- Opowiadanie: bruce - Regimentarskie Trio

Regimentarskie Trio

Kolejna ciekawa karta z historii. Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam. :)

To przedostatni tekst, opublikowany w lutym. Nie miał komentarzy, ale – odsłony, zatem pozwoliłam sobie wkleić go ponownie z kilkudniowym opóźnieniem, aby nie zagęszczać moimi opowiadaniami tych samych dat. :) 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Regimentarskie Trio

I oto nastał pamiętny wrzesień Roku Pańskiego 1648.

W polskim obozie wojennym panowały grobowe nastroje. Nikt jednakże nie zdawał sobie sprawy, że namiot wodzów opanował złośliwy demon, zatem losy tej bitwy były już dawno przesądzone.

– Monarchy brak! Biada wam! – zagrzmiał rozpaczliwym tonem do ucha drzemiącego wojewody Duch Regimentarskiego Tria.

– Nie ma króla, hetmani w kozackiej niewoli, zatem wszystko stać się może! – panikował zbudzony tak nagle Władysław Dominik Zasławski, leżąc na posłaniu w namiocie.

– Więcej wiary, mości wojewodo – wtrącił dwudziestoośmioletni książę Aleksander Koniecpolski, wyraźnie paląc się do boju. – Wszak prymas, zastępujący monarchę na czas bezkrólewia, wyznaczył nas z woli senatu jako regimentarzy, abyśmy w zastępstwie pojmanych hetmanów stawili czoła najeźdźcom.

– „Dziecino”… – Zasławski spojrzał na niego pobłażliwie, czym zdenerwował młodzieńca tak bardzo, że ten chwycił za szablę i ryknął:

– Nie używaj tego nikczemnego przezwiska, bo, jakem Koniecpolski, wnet sprawię, że gorzko pożałujesz!

– Uspokójcie się, panowie – wtrącił trzeci, najstarszy regimentarz wojsk polskich, podczaszy koronny Mikołaj Ostroróg. – Trzeba nam debatować raczej nad dalszymi poczynaniami…

– Cóż pozostało? Weselić się trzeba! – znowu podpowiedział Duch Regimentarskiego Tria.

– Ja mogę co najwyżej wystawną ucztę z liczną orkiestrą urządzić! – stwierdził zachęcony tym, nader rozleniwiony Zasławski, ziewając i przeciągając się, jakby był w prywatnej sypialnianej komnacie, nie zaś w obozie wojskowym.

– To wiemy. Wszyscy to wiedzą. Echem rozniosło się w całej Rzeczypospolitej, jak jest ona długa i szeroka, jakie waćpan rozrywki fundujesz. – Z kwaśną miną odrzekł Koniecpolski.

– Otóż to! – potwierdził Mikołaj.

– Przykryj się lepiej pierzyną, waść, i nie przeszkadzaj, kiedy mądrzejsi o wojnie prawią! – syknął młodzieniec.

– Bez podtekstów! – Ściągnął gniewnie brwi wojewoda sandomierski.

– Dajcie już pokój, panowie! To, że Bohdan Chmielnicki przezwał nas w ten ordynarny sposób, uwłaczając czci naszej i godności Rzeczypospolitej, nie znaczy wcale, że miał w tym rację. Zastępujemy hetmanów, zatem trzeba nam debatować, co dalej czynić należy – skwitował podczaszy Ostroróg. – Sięgnąłbym po mój księgozbiór znamienity, lecz ten ostał się w dobrach rodowych. A tam z pewnością niejeden traktat o sztuce wojennej widnieje.

– Dopiecz mu, bo zasłużył – szepnął Duch Regimentarskiego Tria, chichocząc złośliwie.

– Dalibóg, „Łacina” z pana niesłychana! – rzucił rymem rozbawiony Zasławski, nadal wygodnie leżąc i okrywając się skórami.

– A z waści „Pierzyna”, jako i rzekł Chmielnicki! – odpalił tamten i obrażony odwrócił się od znanego z wystawnego życia magnata.

– Mości panowie, wojna trwa, jesteśmy w obozie wojskowym, walczyć trzeba, a nie spory toczyć! – powtarzał rozgorączkowany Aleksander Koniecpolski. – Tyś, wielmożny pułkowniku – zwrócił się do Mikołaja Ostroroga – wybrał miejsce na nasz obóz tu, pod Piławcami.

– Owszem, jam to uczynił, gdyż tutaj stacjonują wojska Bohdana Chmielnickiego. I zaatakowałem go wcześniej, lecz, wobec gnuśności waćpanów, byłem zmuszony się wycofać! – odpowiedział nie bez pretensji najstarszy regimentarz.

– O ile mi wiadomo, celem wyboru nas na zastępców hetmańskich w żadnym wypadku nie było wszczęcie krwawego boju – stwierdził konspiracyjnym tonem wojewoda.

– A co niby innego przyświecało, wedle wiedzy waćpana, senatowi i kanclerzowi Ossolińskiemu, którzy nas wyznaczyli na te istotne stanowiska? – zdumiał się młodzieniec.

– Po przezwisku go! – rzucił wojewodzie do ucha rozbawiony Duch Regimentarskiego Tria.

– „Dziecino”… – zaczął znów z pobłażliwym uśmiechem Zasławski.

– Wypraszam sobie! Bo, jak Bóg na niebie, dojdzie do sporu między nami! Albo i do czegoś gorszego!

– Daruj, mości Koniecpolski, lecz wobec twego, tak młodego wieku, owo określenie, nadane przez wodza Kozaków, zdaje mi się wielce trafne i zabawne.

– Odpłać mu tym samym! – rzekł do młodzieńca rozchichotany Duch Tria.

– Czyżby? A tobie podoba się być wyśmiewanym po wsze czasy jako „Pierzyna”, mości wojewodo? – odpalił zgryźliwie Koniecpolski.

– Spokój, waszmościowie! – krzyknął Ostroróg. – Jakie jest zatem twoje, Dominiku, mniemanie o celu naszej misji?

– Wymyśl coś, oby tylko nie walkę, bo ta przegrana będzie! – podpowiedział wojewodzie złośliwy demon.

– Wedle moich rozważań, mamy jedynie pokazać Chmielnickiemu, mimo aresztowania obu hetmanów, siłę wojsk Rzeczypospolitej, aby go tym przestraszyć i zmusić do kapitulacji.

– A potem?

– Cóż, a potem trzeba nam pierzchać, gdzie pieprz rośnie!

– Czyżby? – zdumieli się obaj słuchacze.

– Wszak nie bez kozery wybrano właśnie takich trzech regimentarzy. Powiedzmy sobie szczerze, żadni z nas wodzowie.

– Oj, tym cię obraził do granic możliwości! – ryknął do ucha chorążego Duch Regimentarskiego Tria.

– Co? – wrzasnął oburzony Koniecpolski. – Jestem wsławiony w wielu bojach, także za granicami Rzeczypospolitej! Każdy to potwierdzi!

– Może i prawda, lecz nadal masz, waść, mleko pod nosem.

– Ale sobie pozwala, wałkoń jeden! – zachęcał dalej do sporu Duch Tria.

– Wypraszam sobie! Po raz kolejny i kategorycznie!

– Zaatakuj tego młokosa, żeby mu aż mowę odjęło, bo zasłużył! – ryknął do ucha Dominika demon.

– Ucisz się, „Dziecino” – powiedział ze złośliwym uśmiechem Zasławski. – To przecież w twoich dobrach Czapliński uwiódł żonę Chmielnickiego, zabrał mu majątek, uwięził i zaatakował syna. Stąd to całe powstanie kozackie! Nie podporządkowałeś się królowi i dalej atakowałeś Kozaków! No, i teraz mamy!

– Że to niby przeze mnie wojna kozacka wybuchła?!

– Nie, mości chorąży, oczywiście, że nie. – Podczaszy Mikołaj znowu się wtrącił, próbując uspokoić dwóch skłóconych magnatów. – To poważniejszy konflikt. Nie chodzi przecież tylko o osobistą zemstę Chmielnickiego. Do rzeczy jednak, do rzeczy, proszę waszmościów! Debatujmy, co dalej począć! Wszak to niemożebne, aby Chmielnicki z wojskiem, tu, pod Piławcami, wobec garstki naszych oddziałów, miał się przestraszyć i skapitulować, czy nawet, w najlepszym wypadku, wyrazić zgodę na jakoweś porozumienia. Musi być inne wytłumaczenie…

– Podaj im bajeczkę o knowaniach kanclerza – podpowiedział cicho Duch Regimentarskiego Tria.

– Swego czasu do uszu moich doszły pogłoski – zaczął Zasławski, zniżając głos do szeptu i rozglądając się z trwogą na boki – że kanclerz Ossoliński celowo nas wskazał na regimentarzy, aby pognębić możnowładców!

– To byłoby podłe i nikczemne! – stwierdził oburzony Ostroróg.

– Ale, jakże prawdopodobne – dodał ze złośliwym uśmiechem wojewoda.

– No bo, w sumie, czemu nie postawił na czele wojsk, wsławionego już walkami z Chmielnickim, księcia Jeremiego Wiśniowieckiego?

– Ech, nie cierpię tego chełpliwego krzykacza! – skrzywił się Koniecpolski, machając ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

– Nikt go nie cierpi, w tym sęk! – rzekł Mikołaj, potakując. – Lecz jest bardzo skuteczny, a o to chyba chodzi! Dzięki swym okrucieństwom, wciąż sieje postrach wśród Kozaków.

– Myślicie zatem, waszmościowie, że… rzucono nas na… pożarcie? Na zaplanowane i celowe zatracenie? – wystękał przestraszony Zasławski, zwany „Pierzyną”, wstając z wygodnego posłania.

– Całkiem to możliwe – przytaknął Ostroróg, czyli „Łacina”.

– Czas na najważniejszy argument! Nastrasz ich! – rzucił Aleksandrowi do ucha Duch Regimentarskiego Tria.

– A o Tatarach słyszeliście? – spytał nagle chorąży, nazwany „Dzieciną”.

– Tatarach?! – prawie krzyknęli Mikołaj i Dominik.

– Ponoć kilkadziesiąt tysięcy wsparło zbrojnie Chmielnickiego!

– Nie, to niemożliwe… Nie wierzę.

– Waść możesz sobie nie wierzyć, mało mnie to obchodzi, ale takie chodzą słuchy.

– Zatem, waszmościowie, już po nas! – biadolił Zasławski.

– Zaproponuj kompanom wyjście ostateczne – podpowiedział cicho Mikołajowi Duch Tria.

– Niekoniecznie. Pozostaje jeszcze odwrót – rzekł z powagą Ostroróg.

– W sensie: ucieczka z placu boju? – zdumiał się Koniecpolski. – Czy to się nam godzi? W końcu zastępujemy samych hetmanów…

– Uważaj, Mikołaju, bo się nie zgodzą! Argumentuj dalej! Postaw na wasz honor! – radził na ucho zły demon.

– A czy godzi się świadomie wystawiać na rzeź trzech wybitnych polityków Rzeczypospolitej, jakimi bez wątpienia jesteśmy?! – zapytał groźnie, zachęcony podpowiedziami ducha, Mikołaj Ostroróg.

– Masz, waść, słuszność! Trzeba nam jeszcze wiele lat służyć ojczyźnie, lecz w bardziej sprzyjających warunkach i okolicznościach! – zgodził się chętnie Zasławski, szybko narzucając wierzchnie okrycie.

Następnie wszyscy trzej polscy regimentarze nocą, po cichu, czym prędzej dosiedli koni i odjechali w mrok, zostawiając wojska na pastwę losu.

Duch Regimentarskiego Tria roześmiał się złośliwie i rozpłynął w powietrzu.

Rankiem rozległy się głosy przestraszonych Polaków, przekazujących sobie, że wodzowie uszli z obozu, zaś Kozacy wraz z Tatarami nadciągają zbrojnie, aby ich usiec. W szeregach zapanował rwetes i wojska rzuciły się do panicznej ucieczki, pozostawiając nawet tabory, broń i artylerię, w tym armaty. Z radością przejął je przybyły wkrótce Bohdan Chmielnicki, zajmując cały polski obóz.

– Hahaha! Polacy nie mogli sprawić nam większej radości! A nie mówiłem ci, Gireju, drogi druhu – zwrócił się do wodza zaledwie czterotysięcznej armii tatarskiej hetman kozacki – że „Pierzyna”, „Łacina” i „Dziecina” mogą wspólnie co najwyżej uciec, ale z pewnością nie walczyć! Hahaha! Udało się owo Regimentarskie Trio! A teraz, dobra nasza, cała Rzeczpospolita stoi otworem i trzęsie portkami! Ruszajmy!

Koniec

Komentarze

Ave, Bruce!

 

Wyszła Ci całkiem sympatyczna, acz lekko przegadana scenka ;) Rozmowa trzech Regimentarzy, z suflerem w postaci Ducha, wyszła całkiem wiarygodnie językowo i historycznie (wszak szlachta kłótliwa była i w gruncie rzeczy tchórzy nie brakowało).

 

Czytałem z zaciekawieniem, chociaż momentami Regimentarze mieli tendencję do streszczania zbyt dużej ilości faktów, a przecież oni wszyscy o tych decyzjach politycznych i wydarzeniach doskonale wiedzieli. Czyli tłumaczenia były dla czytelników, co w pewnym sensie można potraktować jako lekkie puszczenie oka w kierunku czwartej ściany;)

 

Mam lekki niedosyt fabularny, bo panowie sobie pogadali, potem uciekli podjudzeni przez Ducha, a na koniec wpada Chmielnicki i robi podsumowanie ;)

 

Z technicznych spraw – oznacz, proszę, tekst jako szorta ;)

 

Pozdrawiam!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo dziękuję, Ave, Cezarze! :)

Rzeczywiście, ten szort mi umknął, bo zamieszczałam kolejny raz, zaraz poprawiam. :)

Tylko taką scenkę chciałam zawrzeć i zaprezentować kłótliwość szlachty/magnaterii, nic wielkiego, faktycznie panorama dziejów pokazuje się potem niezmiernie ciekawa, a streszczenia istotnie są tylko skierowane do Czytelnika. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nie jestem fanem historycznych klimatów, ale czytało się dobrze, choć było nieco za krótkie. Pozdrawiam.

Witam serdecznie, Adexx, to faktycznie krótka forma, bo też owo tytułowe “Trio” tak krótkotrwałe było. :)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Jestem przekonany, że ocenisz moją reakcję jako niewłaściwą, ale, cóż, przyznaję bez bicia, że pośmiałem się. Na swoją obronę mam jedno: Twój żywy styl, Bohaterowie (a może anty– ? ) stają przed oczami jak żywi.

Jest dla mnie bardzo właściwa, AdamieKB i serdecznie Ci za taką reakcję dziękuję, podobnie, jak za tyle miłych słów. :) Cóż, szlachta, jaka była, taka była, to nie pierwsza i nie ostatnia jej ucieczka z pola bitwy na samą wieść o Tatarach. :) Mieliśmy wiele sławnych, spektakularnych wiktorii, ale i mnóstwo porażek, podobnych do tej tu opisanej. Nie wiemy, co tak naprawdę działo się w namiocie – tu: moja nazwa, stworzona na potrzeby tego opowiadania – “Regimentarskiego Tria” przed nadejściem Chmielnickiego, ale – dzięki fantastyce – możemy to sobie wyobrazić. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Gadać i swarzyć się to szlachta umiała, ale jak przyszło co do czego to zwiali w krótkich abcugach. Dobrze się czytało. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam serdecznie, Regulatorzy; dziękuję za odwiedziny i tak przemiły komentarz, a nade wszystko – poświęcony czas. :)

Pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

heart

Pecunia non olet

Hmmm. Sympatycznie, ale widzę tu za mało fantastyki. No, twierdzisz, że w namiocie był duch, ale czy jego podpowiedzi wiele zmieniły? Bo mi się wydaje, że wcale nie były potrzebne.

Babska logika rządzi!

Witam serdecznie, Finklo. :)

Myślę, że każdy, w tym senat oraz kanclerz (którzy wybrali tę trójkę jako najwyższych dowódców wojskowych, stawiając ich na czele polskiej armii, skierowanej przeciw rozwścieczonym Kozakom), każdy bez wyjątku liczył jednak na to, że we trzech podejmą bitwę, pokażą, że Polska potrafi zwyciężać, przestraszą Chmielnickiego. Nikt przecież nie chciał udostępnić wojskom ukraińskim całej Rzeczypospolitej, stąd wybór regimentarzy. Obelżywe przezwiska były ujmą na honorze, lecz przecież regimentarze mogli je wymazać z pamięci współczesnych i potomnych, bohatersko walcząc, choćby nawet w ostateczności przegrywając. Wielu polskich wodzów w XVII wieku raz wygrywało, raz przegrywało, bo wrogów mieliśmy wtedy aż nadto, jednak ogólnie byli oni uznawani za wybitnych dowódców wojskowych (że wymienię tylko tych najbardziej znanych: Żółkiewski, Chodkiewicz, nawet Sobieski). I ci trzej z opowiadania mieli okazję, by się “popisać”. Szczególnie, że Koniecpolski “Dziecina” to znany wódz, walczył już wcześniej i wykazał się niezłą odwagą (o czym wspomina sam w opowiadaniu). Wieść o Tatarach była piorunującą, lecz przecież Polska wielokrotnie walczyła tylko z Tatarami i jakoś stawiała im czoła. :) Tutaj po prostu złożyło się zbyt wiele przeciwności, które ja zebrałam w całość, tworząc z nich ducha tytułowego Tria. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, dla czytelnika, który nie jest fanem historii, przydatne są streszczenia faktów. Dobrze misię czytało, zainteresowane. :)

Koalo75, jestem wdzięczna za Twoje słowa, szczególnie że sama nigdy nie należałam do fanów tej nauki. I może dlatego właśnie, dla przekory, postanowiłam ją studiować i jej uczyć żądnych wiedzy Młodych Ludzi. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka