
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
-Już są! Już są! Przygotować się! – krzyknął biały jeździec na siwym koniu, który właśnie przybył do miasta ze swych mrocznych zwiadów.
Stałam wtedy przerażona w oknie wypatrując niebezpieczeństwa, które miało przyjść od strony południa. Jeżdziec spojrzał na mnie, jakby chciał mi powiedzieć, że muszę się ratować, że miasto nie przetrwa nocy. Patrzył tak na mnie przez jakąś chwilę, a jego jasny wzrok przeszył mnie na wskroś. Zawładnął mym umysłem ukazując wizję tego, co zaraz miało nastąpić. Widziałam jak miasto staje w płomieniach, jak wspaniałe budynki obracają się w gruz. Na ulicach panował niesamowity chaos, wszyscy krzyczeli trawieni ogniem, a oprawcy chwytali ich za ręce, ciągnęli ku sobie kalecząc i tak spalone już ciała. Krzyk cierpienia unosił się razem z gęstym dymem, dusząc swymi oparami każdego mieszkańca. Ujrzałam przerażoną kobietę z dzieckiem na rękach, a za nią trzy czarne zjawy ze srebrnymi ostrzami, odbijającymi krwawy blask pożogi. Pędziły za nią zwiewnie, a ta biegnąc krzyczała głośno wzywając pomocy, lecz nikt oprócz mnie jej nie słyszał. W przerażonych oczach tliła się jeszcze nadzieja, lecz zjawy dopadły ją i wbiły głęboko miecze przeszywając nimi matkę, a dziecko śmiertelnie raniąc. Kobieta upadła, ucałowała jeszcze na pożegnanie swego małego synka, który głośno płakał. Zjawy nie znały jednak litości. Szarpnęły kobietą, odrzuciły na bok i wbiły nóż prosto w serce. Wtedy płacz zamilkł. Nastała cisza, a z wysokości padło na nią jasne światło. Pojawiły się Duchy Jawy i zabrały duszę kobiety oraz dziecka do dobrej krainy, pozbawionej cierpienia. Mroczne zjawy popatrzyły wtenczas na mnie wymawiając dziwne słowa w języku, który zaczął mnie dusić. Upadłam na podłogę mego domu, chwytając się za szyję krzycząc głośno Puść! Puść!
-To była tylko wizja… -odetchnęłam, opierając się o chłodną ścianę, która ukoiła moje myśli.
Powoli wstałam czołgając się do okna. Chciałam zobaczyć jeszcze jeźdźca, lecz już go tam nie było. Opuściłam głowę, a moją twarz owiał spokojny wiatr północny.
-To już koniec –pomyślała. – Muszę ratować siebie i mojego małego Tila póki jeszcze nie jest za późno.
Patrzyłam na południową część ogrodów Enerii, z której miało nadejść zagrożenie. Wzrok mój wpatrzony był w najwyższe drzewo, stare święte drzewo zasadzone jeszcze przez założycieli ogrodu oraz miasta, gdy w Ekinie panował dobrobyt oraz pokój, a zło nie istniało. Zmiana nadeszła jednak już niedługo po tym jak Święte Miasto – Eneria wzniosło się w dziewiczej dolinie, chronionej przez krąg pasma górskiego. Otoczone cudownym ogrodem, kwitło przez pięćset dwadzieścia trzy lata, aż do dnia, który miałam zapamiętać do końca swoich dni. Kilkaset lat wcześniej w Jawie jeden z Eriarów zwany Iszchim, wywołał bunt, który spowodował wielkie zniszczenie we wszechświecie. Razem z nim przeciw Jedynemu Stwórcy – Etrunowi, sprzeniewierzyli się trzej Lirnowie oraz liczne orszaki jawiańskich duchów. Wydarzyło się to zaraz po otwarciu złotej skrzyni, w której Etrun uwięził zło uczynione przez „Nieobecnego”, którego imię zna tylko on oraz Iszchi. Ponoć „Nieobecny” dalej istnieje, czekając na wyzwolenie z najgłębszej otchłani wszechświata.
Gdy skrzynia została otworzona, nasze ciała stały się materialne, tracąc swój duchowy ideał i piękno. Od tamtego czasu śmierć stąpa po ziemi zbierając swoje żniwa, a zło zdołało zapuścić głęboko korzenie w sercach niektórych istot. Teraz stałam bezsilnie wypatrując niebezpieczeństwa, którego nie potrafiłam zrozumieć.
– Czemu Jawianie nam nie pomagają? Czy Etrun opuścił swoje dzieci i zostawił je w potrzebie? – pytałam rozgoryczona, patrząc na gwiazdy i stare drzewo skąpane w blasku księżyca. Moje włosy głaskał wiatr, a łzy spływały mi po policzkach, kapiąc co chwila na kamienny parapet. Nagle poczułam ciepło, a w oddali czerwony blask jakby ognia unoszący się ku górze. Była to ognista góra, której powstanie zapowiedzieli starzy mędrcy niedługo po buncie Iszchiego zwanego teraz „Wrogiem Ekinu”. Usłyszałam donośny głos rogów, a zaraz po tym las stanął w płomieniach i ziemia zaczęła się trząść. Z czarnych chmur padał płonący deszcz, a miasto stanęło w ogniu. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę z zagrożenia. Wiedziałam, że nadszedł już czas, czas na ucieczkę. Szybko podbiegłam do śpiącego Tila i powiedziałam:
– Til! Til! Obudź się! Zbudź się moja droga dziecino!
-Mamo, czemu mnie budzisz? – zapytał rozespany.
-Nie mamy czasu synku. Musimy uciekać, bo wróg Ekinu zbliża się do miasta – odpowiedziałam z płaczem w oczach.
-Wróg Ekinu? Wróg Ekinu tutaj? Mamo ja nie chcę umrzeć! – odrzekł przerażony.
Wzięłam go pospiesznie na ręce i szybko wybiegłam na zewnątrz. Usłyszałam głośny huk, a kiedy się obejrzałam zauważyłam kobietę z mej wizji. Głośno krzyczała trzymając w swych dłoniach niemowlę, które szlochało. Zatrzymałam się nie wiedząc dlaczego. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a umysł cały czas kazał pomóc biednej kobiecinie. Po chwili biegłam już razem z nią, mówiąc że wszystko będzie dobrze, że nie mamy się czym martwić, że musimy pędzić do wrót znajdujących się na północnych obrzeżach cytadeli. Po chwili przypomniałam sobie o trzech zjawach, a gdy obejrzałam się za siebie moje serce opanował niesamowity lęk.
-Biegnijmy! Szybko! Dalej, nie poddawajmy się! – krzyczałam, dodając sobie oraz mej nowej towarzyszce nowych sił. Moje starania były jednak marnym poświęceniem, gdyż oto zjawy zaczęły nas doganiać i już wyciągnęły srebrzyste miecze z czarnych pochew.
-To koniec – pomyślałam. – Nie ma ratunku.
Kobieta spojrzała na mnie, a w jej oczach ujrzałam przerażenie. Serce chciało wylecieć mi przez gardło. Nie miałam już sił by biec dalej. Spowolniłam tempa ale kobieta pociągnęła mnie za ramię i powiedziała:
– Biegnijmy! Już blisko!
Wiedziałam jednak, że nie przebyłyśmy nawet połowy drogi, a zjawy dopadną nas wcześniej, czy później tak jak widziałam to w wizji. Lecz oto usłyszałam stukot końskich kopyt, a mą twarz spowił gęsty blask.
-Boże! Czy ja umarłam! – głośno wołałam w myślach.
-Nie umarłaś kobieto! – usłyszałam nagle głos mówiący do mnie zza pleców. Odwróciłam się, a mym oczom ukazał się biały jeździec. Zszedł szybko z konia i rzucił się na zjawy, które przeklinały go w swoim czarnym języku.
-Wsiądźcie na konia i ratujcie życie! – krzyknął. – Wsiądźcie na niego! Nie ma czasu! Szybko!
Pośpiesznie wskoczyłam na grzbiet białego wierzchowca, po czym wciągnęłam na niego Tila. Chciałam zabrać ze sobą biedną kobietę, lecz nie było już miejsca. Spojrzałam z żalem na jej zasmuconą, jasną twarz osmaganą gdzieniegdzie czarnym dymem. Po chwili zapłakana kobieta powiedziała:
-Weź ze sobą chociaż moje niewinne dzieciątko. Ja mogę spłonąć, lecz nie taki los pisany mojemu maleństwu. Zabierz go ze sobą daleko stąd, poza Enerię , do bezpiecznych krajów i tam wychowaj jak swego syna. Proszę zabierz go stąd – prosiła z niezwykłym bólem. Serce krajało mi się z rozpaczy. Spojrzałam w tył widząc jak nieznajomy walczy ze zjawami, lecz on był jeden, a napastników aż trzech. Ze łzami w oczach wyciągnęłam powoli ku nieznajomej dłonie, a ta pocałowała jeszcze syna na pożegnanie, po czym oddała mi go w swe ramiona i upadła na ziemię głośno szlochając. Obróciłam się jeszcze raz w stronę jeźdźca, lecz ten ponownie krzyknął:
-Dalej, ruszaj!
Wzięłam w dłonie lejce i mocno szarpnęłam, a zwierze ruszyło do przodu zostawiając szybko w tyle tajemniczą kobietę oraz mężczyznę ubranego w biały płaszcz, któremu zawdzięczałam teraz życie. Poczułam niebywałą ulgę, a jednocześnie wielką rozpacz. Wiedziałam, że mój ukochany został w mieście poświęcając się dla swych przyjaciół oraz wszystkich mieszkańców. W duchu dziękowałam mocno nieznajomemu, który uratował nam wszystkim życie. Pocałowałam syna w rozpalone czoło i powiedziałam mu, że już dobrze, że nie ma się czym martwić, a najgorsze zostało za nami, daleko w tyle.
To taka próbka, bo nie wiem sam, co o tym sądzić i czy pisać dalej. Tekst jest trochę dynamiczny, ale to tylko nerwowy wstęp. Proszę o komentarze.
>mrocznych zwiadów. - ?
->Mamo, czemu mnie budzisz? - zapytał zniesmaczony. - to 'zniesmaczony" mi tu nie pasuje
>bo czarny pan zbliża się do miasta - odpowiedziałam z płaczem w oczach.
-Czarny Pan? Czarrrny Pann tutaj?
Usłyszałam wtedy głośny - wyrzuc "wtedy"
Niby coś jest, choc mnie nie porwało.Może dlatego, że w sumie tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi? Ja wiem, że to próbka, wiem. ;)
Dziękuję za rady. Nawet tego nie sprawdzałem. Celowo zaczęłem od tego dramatycznego wydarzenia. Zaraz poprawię, co trzeba.
To tylko takie moje wstępne notatki, niedopracowane i pewnie będę je jeszcze ze sto razy poprawiał i zmieniał. Jutro spróbuję napisać do tego dalszy ciąg i chyba będzie trzeba napisać taki wstęp tłumaczący całą awanturę.
Miłej nocy życzę :)
Biały jeździec kojarzy mi się z Gandalfem. Miasto z Minas Tirith. Wizja z filmowymi wizjami Arweny. Nie wiem czy moje wrażenia są słuszne, ale z pewnością nie jest to plus.
Mroczne zjawy popatrzyły się wtenczas na mnie - albo zmień słowo, albo szyk zdania. A nawet jeśli nie zmienisz szyku zdania ani nie zrezygnujesz z "wtenczasa" to wywal "się". Jest zbędne.
"Czarny Pan" szwankuje. Na imię średnio się to nadaje, a nie rozumiem, po co ktoś miałby mówić o swoim wrogu per "Czarny Pan". Brzmi, jakby miał wobec wspomnianej osoby zobowiązania.
Wczołgałam się pierwsza na plecy białego wierzchowca - rozumiem, że koń leżał płasko przy ziemi? A patrząc na dalsze zdanie jego właściciel uwielbiał obijać sobie jajca o kręgosłup konia, jeżdżąc bez siodła, bo nie wyobrażam sobie trzech ludzi (plus niemowlak) na osiodłanym koniu. Gdyby założyć, że to jakiś perszeron albo shire to pewnie by nawet wyrobił (ale nadal bez siodła!), zakładając, że kobiety były małe (2*60kg + 20kg = 140kg - dla większości ras pociągowych żaden problem), ale uciekać z takim ciężarem to raczej by nie mógł. Szczególnie, że to koń zimnokrwisty. Ludzie wybierający się na zwiad raczej takimi nie jeżdżą. Stąd raczej słuszne stwierdzenie, że biedne zwierzę załamałoby się pod dwiema kobietami, chłopakiem i niemowlęciem. No i jak kobieta z niemowlakiem miałaby, wg. Ciebie, uciekać konno? Zakładam tutaj, że w dzieciństwie nie uprawiała woltyżerki. Za dużo założeń, jak na tak krótki fragment.
Na koniec, na rozluźnienie:
miasto stanęło w pożodze - pojęcia nie mam czy to jest poprawne, czy nie, ale dla mnie lepiej by brzmiało "stanęło w ogniu", albo "ogarnęła je pożoga".
Na koniec - o tym, że to tylko "takie moje wstępne notatki, niedopracowane i pewnie będę je jeszcze ze sto razy poprawiał i zmieniał" mogłeś napisać na początku. Nie marnowałbym czasu. Nawet jeśli to ma być tylko teaser warto, żeby był dopracowany.
Już poprawię.
Cholera. Czemu takie skojarzenia. Ja nawet władcy pierścieni nie przeczytałem i nie miałem na myśli Arweny, ani Gandalfa, ani też Minas tirit. Zaraz wszystko poprawię i nieco wydłużę, bo raczej to jest konieczne.
Dziękuję za komentarz, będzie mi pomocny.
Skojarzeniami się nie przejmuj, w takim razie. Generalnie fragment jest tak krótki i tak niedopowiedziany, że trudno cokolwiek z niego wyciągnąć, więc pozostają skojarzenia. Mam nadzieję, że reszta (jeśli napiszesz) się z tego wybroni.
Dlatego takie skojarzenia, że już praktycznie wszystko przerobiono po kilkakroć i gdyby ktoś popracował nad swego rodzaju tezaurusem postaci, typowych intryg, scen, i tak dalej, możnaby pisać fantasy jak niżej:
P 16a -> M 03; E 43 & WC 3d bis <- P 16a; M 03 ZC 11...
--- i wszyscy wiedzieliby od razu, że wysłannik Złych Mocy przybył do królewskiej stolicy, przeciw niemu wystąpiła elfka sprzymierzona z czarodziejem o takiej to o takiej charakterystyce mocy dysponowanych, wysłannik został zgładzony, ale miasto --- kompletnie zniszczone jednoczesnym trzęsieniem ziemi, powodzią i gradem wielkości strusich jaj.
Adamie, skojarzenia skojarzeniami, ale ja jestem przeciwnikiem mówienia, że "wszystko już było". Więcej: myślę, że z ustalonych schematów należy korzystać, mieszając je z innymi, w nieznanym dotąd składzie i proporcjach, tworząc coś nowego. Problem zaczyna się wtedy, kiedy dzieło zbyt mocno emanuje mieszanką już wykorzystaną i wyeksploatowaną, nawet, jeśli autor zarzeka się, że to nieświadome. :)
Mam tylko jedno pytanie. Czy to się do czegoś nadaje? i Czy pisać dalej? Miałem, co do tego dalszy pomysł, co do tych dzieci ale jak już tutaj będzie niewypał to raczej nic nie napiszę dalej. Od razu powiem, że jeżdziec nie jest czarodziejem i nie jest starcem z brodą tylko krzepkim menem. A kobieta to nie żadna elfka, bo elfy są już po prostu wszędzie nadużyte i nie chcę o nich pisać. Ten jeżdziec to brat tych zjaw, a te zjawy były kiedyś czymś innym. Poprawię to i napiszę dalszy ciąg. Wzorowałem się trochę na prawdziwych wydarzeniach, ale nie pomyślałbym że ktoś skojarzy sobie tą kobietę z Arweną.
Dziękuję za komentarze i proszę o odpowiedż.
Chciałbym jeszcze uściślić: moje skojarzenia nie tyczą się koniecznie cech fizycznych postaci, ale zachowania, etc.
Czy się do czegoś nadaje? Trudno powiedzieć, przy tak krótkim fragmencie. Daj więcej, będzie można powiedzieć coś konkretnego.
nie pomyślałbym że ktoś skojarzy sobie tą kobietę z Arweną - tę kobietę.
Ciągnąć dalej zawsze jest sens, mam tylko jedną radę- nie pisz na żywioł. Przed pisaniem należy dokładnie przemyśleć, co się chce osiągnąć. Aha, i nie przesadzaj z patosem. Nawet Tolkiena nikt by nie przeczytał bez Toma Bombadila czy też sławetnej hecy na sto jedenaste urodziny:).
Wiem, że tu jest poziom patosu za duży ale to zrobiłem celowo. Sielanka będzie póżniej ;). Zaplanowałem sobie, co będzie dalej i nie piszę na żywioł. Postaram się zdążyć podmienić jeszcze wersje i napisać więcej.
Pocieszyłeś mnie Lassar. Dziękuję. Zabieram się za wyjaśnianie tej całej zawieruchy.
Miłego dnia
-> Exturio. Potraktowałeś moje słowa zbyt dosłownie.
@AdamKB
Być może. Wybacz. :)
Popraw to Areot koniecznie.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Chyba dziś już nie zdążę wszystkiego zmienić. Miałem dużo zadań domowych i tak niestety wyszło. Napiszę dalsze części w dłuższym wydaniu, chyba że ten fragment całkowicie nie wypalił w tym momencie. Proszę w dlaszym ciągu o komentarze i dziękuję wszyskim za te stare. :)
Jak dla mnie temat nie do końca wypalił. Tak jak już pisali poprzednicy, ten początek jest średni - lepiej poczekać na coś lepszego. Dobrze, że zmieniłeś tego Czarnego Pana. Mimo wszysko, za bardzo się z Harrym Potterem kojarzył.
Harry Potter raczej to nie będzie :)
No, raczej nie. A tak swoją drogą - Czarnego Pana się czepiacie, a problem byłby dopiero, gdyby Areot napisał o Białym Panu ]8)
No wtedy to by był duży problem :P Raczej do harrego pottera to mi dużo brakuje :P
Przecież to jest świetne opowiadanie! Oczywiście, powinieneś poprawić pare drobnych błędów, nie zaprzeczę... Masz świetny styl, Areot i mam nadzieję, że sięgnę kiedyś po twoje książki z półki biblioteki albo księgarni. Pisz dalej i nie przejmuj się tym, że twoje pomysły kojarzą się z jakimiś znanymi książkami typu Władca Pierścieni albo Harry Potter. Masz trzynaście lat, a piszesz z tak niesamowitym stylem. Niewielu jest w twoim (i równiż moim) wieku osób, które piszą tak ciekawe opowiadania.
Bez przesady :P