- Opowiadanie: Jim - Wino i sztylet

Wino i sztylet

Opowiadanie jest miejscami drastyczne, zawiera aptekarskie ilości przekleństw i czynności okołoseksualnych.

 

Jest to historia alternatywna, ale nie jakoś bardzo alternatywna, względem tego, co się naprawdę w naszej rzeczywistości stało :)
Mam nadzieję, że element konkursowy (stroju) – został odpowiednio i zgodnie z założeniami konkursu wykorzystany.

 

Aha – mitologia za to została wykorzystana... bardzo twórczo. I nieortodoksyjnie. Raczej niech dzieciaki się na podstawie tego tekstu nie uczą do matury, bo pała pewna :)

Zapraszam do lektury.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wino i sztylet

 

 

Nie jechałby tędy, gdyby nie ostrożność, przez którą zszedł na ląd w Aternum. Do najbliższej gospody było daleko, więc gdy dostrzegł proste, blade słupy dymów po lewej, odbił od wygodnej Via Tiburtina w błotnistą dróżkę.

Nie musiał jechać daleko. Minąwszy wzgórze, wjechał pomiędzy niskie zabudowania.

Wychudły pies ochryple zaszczekał znad burej kałuży.

Kasjusz, niespiesznie jadąc wśród skarlałych domostw, rozglądał się bacznie naokoło i popijał z bukłaka zatrute wino.

Taaaak. Ze wszystkich ostatnio zdobytych umiejętności ta mu najbardziej spasowała. Parę dni temu próbujący go otruć czarownik tak był zaskoczony faktem, że na Kasjusza zatruty trunek nie działa, że aż sam go spróbował, w wyniku czego skonał w męczarniach. A trybunowi zostawił w spadku sporo całkiem niezłego, choć zatrutego wina.

Pies szarpnął łańcuchem i szczeknął jeszcze z dwa razy bez przekonania. Kasjusz pogonił konia.

Nawet nim imperium podupadło, wiejskie tereny w niczym nie przypominały eleganckich zabudowań Aternum czy Tiburu, choć tęskniący za słoneczną Italią wojownik wygładzał je we wspomnieniach, nadając okolicom jasny wygląd, a ich mieszkańcom roześmiane, radosne, beztroskie twarze.

Teraz gdy dostrzegał ukradkowe spojrzenia, zdawało się, jakby te nory zamieszkiwali ponurzy, nieufni barbarzyńcy z Galii albo Germanii. Kasjusz szukał wzrokiem w pobliżu jakiejś villa rustica, zastanawiając się: kto takich nieokrzesańców tu osiedlił?

Ale nigdzie nie dostrzegł eleganckich, łączących styl koryncki z jońskim kolumn z białego marmuru, łuków czy portyków. Nie było podłogowych mozaik ani chodników. Nie było żadnego większego budynku. W ogóle nie było żadnego wykonanego z kamienia.

W samym środku dużej wioski jeździec dostrzegł cztery w miarę porządne, drewniane chaty, resztę stanowiły lepianki ze słomy i gliny. Przykra odmiana po pięknych willach, które minął w Tiburze (ale nie śmiał prosić tam o nocleg, wszak misja była tajna, nikt nie powinien o niej wiedzieć, a trybun i tak miał nieustanne wrażenie, że ktoś podąża jego śladem).

Z kominów ospale unosił się dym, niosąc zapach palonego, świerkowego drewna, mchu i pleśni. Nie mogło to jednak zabić smrodu świeżego obornika, rozkładu i zgnilizny, które tu dominowały.

Dziwna, pełna szmerów cisza-nie-cisza wypełniała to miejsce: przemoknięte kozy żałosnym beczeniem skarżyły się na ciasnotę zagród, pobrzmiewało postukiwanie narzędzi, stłumione westchnienia, dziecięcy płacz oraz trudne do zidentyfikowania, żałosne piski.

I wszechobecne odgłosy taplania się w błocie. Błoto, błoto, błoto. Koń Kasjusza zapadał się w nie aż po pęciny.

Ale poza tym, okolica zdawała się uparcie milczeć.

Ucichł nawet, do niedawna bijący miarowo kowalski młot.

Wieśniacy, krzątający się jeszcze przed chwilą w gonitwie gospodarskich spraw, spoglądający ku niemu trwożliwie, teraz w pośpiechu skryli się w marnych kleciach. Na błocie jeszcze człapały dwie najwolniejsze kobiety: starowinka z wiklinowym koszem na plecach i młoda dziewczyna w wyraźnej ciąży, zginająca się pod ciężarem wypełnionych wodą cebrów. Starowinka z trudem stawiała nogi w grząskim podłożu, a dziewczyna w końcu zdecydowała się zostawić wiadra i zadziwiająco szybko jak na jej stan, dopadła do najbliższej z chat. Rzuciła jeszcze ku Kasjuszowi spłoszone spojrzenie i zniknęła za lichymi drzwiami, które bez trudu by wyważył, gdyby tylko chciał.

Przypomniała mu Felinę. Była równie szczupła. I jeszcze od Feliny młodsza. Tyle, że Felina nigdy nie była płochliwa, wręcz przeciwnie.

Kasjusz dojrzawszy niewyraźne odbicie w brudnej kałuży, pomyślał, że wcale się nie dziwi reakcji wieśniaków. W tym odbiciu, a właściwie nie tyle odbiciu, co błotnistym cieniu widział posłańca zguby, upiora, zabójcę. Pewnie w rzeczywistości, wyglądał niewiele bardziej przyjaźnie niż ten zniekształcony brudną wodą majak.

Uwagę zwracały trzy, obciążone bronią pasy. Noszenie dwóch ostrzy było powszechne, szczególnie w piechocie. Noszenie trzech, było własną manierą Kasjusza. Oprócz gladiusa i puginału, dźwigał spathę, długie ostrze często używane przez jeźdźców.

Może zresztą w tych niespokojnych czasach, nawet tak blisko stolicy każdy samotny wędrowiec, mógł oznaczać kłopoty? Bardziej nasunął kaptur na twarz.

Podjechał ku najlepiej wyglądającej z chałup, zsiadł z konia, zabrał z juków plecak, z którym nie rozstawał się nawet na chwilę od opuszczenia Grecji. Powolnym krokiem zbliżył się do drzwi. Zastukał w nie pięścią kilka razy. Nikt mu nie odpowiedział.

Zakołatał ponownie i z pewnym ociąganiem, nie pasującym do mocarnej sylwetki, wysokim głosem poprosił:

– Otwórzcie, dobrzy ludkowie.

Posłyszał stłumione odgłosy wewnątrz, szepty, ktoś komuś kazał milczeć, po czym zapadła cisza.

Zastukał jeszcze raz. I jeszcze. Bez odpowiedzi. Westchnął i rzucił oskarżycielsko:

– Czyście zapomnieli, że gość w dom, bogi w dom?

Wiedział, że ten kobieco wysoki głos nie budzi respektu. Bucik, by Kasjuszowi dogryźć, wymyślał dla jego misji hasła takie jak „erekcja” czy „eunuch” i obscenicznie gestykulował dając mu dłoń do ucałowania. Cesarz często dowcipkował o tym, jak trybun używa po nocach swego tyłka.

Zgrzytnął zębami na samo wspomnienie, uniósł rękę by ponownie zapukać, ale powstrzymał się, słysząc odgłos przesuwania czegoś ciężkiego po drugiej stronie. Może odsuwali to, czym zaparli drzwi? Gdy jednak nadal nie było reakcji upewnił się, że musiało być wręcz odwrotnie, podparli je czymś dodatkowo.

– Otwórzcie proszę.

Z wnętrza dobiegł go drżący, starczy głos:

– Poniechajcie nas pani, proszę, odjedźcie.

To, że wzięli go za kobietę dodatkowo go rozsierdziło:

– Jeśli nie otworzycie, to mogę się srodze rozgniewać. Wierzajcie, nie chcecie wiedzieć, do czegom zdolny, gdym rozgniewany.

– Nie mamy niczego cennego. Ani srebra ani sukien.

– Nie przyjechałem was rabować. Jedyne, czego mi od was potrzeba, to suchego kąta dla mnie i konia, odrobinę paszy i strawy. Zapewnijcie to, a nikt nie ucierpi. Przeciwnie: jeszcze was za gościnę wynagrodzę.

Cisza. Jakieś szepty.

Kasjusz zastanawiał się przez chwilę, czy po prostu nie powiedzieć, kim jest. Ale po pierwsze nie wiedział, czy naprawdę by to pomogło, a po drugie, przecież chciał zachować swą tożsamość w tajemnicy.

Zniecierpliwił się:

– Albo wpuścicie mnie i zarobicie nieco grosiwa albo nie wpuścicie, a wtedy sam wejdę i pożałujecie, żeście na ten świat przyszli. Wybierajcie.

– Wpuścimy, panie, już odsuwam.

Po dłuższej chwili szurania i przesuwania, wreszcie drzwi się uchyliły i ukazała się w nich stara, wysuszona głowa, przypominająca nadpaloną dynię na tyczce.

– Salve – powiedział starzec odsuwając się w niezręcznym ukłonie.

Kasjusz wszedł do sieni. Wielka beka kiszonej kapusty rozsiewała intensywny zapach, który nie mógł jednak zabić reszty woni domostwa. Wojownik postąpił parę kroków, do głównej izby.

Czwartą jej część zajmował olbrzymi, bielony piec. Prosta przegroda z patyków odgraniczała kurzyniec pod kuchnią od reszty pomieszczenia, zza rozwieszonych starych, płóciennych szmat dobiegały jakieś stukoty i wyglądały spomiędzy nich płochliwe oczy. „Więc tam stary ukrył swój cały babiniec” – pomyślał Kasjusz. Pomyślał, że Felinie nie podobało by się tutaj. Narzekałaby na smród kapusty, spoconych, niemytych nigdy ciał, drobiu i tej pary krów, dla których stanowisko uczyniono po lewej stronie izby. Na półmrok i odgłosy zwierząt. Na ciekawskie spojrzenia zza kotary.

Kasjuszowi nic z tego nie przeszkadzało. Cieszył się, że strop jest dobrze uszczelniony i na kark nie siąpi mu woda. A najbardziej się cieszył, że w takiej biedzie nie mógł mieszkać nikt znany, a już na pewno nikt, kto by go rozpoznał.

Wyjął z sakiewki dwie sestercje i pokazał starcowi:

– Dostaniesz jutro, jeśli się dobrze tu wyśpię. A teraz pójdę po moje rzeczy, ty zajmij się koniem, przynieś trochę wina i jadła.

Starcowi, który dotąd wyglądał, jakby spodziewał się w każdej chwili pchnięcia nożem, zalśniły oczy na widok monet.

– Będziecie spali panie tam – wskazał posłanie na zapiecku pokryte skórami – zwykle tam śpię z żoną, to najlepsze miejsce. Konia wprowadzić tutaj, obok krów, czy może być z kozami?

– O ile kozy nie płochliwe, to może być i z kozami.

Kasjusz wyszedł na zewnątrz, wziął broń i oddał wodze wieśniakowi. Ten przywołał szybko niewolnika czy może jednego z synów, który zaprowadził konia do zagrody obok domu.

Trybun położył plecak na zapiecku, tak by stale dobrze go widzieć.

Kasjusz wypił wino, pochwalił całkiem niezłą zupę, którą mu podała żona właściciela chaty, wypytał o wieś i okolicę i poszedł się położyć na zapiecku.

– Znajda, choć tu! – zawołał starzec.

Zza kotary wyszła kulejąc młoda dziewczyna. Miała krzywy zgryz i ślady po ospie na twarzy.

– Może nie najpiękniejsza, panie, ale jeszcze nie ruszana – powiedział stary, a do Znajdy rzucił – położysz się z panem i grzecznie zrobisz wszystko co zechce.

Niewolnica wyglądała na przestraszoną, ale widać było, że nie chce zawieść starego, więc uśmiechnęła się, pokazując krzywe zęby.

Kasjusz nie pamiętał już kiedy miał kobietę, a choć kulawa dziewczyna go nie pociągała, to przecież w tym półmroku nie wyglądała aż tak źle. Nie ma co zaglądać darowanemu koniowi w zęby, przyda się trochę spuścić pary z lędźwi.

Potem spojrzał na plecak, zdusił przekleństwo i odparł:

– Nie trzeba.

Stary uderzył dziewczynę w twarz, z rozwalonej wargi popłynęła krew.

– Idź już, nie widzisz, że obrzydzasz pana? Żadnego z ciebie pożytku.

– Nie o to chodzi – odparł Kasjusz chwytając starca za rękę. Nie wiedzieć czemu zrobiło mu się żal tej niewolnej. – Po prostu – rzucił okiem na plecak – jestem za bardzo zmęczony. Miałbyś tu nieco nici? Igłę mam, ale nici mi się skończyły.

– Mam, mam, a jakże. Znajda! Nie ślimtaj tylko przynieś nici dla pana.

– I daj więcej światła. Muszę dobrze widzieć.

Wieśniacy udawali, że nie interesują się na co mu przybory do szycia, ale gdy tylko Kasjusz wyciągnął strój z plecaka i zaczął nad nim pracować, co chwilę łowił zaciekawione spojrzenia. O dziwo, grube paluchy, nawykłe do miecza, w ostatnich dniach coraz lepiej radziły sobie z igłą.

Pomyśleć, że jeszcze niedawno, gdy wyciągał koszulę z grobowca, była tylko zakurzoną, oblepioną pajęczynami szmatą. W niczym nie przypominała tego jak powinien wyglądać Płaszcz Nadziei. Kasjusz w Aternum kupił farbę do tkaniny, ale nie był zadowolony z efektu: nadal znalezisko – mimo że oczyszczone, odnowione, z ponaszywanymi symbolami greckich bogów: Zeusa, Hefajstosa, Ateny i Afrodyty – odbiegało mocno od opisów. Czy Bucik nie uzna, że Kasjusz zawalił misję?

Jak przybędzie do stolicy, będzie musiał pofarbować raz jeszcze.

A może tylko mu się tak wydawało? Doszył mocniej jedną ze wstążek, które wcześniej przygotował.

Chciał nadać szacie lekkość, ale wciąż zdawała się ciężka jak morderstwo.

Przemknęło mu przez myśl, że wieśniacy, gdy już im strach minie, będą go po odjeździe długo wyśmiewać. Że nie dość, że piszczy babskim głosem, to jeszcze ima się babskich zajęć.

Niech wyśmiewają, póki mogą – pomyślał gniewnie – już niedługo nikt na to się nie waży.

 

* * *

Jeźdźcy, przynajmniej ci z przodu, mieli pod płaszczami tuniki ekwitów i spathy. Trzymający się z tyłu, uzbrojony w topór, karykaturalnie wielki wojownik na nieproporcjonalnie małym koniku, bez wątpienia był Galem.

– Wieziesz coś, co nigdy nie powinno trafić do tyrana – powiedział jadący na przedzie, niewysoki, gładko ogolony chłopak.

Kasjusz milczał przyglądając się im spod półprzymkniętych powiek.

– Oddaj nam, co do ciebie i tak nie należy, a nic złego nikomu się nie stanie.

Kasjusz nadal milczał. Młodzik podjechał do niego bliżej.

– Nic nie odpowiesz, trybunie?

– Przepuśćcie mnie. – Pognał konia i wjechał pomiędzy nich.

– Myślisz, że naprawdę tak trudno wytropić rabusia grobów, gdy jest nim potężny drab, o zakazanej mordzie i o babskim głosie?

Jeźdźcy zaśmiali się.

– Kasjusz Cherea, a może Kasjusz Hetera?

– Czy to prawda, co opowiada twój pan, psie, że dajesz… – Słowa utonęły w bulgocie krwi. Kasjusz wyrwał z gardła chłopaka sztylet i rzucił nim w Gala. Gal uchylił się. Kasjusz wydobył miecz, ciął bliższego z jeźdźców, obrócił i ciął kolejnego nim zdążyli zareagować.

Gal i pozostali dwaj ekwici ruszyli na trybuna próbując zaatakować równocześnie z trzech stron, ale utrudniały to konie pokonanych. Kasjusz sztychem dosięgnął jednego z jeźdźców, uchylił się przed ciosem drugiego i zaszarżował na Gala.

Ten ostatni był szybki, bardzo szybki. W normalnych warunkach pewnie Kasjusz nie uniknąłby uderzenia jego topora. Ale warunki nie były normalne i trybun dobrze o tym wiedział. A przeciwnicy nie.

Gal wybałuszył oczy w zdziwieniu gdy jego broń nie trafiła tam gdzie przewidywał. Miecz Kasjusza zakończył życie barbarzyńcy i jeśli się jeszcze czemuś Gal mógł dziwić, to nie na tym świecie.

Ostatni z przeciwników próbował uciec, ale niełatwo się ucieka z rozoranymi plecami.

Trybun dobił go szybkim pchnięciem.

Wytarł w tunikę trupa miecz i pojechał dalej.

Ku miastu.

 

* * *

 

Przybył do stolicy późnym popołudniem i z początku zamierzał udać się wprost do pałacu. Jednak wspomniawszy, jak źle został przyjęty po fiasku poszukiwań Miecza Gniewu i Pancerza Pamięci, będąc pewnym, że szata nadal nie przypomina Płaszcza Nadziei znanego z opisów, wstąpił najpierw do jedynej, niezamkniętej jeszcze taberny, kupić farby do tkanin i nowe nici, a następnie ruszył poszukać ustronnego miejsca, gdzie mógłby w spokoju popracować nad szatą.

Prowadząc konia za uzdę, szedł szybko, nie niepokojony przez nikogo. Z końskiego grzbietu widział może dalej ale niekoniecznie więcej. Zresztą, dość się już wytrząsł w siodle. Rozglądał się uważnie, lustrował ściany, okna i łuki, zaglądał w przycienione portyki i w nieliczne ludzkie twarze. Nie obawiał się już, że ktoś go rozpozna. Tak blisko celu nie powinno już to mieć żadnego znaczenia.

Ulice, które nawet o tej porze, za czasów Tyberiusza wypełniałby różnobarwny tłum, świeciły pustkami. Nie było lektyk, ani wiecznie śpieszących się przechodniów, jedynie zwały brudu i podobni tym brudom, przykucnięci przy ścianach żebracy anemicznie wyciągający przed siebie ręce, bez wiary w otrzymanie jakiejkolwiek jałmużny.

Niewielka gospoda zachęcała sugestywnymi freskami przedstawiającymi porwanie Sabinek. A także, z wszelkimi lubieżnymi szczegółami, co z nimi czyniono potem.

Trybun wszedł do sali jadalnej. Jasnoskóre niewolnice chichocząc stawiały na kamiennych stołach amfory z winem i talerze z posiekanymi warzywami lub mięsiwem. To, jak reagowały na dłonie gości błądzące pod ich tunikami, wskazywało, że nie na roznoszeniu potraw kończy się ich rola. Uderzył go kontrast między jasną, ale brudną, biedną i śmierdzącą ulicą i wesołym towarzystwem wewnątrz. Jedynie smród był ten sam. A może nawet gorszy.

Kasjusz zamówił wino, umówił nocleg i idąc do wyznaczonej izby, mimo że lędźwie bolały straszliwie od długotrwałego postu, odmówił towarzystwa ładnej, młodej, czarnowłosej meretrix, która się do niego łasiła. Odmowa przyszła mu z trudem, bo głód kobiety palił go potężnie, a dziewczyna była śliczna. Z trudem tym większym, że ta młódka jako chyba jedyna rzecz tutaj, nie śmierdziała, wręcz przeciwnie, pachniała piżmem i drzewem sandałowym.

Póki jeszcze było dość jasno usiadł przy oknie, wydobył szatę, farby i nici i zaczął szyć. Sam się zdziwił, jaką przyjemność mu sprawiało poprawianie tego stroju. A jednak skręcało go, że nie wziął sobie tej meretrix. Może szyć też potrafiła?

Ale nie, prosić ją o to byłoby zbyt niebezpieczne.

W końcu, już przy świecach, uznał rzecz za skończoną, schował szatę, podłożył sobie plecak pod głowę, zdmuchnął światło i niemal natychmiast zasnął.

 

* * *

 

Obudził go zimny dotyk na szyi. Było ciemno, ale rozpoznał, że to sztylet.

Uniósł rękę i dotknął dłoni trzymającej ostrze. Dłoni niewątpliwie kobiecej.

– Nie ruszaj się – usłyszał syknięcie, bardzo znajome, przywodzące dawne wspomnienia. Pomyślał, że w tej sytuacji, bolesna erekcja z jaką się obudził, jest dziwnie nie na miejscu. A zarazem bardzo na miejscu.

To ta meretrix? Nie, ona pachniała piżmem i drzewem sandałowym, a od tej biła przyjemna, dziwnie znajoma woń jeżyn i czegoś co przywodziło na myśl dzikie zwierzę, panterę lub lamparta.

– Felina? Dawno się nie wiedzieliśmy.

– I się nie zobaczymy. Zniknę stąd nim mnie zobaczysz.

– Już coś tam widzę. – Rzeczywiście, wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności. Felina. Wydoroślała trochę. Jej usta były pełniejsze. Podobnie piersi i uda. Ale nadal to była ta sama Felina, szczupła i zwinna.

Łagodnie wyjął jej sztylet z ręki.

– Gdybyś chciała mnie zabić, dawno byś to zrobiła.

– Nie przyszłam cię zabijać.

– Tęskniłem.

– Tak? – zaśmiała się. – A ja wcale.

Poprowadził jej dłoń w dół, w kierunku rozpaczliwie sterczącej i wygłodniałej części ciała.

– Bardzo tęskniłem.

Przez chwilę niedbale drażniła jego przyrodzenie, szepcząc:

– Jestem tu tylko w jednym celu.

Uderzyła boleśnie w żołądź i zabrała rękę:

– I nie jest nim zabawa ani wspominki. Było minęło.

– Po cóż więc wślizgujesz się do mego łoża?

– Po to, byś nie zrobił drugiej najgłupszej rzeczy w życiu.

– A jaka była pierwsza?

– Zostawienie mnie. Z brzuchem.

– Spędziłaś przecież płód.

Felina w ciemności rzuciła głową w nagłym zaprzeczeniu.

– Nieważne. Nie po to tu jestem, dziadygo. Oddaj Płaszcz Nadziei. Nie może trafić w ręce tyrana.

– Czemu?

– Jak to, czemu? Nie rozumiesz, jaki to potwór? Nie pamiętasz co zrobił z twoją rodziną? Co zrobił… z nami?

– Oczywiście, że pamiętam. Ale co to ma do rzeczy? Co zmieni, czy oddam mu ten kawałek rozsypującej się szmaty, czy nie?

Wstała gwałtownie. Jej smukła sylwetka przysłoniła otwór okienny. Sięgnął po krzesiwo i kilkoma wprawnymi ruchami zapalił świecę. Felina nadal była piękna. Może nawet jeszcze piękniejsza.

– Znienawidziłam cię, gdy zniknąłeś. Pogardzałam, że ode mnie uciekłeś, gdy najbardziej cię potrzebowałam. Ale nigdy nie miałam cię za głupca.

– Nigdy cię nie zostawiłem.

– Zgaś świecę. Nie patrz tak na mnie.

– Nie oddam ci Płaszcza.

– Czyżbyś naprawdę nie wiedział, czym jest? I co się stanie, gdy wpadnie w ręce tej bestii?

– To bezwartościowa szmata. Bucik się w niej trochę poprzechadza. Ponapawa nową zabawką. I tyle.

Rzuciła się ku świecy, ale osłonił płomień przed Feliną, jednocześnie ją łapiąc i wykręcając rękę.

Obrócił ją gwałtownie i zbliżył do siebie.

– Zgaś świecę.

– Nie zostawiłem cię.

– Łgarz! – Splunęła mu prosto w oczy.

Nie próbował wytrzeć śliny. Pewnie zasłużył na to splunięcie. Miast tego przysunął usta tuż do jej ust i szepnął:

– Nigdy cię nie zostawiłem. Nigdy.

Spróbował ją pocałować, ugryzła go w wargę. Przesunąwszy językiem po zakrwawionych ustach, uśmiechnął się. Przetarł twarz i powiedział:

– Nigdy nie zapomniałem twoich ugryzień, ani pazurów. Byłem najszczęśliwszym z ludzi. Opowiadałem wszystkim, że dasz mi syna.

Oczy przez chwilę mu zaśmiały się, zaszkliły, po czym znów wrócił do nich zwykły mrok.

– Cesarz wtrącił mnie do lochu, bo zakwestionowałem sens rozkazu. Czterdzieści dni o chlebie i wodzie. Potem dowiedziałem się, że spędziłaś płód i wyjechałaś.

Felina zaśmiała się gorzko.

– Więc tak ci powiedzieli?

– A nie tak było?

– Nie. Ale to bez znaczenia. Nie możesz tyranowi powieźć najpotężniejszej rzeczy na świecie.

– Najpotężniejszej rzeczy? Tego łacha? Naprawdę wierzysz w bajki, że to sama Pandora uszyła Płaszcz ze skrzydeł Nadziei?

– Grecy wierzą, że Pandora była pierwszą kobietą, pramatką całej ludzkości.

– I sprawczynią wszystkich nieszczęść, które na nas spadły.

– Afrodyta i Atena. Ninhursag, Tanit i Aszera. Cząstka każdej z nich była w prządce. Magia wielu bogów i bogiń. Ten kto nosi Płaszcz Nadziei nie musi się obawiać niczego.

– Tak sądzisz? Za dużą ufność pokładasz w bogach.

– Nie możesz zanieść mu tego płaszcza. Bogowie wybrali cię, byś go odnalazł, ale nie byś go zbezcześcił.

– Widziałem kilku bożych wybrańców. Słyszałem o wielu. Wiesz co ich łączyło?

Pokręciła głową.

– Puść mnie. Przyniosłam dobre wino.

– Przyniosłaś do mnie sztylet i wino?

– Tak, napijmy się.

– Nigdy nie zrozumiem kobiet.

Wykręcił jej rękę mocniej. Syknęła z bólu.

– Puść. Proszę.

Oswobodził ją, wstał z łoża i zapalił od świecy drugą i trzecią. Felina nie była już kruchą dziewczyną, którą pamiętał. Biło od niej dojrzałe kobiece piękno. Poczuł, że erekcja wraca.

Z bukłaka rozlała do czarek wino. Podała mu jedną z nich.

– Za spotkanie po latach – wzniosła toast. Jej słowa zabrzmiały fałszywie, ale nie przejął się tym, wychylił szybko czarkę. Wino miało palący, cierpki, gorzkawy smak. Dostrzegł, że Felina zbliżyła swą czarkę do ust, ale ani kropla wina do nich nie trafiła.

Uśmiechnął się kwaśno.

– Co jest w winie?

– Zaśniesz. Obudzisz się z bólem głowy. Ale nic ci nie będzie. A ja zabiorę Płaszcz. – Sięgnęła po plecak. Chwycił ją za włosy.

– Niczego mi już nie zabierzesz. A już na pewno nie Płaszcza Nadziei. Już dość nadziei mi zabrałaś.

Zaśmiał się gorzko.

– Chciałem osiedlić się z tobą w spokojnej okolicy. Spędzić ostatnie lata życia, patrząc jak nasz syn bawi się, dojrzewa, mężnieje. Ale pozbawiłaś mnie tej nadziei.

– Gadaj zdrów. Zaraz opadniesz z sił.

– Wyrobiłem sobie odporność na wszelakie trucizny. Jeśli nie chcesz mi dać dziś miłości, odejdź.

– Miłości? Nazywasz pofolgowanie twojej chuci miłością? Puść mnie, kup sobie tę „miłość” od jakiejś meretrix.

Posłusznie puścił ją.

– Odsuń się, wychodzę.

Nim zdążył zareagować porwała plecak i wyskoczyła przez okno. Zaklął i rzucił się za nią.

 

* * *

 

Felina była szybka. Bardzo szybka. I biegła jakby gnała ją sama śmierć.

Co w sumie nie było zbyt dalekie od prawdy, bo Kasjusz wyglądał jak sama śmierć. Oczy tchnęły szaleństwem, twarz wykrzywiała się we wściekłości. Stopy stukotały o bruk ulicy, jakby biegł za nią nie człowiek, a spiżowy posąg.

Dziewczyna potknęła się, co ją wybiło z rytmu. Ale biegła dalej. Przecież staruch się zaraz zmęczy i odpuści. Nie mogło być inaczej. Jeszcze tylko parę kroków i da za wygraną. Jeszcze. Parę. Kroków.

Szarpnięcie plecaka niemal ją przewróciło. Odwróciła się tylko po to, by dostrzec maskę gniewu, w jaką się zmieniła twarz Kasjusza.

Chwycił ją za włosy i powalił gdzieś w stertę śmieci. Przygniótł swym ciężarem.

Wydobyła sztylet i pchnęła nim na oślep, ale trybun wyrwał go jej z dłoni, następnie bez trudu obie jej ręce ujął w swoją prawicę i podciągnął je wysoko nad głowę. Lewa ręka pretorianina wzniosła sztylet i nagła błyskawica bólu przeszyła dłonie Feliny. Kasjusz przyszpilił sztyletem jej ręce do jakiegoś kawałka drewna, które tu leżało.

Wrzasnęła.

Podniósł się i wziął plecak.

Z trudem pokonując ból wykrzyczała:

– Nie spytasz, co się stało z naszym dzieckiem?

– Jak już wyjmiesz sztylet, przemyj ranę. I nie pokazuj się mi więcej.

– Dopiero co mówiłeś o nadziei, którą ci odebrałam, a nie chcesz wiedzieć, co się stało?

– A co się mogło stać? Pozbyłaś się go.

– Kiedy cię tak długo nie było, przyszłam spytać, gdzie jesteś. Kaligula kazał mnie przyprowadzić do siebie. Wyśmiał mnie. Powiedział, że uciekłeś do Germanii.

– Nigdzie nie uciekłem. Byłem w lochu.

– A potem mnie zgwałcił. Ale nie to sprawiło, że poroniłam. A to co się stało potem.

Kasjusz z trudem przełknął ślinę.

– A co się stało potem? – spytał w końcu, po dłuższej chwili milczenia.

– Oddał mnie swoim psom do zabawy. Twoim towarzyszom broni. Nie wiem ilu ich było, bo po dwudziestym straciłam rachubę. Nadal chcesz mu dać Płaszcz Nadziei?

Trybun wyszarpnął sztylet z jej dłoni i odparł:

– Nadal. Teraz jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek.

Z niedowierzaniem spoglądała na swoje krwawiące ręce to na twarz Kasjusza. Ten wyciągnął z plecaka zwój szmat i zaczął owijać jej dłonie. Felina w pośpiechu szeptała:

– Nie rozumiesz, że to potwór? Jeśli nie obchodzę cię ani ja, ani nasz syn, pomyśl o tysiącach ludzi, którzy cierpią. Zatopił dwa tysiące statków dla kaprysu. Miasto głoduje. Nigdy nie było takiej biedy, nędzy, śmierci. Takiego okrucieństwa. Nie widzisz tego?

– Widzę.

– I nic z tym nie zrobisz.

– Gdy Bucik był mały, uratowałem jego ojca Gajusza Germanikusa. Odtąd mój los splótł się z losem jego rodziny. Z losem cesarstwa. Jestem pretorianinem. Przysięgałem mu wierność. Moim obowiązkiem jest służyć imperium.

– Jesteś jeszcze większym potworem niż twój pan.

– Może. A teraz odejdź.

 

* * *

Bucik siedział jak zwykle niedbale rozparty na tronie.

– A więc? Co nam znów przyniosłeś babo? Tyle razy już mnie zawiodłeś, męska dziwko za dwa obole. Czy taka ciota jak ty potrafi choć raz zrobić, co należy?

Dworzanie i żołnierze zaśmiali się. Śmiali się zresztą już wcześniej, gdy Kasjusz wchodził do sali. Żartowali nawet z tego, że przy boku nosił aż trzy miecze. I z jego pękatego stroju i znoszonego płaszcza.

Trybun zdawał się nie przejmować tymi drwinami. Skłonił się, kładąc prawicę na piersi:

– Masz rację, panie, zawodziłem cię wielokrotnie. Nie udało mi się odnaleźć Miecza Gniewu, który należał do samego Marsa, a który potrafi spopielić każdego przeciwnika. Ani Pancerza Pamięci po który mnie wysłałeś do Grecji.

Cesarz zaśmiał się:

– Pamiętam! A obiecałeś mi, zarzekałeś się na wszelkie świętości, że go zdobędziesz! Słynny Pancerz Pamięci, który do walki przywdziewała Pallas Atena! I gdzie go szukałeś? W grobie Heraklesa? Cóż on by tam mógł robić? Cóż byś tam mógł znaleźć poza prochami herosa? Koszulę Dejaniry? Och, nawet nie, bo ona też spłonęła na stosie. Więc czegóż tam szukałeś?

Kasjusz wyciągnął przed siebie plecak i złożył go na marmurowej posadzce.

– Masz rację, o najmądrzejszy. Ale tym razem udało mi się znaleźć Płaszcz Nadziei. Artefakt, który czyni noszącego go odpornym na wszelkie przeciwności losu. I oto go u twych stóp kładę. Hołd oddając, twoim stopom.

– Widzicie go? Nauczył się mówić. Choć dalej piszczy jak baba.

Kaligula wstał z tronu i postąpił w stronę Kasjusza.

– No, pokaż to cudo, niech nacieszę oczy!

Trybun się ukłonił i wyjął z plecaka szatę. Płaszcz olśniewał kolorami i zdobieniami.

– No już – Kaligula niecierpliwił się. – Podaj mi go!

Kasjusz usłużnie podał strój cesarzowi.

– Jak myślicie? Powinienem od razu go założyć? Nie słyszę? Co? Oczywiście, że powinienem, prawda?

Cesarz zaśmiał się, zrzucił tunikę i odział się w przyniesiony przez Kasjusza strój. Pasował idealnie.

Kaligula okręcił się parę razy i spytał:

– No i jak? Czyż nie wyglądam bosko?

Dworzanie w pośpiechu wykrzykiwali pochwały. Kasjusz tylko stał i się gorzko uśmiechał.

– Co to jest? – spytał nagle cesarz – Dlaczego… dlaczego tak wszystko… coś ty mi dał trybunie? Cioto? Dlaczego mnie tak wszystko pali?

Próbował w panice zdjąć strój, ale ten przywarł do ciała i nie pozwalał się oderwać.

– Zabijcie go! Zabijcie! – rozkazał. – To zamach na waszego cesarza!

Pretorianie rzucili się z mieczami na Kasjusza. Spadło na niego naraz kilkanaście ostrzy… nie czyniąc najmniejszej szkody. Pretorianie ranili się nawzajem próbując zadać ciosy trybunowi.

Tymczasem Kaligula wił się na posadzce w coraz większym bólu. Drapał, gryzł, próbował ze wszystkich sił zrzucić z siebie przeklętą szatę – bezskutecznie.

Pretorianie cofnęli się. Strażnicy na galeriach uzbrojeni w łuki próbowali zastrzelić Kasjusza, ale strzały omijały go.

– No już, uspokójcie się – Kasjusz wyjął Miecz Gniewu i wskazał nim jednego z łuczników, który zaczął płonąć żywym ogniem i po chwili obrócił się w kupkę przypominających gorejący żużel szczątków.

– Ogłoście, że nastały rządy nowego cesarza, Kasjusza Drususa Cherei.

– A co z Kaligulą?

– Wrzućcie to ścierwo do ognia. A jak już się do cna wypali, wytrzepcie popiół i kości i przynieście mi z powrotem Koszulę Dejaniry.

 

Koniec

Komentarze

wink Pierwsze koty za płoty…

No dobra:

Nie jechałby tędy, gdyby ostrożność nie kazałaby

Trochę to się gryzie, jak wyżej ilustracja z tytułem. Trybuni (tak wynika z dalszego tekstu)

nosili pióropusze w poprzek hełmu a toto w ręku, to nie sztylet, tylko typowy gladius – 

czyli miecz. Wino (zatrute) “wydudlił” wcześniej, co zresztą widać po grymasie na twarzy…

 

w błotnistą drużkę.

Heh, a miały być “aptekarskie czynności”… A tu proszę – koniem wjechał prosto w jakąś

miejscowa druhnę (drużka to inaczej druhna). No chyba, że jednak w dróżkę był wjechał…

 

W niczym nie przypominała tego jak powinna wyglądać Płaszcz Nadziei.

Coś tu się stało niedobrego z gramatyką…

 

mimo że lędźwia bolały straszliwie od długotrwałego postu,

Hehe, już w czasach rzymskich medycy wiedzieli, że TO nie boli… Nadprodukcja jest usuwana

samoistnie.

 

To tyle, na znak, że byłem i czytałem…smiley

dum spiro spero

Dzięki, Fascynatorze za odwiedziny. 

Babole zaraz poprawię.

 

Co do ilustracji – może po prostu ją usunę, bo może wprowadzać w błąd, jeśli większej liczbie czytelników będzie to przeszkadzać.

 

Kasjusz podróżował incognito, więc z pewnością nie wyglądał tak jak na tym obrazku.

Oczywiście masz rację, że to gladius (miecz piechoty), jednak jak wynika z tekstu Kasjusz miał przy sobie jeszcze dwa inne miecze i pugio – czyli właśnie sztylet.

Może przeniosę po prostu ilustrację niżej – to gryźć się będzie mniej?

 

 

Co do poniższego, też pozwolę się nie zgodzić:

Hehe, już w czasach rzymskich medycy wiedzieli, że TO nie boli… Nadprodukcja jest usuwana

samoistnie.

Owszem, szczególnie w młodszym wieku występują polucje (szczególnie nocne), ale dyskomfort związany z abstynencją seksualną (nie tylko psychiczny) dotyka około jednej trzeciej mężczyzn. I nie mówię tu tylko o zjawisku znanym z angielska blue balls (gdy ból jąder wynika z przedłużonego podniecenia seksualnego z brakiem ejakulacji, co powoduje lokalny wzrost ciśnienia, który nie ustępuje zbyt szybko – w odróżnieniu od erekcji ciał jamistych i gąbczastych, która to jeśli nie jest niczym blokowana, szybko mija – zresztą to uczucie jest podstawą jednego ze współczesnych kinków rozpowszechnionego wśród masochistów – a mianowicie zamykania genitaliów w klatkach czystości, i poddawania się bodźcom erotycznym, by uzyskać podniecenie bez możliwości nawet erekcji, nie mówiąc już o jego rozładowaniu – i w efekcie silny ból jąder).

Ból jąder występuje też w związku z jak to napisałeś “nadprodukcją” (swoją drogą, nie ma czegoś takiego jak nadprodukcja nasienia, po prostu organizm mężczyzny produkuje je stale – ale to nieistotny szczegół semantyczny), zjawisko to wiąże się z faktem, że samoistne usuwanie nadmiaru nasienia z czasem staje się coraz mniej skuteczne.

Nie wygląda to oczywiście tak samo u wszystkich ludzi, niemniej to samoiste pozbywanie się nasienia jest po prostu niewystarczające. Prowadzi to do narastającego dyskomfortu lub bólu w jądrach, spowodowanego tym razem nie lokalnym nadciśnieniem, a nagromadzeniem nasienia.

Swoją drogą dłuższy brak aktywności seksualnej w przypadku mężczyzn ma o wiele groźniejsze konsekwencje zdrowotne, niż tylko ból jąder. I jak to zwykle bywa, są to konsekwencje krótko– i długotrwałe.

Do tych pierwszych zaliczyć można zmianę konsystencji i składu nasienia (zmienia się też jego kolor i smak, ale to powiedzmy szczegół estetyczno-kulinarny :) ), zmienia się proporcja cukrów prostych (fruktozy i glukozy) do kwasu mlekowego, zazwyczaj w nasieniu jest o wiele mniej żywych plemników, co prowadzi do bezpłodności (oligospermii). Obniża się też poziom produkowanego przez jądra testosteronu. Zwykle te zmiany ustępują po jakimś czasie po ponownym podjęciu współżycia.

Innym, dość paradoksalnym objawem są… problemy z erekcją i jej utrzymywaniem (w przypadku bohatera tego opowiadania, oszczędziłem mu tegoż, choć kto wie – może te przypadki dość silnych wzwodów opisane w tekście były odosobnione?).

Są też konsekwencje długotrwałe: rak jąder, najądrzy a przede wszystkim rak prostaty. To ostatnie jest najlepiej zbadane. Z badań wynika, że rozsądnym poziomem aktywności seksualnej pozwalającym na znaczne obniżenie prawdopodobieństwa raka prostaty jest co najmniej 21 ejakulacji w miesiącu (choć im więcej, tym ryzyko niższe, po prostu 21 to punkt przegięcia na wykresie, podobnie jak wiek 28 lat w przypadku zagrożenia ciąży).

 

Dłuższy brak aktywności seksualnej w przypadku kobiet oczywiście też jest niezdrowy, ale to może temat na inny wykład ;-)

 

Ufff… naprodukowałem się troszkę jak na sobotę rano – jeśli byłoby potrzeba rozwinę temat, bo dotknąłem tylko wierzchołka góry lodowej.

 

Dzięki, Fascynatorze jeszcze raz za odwiedziny i “rozdziewiczenie” tekstu, lecę poprawiać co wskazałeś!

 

A jeśli nie byłoby to nadmiarem uprzejmości z Twojej strony, czy mógłbym prosić też o wskazanie, co sądzisz o opowiadaniu jako takim (a nie tylko jego warstwie ortograficznej i… fizjologicznej)? Czy jest aż tak złe, że z delikatności postanowiłeś pozostawić te aspekty utworu bez komentarza?

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

smiley

Heh, uprzejmości nigdy dosyć…

Jim to taka klasa sama w sobie, że wychwalanie twórczości wydaje się aż nieprzyzwoite.

No bo przecież wiadomo… Sprawnie i z dużą lekkością przeprowadzona intryga. Finał

nie zaskoczył, ale wpasowany idealnie. Wszystkie hiperbole, oksymorony i inne

synekdochy gdzie trzeba i jak trzeba. Krew się leje fachowo, flaki fruwają w powietrzu,

niebinarny trybun robi swoje… No cacko. Rzym – to jeden z moich ulubionych okresów.

No i oczywiście znakomita adaptacja konkursowej szaty… Podobało się.

yes

dum spiro spero

Heh, Fascynatorze, gdybym wiedział, że ktoś mą grafomanię tak może postrzegać, to bym nie cisnął o opinię, bo to troszkę tak, jakby ślicznotka o swej śliczności przekonana domagała się komplementów od milczącego pana, który na jej widok po prostu zaniemówił ;-)

Więc wybacz mi proszę tę moją pychę (która zawsze przed upadkiem kroczy).

Finał szykowałem praktycznie od początku – zostawiając tyle wskazówek, jaki on będzie, by każdy mógł się domyśleć – wolałem przedobrzyć w tę stronę, niż w przeciwną. Może dlatego, że mnie samego jako czytelnika najbardziej irytuje finał owszem zaskakujący, ale niczym nie zapowiedziany.

Mam jednak nadzieję, że niektórych odbiorców jednak zdołam zaskoczyć – może nie samym końcem Kaliguli (jeśli ktoś zna choć odrobinę historię tego okresu, to wie doskonale że Kasjusz Cherea w istocie Kaligulę zabił) ale sposobem w jaki się to dokonało (w naszym świecie dokonał tego mieczem, ściślej: gladiusem).

 

Pomyślałem może, że może i warto przytoczyć parę ciekawostek:

– Kasjusz Cherea mimo muskularnej budowy, rzeczywiście miał bardzo wysoki głos i cesarz drwił z niego na każdym kroku

– Kasjusz rzeczywiście uratował życie ojcu Kaliguli, Germanikowi, dlatego cesarz mu ufał (co nie przeszkadzało mu kpić z Kasjusza przy każdej możliwej okazji)

– Bucik w utworze zwraca się do Kasjusza słowami “męska dziwko za dwa obole” – nie jest to przypadkowe – διώβολον („diobolon”, kobieta za dwa obole), było wówczas jednym z określeń prostytutki

– Skoro jesteśmy już przy prostytutkach, słowo meretrix można by przetłumaczyć jako “kobieta zrabiająca” (od merere, zarabiać) nie mylić z kobietą pracującą (poniżej)

 

– określenie “villa rustica” użyte w utworze oznacza dosłownie willę (rezydencję) wiejską – w istocie te rezydencje były perełkami architektonicznymi i poniekąd nasze ziemiańskie dworki się na nich wzorowały (nie pod względem planu budowy – villa rustica zwykle miała w centrum duże atrium lub wręcz wewnętrzny dziedziniec) – ale funkcji i stylu

– spatha to miecz kawaleryjski, dłuższy od gladiusa

– Via Tiburtina to jedna z głównych rzymskich dróg (jak wiadomo wszystkie prowadzą do Rzymu), przeszywająca półwysep wskroś a nie wzdłuż, niejako (w przybliżeniu) w układzie równoleżnikowym, a nie południkowym jak choćby dużo bardziej znana Via Appia

– Aternum to port po drugiej stronie półwyspu. Kasjusz mógł wybrać drogę morską z Grecji do Rzymu, ale trudniej byłoby mu zachować incognito podczas takiej podróży

– Kaligula rzeczywiście spowodował kryzys ekonomiczny w Rzymie, głód i biedę, na skutek własnych kaprysów, nie chodziło jedynie o idiotyczną politykę monetarną i celną, ale między innymi o takie pomysły jak zatopienie dwóch tysięcy statków… po co je Bucik zatopił? Otóż poprzednik Kaliguli, a zarazem jego stryjeczny dziadek, Tyberiusz, przestrzegał, by Kaliguli nigdy nie dać żadnej władzy, bo zakończy się to katastrofą, powiedział nawet, że “Kaligula tak się nadaje na cesarza, jak konie z jego wozu do jazdy po zatoce Baiae”.

Kaligula zapamiętał te słowa i później zatopił dwa tysiące obciążonych kamieniami statków w zatoce Baiae (dziś zwanej Zatoką Neapolitańską) w dwóch szeregach, a na nich wybudował drogę, by móc przejechać po tak utworzonym moście tam i z powrotem.

Zarekwirowanie i zatopienie tak dużej liczby statków handlowych spowodowało, że dostawy żywności do Rzymu stały się niewystarczające, zapanował głód.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Przeczytałam.

Nie napiszę tego, czego oczekujesz, lub w moim mniemaniu chciałbyś przeczytać. Opowiadanie mnie bardzo poruszyło, niby śmieszne, głos Kasjusza robi swoje, ale nie o to w istocie idzie. Wrażliwość mi zaimponowała. “Błoto, błoto, błoto”, bo taka jest właśnie prawdziwa bieda. Garbata i brzydka. Pozostawiona sama sobie, a jednak dzieli się z gościem, tym co ma najlepsze.

Strój, czyli wrażliwość jest zawsze szyta na miarę. Do jednych przylega empatią, innych pali.

 

Mogłabym więcej, ale wiem, że widzę nie to, co należy.

 

Pozdrawiam serdeczniesmiley

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Witaj, Jimie. :)

Piękna opowieść, bardzo w Twoim stylu. :)

Trzymałeś w napięciu, świetnie opowiadając o charakterze, wędrówce, przemyśleniach oraz fortelu Kasjusza. :) Szalonego Kaligulę i jego morderstwa pamiętam ze znakomitego serialu “Ja, Klaudiusz”. :) 

 

Puki jeszcze było dość jasno usiadł przy oknie, wydobył szatę, farby i nici i zaczął szyć. – tu dostrzegłam ortograf

Wstawiłabym jeszcze masę przecinków, ale to moja mania, pewności nie mam, niestety. :) 

Klikam, powodzenia w konkursie. :) 

Pecunia non olet

@GOCHAW

Dziękuję za odwiedziny i przeczytanie.

 

Nie napiszę tego, czego oczekujesz, lub w moim mniemaniu chciałbyś przeczytać.

Nie śmiem nawet zgadywać, jakie jest to Twoje mniemanie (choć chętnie bym je poznał), ani to zgadywanie wzajemnych oczekiwań.

Z reguły o swych oczekiwaniach piszę wprost, bo jestem prostym człowiekiem.

 

Opowiadanie mnie bardzo poruszyło

To chyba dobrze?

 

Wrażliwość mi zaimponowała.

Słodzisz ;-) Taki ze mnie wrażliwiec, jak z czołgu chirurg.

 

Do jednych przylega empatią, innych pali.

Bardzo ładnie to ujęłaś.

 

Mogłabym więcej, ale wiem, że widzę nie to, co należy.

A kto ustala co widzieć należy?

Dopóki nie przybędzie tu Tarnina ze swoim podręcznym zestawem nie znoszących sprzeciwu absolutyzmów, niczego nie należy, żadnych sztywnych reguł nie ma i jako rzekł Protagoras – jedynie człowiek jest miarą wszechrzeczy :)

Co prawda nie do końca zgadzam się z Rolandem Barthesem co do śmierci autora (chyba nawet pisałem to niedawno przy innej okazji) – ale co do ducha tych twierdzeń – na pewno. Vacter to kiedyś fajnie ujął (losowy cytat z mędrca Vactera) – że utwór tworzy się kilkukrotnie – najpierw jak autor czyta i przeżywa, co go tam inspiruje, potem – gdy to zapisuje, aż wreszcie gdy to co autor zapisał odczytuje czytelniczka.

I jak oboje żyją (pamiętam o tej mowie pogrzebowej dla Ciebie, ale nie ma niezbitej pewności, że umrzesz przede mną) – to jeszcze może być kolejna iteracja, że czytelniczka może autorowi pokazać jak czyta jego dzieło i okaże się wtedy, że autor był pisząc głupi, głupszy od swego pisania, bo nie dostrzegł, nie zrozumiał w pełni, dlaczego coś napisał, i dlaczego napisał tak a nie inaczej. I dlaczego tak właśnie musiał, a nie nijak inaczej.

A że jestem mądralą (smurf ważniak skrzyżowany ze smurfem marudą i trochę ze smurfem lalusiem) i lubię się wymądrzać, to lubię wyjaśniać jak rozumiem cudze utwory – i jak rozumiem właśne. Ale jeszcze bardziej lubię, gdy czytelniczka odnajdzie w nich coś, czego z początku sam nie dostrzegłem. Bo przecież autor jest tylko maszyną przetwarzającą wzorce – nie musi tych wzorców rozumieć, ani czuć.

 

@bruce

Babola ortograficznego poprawiłem, dzięki!

Co do przecinków najpewniej masz rację, ja na nie jestem po prostu ślepy – za małe kurde są.

Moja wada niedostrzegania błędów zresztą ma swoje poważne konsekwencje.

Dwa tygodnie temu zrobiono płytę nagrobną i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku.

Dziś za sprawą siostry ciotecznej dowiedziałem się, że jest oczywisty błąd w imieniu. Imieniu, które przecież mnóstwo razy. A jednak nie dostrzegłem, że kamieniarze strzelili babola. Niestety tak mam od dziecka, mylę litery np. b z p, czy y z u itp. – i co gorsza, mam bardzo dużą trudność dostrzec, czy coś jest napisane źle czy dobrze. A przecinków czy kropek – autentycznie praktycznie nie widzę. Znaczy ja wiem, że one gdzieś tam są, stawiam je tam gdzie mi się wydaje, ale potem umykają jakoś mej percepcji.

 

Cieszę się, że Ci się opowieść spodobała :) Dziękuję za klika i życzenia powodzenia w konkursie :)

 

Co do genialnego serialu “Ja, Klaudiusz”, to sam Klaudiusz pasowałby do Twojego ostatniego tekstu o tytule Zaimek – bo Messalina z pewnością była kobietą nie tylko rozpustną (co powiedzmy można jeszcze usprawiedliwiać) – ale przede wszystkim – niegodziwą.

A jak już jesteśmy przy Klaudiuszu, który podobnie jak Tyberiusz, był bardzo rozsądnym cesarzem, rządzącym w bardzo szalonych czasach – jego poprzednikiem był czarny charakter tego tekstu – Kaligula, a następcą – niewiele od Kaliguli lepszy – Neron (widziałem ostatnio porównanie byłego prezydenta stanów Joe Bidena do Klaudiusza – ciekawe… w ciekawych czasach żyjemy), to jak wiadomo miał on wadę wymowy, jąkał się nieustannie. Na pierwszych moich studiach, gdy próbowaliśmy odpowiadać na pytania asystentów na ćwiczeniach, jeden z doktorów zwykł nas popędzać słowami: “no, wyduście to z siebie, Klaudiusze”, z reguły jak cała grupa za bardzo “Klaudiuszowała” to lecieliśmy z zajęć i trzeba było je przychodzić zaliczać z inną grupą (dzięki takiej praktyce rocznik się dobrze poznawał, lol) :)

 

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za odwiedziny :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Fajna historia. Jakoś odczuwam wspólnotę duchową z Autorem, który też sięgnął po ubranka występujące w mitologii greckiej. Płaszcza Nadziei nie kojarzę, ale za to szatkę z finału – jak najbardziej.

Innymi słowy – podoba mi dostosowanie do wymogów konkursowych.

To, że przypomniałam sobie, kto nosił ksywę Bucik, sprawiało dodatkową satysfakcję.

Czyli czytało się przyjemnie, chociaż początkowe opisy biednej wioski trochę mi się dłużyły.

Babska logika rządzi!

Cześć, Jimie!

 

Początek trochę rozwleczony, a mało istotny – przerzuciłem sobie na Kindle’a i na koniec pierwszej sceny pokazało mi 40%.

Bohater przez większość tekstu wydawał się działać wbrew logice, ale wszystko naprostowałeś na sam koniec – ciekawy twist. Co teraz z Feliną? Każe ją sprowadzić do siebie?

W ogóle starożytny Rzym to bardzo wdzięczny temat, szczególnie w połączeniu z mitami – wykorzystałeś to w dobry, satysfakcjonujący sposób. Pewnie nie wszystko jest według kanonów mitologicznych, ale masz bardzo wyraźne nawiązania, co może skłaniać do samodzielnych eksploracji tematu.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,

Tę Dejaniry palącą koszulę,

A stań jak wielkie posągi bezwstydne,

Naga – w Styksowym wykąpana mule,

Nowa – nagością żelazną bezczelna –

Niezawstydzona niczym – nieśmiertelna!

 

Czytało mi się przyjemnie, sprawnie poprowadzona akcja jest chyba najmocniejszym aspektem opowiadania, chociaż masz też sporo dobrze uchwyconych w migawkach zachowań, obserwacji społecznych. Najpierw byłem ciekaw, co się dalej stanie, a z tą chwilą:

Wiedział, że ten kobieco wysoki głos nie budzi respektu. Bucik, by Kasjuszowi dogryźć, wymyślał dla jego misji hasła takie jak „erekcja” czy „eunuch” i obscenicznie gestykulował, dając mu dłoń do ucałowania.

zrozumiałem, że nie mamy tutaj jakiegoś przypadkowego Kasjusza, lecz Kasjusza Chereę we własnej osobie; przypomniałem sobie, że obaj cenimy Gravesa. Od tej chwili wiedziałem, że w finale Bucik zginie kopnięty przez starego konia, na którym dzieckiem jeździł. Przez to chyba nabrałem zbytniej pewności i dałem się nabrać, że Kasjusz wiezie tylko przypadkową starą szmatę, choć przecież wspominał, iż znalazł ją w grobowcu. Może gdyby jakaś wzmianka, że szyje w rękawicach, że ma na dłoniach świeże ślady oparzeń – ale może nie chciałeś ułatwiać.

Co mi przeszkadzało – mam wrażenie fragmentaryczności, prawie jak gdyby tekst pochodził ze środka powieści. Z jednej strony dość intrygująca kwestia, jak główny bohater zdobył swoje moce, jacy bogowie czy inne siły nadprzyrodzone pomagają mu w jego zadaniu. A także: dlaczego wieść o tej misji roznosi się i najwyraźniej poważne grupy interesu nie parskają na nią śmiechem, tylko próbują przeszkodzić. Z drugiej strony ciąg dalszy: zakończenie jest otwarte, można się zastanawiać, czy w tym świecie historia potoczy się jak u nas, czy zupełnie inaczej (i co, jeżeli w ogóle coś, z rozwojem wątku romantycznego). Sama Felina także ciekawa, chciałoby się o niej więcej dowiedzieć: nietypowa jak na rzymskie realia postać agentki czy wojowniczki, pewnie też ma jakieś moce nadprzyrodzone, skoro narracja odnotowuje jej niezwykły zapach i dziwnie lekko traktuje obrażenia, które nawet w naszych czasach mogłyby skończyć się trwałym kalectwem.

Wielokrotnie wspominasz o plecaku, a o nie w czasach rzymskich chyba byłoby trudno: https://romanrecruit.weebly.com/the-marching-pack.html.

Niestety, z redakcją – zwłaszcza interpunkcją – jest bardzo źle. Odsieję tylko dla przykładu kilka błędów z początku:

Minąwszy wzgórze, wjechał pomiędzy niskie zabudowania.

Kasjusz, niespiesznie jadąc wśród skarlałych zabudowań, rozglądał się bacznie

Przy okazji: powtórzenie rzeczownika “zabudowania” w bardzo niewielkim odstępie.

Parę dni temu(-,) próbujący go otruć czarownik(-,) tak był zaskoczony faktem

nadając okolicom jasny wygląd, a ich mieszkańcom(-,) roześmiane, radosne, beztroskie twarze.

zastanawiając się: kto takich nieokrzesańców tu osiedlił?

I dwa szczegóły, które mocno rzucają się w oczy na końcu:

– Gdy Bucik był mały, uratowałem jego ojca Gajusza Germanikusa.

– Ogłoście, że nastały rządy nowego cesarza, Kasjusza Drususa Cherei.

Bądź co bądź myślę, że poziom opowiedzianej historii jest na tyle wysoki, iż punkcik do Biblioteki stanowczo się należy. Dziękuję za podzielenie się tekstem i pozdrawiam!

Jimie, ściskam… heart Kiedy wybiera/zamawia się taką płytę, niewiele się myśli o napisie i poprawności językowej, wiem to doskonale. sad

A mnie usterki w tekstach zdarzają się ogromnie często… 

Wspomniana przeze mnie w innym tekście rzymska trucicielka m. in. zamordowała właśnie Klaudiusza. :) Porównywanie Was na studiach, niczym w “Sposobie na Alcybiadesa” Niziurskiego. :) 

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

To, jak reagowały na dłonie gości błądzące pod ich tunikami, wskazywało, że nie na roznoszeniu potraw koczy się ich rola.

Chochliki w natarciu :)

 

Z drobniejszych grzeszków autorskich, dwa razy tłumaczysz spathę. Pewnie fragmenty były pisane w różnym czasie.

 

To teraz właściwy komentarz:

 

Świetnie zbudowany świat i nastrój w “błotnistej” wiosce. Powyżej widzę komentarze, że rozwleczone – ani trochę mi to nie przeszkadzało, bo obraz był spójny, a każdy szczegół tylko dodawał mu wyrazistości. Nie było to powtarzanie, tylko dokładanie nowych elementów.

 

Świetny dialog głównego bohatera z Feliną. Cała scena mi się podobała, łącznie z odgadywaniem tajemnicy związanej z dzieckiem. Przekonująca chemia między nimi, sam lubię tworzyć takie niegrzeczne pary bohaterów, więc wczułem się błyskawicznie.

 

Finału można się spodziewać od połowy opowiadania, ale odczytałem to jako rozwiązanie zagadki sugerowanej czytelnikowi między wierszami, więc nie byłem znużony, tylko zadowolony, że zgadłem. Jest to dobry zabieg angażujący.

 

W skrócie – dobre i wciągające!

Jimie, przeczytałem tekst i komentarze. Nic dodać, nic ująć. Podoba mi się taka alternatywna wersja historii. Myślę, że słusznie ostrzegłeś maturzystów, bo Twoja twórcza wyobraźnia uwodzi/zwodzi. Powodzenia w konkursie i klik zasłużony. :)

Nie będę długo chwalił – opowiadanie jest bardzo dobre i wszyscy przedpiścy lepiej ode mnie opisali, dlaczego.

 

Również cierpię na poważną ślepotę przecinkową, więc jeśli faktycznie były w tym braki, to – przynajmniej mi – w najmniejszym stopniu nie przeszkadzały w odbiorze.

 

Pozdrawiam

@Finklo

Cieszę się (i pękam z dumy), że poczułaś ze mną autorską więź. Ja najczęściej czuję głęboką więź z tymi autorami, którzy nie piszą, bo wszelakie blokady zdarzają mi się o wiele częściej niż okresy, gdy coś tworzę, więc to, że osoba tak Twórcza i płodna jak Ty, odczuwa wspólnotę duchową z takim “pisarzem Schrodingera” jak Jim, jest bardzo budujące :)

Może stwierdzenie Jonasza Kofty (parafrazę Norwida), że “poetą się nie jest, poetą się bywa” – można rozciągnąć też na prozę?

 

Mitologia grecka jest przepastną krainą, z której można wyciągać różne wersje mitów w nieskończoność, bo większość nie miała jednej ustalonej fabuły, a przynajmniej kilka.

Jednak wśród rozlicznych wersji mitu o Pandorze, mimo że rzeczywiście w kilku z wersji miała z Nadzieją wiele wspólnego (Nadzieja miała być ostatnim bytem uwięzionym w puszce Pandory, na samym dnie, którą powracający Epimeteusz zdążył zatrzasnąć po wypuszczeniu przez żonę na ludzkość wszystkich nieszczęść – kiedy jednak Nadzieja słabym głosem prosiła by i ją wypuścić, małżeństwu żal się zrobiło i wypuściło Nadzieję… czy to znaczy, że tak naprawdę Nadzieja jest nieszczęściem? ;-) ), to jednak Grecy, o ile mi wiadomo, czegoś takiego jak Płaszcz Nadziei nie wymyślili.

Myślę jednak, że choć to niezgodne z “literą” mitów (przynajmniej tych, które nie zostały zapomniane), to jednak zgodne z ich duchem i starożytni by się ze mną zgodzili, że taki płaszcz Pandora mogłaby utkać. A jeśli by już go utkała, to z pewnością broniłby przed wszelkimi nieszczęściami, smutkiem i zwątpieniem.

Cieszę się, że w czasie lektury pojawiła się satysfakcja, mam nadzieję, że nie tylko ta, spowodowana przypomnieniem sobie kim był Bucik.

Do dłużących opisów odniosę się niżej, zbiorczo.

 

 

@Krokus

Początek trochę rozwleczony, a mało istotny – przerzuciłem sobie na Kindle’a i na koniec pierwszej sceny pokazało mi 40%.

 

Do dłużących opisów odniosę się niżej, zbiorczo.

 

Bohater przez większość tekstu wydawał się działać wbrew logice

 

Prawda? Ale ludzie poza kartami opowiadań też potrafią zadziwiająco uparcie działać wbrew logice i jakże często – wbrew własnemu interesowi.

Cieszę się, że twist naprostował i się spodobał. Co do Feliny – pozostawiam tu pole interpretacji czytelnikom. W pierwotnej wersji tekstu (którą troszkę potem przeedytowałem i skróciłem) – o Felinie było więcej, między innymi o tym skąd pochodzą jej własne nadprzyrodzone moce – i może wtedy by się nie zdała aż tak bezwolną istotką, którą ot, bez trudu cesarz Kasjusz Cherea może sobie wezwać. Znaczy: wezwać oczywiście może i doprowadzona przed jego oblicze zostanie, ale co dalej?

Cieszę się, że i Ty podobnie jak Finkla, znalazłeś tu satysfakcjonującą rozrywkę :)

Nie, nie, jak wyjaśniłem powyżej – kanonów mitologicznych się tu nie trzymałem – coś takiego jak Płaszcz Nadziei (o ile mnie pamięć nie zwodzi) nigdzie nie istniało. To mój autorski pomysł.

 

@Ślimak Zagłady

Gdy pasja autora spotyka się z pasją czytelnika to czytanie utworu może być satysfakcjonującą gonitwą, ale czasem może się stać grą, w której wszystkie karty od początku są odkryte. Ale i gra w odkryte karty może przynieść zaskoczenia, i te Twoje zaskoczenie mnie tu szczególnie raduje.

Owszem, mogłem pisać coś o oparzeniach – ale zauważ, że Płaszcz Nadziei, którego Kasjusz ani na chwilę nie zdejmował, chronił go przed wszelakim złym wpływem – przed mieczami, strzałami, zatrutym winem, więc najpewniej i przed krwią centaura, która zatruwała szatę Dejaniry.

 

Pomysł, by napisać o tym konkretnym Kasjuszu, a nie o kimś zupełnie losowym, przyszedł mi do głowy na skutek lektury utworów bruce – przecież ona pisze o właśnie o powszechnie znanych historycznych postaciach, a jednak potrafi w swych alternatywnych historiach sporo namieszać i tym bardziej jest satysfakcjonująca lektura jej utworów im się więcej na temat danej postaci czy okresu historycznego wie.

Co do inspiracji… inspirację Gravesem wskazywała już bruce i oczywiście się jej nie wypieram, chyba nikt nie pisał o czasach wczesnego pryncypatu tak dobrze jak on. Owszem, lubię na przykład naszego Aleksandra Krawczuka, czy książki dotyczące po prostu kultury materialnej Rzymu czy Grecji, czy też ich życia codziennego, ale jednak każda jest fragmentaryczna, żadna nie daje takiego odczucia zanurzenia w Rzym jak Graves.

Tak czy siak, troszkę się uśmiechnąłem pod nosem, że takiego wyjadacza udało mi się poniekąd trochę nabrać (choć nie bardzo) – i ta szata z cichej wyciągnięta mogiły zdała Ci się jedynie nieistotną szmatą.

Gdyby nią rzeczywiście była, chyba bym się nie wpisał w ramy konkursowe, czyż nie?

Choć kto wie, może jury uznałoby jednak, że szata pozbawiona magicznych właściwości, a spełniająca swoją rolę w blefie wpisywałaby się w konkursowe ramy?

 

To na razie tyle, do reszty Twojego komentarza i komentarzy @bruce, @marzana, @Koali75 i 

@GalicyjskiegoZakapiora odniosę się w kolejnej chwili wolnego czasu.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, Ciebie nikt nie musi inspirować (a już absolutnie nie ja!). smiley

Pecunia non olet

@bruce jak zwykle jesteś zbyt skromna.

Jestem prostym facetem, bez inspirujących kobiet, nie napisałbym ani przecinka.

Zresztą – i tak przecinków zwykle mam za mało.

Inspirujących kobiet – też.

smiley

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Początek wydał mi się nieco przydługi, ale kiedy sprawy już ruszyły, toczyły się żwawo, dostarczając wielu zaskakujących wrażeń, z których nie wszystkie były do przewidzenia, ale opisane bardzo zajmująco, co sprawiło, że kiedy dotarłam do ostatniej kropki po ostatnim zdaniu, odczułam wielką satysfakcję z lektury, zwłaszcza że finał okazał się zaskakujący.

Chciałam zgłosić opowiadanie do Biblioteki, ale widzę, że jest już komplet głosów.

 

Przykra odmiana po pięknych willach, jakie minął w Tiburze… → Przykra odmiana po pięknych willach, które minął w Tiburze

 

Nie mogło to jednak zabić smrodu świeżego obornika, rozkładu i zgnilizny, jakie tu dominowały. → Nie mogło to jednak zabić smrodu świeżego obornika, rozkładu i zgnilizny, które tu dominowały.

 

pełna odgłosów i szmerów cisza-nie-cisza wypełniała to miejsce: przemoknięte kozy żałosnym beczeniem skarżyły się na ciasnotę zagród, pobrzmiewały odgłosy narzędzi, stłumione westchnienia, dziecięcy płacz oraz trudne do zidentyfikowania, żałosne piski.

I wszechobecne odgłosy taplania się w błocie. → Czy to celowe powtórzenia?

 

młoda dziewczyna w wyraźnej ciąży, zginająca się pod ciężarem koromysła. → To słowo pochodzenia ukraińskiego – czy na pewno było znane w czasach tego opowiadania?

 

Nasunął na twarz mocniej kaptur. → A może: Bardziej nasunął kaptur na twarz. Lub: Lepiej osłonił twarz kapturem.

 

to mogę się srodze wkurzyć. Wierzajcie, nie chcecie wiedzieć, do czegom zdolny, gdym wkurzony. → Czy to nie nazbyt współczesne określenie?

 

jeszcze wam za gościnę wynagrodzę. → …jeszcze was za gościnę wynagrodzę.

 

mu na kark nie siąpi woda. → …i na kark nie siąpi mu woda.

 

wziął broń i oddał lejce wieśniakowi.Lejce służą do powożenia zaprzęgiem, a Kasjusz jechał wierzchem, więc: …wziął broń i oddał wodze wieśniakowi.

 

więc swymi krzywymi zębami uśmiechnęła się do wojownika. → Uśmiechamy się ustami, nie zębami, choć w uśmiechu można zobaczyć zęby. Czy zaimek jest konieczny?

więc uśmiechnęła się, pokazując krzywe zęby.

 

Ostatni z przeciwników próbował uciec, ale ciężko się ucieka z rozoranymi plecami. → Ostatni z przeciwników próbował uciec, ale trudno/ niełatwo się ucieka z rozoranymi plecami.

Ciężko a trudno – Poradnia językowa PWN

 

mimo że lędźwia bolały straszliwie… → …mimo że lędźwie bolały straszliwie

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika lędźwie.

 

– Najpotężniejszej rzeczy? Tego łachu? – Najpotężniejszej rzeczy? Tego łacha?

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika łach.

 

Pokręciła przecząco głową. → Zbędne dookreślenie – czy mogła pokręcić głową potakująco?

 

Ze skórzanego bukłaka rozlała do czarek wino. → Zbędne dookreślenie – bukłak jest skórzany z definicji.

 

– Za spotkanie po latach – wzniosła czarkę w górę. → Masło maślane – czy mogła wznieść czarkę w dół?

Wystarczy: – Za spotkanie po latach – wzniosła czarkę.

 

Felina zbliżyła swą czarkę do ust, ale ani kropla wina nie trafiła do ust. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …Felina zbliżyła swą czarkę do ust, ale ani kropla wina do nich nie trafiła.

 

Lewa ręka pretorianina wzniosła do góry sztylet… → Jeszcze jedno masło maślane.

 

– Dopiero co chrzaniłeś o nadziei, którą ci odebrałam… → Czy to określenie nie jest zbyt współczesne?

 

Słynny Pancerz Pamięci, którego do walki przywdziewała… → Słynny Pancerz Pamięci, który do walki przywdziewała

 

Spadło na niego naraz kilkanaście ostrzy… nie czyniąc mu najmniejszej szkody. → Czy drugi zaimek jest konieczny?

 

ale strzały omijały go nie czyniąc mu żadnej szkody. → Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem prostym facetem, bez inspirujących kobiet, nie napisałbym ani przecinka.

Zresztą – i tak przecinków zwykle mam za mało.

Inspirujących kobiet – też.

 

laugh Jimie, masz tę najważniejszą: Muzę, niczym w piosence “Pod Budą” – “co nad dachami leci…”:

https://www.youtube.com/watch?v=cfHCNGgd6sM

laugh

Pecunia non olet

Pokręciła przecząco głową. → Zbędne dookreślenie – czy mogła pokręcić głową potakująco?

Jeśli pochodzi z terenu Bułgarii – tak laugh Tylko autor może rozstrzygnąć taką wątpliwość wink

Nazbierało mi się tych komentarzy… a nadal czasu brak.

Ale – @Ślimak Zagłady @bruce (już 2 razy!), @marzan (troszkę poniżej odpiszę na en drugi komentarz), @Koala75 i @GalicyjskiZakapior nie zapomniałem o Was – odpiszę…

 

I Tobie też,

@regulatorzy

jak tylko znajdę trochę czasu! Powprowadzam oczywiście Twoje poprawki (już częściowo to zrobiłem) i odniosę się do komentarza

 

@marzan

Jeśli pochodzi z terenu Bułgarii – tak laugh Tylko autor może rozstrzygnąć taką wątpliwość wink

Nie, w jej backstory nie ma bułgarskiego pochodzenia, jest Rzymianką, choć mocno powiązaną z Egiptem a ściślej z kultem bogini Bastet – ale to wyrzuciłem z tekstu, bo nie uznałem tego za zbyt istotne dla czytelnika, jak również wyjaśnienia jej nadnaturalnej odporności i regeneracji.

 

Wybaczcie proszę mą opieszałość. 

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i dziękuję za odwiedziny – a odpowiedzi – za jakiś czas – będą.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Wybaczcie proszę mą opieszałość. 

Jimie, wybaczam! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Jimie, jestem u Ciebie, w krainie starożytnej Italii. Nie jestem żadnym ekspertem od tych czasów, ani słownictwa z tym związanego. Ale zobaczyłam zarówno bogate, piękne wille z kolumnami w stylu jońsko-korynckim, jak i biedne wsie, ubłocone, pochowane we własnych chatach przed obcym światem. Interesujący bohater, inny, wyśmiewany, a jednak nie poddający się upokorzeniu. Wręcz uparty i zdeterminowany, bo przecież nie narzeka po babsku na to, co go spotyka na dworze. Poczułam, że go podziwiam za tą nieustępliwość, odporność na zniewagi i konsekwencję. 

Ciekawe użycie konkursowej szaty. Okrutne i skuteczne. 

Z uwag chyba jedynie przecinkoza, sama nie jestem w tym dobra, ale coś tam rzuciło mi się “na oczy”. 

 

Bucik(,) by Kasjuszowi dogryźć(,) wymyślał dla jego misji hasła takie jak „erekcja” czy „eunuch” i obscenicznie gestykulował(,)dając mu dłoń do ucałowania.

Zapewnijcie to a, nikt nie ucierpi.

Tu z kolei przecinek w złym miejscu. 

 

Inni Ci już tu powypisywali  korekty, więc napiszę tylko, że dałabym Ci klika, ale masz komplet! :) No to jest taki wirtualny! 

Pozdrawiam! :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

@Ślimak Zagłady

Co mi przeszkadzało – mam wrażenie fragmentaryczności, prawie jak gdyby tekst pochodził ze środka powieści.

 

Każda historia, jest zawsze wyrwana ze środka jakiejś większej opowieści ;-) Ale rozumiem, że chciałbyś poczytać jak Felina zdobyła swoje moce a jak je zdobył Kasjusz itp. Myślę jednak, że większości czytelników to nie obchodzi, a moje światy zawsze są dużo większe niż zawarte w nich opowieści. Za chwilę by trzeba tu pokazać nie tylko Rzym ale i Grecję i Egipt, a to by przekroczyło budżet już na same dekoracje i statystów, nie mówiąc o plenerach ;-)

 

Z drugiej strony ciąg dalszy: zakończenie jest otwarte, można się zastanawiać, czy w tym świecie historia potoczy się jak u nas, czy zupełnie inaczej

Z pewnością nie potoczy się tak jak u nas, bo jak doskonale wiesz, po Buciku cesarzem został nasz ulubiony jąkała, na którego rozkaz Kasjusz został zgładzony (jak sam chciał – tym samym mieczem, którym zabił tyrana). W tej wersji historii to Kasjusz zostaje cesarzem, do tego wyposażony w szereg magicznych artefaktów – co by z pewnością Rzymem w jakiś sposób wstrząsnęło. Ale czy Kasjusz byłby dobrym cesarzem? Raczej bardzo wątpliwe.

 

(i co, jeżeli w ogóle coś, z rozwojem wątku romantycznego)

Zostawiłem to wyobraźni czytelnika :)

 

Wielokrotnie wspominasz o plecaku, a o nie w czasach rzymskich chyba byłoby trudno

 

W sumie to trochę mi to zgrzytało w czasie pisania, ale sądziłem (naiwnie), że nikt nie zauważy. Chodziło mi raczej o plecak w sensie funkcji niż dokładnego wykonania. Niestety nie zbadałem sprawy co do tych “marching-pack” – i myślałem o jakimś tobołku albo sakwach – ale ani jedno ani drugie (z różnych przyczyn) mi tam nie pasowało, ordynarny worek – choć lepszy – też nie wydawał się dobry, bo skoro Kasjusz trzymał tam takie rzeczy jak igły i nici, to ten pakunek wymagałby troszkę ustrukturalizowania, większego niż zwykły wór.

Nadal nie mam pomysłu czym ten plecak zastąpić, więc chwilowo – tak zostanie – chyba, że podpowiesz jakieś konkretne sformułowanie / nazwę – która byłaby dla mnie satysfakcjonująca.

Dzięki za wszelkie poprawki – myślę, że wszystkie zarówno Twoje jak i pozostałych – zastosowałem.

I cieszę się, że mimo wskazanych przez Ciebie mankamentów, historia zasłużyła Twoim zdaniem na Bibliotekę.

 

@bruce

Jimie, ściskam… heart Kiedy wybiera/zamawia się taką płytę, niewiele się myśli o napisie i poprawności językowej, wiem to doskonale. sad

 

Pomyłka była po stronie kamieniarzy, a nie po naszej. Dziś całkiem to zdemontowali, mieli już dawno poprawić, ale efekt jest taki, że w tej chwili nie ma żadnej płyty nagrobnej, ani takiej kamiennej książki, która miała też być. Ehhh… szkoda gadać.

 

A mnie usterki w tekstach zdarzają się ogromnie często… 

Nie aż tak często jak mnie.

 

Sposób na Alcybiadesa to jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa :)

Podziwiam Twoją wiedzę historyczną, @bruce, i ogólnie zapał i pasję jaką widzę u Ciebie w wyciąganiu ciekawych historii i ciekawych postaci. Nie myślałaś o napisaniu jakiejś książki popularyzatorskiej?

 

laugh Jimie, masz tę najważniejszą: Muzę, niczym w piosence “Pod Budą” – “co nad dachami leci…”:

Już się pogodziłem, że niestety muszę sobie radzić bez muz – prawdę mówiąc, teraz, na starość to odechciało mi się nawet ich szukać :)

 

@marzan

Z drobniejszych grzeszków autorskich, dwa razy tłumaczysz spathę. Pewnie fragmenty były pisane w różnym czasie.

 

Zgadza się, tekst powstawał dość długo i niejako w bólach :) Niepotrzebne podwójne tłumaczenie – usunięte.

 

Świetnie zbudowany świat i nastrój w “błotnistej” wiosce. Powyżej widzę komentarze, że rozwleczone – ani trochę mi to nie przeszkadzało, bo obraz był spójny, a każdy szczegół tylko dodawał mu wyrazistości. Nie było to powtarzanie, tylko dokładanie nowych elementów.

I tym Twoim komentarzem pozwolę sobie odpowiedzieć wszystkim tym, którzy uważają ten początek za rozwleczony. Jeden rabin powie tak, drugi powie inaczej – to raz, a po drugie, ten rozwleczony i “mało ważny” początek – miał jednak dla mnie istotne znaczenie, w pokazaniu zarówno świata, Kasjusza, jego wspomnień o Felinie jak i niejako mimochodem – samej szaty (czy też szmaty ;-) ).

 

Świetny dialog głównego bohatera z Feliną. Cała scena mi się podobała, łącznie z odgadywaniem tajemnicy związanej z dzieckiem. Przekonująca chemia między nimi, sam lubię tworzyć takie niegrzeczne pary bohaterów, więc wczułem się błyskawicznie.

 

Tak, ten dialog parę razy zmieniałem by uzyskać taką ostateczną formę – jednak od początku miałem w głowie pomysł, że właśnie tak on ma wyglądać – chodziło tylko o szczegóły wykonania, jego struktura, to co bohaterowie ukrywają i co przed sobą odkrywają (zauważ, że nie chodziło tylko o dziecko – Felina sądziła, że Kasjusz ją opuścił) – od początku właśnie takie miało być.

 

Finału można się spodziewać od połowy opowiadania, ale odczytałem to jako rozwiązanie zagadki sugerowanej czytelnikowi między wierszami, więc nie byłem znużony, tylko zadowolony, że zgadłem. Jest to dobry zabieg angażujący.

Cóż – ze śmierci Bucika nawet przez chwilę nie zamierzałem robić tajemnicy, przecież każdy kto zna historię tego okresu wie, że jak to Graves włożył w usta Sybilii:

Bluźnierstwo da Rzymowi i truciznę.

Umrze kopnięty przez starego konia.

Na którym dzieckiem jeździł.

Kaligula trucizną (w znaczeniu dosłownym) nie gardził, zresztą była to częsta wówczas metoda pozbywania się politycznych wrogów czy konkurentów (a gdy na którego trucizna była za słaba, zawsze można było dodusić poduszką czy pchnąć sztyletem) – co mi podsunęło myśl o początkowej scenie z Kasjuszem jadącym i popijającym zatrute wino (to było też potrzebne, by on później był odporny na próbę otrucia go czy też uśpienia przez Felinę).

 

W skrócie – dobre i wciągające!

To cieszy :)

 

@Koala75

Jimie, przeczytałem tekst i komentarze. Nic dodać, nic ująć. Podoba mi się taka alternatywna wersja historii.

A mi się zawsze podoba obecność przyjaznego misia pod moimi tekstami :)

 

Myślę, że słusznie ostrzegłeś maturzystów

 

Tak, nie chciałbym, żeby ktoś na podstawie tego opowiadania uczył się mitologii czy historii starożytnego Rzymu :)

 

@GalicyjskiZakapior

 

Nie będę długo chwalił – opowiadanie jest bardzo dobre i wszyscy przedpiścy lepiej ode mnie opisali, dlaczego.

Autorskie serce zawsze potrzebuje na równi – krytyki i pochwał. Krytyki by nie spocząć na laurach, pochwał – by wiedzieć, że się ma dla kogo pisać. I te pochwały nie muszą być wcale rozbudowane (bo jak są rozbudowane, to autor się rumieni :) ) czasem wystarczy jak Anet – jedno słowo: fajne :)

 

Również cierpię na poważną ślepotę przecinkową

Poważna choroba, na szczęście nie zakaźna.

 

@regulatorzy

Wreszcie wrzuciłem wszystkie Twoje poprawki, za które bardzo dziękuję!

 

Początek wydał mi się nieco przydługi, ale kiedy sprawy już ruszyły, toczyły się żwawo, dostarczając wielu zaskakujących wrażeń, z których nie wszystkie były do przewidzenia, ale opisane bardzo zajmująco, co sprawiło, że kiedy dotarłam do ostatniej kropki po ostatnim zdaniu, odczułam wielką satysfakcję z lektury, zwłaszcza że finał okazał się zaskakujący.

Co do przydługiego początku – pisałem wyżej – może jeszcze dorzucę jedno zdanie, że jak na mnie to i tak rozbiegówka jest wyjątkowo krótka :)

Cieszę się, że było zajmujące, zaskakujące i przede wszystkim – satysfakcjonujące :)

 

Chciałam zgłosić opowiadanie do Biblioteki, ale widzę, że jest już komplet głosów.

Dziękuję za chęć – to dla mnie wyróżnienie niezwykłe, że kto jak kto, ale Ty byś chciała widzieć mój tekst w Bibliotece :)

 

@JolkaK

zobaczyłam zarówno bogate, piękne wille z kolumnami w stylu jońsko-korynckim, jak i biedne wsie, ubłocone, pochowane we własnych chatach przed obcym światem

Myślę, że ukazując świat warto pokazać nie tylko to co się błyszczy :)

 

Interesujący bohater, inny, wyśmiewany, a jednak nie poddający się upokorzeniu. Wręcz uparty i zdeterminowany, bo przecież nie narzeka po babsku na to, co go spotyka na dworze. Poczułam, że go podziwiam za tą nieustępliwość, odporność na zniewagi i konsekwencję. 

Cieszę się, że tak go odebrałaś, bo zależało mi na tym, by właśnie się tak prezentował, a nie jak kolejny bezmyślny mięśniak (mimo swej atletycznej sylwetki).

 

Ciekawe użycie konkursowej szaty. Okrutne i skuteczne. 

Dzięki :)

 

Twoje uwagi zastosowałem – dzięki :)

 

Inni Ci już tu powypisywali  korekty, więc napiszę tylko, że dałabym Ci klika, ale masz komplet! :) No to jest taki wirtualny! 

 

I za taki wirtualny bardzo dziękuję, kłanaiam się w pas :)

Przyda się, do walki z moim przekonaniem, że całe moje pisanie jest psu na budę :)

 

 

Widzę, że i juror wskoczył przeczytać moje wypociny…

 

Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam wszystkich serdecznie! 

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

…dorzucę jedno zdanie, że jak na mnie to i tak rozbiegówka jest wyjątkowo krótka :)

Jimie, cieszę się, że tym razem powściągnąłeś nawyk pisania jeszcze dłuższego wstępu. :)

Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy

Jimie, cieszę się, że tym razem powściągnąłeś nawyk pisania jeszcze dłuższego wstępu. :)

 

Niestety nie mogę obiecać, że tak będzie zawsze.

 

Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

Twoje uwagi zawsze mam za bardzo przydatne – nawet jeśli z jakąś się nie zgodzę (choć już nie pamiętam, kiedy ostatnio mi się to zdarzyło) – to nawet w takim przypadku daje ona mi coś do myślenia i sprawia, że bardziej się pochylam nad jakimś fragmentem tekstu i jego tworzywem – słowem.

A to jest bardzo cenne :)

I bardzo cieszę się, że się pod moimi tekstami pojawiasz, nawet pod tymi, które Ci nie w smak i zupełnie do gustu nie przypadają (chyba tak jest z większością niestety). Tym bardziej miło, że jednak raz na ruski rok uda mi się napisać coś, co uznasz za znośne, a nawet – jak powyższy utwór – satysfakcjonujące :)

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Niestety nie mogę obiecać, że tak będzie zawsze.

Jimie, liczę się z tym, ale wierzę, że masz dobre zamiary. :)

 

Twoja opinia o mnie jest szalenie budująca i motywująca. Ufam, że w przyszłości napiszesz wyłącznie takie opowiadania, które przeczytam z przyjemnością. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Twoja opinia o mnie jest szalenie budująca i motywująca.

 

Jak wiesz, ja rzadko chwalę ludzi (może wręcz za rzadko). Niestety brak mi tej empatii i ciepła, jakie ma bruce, żeby nie tylko w każdym człowieku, ale nawet w każdym dziele pióra (czy też raczej: klawiatury) coś dobrego znaleźć i na światło wydobyć. Parę osób tu komentujących robi naprawdę świetną robotę i “zderzenie” z ich komentarzami, nawet jeśli boli, to przynosi mi dużo dobrego (że też tak wymienię tylko Tarninę, Ślimaka, Krokusa… – lista oczywiście niepełna, musiałbym jeszcze parę nicków wymienić, a pewnie i tak bym kogoś przypadkiem pominął, więc wolę na tej trójce poprzestać) – ale Ty nawet na ich tle jesteś o tyle wyjątkowa, że przecież własnych tekstów tu nie zamieszczasz – nie znam poza Tobą ani jednej osoby, która zajmowałaby się tylko i wyłącznie czytaniem opek, a zarazem dawała tak wartościowe komentarze.

 

Ufam, że przyszłości napiszesz wyłącznie takie opowiadania, które przeczytam z przyjemnością. :)

 

I tu muszę Cię zmartwić, bo wiem – że tak się nie stanie. Wiem mniej więcej co lubisz (albo co przynajmniej mi się wydaje, że lubisz) i co by mogło Ci przynieść satysfakcję – a ja często w swojej prozie sięgam po rzeczy z gruntu… nieprzyjemne. Mroczne, niegodziwe – pokazujące człowieka zagubionego, pogruchotanego, albo nawet najbardziej podłe i wstydliwe strony ludzkiej natury. Mnie samego takie pisanie potrafi wymęczyć, wyżąć z sił, wydrenować do cna – i czytanie tego też pewnie nie dostarcza takiej zwykłej, normalnej, czytelniczej satysfakcji (choć wciąż mam nadzieję, że czegoś cennego czytelnikowi dostarcza).

Co mnie zmusza by tak pisać? Kto każe mi eksplorować te wszystkie kwestie moralnie wątpliwe, tworzyć bohaterów, których się nie da lubić i stawiać ich przed wyborami, z których żaden nie jest dobry? Pewnie ja sam. A raczej to, że sam nie jestem nawet w połowie tak dobry, jakbym chciał.

A optymizm tych moich tekstów – jest bardzo głęboko ukryty – więc dostrzega się tylko ich brud i siermiężność, a czytelnika może zdjąć obrzydzenie.

Niemniej jednak na pewno zdarzać mi się też będą takie teksty jak Wino i sztylet, gdzie dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane :)

W naszym prawdziwym świecie nie ma happy endów – Kasjusza za zabicie Kaliguli Klaudiusz skazał na śmierć.

Nie jestem pewien, czy odczucia Klaudiusza względem konieczności skazania na śmierć Kasjusza, były takie jak pokazuje Graves, ale z pewnością Klaudiusz był pragmatykiem i po prostu zdawał sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia jak Kasjusza skazać.

Co naprawdę względem tego czuł? Trudno powiedzieć. Ale fakt pozostaje faktem, że tyranobójca o piskliwym kobiecym głosie został zgładzony…

 

Więc ja i tak zawsze odmalowuję światy dużo lepsze od naszego rzeczywistego :)

 

Z tym, że im bardziej od tego rzeczywistego odbiegają – tym mocniej mam wrażenie, że przekłamuję, a dla mnie fantastyka to przede wszystkim sposób ukazywania prawdy.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

…nie znam poza Tobą ani jednej osoby, która zajmowałaby się tylko i wyłącznie czytaniem opek, a zarazem dawała tak wartościowe komentarze.

Jimie, raz jeszcze dziękuję za tak dobre o mnie mniemanie. :)

Owszem, tylko czytam, bo pisać nie potrafię – nie umiem tworzyć historii, ich bohaterów ani wymyślać słów, którymi mieliby mówić. Ale z przyjemnością czytam i łapankuję. ;)

 

I tu muszę Cię zmartwić, bo wiem – że tak się nie stanie.

I całe szczęście! Czy chciałbyś mieć do czynienia wyłącznie z literaturą powstałą na zamówienie wielkiej rzeszy czytelników i schlebiającą ich średnim wymaganiom? Pewnie nie. I ja także nie. Dlatego odwiedzam tę stronę, bo znajduję tu wszystko, często nawet mało fantastyczne teksty i nie zawsze warte zapamiętania, ale zawsze pozostaje nadzieją, że autor lichego tekstu zmobilizuje się i kiedyś napisze coś porządnego.

A Twoje teksty może do najłatwiejszych nie należą, ale to wcale nie znaczy, że powinieneś tworzyć inaczej i opisywać tylko fajne sprawy. Bo skoro piszesz o życiu, wolno Ci pisać o wszystkich, bo grzebiąc w zwykłych, codziennych sprawach, znajdziemy w nich wszystko. A jeśli trafi się opowieść traktująca o zdarzeniach mrocznych i nieprzyjemnych, to jeszcze nie znaczy, że nie będzie warta zapamiętania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Jim!

 

Przewidywalna, gdzieś od połowy, choć przednio podana opowieść w imperialnych klimatach, cudny obraz wsi spokojnej ze wszystkimi jej przymiotami i urokami. Strach i okrucieństwo w czystej postaci. Klimat tajemniczego, nieugiętego wędrowca dobrze oddany, choć trochę zbyt szybko – imho – dowiadujemy się, że on nie za bardzo może przegrać. Konfrontacja i cała relacja z Feliną wypada trochę infantylnie, samczo i stereotypowo, trochę taka krzyżówka Bonda z Brudnym Harrym, niezbyt pasująca do tego, co kiedyś rzekomo łączyło bohaterów. Ale napisane przednio, płynąłem przez historię ku zakończeniu, które z jednej strony wyszło pospiesznie, z drugiej przecież już i tak było wiadomo, co się święci, szata bardzo zgrabnie wykorzystana, a czy to ta, czy inna, Bucikowi przecież było wszystko jedno ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

@regulatorzy

Bo skoro piszesz o życiu, wolno Ci pisać o wszystkich, bo grzebiąc w zwykłych, codziennych sprawach, znajdziemy w nich wszystko. A jeśli trafi się opowieść traktująca o zdarzeniach mrocznych i nieprzyjemnych, to jeszcze nie znaczy, że nie będzie warta zapamiętania.

Cieszę się, że tak na to patrzysz :)

Czasem sobie myślę, że nie trafiłem w epokę, albo życie przemknęło bokiem ;-) Kiedyś, za młodu myślałem, zarozumiale, że po prostu wyprzedzam swój czas, w wieku średnim, że może jestem pogrobowcem czasów dawno minionych, minionych tak dawno, że nikt już o nich nie pamięta, a z pewnością – nikt już tak nie pisze. Teraz, na starość uświadamiam sobie coraz pełniej, że ani po mojej śmierci ani przed narodzinami nie znaleźli by się czytelnicy, którzy by mieli przemożną chęć zatapiać się w mojej prozie: mój sposób pisania nie pasuje ani do przyszłości, ani do przeszłości, może mnie po prostu rzuciło do jakiegoś równoległego świata, i tam gdzieś, czytelnicy daremnie czekają na takiego Jima ;-)

Może to by tłumaczyło, dlaczego tu wszystko wydaje mi się tak źle i idiotycznie urządzone ;-)

 

 

@krar85

Przewidywalna, gdzieś od połowy

 

Cóż, w tej historii nawet nie próbowałem być nieprzewidywalny – wszystko było od początku jasno określone, jest Kasjusz, jest Kaligula i Kalugila z rąk Kasjusza zginąć musi (przez chwilę – ale tylko przez chwilę – zastanawiałem się, czy nie rzucić jakichś błędnych tropów, które poddałyby to w wątpliwość) – to raczej tutaj miała być nieuchronność, jak u starożytnych Greków, gdy widzieli w sztuce dokładnie to, co i tak znali z mitów. Ananke (nie, nie ta portalowa) – nieuchronność.

 

przednio podana opowieść

Cieszę się, że sposób podania spełnił oczekiwania :)

 

Konfrontacja i cała relacja z Feliną wypada trochę infantylnie

“Wiesz, ludzie, ludzie są dziećmi dużemi” a infantylizm jest składową wielu miłości… i nienawiści również. Tylko obojętność jest dostojnie dorosła.

 

samczo i stereotypowo, trochę taka krzyżówka Bonda z Brudnym Harrym

A czego innego można by oczekiwać po twardzielu z gwardii pretoriańskiej? Kasjusz był jednym z tych facetów, którzy nie jedzą miodu: żują pszczoły.

 

niezbyt pasująca do tego, co kiedyś rzekomo łączyło bohaterów

Nie wiem z iloma swoimi byłymi utrzymujesz jakikolwiek kontakt i czy zdarzyło Ci się jakąś spotkać po latach, ale z moich własnych skromnych doświadczeń wynika, że sposób zachowywania względem osoby, z którą się kiedyś było w bliskiej relacji może być bardzo różny – i myślę, że to jak się Felina i Kasjusz zachowują nie jest czymś aż tak bardzo dziwnym, nawet jeśli byśmy ich przenieśli z Rzymu do czasów współczesnych (no, może trucie i wbijanie sztyletu w dłonie niekoniecznie byłoby dziś akceptowalne).

Może jednak powinienem następnym razem wziąć to bardziej pod lupę i nadać historycznym postaciom bardziej współczesne zachowania i cechy, skoro to aż tak razi.

 

Cieszę się, że całość Ci przypadła do gustu.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Kiedyś, za młodu myślałem, zarozumiale, że po prostu wyprzedzam swój czas…

Mam wrażenie, Jimie, że w młodości rzadko oceniamy siebie właściwie, bo młodym przeważnie wydaje się – poniekąd słusznie – że wszystko przed nimi, że na wszystko będą mieli czas. Tylko że nic nie dzieje się samo…

 

…w wieku średnim, że może jestem pogrobowcem czasów dawno minionych, minionych tak dawno, że nikt już o nich nie pamięta, a z pewnością – nikt już tak nie pisze.

Lata średnie to, moim zdaniem, czas kiedy uświadamiamy sobie, że spory kawałek życia już za nami i zaczynają się dołujące myśli – czy jeszcze zdążę zrobić to, co zamierzałem…? Ile mi jeszcze zostało…?

Czy powinieneś się martwić, że piszesz inaczej niż inni. Nie wydaje mi się. Rzadko się zdarza, że czyjeś napisane dzieła będą podobne do dzieł innych autorów, bo choć piszą o tych samych sprawach, to sprawy te mogą postrzegać zupełnie inaczej.

 

Teraz, na starość uświadamiam sobie coraz pełniej, że ani po mojej śmierci ani przed narodzinami nie znaleźli by się czytelnicy, którzy by mieli przemożną chęć zatapiać się w mojej prozie:

Przed Twoimi narodzinami żaden czytelnik nie miał szans przeczytać dzieł, których nie napisałeś – nie możesz mieć do nich urazy.

 

…mój sposób pisania nie pasuje ani do przyszłości, ani do przeszłości, może mnie po prostu rzuciło do jakiegoś równoległego świata, i tam gdzieś, czytelnicy daremnie czekają na takiego Jima ;-)

Racz zauważyć, że nierzadko wielcy twórcy niemal przymierali głodem i dopiero gdy odeszli, doceniono ich dzieła – że posłużę się przykładem Vincenta van Gogha…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziń dybry,

 

O, rzymskie/starożytne klimaty, lubię :)

 

Taaaak. Ze wszystkich ostatnio zdobytych umiejętności ta mu najbardziej spasowała.

Hm.

W znaczeniu potocznym to słowo jest prawidłowo użyte, ale jest ono potoczne współczesne. Wątpię, by Kasjusz takich słów używał.

 

Ale poza tym, okolica zdawała się uparcie milczeć.

→ Ale poza tym okolica zdawała się uparcie milczeć.

 

Ucichł nawet, do niedawna bijący miarowo kowalski młot.

Ja bym zmieniła tu szyk:

Nawet kowalski młot, do niedawna bijący miarowo, nagle ucichł.

 

Tyle, że Felina nigdy nie była płochliwa, wręcz przeciwnie.

→ Tyle że Felina nigdy nie była płochliwa, wręcz przeciwnie.

tyle że piszemy bez przecinka.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/tyle-ze;5728.html

 

Pewnie w rzeczywistości, wyglądał niewiele bardziej przyjaźnie

→ Pewnie w rzeczywistości wyglądał niewiele bardziej przyjaźnie

Pewnie tak. Dlatego usunęłabym to zdanie, bo to oczywistość.

Pewnie w rzeczywistości, wyglądał niewiele bardziej przyjaźnie niż ten zniekształcony brudną wodą majak.

 

Uwagę zwracały trzy, obciążone bronią pasy.

→ Uwagę zwracały trzy pasy, obciążone bronią.

 

Noszenie trzech, było własną manierą Kasjusza.

→ Noszenie trzech było własną manierą Kasjusza.

 

Może zresztą w tych niespokojnych czasach, nawet tak blisko stolicy każdy samotny wędrowiec, mógł oznaczać kłopoty?

→ Może zresztą w tych niespokojnych czasach, nawet tak blisko stolicy, każdy samotny wędrowiec mógł oznaczać kłopoty?

 

zabrał z juków plecak

Wtedy też tak to nazywali?

 

Bucik, by Kasjuszowi dogryźć, wymyślał dla jego misji hasła takie jak „erekcja” czy „eunuch” i obscenicznie gestykulował dając mu dłoń do ucałowania.

W sensie Kaligula, dobrze pamiętam?

 

Gdy jednak nadal nie było reakcji upewnił się,

Po pierwsze: brakuje przecinka, a po drugie: upewnić się znaczy tyle, co sprawdzić wiarygodność czegoś. Kasjusz nie mógł tego zrobić, bo musiałby wtedy wejść do chatki.

→ Gdy jednak nadal nie było reakcji, uświadomił sobie,

 

– Otwórzcie proszę.

→ – Otwórzcie, proszę.

 

To, że wzięli go za kobietę dodatkowo go rozsierdziło:

→ To, że wzięli go za kobietę, dodatkowo go rozsierdziło:

 

– Salve – powiedział starzec odsuwając się w niezręcznym ukłonie.

→ – Salve – powiedział starzec, odsuwając się w niezręcznym ukłonie.

 

Pomyślał, że Felinie nie podobało by się tutaj.

nie podobałoby się

 

Trybun położył plecak na zapiecku, tak by stale dobrze go widzieć.

→ Trybun położył plecak na zapiecku, tak, by stale dobrze go widzieć.

 

Zza kotary wyszła kulejąc młoda dziewczyna.

→ Zza kotary wyszła, kulejąc, młoda dziewczyna.

 

położysz się z panem i grzecznie zrobisz wszystko co zechce.

→ położysz się z panem i grzecznie zrobisz wszystko, co zechce.

 

Wieśniacy udawali, że nie interesują się na co mu przybory do szycia

→ Wieśniacy udawali, że nie interesują się, na co mu przybory do szycia

 

W niczym nie przypominała tego jak powinien wyglądać Płaszcz Nadziei.

→ W niczym nie przypominała tego, jak powinien wyglądać Płaszcz Nadziei.

 

Chciał nadać szacie lekkość, ale wciąż zdawała się ciężka jak morderstwo.

Jakoś mi zgrzyta to porównanie. Może dlatego, że morderstwa nie da się zważyć :)

 

Że nie dość, że piszczy babskim głosem, to jeszcze ima się babskich zajęć.

→ Bo nie dość, że piszczy babskim głosem, to jeszcze ima się babskich zajęć.

 

już niedługo nikt na to się nie waży.

→ już niedługo nikt się na to nie waży.

 

Kasjusz milczał przyglądając się im

→ Kasjusz milczał, przyglądając się im

 

o zakazanej mordzie i o babskim głosie?

Niepotrzebne drugie o.

 

ciął kolejnego nim zdążyli zareagować.

→ ciął kolejnego, nim zdążyli zareagować.

 

Gal i pozostali dwaj ekwici ruszyli na trybuna próbując zaatakować równocześnie z trzech stron

→ Gal i pozostali dwaj ekwici ruszyli na trybuna, próbując zaatakować równocześnie z trzech stron

 

Gal wybałuszył oczy w zdziwieniu gdy jego broń nie trafiła tam gdzie przewidywał.

→ Gal wybałuszył oczy w zdziwieniu, gdy jego broń nie trafiła tam, gdzie przewidywał.

 

Miecz Kasjusza zakończył życie barbarzyńcy i jeśli się jeszcze czemuś Gal mógł dziwić, to nie na tym świecie.

O, bardzo ładne zdanie.

 

Jednak wspomniawszy, jak źle został przyjęty po fiasku poszukiwań Miecza Gniewu i Pancerza Pamięci, będąc pewnym, że szata nadal nie przypomina Płaszcza Nadziei znanego z opisów, wstąpił najpierw do jedynej, niezamkniętej jeszcze taberny, kupić farby do tkanin i nowe nici, a następnie ruszył poszukać ustronnego miejsca, gdzie mógłby w spokoju popracować nad szatą.

Ło panie. Proszę to rozdzielić, bo ciężko to się czyta.

 

Z końskiego grzbietu widział może dalej ale niekoniecznie więcej.

→ Z końskiego grzbietu widział może dalej, ale niekoniecznie więcej.

 

Ulice, które nawet o tej porze, za czasów Tyberiusza wypełniałby różnobarwny tłum, świeciły pustkami.

→ Ulice, które nawet o tej porze za czasów Tyberiusza wypełniałby różnobarwny tłum, świeciły pustkami.

 

podobni tym brudom, przykucnięci przy ścianach żebracy anemicznie wyciągający przed siebie ręce

→ podobni tym brudom przykucnięci przy ścianach żebracy, anemicznie wyciągający przed siebie ręce

 

A także, z wszelkimi lubieżnymi szczegółami, co z nimi czyniono potem.

→ A także z wszelkimi lubieżnymi szczegółami, co z nimi czyniono potem.

 

Jasnoskóre niewolnice chichocząc stawiały na kamiennych stołach amfory z winem

→ Jasnoskóre niewolnice, chichocząc, stawiały na kamiennych stołach amfory z winem

 

Uderzył go kontrast między jasną, ale brudną, biedną i śmierdzącą ulicą i wesołym towarzystwem wewnątrz.

Za dużo i. Zastąpiłabym jednym a.

→ Uderzył go kontrast między jasną, ale brudną, biedną i śmierdzącą ulicą, a wesołym towarzystwem wewnątrz.

 

Z trudem tym większym, że ta młódka jako chyba jedyna rzecz tutaj, nie śmierdziała

Ekhem… rzecz?

 

Póki jeszcze było dość jasno usiadł przy oknie, wydobył szatę, farby i nici i zaczął szyć.

→ Póki jeszcze było dość jasno, usiadł przy oknie, wydobył szatę, farby, nici i zaczął szyć.

 

Pomyślał, że w tej sytuacji, bolesna erekcja z jaką się obudził, jest dziwnie nie na miejscu.

→ Pomyślał, że w tej sytuacji bolesna erekcja z jaką się obudził, jest dziwnie nie na miejscu.

 

czegoś co przywodziło na myśl dzikie zwierzę

→ czegoś, co przywodziło na myśl dzikie zwierzę

 

– Felina? Dawno się nie wiedzieliśmy.

Literówka, widzieliśmy

 

Zniknę stąd nim mnie zobaczysz.

→ Zniknę stąd, nim mnie zobaczysz.

 

Nie pamiętasz co zrobił z twoją rodziną?

→ Nie pamiętasz, co zrobił z twoją rodziną?

 

Obrócił ją gwałtownie i zbliżył do siebie.

– Zgaś świecę.

– Nie zostawiłem cię.

To wskazuje na wypowiedź Kasjusza, nie Feliny.

 

Ten kto nosi Płaszcz Nadziei nie musi się obawiać niczego.

→ Ten, kto nosi Płaszcz Nadziei, nie musi się obawiać niczego.

 

Za dużą ufność pokładasz w bogach.

Bardziej by mi pasowało zbyt.

 

Bogowie wybrali cię, byś go odnalazł, ale nie byś go zbezcześcił.

→ Bogowie wybrali cię, nie po to, byś go zbezcześcił, a odnalazł.

 

Wiesz co ich łączyło?

→ Wiesz, co ich łączyło?

 

Poczuł, że erekcja wraca.

A kiedy zniknęła? Z tego, co zrozumiałam, dzida ciągle była w pogotowiu.

 

Nim zdążył zareagować porwała plecak i wyskoczyła przez okno.

→ Nim zdążył zareagować, porwała plecak i wyskoczyła przez okno.

 

I biegła jakby gnała ją sama śmierć.

→ I biegła, jakby gnała ją sama śmierć.

 

Z trudem pokonując ból wykrzyczała:

→ Z trudem pokonując ból, wykrzyczała:

 

I nie pokazuj się mi więcej.

→ I nie pokazuj mi się więcej.

 

A to co się stało potem.

→ A to, co się stało potem.

 

Teraz jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek.

→ Teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.

W tej sytuacji przed niż nie ma przecinka: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Przecinek-przed-niz;17490.html

 

Z niedowierzaniem spoglądała na swoje krwawiące ręce to na twarz Kasjusza.

 Z niedowierzaniem spoglądała to na swoje krwawiące ręce, to na twarz Kasjusza.

 

Co nam znów przyniosłeś babo?

→ Co nam znów przyniosłeś, babo?

 

Tyle razy już mnie zawiodłeś, męska dziwko za dwa obole.

Hahah, boże, czemu mnie to bawi ;p

 

Ani Pancerza Pamięci po który mnie wysłałeś do Grecji.

→ Ani Pancerza Pamięci, po który mnie wysłałeś do Grecji.

 

Pretorianie ranili się nawzajem próbując zadać ciosy trybunowi.

→ Pretorianie ranili się nawzajem, próbując zadać ciosy trybunowi.

 

 

Zacne opowiadanie zaserwowałeś, Jimie. Bardzo lubię klimaty starożytne, a dzięki Twoim wprawnym opisom i znajomości terminologii mogłam je odczuć.

Dialogi też są godne pochwały, wyszły bardzo naturalnie. Akcja też została odpowiednio poprowadzona: najpierw wolniutko, aby przedstawić bohatera, a potem coraz szybciej. Końcówka również satysfakcjonująca, do końca miałam nadzieję, że Kasjusz pozbędzie się Bucika i spełnił moje oczekiwania.

Kliknęłabym, ale nie ma już po co.

Pozdrawiam serdecznie!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Przeczytane.

Ponoć zbliżają się wyniki…

Ciekawe, czy autor zostanie zatruty winem czy ugodzony w serce sztyletem ;-)

Sam nie wiem, jaka groza tam na mnie czeka… ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Na wstępie muszę przyznać, że kupiłeś mnie włoskimi klimatami. Więc jest ryzyko, że nie będę do końca obiektywny… A tak na marginesie, w trakcie lektury miałem momentami przebłyski, jakby do zachowania Kasjusza i opisu niektórych wydarzeń (jak np. początkowa scena z dobijaniem się do domu i „znajdą”, ale także późniejsze spotkanie z Feliną) bardzo pasował setting z Dzikim Zachodem.

Fajnie wplotłeś wątek mitologii greckiej, przy okazji rozmowy o Płaszczu Nadziei. A właśnie, podobało mi się, że wszystkie istotne elementy garderoby i oręż miały swoje nazwy. Ogólnie, pod względem konkursowym jest naprawdę dobrze.

Przez większość tekstu zastanawiałem się czym jest tak naprawdę Płaszcz Nadziei, jaką ma moc i przyznam się, że twist z zabójstwem Kaliguli mnie zaskoczył. Ciekawi mnie przy tym, dlaczego Kasjusz okłamał Felinę odnośnie działania płaszcza. Spodziewał się, że ona jest agentką cesarza?

Opowiadanie osadziłeś w starożytnym Rzymie, ale (poza ścisłym zakończeniem) czyta się je lekko i sprawia wrażenie… Hmm, lekko awanturniczego? ;] Niemniej, czytałem z zaciekawieniem od początku do samego końca. Zaczynasz dość niespiesznie, ale klimatycznie, a potem akcja stopniowo przyspiesza.

Przewijająca się przez tekst lekka erotyka wypadła fajnie, „przygodowo”, ale ze smakiem.

Językowo jest nieźle, na niczym się nie potykałem.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

@cezary_cezary

Na wstępie muszę przyznać, że kupiłeś mnie włoskimi klimatami.

 

Tak jakoś wyszło… ale dla przyszłych konkursów muszę zapamiętać, że warto pisać “pod pasje jurków” :D

 

Więc jest ryzyko, że nie będę do końca obiektywny…

Wierz mi, ani na tym portalu, ani nigdzie indziej – nie ma komentarza, który byłby całkowicie obiektywny :)

 

bardzo pasował setting z Dzikim Zachodem

Znów – efekt niezamierzony – choć jak tak ponownie to czytam, po Twojej uwadze, to w istocie coś w tym jest. A może po prostu w podobnych sytuacjach odtwarzamy podobne wzorce, bez względu na epokę i otoczenie? Czy zapadła wieś rzymska w czasach gdy za bochenek chleba można zabić, nie mogłaby choć trochę przypominać miasteczka na dzikim zachodzie?

 

A właśnie, podobało mi się, że wszystkie istotne elementy garderoby i oręż miały swoje nazwy.

 

Prawdę mówiąc w pierwotnej wersji tekstu, tych nazw było jeszcze więcej, ale po edycji postanowiłem ich liczbę zmniejszyć, by nie męczyć za bardzo czytelnika (do tego niektóre artefakty, jak np. Pancerz Pamięci miały mieć dokładnie opisane właściwości, miałem nawet pomysł, jak to wpleść nie czyniąc infodumpem, z wszystkich pomysłów, poza Płaszczem Nadziei, ostatecznie jedynie Miecza Gniewu został użyty w sposób aktywny).

 

Ciekawi mnie przy tym, dlaczego Kasjusz okłamał Felinę odnośnie działania płaszcza. Spodziewał się, że ona jest agentką cesarza?

 

Raczej nie. Trzeba by go spytać, ale sądzę, że prędzej mógł mieć tu dwie, nieco odmienne motywacje: mógł do końca jednak jej nie ufać (to, że kiedyś byli kochankami, nie znaczyło przecież, że Felina żywi względem niego ciepłe uczucia – raczej nie przychodzi się do kogoś takiego ze sztyletem i zatrutym winem) – z drugiej strony, myślę, że po prostu chciał ją chronić – gdyby znała plan Kasjusza to pewnie chciałaby w nim uczestniczyć, a ją w odróżnieniu od Kasjusza nie okrywał Płaszcz Nadziei (który i tak nie czyni nieśmiertelnym – nie wyjaśniłem tego dokładnie w utworze, ale generalnie działać miał w ten sposób, że wszystko co może pójść dobrze – pójdzie dobrze, a przeciwnikom wszystko co może pójść źle – pójdzie źle – co nie znaczyło jednak, że Kasjusz jest niezniszczalny – takie starał się sprawić wrażenie, ale nie do końca tak to działało) – więc z łatwością mogłaby zginąć (na przykład wtedy, gdy do Kasjusza szyli z łuków).

 

Opowiadanie osadziłeś w starożytnym Rzymie, ale (poza ścisłym zakończeniem) czyta się je lekko i sprawia wrażenie… Hmm, lekko awanturniczego? ;]

 

Wiem, że z reguły piszę teksty ciężkie, drętwe i gęste – ale jednak mam też taką pisarską – awanturniczą stronę. Nie wszędzie muszę wciskać od razu wielowymiarowych labiryntów znaczeń :)

Co nie znaczy, że ten awanturniczy tekst nie niesie ze sobą żadnej, pozaawanturniczej treści.

 

Przewijająca się przez tekst lekka erotyka wypadła fajnie, „przygodowo”, ale ze smakiem.

Cieszę się, że udało mi się utrafić w gust – bo erotyka w moich utworach jest bardzo różnorodna, od takiej zupełnie praktycznie niezauważalnej, przez ledwo zasygnalizowaną, przez dusznie romantyczną lub przez taką jak tu – jak to trafnie określiłeś “przygodową”, po mocno dosadną a wręcz celowo wulgarną.

 

Językowo jest nieźle, na niczym się nie potykałem.

 

To cieszy :)

Cieszę się też jak Marsjanin blaszką z ziemskiego łazika, z drugiego miejsca w Waszym konkursie – dobra robota. A to, że chciało Ci się czytać dwukrotnie teksty – cóż, wielki szacun – z tego co pamiętam, to sam też tak zrobiłem w swoim konkursie, którego efektem jest Księga – ale pamiętam też, jak bardzo jest to wyczerpujące.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Co nie znaczy, że ten awanturniczy tekst nie niesie ze sobą żadnej, pozaawanturniczej treści.

Oczywiście, gdyby było inaczej, to opowiadanie mie zrobiłoby na mnie tak dobrego wrażenia.

 

A to, że chciało Ci się czytać dwukrotnie teksty – cóż, wielki szacun – z tego co pamiętam, to sam też tak zrobiłem w swoim konkursie, którego efektem jest Księga – ale pamiętam też, jak bardzo jest to wyczerpujące.

Nie przesadzajmy. Większość tekstów była naprawdę fajna (choć nie bez wad), więc czytanie raczej było przyjemnością. Przy ocenie piórkowej też czytam dwukrotnie, bo za pierwszym podejściem mogę czegoś nie wyłapać. Szczególnie, że dopada mnie życie i często czytam w stanie mocnego przemęczenia. A to nie sprzyja obiektywnej ocenie ;)

 

Raz jeszcze gratuluję bardzo dobrego opowiadania! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka