
Jest dziwnie i raczej nie ma w treści nic śmiesznego.
Jest dziwnie i raczej nie ma w treści nic śmiesznego.
Twarz Roberta wykrzywia nieprzyjemny grymas. Mężczyzna czuje przenikliwy ból, który rozdziera czaszkę niczym setka igieł desperacko szukających drogi ucieczki z wnętrza głowy. Rozgląda się dookoła, jednak gęsta mgła skutecznie ogranicza widoczność. Robert wykonuje gest, jakby chciał ją chwycić i, ku wyraźnemu zdumieniu, ta sztuka mu się udaje. Mgła jest lepka, mazista i nieprzyjemnie chłodna.
Mężczyzna niepewnie stawia kolejne kroki. Po kilkunastu, a może kilkudziesięciu, metrach wpada na zimny pręt wystający z ziemi. Robert dłońmi usiłuje rozgonić mgłę i lustruje wzrokiem znalezisko, które okazuje się tablicą z nazwą miejscowości.
Dlaczego tutaj jestem?, myśli.
Mężczyzna zmusza nogi do ruchu. Jeden krok, drugi, trzeci i kolejne, siłą rozpędu ciało sunie do przodu. W końcu wychodzi z mgły i jego oczom ukazuje się podupadłe gospodarstwo, widocznie nadgryzione zębem czasu. Robert idzie w stronę zniszczonego, spróchniałego płotu, którego rola jest już chyba bardziej symboliczna, niż funkcjonalna. Bramka do gospodarstwa ustępuje pod naporem, wydając przenikliwy pisk, który rozchodzi się po okolicy.
W sercu mężczyzny zaczyna pulsować wszechogarniające uczucie niepokoju, gdy po swojej lewej stronie dostrzega dziwną postać. Jest ubrana w niemodny, czarny garnitur, na nogach ma błyszczące pantofle koloru smoły, a na głowie bezbarwny kapelusz. Twarz istoty skryta jest za przylegającą białą maską z wyciętymi otworami na oczy. Jednak wzrok Roberta skupia się na pochodni trzymanej przez postać w prawej dłoni. Mężczyzna chce krzyknąć, ale z gardła nie wychodzi mu najmniejszy dźwięk.
Istota w garniturze pozostaje nieruchoma, ale gałki jej oczu wyraźnie śledzą każdy, nawet najmniejszy, ruch mężczyzny. Ten postanawia ignorować groteskowego przybysza, z jakiegoś powodu ma pewność, że nie grozi mu z jego strony żadne niebezpieczeństwo. Wie także, że wszelkie próby kontaktu będą bezcelowe, więc je odpuszcza.
W tym momencie Robert dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi stodoły. Podchodzi bliżej i dotyka ich. Łuszcząca się farba odsłania spróchniałe, kojąco miękkie deski. Mężczyzna trwa tak chwilę, zanurzając się w błogim spokoju, jaki bije z drewna. Otwiera oczy i patrzy w prawo. W odległości kilku metrów stoją w równym rzędzie cztery istoty z pochodniami, wyglądające jakby zostały odbite za pomocą kalki, i przenikają rzeczywistość oczami, które jako jedyne wyglądają zza białych masek. Nie wydają przy tym najmniejszego dźwięku.
Robert desperacko doskakuje do postaci i staje przed nimi, ich twarze dzieli odległość oddechu. Głęboko wciąga powietrze, do nozdrzy dociera zapach lawendy i… czegoś jeszcze. Jednak nie wie, czego. Cztery pary oczu, utkwione w twarzy Roberta, wyrażają lekceważącą wręcz obojętność. Mężczyzna próbuje wytrzymać tę wojnę nerwów, jednak nie wie, na czym skupić wzrok.
– Czekaliśmy na ciebie. – Do mężczyzny dobiega głos starszej kobiety stojącej nieco dalej, w progu stodoły.
– Dlaczego?
– Przecież wiesz.
Kobieta gestem wskazuje, by ruszył za nią, po czym znika we wnętrzu budynku.
***
W stodole panuje półmrok, a powietrze przenika fetor zleżałego siana i gnijącego, ludzkiego ciała. Robert odruchowo krzywi się i zatyka nos. Starsza kobieta jedynie patrzy na niego z politowaniem.
– Wszystko jest gotowe – mówi.
– Czym są te istoty z pochodniami? – pyta Robert.
– Teraz to nieistotne. Skup się, proszę.
Mężczyzna kiwa głową w wyrazie zgody.
– Czy są jacyś świadkowie?
– Trzech, stoją w kątach budynku i czekają na twoje pytania – odpowiada kobieta.
***
Robert taksuje wzrokiem pierwszego świadka. Kobieta, na oko dwudziestoletnia, ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężającą się ku dołowi. Gęste włosy ma splecione w warkocz, w którym pyszni się niewielka, krwistoczerwona róża. Oddech kobiety jest szybki, urywany, ale jej oczy nie zdradzają żadnego napięcia.
– Widziałaś zdarzenie? – pyta obcesowo.
Pokręciła głową.
– Jak weszłam do środka, to zwłoki już tam leżały. Skończyłam kurs pierwszej pomocy, więc podeszłam sprawdzić puls. Nie było go.
– Rozumiem. – Notuje coś w nieistniejącym notatniku. – Czy widziałaś, żeby ktoś wychodził ze stodoły?
– Jedynie cień, ale byłam pewna, że to wzrok mi płata figle.
– Znałaś ofiarę?
– Tylko przelotnie.
– Powiesz coś więcej? – Robert nie odpuszcza.
– Typowa klasa średnia. Praca, praca i jeszcze raz praca. Z przerwami na rodzinę i jeszcze więcej pracy. – Wzrusza ramionami.
– Rozumiem, to wszystko. Jesteś wolna.
Kobieta uśmiecha się z wdzięcznością i wychodzi ze stodoły. Robert odprowadza ją wzrokiem i głośno wzdycha. Nie okazuje zdziwienia, gdy w kącie budynku, w miejscu, gdzie przed chwilą prowadził przesłuchanie, stoi kilka istot z pochodniami. Przez ułamek sekundy mężczyzna kontempluje ryzyko pożaru, jednak ostatecznie odchodzi z obojętną miną.
***
Drugi świadek to mężczyzna w podeszłym wieku. Robert patrzy mu głęboko w oczy, jakby poszukiwał wiedzy gromadzonej przez lata. Starszy pan jedynie uśmiecha się nerwowo i wygląda czegoś niematerialnego nad ramieniem śledczego.
– Czy moja obecność cię stresuje?
– Nn… Nie… Skądże znowu… – duka w odpowiedzi staruszek.
– Dobrze, bo nie jestem twoim wrogiem. Podobno możesz mi coś opowiedzieć o szczegółach zdarzenia.
– Szczegółach… Zdarzenia? Jakiego zdarzenia? Ja nic nie wiem…
Robert, po ojcowsku, uderza rozmówcę otwartą dłonią w twarz.
– Nie mamy na to czasu – warczy.
Starszy pan zakrywa twarz dłońmi, ale po chwili jakby się uspokaja i kiwa głową.
– Rzeczywiście, wszystko widziałem.
– Co konkretnie widziałeś?
– Płomienie, wszędzie płonął żywy ogień. Jakby czarownicę palono na stosie, zupełnie jak za dawnych czasów. Ofiara stała na środku, dumnie, za nic mając to wszystko, jednak…
– Jednak?
– Myślę, że to były pozory. Ogień trawił tę biedną istotę, ale od wewnątrz, jeżeli pan rozumie, co mam na myśli.
– Rozumiem – przytakuje Robert. – Ostatnie pytanie, jeżeli pozwolisz. Czy w stodole był ktoś jeszcze, poza ofiarą?
– Nie, w takich przypadkach człowiek zawsze jest sam.
***
Robert idzie w stronę ostatniego świadka. Po obu stronach tłoczy się niezliczona ilość postaci w czarnych garniturach, białych maskach i z pochodniami w dłoniach. Robią mężczyźnie przejście, jednak powietrze jest gęste do tego stopnia, że ten przystaje i przez dłuższy czas kaszle, jakby miał wypluć płuca.
Kobieta w kącie stodoły przypatruje się tej scenie i krzywi drwiąco.
– Całe twoje życie – mówi Marta.
– Całe moje życie – potwierdza Robert. – Znasz ofiarę?
– Znałam. A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Dlaczego tak twierdzisz?
– Po tym, co się stało… Zwątpiłam. – Marta głośno przełyka ślinę.
– Rozumiem.
– Mylisz się, właśnie nic nie rozumiesz!
Robert jest zszokowany nagłym wybuchem kobiety. Chce ją zganić, jednak dostrzega, że ta płacze, więc zamiast tego, podaje jej chusteczkę.
– Jesteś łotrem, wiesz?
– Wiem.
– Co teraz będzie?
– Muszę ustalić, co się stało.
– A potem?
Robert jest zaskoczony pytaniem, ale jeszcze bardziej faktem, że nie zna na nie odpowiedzi. Taksuje wzrokiem wnętrze stodoły. Niedawny tłum groteskowych postaci w maskach wyraźnie się przerzedził, pozostało ich już tylko kilka. Każda z nich trzyma w prawej dłoni pochodnię, a lewą wskazuje zwłoki, gnijące w centrum budynku.
Robert, niczym zahipnotyzowany, idzie powolnym krokiem w stronę środka stodoły. Czuje, jak uginają się pod nim nogi, jakby kości zastąpiła stężała żelatyna, jednak się nie zatrzymuje.
Nad zwłokami stoi starsza kobieta. Ta sama, która zaprosiła go do środka. Mężczyzna poznaje w niej Martę, ale znacznie starszą, niż zapamiętał. Chce coś powiedzieć, ale potyka się o metalowy przedmiot. Kuca, by go podnieść. Colt, kaliber czterdzieści i cztery. Robert odczytuje napis wygrawerowany na rękojeści i roni pojedynczą łzę. Wie już, czyje zwłoki leżą nieopodal, ale nie może się zmusić, żeby na nie spojrzeć.
– Powiedz to – mówi ostro Marta.
– Ja… Nie chcę… Nie mogę…
– Powiedz to! – krzyczy kobieta.
W odpowiedzi mężczyzna mruczy coś niezrozumiale.
– Powtórz! Wyraźnie!
– Popełniłem błąd – duka mężczyzna, a następnie wkłada lufę do ust i pociąga spust. Kolejny raz.
Tekst czytało się dobrze. Troszkę przeszkadzała mi narracja trzecioosobowa personalna (to tylko moje subiektywne odczucie). Z kwestii technicznych się nie wypowiem – jeszcze nie jestem na takim poziomie, by dawać rady w tym aspekcie.
Pozdrawiam!
Ave!
Mocny, niepokojący klimat ładnie kreśli atmosferę. Dobrze się czyta, choć jest dość sporo “Robertowania”, ale zgaduje że to celowy zabieg – mi jakoś nie przypadł do gustu. Interakcje z innymi postaciami są intrygujące. Ciekawe, czy w następnym powtórzeniu pętli czasowej Robert znów popełni błąd o.o
Pozdrawiam :)
Adexxie
Witam pierwszego czytelnika! Narrację zastosowałem w prostym celu – dla podkreślenia, że wydarzenia dzieją się na naszych oczach, w kontraście do ich przyczyny.
Dywizjo Pancerna
Dzięki za opinię ;] “Robertowania” rzeczywiście trochę za dużo, usunąłem kilku nadprogramowych ;]
Ciekawe, czy w następnym powtórzeniu pętli czasowej Robert znów popełni błąd o.o
Błąd był popełniony za pierwszym razem. Teraz Robert jest już tylko skazany na jego odkrywanie. Raz za razem… ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mężczyzna zmusza własne nogi do ruchu.
Nie wiem czy własne są potrzebne.
Jednak wzrok Roberta skupia się na pochodni trzymanej przez postaci w prawej dłoni.
Raczej postać.
Istota w garniturze nie wykonuje żadnych ruchów, ale gałki jej oczu wyraźnie śledzą każdy, nawet najmniejszy, ruch mężczyzny.
Kobieta, na oko dwudziestoletnia, ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężaną u nogawek. Włosy ma upięte w gęsty warkocz, z którego pyszni się niewielka, krwistoczerwona róża.
E no, jak sukienka z nogawkami?
Według mnie w którym się pyszni? Na którym?
– Jak weszłam do środka, to zwłoki już leżały na środku.
– Powiesz coś więcej? – nie odpuszcza Robert.
Nie z dużej.
Był niepokój i takie uczucia bycia wciąganym w coś. Może właśnie stąd ten niepokój;)
No, ale zakończenie fajne i zmieniające wszystko, co się wcześniej przeczytało.
Dużo piszesz w czasie teraźniejszym, aż mnie korci…
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Hej, Ambush!
Dzięki serdeczne za łapankę. Czytam tekst kilka razy, czasem coś zmieniam w trakcie i potem wychodzą babole…
Był niepokój i takie uczucia bycia wciąganym w coś. Może właśnie stąd ten niepokój;)
Czyli założenie udało się zrealizować;)
Dużo piszesz w czasie teraźniejszym, aż mnie korci…
Trochę w ramach praktyki nad warsztatem, a tutaj pasowało mi koncepcyjnie. A skoro korci, to pisz… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Witaj. :)
Ze spraw technicznych mam następujące wątpliwości (do przemyślenia):
Grymas bólu wykrzywia twarz Roberta. Mężczyzna czuje przenikliwy ból, który…– powtórzenie?
Jeden krok, drugi, trzeci i kolejne, siłą rozpędu jego ciało sunie do przodu. W końcu wychodzi z mgły i jego oczom ukazuje się podupadłe gospodarstwo, widocznie nadgryzione zębem czasu. – powtórzenie?
Robert idzie w stronę zniszczonego, spróchniałego płotu, którego funkcja jest już chyba bardziej symboliczna, niż funkcjonalna. – i tu?
Jest ubrana w niemodny, czarny garnitur, na nogach ma błyszczące pantofle koloru smoły, a na głowie pozbawiony koloru kapelusz. – w sensie – przezroczysty?
W tym momencie Robert dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi do stodoły. – mam wątpliwość, czy można tak napisać, ale chyba tak?
Cztery pary oczu, utkwione w twarz Roberta, wyrażają lekceważącą wręcz obojętność. – tu też mi zgrzyta – twarzy?
W odległości kilku metrów stoją w równym rzędzie cztery istoty z pochodniami, wyglądające jakby (…) Do mężczyzny dobiega głos starszej kobiety stojącej w progu stodoły. – tu nie zrozumiałam, gdzie ona stała? – czy ona jest jedną z tych istot?
Starszy pan zakrył twarz dłońmi, ale po chwili jakby się uspokoił i skinął głową. – to zdanie mnie oderwało od śledzenia fabuły, bo wcześniej piszesz scenę za sceną w czasie teraźniejszym, potem też i nagle tu jest przeszły, czemu?
Marta pojawia się tak niespodziewanie, że nie rozumiem, skąd, kim jest i czemu podajesz jej imię.
Zakończenie na plus i to bardzo duży. Za niego i eskalację napięcia daję kliczek. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Cześć, Bruce!
Dziękuję za łapankę, aż mi wstyd, że tyle jeszcze do poprawy zostało…
to zdanie mnie oderwało od śledzenia fabuły, bo wcześniej piszesz scenę za sceną w czasie teraźniejszym, potem też i nagle tu jest przeszły, czemu?
Niedopatrzenie, ale naprawilem juz ;)
Marta pojawia się tak niespodziewanie, że nie rozumiem, skąd, kim jest i czemu podajesz jej imię.
Chciałem subtelnie dać znać czytelnikom, że ona nie jest przypadkowym świadkiem, tylko bardzo ważnym dla Roberta. A mówiąc wprost jest/była jego żoną… ;)
Dzięki za klika ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej!
Mężczyzna niepewnie stawia kolejne kroki, po kilkunastu,
Ja bym rozdzieliła.
Mężczyzna niepewnie stawia kolejne kroki. Po kilkunastu,
Twarz istoty skryta jest za przylegającą białą maską z wyciętymi otworami na oczy. Jednak wzrok Roberta skupia się na pochodni
Skojarzenie z Ku Klux Klanem…
Wie także, że wszelkie próby kontaktu będą bezcelowe, więc je odpuszcza.
Hm, no nie wiem…
czerwieniące się rdzawo
Trochę dziwnie brzmi.
Robert desperackim ruchem doskakuje do postaci i staje przed nimi, na odległość oddechu.
Skoro doskoczył do postaci i stanął przed nimi, możemy sobie wyobrazić, że odległość jest bliska, nie trzeba tego doprecyzowywać. ;)
Mężczyzna kiwa głową w geście zgody.
Trudno, żeby kiwał głową w geście niezgody. :)
Robert, po ojcowsku, uderza rozmówcę otwartą dłonią w twarz.
Raczej średnie porównanie, nie każdy ojciec uderza w twarz. ;)
uspokoaja
literówka
Lubię klimat tajemnic, niedopowiedzenia, dziwne sytuacje. To na pewno na plus, zastanawiałam się, o co tam będzie chodzić, jeszcze przez te białe maski i kapelusze przypomniał mi się Ku Klux Klan i myślałam, że bohater był ich ofiarą. Aż mój umysł przywołał film Mudbound.
Kiedy jednak Robert wchodzi do stodoły, a tam leżą zwłoki, od razu nasuwa się myśl, że to jego zwłoki, albo on kogoś zabił. No i problem z pytaniami jest taki, że skoro bohater prowadzi śledztwo, to trudno o to, żeby to on kogoś zabił – a tak byłoby dość przewrotnie, bo skoro zabił, to powinien wiedzieć, a że zapomniał po śmierci…
No więc dość szybko zorientowałam się, że ofiarą będzie bohater.
Rozmowy były dość proste i chyba stanowiły najsłabszy punkt, bo za wiele z nich tak naprawdę nie wynika. Tylko to, że bohater myślał o pracy, ojciec dostrzegł, że był samotny i żona uświadomiła sobie, że go nie znała… od takiej strony.
Fajne są takie przemycone przemyślenia, tylko właśnie w tych rozmowach to dość szybko, hm, się rozegrało. Przez to mało emocjonalnie do tego podeszłam, mimo tematu samobójstwa, bo dałeś nam takie oczywistości. Zazwyczaj właśnie nikt nie dostrzega tej samotności, dopiero po akcie ludzie myślą, że może faktycznie był samotny, zostawiony z tym wszystkim. Ojciec (staruszek, bo może to być ktoś inny, przyjęłam ojca, moja nadinterpretacja, ale tak mi pasowało do tekstu) pewnie starszej daty i nie potrafił porozmawiać z synem o problemach.
No i żona – tak naprawdę tutaj bardzo na plus, bo już pogłębiłeś ten moment. Z jednej strony żona każe przyznać Robertowi, że popełnił błąd, jest łotrem (więc coś zrobił za życia, coś niewybaczalnego), z drugiej – popycha go do samobójstwa. I do końca nie wiemy, czy faktycznie on coś zrobił, czy może był niewinny, ale oskarżenia pchnęły go do tego czynu.
Pętla czasowa – klasyk, jestem fanką pętli, także to na duży plus.
Całościowo: początek i sam przebieg akcji trochę mi się gryzły, ale przemycone przemyślenia, niejednoznaczność i końcówka jak najbardziej ciekawe.
Pozdrawiam i klikam,
Ananke
Wszystko jasne oczywiście, a usterki to są drobiazgi same… :)
I ja dziękuje serdecznie, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Ave, Ananke! ;]
Trochę dziwnie brzmi.
Ale daje lekką surrealistyczną nutę :P
Trudno, żeby kiwał głową w geście niezgody. :)
Pełna zgoda, ale po usunięciu tego zostaje jakiś taki skąpy fragment, więc mimo wszystko zostawiłem.
Raczej średnie porównanie, nie każdy ojciec uderza w twarz. ;)
Normalny nie, ale to nie jest normalna reakcja + chciałem żeby jednak słowo “ojciec” jakoś się pojawiło, żeby dać wskazówkę :]
Resztę uwag naniosłem bez gadania ;]
No więc dość szybko zorientowałam się, że ofiarą będzie bohater.
Bo Ty wśród czytelników jesteś Debeściak, ale są tacy, co to się nie połapią… :P
Rozmowy były dość proste i chyba stanowiły najsłabszy punkt, bo za wiele z nich tak naprawdę nie wynika. Tylko to, że bohater myślał o pracy, ojciec dostrzegł, że był samotny i żona uświadomiła sobie, że go nie znała… od takiej strony.
W założeniu, każda z rozmów miała dać tylko jedną-dwie wskazówki i się skończyć. To jest szort, a zbyt długie konwersacje mogłyby wybić z budowanego klimatu zaszczucia. Takie w każdym razie miałem założenie ;]
Przez to mało emocjonalnie do tego podeszłam, mimo tematu samobójstwa, bo dałeś nam takie oczywistości.
Na przyszłość mniej łopaty, zanotowane ;]
Dziękuję za wnikliwą analizę i kliknięcie ;]
Bruce
Wszystko jasne oczywiście, a usterki to są drobiazgi same… :)
Niby tak, ale przy tej ilości przeglądania dość krótkiego tekstu, nie powinny się przydarzyć. Chyba dopadło mnie zmęczenie materiału…
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Chyba dopadło mnie zmęczenie materiału…
Ave, Cezarze, jak nas wszystkich przy tej pogodzie…
Pecunia non olet
Sprawa od początku nie jest jasna, a z każdym zdaniem robi się bardziej tajemnicza, mroczna i coraz mniej zrozumiała. Domyślam się, co wydarzyło się w stodole, ale nie wiem, dlaczego. Intrygujące są mnożące się postaci w maskach i z pochodniami, ale nie znalazłam wytłumaczenia dla ich obecności.
Cóż, Cezary, tym razem to chyba nie moja bajka.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
…pantofle koloru smoły, a na głowie pozbawiony koloru kapelusz. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …pantofle koloru smoły, a na głowie bezbarwny kapelusz.
…dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi do stodoły. → Może wystarczy: …dostrzega czerwieniące się rdzawo drzwi stodoły.
Zmurszała farba odsłania spróchniałe, kojąco miękkie deski. → Murszenie dotyczy drewna, farba nie murszeje.
Proponuję: Łuszcząca się farba odsłania spróchniałe, kojąco miękkie deski.
Robert desperackim ruchem doskakuje do postaci… → A może: Robert desperacko doskakuje do postaci…
Doskok jest ruchem.
Mężczyzna kiwa głową w geście zgody. → Gesty wykonuje się rękami, nie głową.
Proponuję: Mężczyzna kiwa głową w wyrazie zgody.
…ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężaną u spodu. → U spodu sukienka mogła mieć podszewkę.
Pewnie miało być: …ubrana w długą, beżową sukienkę, zwężającą się ku dołowi.
Włosy ma upięte w gęsty warkocz… → Warkocz się zaplata, nie upina. Zapleciony warkocz można upiąć w kok. Warkocz nie jest gęsty, gęste mogą być włosy; warkocz może być ciasno spleciony.
Proponuję: Gęste włosy ma splecione w warkocz…
Pokręciła przecząco głową. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy kręcąc głową mogła przytaknąć?
Jakby czarownice palono na stosie… → Literówka.
…a lewą wskazuje na zwłoki… → …a lewą wskazuje zwłoki…
Wskazujemy coś, nie na coś.
…jakby kości zastąpiła ubita żelatyna… → Żelatyna to nie białko, żelatyny się nie ubija.
Pewnie miało być: …jakby kości zastąpiła stężała żelatyna…
…wkłada lufę do ust i pociąga za spust. → …wkłada lufę do ust i pociąga spust.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej, Regulatorzy!
Cóż, pozostaje mi posypać głowę popiołem i wyrazić skruchę za ilość błędów, które pojawiły się w tekście… Tym większe podziękowania za wspaniałą robotę, naniosłem wszystkie Twoje uwagi.
Sprawa od początku nie jest jasna, a z każdym zdaniem robi się bardziej tajemnicza, mroczna
I jakby na tym poprzestało, to by nie było źle ;] Tekst miał być enigmatyczny, niepokojący, ale chyba trochę przesadziłem ;]
Dziękuję Ci za poświęcony czas!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bardzo proszę, Cezary. Miło mi, że mogłam się przydać.
A że tym razem opowiadanie nie przypadło mi do gustu… Cóż, miałeś pomysł i pewnie zrealizowałeś go tak jak podpowiadała pani Wena. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Prawda, czasem człowiek nie ma wyjścia… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Prawnik zawsze znajdzie jakieś wyjście. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niekoniecznie, to byl przypadek siły wyższej… :P
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Skoro tak widzisz sprawę, to już nic nie rzeknę. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ooo, to ten mroczniejszy pisał! Faktycznie istnieje! :D Super! Trzeba przyznać, że to bardzo ciekawa wersja Ciebie! Podobało mi się, nastrój był konsekwentny przez całe opko, ciekawie poprowadziłeś akcję, czytało się dobrze, bez potknięć. Tajemniczo, nie wszystko odkryłeś, ale nie przeszkadzało mi to.
Pozdrawiam bliźniaczo! Klik (jeśli jeszcze potrzebujesz…)
Hej, znowu zagadkami rzucasz;). Jest mrocznie, ale chyba zbyt enigmatycznie, jak na mój gust. Trochę to przypomina scenę z filmu Lyncha, niepokojąca, dziwna i niewyjaśniona. Ale mi się podobała więc klikam i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Jolko
Rzeczywiście, uwolniliśmy mrocznego bliźniaka i teraz szaleje… :> Bardzo mi miło, że się spodobało:)
No i oczywiście dziękuję za kliknięcie:)
Bardzie
Coś ostatnio taki mam flow na enigmatyczne teksty, na to wygląda:)
przypomina scenę z filmu Lyncha,
W sumie zabawne, że o tym piszesz, bo zostałem poproszony o napisanie szorta w klimatach Lyncha i tak powstał niniejszy tekst xD
Dzięki za klika :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mężczyzna chce krzyknąć, ale z gardła nie wychodzi mu najmniejszy dźwięk.
Może jednak najcichszy?
Istota w garniturze pozostaje nieruchoma, ale gałki jej oczu wyraźnie śledzą każdy, nawet najmniejszy, ruch mężczyzny.
Tu zmieniłabym szyk, bo tam chyba nie ma innych oczu, żeby akcentować “gałki jej oczu”, a “jej gałki oczu” → bardziej neutralnie
Nie wydają przy tym najmniejszego dźwięku.
Jednak nie wie, czego.
Tu raczej bez przecinka.
– Czym są te istoty z pochodniami? – pyta Robert.
– Teraz to nieistotne. Skup się, proszę.
Zmieniłabym szyk na: “To teraz nieistotne”, bo tu akcent pada na “teraz”, a raczej powinien na “to”.
Mężczyzna kiwa głową w wyrazie zgody.
Zmieniłabym, kuje w oko.
Robert, po ojcowsku, uderza rozmówcę otwartą dłonią w twarz.
XD
pociąga spust
Jednak “za spust”… bo inaczej zmieniasz gatunek na romans ;)
Mroczny klimat i plot twist na zakończenie… Ciekawy szorciak.
Pozdrawiam
Hej, M.G.Zanadro!
Dzięki za uwagi językowe, przyjrzę im się bliżej jak siądę do komputera ;) Z tym spustem, miałem "za spust" oryginalnie, ale mnie Regulatorzy przekonała do zmiany. I teraz mam dylemat ;>
Bardzo mi miło, że doceniłaś klimat i twista ;)
Pozdrówka!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ludzie wkładają pistolet w usta, ciągną za spust i wciąż żyją, a inni umierają w czasie snu.
Przykład z PWN
W NKJP znalazłam dużo więcej wystąpień “za spust” → jakieś 50 do 5.
Rozstrzygnięcie na szczęście jest w rękach autora ;) Zawsze można spust nacisnąć i po dwuznaczności ;)
Przykłady podane w Korpusie Języka Polskiego PWN i ten który zacytowała M.G.Zanadra to przykłady użycia danego zwrotu. Niekoniecznie poprawnie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Częstsze użycie w uzusie dopuszcza zastosowanie w tego typu tekście, ale dla potwierdzenia WSJP → połączenia.
Cóż, M.G.Zanadro, skoro tak wolisz, pociągaj za spust. Ja pozostanę przy pociaganiu/ naciskaniu spustu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Drogie Panie, skoro już zmieniłem na wersję zaproponowaną przez Regulatorzy (na marginesie, czy będzie nietaktem jeżeli będę się do Ciebie zwracał per "Reg", jak znaczna część forumowiczów?), to będę się tego trzymał. Chociaż instynktownie także zawsze pisałem "za spust" ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary, ależ jaki nietakt?! Reg jest bardzo OK! :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zawsze lepiej zapytać… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezarze, nie jestem tak domyślny, jak Ananke. Dla mnie finał był zaskoczeniem. Rozumiem, że postacie w maskach służyły Ci do budowania nastroju, bo nie widzę innej ich roli. Całość interesująca mimo, a może dzięki mroczności i tajemniczości. Po wprowadzonej korekcie dobrze się czytała. Pozdrawiam :)
Hej, Koalo!
Postacie w maskach miały symbolizować lęki, piętrzące się problemy, a przy okazji budować klimat. Dobrze, że chociaż ten drugi element wyszedł;)
Bardzo mi miło, że uznałeś tekst za interesujący, szczególnie że groza to raczej nie są Twoje klimaty ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ave!
Hmmmm. Pogubiłam się. Ale może to dlatego, że byłam zmęczona, kiedy czytałam, a w końcu zasnęłam na komentarzach. A w ogóle chyba nie przepadam za pętlami czasowymi nieumotywowanymi w tekście wejściem do jakiegoś wehikułu.
Babska logika rządzi!
Ave, Finklo!
Cóż, tak też bywa ;) Tym bardziej dziękuję, że przeczytałaś i zostawiłaś komentarz ;)
Bohater jest martwy, więc to, czego doświadcza jest swego rodzaju pętlą, chociaż nie taką w klasycznym rozumieniu ;) (bo jest poza czasem, czy coś takiego)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Trudno, żeby kiwał głową w geście niezgody. :)
Pełna zgoda, ale po usunięciu tego zostaje jakiś taki skąpy fragment, więc mimo wszystko zostawiłem.
A to skąpe fragmenty nie mogą istnieć w opowiadaniach? :D
Bo Ty wśród czytelników jesteś Debeściak, ale są tacy, co to się nie połapią… :P
Nie zawsze się połapię. :D
W założeniu, każda z rozmów miała dać tylko jedną-dwie wskazówki
Niby tak, ale przez skrótowość miałam takie wrażenie rozmycia i małego znaczenia rozmów. ;)
Na przyszłość mniej łopaty, zanotowane ;]
W moim przypadku, bo co czytelnik to inna opinia. :)
Cezarze, nie jestem tak domyślny, jak Ananke.
Misiu, to chyba przez to, że sama piszę mało zrozumiale. XD
Cezary_cezary, ciekawe opowiadanie! Mroczny i tajemniczy klimat zdecydowanie trafia w mój gust. Nie jestem do końca przekonany do narracji w czasie teraźniejszym, ale to już kwestia osobistych preferencji. Żałuję, że dialogi i opisy nie są trochę bardziej rozbudowane – mogłyby dostarczyć więcej informacji. Sporo trzeba sobie dopowiedzieć, choć może właśnie taki był zamysł. Postacie w maskach są intrygujące, ale brakuje wskazówek co do ich roli w fabule. Osobiście wolę dłuższe opowiadania (wystarczy zerknąć na to, co sam wrzuciłem do poczekalni ), więc chętnie przeczytałbym rozwiniętą wersję tej historii. Pozdrawiam!
Mroczne, klimatyczne i jeszcze raz mroczne.
Plot twist dobry, nie spodziewałem się. Postacie w maskach fajnie budują napięcie.
Nie wiem, co tu więcej napisać. Chwyciłeś mnie klimatem i tajemniczością, dlatego kliknę do piórka :)
Pozdrawiam
Kto wie? >;
Adamie Huzarze
Dzięki za wizytę i pozytywny odbiór! ;] Tekst jest rzeczywiście dość krótki, ale takie było założenie od początku.
Sporo trzeba sobie dopowiedzieć, choć może właśnie taki był zamysł. Postacie w maskach są intrygujące, ale brakuje wskazówek co do ich roli w fabule
Nie ukrywam, że w tym szorcie postawiłem bardziej na klimat, niż fabułę. Niedopowiedzenia, “tajemnicze” postacie w maskach, to wszystko służy budowaniu napięcia, atmosfery, ale jednocześnie rzeczywiście może powodować lekką dezorientację czy niedosyt fabularny.
Skryty
Bardzo mi miło, że szort siadł ;] Dziękuję za nominację, aczkolwiek realnie małe szanse żeby tekst dotarł do głosowania piórkowego ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
A może ktoś jeszcze przeczyta i dobije? Nigdy nie wiadomo :)
Kto wie? >;
Jasna sprawa, raz jeszcze dziękuję ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nie ma problemu :D
Kto wie? >;
Kimacik jest niewątpliwie. Niezdrowo depresyjny. Nie potępiam, bo każdemu się czasem zdaża ;)
Ale mam parę pyta. Czy on patrzy na siebie? I tak się zabija raz za razem? Nie chce z tego wyleźć, czy nie może?
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć, Irko!
Dzięki, że wpadłaś;) Klimat depresyjny towarzyszy mi w ostatnim czasie dość mocno, więc i tekstowi się "oberwało"…
Tak, patrzy na siebie. Nie umiem natomiast odpowiedzieć na pytanie, czy on nie chce czy nie może z tego wyjść. Pewnie po trochu jedno i drugie. Jak to w takich (trudnych) sytuacjach bywa…
Pozdrówka ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"