- Opowiadanie: Zlatko - Aranae

Aranae

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Aranae

I.

 

Pamiętał. To zresztą jej zasługa. Nie potrafił zapomnieć tamtego dnia, tamtego zmierzchu…

 

Na szczycie wzgórza, szepcząc słowa zaklęć skierowała dłonie w kierunku oddziału wojowników. Jej ciemne włosy unosiły się skutkiem energii, jaką w sobie wyzwoliła. Dziewczę tak młode jeszcze, nierozumiejące mocy, która oplatała jej palce.

 

Nienawidził jej, po tym jak zniszczyła całe jego życie. Byli nim wojownicy. Poświęcił im tak wiele, doprowadził do perfekcji ich walkę. Po to tylko, żeby jedna smarkula słowem, kiwnięciem palca zmiotła cały oddział w przeciągu chwili. Trud kilkudziesięciu lat w jednym momencie stracił sens. Teraz szedł po jej głowę, jedyny sens.

 

Ujrzał szczyt samotnej wieży wyrastający z mgły. W pierwszych korytarzach, schodach, celach nie znalazł nikogo. Podobnie w pozostałych. Zszedł do piwnicy, a raczej do podziemi. Do ciągnącego się w nieskończoność labiryntu ciemności. Stąpał uważnie, starał się nie hałasować. Coś przyciągnęło jego uwagę. Słaby niebieskawy blask majaczył w oddali. Pochodził z wnętrza jednej z cel. Mężczyzna oparł się o ścianę zaraz przy wyjściu. Ostrożnie spojrzał w głębię pomieszczenia. Wewnątrz swobodnie unosiły się błękitne kule światła. Coś przysłoniło jedną z nich. Zerwał się na powrót pod ścianę. To kształt ludzki przysłonił blask. Zajrzał jeszcze raz. Miała jedną z kul blisko głowy. Zapewne coś czytała. Na jej twarzy ujrzał czarno wymalowane runiczne słowa. Jej włosy były dłuższe niż pamiętał.

 

Westchnęła. Zerwał się ponownie.

 

– Widziałam cię…

 

Osłupiał.

 

– Widziałam cię…

 

– Jak? Gdzie? – wycedził.

 

– We mgle! We mgle! – krzyknęła – Mgłą me oko!

 

– Przeklęta… – z obnażonym mieczem wszedł do celi.

 

Naraz zniknęły błękitne kule i nastała ciemność. Nie ruszał się, słuchał. Czy ona tu jeszcze jest? Starał się oddychać bardzo cicho. Pomyślał, że się z nim bawi, że to tylko gra. Na śmierć i życie. Przewlekła cisza doprowadzała go do poczucia bezradności, głupiego oczekiwania, na co? Przeklął w myślach ciszę.

 

– Nie użyję magii… – wyszeptała.

 

Nie odezwał się, skoczył do przodu i ciął mieczem. Coś przeskoczyło nad jego głową – poczuł wibracje powietrza. Zanim usłyszał jak lekko ląduje wykonał całym ciałem zwrot w tył, nadając tym samym większej siły ciosowi, jaki wyprowadzał mieczem. Trafił w coś twardego, mimo oporu naparł całym ciałem. Przeszkoda znikła i niebezpiecznie stracił równowagę. Dziewczyna nie wykorzystała jego błędu. On zaś zrobił przewrót w przód i nie wstając przybrał pozycję podobną wyczekiwaniu na pierwszą linię jazdy. Miecz wystawił jak włócznię, aby wróg szarżując gotów był się nań nabić. Cisza. Nic się nie działo. Nie mógł tak długo napinać mięśni w oczekiwaniu. Podjął decyzję. Ze skulonej postawy odbił się i skoczył do przodu wykonując cięcie mieczem. Raz, dwa i jeszcze. I znów czerń i tylko powietrze. Przestał. Cisza.

 

Wtem zapłonęły błękitne kule rozświetlając całe wnętrze korytarza. Stała krok przed końcem ostrza jego miecza. Przybrała pozycję obronną – lewą ręką zasłoniła tors i szyję, prawa zaś, skierowana do tyłu dzierżyła sztylet. Zmieniła się od tamtego czasu. Jej twarz mimo tajemniczego makijażu była twarzą już nie dziecka, ale dojrzałej dziewczyny. Spojrzał na naramiennik, który zatrzymał cios. Drgnął, oczy rozszerzył w zdziwieniu i cofnął się o krok w przypływie lęku. Ten zmienił się w gniew. Runął naprzód wkładając całą siłę, szybkość i furię w cios. Rozciąłby ją na pół, gdyby nie ten przeklęty naramiennik – zasłoniła nim głowę tak, że ostrze miecza spadło jak grom na osłonę. Miecz złamał się, jej ramię zazgrzytało, ona sama jęknęła i padła na ziemię. W tym samym jednak momencie zdążyła się podnieść i skoczyć ku niemu. Cięła prawą ręką – idealnie. Padł na ziemię charcząc, krew tryskała mu z szyi. Przemknęły mu ostatnie myśli i obrazy: naramiennik – czarna łuska najpewniej pochodząca z cielska jakiegoś demona; dziewczyna – jej zgruchotane ramię, połamana ręka; cios, tak jak ją nauczył…

 

 

Ból był nie do zniesienia. Mimo to, nie mogła pozostać tu ani chwili dłużej. Na zewnątrz oślepiło ją światło dnia. Wdrapała się na wierzchowca, czując, że ktoś ją obserwuje.

 

 

– Gdzie ma podążyć? Do magicznego Tapum? Do przepychu Veav? A może mityczna Leria? Dlaczego tak bardzo pociąga ją dno Eomhe? Czy znajdzie tam cokolwiek? A jeśli tak? I to coś właśnie woła? Więc dalej… Aranae osierocona, Aranae wyklęta udaje się ku odludnemu wyschłemu morzu Eomhe, gdzie mroczne moce wybrały swe gniazda. Któż jej pomoże? Jak wiele czeka sideł? – głośno mówił do siebie mag. Odwrócił twarz od wizji w zwierciadle uśmiechając się złowrogo…

 

Koniec

Komentarze

witam
rozumiem, że jest to tylko fragment czegoś większego, w każdym bądź razie zaintrygowało mnie, i będę czekał.
pozdrawiam serdecznie:)

Całkiem, całkiem. Ciekawe, podoba mi się. Najbardziej zdziwiło mnie to, że zabiła tego mężczyznę. Niespodziewałem się tego po kobietce.

Nie do końca mnie to przekonało. Jest pewien klimat, to fakt, ale czegoś mi w tym tekście brakuje. Wszystko poprowadzone jakoś tak... mhm, bez życia. To tylko takie subiektywne odczucie.
Pozdrawiam.

"Nienawidził ją" - nienawidził jej.
"Coś przyciągnęło jego uwagę, światło". Nie lepiej: "Coś przyciągnęło jego uwagę. Światło"?
Jako część większego opowiadania, prolog do książki, mogłoby być. Ale jako samodzielne opowiadanie, to jest o niczym. Nic się nie wydarzyło w nim tak naprawdę.

:)

Witam was przyjaciele.

Więc po pierwsze, oczywiście, że część większego opowiadania. Z tym, że ono dopiero się pisze.

Pewien klimat jest i faktycznie czegoś brakuje... Będę się starał.

Co do zabicia... Hmm, ona już taką ma naturę :) W każdym razie myślę, że to się kiedyś wyjaśni. Nie bez powodu nie podałem jego imienia. Zwlekałem też z imieniem bohaterki. Prawdę mówiąc, miałem je podać w ogóle nie w tym rozdziale, no ale tak wyszło. Bo nie mam żadnego planu. Wielki Lem "zaczynając pisanie nowej książki, nie wie nigdy, do czego jej akcja doprowadzi". I jeszcze, skoro już mówię o jej imieniu - nie jest rzecz jasna przypadkowe, sięgnijcie do łaciny :p Oczywiście w opowiadaniu to się wyjaśni później.

I nie wiem jak z tym nienawidzić. Wydaje mi się, że "nienawidził ją" ma być. Tak jak "kochał ją". A "nienawidził jej" stosowałbym wtedy: "nienawidził jej śmiechu", "nienawidził jej zachowania", itd. Podobnie "kochał jej uśmiech". I tu mam klina.

Pozdrawiam serdecznie!

 

obyś wszystko tak fajnie napisał jak masz poukłądane w głowie:)
ja trzymam za ciebie kciuki

Kochał ją, tak. Ale już nie lubił jej. Nie znosił jej. Kurcze, sam nie wiem do końca. Pytanie dla Miodka:)

:)

Klimat może jest, ale jakoś mnie nie zaintrygowało za specjalnie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Całkiem interesujące ale musisz popracować nad formą. I poprawne jest "nienawidził JEJ" ;)

Dzięki, pozdrawiam ;)

(przymierzam się do "Kontraktu":p)

Cięzko ocenić ten fragment, jako że jest tylko częścią większej całości. Stylistycznie raczej średnio - opis walki momentami zabawny, ale chyba nie o to chodziło.

Pozdrawiam.

:)  nie chodziło o to. A dostrzegłem to dopiero dzięki Tobie.

Bardzo dziękuję za ważne spostrzeżenia!

"Bój Nieśmiertelnych" świetny!

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka