
Opowiadanko napisane na nabór w Niedobrych literkach ukazało się w Paskudzinie. Postanowiłam wrzucić również tutaj. Miało być bizarro, miał być pacjent.
Wyobraźcie więc sobie chorego krasnoluda... Nie jest to piękny widok...
Opowiadanko napisane na nabór w Niedobrych literkach ukazało się w Paskudzinie. Postanowiłam wrzucić również tutaj. Miało być bizarro, miał być pacjent.
Wyobraźcie więc sobie chorego krasnoluda... Nie jest to piękny widok...
Krasnolud, wioskowy rzeźnik, pierwszy raz poczuł się źle rano, co nie zdziwiło go specjalnie, bo poprzedni dzień zakończył w karczmie. Kilka poprzednich również. Nie były mu obce bóle głowy, niezwykła suchość każąca szukać płynów oraz ogólne zmęczenie organizmu. Pozwolił więc sobie, jako rozsądna istota, na zachowanie pozycji poziomej przez jakiś czas, po czym ruszył na poszukiwania wody życia, jak mu się w owym momencie wydawało. Gdy jednak zaspokoił pragnienie, ogarnął go, oprócz zwyczajowych objawów przepicia, nie dający się wytłumaczyć niepokój. Przyjrzał mu się w drodze do wygódki. Był całkiem sporych rozmiarów. Rzeźnik nie znalazł miejsca narodzin ani pochodzenia. W wygódce obserwował, jak się rozwija, a przy studni zauważył, że przerósł najśmielsze oczekiwania. A krasnolud do nieśmiałych nie należał! Postanowił iść do karczmy, bo jeśli nie uda mu się tam skonsultować dolegliwości, to przynajmniej napije się piwa. A to na pewno pomoże.
W drodze do karczmy do niepokoju dołączyło swędzenie. Co dziwne, krasnolud miał wrażenie, że swędzi go nie tylko ciało, ale również, jakby to ująć – rozum. Zdenerwował się, gdyż tam nie mógł się podrapać. I krasnolud jakoś wiedział, że nie swędzi go mózg, ale właśnie: rozum.
W karczmie już na niego czekali. Zawsze tak się działo, gdy nie zapłacił rachunku.
– Patrzcie, kto nas zaszczycił swą obecnością! Toż to sam Wrzycimłot, siostrzeniec Gromobździeja, pogromca piwa i książąt Koratu, nieustraszony zabójca centaurów i mistrz cechu rzeźnickiego najpierwszy! – wykrzyknął karczmarz z drwiną w głosie taką, że mogłaby kruszyć diamenty.
– A tobie co? – mruknął niechętnie krasnolud, rozglądając się po izbie.
Wampir zapijał w rogu nocny dyżur, przy jedynym oknie pszczelarz z Jarzębichą rozliczali jakieś interesy. A karczmarz gotował gulasz i nie wyglądał na szczęśliwego.
– A mnie nic! – odpowiedział Wrzycimłotowi. – Za wczoraj jesteś mi winien, a to mi zawsze spędza sen z powiek.
– Tobie wszystko spędza sen z powiek! Sen, jak te owce, ucieka, a twoje powieki już takie opuszczone, że podnieść ich rano nie możesz! – zaśmiał się pszczelarz i skrzywił jednocześnie, bo też poprzedniego wieczora bawił w karczmie i piwa nie żałował.
– Co? – nie zrozumiał karczmarz. – Jakie owce?
– Czujecie niepokój? – odezwał się nagle krasnolud, odwracając uwagę od owiec.
Na chwilę zapadła cisza.
– Ja czuję zmęczenie – rzekł pszczelarz, zbierając się do wyjścia.
– Ja czuję gulasz – skrzywiła się Jarzębicha, bo jako zielarka była wrażliwa na zapachy.
– Ja czuję smutek – wyszeptał wampir resztką sił ginących w świetle poranka.
– Przywalić ci? – zapytał przyjacielsko karczmarz, uznając, że trzeba pytanie krasnoluda potraktować jak czkawkę.
– Ty, Grogun, przywalić to możesz wampirowi wieko w trumnie, żeby się dobrze wyspał. A sam lepiej powiedz, czy cię coś nie swędzi – odburknął Wrzycimłot coraz bardziej zły, że tylko jemu coś dolega.
– Ręka mnie swędzi, jakby sugerowała, żeby cię jednak grzmotnąć, bo zapłaty za wczoraj nie mam i martwię się, czy dostanę.
– Ha! Czyli czujesz niepokój!
Grogun zastanowił się.
– No…
– Gulasz się przypali! – krzyknęła Jarzębicha, ruszając w stronę paleniska.
– O, następna! – zawołał tryumfalnie krasnolud.
– Jaka następna? – zdziwiła się zielarka.
– A taka, co to się nagle gulaszem interesuje. Kiedy to ostatnio Grogunowi w garnki zaglądałaś?
– Rusałka wczoraj zaglądała – wyszeptał resztką sił zasypiający wampir.
– Rusałka Pokrzywka? Wczoraj piwo razem piliśmy.
– No, i co? – pszczelarz Trzmielec zatrzymał się przy drzwiach, bo zaniepokoiło go ostatnie zdanie Wrzycimłota. – Przecież ja piłem z wami.
– Nie wiem – przyznał krasnolud. – Zżera mnie ten niepokój. I swędzi.
– Swędzi cię niepokój? – Grogun spojrzał z troską na przyjaciela.
– Swędzi mnie wiele rzeczy. Ręka też – dodał, patrząc wymownie na karczmarza. – Ale najbardziej, no, wiecie, tego… rozum.
– Rozum?
– Rozum.
Zapadła cisza, ale nawet ona wyraźnie się niepokoiła.
– U mnie to właściwie bardziej takie łaskotanie – odezwał się w końcu wampir. – Ale ja jestem inaczej unerwiony. Może są jakieś zioła na to?
Jarzębicha czuła rosnący nie… coś, co sprawiało, że mrowiły ją paznokcie. A nie powinny. Chyba że nadciągała burza.
– Na kolec świkłaka, co jest?! Przecież nie jadłam wczoraj gulaszu…
– No wiecie! – oburzył się Grogun, bo zawsze uważał, że dobrze gotuje.
– Trzeba posłać po Pokrzywkę, dowiedzieć się, jak się czuje – rzekł krasnolud, drapiąc się, gdzie popadnie, zamiast tam, gdzie swędzi.
– Czekaj, zawołam parobka, niech leci. – Grogun zniknął na chwilę w piwnicy. – Dobra, już poleciał. Wiecie, mnie swędzą plecy.
– No, to szczęściarz z ciebie – mruknął Wrzycimłot. – Może ci skrzydełka wyrosną i będziesz, jak twój parobek, fruwać nad wsią.
– Ty się z biednego Perza nie nabijaj! Jemu tylko ziemia się śni i korzenie, a to latanie to przekleństwo!
– Mnie swędzi sumienie – oznajmił flegmatycznie wampir, nieustająco osuwając się w krótkie drzemki.
Trzmielec nagle przykucnął przy drzwiach, a widząc spojrzenia pozostałych, konspiracyjnie wyszeptał:
– No, ogarnęło mnie takie poczucie zagrożenia, że aż mnie przygięło.
– Rusałka nam czegoś dolała! Kto wie, do czego to doprowadzi?! – krzyknął spanikowany karczmarz.
– Co ty robisz? – spytała Jarzębicha rzeźnika.
– Próbuję się podrapać od środka! – wrzasnął krasnolud, wyjmując rękę z gardła i siadając na podłodze.
– To rozum jest! Ty podrap się myśleniem!
– Myśleniem?
– No, a jakże! Takim wiesz, tępym, ale zadziornym, coby te zadziory porządnie po rozumie się przejechały.
Krasnolud spojrzał na Jarzębichę tak tępo, że faktycznie poczuł niejaką ulgę.
Trzmielec położył się na podłodze.
– A ty co?
– Na wszelki wypadek już leżę, jakbym miał upaść…
– Na świkłaka!
Do karczmy wpadła rusałka Pokrzywka, a za nią wcisnął się parobek Perz, zwijając skrzydła. Od razu na nią naskoczyli.
– Czego nam do piwa dolałaś, przyznaj się!
– Niczego!
– Akurat! Zobacz, co się dzieje!
Popatrzyła. Wampir chyba spał, pszczelarz leżał, krasnolud jakiś otępiały, sprawiał wrażenie, jakby wyruszył w głąb siebie, karczmarz drapał się po plecach miotłą brzozową. Jarzębicha wyglądała na zaniepokojoną.
– O czym wy mówicie? – spytała, nic nie rozumiejąc.
I wtedy Jarzębicha machnęła ręką. Zdziwiona spojrzała na dłoń.
– Chyba jestem sparaliżowany… – wystękał wampir.
Leżał głową na stole, a po policzku chodziła mu mucha.
– Ja chyba też – powiedziała Jarzębicha i w tym momencie machnęła znowu ręką.
– Czy są na to jakieś zioła? – Chciał wiedzieć wampir. – Mucha mnie łaskocze.
Otworzył nawet oko.
– Na dzikzwierza! Co wam dolega? – krzyknęła rusałka przerażona.
– O, ciebie też bierze. Może to zaraźliwe jest. Najpierw niepokój, potem swędzenie, potem… – Karczmarz nie skończył, bo miotła wypadła mu z rąk.
Jarzębicha machnęła znowu ręką, coraz bardziej zdumiona. Uderzyła się w twarz. Popatrzyła na wampira i zmrużyła oczy.
– To choróbsko przejęło nasze kończyny! Wampir kieruje moją ręką! Grogun, złap miotłę!
– Nie mogę!
Krasnolud złapał nogę Pokrzywki i próbował ją podnieść. To zmusiło go do wyjścia z otępienia i przyjrzenia się, co właściwie robi. Uśmiechnął się błogo do rusałki. Ta, wściekła, tupnęła nogą, a ręce Wrzycimłota opadły – to Grogun zapatrzył się na przyjaciela ze swędzącym przerażeniem. Znał Pokrzywkę. Potrafiła poparzyć za mniejsze przewinienia.
– Co to za poufałość! Bo po japie się przejadę!
– To nie ja! – krzyknął krasnolud, choć uśmiechał się dalej.
– To nie on! – potwierdził Grogun i dla demonstracji machnął ręką.
W efekcie Wrzycimłot klepnął Pokrzywkę po tyłku. Aż się sam zdziwił.
A zaraz zdziwił się jeszcze bardziej, bo dostał od rusałki w twarz, a wiadomo, od razu zrobiła się czerwona pręga, która piekła jakby samo piekło przejechało piekielną pochodnią po policzku krasnoluda.
– Do siedmiu boleści! No toż już nie wystarczy, że mnie rozum swędzi, jeszcze mnie twarz pali! Koniec świata jest blisko, szykujmy się! – krzyczał Wrzycimłot, bo mu się niepokój zaostrzył do postaci ogólnoświatowego przerażenia końcem wszystkiego i wszystkich. – Chcę do mamy!
Teraz Pokrzywka zmartwiła się poważnie, bo sama poczuła swędzenie.
– Ups! Zaraza z wami! Trzeba zarządzić kwarantannę! Perzu, zamknij nas w karczmie, zabijcie z kowalem okna i przynoście nam jedzenie pod próg! Tydzień powinien wystarczyć!
– Nie wystarczy! – Jarzębicha pacała się po twarzy, bo wampir usiłował wciąż odgonić muchę, ale zielarka była jeszcze w stanie myśleć, niepokojąc się jednocześnie. – Musimy przełamać łańcuch reakcji organizmu, inaczej nie przeżyjemy!
– Ale jak? To już koniec! Koniec wszystkiego! – jęczał krasnolud.
– Trzmielec, wstawaj z tej podłogi, wampir, ruszaj się, idziemy w tan! Potrzebny nam taniec-połamaniec!
– O, nie! – zawyła Pokrzywka. – Tylko nie to!
– Dawaj tu, córko barszczu Sosnowskiego, nie ma co się zastanawiać! Tylko taniec ma moc przerwania tego zaklętego kręgu wirusowego!
Pokracznie, zmierzając nie zawsze w tym kierunku, w którym chcieli, machając rękoma, roniąc łzy nad kończącym się światem, zaczęli wytupywać rytm. W końcu zgrali się, bo każdy uderzał w podłogę, każdy klaskał w dłonie, każdy nucił melodię. Pomału zbliżali się do siebie, chwytali za dłonie i szaleńczo rozglądając się dookoła, zaczęli pląsać najstraszniejszy z tańców. Gdy już złapali rytm, gdy gardła wydzierały się w zgodnej bezharmonii, a nogi robiły, co mogły, by nieść umęczone ciała, zaczęli przyspieszać. Taniec-połamaniec zawładnął tancerzami, ogarnął izbę, hulał w kominie, a Perz z kowalem zabijali okna deskami.
Pokrzywka siedziała przed karczmą pijąc najlepsze piwo Groguna i grzejąc ranne ciało w promieniach wschodzącego słońca. Lewą rękę opierała na skleconym z dwóch chust temblaku, a prawą nogę, byle jak przywiązaną do deski, wyciągała przed siebie. Starała się nie ruszać. Było jej dobrze, jak nigdy. Nic nie mąciło spokoju, tylko śpiewonek wydzierał się gdzieś wysoko w olszynach. Tak. Było całkiem dobrze. Wprawdzie Wrzycimłot leżał od tygodnia nieprzytomny i wciąż próbował w malignie wyjąć sobie mózg przez oczy, ale Jarzębicha mówiła, że mu przejdzie. Kwestia czasu. Tak. Sama zielarka też dochodziła jeszcze do siebie, bo padła jej koordynacja ciała do tego stopnia, że zaszła kiedyś do sąsiedniej wioski, zamiast do wychodka. Było jednak coraz lepiej i nawet ostatnio spóźniła się tylko o jeden dzień, by odebrać poród u Słowików.
Natomiast Grogun, zadziwiająco, zaczął po tym wszystkim warzyć wspaniałe piwo. Rusałka upiła jeszcze jeden łyk. Tak. Grogunowi się poszczęściło. Zaczął też dobrze gotować. Jakby choroba odebrała mu całą chciwość i potrzebę oszukiwania na jedzeniu i piciu. Choroba albo ten piekielny taniec. Pokrzywka nie wiedziała. Tak samo, jak nie wiedziała, co się stało z wampirem. Podobno wyprowadził się aż na gorący kontynent Marungu, ale kto by to sprawdzał. Nawet nie wiedziała, jak miał na imię. Wampir i tyle. Niech mu droga będzie lekką. Najgorzej chyba było z Trzmielcem – połamane kończyny i urwane ucho, to tylko fizyczne obrażenia, ale co działo się w jego głowie, tego nawet Jarzębicha nie mogła zgadnąć. Miał też dużo szczęścia, bo jego pszczoły, gdy wyczuły, że coś mu jest, przyleciały opatulić go niczym pierzyną na zimę. I choć rzucał się i jęczał, żadna go nie użądliła. Wkrótce zapadł w sen tak uzdrawiający, że dobudzić go nie mogli. Jarzębicha była dobrej myśli. A Pokrzywka jeszcze lepszej. Wszystko wracało na swoje miejsce.
– Perzu, a przynieś mi jeszcze piwa! Co tak oczami strzelasz na boki?
– A bo jakoś od rana mi się wydaje, że coś mi się stanie.
– Aj, głupiś, Perzyku, a wypiel tam jeden zagon kapusty za karczmą, to ci przejdzie.
– Po prawdzie, to nie mogę.
– A to dlaczego?
– A bo skrzydła tak mnie swędzą od obiadu, że muszę je moczyć w mleku świkłaka.
Pokrzywka odstawiła piwo na ławę. Dźwignęła się ciężko i złapała zdrową ręką kostur odstawiony pod ścianę.
– Powiedz Grogunowi, że rozliczę się za tydzień. Idę do ciotki do Zamostka. Właśnie sobie przypomniałam, że powinnam ją odwiedzić.
Odeszła, kuśtykając okrutnie, ale całkiem pospiesznie.
Perz wzruszył ramionami i poszedł doić świkłaka. Odkąd zaczął pracować w karczmie, skrzydła swędziały go od czasu do czasu. Wiedział, że to od wdychania chmielu, z którego Grogun robił piwo, a który Pokrzywka pewnego razu przeklęła całkiem mocnym zaklęciem, nawet pewnie nie wiedząc. Ale jego nikt nie pytał, a on sam śmiałości nie miał. A babka mu co noc przed snem powtarzała: Nigdy chmielowych szyszek nie przeklinaj, bo one złośliwe są. I nigdy, ale to przenigdy, nie wypowiadaj słowa: Ups!
Pokrzywki ulubione!
Napisane lekko, pomysłowo i z humorem. Dużo oryginalnych słów i ciekawych rozwiązań. Niby fabułę można streścić w dwóch zdaniach. ale i tak czyta się bosko. Chyba zostanę fanem przygód Wrzycimłota!
Gdyby nie krótki staż forumowy, już bym zgłaszał do biblioteki!
Hej, przeklęty chmiel, krasnolud, wampir, rusałka i co tam jeszcze, to dobry przepis na zabawną historię i taka była :). Choć muszę przyznać, że Twoje poważniejsze opowiadania bardziej mi się podobają:). Klikam i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
marzan, dziękuję za odwiedziny i komentarz! Wprawdzie bizarro to wciąż teren dla mnie nieco obcy, ale pomału zaczynam rozumieć ten szalony brak reguł i pędzącą lokomotywę wyobraźni, którą trzeba rozpędzić i uszkodzić hamulce! Dobrze, że się podobało, Wrzycimłot nieźle się namęczył! Myślę jednak, że w przyszłości będzie mniej bizarro, więcej fantasy. Tylko humor się nie zmieni! :D
Bardjaskier, to ja miałam jakieś poważniejsze opowiadania? Bo wydaje mi się, że co się wezmę za coś na poważnie, to wychodzi jak zwykle… Fakt, że te bardziej absurdalne są…, no, bardziej absurdalne… ale w sumie świąteczne było mało śmieszne, więc może faktycznie potrafię też na poważnie… postaram się! Dziękuję ślicznie za komentarz i klika! :)
Pozdrawiam!
Witaj.
Gratuluję publikacji tak zabawnego opowiadania. :)
Ze spraw technicznych mam wątpliwości (do przemyślenia):
Jarzębicha machnęła znowu ręką (przecinek?) coraz bardziej zdumiona.
Grogun (i tu?) złap miotłę!
Ta, wściekła, tupnęła nogą a ręce Wrzycimłota opadły – to Grogun zapatrzył się na przyjaciela ze swędzącym przerażeniem. – albo przed „a” przecinek, albo zamiast „a” miało być „aż”?
– To nie on! – potwierdził Gragun i dla demonstracji machnął ręką. – rzeczowy – literówka zmieniła imię bohatera?
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
Cześć JolkaK
Zabawne opowiadanie. Dostrzegłem: że mrowiły jej, chyba bardziej: że mrowiły ją paznokcie. Podobało mi się. Pocieszna kompania i wesołe dialogi. Pozdrawiam.
Hej, bruce! Niezwykle miło Cię gościć! Dziękuję za sugestie, przejrzane, poprawione, cieszę się, że rozbawiło! No i bardzo wdzięcznam za klika! :)
Hesket, cześć! Mrowienie poprawione, dziękuję za odwiedziny i bardzo się cieszę, że się podobało! Wiem, że nieco absurdalne, więc tym bardziej trudniej znaleźć odbiorcę, któremu się spodoba!
Pozdrawiam serdecznie! :)
To ja bardzo dziękuję, opowiadanie jest tak zabawne i szalone, że z powodzeniem mogłoby startować w konkursie bizarro. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Lekkie, krótkie i z humorem – czytało się dobrze. Z uśmiechem na twarzy. Pozdrawiam.
Cześć,
opko czytałem w paskudzinie i od razu poznałem, że to twoje. Bo imię i nazwisko, bo postacie, bo taki erpegowy styl.
Hmmm… no powiem tak, przyjemny tekst, dobrze się bawiłem, ale słabo się wpasował do zina. Za bardzo taki zachowawczy i za mało bizarrny.
Ale to nie znaczy, że jest zły. Jest dobry, ale chyba obraca się trochę w innej dziedzinie. Gratulacje publikacji!
Kto wie? >;
Witam, Moją_Mroczną_Bliźniaczkę! ;)
Mam ostatnio takie zaległości ze wszystkim (no, może poza malowaniem figurek…), że nie doczytałem Paskudzina i to moja pierwsza styczność z Twoim tekstem…
Zapadła cisza, ale nawet ona wyraźnie się niepokoiła.
Jakbym miał wskazać jedno zdanie, które jest esencją Twojej twórczości, to właśnie powyższe. Rewelacyjne, pomysłowe, no czapki z głów xD
Opko fajne, chociaż lekko przegadane (nawet mimo podsumowania w dwóch ostatnich akapitach) ;) Ubawiłem się przednio, chociaż coś mnie teraz swędzi… ;)
Klikam i pozdrawiam ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Adexx, dziękuję za odwiedziny, super, że się podobało! Też pozdrawiam!
skryty, z tym wpasowaniem się to nawet się zgadzam… To znaczy, cieszę się, że tam jestem, ale bizarro jest przecież takie o wiele bardziej… we wszystkim. Także masz rację, jak najbardziej! Dzięki za odwiedziny i trafny komentarz!
cezary2, że bliźniaczka, to wiadomo, ale że mroczna? Hmmm… figurki, ważna rzecz, malowanie – jeszcze ważniejsza, a Paskudzin, to oczywiście zaszczyt, choć przyznam, że bizarro jest jednak dla mnie zbyt… bizarrowe… Dzięki za komentarz i wyciągnięcie zdania… :) esencja twórczości – jak to ładnie brzmi… Faktycznie nieco przegadane, ale ja czasem nie mogę tych bohaterów powstrzymać, sami się panoszą… Dzięki, dzięki (do kwadratu – żeby było symetrycznie) za kliczka!
Pozdrawiam cieplutko!
P.S. Widzę tam nowe wyzwanie na portalu – czy ty nie śpisz?
Aż dziw, że nie zaznaczyłaś, iż Wrzycimłot jest leśnym krasnoludem ogoniastym. Opowiadanie pełne humoru. Gromada ciekawych postaci, zabawne relacje między nimi.
Klikam. Pozdrawiam!
Hej
Opowiadanie jest lekkie i przyjemnie się czytało. Postać wampira mnie urzekła :) Opisy ładnie przedstawiają sytuację. Taniec to definitywnie ciekawy sposób na poradzenie sobie z chorobą.
– Nie wiem – przyznał krasnolud. – zżera mnie ten niepokój. I swędzi.
Brak wielkiej litery po kropce
Pozdrawiam :)
że bliźniaczka, to wiadomo, ale że mroczna?
A, jak nie chcesz, to ja mogę być tym mrocznym ;]
P.S. Widzę tam nowe wyzwanie na portalu – czy ty nie śpisz?
Bite 5-6h dziennie, chyba że córka wstanie w nocy i szaleje xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
zarro jest przecież takie o wiele bardziej… we wszystkim.
No właśnie takie miałem wrażenie. Że to bizarrne, ale tak mało bizarrne. Chociaż ja nie jestem żadnym ekspertem. Miesiąc temu się dowiedziałem, że coś takiego jak bizarro istnieje i nadal nie wiem jak do końca działa.
Ogólnie fajnie, bo w paskudzinie mamy 4 autorów z portalu. (ty, cc, fanthomas i ja) :D
Kto wie? >;
AP, dzięki za odwiedziny, bardzo się cieszę, że humor przypasował! Dzięki za wskazanie babola!
Cezary2, nie no, problem w tym, że żadne z nas trojga nie jest mroczne… więc ja nie wiem, trzeba kogoś od horrorów znaleźć… melisa dla córki!
skryty, ooo, a podaj tytuł, bo po nazwisku ani imieniu, to nie znajdę! :D Chętnie przeczytam! A cc to które?
Fanthomas – Koty w głowie, moje Casting, a Cezarego poznasz po długim tytule, który został ukryty jako podtytuł :D
Ogólnie paskudzin to dość specyficzna lektura dla mnie. Przyznam, że tego bizarro mało przeczytałem w życiu. Niektóre opowiadania za mocne na mój gust jak "Pistolet z czekolady", inne są świetne. "Srom w odbycie" (wiem, tytuł xd) bardzo przypadł mi do gust. No i też moje opowiadanie teraz nie do końca mi się podoba. Jestem gdzieś w połowie zbiorku, więc jeszcze trochę mi zostało, a w tym twoje opowiadanie CC.
Kto wie? >;
A czemuż to UPS! nie na konkurs heheszkowy? Ubawiłam się setnie.
Swędzi mnie bark i martwię się, czy sobie mózgu przez oczy nie wyjmę…
Nie wszystko zrozumiałam, ale i tak jest mi wesoło;)
Piękne postacie, każda zasługuje na własne opowiadanie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Jolko, czytam swój komentarz, czytam, czytam i nie widzę, bym Ci jakiegoś babola wskazał.
AP, sorry, wzrok mi się osunął, :D, to pnzrdiv.117 znalazł mi babola, i to jemu powinnam podziękować!
skryty, dziękuję za podpowiedzi, poczytam z przyjemnością.
Ambush, no bo to było pisane do Paskudzina, a tak jeden tekst na dwa nabory nie widziało mi się, że wypada… Dziękuję za odwiedziny! Trochę martwi mnie, że nie wszystko zrozumiałaś, ale cieszę się, że wesoło jest! :)
nie no, problem w tym, że żadne z nas trojga nie jest mroczne… więc ja nie wiem, trzeba kogoś od horrorów znaleźć…
Czy ja wiem? Jeden ze mnie dwóch jest lekko mroczny… ;] Dobra, poświęcę się dla drużyny! ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
„Lubię, lubię wracać tam, gdzie byłam już…”
Lubię odwiedzać znane karczmy, spotkać w nich bywalców, napić się z nimi dobrego piwa. Twoje opowidanie, Jolko, jest takim bardzo fajnym powrotem. :)
– Trzmielec, wstawaj z tej podogi, wampir, ruszaj się, idzemy w tan! → Czy to celowe, czy literówki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
cezary_cezary, jak poświęcisz mroczną wersję dla drużyny, zwłaszcza święconą wodą, to przestanie być mroczna…, ale co tam, dawaj!
regulatorzy, dziękuję pięknie za odwiedziny i lecę poprawiać literówki! Bardzo się cieszę, że się podobało! :)
Jolko, i ja się cieszę, że mogłam przeczytać fajne opowiadanie. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wesołe i sympatyczne. Nie będę się czepiać, że nie na konkurs, bo mam nieodparte wrażenie (może nawet ciut swędzące), że na konkurs już coś napisałaś.
Ale że żyrafa się nigdzie nie pojawiła?
Czytało się lekko i przyjemnie.
Babska logika rządzi!
Aotorko, tekst czekał w kolejce, kiedy będę gotów na bizarro, bo unikam. Takie bizarro mogę czytać. Podniosło mi kąciki pyska i żałuję, że nie mogę polecić na Fun-tastykę. (Trzeba wprowadzić taką możliwość klikania do konkursów, jak do Biblioteki). Czytając, widziałem postacie i karczmę, a zakończenie mnie, jak to mówią, powaliło. Poważnie, nie pisz poważnych.
Finkla, dziękuję za odwiedziny i tak przychylny komentarz! Wprawdzie na fun-konkurs można dać dwa opka, ale to już się pojawiło w Paskudzinie, więc nie chciałam mieszać… Żyrafa też ma czasem wakacje! :)
Koala75, ooo, jak fajnie, że się podobało! Ja osobiście mam wrażenie, że to jest takie ledwo bizarro. Pomysł z klikaniem do konkursów jest bardzo dobry! Trzeba by tylko obmyśleć, jak ominąć limit opowiadań na autora… Poważne mi nie wychodzą… Przynajmniej na razie! :D
Pozdrawiam cieplutko! :)
No, tak, jeśli już było publikowane, to przecież nie może iść na konkurs, zapomniałam. Tym bardziej, że przecież tam zapewne się podpisałaś pod tekstem. ;-)
Babska logika rządzi!
Bizarro to gatunek, który rzadko pozostawia obojętnym – albo dostarcza świetnej zabawy, albo pozostawia czytelnika w konsternacji, zastanawiającego się, dlaczego w ogóle to przeczytał. Niestety, w moim przypadku było to to drugie.
ciecierad_jaderko, i tak bywa, w takim razie dziękuję za odwiedziny i dobrnięcie do końca, oraz za podzielenie się opinią. Takie komentarze również są ważne i dostarczają informacji o odbiorze. Może następnym razem będzie lepiej! :D
Cześć, JolkaK, :)
Tekst jest rodzajem scenki sytuacyjnej. Widzę w niej sporo plusów: ciekawy, detektywistyczny wątek związany z przypadłością/nagłą chorobą głównego bohatera; uczestnicy drugiego planu są interesującą, charakterystyczną gromadką; rozwiązanie jest nieoczywiste, z boku, więc też fajnie, jednakże całość zdaje mi się bezbarwna. Trudno zapamiętać opko.
Weszłam w opko szybko, lecz powoli traciłam doń zainteresowanie, ponieważ brakowało mi kolorytu, barwy, czegoś na czym dłużej mogłabym oko zawiesić, przytrzymać się tego, pobawić z tym, zapamiętać jakiś szczegół. Co by to mogło być? Dla mnie, np.:
*rozwinięcie postaci, charakterystycznych cech, niech ten rzeźnik będzie jakiś, poznajmy chociaż jego, albo Pokrzywkę, albo Wampira, albo karczmarza, albo…
*miejsca w ogóle nie poznajemy, karczma – niby jak ona wygląda, okolica, to przecież główne miejsce akcji
*dialog – czasami drętwy, można go przyspieszyć, niekiedy nie wiadomo kto się odzywa
*zastanowiłabym się również nad ograniczeniem "śmieszkowania" czy to w narracji, czy przez same miana bohaterów. Trochę z tym przefajnowujesz, pomyśl jak to robi się w "Stand up-ach". Przykładowo, poniżej drugie zdanie nie jest już zabawne, lecz doprecyzowuje, co Autor miał na myśli, bo czytelnik jest kiepem.
"…Zdenerwował się, gdyż tam nie mógł się podrapać. I krasnolud jakoś wiedział, że nie swędzi go mózg, ale właśnie: rozum…".
* wyjaśnienie zaraźliwej choroby jest ciut niejasne, przydałaby się jakieś rozwinięcie.
Z drobiazgów:
*ginie po drodze podmiot – "niepokój", poza tym zabawa słowna ze “śmiałkowaniem” jest tylko autorska, bo niby dlaczego w karczmie miałby skonsultować swoją dolegliwość i dlaczego picie miałoby mu na to pomóc, jeśli pierwszy raz się tak poczuł?
"…niepokój. Przyjrzał mu się w drodze do wygódki. Był całkiem sporych rozmiarów. Rzeźnik nie znalazł miejsca narodzin ani pochodzenia. W wygódce obserwował, jak się rozwija, a przy studni zauważył, że przerósł najśmielsze oczekiwania. A krasnolud do nieśmiałych nie należał! Postanowił iść do karczmy, bo jeśli nie uda mu się tam skonsultować dolegliwości, to przynajmniej napije się piwa. A to na pewno pomoże.
*przeczytaj dialog, usunęłabym skreślenie i przejrzałabym tekst pod kątem różnych przysłówków (tu, nagle) i w ogóle przymiotników w okołodialogowych kwestiach. Zastanowiłabym się też nad "na chwilę".
"– Co? – nie zrozumiał karczmarz. – Jakie owce?
– Czujecie niepokój? – odezwał się nagle krasnolud, odwracając uwagę od owiec.
Na chwilę zapadła cisza. "
pzd srd :-))
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Cześć Asylum, witam ciepło! Bardzo dziękuję za wnikliwą analizę i ciekawe spostrzeżenia. Dużo jest racji w tym, co piszesz. Na swoją obronę mogę tylko wyjaśnić, że tekst pisany był na nabór z określonym limitem znaków i narzuconym tematem (Pacjent 0 – tajemnicze choroby) oraz stylem bizarro. Było to dla mnie bardzo trudne zadanie. Co nie przeszkadza temu, żeby teraz pochylić się nad tym na spokojnie i pomyśleć nad Twoimi uwagami. Na pewno kreacja postaci ucierpiała a dialogi można podszlifować! Dziękuję też za konkretne wskazówki, postaram się poprawić!
Pozdrawiam serdecznie! :)
Swędzenie jest okropne, coś o tym wiem. ???? Dużo postaci, ale każdy ze szczególnymi walorami. Miałam wrażenie, że jest to część większej całości. Pozdrawiam! :)
Rozumiem uwarunkowania, jeśli chcesz pochyl się, jeśli nie przy tym tekście – odpuść.
Z poprawianiem się – spokojnie, tzn. wybieraj z czym Ci po drodze, co jest bliskie. Ostatnio próbuję szkicować ludzi: sylwetki, twarz, walory, szalenie trudne, mnóstwo postawionych kresek, przymiarek do rysunków, malunków, żebym jakkolwiek zaakceptowała rezultat, hmm, za zbliżony do zamierzonego.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Pewnie, że trudne, sylwetki i portrety wymagają też znajomości anatomii, żeby rysunek, czy też np. portret olejny “wyszedł”. Ale w malarstwie i rysunku każda następna próba jest szczebelkiem do lepszego warsztatu – zupełnie jak w pisaniu… :) Więc… piszmy i malujmy a będzie tylko lepiej! :D
Mój ostatni:
Nie umiem jeszcze zrobić mniejszego… Ale takie maluję. Rozmarzenie, 70x90, akryl i olej na płótnie.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)