
Takie tam opowiadanko jakie miałem napisać na lekcji polskiego. Może i było pisane pod presją czasu, ale za to nie za dużo ma wspólnego z oryginalną lekturą. Zapraszam!
Takie tam opowiadanko jakie miałem napisać na lekcji polskiego. Może i było pisane pod presją czasu, ale za to nie za dużo ma wspólnego z oryginalną lekturą. Zapraszam!
To była zupełnie rutynowa sobota. Wstałem o dziewiątej myśląc, że mam przed sobą kolejny dzień szkolnej udręki. Jednakże jedno spojrzenie na ekran telefonu wyprowadziło mnie z błędu, a zarazem napełniło energią witalną.
Podczas, gdy chwilę później zaczynałem komponować wykwintne śniadanie składające się z: chleba, masła i dżemu, usłyszałem pukanie do drzwi. Nie byłem wtedy jeszcze świadomy jak bardzo przełamie to moją sobotnią rutynę. Podszedłem leniwie do drzwi wciąż trzymając w dłoni dopiero co ukrojoną kromkę chleba i otworzyłem je po czym rzuciłem krótkie:
– Dorosłych nie ma w domu.
Kiedy przymierzałem się do zamknięcia drzwi zorientowałem się, że coś jest nie tak. Bowiem przede mną stali dwaj mężczyźni ubrani niczym szlachcice z ostatnich lat istnienia Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
– To nieistotne – odpowiedział jeden z nich. – Jak rozumiem mam przed sobą mości Szymona Kujawskiego?
– Tak – wybełkotałem zdezorientowany.
– Jest pan pono najlepszym mediatorem w całej Rzeczpospolitej! – mówił drugi. – A między nami jest pewna zwada. Jesteśmy gotów waszmościowi hojnie wynagrodzić rozwiązanie sporu.
Potrząsnął wtedy sakiewką pełną monet, a przynajmniej nie brzmiało to jak nakrętki…
– Ach, tak. Rzeczywiście, jestem zaprawdę świetnym mediatorem… Znaczy tak mi mówiono – bełkotałem. – Nie da się nie wspomnieć o tym, że mam napięte terminy, lecz dla waszmościów…
– Potrzebujemy porady teraz! – rzucił jeden z nich.
– Ach, tak, tak. Na teraz, rozumiem… – dalej bredziłem zastanawiając się jakim cudem mój autorytet jeszcze nie upadł. – Dobrze, wygospodaruję dla waszmościów moment.
Zaprowadziłem ich wtedy do kuchni. Tworzyłem równocześnie setki wymówek, którymi zapewne bezskutecznie próbowałbym wytłumaczyć rodzicom obecność dwóch facetów sprzed paru epok.
– Więc, panowie, jaki jest problem? – spytałem zasiadając na krześle niczym terapeuta małżeństw w kryzysie.
– Nie tak prędko. Wypada nam się chyba przedstawić – powiedział jeden z nich. – Ja jestem Rejent Milczek, a to mój sąsiad Cześnik Raptusiewicz.
Spojrzałem na nich zaskoczony jak gdyby zbieżność imion i nazwisk była dziwniejsza niż sama obecność dwóch szlachciców w moim domu.
– Więc to było na faktach – mruknąłem.
– Słucham? – spytał Cześnik.
– Nic. Jaki jest zatem waszmościów problem?
– Ten tuman – zaczął Raptusiewicz. – To znaczy, mój sąsiad dopiero co odnowił mur dzielący mój zamek!
– Tak, rozumiem. Proponuję zapłacić za renowację po połowie. Znacznie bardziej ceni się przecież to za co się zapłaciło – rzuciłem zgrywając znawcę.
– Czy waszmość sobie ze mnie drwi? Nie będę płacił za mur dzielący, może powtórzę mój zamek! – oburzył się Cześnik.
– Mości Raptusiewiczu, zamek należy przecie do nas obu! – odrzucił mu Milczek.
Kiedy tamci kłócili się ja desperacko obmyślałem jakieś rozwiązanie odpowiednie dla ich czasów. Wreszcie wpadłem na genialny w mojej opinii plan:
– Ostatecznie więc należy odbyć pojedynek!
– Już o tym myśleliśmy – odrzekł Rejent oderwawszy się od sprzeczki.
– Sprawa wciąż jest jasna i klarowna! Pojedynek na topory! – zaoferowałem.
– Na topory? – żachnął się Raptusiewicz.
– Oczywiście! – odpowiedziałem nie zważając na aspekty moralne. – Ten który przeżyje otrzyma cały zamek! To wręcz banalnie proste!
Wtedy obaj spojrzeli na siebie, rzucili mi po jednej sakiewce po czym wyszli. Kiedy otwierałem jedną z nich usłyszałem:
– Niechaj już sobie waszmość odnawia ten mur, na Boga!
Dopiero kiedy na stole leżała już spora kupka przeliczonych monet, a dwóch szlachciców nie było w promieniu pięciuset metrów powiedziałem na głos trapiącą mnie od początku myśl:
– Skąd oni się do diaska wzięli?
Rozumiem, że dostałeś niezwykle kreatywne zadanie, aby wcielić się w rolę mediatora, więc postanowiłeś sobie z tego zakpić? Słusznie. A i chyba wyszło dobrze, bo nie czyta się najgorzej. Ten pojedynek na topory to nawiązanie do pewnego netflixowego serialu?
Witaj. :)
Tekst wymaga bardzo dokładnej analizy pod kątem spraw technicznych, takich jak zapis dialogów oraz kwestie językowe. Nieco zaskoczyło mnie przedstawienie się obu bohaterów, bo oni podają imię i nazwisko narratora, zaś siebie przedstawiają z funkcji i nazwisk. To tak, jakby powiedzieli o nim: “uczeń Kujawski” zamiast “Szymon Kujawski”. :)
Wzięcie na tapetę tak znakomitego dzieła to spora odwaga i tej Ci gratuluję. :)
Skoro w sztuce rozwścieczony Cześnik chciał przy świadkach strzelać do sąsiada ze strzelby i wzywał go na pojedynek, nie sądzę, aby wystraszył się walki na topory. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
bruce, myślę, że jest szansa, że się wystraszy. Przeżywalność pojedynków strzeleckich była ponoć bardzo wysoka, a jeden cios siekierą zostawi wielką paskudną ranę, może nawet pogruchotane kości. Nie zagoi się tak łatwo. Słyszałem o pojedynkach polskich szlachciców na nadziaki, możesz sobie wyobrazić, że dostać czymś takim to poważna sprawa. Śmierć albo przynajmniej kalectwo.
Hahaha, Freki, niby racja, lecz Cześnik to pieniacz, który najpierw działa, a potem myśli (tu się akurat świetnie dobrali z Podstoliną, szkoda, że ona “skrewiła”). :) Jest żądny zemsty, szczególnie, że dodatkowo stracił narzeczoną. Inna sprawa Milczek – ten jest ostrożny i tchórzliwy. :)
Pecunia non olet
Potrząsnął wtedy sakiewką pełną złotych monet, a bynajmniej nie brzmiało to jak nakrętki…
Po pierwsze nie widzimy jakie monety są w sakiewce. Po drugie wolałabym przynajmniej.
– Ach, tak… Rzeczywiście, jestem zaprawdę świetnym mediatorem… Znaczy tak mi mówiono… – bełkotałem. – Wprawdzie mam napięte terminy, lecz…
Dobrze, wygospodaruję na waszmościów moment…
A nie lepiej dla waszmościów?
Jak dla mnie wparowali przez portal w łazience. Spytaj Koali!;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
freki Cieszę się, że ktoś podziela moje zamiłowanie do kpienia z wszystkiego. Cieszę się też niezmiernie, że da się to czytać. Tragiczny warsztat to była moja największa obawa. Co do pojedynku na topory nie mylisz się. Pozdrawiam serdecznie! :)
bruce Tak, technika jest i jeszcze przez chwilę będzie moją największą bolączką, dopiero zaczynam. Co do przedstawienia ich to rzeczywiście moje, solidne faux pas. Prawdę mówiąc przeczytałem tylko streszczenie i to pobieżnie, ale miałem dobry powód! Byłem zbyt zajęty czytaniem jak Dirk Pitt ukraca przemyt wzbogaconego uranu we Wschodniej Europie! Zakończenie było robione w pośpiechu, wszak musiałem napisać całe opowiadanie w ciągu czterdziestu pięciu minut. Dziękuję za pozytywne przyjęcie. Pozdrawiam. (;
Ambush Odkąd czytałem na tej stronie opowiadania, jeszcze bez założonego konta, marzyłem o dostaniu takiego komentarza z rzeczami do poprawy, dziękuję! Wieczorem wprowadzę poprawki. Pozdrawiam. :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Prawdę mówiąc przeczytałem tylko streszczenie i to pobieżnie, ale miałem dobry powód!
Nie czytałeś całej “Zemsty”? Toż to Arcydzieło! Ja je znam na pamięć. Nie wiesz, ile tracisz. :)
Pozdrawiam, powodzenia. :)
Pecunia non olet
bruce Zatem przeczytam! Aczkolwiek najpierw muszę poznać tą cenną, życiową naukę jak przemycać wzbogacony uran… Znaczy jak przeciwdziałać przemycaniu uranu…
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
To chociaż obejrzyj, np. w reżyserii Świderskiego i z nim w roli Cześnika – genialna sprawa! :)
Pecunia non olet
bruce Tak zrobię!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Miłego oglądania. Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Gryzoku_Półpospolity, przeczytałam, ale nijak nie mogę się domyślić, co miałeś nadzieję opowiedzieć i co skłoniło Cię, by w króciutkiej scence wykorzystać wiekopomne dzieło Fredry…
– To nie istotne. – odpowiedział mi jeden z nich. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Zbędny zaimek. Winno być: – To nieistotne – odpowiedział jeden z nich.
Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.
– Potrzebujemy porady t e r a z! – rzucił jeden z nich. → Umiał mówić rozstrzelonym drukiem???
– Więc jaki jest panów problem? → A może: – Więc, panowie, jaki macie problem?
– Ja jestem Rejent Milczek, a to mój sąsiad Cześnik Raptusiewicz.
Spojrzałem na nich zaskoczony jak gdyby zbieżność imion i nazwisk była dziwniejsza… → Ani Rejent, ani Cześnik nie są imionami postaci.
– To znaczy, mój sąsiad dopiero co odnowił mur dzielący MÓJ zamek! → Umiał mówić wielkim i literami??? Czy konieczne są oba zaimki?
– Już o tym myśleliśmy. – odrzekł mi Rejent oderwawszy się od sprzeczki. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Zbędny zaimek.
– Ten kto przeżyje otrzyma całość zamku! → – Ten, który przeżyje, otrzyma cały zamek!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dobra wiadomość jest taka, że nie widać, że to zadanie z polskiego. ;) Nawet kącik ust drgnął mi raz czy dwa. Dialogi wypadają lepiej niż wstawki narratora – te brzmią trochę dziwnie (,,energia witalna”, serio?). Moim zdaniem jakiś potencjał masz, pisz dalej. :)
Byłem zbyt zajęty czytaniem jak Dirk Pitt ukraca przemyt wzbogaconego uranu we Wschodniej Europie!
Ha, już cię lubię! :D
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
regulatorzy Miałem nadzieję opowiedzieć nic. Zostałem brutalnie zmuszony przez polonistkę do napisania czegoś w ciągu czterdziestu pięciu minut i to zrobiłem. Aczkolwiek dziękuję za krytykę warsztatową, to mi się przyda!
SNDWLKR Cieszę się, że dało się to czytać. Co do energii witalnej, miałem o ósmej rano nagły przypływ chęci do skomplikowania losowego zdania. Umysł nastolatka jest rzeczą niezbadaną. :D
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Ach, więc dziełko zostało wymuszone propozycją nie do odrzucenia. Rozumiem. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No tak, z polonistką nie można było dyskutować, ale miała rację, bo zmuszony wpadłeś na dobry pomysł. Kąciki pyska podniosły mi się, a to nie jest częste na tym portalu. :)
Koala75 Rad jestem z faktu, że ktoś podziela moje poczucie humoru (:
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Koala75 Swoją drogą, Ambush kazała się zapytać cię o zdanie w kwestii, cytując bohatera “Skąd oni się do diaska wzięli?”
Wyczekuję twojej wnikliwej ekspertyzy. :)
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Gryzoku, nie wiem, jak Ty, przez jaki portal się przedostali do świata Szymona. Z pewnością przybyli ze świata bohaterów Fredry (polonistka nie potwierdziła?). Może ich stamtąd wykopsano, bo nie przestawali się kłócić, a “zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Ważne, że mediacja Szymona była skuteczna.
Tyle mojej wnikliwej ekspertyzy. ;D
Koala75 Dziękujemy za wnikliwą ekspertyzę.
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Gryzoku!
Popraw to, co wypisała Ci Reg, bo jeszcze chyba tego nie zrobiłeś ;)
Budowanie narracji/wypowiedzi na wyglądzie tekstu (duże litery, rozstrzelenie) jest meh. To taka naleciałość z wattpada, ale tak lepiej nie robić, chyba że jest to bardzo uzasadnione przez jakieś łamanie czwartej ściany czy przez różne inne rzeczy, które z założenia łamią formę. No i trochę za dużo tych trzykropków. One bardziej irytują niż dodają coś do tekstu. Z narracji wyciąłbym je do spodu.
Uśmiechnąłem się :)
Kto wie? >;
skryty Rad jestem! Rozstrzelane kropki wziąłem z “Spotkania z Ramą” i innych powieści Arthura C. Clarke’a, więc naprawdę zaskoczony jestem, że jest to uznawane za nieprofesjonalne :/
I dowiaduję się tego akurat kiedy zakochałem się w nich na zabój. D:
No cóż, postaram się. Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz