- Opowiadanie: cezary_cezary - Trup w stodole, czyli naprawdę krótka historia o podróży przez mgłę, kłębiącym się w nas pożarze, a także o śledztwie, które wyciągnie na światło dzienne straszliwą prawdę

Trup w stodole, czyli naprawdę krótka historia o podróży przez mgłę, kłębiącym się w nas pożarze, a także o śledztwie, które wyciągnie na światło dzienne straszliwą prawdę

Jest dziw­nie i ra­czej nie ma w tre­ści nic śmiesz­ne­go.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Trup w stodole, czyli naprawdę krótka historia o podróży przez mgłę, kłębiącym się w nas pożarze, a także o śledztwie, które wyciągnie na światło dzienne straszliwą prawdę

Twarz Ro­ber­ta wy­krzy­wia nie­przy­jem­ny gry­mas. Męż­czy­zna czuje prze­ni­kli­wy ból, który roz­dzie­ra czasz­kę ni­czym setka igieł de­spe­rac­ko szu­ka­ją­cych drogi uciecz­ki z wnę­trza głowy. Roz­glą­da się do­oko­ła, jed­nak gęsta mgła sku­tecz­nie ogra­ni­cza wi­docz­ność. Ro­bert wy­ko­nu­je gest, jakby chciał ją chwy­cić i, ku wy­raź­ne­mu zdu­mie­niu, ta sztu­ka mu się udaje. Mgła jest lepka, ma­zi­sta i nie­przy­jem­nie chłod­na.

Męż­czy­zna nie­pew­nie sta­wia ko­lej­ne kroki. Po kil­ku­na­stu, a może kil­ku­dzie­się­ciu, me­trach wpada na zimny pręt wy­sta­ją­cy z ziemi. Ro­bert dłoń­mi usi­łu­je roz­go­nić mgłę i lu­stru­je wzro­kiem zna­le­zi­sko, które oka­zu­je się ta­bli­cą z nazwą miej­sco­wo­ści.

Dla­cze­go tutaj je­stem?, myśli.

Męż­czy­zna zmu­sza nogi do ruchu. Jeden krok, drugi, trze­ci i ko­lej­ne, siłą roz­pę­du ciało sunie do przo­du. W końcu wy­cho­dzi z mgły i jego oczom uka­zu­je się pod­upa­dłe go­spo­dar­stwo, wi­docz­nie nad­gry­zio­ne zębem czasu. Ro­bert idzie w stro­nę znisz­czo­ne­go, spróch­nia­łe­go płotu, któ­re­go rola jest już chyba bar­dziej sym­bo­licz­na, niż funk­cjo­nal­na. Bram­ka do go­spo­dar­stwa ustę­pu­je pod na­po­rem, wy­da­jąc prze­ni­kli­wy pisk, który roz­cho­dzi się po oko­li­cy.

W sercu męż­czy­zny za­czy­na pul­so­wać wszech­ogar­nia­ją­ce uczu­cie nie­po­ko­ju, gdy po swo­jej lewej stro­nie do­strze­ga dziw­ną po­stać. Jest ubra­na w nie­mod­ny, czar­ny gar­ni­tur, na no­gach ma błysz­czą­ce pan­to­fle ko­lo­ru smoły, a na gło­wie bezbarwny ka­pe­lusz. Twarz isto­ty skry­ta jest za przy­le­ga­ją­cą białą maską z wy­cię­ty­mi otwo­ra­mi na oczy. Jed­nak wzrok Ro­ber­ta sku­pia się na po­chod­ni trzy­ma­nej przez po­stać w pra­wej dłoni. Męż­czy­zna chce krzyk­nąć, ale z gar­dła nie wy­cho­dzi mu naj­mniej­szy dźwięk.

Isto­ta w gar­ni­tu­rze po­zo­sta­je nie­ru­cho­ma, ale gałki jej oczu wy­raź­nie śle­dzą każdy, nawet naj­mniej­szy, ruch męż­czy­zny. Ten po­sta­na­wia igno­ro­wać gro­te­sko­we­go przy­by­sza, z ja­kie­goś po­wo­du ma pew­ność, że nie grozi mu z jego stro­ny żadne nie­bez­pie­czeń­stwo. Wie także, że wszel­kie próby kon­tak­tu będą bez­ce­lo­we, więc je od­pusz­cza.

W tym mo­men­cie Ro­bert do­strze­ga czer­wie­nią­ce się rdza­wo drzwi sto­do­ły. Pod­cho­dzi bli­żej i do­ty­ka ich. Łuszcząca się farba od­sła­nia spróch­nia­łe, ko­ją­co mięk­kie deski. Męż­czy­zna trwa tak chwi­lę, za­nu­rza­jąc się w bło­gim spo­ko­ju, jaki bije z drew­na. Otwie­ra oczy i pa­trzy w prawo. W od­le­gło­ści kilku me­trów stoją w rów­nym rzę­dzie czte­ry isto­ty z po­chod­nia­mi, wy­glą­da­ją­ce jakby zo­sta­ły od­bi­te za po­mo­cą kalki, i prze­ni­ka­ją rze­czy­wi­stość ocza­mi, które jako je­dy­ne wy­glą­da­ją zza bia­łych masek. Nie wy­da­ją przy tym naj­mniej­sze­go dźwię­ku.

Ro­bert de­spe­rac­ko do­ska­ku­je do po­sta­ci i staje przed nimi, ich twa­rze dzie­li od­le­głość od­de­chu. Głę­bo­ko wcią­ga po­wie­trze, do noz­drzy do­cie­ra za­pach la­wen­dy i… cze­goś jesz­cze. Jed­nak nie wie, czego. Czte­ry pary oczu, utkwio­ne w twa­rzy Ro­ber­ta, wy­ra­ża­ją lek­ce­wa­żą­cą wręcz obo­jęt­ność. Męż­czy­zna pró­bu­je wy­trzy­mać tę wojnę ner­wów, jed­nak nie wie, na czym sku­pić wzrok.

– Cze­ka­li­śmy na cie­bie. – Do męż­czy­zny do­bie­ga głos star­szej ko­bie­ty sto­ją­cej nieco dalej, w progu sto­do­ły.

– Dla­cze­go?

– Prze­cież wiesz.

Ko­bie­ta ge­stem wska­zu­je, by ru­szył za nią, po czym znika we wnę­trzu bu­dyn­ku.

 

***

W sto­do­le pa­nu­je pół­mrok, a po­wie­trze prze­ni­ka fetor zle­ża­łe­go siana i gni­ją­ce­go, ludz­kie­go ciała. Ro­bert od­ru­cho­wo krzy­wi się i za­ty­ka nos. Star­sza ko­bie­ta je­dy­nie pa­trzy na niego z po­li­to­wa­niem.

– Wszyst­ko jest go­to­we – mówi.

– Czym są te isto­ty z po­chod­nia­mi? – pyta Ro­bert.

– Teraz to nie­istot­ne. Skup się, pro­szę.

Męż­czy­zna kiwa głową w wyrazie zgody.

– Czy są jacyś świad­ko­wie?

– Trzech, stoją w ką­tach bu­dyn­ku i cze­ka­ją na twoje py­ta­nia – od­po­wia­da ko­bie­ta.

 

***

Ro­bert tak­su­je wzro­kiem pierw­sze­go świad­ka. Ko­bie­ta, na oko dwu­dzie­sto­let­nia, ubra­na w długą, be­żo­wą su­kien­kę, zwę­ża­jącą się ku dołowi. Gęste włosy ma splecione w warkocz, w któ­rym pysz­ni się nie­wiel­ka, krwi­sto­czer­wo­na róża. Od­dech ko­bie­ty jest szyb­ki, ury­wa­ny, ale jej oczy nie zdra­dza­ją żad­ne­go na­pię­cia.

– Wi­dzia­łaś zda­rze­nie? – pyta ob­ce­so­wo.

Po­krę­ci­ła głową.

– Jak we­szłam do środ­ka, to zwło­ki już tam le­ża­ły. Skoń­czy­łam kurs pierw­szej po­mo­cy, więc po­de­szłam spraw­dzić puls. Nie było go.

– Ro­zu­miem. – No­tu­je coś w nie­ist­nie­ją­cym no­tat­ni­ku. – Czy wi­dzia­łaś, żeby ktoś wy­cho­dził ze sto­do­ły?

– Je­dy­nie cień, ale byłam pewna, że to wzrok mi płata figle.

– Zna­łaś ofia­rę?

– Tylko prze­lot­nie.

– Po­wiesz coś wię­cej? – Ro­bert nie od­pusz­cza.

– Ty­po­wa klasa śred­nia. Praca, praca i jesz­cze raz praca. Z prze­rwa­mi na ro­dzi­nę i jesz­cze wię­cej pracy. – Wzru­sza ra­mio­na­mi.

– Ro­zu­miem, to wszyst­ko. Je­steś wolna.

Ko­bie­ta uśmie­cha się z wdzięcz­no­ścią i wy­cho­dzi ze sto­do­ły. Ro­bert od­pro­wa­dza ją wzro­kiem i gło­śno wzdy­cha. Nie oka­zu­je zdzi­wie­nia, gdy w kącie bu­dyn­ku, w miej­scu, gdzie przed chwi­lą pro­wa­dził prze­słu­cha­nie, stoi kilka istot z po­chod­nia­mi. Przez uła­mek se­kun­dy męż­czy­zna kon­tem­plu­je ry­zy­ko po­ża­ru, jed­nak osta­tecz­nie od­cho­dzi z obo­jęt­ną miną.

 

***

Drugi świa­dek to męż­czy­zna w po­de­szłym wieku. Ro­bert pa­trzy mu głę­bo­ko w oczy, jakby po­szu­ki­wał wie­dzy gro­ma­dzo­nej przez lata. Star­szy pan je­dy­nie uśmie­cha się ner­wo­wo i wy­glą­da cze­goś nie­ma­te­rial­ne­go nad ra­mie­niem śled­cze­go.

– Czy moja obec­ność cię stre­su­je?

– Nn… Nie… Skąd­że znowu… – duka w od­po­wie­dzi sta­ru­szek.

– Do­brze, bo nie je­stem twoim wro­giem. Po­dob­no mo­żesz mi coś opo­wie­dzieć o szcze­gó­łach zda­rze­nia.

– Szcze­gó­łach… Zda­rze­nia? Ja­kie­go zda­rze­nia? Ja nic nie wiem…

Ro­bert, po oj­cow­sku, ude­rza roz­mów­cę otwar­tą dło­nią w twarz.

– Nie mamy na to czasu – war­czy.

Star­szy pan za­krywa twarz dłoń­mi, ale po chwi­li jakby się uspo­kaja i kiwa głową.

– Rze­czy­wi­ście, wszyst­ko wi­dzia­łem.

– Co kon­kret­nie wi­dzia­łeś?

– Pło­mie­nie, wszę­dzie pło­nął żywy ogień. Jakby cza­row­ni­cę pa­lo­no na sto­sie, zu­peł­nie jak za daw­nych cza­sów. Ofia­ra stała na środ­ku, dum­nie, za nic mając to wszyst­ko, jed­nak…

– Jed­nak?

– Myślę, że to były po­zo­ry. Ogień tra­wił tę bied­ną isto­tę, ale od we­wnątrz, je­że­li pan ro­zu­mie, co mam na myśli.

– Ro­zu­miem – przy­ta­ku­je Ro­bert. – Ostat­nie py­ta­nie, je­że­li po­zwo­lisz. Czy w sto­do­le był ktoś jesz­cze, poza ofia­rą?

– Nie, w ta­kich przy­pad­kach czło­wiek za­wsze jest sam.

 

***

Ro­bert idzie w stro­nę ostat­nie­go świad­ka. Po obu stro­nach tło­czy się nie­zli­czo­na ilość po­sta­ci w czar­nych gar­ni­tu­rach, bia­łych ma­skach i z po­chod­nia­mi w dło­niach. Robią męż­czyź­nie przej­ście, jed­nak po­wie­trze jest gęste do tego stop­nia, że ten przy­sta­je i przez dłuż­szy czas kasz­le, jakby miał wy­pluć płuca.

Ko­bie­ta w kącie sto­do­ły przy­pa­tru­je się tej sce­nie i krzy­wi drwią­co.

– Całe twoje życie – mówi Marta.

– Całe moje życie – po­twier­dza Ro­bert. – Znasz ofia­rę?

– Zna­łam. A przy­naj­mniej tak mi się wy­da­wa­ło.

– Dla­cze­go tak twier­dzisz?

– Po tym, co się stało… Zwąt­pi­łam. – Marta gło­śno prze­ły­ka ślinę.

– Ro­zu­miem.

– My­lisz się, wła­śnie nic nie ro­zu­miesz!

Ro­bert jest zszo­ko­wa­ny na­głym wy­bu­chem ko­bie­ty. Chce ją zga­nić, jed­nak do­strze­ga, że ta pła­cze, więc za­miast tego, po­da­je jej chu­s­tecz­kę.

– Je­steś ło­trem, wiesz?

– Wiem.

– Co teraz bę­dzie?

– Muszę usta­lić, co się stało.

– A potem?

Ro­bert jest za­sko­czo­ny py­ta­niem, ale jesz­cze bar­dziej fak­tem, że nie zna na nie od­po­wie­dzi. Tak­su­je wzro­kiem wnę­trze sto­do­ły. Nie­daw­ny tłum gro­te­sko­wych po­sta­ci w ma­skach wy­raź­nie się prze­rze­dził, po­zo­sta­ło ich już tylko kilka. Każda z nich trzy­ma w pra­wej dłoni po­chod­nię, a lewą wska­zu­je zwło­ki, gni­ją­ce w cen­trum bu­dyn­ku.

Ro­bert, ni­czym za­hip­no­ty­zo­wa­ny, idzie po­wol­nym kro­kiem w stro­nę środ­ka sto­do­ły. Czuje, jak ugi­na­ją się pod nim nogi, jakby kości za­stą­pi­ła stężała że­la­ty­na, jed­nak się nie za­trzy­mu­je.

Nad zwło­ka­mi stoi star­sza ko­bie­ta. Ta sama, która za­pro­si­ła go do środ­ka. Męż­czy­zna po­zna­je w niej Martę, ale znacz­nie star­szą, niż za­pa­mię­tał. Chce coś po­wie­dzieć, ale po­ty­ka się o me­ta­lo­wy przed­miot. Kuca, by go pod­nieść. Colt, ka­li­ber czter­dzie­ści i czte­ry. Ro­bert od­czy­tu­je napis wy­gra­we­ro­wa­ny na rę­ko­je­ści i roni po­je­dyn­czą łzę. Wie już, czyje zwło­ki leżą nie­opo­dal, ale nie może się zmu­sić, żeby na nie spoj­rzeć.

– Po­wiedz to – mówi ostro Marta.

– Ja… Nie chcę… Nie mogę…

– Po­wiedz to! – krzy­czy ko­bie­ta.

W od­po­wie­dzi męż­czy­zna mru­czy coś nie­zro­zu­mia­le.

– Po­wtórz! Wy­raź­nie!

– Po­peł­ni­łem błąd – duka męż­czy­zna, a na­stęp­nie wkła­da lufę do ust i po­cią­ga spust. Ko­lej­ny raz.

Koniec

Komentarze

Tekst czytało się dobrze. Troszkę przeszkadzała mi narracja trzecioosobowa personalna (to tylko moje subiektywne odczucie). Z kwestii technicznych się nie wypowiem – jeszcze nie jestem na takim poziomie, by dawać rady w tym aspekcie.

Pozdrawiam!

Ave!

 

Mocny, niepokojący klimat ładnie kreśli atmosferę. Dobrze się czyta, choć jest dość sporo “Robertowania”, ale zgaduje że to celowy zabieg – mi jakoś nie przypadł do gustu. Interakcje z innymi postaciami są intrygujące. Ciekawe, czy w następnym powtórzeniu pętli czasowej Robert znów popełni błąd o.o 

 

Pozdrawiam :)

Adexxie

 

Witam pierwszego czytelnika! Narrację zastosowałem w prostym celu – dla podkreślenia, że wydarzenia dzieją się na naszych oczach, w kontraście do ich przyczyny.

 

Dywizjo Pancerna

 

Dzięki za opinię ;] “Robertowania” rzeczywiście trochę za dużo, usunąłem kilku nadprogramowych ;]

 

Ciekawe, czy w następnym powtórzeniu pętli czasowej Robert znów popełni błąd o.o 

Błąd był popełniony za pierwszym razem. Teraz Robert jest już tylko skazany na jego odkrywanie. Raz za razem… ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Mężczyzna zmusza własne nogi do ruchu.

Nie wiem czy własne są potrzebne.

 

Jednak wzrok Roberta skupia się na pochodni trzymanej przez postaci w prawej dłoni.

Raczej postać.

 

Istota w garniturze nie wykonuje żadnych ruchów, ale gałki jej oczu wyraźnie śledzą każdy, nawet najmniejszy, ruch mężczyzny.

 

Kobieta, na oko dwudziestoletnia, ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężaną u nogawek. Włosy ma upięte w gęsty warkocz, z którego pyszni się niewielka, krwistoczerwona róża.

 

E no, jak sukienka z nogawkami?

Według mnie w którym się pyszni? Na którym?

 

– Jak weszłam do środka, to zwłoki już leżały na środku.

 

– Powiesz coś więcej? – nie odpuszcza Robert.

Nie z dużej.

 

Był niepokój i takie uczucia bycia wciąganym w coś. Może właśnie stąd ten niepokój;)

No, ale zakończenie fajne i zmieniające wszystko, co się wcześniej przeczytało.

Dużo piszesz w czasie teraźniejszym, aż mnie korci…

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej, Ambush! 

 

Dzięki serdeczne za łapankę. Czytam tekst kilka razy, czasem coś zmieniam w trakcie i potem wychodzą babole… 

 

Był niepokój i takie uczucia bycia wciąganym w coś. Może właśnie stąd ten niepokój;)

Czyli założenie udało się zrealizować;)

 

Dużo piszesz w czasie teraźniejszym, aż mnie korci…

Trochę w ramach praktyki nad warsztatem, a tutaj pasowało mi koncepcyjnie. A skoro korci, to pisz… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Witaj. :)

Ze spraw technicznych mam następujące wątpliwości (do przemyślenia):

Grymas bólu wykrzywia twarz Roberta. Mężczyzna czuje przenikliwy ból, który…– powtórzenie?

Jeden krok, drugi, trzeci i kolejne, siłą rozpędu jego ciało sunie do przodu. W końcu wychodzi z mgły i jego oczom ukazuje się podupadłe gospodarstwo, widocznie nadgryzione zębem czasu. – powtórzenie?

Robert idzie w stronę zniszczonego, spróchniałego płotu, którego funkcja jest już chyba bardziej symboliczna, niż funkcjonalna. – i tu?

Jest ubrana w niemodny, czarny garnitur, na nogach ma błyszczące pantofle koloru smoły, a na głowie pozbawiony koloru kapelusz. – w sensie – przezroczysty?

W tym momencie Robert dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi do stodoły. – mam wątpliwość, czy można tak napisać, ale chyba tak?

Cztery pary oczu, utkwione w twarz Roberta, wyrażają lekceważącą wręcz obojętność. – tu też mi zgrzyta – twarzy?

 

W odległości kilku metrów stoją w równym rzędzie cztery istoty z pochodniami, wyglądające jakby (…) Do mężczyzny dobiega głos starszej kobiety stojącej w progu stodoły. – tu nie zrozumiałam, gdzie ona stała? – czy ona jest jedną z tych istot?

 

Starszy pan zakrył twarz dłońmi, ale po chwili jakby się uspokoił i skinął głową. – to zdanie mnie oderwało od śledzenia fabuły, bo wcześniej piszesz scenę za sceną w czasie teraźniejszym, potem też i nagle tu jest przeszły, czemu?

 

Marta pojawia się tak niespodziewanie, że nie rozumiem, skąd, kim jest i czemu podajesz jej imię.

 

Zakończenie na plus i to bardzo duży. Za niego i eskalację napięcia daję kliczek. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć, Bruce!

 

Dziękuję za łapankę, aż mi wstyd, że tyle jeszcze do poprawy zostało…

 

to zdanie mnie oderwało od śledzenia fabuły, bo wcześniej piszesz scenę za sceną w czasie teraźniejszym, potem też i nagle tu jest przeszły, czemu?

Niedopatrzenie, ale naprawilem juz ;)

 

Marta pojawia się tak niespodziewanie, że nie rozumiem, skąd, kim jest i czemu podajesz jej imię.

Chciałem subtelnie dać znać czytelnikom, że ona nie jest przypadkowym świadkiem, tylko bardzo ważnym dla Roberta. A mówiąc wprost jest/była jego żoną… ;)

 

Dzięki za klika ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej!

 

Mężczyzna niepewnie stawia kolejne kroki, po kilkunastu,

Ja bym rozdzieliła.

Mężczyzna niepewnie stawia kolejne kroki. Po kilkunastu,

 

Twarz istoty skryta jest za przylegającą białą maską z wyciętymi otworami na oczy. Jednak wzrok Roberta skupia się na pochodni

Skojarzenie z Ku Klux Klanem…

 

Wie także, że wszelkie próby kontaktu będą bezcelowe, więc je odpuszcza.

Hm, no nie wiem…

 

czerwieniące się rdzawo

Trochę dziwnie brzmi.

 

Robert desperackim ruchem doskakuje do postaci i staje przed nimi, na odległość oddechu.

Skoro doskoczył do postaci i stanął przed nimi, możemy sobie wyobrazić, że odległość jest bliska, nie trzeba tego doprecyzowywać. ;)

 

Mężczyzna kiwa głową w geście zgody.

Trudno, żeby kiwał głową w geście niezgody. :)

 

Robert, po ojcowsku, uderza rozmówcę otwartą dłonią w twarz.

Raczej średnie porównanie, nie każdy ojciec uderza w twarz. ;)

 

uspokoaja

literówka

 

Lubię klimat tajemnic, niedopowiedzenia, dziwne sytuacje. To na pewno na plus, zastanawiałam się, o co tam będzie chodzić, jeszcze przez te białe maski i kapelusze przypomniał mi się Ku Klux Klan i myślałam, że bohater był ich ofiarą. Aż mój umysł przywołał film Mudbound.

Kiedy jednak Robert wchodzi do stodoły, a tam leżą zwłoki, od razu nasuwa się myśl, że to jego zwłoki, albo on kogoś zabił. No i problem z pytaniami jest taki, że skoro bohater prowadzi śledztwo, to trudno o to, żeby to on kogoś zabił – a tak byłoby dość przewrotnie, bo skoro zabił, to powinien wiedzieć, a że zapomniał po śmierci…

No więc dość szybko zorientowałam się, że ofiarą będzie bohater.

Rozmowy były dość proste i chyba stanowiły najsłabszy punkt, bo za wiele z nich tak naprawdę nie wynika. Tylko to, że bohater myślał o pracy, ojciec dostrzegł, że był samotny i żona uświadomiła sobie, że go nie znała… od takiej strony.

Fajne są takie przemycone przemyślenia, tylko właśnie w tych rozmowach to dość szybko, hm, się rozegrało. Przez to mało emocjonalnie do tego podeszłam, mimo tematu samobójstwa, bo dałeś nam takie oczywistości. Zazwyczaj właśnie nikt nie dostrzega tej samotności, dopiero po akcie ludzie myślą, że może faktycznie był samotny, zostawiony z tym wszystkim. Ojciec (staruszek, bo może to być ktoś inny, przyjęłam ojca, moja nadinterpretacja, ale tak mi pasowało do tekstu) pewnie starszej daty i nie potrafił porozmawiać z synem o problemach.

No i żona – tak naprawdę tutaj bardzo na plus, bo już pogłębiłeś ten moment. Z jednej strony żona każe przyznać Robertowi, że popełnił błąd, jest łotrem (więc coś zrobił za życia, coś niewybaczalnego), z drugiej – popycha go do samobójstwa. I do końca nie wiemy, czy faktycznie on coś zrobił, czy może był niewinny, ale oskarżenia pchnęły go do tego czynu.

Pętla czasowa – klasyk, jestem fanką pętli, także to na duży plus.

 

Całościowo: początek i sam przebieg akcji trochę mi się gryzły, ale przemycone przemyślenia, niejednoznaczność i końcówka jak najbardziej ciekawe.

Pozdrawiam i klikam,

Ananke

Wszystko jasne oczywiście, a usterki to są drobiazgi same… :)

I ja dziękuje serdecznie, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ave, Ananke! ;]

 

Trochę dziwnie brzmi.

Ale daje lekką surrealistyczną nutę :P 

 

Trudno, żeby kiwał głową w geście niezgody. :)

Pełna zgoda, ale po usunięciu tego zostaje jakiś taki skąpy fragment, więc mimo wszystko zostawiłem.

 

Raczej średnie porównanie, nie każdy ojciec uderza w twarz. ;)

Normalny nie, ale to nie jest normalna reakcja + chciałem żeby jednak słowo “ojciec” jakoś się pojawiło, żeby dać wskazówkę :]

 

Resztę uwag naniosłem bez gadania ;]

 

No więc dość szybko zorientowałam się, że ofiarą będzie bohater.

Bo Ty wśród czytelników jesteś Debeściak, ale są tacy, co to się nie połapią… :P

 

Rozmowy były dość proste i chyba stanowiły najsłabszy punkt, bo za wiele z nich tak naprawdę nie wynika. Tylko to, że bohater myślał o pracy, ojciec dostrzegł, że był samotny i żona uświadomiła sobie, że go nie znała… od takiej strony.

W założeniu, każda z rozmów miała dać tylko jedną-dwie wskazówki i się skończyć. To jest szort, a zbyt długie konwersacje mogłyby wybić z budowanego klimatu zaszczucia. Takie w każdym razie miałem założenie ;]

 

Przez to mało emocjonalnie do tego podeszłam, mimo tematu samobójstwa, bo dałeś nam takie oczywistości.

Na przyszłość mniej łopaty, zanotowane ;]

 

Dziękuję za wnikliwą analizę i kliknięcie ;]

 

Bruce

Wszystko jasne oczywiście, a usterki to są drobiazgi same… :)

Niby tak, ale przy tej ilości przeglądania dość krótkiego tekstu, nie powinny się przydarzyć. Chyba dopadło mnie zmęczenie materiału…

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Chyba dopadło mnie zmęczenie materiału…

Ave, Cezarze, jak nas wszystkich przy tej pogodzie… smiley

Pecunia non olet

Sprawa od początku nie jest jasna, a z każdym zdaniem robi się bardziej tajemnicza, mroczna i coraz mniej zrozumiała. Domyślam się, co wydarzyło się w stodole, ale nie wiem, dlaczego. Intrygujące są mnożące się postaci w maskach i z pochodniami, ale nie znalazłam wytłumaczenia dla ich obecności.

Cóż, Cezary, tym razem to chyba nie moja bajka.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

pantofle koloru smoły, a na głowie pozbawiony koloru kapelusz. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …pantofle koloru smoły, a na głowie bezbarwny kapelusz.

 

dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi do stodoły. → Może wystarczy: …dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi stodoły.

 

Zmurszała farba odsłania spróchniałe, kojąco miękkie deski. Murszenie dotyczy drewna, farba nie murszeje.

Proponuję: Łuszcząca się farba odsłania spróchniałe, kojąco miękkie deski.

 

 Robert desperackim ruchem doskakuje do postaci… → A może: Robert desperacko doskakuje do postaci…

Doskok jest ruchem.

 

Mężczyzna kiwa głową w geście zgody. → Gesty wykonuje się rękami, nie głową.

Proponuję: Mężczyzna kiwa głową w wyrazie zgody.

 

ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężaną u spodu.U spodu sukienka mogła mieć podszewkę.

Pewnie miało być: …ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężającą się ku dołowi.

 

Włosy ma upięte w gęsty warkocz… → Warkocz się zaplata, nie upina. Zapleciony warkocz można upiąć w kok. Warkocz nie jest gęsty, gęste mogą być włosy; warkocz może być ciasno spleciony.

Proponuję: Gęste włosy ma splecione w warkocz

 

Pokręciła przecząco głową. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy kręcąc głową mogła przytaknąć?

 

Jakby czarownice palono na stosie… → Literówka.

 

a lewą wskazuje na zwłoki… → …a lewą wskazuje zwłoki

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

jakby kości zastąpiła ubita żelatyna… → Żelatyna to nie białko, żelatyny się nie ubija.

Pewnie miało być: …jakby kości zastąpiła stężała żelatyna

 

wkłada lufę do ust i pociąga za spust. → …wkłada lufę do ust i pociąga spust.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Regulatorzy!

 

Cóż, pozostaje mi posypać głowę popiołem i wyrazić skruchę za ilość błędów, które pojawiły się w tekście… Tym większe podziękowania za wspaniałą robotę, naniosłem wszystkie Twoje uwagi.

 

Sprawa od początku nie jest jasna, a z każdym zdaniem robi się bardziej tajemnicza, mroczna

I jakby na tym poprzestało, to by nie było źle ;] Tekst miał być enigmatyczny, niepokojący, ale chyba trochę przesadziłem ;]

 

Dziękuję Ci za poświęcony czas!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo proszę, Cezary. Miło mi, że mogłam się przydać.

A że tym razem opowiadanie nie przypadło mi do gustu… Cóż, miałeś pomysł i pewnie zrealizowałeś go tak jak podpowiadała pani Wena. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Prawda, czasem człowiek nie ma wyjścia… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Prawnik zawsze znajdzie jakieś wyjście. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niekoniecznie, to byl przypadek siły wyższej… :P

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Skoro tak widzisz sprawę, to już nic nie rzeknę. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ooo, to ten mroczniejszy pisał! Faktycznie istnieje! :D Super! Trzeba przyznać, że to bardzo ciekawa wersja Ciebie! Podobało mi się, nastrój był konsekwentny przez całe opko, ciekawie poprowadziłeś akcję, czytało się dobrze, bez potknięć. Tajemniczo, nie wszystko odkryłeś, ale nie przeszkadzało mi to. 

Pozdrawiam bliźniaczo! Klik (jeśli jeszcze potrzebujesz…) 

Hej, znowu zagadkami rzucasz;). Jest mrocznie, ale chyba zbyt enigmatycznie, jak na mój gust. Trochę to przypomina scenę z filmu Lyncha, niepokojąca, dziwna i niewyjaśniona. Ale mi się podobała więc klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jolko 

 

Rzeczywiście, uwolniliśmy mrocznego bliźniaka i teraz szaleje… :> Bardzo mi miło, że się spodobało:)

 

No i oczywiście dziękuję za kliknięcie:)

 

Bardzie

 

Coś ostatnio taki mam flow na enigmatyczne teksty, na to wygląda:)

przypomina scenę z filmu Lyncha,

W sumie zabawne, że o tym piszesz, bo zostałem poproszony o napisanie szorta w klimatach Lyncha i tak powstał niniejszy tekst xD

 

Dzięki za klika :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Mężczyzna chce krzyknąć, ale z gardła nie wychodzi mu najmniejszy dźwięk.

Może jednak najcichszy?

Istota w garniturze pozostaje nieruchoma, ale gałki jej oczu wyraźnie śledzą każdy, nawet najmniejszy, ruch mężczyzny.

Tu zmieniłabym szyk, bo tam chyba nie ma innych oczu, żeby akcentować “gałki jej oczu”, a “jej gałki oczu” → bardziej neutralnie

Nie wydają przy tym najmniejszego dźwięku.

Jednak nie wie, czego.

Tu raczej bez przecinka.

– Czym są te istoty z pochodniami? – pyta Robert.

– Teraz to nieistotne. Skup się, proszę.

Zmieniłabym szyk na: “To teraz nieistotne”, bo tu akcent pada na “teraz”, a raczej powinien na “to”.

Mężczyzna kiwa głową w wyrazie zgody.

Zmieniłabym, kuje w oko.

Robert, po ojcowsku, uderza rozmówcę otwartą dłonią w twarz.

XD

pociąga spust

Jednak “za spust”… bo inaczej zmieniasz gatunek na romans ;)

 

Mroczny klimat i plot twist na zakończenie… Ciekawy szorciak.

Pozdrawiam

Hej, M.G.Zanadro!

 

Dzięki za uwagi językowe, przyjrzę im się bliżej jak siądę do komputera ;) Z tym spustem, miałem "za spust" oryginalnie, ale mnie Regulatorzy przekonała do zmiany. I teraz mam dylemat ;>

 

Bardzo mi miło, że doceniłaś klimat i twista ;)

 

Pozdrówka!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ludzie wkładają pistolet w usta, ciągną za spust i wciąż żyją, a inni umierają w czasie snu.

Przykład z PWN

 

W NKJP znalazłam dużo więcej wystąpień “za spust” → jakieś 50 do 5.

 

Rozstrzygnięcie na szczęście jest w rękach autora ;) Zawsze można spust nacisnąć i po dwuznaczności ;)

Przykłady podane w Korpusie Języka Polskiego PWN i ten który zacytowała M.G.Zanadra to przykłady użycia danego zwrotu. Niekoniecznie poprawnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Częstsze użycie w uzusie dopuszcza zastosowanie w tego typu tekście, ale dla potwierdzenia WSJP → połączenia.

Cóż, M.G.Zanadro, skoro tak wolisz, pociągaj za spust. Ja pozostanę przy pociaganiu/ naciskaniu spustu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Drogie Panie, skoro już zmieniłem na wersję zaproponowaną przez Regulatorzy (na marginesie, czy będzie nietaktem jeżeli będę się do Ciebie zwracał per "Reg", jak znaczna część forumowiczów?), to będę się tego trzymał. Chociaż instynktownie także zawsze pisałem "za spust" ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary, ależ jaki nietakt?! Reg jest bardzo OK! :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zawsze lepiej zapytać… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezarze, nie jestem tak domyślny, jak Ananke. Dla mnie finał był zaskoczeniem. Rozumiem, że postacie w maskach służyły Ci do budowania nastroju, bo nie widzę innej ich roli. Całość interesująca mimo, a może dzięki mroczności i tajemniczości. Po wprowadzonej korekcie dobrze się czytała. Pozdrawiam :)

Hej, Koalo! 

 

Postacie w maskach miały symbolizować lęki, piętrzące się problemy, a przy okazji budować klimat. Dobrze, że chociaż ten drugi element wyszedł;)

 

Bardzo mi miło, że uznałeś tekst za interesujący, szczególnie że groza to raczej nie są Twoje klimaty ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave!

Hmmmm. Pogubiłam się. Ale może to dlatego, że byłam zmęczona, kiedy czytałam, a w końcu zasnęłam na komentarzach. A w ogóle chyba nie przepadam za pętlami czasowymi nieumotywowanymi w tekście wejściem do jakiegoś wehikułu.

Babska logika rządzi!

Ave, Finklo!

 

Cóż, tak też bywa ;) Tym bardziej dziękuję, że przeczytałaś i zostawiłaś komentarz ;)

 

Bohater jest martwy, więc to, czego doświadcza jest swego rodzaju pętlą, chociaż nie taką w klasycznym rozumieniu ;) (bo jest poza czasem, czy coś takiego)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Trudno, żeby kiwał głową w geście niezgody. :)

Pełna zgoda, ale po usunięciu tego zostaje jakiś taki skąpy fragment, więc mimo wszystko zostawiłem.

 

A to skąpe fragmenty nie mogą istnieć w opowiadaniach? :D

 

Bo Ty wśród czytelników jesteś Debeściak, ale są tacy, co to się nie połapią… :P

Nie zawsze się połapię. :D

 

W założeniu, każda z rozmów miała dać tylko jedną-dwie wskazówki

Niby tak, ale przez skrótowość miałam takie wrażenie rozmycia i małego znaczenia rozmów. ;)

 

Na przyszłość mniej łopaty, zanotowane ;]

W moim przypadku, bo co czytelnik to inna opinia. :)

 

Cezarze, nie jestem tak domyślny, jak Ananke.

Misiu, to chyba przez to, że sama piszę mało zrozumiale. XD

Cezary_cezary, ciekawe opowiadanie! Mroczny i tajemniczy klimat zdecydowanie trafia w mój gust. Nie jestem do końca przekonany do narracji w czasie teraźniejszym, ale to już kwestia osobistych preferencji. Żałuję, że dialogi i opisy nie są trochę bardziej rozbudowane – mogłyby dostarczyć więcej informacji. Sporo trzeba sobie dopowiedzieć, choć może właśnie taki był zamysł. Postacie w maskach są intrygujące, ale brakuje wskazówek co do ich roli w fabule. Osobiście wolę dłuższe opowiadania (wystarczy zerknąć na to, co sam wrzuciłem do poczekalni wink), więc chętnie przeczytałbym rozwiniętą wersję tej historii. Pozdrawiam!

Mroczne, klimatyczne i jeszcze raz mroczne.

 

Plot twist dobry, nie spodziewałem się. Postacie w maskach fajnie budują napięcie.

Nie wiem, co tu więcej napisać. Chwyciłeś mnie klimatem i tajemniczością, dlatego kliknę do piórka :) 

 

Pozdrawiam

Kto wie? >;

Adamie Huzarze

 

Dzięki za wizytę i pozytywny odbiór! ;] Tekst jest rzeczywiście dość krótki, ale takie było założenie od początku.

 

Sporo trzeba sobie dopowiedzieć, choć może właśnie taki był zamysł. Postacie w maskach są intrygujące, ale brakuje wskazówek co do ich roli w fabule

Nie ukrywam, że w tym szorcie postawiłem bardziej na klimat, niż fabułę. Niedopowiedzenia, “tajemnicze” postacie w maskach, to wszystko służy budowaniu napięcia, atmosfery, ale jednocześnie rzeczywiście może powodować lekką dezorientację czy niedosyt fabularny.

 

Skryty

 

Bardzo mi miło, że szort siadł ;] Dziękuję za nominację, aczkolwiek realnie małe szanse żeby tekst dotarł do głosowania piórkowego ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

A może ktoś jeszcze przeczyta i dobije? Nigdy nie wiadomo :)

Kto wie? >;

Jasna sprawa, raz jeszcze dziękuję ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nie ma problemu :D

Kto wie? >;

Kimacik jest niewątpliwie. Niezdrowo depresyjny. Nie potępiam, bo każdemu się czasem zdaża ;)

Ale mam parę pyta. Czy on patrzy na siebie? I tak się zabija raz za razem? Nie chce z tego wyleźć, czy nie może?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Irko! 

 

Dzięki, że wpadłaś;) Klimat depresyjny towarzyszy mi w ostatnim czasie dość mocno, więc i tekstowi się "oberwało"…

 

Tak, patrzy na siebie. Nie umiem natomiast odpowiedzieć na pytanie, czy on nie chce czy nie może z tego wyjść. Pewnie po trochu jedno i drugie. Jak to w takich (trudnych) sytuacjach bywa…

 

Pozdrówka ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka