził sobie córkę na barana i wręczył jej papierową chorągiewkę z czarnym symbolem.
– Jak to gdzie? Na Majdanek.
Tatiana poczuła, jak zimne krople spływają jej wzdłuż kręgów. Ręce drżały.
– Ale chyba przeprowadza się jakieś dochodzenie, przecież powinni mieć obrońcę, chociaż i z urzędu…
– A gdzież tam! W stanie wyjątkowym wsadzają, jak idzie!
Nagle tłum zawył. Strażnicy wlekli kogoś za nogi. Na trotuarze zostawiał krwawy ślad, jakby postanowił, że jego ciało będzie pędzlem. Tatiana struchlała. Rozpoznała dziekana. To taki będzie ten nowy ład?! Przecież miało być inaczej. Rzuciła się do tyłu, próbując stamtąd uciec, ale gawiedź zapełniła plac gęstą masą, blokując każdą drogę powrotu. Ściśnięta do granic możliwości i przerażona nie wiedziała, co dalej.
– Pani Tatiano. – To głos z tyłu. Obejrzała się nerwowo. Za nią stał jeden z oficerów bezpieki. – Przyszła pani popatrzeć?
Oficer źle zrozumiał jej obecność na egzekucji. Tatiana znów musiała przyciskać ręce do ciała, żeby nie drżały.
– Lublin jest nikomu niepotrzebną placówką, przeszkodą w ekspansji na wschód. Im szybciej się stąd wydostaniemy, tym lepiej. Nie życzę pani, Tatiano, aby się pani usmażyła na ruszcie Gwardii, he he… – zarechotał.
Prawda docierała do niej powoli. Nowy ład był po prostu planem anihilacji miasta.
***
Uniwersytet zamieniał się w placówkę politruków kontrolowaną ostatecznie przez Gwardię. Korytarze zapełniały się czarnymi żołnierzami, którzy dokonywali ciągłych inspekcji i instalowali przyrządy śledzące. Na dziedzińcu studenci wciąż pikietowali, wznosili okrzyki, popierające nową władzę, żądali lustracji, żądali zmiany programu. Dostawali przepustkę, która ich chroniła w przypadku łapanki. Zajęcia odwołano. Wiedziała, że kończy się jej czas. Jeśli nie napisze raportu, pozbędą się jej jak dziekana. I wezmą kogoś innego. Wyjęła ostrożnie książkę z szafki, gdzie była przykryta papierami i śmieciami. Przy wyjściu pokazała przepustkę.
W Archiwum książki były pod stałym nadzorem. Przydzielono jej stolik pośrodku, na którym leżały przygotowane wcześniej woluminy. Sięgnęła po pierwszy tom. Discours de la méthode. Same banały. To nawet nie dotyczy metafizyki! Principia mathematica. Czy ma szukać Boga w prawach wszechświata? Przejrzała Liber de causis. Znała już ją wcześniej. Zawiły wywód, choć rzeczywiście traktował o Bogu, o bezkształtnej, nienazwanej przyczynie.
Tatiana zaczerpnęła powietrza. Teraz! Zrzuciła niby niechcący kilka książek ze stolika, które głośno spadły na podłogę. Przepraszająco podniosła ręce, spojrzawszy na dyżurnych, którzy nie spuszczali z niej wzroku. Tak jak się spodziewała, ruszyli w jej stronę. Poruszali się miękko jak koty, ale i tak musieli lawirować między krzesłami i stolikami, a to dało jej potrzebne sekundy. Wyciągnęła spod swetra Hierarchię i położyła pod spód. Podniosła się, gdy dyżurni już podchodzili.
– Proszę mi wybaczyć – szepnęła.
Świat na tę chwilę przestał dla niej istnieć. O hierarchii niebiańskiej było traktatem o wysłannikach Boga. Tatiana czytała. Wysłannicy nie muszą się pojawiać na ziemi. Żyją w ponadziemskich przestrzeniach, a swoją egzystencję czerpią z boskiego światła. Są lustrami, odbijającymi promień aż do najdalszych zakątków uniwersum. Bóg czasami posyła ich na naszą planetę, ale nigdy w formacjach wojskowych. Autor traktatu uważał, że ich rangi oznaczają stopień natężenia światła, a nigdy niszczącą militarną siłę.
***
Po kilku nieudanych próbach udało jej się wreszcie dostać do Admirała. Rozgorączkowana krzyknęła od progu:
– Admirale! Czarna Gwardia zamierza spacyfikować miasto! Jak najszybciej trzeba zmobilizować siły do obrony!
Położył palec na usta, ale było za późno. Do pokoju wpadło dwóch żandarmów, a za nimi oficer bezpieki z pistoletem w ręku. Admirał nie czekał. Doskoczył do esbeka, który zdziwiony zawahał się i na moment opuścił broń. Admirał chwycił go za szyję i skręcił mu kark.
Żandarmi niezdecydowani spoglądali to na trupa, to na dowódcę.
– Przywrócić łączność i ogłosić najwyższy stopień gotowości bojowej.
– Tak jest!
– Przepraszam, że musiała pani to oglądać – zwrócił się do Tatiany, gdy zostali sami – jest pani naukowcem. Jak więc brzmi ekspertyza?
Tatianie było niedobrze, ale opanowała się i zaczęła wyjaśniać.
– Wysłannicy Boga są pełni światłości. Jeśli przyjdą – będą chodzić w świetle. Będą mieli moc rozprzestrzeniania dobra niczym świetlnych promieni na wszystko, co istnieje. Będą poruszali się cicho, bez dźwięku, bo da im to duch Boga, który chce być podobny do wiatru. Będą też walczyć w naszym imieniu.
– Walczyć? Za nas?
– Tak jest. – Tatiana potwierdziła.
– To w takim razie… kim są czarni gwardziści?
– Trudno to stwierdzić – przyznała – kroniki i almanachy o nich nie wspominają.
Admirał chwilę milczał.
– Czy to pewne?
Oczywiście, że nie była pewna. Dowodzenie metafizyczne ma swoją siłę demonstratywną, ale przecież umysł nie jest pozbawiony ograniczeń.
– Wiem, że tak – potwierdziła.
***
W stronę Lublina kierowała się flotylla czarnych sił, która przygotowywała atak na miasto z powietrza. Z wieży kontrolnej wszystko było widać jak na dłoni. Admirał dowodził obroną. Tatiana wraz z innymi czekała na mające się za chwilę wydarzyć ostateczne starcie. Bezpieka ewakuowała swoich funkcjonariuszy już wczoraj, a razem z nimi uciekła część administracji i oficjeli miasta. Mieszkańcy zostali. Teraz stawiają czoło pożarom i próbują przeżyć.
Zaraz wszystko stanie się jasne. Najpierw usłyszeli potężny gwizd, a za nim pojawił się rozbłysk, który pochłonął pół nieba. Czarna Gwardia ruszyła do ataku. Na miasto już wcześniej skierowali czołgi i pojazdy pancerne, a rakiety średniego zasięgu wybuchając, zapalały budynki, mosty i wiadukty. Lublin powoli zamieniał się w ognistą kulę. Wojna jednak rozstrzygnie się w powietrzu. Napłynęły z północy olbrzymie sterowce, które miały się zmierzyć z armią obcych. Wcześniej w Katedrze Armatury odtworzono nieużywaną od tysiącleci broń i zamontowano ją na sterowcach. Wszyscy czekali bez ruchu, bez słowa.
Admirał wydał rozkaz kontrataku. Greckie ognie skierowano na statki nieprzyjaciela. Strugi światła wylewały się z armat, zwielokrotnione skomplikowanym układem luster. Tatiana patrzyła na ten spektakl w napięciu. Czy dosięgną wroga, czy zapalą zimną, czarną stal? Rzeki świateł zbiegały się w jednym punkcie i stawały ogniem, najpierw pomarańczowym, potem błękitniejącym. A kiedy wszystkie płomienie stały się jednym – był biały jak najgorętsze gwiazdy.
Epilog
A jednak nie byli wysłannikami Boga. Spalili się na węgiel. Po klęsce w powietrzu wycofali swoje naziemne jednostki i punkty dowodzenia, zostawiając po sobie zgliszcza i zrujnowane miasto. Odjechali na zachód. Tatiana nie wiedziała, czy po drodze wyschli na pieprz, czy udało im się ewakuować i odlecieć.
Uniwersytet ucierpiał, jak całe miasto. Spalone nadproża, wyrwane kawałki murów, połamane sprzęty, ani jednej książki. W Tatianie gotowały się gniew i żałość. Cała jej praca poszła na marne. Ile razy można zaczynać od nowa? Weszła do pomieszczenia, które przed wojną było Katedrą Metafizyki. Wyjęła z torby trzy tomy i z szacunkiem postawiła na półce. Powoli opuszczały ją złość i irytacja.
Podniosła kawałek rozbitej butelki i przyłożyła do oka. Wszystko stało się zielone, a plamy sadzy zniknęły. Cały mój świat znika za szkłem – zanuciła pogodnie na przekór czarnym myślom.
Koniec
Komentarze
Podobało się!
Wysublimowany obraz konkretnego miejsca na Ziemi w nieokreślonym czasie
i alternatywnej przestrzeni. Idealnie dopasowana dawka filozofii nie nuży, wręcz
przeciwnie – dodaje specyficznego smaczku. Nawet typowo kobiece podejście
do batalistyki nie razi, bowiem idealnie pasuje do tamtego świata.
Strach się pchać do konkursu z własną grafomanią…heh
Pozdrawiam.
dum spiro spero
Cześć Fascynator!
Miło mi, że Ci się spodobało opowiadanie z filozofią w tle.
Nawet typowo kobiece podejście
do batalistyki nie razi
czyli, że jak? :)
Pozdrawiam!
czyli, że jak? :)
Trochę za delikatnie… Ale właśnie to cenimy w kobietach…
dum spiro spero
Witaj. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie wątpliwości (zawsze – tylko do przemyślenia):
Czy ich świadomość ogranicza się jedynie do do prostych jednozdaniowych poleceń? – omyłkowe powtórzenie
Czy w dopisanym wierszu „Czechowicz” celowo małą literą?
– Przepraszam cię, dziecko, ale nie mam czasu na dokładne wyjaśnienia. Posłuchaj mnie proszę. Zaprosił ją do środka niecierpliwym gestem. Mówił z trudem, jakby brakowało mu tlenu. – wypowiedź dialogowa do poprawy? – brak rozdzielenia wypowiedzi i didaskaliów
– Gdzie oni ich zabierają? – dokąd?
– Jak to gdzie, na Majdanek. – tu nie mam pewności, czy pierwsza część nie jest jednak pytaniem (?)
Olbrzymie sterowce napłynęły z północy, które miały się zmierzyć z armią obcych. – tu jakby brakowało części zdania?
Mam jeszcze wątpliwość, czemu “katedra Metafizyki” wielką tylko drugi człon.
Bardzo ciekawe wykorzystanie utworu. :)
Fabuła wstrząsająca.
Klik, powodzenia w konkursie, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Cześć bruce!
Podniosłaś te rzeczy, co do których mam wciąż wątpliwości i nie wiem, jak rozstrzygnąć :)
czechowicz – pisownia oryginalna
Dzięki za przeczytanie i komentarz!
Bardzo dziękuję, ja zawsze tylko wypisuję, bez pewności, bo żaden ze mnie znawca. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Jeszcze wrócę z dłuższym komentarzem (jak znajdę czas) – ale na szybko pytanko, nie poplątałaś przypadkiem utworów?
Owszem w końcówce jest “Za szkłem” Braci, ale zdanie rozpoczynające zdaje się pochodzić z Closterkeller – “W Moim Kraju”.
Czy po prostu ja czegoś nie zrozumiałem w konkursowych zasadach?
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Jimie!
Masz rację. Nie wiem, jak to się stało, że mi się pomieszały wersje! Chyba jeszcze mogę zmienić na właściwy?
Myślę, że póki nie nadciągnie jeden z trzech jurorów apokalipsy, można wszystko zmieniać :)
Przynajmniej na coś się przydało, że piszę ten tekst z sześćdziesięcioma dziewięcioma cytatami (nadal nie wiadomo czy skończę) – widzę, że wers już zmieniony, więc przynajmniej raz udało mi się w czymś pomóc :)
Mhhhmmmmmm.
Jeśli dziś nie będę tam, gdzie ty.
Wrócę z większym komentarzem w przyszłym tygodniu, niestety weekend mam mocno w niedoczasie.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Dzięki Jimie! Bez Ciebie to byłaby katastrofa!!! :)
Przeczytane, komentarz nadpłynie w swoim czasie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ogień grecki? Opis jego zastosowania i działania do laserów bardziej pasuje, niż do miotaczy ognia. tyle fizyki. Co do natomiast metafizyki, nie wypowiadam się z tego prostego powodu, że próby udowodnienia istnienia – lub zaprzeczania istnieniu – Boga nigdy nikomu się nie udały, więc szkoda mojego czasu na ten temat.
Admirał w Lublinie? Tak daleko od morza? No, niechaj będzie – ale dlaczego akurat zniszczenie Lublina ma otworzyć Czarnym drogę na wschód?
Generalnie tekst warty przeczytania i zastanowienia się nad kilkoma kwestiami, wyłaniającymi się z fabuły i opisów.
Pozdrawiam
Cześć Adam!
Poruszyłeś zasadnicze kwestie :) Starałam się zakotwiczyć opowiadanie w rzeczywistej historii, żeby nadać miejscu konkretny wymiar. Dlaczego zniszczenie Lublina otwiera drogę na Wschód? Dla bolszewików w 44. Lublin był drogą na Zachód, więc i odwrotnie też może być.
próby udowodnienia istnienia – lub zaprzeczania istnieniu – Boga nigdy nikomu się nie udały
Tu się nie zgadzam, duża część filozofii zajmuje się Bogiem i dowodami, wszelakiego rodzaju zresztą, a niektóre z nich uważa się za perfekcyjne. Nie ma natomiast dowodów zaprzeczających – tu się zgadzam.
Admirał w Lublinie?
To oczywiście nawiązanie do wyrażenia “flota powietrzna” :)
Dzięki za odwiedziny i komentarz!
Przejmująca wizja. W trakcie czytania cała masa literackich, filmowych, historycznych skojarzeń. Czas i przestrzeń wokół nieokreślone, tylko Lublin z jego topografią bardziej konkretny.
Mogła wziąć tylko trzy.
+ apokalipsa – zaczyna się jak odpowiedź na nowe zadanie Tarniny
Była w Katedrze Armatury, ale straszy profesor, Idzi, przecząco pokręcił głową. – tak miało być?
Ładnie napisane.
Pozdrawiam!
Intrygujący świat przedstawiony i sprawnie prowadzona narracja sprawiły mi przyjemność przy czytaniu. Mam jednak wrażenie, że czegoś zabrakło mi do pełnego zrozumienia fabuły – bohaterka dowodzi “nieboskości” tajemniczych żołnierzy na podstawie książek, w tym kronik i almanachów. Czyli jak rozumiem, mieszkańcy tego świata mają albo mieli w przeszłości bardzo bliskie kontakty ze swoim Bogiem lub jego wysłannikami? A jednocześnie przyjmują, ze oddziela ich od niego przepaść, pozwalająca nie wierzyć w Jego istnienie. Hmm…
Stylistycznie opowiadanie trzyma poziom, “zgrzytnęło” mi tylko w trzech miejscach.
Dwa pierwsze "tylko" nawet grają ze sobą, ale zaraz po nich jest trzecie.
Nie miała wątpliwości, które książki zabierze ze sobą. Mogła wziąć tylko trzy. Tylko tyle zmieści jej się do torby w taki sposób, aby nie wzbudzić podejrzeń. Dyrektywy nowej władzy zaskoczyły tylko starszych profesorów.
Tutaj mamy lekką byłozę:
Nazajutrz się pojawili. Sprawiali wrażenie, że byli tu zawsze. Poruszali się kanciastym chodem, a broń obijała im się o uda. Każdy był ubrany w czarny, połyskliwy pancerz i hełm. Oczy zasłaniali ciemnymi goglami. Tatiana nie była pewna, czy to ludzie.
A tutaj się czas zmienia na teraźniejszy, chyba niepotrzebnie, bo zaraz wraca do przeszłego.
Mieszkańcy zostali. Teraz stawiają czoło pożarom i próbują przeżyć.
Pozdrawiam
AP
+ apokalipsa – zaczyna się jak odpowiedź na nowe zadanie Tarniny
Ooo! Rzeczywiście tak jest :)
Dzięki za odwiedziny!
Cześć Galicyjski Zakapior!
Masz rację z “było” i z “tylko” :) Może uda mi się coś naprawić.
bohaterka dowodzi “nieboskości” tajemniczych żołnierzy na podstawie książek, w tym kronik i almanachów.
W sumie, to bardziej chodziło mi o to, że na podstawie książek filozoficznych, a przede wszystkim “O hierarchii niebiańskiej” (to prawdziwa książka). Czyli mieszkańcy nie potrzebowali mieć w przeszłości bliskich spotkań z Bogiem i pozostawał ukryty.
Miło mi , że masz pozytywne wrażenia z czytania. Pozdrawiam!
Przeczytałem i ogólnie mi się podobało, ale parę rzeczy jest tu naciąganych, np czemu bohaterka uznała, że to co przeczytała w jakiejś książce filozoficznej ma cokolwiek wspólnego z prawdą? Czemu za prawdę objawioną uznała to, że boscy wysłannicy będą mieli magiczną moc czynienia dobra? Pewnie dlatego, bo Bóg jest dobry, ale tu znowu pojawia się pytanie, na jakiej podstawie tak uznała? Co ją skłoniło do tego, by tak myśleć? Otaczająca ją rzeczywistość? Nic tu nie jest wyjaśnione.
Tu też się chętnie przyczepię, jako że kiedyś mocno siedziałem w temacie:
Tu się nie zgadzam, duża część filozofii zajmuje się Bogiem i dowodami, wszelakiego rodzaju zresztą, a niektóre z nich uważa się za perfekcyjne. Nie ma natomiast dowodów zaprzeczających – tu się zgadzam.
Po pierwsze – kto tak uważa? Bo z doświadczenia wiem, że większość tych dowodów zaskakująco łatwo obalić. Przykładem mogą być argumenty Tomasza z Akwinu, często powtarzane, a absolutnie każdy jest naciągany, albo raczej ma bardzo wygodne założenia. Natomiast te dowody zaprzeczające… tutaj też wszystko zależy od wstępnych założeń. Zawsze można sformułować je tak, by nasz byt, którego chcemy bronić, był nie do obalenia.
Szanowna Autorko, odpisałaś: Tu się nie zgadzam, duża część filozofii zajmuje się Bogiem i dowodami, wszelakiego rodzaju zresztą, a niektóre z nich uważa się za perfekcyjne. Nie ma natomiast dowodów zaprzeczających – tu się zgadzam.
<><><>
Nie siedzę w temacie, pisząc kolokwialnie, głównie z racji niezbyt wielkiego – od dłuższego już czasu – nim zainteresowania. Dowody perfekcyjne? Może i niektóre za takie można uznawać. Nie ma dowodów zaprzeczających? Zależy, jak na sprawę spojrzeć, brać pod uwagę tylko formalne spekulacje z ich ,,a z tego niezbicie wynika, że’’, czy najzwyczajniej zestawić fakt, do jakich rozłamów doszło w obrębie wielu religii, z naturalnym dla wszelkiego rodzaju panujących dążeniem do tępienia kwestionujących ich, hegemonów, pozycję.
Z góry neguję sensowność kontrargumentu o wolnej woli. Wszak ,,niewiernym’’ grozi piekło, więc o jakiej wolności tu mowa?
Pozdrawiam
Cześć Freki!
W opowiadaniu wykorzystuję motyw wiedzy, która jest ukryta w książkach, ale do pokazania wojny wyniszczającej, celowo pozostawiając kilka niedomówień.
czemu bohaterka uznała, że to co przeczytała w jakiejś książce filozoficznej ma cokolwiek wspólnego z prawdą?
Jeśli chce się ocenić, czy coś, co jest niematerialne, jest prawdziwe – trzeba uciec się do rozumowania, bo nie da się tego sprawdzić eksperymentalnie, oczywiście. I bohaterka to robi. Szuka myślnych argumentów, w książkach właśnie. Nieprzypadkowo pojawiają się książki, bo motyw spalenia książek na dziedzińcu jest prawdziwy i dotyczy spalenia przez Niemców biblioteki Jesziwy Chachmej w Lublinie.
Pozostawiając na boku sprawę czy łatwo, czy trudno obalać dowody na temat Boga, myślę, że samo poszukiwanie niepodważalnego dowodu jest angażujące i porywające :)
Dzięki za obszerny komentarz! Pozdrawiam!
Witaj! Po pobieżnym przejrzeniu komentarzy przyznam, że można by się tutaj czepiać pewnych kwestii (już wspomnianych, więc powtarzać się nie będę). Natomiast mnie osobiście owe niedociągnięcia, naciągnięcia czy inne niedopowiedzenia w żaden sposób nie zatrzymały :) Opowiadanie jest świetnie napisane, w takim stylu, jaki lubię, wprost nie mogłam się oderwać. Twój świat jest przedstawiony bardzo przekonująco, opisy są plastyczne. Czytałam z prawdziwą przyjemnością – pomimo niewątpliwie nieprzyjemnej tematyki ;) Pozdrawiam serdecznie!
Spodziewaj się niespodziewanego
AdamKB
czy najzwyczajniej zestawić fakt, do jakich rozłamów doszło w obrębie wielu religii,
Starałam się wykreować opowiadanie o metafizyce i wojnie, jak widzisz, kwestia religii nie gra tutaj żadnej roli. Zresztą dowody metafizyczne, których szuka bohaterka, też nie mają nic wspólnego z religią.
Pozdrawiam :)
Cześć Nana!
Opowiadanie jest świetnie napisane, w takim stylu, jaki lubię, wprost nie mogłam się oderwać.
Bardzo mi miło słyszeć takie słowa. Cieszę się, że Ci przypadło do gustu (naprawdę starałam się, aby nie było przytłaczające i okropne).
Pozdrawiam!
Cytat z tekstu: – Chcemy wiedzieć, czy oni mogą być Bogiem.
Cytat z komentarza (odpowiedzi): Starałam się wykreować opowiadanie o metafizyce i wojnie, jak widzisz, kwestia religii nie gra tutaj żadnej roli. Zresztą dowody metafizyczne, których szuka bohaterka, też nie mają nic wspólnego z religią.
<><><>
Szanowna Autorko, wydaje mi się, że jednak wyraźnie, jednoznacznie łączysz metafizykę z religiami poprzez osobę Boga. W dodatku ,,naszego’’, na co, też jednoznacznie, wskazuje pisownia z dużej litery… Więc połączyłem i ja.
Pozdrawiam.
Adam!
Tak, metafizyka zajmuje się Bogiem (pisownia dużą literą, bo to nazwa własna), ale czysto naukowo i racjonalnie, bez związku z religią. To jest taka szeroka płaszczyzna, gdzie można się dowiedzieć, bez względu na religię, czy jest Bóg, jaki jest, czy są jacyś półbogowie czyli np. pośrednicy czy posłańcy. Dlatego w moim opowiadaniu poszukiwanie odpowiedzi ma charakter akademicki. Lublin i metafizyka są ze sobą związane, więc chciałam trochę tego klimatu tu przemycić.
Pozdrawiam :)
Interesujący pomysł.
Świat przywiódł na myśl “451 stopni Fahrenheita” – ze względu na palenie książek, oczywiście.
Nie obraziłabym się za więcej wyjaśnień – dlaczego SB współpracowało z tymi obcymi (ufoludkami, jak sądzę) przeciwko Ziemianom? To poważna zdrada własnego gatunku, własnej kultury, własnej planety… Co wspólnego miało palenie książek z obcymi?
Zgadzam się, że trudno znaleźć w książkach dowód na istnienie czy nieistnienie Boga czy bogów. A jeśli chodzi o argumenty w dyskusji, to może bohaterka powinna czytać coś z sofistyki czy erystyki?
To metafizyka jest nauką?
Babska logika rządzi!
Cześć Finklo!
Tak przypuszczałam, że będzie się kojarzyć z “451 st Farenheita”, ale moim pierwowzorem naprawdę jest co innego, a mianowicie spalenie książek biblioteki jesziwy w Lublinie przez Niemców. Stąd współpraca sb z obcymi, niszczenie kultury intelektualnej – to wydawało mi się logiczne. Po prostu w Lublinie wszystko to już było, tylko w innym anturażu i w innym czasie.
To metafizyka jest nauką?
Oczywiście, że tak :)
Dzięki za odwiedziny. Pozdrawiam!
No, palenie książek to zawsze był objaw barbarzyństwa. Dlatego “451” robi takie wrażenie.
Babska logika rządzi!
Dybry,
Oderwała wzrok od widoku miasta, które rozciągało się w dole jak piaszczyste, skrzące się dno oceanu i spojrzała na półki z książkami. Siadła przy biurku, próbując zapalić papierosa.
To bym rozdzieliła akapitem:
→ Oderwała wzrok od widoku miasta, które rozciągało się w dole jak piaszczyste, skrzące się dno oceanu i spojrzała na półki z książkami.
Siadła przy biurku, próbując zapalić papierosa.
– Co chcesz ocalać, dziecko?
Chyba miało być ocalić.
Myślenie? W nowym świecie nie przyda się nikomu, a może być niebezpieczne.
Boże, jakie to zdanie jest prawdziwe i straszne.
tylko dym robił się coraz gęściejszy.
Wiem, że gęściejszy również jest poprawne, ale dla dobra rytmiki dałabym gęstszy.
Po ostatnich zmianach, okazało się,
Zbędny przecinek.
→ Po ostatnich zmianach okazało się,
Na posadzce leżała kartka, a na niej czterowiersz:
i wzbija się w szare niebo
mgła z nieznanego oblicza
a czas
a ziemia dziewicza
Tatiana dopisała z pamięci pozostałą część:
o dlaczego
wzrok twój nie schodzi
z przedmiotów pod oknem leżących na stole
z godziny w której żem się rodził
ze skrzynki zamkniętej jak boleść
z umarłych rąk czechowicza
I zamiast się zastanowić, kto tę kartkę podłożył, to dopisuje brakujące wersy? Nie wydaje mi się to naturalną reakcją.
Strażnicy wlekli kogoś za nogi. Na trotuarze zostawiał krwawy ślad, jakby postanowił, że jego ciało będzie pędzlem.
To jest bardzo dobre, bardzo obrazowe.
Po kilku nieudanych próbach, udało jej się wreszcie dostać do Admirała.
Zbędny przecinek.
→ Po kilku nieudanych próbach udało jej się wreszcie dostać do Admirała.
Piszesz tak, jakbyś pisała scenariusz na film. Wszystko z łatwością mogłam sobie wyobrazić, jakbym oglądała film właśnie. U mnie nie jest to takie oczywiste, więc brawo!
Na pochwałę też zasługuje poprowadzenie fabuły w taki sposób, że bezproblemowo można było się zanurzyć w postać bohaterki i obserwować wydarzenia jej oczami. Ja wciąż się tego uczę, więc podziwiam i szanuję.
Mankamentem jest końcówka – bardzo tam przyspieszyłaś, nie zdążyłam nawet przeżyć tej bitwy.
No i podoba mi się fakt, że akcja rozgrywa się w Lublinie a nie jakimś Waszyngtonie.
Więc całościowo opowiadanie jak najbardziej zasługuje na klika.
Pozdrawiam!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Cześć Holly!
Mankamentem jest końcówka – bardzo tam przyspieszyłaś, nie zdążyłam nawet przeżyć tej bitwy.
Czytając takie słowa, już żałuję, że nie poświęciłam więcej energii i więcej miejsca bitwie! :)
Dzięki za przychylny komentarz. Cieszę się, że Ci się spodobało!
Pozdrawiam!
Przeczytałam, ale nie udało mi się zrozumieć, dlaczego Służby pragneły utożsamić najeźdźców z Bogiem i skąd ich założenie, że ludzie dadzą się przekonać do tego pomysłu. Nie ukrywam, że opowiadanie zupełnie do mnie nie trafiło.
Wsiadła w trolejbus, który zawiózł ją… → Wsiadła do trolejbusu, który zawiózł ją…
Nagle kątem oka dostrzegła przesuwającą się postać między nagrobkami. → A może: Nagle kątem oka dostrzegła postać przesuwającą się między nagrobkami.
Miasto stało w ciszy i słońcu.
Przy Kochanowskiego stał tylko jeden… → Czy to celowe powtórzenie.
W progu Dziekan przywitał ją… → Dlaczego wielka litera?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy!
dlaczego Służby pragneły utożsamić najeźdźców z Bogiem i skąd ich założenie, że ludzie dadzą się przekonać do tego pomysłu
To po prostu propagandowa machina totalitaryzmu. Jeśli wmówi się ludziom, że zło jest dobrem (tu: gwardia jest Bogiem), podparłszy to autorytetem nauki – to można ludźmi manipulować w dowolny sposób.
Pozdrawiam!
Chalbarczyk, dziękuję za wyjaśnienie, ale cóż – chyba nigdy nie zrozumiem założenia, że w dalekiej przyszłości będzie istniała wiara w Boga.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej, miałem zamiar zostawić jaki krótki komentarz przy każdym tekście konkursowym, ale tu już się tyle wydarzyło w komentarzach, że mój nic więcej nie wniesie :). Ciekawe połączenie Boga, obcych, filozofii i Lublina – podobało mi się :) Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cześć Bardjaskier!
Dzięki za miły komentarz!
Pozdrawiam!
Wszystko straci sens. Stała przy oknie i widziała, jak upada cywilizacja. Ale jak to? Ktoś mógłby ze zdziwieniem zapytać, bo na apokalipsę nic nie wskazywało.
… hę? Primo – dlaczego czas narracji się zmienia? Secundo – angielska konstrukcja dwóch ostatnich zdań: Ale jak to? mógłby zapytać ktoś zdziwiony, bo na apokalipsę nic nie wskazywało.
Oderwała wzrok
Spojrzenie ><
miasta, które rozciągało się w dole jak piaszczyste, skrzące się dno oceanu
Hmm. A co tu jest oceanem?
Tylko tyle zmieści jej się do torby w taki sposób, aby nie wzbudzić podejrzeń.
Trochę niezgrabne zdanie, jeśli chodzi o to, że tylko tyle książek zmieści torba, to tak napisz.
Ci młodsi, a przede wszystkim studenci, bez szemrania, bez zdziwienia i bez oporu wynosili książki i układali w pryzmy na dziedzińcu.
… pora na rebelię.
Ale zdanie troszkę sugeruje, że studenci byli profesorami…
gdy jakiś czas temu próbowała wymusić na nim ocalenie książek
Hmm? (Dopisek później: to nie wypłynęło nigdzie dalej.)
Poruszali się kanciastym chodem
…?
Czy biorą pod uwagę, że mogą być tylko zaprogramowanym ciągiem cyfr?
Mmmm, ciąg cyfr nie jest maszyną Turinga i nie daje się programować… Ogólnie rozważania Tatiany są dość emocjonalne.
Czy ich świadomość ogranicza się jedynie do prostych jednozdaniowych poleceń?
Co to jest świadomość?
w audytorium panuje od dłuższego czasu cisza, a studenci wpatrują się w nią z napięciem
Szyk: w audytorium od dłuższego czasu panuje cisza. W drugiej części zdania uciekł podmiot, ale nie bardzo wiem, jak go złapać.
– Pogubiła się.
Zbędne, widać z dialogu.
przykleiły jej się do rąk i twarzy unoszące się w powietrzu drobiny szarego popiołu
Jednorazowo?
nie wiedział, gdzie dziekan mógł się podziać.
Hmmm. Przeczytaj głośno?
druk czysty, dokładny
Nie jestem pewna, czy druk może być dokładny. Wyraźny, tak. Czysty… chyba nie, ale dokładny – nie wiem.
Dawno nie miała takiej pięknej książki w ręce.
Lepiej: w ręku.
równowagę budowaliśmy na postępie
Oksymoron. Postęp polega na tym, że stale coś się zmienia.
postawiliśmy ludziom horyzont natury, przyjemności i korzyści
Stawia się granice, ale w żadnym razie horyzont. https://wsjp.pl/haslo/podglad/4935/horyzont Samo zagadnienie jest aktualne (już od ponad stu lat…), choć nie wiem, czy koncepcja Deus absconditus ma tu zastosowanie. Oni chcą ludziom dać perspektywę metafizyczną, czy po prostu oszukać?
musimy ludziom pokazać, że są wysłannikami Boga. Tylko tak przetrwamy.
… ? Nastąpił tu niepojęty dla mnie skok logiczny. I możliwości są dwie – Twoi (anty)bohaterowie zrobili ten skok, a Ty zaraz pokażesz, jak spadają na główkę; albo… mmm.
W milczeniu patrzyła przez okno. Miasto jakby uśpione oddychało gorącym powietrzem. Niedługo miało przyjść lato. Odwróciła się.
Słabo mi się to łączy, a gorące powietrze spadło z nieba.
Czy gdzieś jeszcze metafizyka ma jakiekolwiek znaczenie?
Ma, ale chyba pokazujesz tu głębokie zwątpienie bohaterki – stan dobrze znajomy (ech. Czasami mam wrażenie, że siedzę przy stole z Kierkegaardem i pijemy ciemne piwo.)
dlaczego ustalenie tego, czy obcy są Bogiem, jest kluczowe
Przed chwilą mieli być wysłannikami Boga. To nie to samo, metafizyk powinien o tym wiedzieć. A pytanie obiecujące.
Nie chcemy od pani dużo. Proszę tylko potwierdzić tę… jak wy to nazywacie, hipotezę.
Hmm, no, w dialogu. I to dialogu wyraźnie ukazującym denny poziom intelektualny mówiącego… ale jednak napisałabym "wiele", brzmi to bardziej jak bezmyślnie powtarzana formułka, czyli lepiej ukazuje tę denność.
Nie dowie się, co kryje się za błyszczącymi hełmami obcych?
Hmm?
Potrzebne jednak będą mi książki
Nienaturalny szyk: Będą mi jednak potrzebne książki.
Po ostatnich zmianach, okazało się, że uniwersytet został pozbawiony swojego podstawowego narzędzia, jakim były drukowane teksty i przywrócenie biblioteki…
Zbędny przecinek, ale w ogóle trochę bym uładziła: Po ostatnich zmianach uniwersytet został pozbawiony swojego podstawowego narzędzia, drukowanych tekstów. Przywrócenie biblioteki…
przydział książek na pani fakultet
Hmm. Ja bym mu tam nie wierzyła.
zapaliła mdłe światło lampy
Mmmm, coś tu nie gra.
Ze zmysłową przyjemnością przeciągnęła po nich palcem
Hmmmm.
Oczywiście nie były to zupełnie nowe rzeczy, przecież od lat zajmowała się strukturą rzeczywistości i ruchem, lecz kwestię aniołów zawsze zostawiała teologom.
Oczywiście, nie było to dla niej zupełnie nowe, przecież od lat zajmowała się strukturą rzeczywistości i ruchem, lecz kwestię aniołów zawsze zostawiała teologom.
Wszystko wskazywało na to, że Bóg jako absolutna jedność ujawnia siebie nieczęsto, zazwyczaj w przebłyskach niestworzonego światła, a prócz tych chwil zawsze kryjąc się w nienazwanej ciemności.
Mmmm, "niestworzonego"?
Gdyby jednak Bóg miał postać wielości, zdolnej przybrać postać strażników bądź wojowników – wtedy mógłby przybyć na Ziemię i wszczepić tu nowy, kto wie, czy nie lepszy porządek.
No, ale nie ma. Arystoteles :P Zresztą – to sprawa dla angelologa, ale aniołowie czasem przemawiają tak, jakby sami byli Bogiem, tj. reprezentują go. Tu coś o tym było: https://www.youtube.com/@Marcin.Majewski/videos Z tym porządkiem to też co najmniej naciągane, ale skoro Tatiana już się sprzedała i przeszła na pragmatyczną definicję prawdy, to niech jej tam.
To naprawdę niewielki wysiłek, jaki musiała włożyć w przywrócenie książek wydziałowi.
Nie po polsku. Niewielki wysiłek, niewielka cena za powrót książek na wydział.
jakby byli stałym elementem przestrzeni, obojętnym i biernym
Hmm.
bo nie będzie można ich odróżnić od tych, którzy są prawdziwi?
Jeśli przedłużenie nie pełni roli rytmizującej (a nie wydaje mi się), pozbądź się go: bo nie będzie można ich odróżnić od tych prawdziwych?
Nie zwróciwszy uwagi czarnego żołnierza
Hmm? A może po prostu go ominęła?
spali wiecznym snem ludzie z przeszłości
Hmm.
Nagle kątem oka dostrzegła przesuwającą się postać między nagrobkami.
Argh, zacznę bić: Nagle kątem oka dostrzegła postać przesuwającą się między nagrobkami. Albo: Nagle kątem oka dostrzegła jakiś ruch pomiędzy nagrobkami.
Zdziwiła się
Zbędne, zapewniające.
Zatopiła się w myślach.
Zatonęła w myślach, ale na pewno potrzebujesz tego zdania?
, aby wysłać jej wiadomości.
W zasadzie, to ich nie wysłał. Przekazał?
skąpane w bladym, wiosennym słońcu
Troszkę oksymoron.
przedmieścia traciły elegancki charakter miasta i stawały się zwykłymi osadami, prowincjonalnymi i zaściankowymi
…?
Peryferyjność Lublina odciskała swe piętno na mieszkańcach i radnych, którzy lubili określać się mianem tradycjonalistów.
Hmmm. Mam wrażenie, że czegoś nie rozumiem.
oikonomiki
Nikt dziś tak nie pisze. Mamy ekonomikę i ekonomię.
Tatiana doceniała bezkompromisowość tej teorii, ale nie przyznawała jej racji.
Nie bardzo wiem, o co chodzi. Co ma teoria do kompromisu?
Posłuchaj mnie proszę.
Posłuchaj mnie, proszę.
niecierpliwym gestem
To nie gest jest niecierpliwy.
inwazja zmieniła paradygmat, na którym opierała się nasza cywilizacja.
E, tam :P
żebyś przyznała, że gwardia to Boża teofania i narzędzie społecznego ładu.
Mam wolność w badaniach, tak mnie zapewniali, jeśli nie potwierdzę, będą musieli to zaakceptować.
Nie po polsku. Zostawili mi swobodę, tak powiedzieli, jeśli nie wyjdzie, muszą to zaakceptować.
Potrzeba im tylko propagandowej treści.
A może: Chodzi im tylko o propagandę.
Za wcześnie na takie oceny!
Ale on nie ocenia jej pracy, tylko motywy jej zleceniodawców.
Naprawdę myślisz, że to możliwe, aby obcy byli łaską dla nas? Jakimkolwiek dobrem?
Dziwny szyk, ale rozumowanie – niezbyt dobre. Raz – to, że obcy nie są Bogiem (mało prawdopodobne, żeby byli) nie oznacza, że nie mają miejsca w Bożym planie i nie są dobrem (albo złem, z którego może wyniknąć dobro). Dwa – metafizyka i teologia to nie to samo (blisko, ale nie to samo), o czym wiesz, bo wyżej napisałaś, że Tatiana zajmuje się strukturą rzeczywistości. Więc dlaczego jej szef nie wie? Czy jest już na tyle załamany, że przestaje myśleć?
Musisz spotkać się z Admirałem
Musisz się spotkać z Admirałem.
Tatiana nie znała jej.
Tatiana jej nie znała.
Jeśli Bóg wysłałby swoich żołnierzy, to nie po to, by wdrażać nowy ład i pacyfikować upartych i nieposłusznych.
Wyznaję, że ja też nie czytałam Pseudodionizego, i nie wiem, co tam jest o celu istnienia aniołów (i czy cokolwiek). Ale zdanie brzmi bardzo, hmm, propagandowo?
Gwardziści nocą się uaktywniali
Gwardziści uaktywniali się nocą.
toczyły się po bruku opancerzone samochody
Hmm.
przelewaniem się materialnej zasady
Dziwna metafora. Tak przy okazji, u Arystotelesa ruch to niekoniecznie zmiana położenia w przestrzeni.
Następnym razem rozpocznie od pojęcia czystego aktu.
Zacznie od pojęcia czystego aktu.
Jest gotowa przyjść z pomocą w tych trudnych czasach, kiedy wymagania przed nami stoją niemałe.
Wiem, że to propagandowa mowa-trawa, ale aż tak?
w irracjonalnym chaosie
A jest racjonalny chaos?
Czy nowa władza będzie również kierować się emocjonalnymi argumentami?
A nie: Czy nowa władza również będzie się kierować emocjami?
Gdzie oni ich zabierają?
Dokąd ich zabierają?
jak zimne krople spływają jej wzdłuż kręgów
Hmmmmm. A swoją drogą, szybko poszło. I – dlaczego oni właściwie sami poszli na ten plac?
Na trotuarze zostawiał krwawy ślad, jakby postanowił, że jego ciało będzie pędzlem.
Z jednej strony metafora należycie przerażająca, ale z drugiej… nie wiem. Jest w niej coś niepoważnego.
To taki będzie ten nowy ład?! Przecież miało być inaczej.
Skąd to się wzięło? Kto powiedział, że ma być inaczej?
Ściśnięta do granic możliwości
Hmm.
Oficer źle zrozumiał jej obecność na egzekucji.
Nieładne i zbędne – wiemy, czemu ona tu jest, z dialogu widać, co myśli oficer.
Lublin jest nikomu niepotrzebną placówką, przeszkodą w ekspansji na wschód
Nie rozumiem?
aby się pani usmażyła na ruszcie Gwardii
Żeby, ale metafora ciut wydumana.
Nowy ład był po prostu planem anihilacji miasta.
Ale po co? Czy nie prościej byłoby je ominąć? A jeśli naprawdę przeszkadza – odciąć i zagłodzić? Albo i zbombardować? I skoro i tak mają przewagę, po co im propaganda, i to jeszcze mało skuteczna propaganda, którą może wykombinować Tatiana?
którzy dokonywali ciągłych inspekcji
Czyli?
okrzyki, popierające nową władzę
Popierają studenci: okrzyki poparcia dla nowej władzy.
Wiedziała, że kończy się jej czas.
Wiedziała, że kończy jej się czas.
Wyjęła ostrożnie książkę z szafki, gdzie była przykryta papierami i śmieciami.
Mętnawe zdanie.
To nawet nie dotyczy metafizyki!
Dotyczy. Jest nawet ważne, choć moim zdaniem to ślepa uliczka. Ale sporo ludzi nią poszło.
Czy ma szukać Boga w prawach wszechświata?
Jest i takie podejście, choć Russell (Whitehead chyba nie, nie jestem pewna) był dość zawziętym ateistą.
Zawiły wywód, choć rzeczywiście traktował o Bogu, o bezkształtnej, nienazwanej przyczynie.
Nie czytałam (powinnam, ale źródeł scholastyki jest po prostu za dużo), ale przypominam, że metafizyka i teologia to nie do końca to samo.
Zrzuciła niby niechcący kilka książek ze stolika, które głośno spadły na podłogę.
Angielski szyk: Zrzuciła, niby niechcący, ze stolika kilka książek, które z hukiem spadły na podłogę.
Przepraszająco podniosła ręce
Hmm.
to dało jej potrzebne sekundy
Angielskie.
Świat na tę chwilę przestał dla niej istnieć.
Hmm?
O hierarchii niebiańskiej było traktatem o wysłannikach Boga
"Była", bo w domyśle jest tu "księga".
Żyją w ponadziemskich przestrzeniach, a swoją egzystencję czerpią z boskiego światła.
Albo bierzesz dosłownie metafory (nie czytałam Pseudodionizego, ale metafora światła jako mocy Boga jest ugruntowana w kulturze łacińskiej), albo się rozmistycyzowałaś. W sumie – może to i to.
Rozgorączkowana krzyknęła od progu:
Pokaż to?
Położył palec na usta
Na ustach.
Doskoczył do esbeka, który zdziwiony zawahał się i na moment opuścił broń.
Za długie zdanie na dynamiczną scenę, ale nie skrócę go bardziej: Dopadł esbeka, który zawahał się i na moment opuścił broń.
Tatianie było niedobrze, ale opanowała się
Streszczone.
Będą mieli moc rozprzestrzeniania dobra niczym świetlnych promieni na wszystko, co istnieje.
Hmm? Co to znaczy?
bo da im to duch Boga, który chce być podobny do wiatru
?
– Tak jest. – Tatiana potwierdziła.
Didascale zbędne (zresztą ma błędny szyk).
– Trudno to stwierdzić – przyznała
Trudno powiedzieć, trudno orzec, ale nie stwierdzić.
Admirał chwilę milczał.
Lepiej: Admirał milczał przez chwilę.
Dowodzenie metafizyczne ma swoją siłę demonstratywną, ale przecież umysł nie jest pozbawiony ograniczeń.
…??? Nawet nie wiem, jak to poprawić. Zasadniczo mamy logiczne dowodzenie i retoryczne przekonywanie, ale przekonywanie nie daje pewności (tylko przekonuje – można przekonać do nieprawdy), a dowodzenie – też nie, przynajmniej jeśli ma być wiedzotwórcze, a tutaj miało być (Tatiana miała ustalić fakt).
W stronę Lublina kierowała się flotylla czarnych sił, która przygotowywała atak na miasto z powietrza.
Dziwnie to brzmi.
Tatiana wraz z innymi czekała na mające się za chwilę wydarzyć ostateczne starcie
Tnij: Tatiana wraz z innymi czekała na ostateczne starcie.
Teraz stawiają czoło pożarom i próbują przeżyć.
Stawiają czoła, ale i tak brzmi to jak dziennik telewizyjny.
Na miasto już wcześniej skierowali czołgi i pojazdy pancerne, a rakiety średniego zasięgu wybuchając, zapalały budynki, mosty i wiadukty.
Źle się to parsuje.
Lublin powoli zamieniał się w ognistą kulę. Wojna jednak rozstrzygnie się w powietrzu.
? (Dopisane później: nie wiem, dlaczego Admirał najpierw chce się poddać, potem zmienia zdanie – pod wpływem odkrycia Tatiany? chyba nie…)
Napłynęły z północy olbrzymie sterowce, które miały się zmierzyć z armią obcych.
Ale wcześniej wszyscy im się kładli do nóżek?
Strugi światła wylewały się z armat, zwielokrotnione skomplikowanym układem luster.
…?
Rzeki świateł zbiegały się w jednym punkcie i stawały się ogniem. Najpierw przybrał on pomarańczową barwę, potem zrobił się błękitny.
Może: Rzeki świateł zbiegały się w jednym punkcie i stawały ogniem, najpierw pomarańczowym, potem błękitniejącym.
W Tatianie gotowały się gniew i żałość.
Zapewniasz.
Powoli opuszczały ją złość i irytacja.
J.w.
Podniosła kawałek rozbitej butelki i przyłożyła do oka. Wszystko stało się zielone, a plamy sadzy zniknęły. Cały mój świat znika za szkłem – zanuciła pogodnie na przekór czarnym myślom.
…? a skąd to spadło?
Dobra, co tu się stało, dlaczego i o co w tym chodziło – nie wiem. Mam wrażenie snu, w którym jakaś siła wyższa próbuje mnie oświecić, ale nie pozwala jej na to moja rozgorączkowana podświadomość. Nie wiem, może to sprawa limitu, bo fabuła się rwie, wydarzenia niby z siebie nawzajem wynikają, ale w sumie nie tłumaczą jedno drugiego i ogólnie – zostałam z mętlikiem w głowie. Był tu chyba spory potencjał, tylko nie na tę długość tekstu.
Jeśli chodzi o filozofię – postać Tatiany jako filozofa mnie nie przekonuje. Po prostu nie myśli w ten sposób. Jej rozumowania są dość mętne, tu i ówdzie trafił się błąd merytoryczny. Ogólnie jest tu więcej emocji, niż racjonalności.
Mam jeszcze wątpliwość, czemu “katedra Metafizyki” wielką tylko drugi człon.
Co do natomiast metafizyki, nie wypowiadam się z tego prostego powodu, że próby udowodnienia istnienia – lub zaprzeczania istnieniu – Boga nigdy nikomu się nie udały, więc szkoda mojego czasu na ten temat.
Metafizyka to nie to samo, co teologia. A w pewnych rzeczach nie chodzi o to, żeby zostały zrobione, tylko o to, żeby je robić.
Dlaczego zniszczenie Lublina otwiera drogę na Wschód? Dla bolszewików w 44. Lublin był drogą na Zachód, więc i odwrotnie też może być.
Mmm, ale dobrze by było to wyjaśnić, bo właściwie dlaczego był drogą na zachód?
Tu się nie zgadzam, duża część filozofii zajmuje się Bogiem i dowodami, wszelakiego rodzaju zresztą, a niektóre z nich uważa się za perfekcyjne. Nie ma natomiast dowodów zaprzeczających – tu się zgadzam.
W zasadzie, ponieważ Bóg jest transcendentalny, nie bardzo można dowieść Jego istnienia na podstawie świata (aczkolwiek można próbować). Ale nie o to chodzi. Nie należy też sprowadzać filozofii do prób rozumowego uzasadniania religii, bo nią nie są.
zaczyna się jak odpowiedź na nowe zadanie Tarniny
Polecam się :P
W sumie, to bardziej chodziło mi o to, że na podstawie książek filozoficznych
Mmm, ale kroniki raczej spisują wydarzenia…
Przykładem mogą być argumenty Tomasza z Akwinu, często powtarzane, a absolutnie każdy jest naciągany, albo raczej ma bardzo wygodne założenia.
Ekhm. Nie. Po pierwsze – te założenia często błędnie się rozumie, bo tymczasem zmienił się paradygmat (był taki jeden leniwy Francuz i narobił bałaganu). Po drugie, dowodów bezzałożeniowych nie ma. (Są w logice dowody, które się tak nazywają, ale one też zakładają aksjomaty logiki.) Po trzecie, dowody na istnienie Boga nigdy nie miały być uzasadnieniem religii, a raczej testem systemu filozoficznego (jak nie wychodzi, to czegoś brakuje). Po czwarte, jeśli nie da się dowieść, że coś istnieje, nie da się też dowieść, że to nie istnieje (oczywiście mówię o dowodach a priori, nie empirycznych, bo żeby dowieść czegoś empirycznie, wystarczy to znaleźć). Ale o tym wszystkim długo by gadać.
Wszak ,,niewiernym’’ grozi piekło, więc o jakiej wolności tu mowa?
O, tutaj mamy bardzo ładny przykład całkowitego niezrozumienia istoty sprawy. Piekło nie jest arbitralną karą za niewiarę, tylko stanem, do którego zły człowiek sam się doprowadza (i coś podobnego mówił już Platon, co prawda używając raczej pojęcia nieszczęścia, niż piekła, ale – można do tego dojść czystym rozumem). Poza tym, jak to ujął Chesterton, wolę Boga, który szanuje to, że wolę iść do diabła, od takiego, który mnie tam wysyła bez pytania mnie o zdanie. To właśnie jest wolność – możesz sobie zrobić krzywdę, skoro chcesz. Ale nie jest wolnością trzymanie Cię za łapeńkę i chronienie przed skutkami Twoich własnych, wolnych i niezawisłych działań. Poproś o pomoc, a otrzymasz ją. Ale nikt Ci jej nie narzuci.
Jeśli chce się ocenić, czy coś, co jest niematerialne, jest prawdziwe – trzeba uciec się do rozumowania, bo nie da się tego sprawdzić eksperymentalnie, oczywiście.
Nie do końca, ale to znowu temat na dłuuugie pogaduchy przy dużej podaży napojów :)
myślę, że samo poszukiwanie niepodważalnego dowodu jest angażujące i porywające :)
A także rozwijające – w końcu jak nauczysz się myśleć, jeśli nie myśląc?
Zresztą dowody metafizyczne, których szuka bohaterka, też nie mają nic wspólnego z religią.
Mmmm, to trochę nie wyszło, bo jej mocodawcy zamówili analizę na temat Boga…
Tak, metafizyka zajmuje się Bogiem (pisownia dużą literą, bo to nazwa własna), ale czysto naukowo i racjonalnie, bez związku z religią.
Nie do końca naukowo. Nie jest to nauka empiryczna. Częstym ostatnio (od jakichś dwustu lat…) błędem myślowym jest scjentyzm – przekonanie, że każde rzetelne poznanie jest nauką i tylko nauka (w paradygmacie matematycznego przyrodoznawstwa) może być rzetelnym poznaniem. To nieprawda. Więcej, takie myślenie prowadzi do odrzucenia wielu nie tylko rzetelnych, ale niezbędnych metod poznania, chociażby moralnego.
To jest taka szeroka płaszczyzna, gdzie można się dowiedzieć, bez względu na religię, czy jest Bóg, jaki jest, czy są jacyś półbogowie czyli np. pośrednicy czy posłańcy.
Mmmm, patrz też: teologia naturalna. Ale metafizyka jest jednak trochę szerszą dziedziną.
Nie obraziłabym się za więcej wyjaśnień
No, właśnie.
Zgadzam się, że trudno znaleźć w książkach dowód na istnienie czy nieistnienie Boga czy bogów.
Nie, dlaczego? Jest ich trochę. Czy uważasz te dowody za zadowalające, to inna rzecz (nie wszystkie są takie, a niektóre są całkiem mocne, ale trudne do zrozumienia).
A jeśli chodzi o argumenty w dyskusji, to może bohaterka powinna czytać coś z sofistyki czy erystyki?
Nie do końca, bo ona nie miała przekonywać ludzi, tylko dać dowód. Chociaż nie widzę, co jej zleceniodawcy mieliby robić z tym dowodem innego, niż przekonywać ludzi…
To metafizyka jest nauką?
Nie, ale to dobrze. Metafizyka jest racjonalnym systemem (dyscypliną) wiedzy, który empiryczna nauka presuponuje – nauka nie ma sensu bez pewnych założeń metafizycznych, choćby takiego, że świat w ogóle rządzi się jakimiś możliwymi do odkrycia prawami. Oczywiście są też filozofowie, który twierdzą, że filozofia nauką jest, ale – o ile nie mówią tego, broniąc się przed scjentyzmem (nieskutecznie, moim zdaniem) – wypada ich spytać, jak definiują naukę. Niektórzy definiują ją bardzo szeroko, tak szeroko, że i metafizyka wpadnie.
Stąd współpraca sb z obcymi, niszczenie kultury intelektualnej – to wydawało mi się logiczne.
Mmmm, sęk w tym, że nie do końca jest. Ludzie nie czynią zła "bo tak" – zwykle czynią je w wypaczonym dążeniu do dobra, czyli dla własnej korzyści. Może to być korzyść złudna, ale ważne, żeby sprawca w nią wierzył. Dla mnie ten brak motywacji był jednym z czynników, które złożyły się na wielką oniryczność tekstu. We śnie nie wiem, czemu idą za mną ludzie bez twarzy – i tutaj też nie wiem.
I zamiast się zastanowić, kto tę kartkę podłożył, to dopisuje brakujące wersy? Nie wydaje mi się to naturalną reakcją.
Mmm, przypomina sobie wiersz. To też może być sposób przekazania znaczenia…
Jeśli wmówi się ludziom, że zło jest dobrem (tu: gwardia jest Bogiem), podparłszy to autorytetem nauki – to można ludźmi manipulować w dowolny sposób.
Mmmmm… tak i nie. Potrzeba do tego jednak sporo pracy, a nie dwudziestu tysięcy znaków ;)
chyba nigdy nie zrozumiem założenia, że w dalekiej przyszłości będzie istniała wiara w Boga.
A dlaczego? Istnieje teraz, a ludzie specjalnie się nie zmieniają.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć Tarnino!
Ale po co? Czy nie prościej byłoby je ominąć? A jeśli naprawdę przeszkadza – odciąć i zagłodzić? Albo i zbombardować? I skoro i tak mają przewagę, po co im propaganda,
Widzę, że doszukujesz się logiki i sensu w wojnie i okupacji miasta. Ja bym tego nie robiła. Wszystkie opisane wydarzenia w Lublinie są prawdziwe i na pewno nie będę doszukiwać się w nich sensu, a więc, spalenie biblioteki Jesziwy, wywózka mieszkańców do obozu na Majdanku, egzekucje profesorów, propaganda, szukanie przez okupantów współpracowników, wreszcie bombardowanie i spalenie miasta. A na końcu ucieczka na zachód.
W przeciwieństwie do historycznej okupacji, mieszkańcy miasta zdają się nie dostrzegać zła, które jest związane z nową władzą. Taka jest też bohaterka. Chce się w tym nowym świecie jakoś urządzić. Staje jednak przed sprzecznością: co innego mówi władza, a do czego innego chce ją przekonać przełożony. Więc zadaje sobie pytanie, jak jest naprawdę.
Wrażenie, jakoby sceny nie były ze sobą powiązane ani nie wynikały jedna z drugiej, zapewne są konsekwencją zaprzeczenia, że rozumowe poszukiwanie Boga ma sens. Rzeczywiście, jeśli się przyjmie, że nie ma wiedzy o Bogu i nie można zbudować racjonalnego, demonstratywnego dowodu, jaki Bóg jest – to działania bohaterki będą niezrozumiałe i emocjonalne.
Zresztą dowody metafizyczne, których szuka bohaterka, też nie mają nic wspólnego z religią.
Mmmm, to trochę nie wyszło, bo jej mocodawcy zamówili analizę na temat Boga…
Gdyby interesowała ich religia – poszliby do księdza. Chcą naukowego wykazania, że obcy są manifestacją Boga. Czyż i my nie żyjemy w czasach, w których autorytet rozumu jest silniejszy niż autorytet wiary?
Ogółem, dzięki za rozbudowany komentarz! Wygładzenia językowe okazały się bardzo pomocne.
Pozdrawiam!
Widzę, że doszukujesz się logiki i sensu w wojnie i okupacji miasta. Ja bym tego nie robiła.
Mmm, zasadniczo okupuje się miasto po coś (żeby je zdobyć, a to też w jakimś celu). Niewykluczone, że chodziło Ci właśnie o pewną umowność, ale – nie odczytałam tego.
Wszystkie opisane wydarzenia w Lublinie są prawdziwe
Nie wątpię w to – ale wyjęłaś je z kontekstu, w którym miały pewien sens, i wstawiłaś do innego, w którym… hmmm. Czyli ci kosmici mają być figurą… Niemców? Przysięgam, że na to nie wpadłam.
W przeciwieństwie do historycznej okupacji, mieszkańcy miasta zdają się nie dostrzegać zła, które jest związane z nową władzą.
Dobrze, ale dlaczego?
Taka jest też bohaterka. Chce się w tym nowym świecie jakoś urządzić.
Jest to dość normalne. Ludzie przeżywają po pół życia w państwach o ustroju totalitarnym.
Staje jednak przed sprzecznością: co innego mówi władza, a do czego innego chce ją przekonać przełożony. Więc zadaje sobie pytanie, jak jest naprawdę.
Mmmm, ale czy słowa władzy i słowa dziekana traktuje jako równie ważne? Bo zwykle wierzymy raczej tym, do których mamy już zaufanie, a na zaufanie trzeba zasłużyć. Władza chyba nie miała po temu okazji.
Wrażenie, jakoby sceny nie były ze sobą powiązane ani nie wynikały jedna z drugiej, zapewne są konsekwencją zaprzeczenia, że rozumowe poszukiwanie Boga ma sens.
A zaprzeczyłam temu? Cała teologia naturalna na tym polega, a nawet, jeśli nie można dojść w tej materii do pewności (w jakiej można?) to samo poszukiwanie ma wartość.
Rzeczywiście, jeśli się przyjmie, że nie ma wiedzy o Bogu i nie można zbudować racjonalnego, demonstratywnego dowodu, jaki Bóg jest – to działania bohaterki będą niezrozumiałe i emocjonalne.
Mmmm, nie przyjęłam tego. Teologia apofatyczna to zresztą zupełnie uprawnione podejście.
Chcą naukowego wykazania, że obcy są manifestacją Boga.
Ale tego nie da się wykazać. Oczywiście, można sądzić, że się da – ale to nie jest w ogóle zagadnienie naukowe. Nauka, ujmijmy to tak, nie dosięga Boga.
Czyż i my nie żyjemy w czasach, w których autorytet rozumu jest silniejszy niż autorytet wiary?
Ojej. Nie będę o tej godzinie pisała traktatu o tym, czym jest wiara :) Ale nie, chyba nie. trudno powiedzieć, co właściwie teraz ma autorytet, ale czy to jest rozum? Nie wiem. Swoją drogą, to mógłby być tutaj temat – czym jest rozum i dlaczego nie tym, co się Twoich antybohaterom wydaje.
Wygładzenia językowe okazały się bardzo pomocne.
Cieszę się ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
W opowiadaniu najbardziej podobał mi się nastrój okupowanego miasta. Niepewność głównej bohaterki, narastające poczucie zagrożenia, znikający bez śladu ludzie. Rzeczywistość, która zmienia się zbyt szybko, by się z nią oswoić. Podczas lektury udzieliły mi się strach i zagubienie… Możliwość wczucia się w bohaterkę była dla mnie mocną stroną historii.
Niestety, logicznie również się pogubiłem. Zrozumiałem, że działania bohaterki były ważne, ponieważ miały wykazać, czy obcy są wysłannikami Boga. Ale dlaczego jest to potrzebne wojskowym? Czy chcą wiedzieć, kto jest dobry, a kto zły? Aż tak się pogubili? Dlaczego w ogóle pozwolili na obecność okupanta? Czy wojska miały walczyć z kimś innym, gorszym niż czarni strażnicy?
Starałem się wyobrazić sobie podobną sytuację… gdyby do Lublina weszła US Army i zaczęła palić książki w imię walki z Rosją, czy nie wydałoby się to dziwne?
Wojny zwykle prowadzi się w jakimś celu, zwykle stoi za tym również ideologia, której tutaj zabrakło. Nie mogłem się domyślić, skąd wzięli się czarni strażnicy, czy mieli jakiegoś dowódcę, jakieś idee poza paleniem książek?
I czemu niby jeden traktat czy nawet najmądrzejsza książka ma zdecydować o tym, kto jest dobry, a kto nie? Ten traktat też napisał człowiek w określonym okresie historycznym, a na jego myśli ogromny wpływ miała religia, wychowanie, znajomości itd itp.
Byłem w stanie kupić to, że Ender Wiggin wygrywa wojnę z robalami, ale nie to, że Tatiana staje się wyrocznią i dzięki niej Lublin niszczy okupanta.
Militaria ładnie opisane i pobudzające wyobraźnię, ale nie przekonujące “technicznie”. Pojawiają się sterowce, czołgi,rakiety, działa świetlne (do tego zwierciadła) i grecki ogień. Dla mnie jest to atrakcyjne wizualnie jak film Marvela, i niestety równie realistyczne i praktyczne jak film Marvela. Od dwóch lat wiemy, że wygrana w powietrzu nie daje panowania nad ziemią, a siły lotnicze mogą być łatwo sparaliżowane.
Podsumowując: przekazałaś mnóstwo ciekawych wrażeń i czytelnicze serce było zachwycone, ale rozum jak uparty osiołek nie chciał iść
Cześć marzan!
I czemu niby jeden traktat czy nawet najmądrzejsza książka ma zdecydować o tym, kto jest dobry, a kto nie?
Faktycznie, to trochę hermetyczny temat, wysłanników Boga. Tak naprawdę, w rzeczywistości ( a nie w fikcyjnym świecie) są dwie lub może trzy książki, traktujące o pośrednikach między Bogiem a światem – ale nie więcej. I nie są to książki historyczne. Wiedza książkowa jest tu synonimem wiedzy teoretycznej, nauki spekulatywnej, która może odkryć prawdę o pośrednikach Boga (o którą w opowiadaniu chodzi).
Cały czas mnie korci, żeby w odpowiedzi zapytać: A jeśli nie w książkach, to gdzie jest ta wiedza? Co trzeba zrobić, aby ją zdobyć? Pojechać w Tybet? – ale to byłoby zbyt obcesowe :)
Zrozumiałem, że działania bohaterki były ważne, ponieważ miały wykazać, czy obcy są wysłannikami Boga. Ale dlaczego jest to potrzebne wojskowym?
Esbecja to nie do końca wojskowi. Okupant i służby, które poszły na współpracę, chcą mieć propagandowe narzędzie w postaci nauki, autorytetu, na który będą się mogli powołać. Propaganda jest ważna, bo pozwala manipulować okupowanym społeczeństwem, w którym zawsze możliwe są jakieś powstania czy ruchy wywrotowe – dla mnie to zupełnie logiczne działanie.
i niestety równie realistyczne i praktyczne jak film Marvela.
Ach, wykorzystanie starożytnej taktyki zapalania okrętów na odległość (dziś zapoznanej) wydawało mi się całkiem interesujące. Może opowiadanie obnażyło moją powierzchowną wiedzę na ten temat :)
Dzięki za interesujące uwagi i pozdrawiam!
Cały czas mnie korci, żeby w odpowiedzi zapytać: A jeśli nie w książkach, to gdzie jest ta wiedza? Co trzeba zrobić, aby ją zdobyć? Pojechać w Tybet? – ale to byłoby zbyt obcesowe :)
To akurat dobre pytanie, i bardzo na czasie. Skąd wiemy, że to, co robią przywódcy, jest dobre dla nas? Czy już powinniśmy się buntować, czy to może z nami jest coś nie tak? I tak cały czas w dyskusji pojawia się Bóg chrześcijański, ale wraz z tym kolejne pytania: czy dobro chrześcijańskie jest uniwersalne, i czy chrześcijański anioł niosący dobro jest aniołem dla wszystkich ludzi. Tybet też odwołuje się do określonych tradycji, kultury itd.
Może serce jest kluczem, ono czasem czuje co jest dobre, jeśli jeszcze zmanipulowany rozum tego nie zagłuszy :)
Z kolei mnie aż kusi, żeby spróbować dopisać ideologię do Twojego pomysłu… Bóg, który uznał, że ma już dość robaczków rozwalających jego dzieło, dlatego zesłał swoich strażników (w sumie nie musiał tego robić, skoro jest wszędzie, ale można zawsze wytłumaczyć, że ludzie zbyt słabo już w to wierzyli). Pytanie czy czerń strażników nie jest tutaj utrudnieniem, mogli przecież wyglądać jak anioły. Czy gdyby biały anioł ze skrzydłami (chrześcijański) kazał palić książki, ludzie uwierzyliby, że to dla ich dobra? Gdyby tłumaczył, że książki mieszające ludziom w głowach przyczyniły się do globalnego ocieplenia, że trzeba się ich pozbyć, żeby rasa ludzka przetrwała?
Chyba zbyt surowo się oceniasz z zapalaniem okrętów na odległość bo to ciekawa broń, podobnie jak sterowce. Tylko jedno i drugie jest wielkie, delikatne i drogie. To ostatnie wojskowym nie przeszkadza, bo napędza przemysł i procenty spływają im do kieszeni, ale dwie pierwsze cechy tak. Zwierciadła zostały wyparte przez lasery, a sterowce przez samoloty i śmigłowce. Lasery wojskowe działają zwykle pojedynczo, jeśli chce się większą moc, buduje się większy laser. Łatwiej jest wtedy uzyskać skoncentrowaną wiązkę światła. Poza eksperymentami naukowymi nie czytałem, żeby ktoś używał kilku laserów i zwierciadeł. Gdyby nie wzmianka o rakietach, nie kwękałbym tak bardzo na sterowce, ale skoro w tym świecie są rakiety, to sterowce mają małe szanse na przetrwanie.
Tak naprawdę, w rzeczywistości ( a nie w fikcyjnym świecie) są dwie lub może trzy książki, traktujące o pośrednikach między Bogiem a światem – ale nie więcej.
Wiedza książkowa jest tu synonimem wiedzy teoretycznej, nauki spekulatywnej, która może odkryć prawdę o pośrednikach Boga (o którą w opowiadaniu chodzi).
Hmm. Ale jest to jednak wiedza zapośredniczona, nie?
Cały czas mnie korci, żeby w odpowiedzi zapytać: A jeśli nie w książkach, to gdzie jest ta wiedza? Co trzeba zrobić, aby ją zdobyć? Pojechać w Tybet? – ale to byłoby zbyt obcesowe :)
Mmmm, wiedza w książkach to ta, którą ktoś już złapał, przypiął szpilką i zasuszył. Nie należy jej lekceważyć, ale nie jest to jedyna możliwa wiedza.
Okupant i służby, które poszły na współpracę, chcą mieć propagandowe narzędzie w postaci nauki, autorytetu, na który będą się mogli powołać.
Sęk w tym, że trudno powiedzieć, dlaczego w społeczeństwie, które pokazałaś – które nie dba o książki i ogólnie raczej ma w nosie – uczeni, i to od tak niepraktycznej dyscypliny, mieliby mieć autorytet. Autorytet, przypomnę, to nic magicznego – to po prostu relacja <A, S, D> w której słuchacz S wierzy autorytetowi A, że w dziedzinie D A mówi prawdę. Sama przydatność autorytetu w propagandzie nie ulega tu wątpliwości, problem polega na przeprowadzeniu rzeczy, bo jeśli S uważa całą D za bzdury, to oczywiście nie wierzy A. Jeśli D jest mu doskonale obojętna, to może i wierzy, ale słabo i bez praktycznych skutków. Jeśli S przekonał się już wcześniej, że A jest stronniczy, prędzej czy później przestanie wierzyć A (A straci u niego autorytet). I tak dalej. Autorytety nie są zapisane w niebie.
Ach, wykorzystanie starożytnej taktyki zapalania okrętów na odległość (dziś zapoznanej) wydawało mi się całkiem interesujące. Może opowiadanie obnażyło moją powierzchowną wiedzę na ten temat :)
Mmmm, gdybyś wcześniej pokazała, że takie statki tu latają i takie rzeczy są możliwe, to by przeszło. Jak dla mnie zgrzyt wynika stąd, że ostatnie sceny mają mało wspólnego z poprzednimi – na początku świat jest dość znajomy, choć z lekka oniryczny, ale finał to czysty steampunk. Lubię steampunk. Ale od początku tekstu.
Skąd wiemy, że to, co robią przywódcy, jest dobre dla nas?
Musisz takie trudne tematy podnosić o tej godzinie? :P
czy dobro chrześcijańskie jest uniwersalne
Bzzt! Nie ma czegoś takiego jak "dobro chrześcijańskie", tak samo jak nie ma "sprawiedliwości społecznej" i paru innych rzeczy. Dobro jest bezprzymiotnikowe. Jasne, różni ludzie mogą mieć trochę różne pojęcia o dobru – ale okazuje się, że nie aż tak różne. To różnica akcentów, nie istoty sprawy.
Tybet też odwołuje się do określonych tradycji, kultury itd.
Nie odwołuje się, tylko je ma. Swoją drogą, ciekawe, jak to ludzie chętnie szukają mądrości daleko od domu…
Może serce jest kluczem, ono czasem czuje co jest dobre, jeśli jeszcze zmanipulowany rozum tego nie zagłuszy :)
Kurka, Pascala proszę do fizyki :P
w sumie nie musiał tego robić, skoro jest wszędzie, ale można zawsze wytłumaczyć, że ludzie zbyt słabo już w to wierzyli
Oj, mętne. Istnienie Boga nie zależy od ludzkiej wiary w Niego (Pratchett proszony o odstosunkowanie się ;D ale serio, Pratchett nie był teologiem).
Czy gdyby biały anioł ze skrzydłami (chrześcijański) kazał palić książki, ludzie uwierzyliby, że to dla ich dobra?
Na moje oko – ci ludzie tutaj mają książki po prostu gdzieś, nie obchodzą ich one i nie będą ich bronić nawet przed Godzillą. Ale to moje odczytanie.
Gdyby tłumaczył, że książki mieszające ludziom w głowach przyczyniły się do globalnego ocieplenia, że trzeba się ich pozbyć, żeby rasa ludzka przetrwała?
Czy do tego potrzeba anioła? Tutaj mamy znowu kwestię autorytetu – skąd go czerpią ci, którzy mówią o globalnym ociepleniu? A skąd go biorą politycy? Warto się nad tym zastanowić.
Gdyby nie wzmianka o rakietach, nie kwękałbym tak bardzo na sterowce, ale skoro w tym świecie są rakiety, to sterowce mają małe szanse na przetrwanie.
Mhm. Spójność wewnętrzna. Twój świat nie musi być kopią naszego – ale jeśli chcesz mieć i sterowce, i rakiety, to musisz jakoś wykombinować uzasadnienie, dlaczego sterowców nadal się używa w kontekście, w którym rakiety mogłyby je, zgodnie z naszą przedwiedzą, zniszczyć. Inaczej wyjdzie – no, tak, jak wyszło.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Marzan
Zwierciadła zostały wyparte przez lasery, a sterowce przez samoloty i śmigłowce. Lasery wojskowe działają zwykle pojedynczo, jeśli chce się większą moc, buduje się większy laser.
Lasery! Dobry pomysł! W sumie nie wpadłam na to :) Ale nic straconego. Jeszcze je wykorzystam!
A co, jeśli chce się zbudować największy laser? Czy nie trzeba pomnożyć jego mocy i np. połączyć wielu laserów w jeden? Zadziała?
Skąd wiemy, że to, co robią przywódcy, jest dobre dla nas?
Myślę, że co innego pojedynczy człowiek, a co innego tłum. Tłumem o wiele łatwiej manipulować, o wiele skuteczniej działa na tłum propaganda. Jak ktoś jest w pojedynkę i musi zaufać swojej ocenie, to trudniej mu wmówić coś, co jest ewidentnie złe lub absurdalne.
Tarnina!
Sęk w tym, że trudno powiedzieć, dlaczego w społeczeństwie, które pokazałaś – które nie dba o książki i ogólnie raczej ma w nosie – uczeni, i to od tak niepraktycznej dyscypliny, mieliby mieć autorytet.
“Symbole, mity i filozofie posiadają wrodzoną siłę moralną i emocjonalną. Tę moc można zawłaszczyć, by służyła celom naszej strategii” (Stefan H. Verstappen, Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin, tł. K. Krzyżanowski, Helion:1999)
Rzeczywiście, wizja, w której metafizyka rządzi moim miastem – jest moją idealizującą projekcją. Ale nie można z góry wyrokować, że ten projekt nie ma szans :)
Pozdrawiam!
A co, jeśli chce się zbudować największy laser? Czy nie trzeba pomnożyć jego mocy i np. połączyć wielu laserów w jeden? Zadziała?
Promienie laserów to fale. Mają górki i dołki. Żeby dwa promienie się wzmocniły, muszą być spójne fazowo, czyli oba muszą mieć górki i dołki w tym samym miejscu przestrzeni. Inaczej się wygaszą.
Kiedyś w Mythbusters chcieli zbudować działo mikrofalowe z wielu kuchenek, i nic z tego nie wyszło. Klistrony nie były spójne. Z laserami jest podobnie.
Teraz wyobraź sobie, że masz dziesiątkę dzieci ze skakankami, i że wszystkie skakanki muszą wygiąć się tak samo. Do dzieci możesz mówić “start”, ale do ostatniego dziecka dźwięk dotrze nieco później, niż do pierwszego.
Laser to w środku wielki powielacz pierwszego fotonu, który się w nim wytworzy. Wszystkie są klonami tego jednego. Dlatego laser jest wewnętrznie spójny. Osiągnięcie spójności wymaga stabilizacji, bo w laserze mogą się jednocześnie narodzić dwa różne fotony. Po dość krwawej grze o tron zwycięża ten jeden, którego klony dominują wewnętrzny światek lasera. Dlatego nie wystarczy włączyć wszystkich laserów w tym samym czasie i łatwiej jest zbudować jeden wielki, niż synchronizować dużo małych.
Ale gdyby lasery świeciły obok siebie, nie wchodząc sobie w paradę, to czemu nie? Czasem przemysł ma takie progi technologiczne, i np. laser do 10 kW (zmyślam) jest tani, a laser o mocy powyżej 10 kW jest już bardzo drogi. Jeśli Chińczycy zbudują fabrykę laserów 10 kW to pewnie opłaca się kupić dużo małych.
Jak ktoś jest w pojedynkę i musi zaufać swojej ocenie, to trudniej mu wmówić coś, co jest ewidentnie złe lub absurdalne.
Dlatego uwielbiam siedzieć w górach, z dala od tłumu. Tam co najwyżej grożą mi mądrości góralskie, resztę mogę powoli filtrować. W zasadzie poza bezpośrednim trafieniem iskanderem nie widzę możliwości wykurzenia mnie z kryjówki – chyba że pojawia się nowy konkurs
Dlatego nie wystarczy włączyć wszystkich laserów w tym samym czasie i łatwiej jest zbudować jeden wielki, niż synchronizować dużo małych.
Czyli nic nie jest takie proste, jak się wydaje. Połowy ze skrytego życia fotonów nie zrozumiałam, ale chyba wynika z tego, że taki wielki laser na obcych to koszta, trudności z przeszkoleniem obsługi i problemy z transportem… Może rekonstrukcja greckiej taktyki zapalającej wyszłaby jednak taniej :)
chyba że pojawia się nowy konkurs
Święta prawda! Trudno oprzeć się pomysłom, które przychodzą do głowy i domagają się przelania na papier.
to koszta, trudności z przeszkoleniem obsługi i problemy z transportem
Zasilanie. Laser to pożeracz energii. Energia to baterie. Baterie to surowce. Surowce to Ukraina. Trump i Putin. Wojna, by toczyć wojny.
Czasem widzę ten wojskowo-naukowy biznes od podszewki i mam dość.
Rozwiązanie najbliższe greckiemu to koncentrator słoneczny, sprawdza się dobrze w krajach o dużym i stałym nasłonecznieniu. Nie może być dużo kurzu i opadów, bo zwierciadła matowieją, jest też czuły na wiatr. Wytwarza temperaturę około 800 stopni Celsjusza w miejscu skupienia wiązki promieni. Jest to dość delikatna instalacja, która na razie ma tylko pokojowe zastosowania. Często podgrzewa sól, która się roztapia, a następnie może oddać ciepło, kiedy jest nam potrzebne, na przykład wieczorem.
Wojna, by toczyć wojny.
Zło w czystej postaci. Jak powiedział Helmuth von Moltke: “Wieczny pokój to marzenie, które nawet nie jest piękne”.
która na razie ma tylko pokojowe zastosowania. Często podgrzewa sól, która się roztapia, a następnie może oddać ciepło, kiedy jest nam potrzebne, na przykład wieczorem.
Faktycznie, brzmi to bardzo pokojowo i jakoś tak… optymistycznie. Wyobrażam sobie, że nie bardzo wiedzą, jaki lepszy militarny użytek z takiego koncentratora słońca zrobić, to rzucają ludziom i mówią: “macie, pogrzejcie się”.
“Symbole, mity i filozofie posiadają wrodzoną siłę moralną i emocjonalną. Tę moc można zawłaszczyć, by służyła celom naszej strategii” (Stefan H. Verstappen, Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin, tł. K. Krzyżanowski, Helion:1999)
Mmmm, tak – ale to zależy od kontekstu. Nie będziesz się chyba biła za Ośmiokrotną Ścieżkę :) Żeby symbol stał się flagą, ludzie muszą go rozumieć. Żeby przemówił do nich mit czy filozofia – muszą przynajmniej uwierzyć. A mam właśnie wątpliwość, czy oni wierzą. Może to kwestia krótkości tekstu – wydaje mi się, że pomysł miałaś na powieść, a upchałaś go w dwudziestu tysiącach znaków i wyszedł taki połamany :)
Klistrony nie były spójne. Z laserami jest podobnie.
Um, a laser nie polega właśnie na tym, że wysyła wszystkie fotony zgodne w fazie?
Po dość krwawej grze o tron zwycięża ten jeden, którego klony dominują wewnętrzny światek lasera.
Łaaa, mordercze fotony XD
Czyli nic nie jest takie proste, jak się wydaje.
Nie. I to jest piękne ^^
Wojna, by toczyć wojny.
Od dawna postuluję rozwiązanie kryzysu energetycznego – politycy do kieratów. Im więcej który wytupta kilowatogodzin, tym więcej może mieć do powiedzenia.
Jest to dość delikatna instalacja, która na razie ma tylko pokojowe zastosowania.
Jeśli dobrze pamiętam, to to jest takie wielkie koło luster – jedna bombka i siedem tysięcy lat nieszczęścia :) więc do zastosowań wojskowych raczej za delikatne.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Klistrony nie były spójne. Z laserami jest podobnie.
Um, a laser nie polega właśnie na tym, że wysyła wszystkie fotony zgodne w fazie?
Jeden duży laser tak, ale wiele małych już nie, bo każdy ma inną fazę. Dlatego buduje się jeden wielki, żeby dominujące fotony same wyrżnęły te niepokorne. Wiele małych trzeba by uspójniać… no właśnie, jak? Przesyłać wiązkę z początkowego lasera do następnego, żeby tam zapoczątkowała cały proces? (cały czas zastanawiamy się nad wariantem, gdzie zwierciadła służą do skupienia wielu wiązek w jedną mocną, jak w greckim zapalaczu okrętów).
To się robi, ale w laboratoriach, gdzie wszystko stoi grzecznie na amortyzowanych stoliczkach, żeby przypadkiem kroki badacza nie zepsuły eksperymentu. Z ciekawości sprawdziłem, że rozwiązania techniczne są, a w ostatnich latach coraz więcej osób się w to bawi. Czy dadzą radę przenieść to kiedyś na pole bitwy? Nie mam zielonego pojęcia.
Lasery do zestrzeliwania dronów robią się ostatnio modne, ale wszystkie rozwiązania to jeden duży laser, bez zwierciadeł.
jedna bombka i siedem tysięcy lat nieszczęścia :)
Dlatego kiedyś chcieli wysłać taką instalację w kosmos. Teraz tak zaśmieciliśmy przestrzeń, że bezpieczniej jest na powierzchni XD
A, no, czyli dobrze pamiętam, jak działa laser :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ciekawa wizja, mocno romantyczna, w wydaniu oczywiście mrocznym. Na pewno mocno romantyczna jest wizja Uniwersytetu jako ośrodka zajmującego się tajnymi badaniami, który w sytuacji kryzysowej jest uruchamiany i zamiast wszechobecnego AI, na pytania ma odpowiadać badaczka, której umożliwiono odratowanie trzech książek. Wizja całkiem fajna w odbiorze.
Trochę mnie zaskoczyło nagłe rzucenie kart na stół:
Pomieszczenie wypełniał dym papierosów. Dziś rano otrzymała wezwanie do sztabu generalnego. Próbowała przekonywać łącznościowca, że to pomyłka, lecz w końcu okazało się, że naprawdę o nią chodzi. W pokoju było kilku oficerów, chyba bezpieki, szef sztabu, którego znała z gazet, admirał ze złotymi pagonami oraz dwie stenotypistki.
– Chcemy wiedzieć, czy oni mogą być Bogiem.
Pierwsze co mi przyszło do głowy, to takie spostrzeżenie, że opowiadanie wchodzi na pełne może pretensjonalności i literalnego opisu złożonych zjawisk, potocznymi ogólnymi sformułowaniami. Bo czym jest właściwie pytanie, czy ktoś jest Bogiem? Czym jest Bóg i co ma na myśli wysłannik? Czy przy takich kosztach i złożoności operacji, zadanie pytania niezwykle ogólnego jest uzasadnione? Choć może ci co przyszli, nie byli zbyt rozgarnięci i potrzebowali odpowiedzi, nie wiedząc jak i o co zapytać. Zresztą bohaterka sama wydaje się być zdziwiona. Po tym wstępnym szoku, czytałem bez problemów :).
– Bogiem? – Podniosła brew, myśląc, że się przesłyszała.
Też podniosłem brew ;).
Dobrze się czytało, ale też opisy sprawiły, że mogłem sobie wyobrazić ciemny romantyzm pokrywający architekturę, literaturę, filozofię, militaria oraz ludzką wrażliwość.
Artystom więcej, szybko!
Ave, Chalbarczyk! Czas na komentarz jurorski.
Możliwe, że czegoś nie dostrzegam, ale poza wykorzystaniem fragmentów utworu na początku i końcu, nieszczególnie mi się on łączy z fabułą. Także pod względem konkursowym nie jestem usatysfakcjonowany.
Na plus z pewnością światotwórstwo i ciężki dystopijny klimat. Akcję osadziłaś w Lublinie, co jest miłym lokalnym akcentem, z którego sam też staram się korzystać (chociaż u mnie to zawsze jest Olsztyn :P). Podobała mi się też tajemnica związana z inwazją kosmitów, paleniem książek i poszukiwaniem dowodów na boskie pochodzenie najeźdźców.
Lektura mocno mnie wciągnęła, co jest zasługą klimatu i owych tajemnic właśnie. Bardzo mnie ciekawiło jak uzasadnisz irracjonalne dowodzenie boskości kosmitów. Do momentu spotkania z Admirałem wszystko było na swoim miejscu, chociaż przedstawione dość enigmatycznie. Niestety sama końcówka wybiła mnie z rytmu. Myślę, że zamiast pospiesznej próby podomykania wątków, lepiej by zadziałało pozostawienie czytelnika w niewiedzy. Pod tym względem Twój tekst przypomina mi trochę literaturę drogi, gdzie właśnie droga do celu jest najistotniejsza, a nie jego osiągnięcie.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary
nieszczególnie mi się on łączy z fabułą.
Gdyż użyłam kryterium nie treści, ale miejsca: utwór jest z Lublina :)
lepiej by zadziałało pozostawienie czytelnika w niewiedzy.
To trochę enigmatyczne.
Zawieszenie w próżni, nierozstrzyganie o niczym, czy byłoby lepsze? Bardziej pasowałoby do klimatu opowiadania? A może chodzi o to, że byłoby przyjemnie pesymistyczne?
Dzięki za komentarz! Pozdrawiam!
Vacter!
Po tym wstępnym szoku, czytałem bez problemów
Moim ukrytym celem było wstrząśnięcie czytelnikiem.
I okazało się, że trochę się udało :)
mogłem sobie wyobrazić ciemny romantyzm pokrywający architekturę, literaturę, filozofię, militaria oraz ludzką wrażliwość.
Bardzo to piękne!
Pozdrawiam!
To trochę enigmatyczne.
Zawieszenie w próżni, nierozstrzyganie o niczym, czy byłoby lepsze? Bardziej pasowałoby do klimatu opowiadania? A może chodzi o to, że byłoby przyjemnie pesymistyczne?
Osobiście skończyłbym opowiadanie po wydaniu przez admirała rozkazu kontrataku. Nie musiałem jako czytelnik wiedzieć, jak potoczyły się dalej działania wojenne. Niepewność, co do “boskości” kosmitów również byłaby lepsza od skrótowej informacji, że jednak bogami nie byli, bo spalili się na popiół. Gdybyś te wątki pozostawiła domysłom czytelników, to mogłyby pobudzić ich wyobraźnię do samodzielnego układania możliwych scenariuszy. Ale to oczywiście kwestia gustu i mogę zwyczajnie nie mieć racji ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"