I
Stacja Parhelion-1 utrzymywała się na wyznaczonej orbicie, zawieszona nad toksycznym, siarkowym piekłem Wenus. Jej moduły i korytarze, splecione cienkimi pomostami, tworzyły misterną pajęczynę – niemal niewidzialną wobec bezkresu kosmosu.
Monotonny syk systemów podtrzymywania życia został zagłuszony przez nagły sygnał alarmu – jak pierwszy grzmot zwiastujący burzę. Wąskie korytarze, zwykle wypełnione jednostajnym szumem wentylacji, nagle ożyły. Za dwanaście godzin rój mikrometeorytów miał przeciąć sektor stacji.
Silne promieniowanie słoneczne nieustannie nagrzewało poszycie, a układ chłodzenia od tygodnia pracował na granicy wydolności. Osłona ablacyjna pochłaniała część tego ciepła, lecz przy długotrwałej ekspozycji na promieniowanie i skumulowanych naprężeniach cieplnych, bez skutecznego odprowadzania energii, ryzyko pęknięć w strukturze kadłuba gwałtownie rosło. Każde uderzenie mikrometeorytu mogło przyspieszyć ten proces.
Statek z częściami zapasowymi wciąż nie dotarł. Gdzieś tam, na Ziemi, kontrolerzy jeszcze nie byli świadomi, że Parhelion-1 balansuje na krawędzi katastrofy.
Doktor Ellis Vyn, specjalistka systemów technicznych, pracowała przy panelu chłodzenia. Od burzy słonecznej, która zniszczyła zapasowy moduł tego systemu, zakłócenia narastały, a Ellis obawiała się, że to oznaka poważniejszej awarii. Wywołała serię wykresów: pulsujących linii i rzędów cyfr, których wartości miały kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa konstrukcji obiektu. Jej dłoń nieświadomie zacisnęła się w pięść.
– Przepływ w sekcji dwunastej znowu spadł – oznajmiła cicho. – O kolejne dziesięć procent w ciągu ostatnich dwóch godzin.
Obok unosiła się jej asystentka. Zerknęła na dane, mrużąc oczy.
– Zwróć uwagę na ciśnienie. – Wskazała palcem. – Zdaje się, że coś blokuje przepływ.
– Sprawdźmy to, ale zweryfikujmy jeszcze pozostałe moduły.
Ellis odepchnęła się od konsoli i przemknęła przez korytarz z małym iluminatorem. Rzuciła okiem na Wenus – skrytą pod gęstym, siarkowym woalem. Ścisnęła rękaw, jakby próbowała zatrzymać coś, co wymykało się spod kontroli. Kosmos nie wybaczał błędów.
Jedna myśl nie dawała jej spokoju: kim naprawdę był Rowan Alcan, psycholog i komik, który dołączył do załogi wraz z ostatnim transportem. Oficjalnie miał zwiększać morale humorem i kreatywnymi zajęciami, lecz Ellis zauważyła, że Rowan ma dostęp do systemów stacji na poziomie wyższym niż technicy, choć był tylko terapeutą. Ktoś mu je nadał – ale po co? Ellis czuła, jak narasta w niej niepokój, niczym drobny błąd w systemie – niepozorny, ale zdolny uruchomić lawinę awarii.
II
Przez korytarze niosły się komunikaty o konieczności przeprowadzenia inspekcji. Ktoś śmigał z zestawem narzędzi, ktoś inny meldował przez interkom, że kolejny czujnik temperatury pokazuje anomalię.
Ellis i jej asystentka przepływały z modułu do modułu, zbierając dane o kondycji rur chłodniczych.
Żadna sekcja nie budziła jednak takiego niepokoju jak dwunasta. W końcu do niej dotarły i wpłynęły do przestrzeni technicznej.
Ellis przyciągnęła się do poręczy i uniosła latarkę. Na zimnym metalu coś zamigotało. To nie była zwykła wilgoć – substancja zdawała się oddychać, pulsując ledwo widocznie. Poczuła, że jej dłonie drżą.
Asystentka spojrzała na błyszczącą substancję zza pleców Ellis.
– Co my tu mamy?
– Na razie tylko pytania – odparła Ellis, sięgając po przenośny mikroskop. Uruchomiła urządzenie, a na holoekranie natychmiast wyświetlił się obraz: regularne, symetryczne wzory, przypominające gęstą sieć powtarzających się sześciokątów. Każdy moduł struktury składał się z drobnych włókien, splatających się w elastyczne, ale uporządkowane segmenty, jakby budowały mikroskopijny plaster miodu. Pod wpływem impulsu światła niektóre z nich zdawały się drgać, kurczyć i rozszerzać.
To nie była martwa materia. Struktury zdawały się reagować na obecność obserwatora.
Ellis przypomniała sobie słowa profesorów. Pierwsza oznaka życia pozaziemskiego będzie subtelna. Może wydawać się przypadkiem. Czy to właśnie to?
Zmrużyła oczy. Białka błonowe. Tworzyły kanały transportowe, sugerujące aktywny proces wymiany substancji.
– To… jakiś mikroorganizm – powiedziała cicho. – Rozrasta się w rurach chłodniczych i blokuje przepływ chłodziwa. Ciepło nie jest odprowadzane do radiatorów.
– Kto by przypuszczał, że w sterylnych modułach wyrośnie coś takiego – mruknęła asystentka. Ellis miała wrażenie, że cała zesztywaniała. – Może… ktoś wprowadził to celowo?
Palce Ellis zawisły na chwilę nad zimnym metalem mikroskopu, by nagle zadrżeć w stukocie – w tej samej chwili zdało się jej, że niektóre z włókien na ekranie delikatnie zmieniły kształt, kurcząc się i rozszerzając.
Spojrzały po sobie. Złapała się terminala kontrolnego i zwiększyła częstotliwość wibracji pomp, na co organizm zareagował niemal natychmiast. Struktura zaczęła zmieniać kształt, kurcząc się w jednym miejscu i rozrastając w innym, jakby się przemieszczała.
– Reagują na wibracje lub na dźwięk, spójrz.
Ellis przybliżyła holoekran, pokazując poruszające się skupiska mikrobów. Poczuła ukłucie ekscytacji, ale zaraz potem – strach.
– Wydajność chłodzenia spadła o trzydzieści procent – dodała, spoglądając na ekran diagnostyczny.
– Mieliśmy podobny spadek w innej sekcji, ale zniknął sam, zanim zdążyliśmy to zbadać – zauważyła asystentka. – Jeśli to był ten sam organizm, to coś musiało go usunąć.
– Ten organizm osadza się w krytycznych miejscach i blokuje przepływ chłodziwa w zaworach i zwężeniach rur. Jeśli się rozrośnie, system zacznie się przegrzewać, a wtedy ciepło nie będzie miało gdzie uciekać.
Z zamyślenia wyrwało je nagłe wtargnięcie Rowana. Jego spojrzenie raz po raz uciekało na boki, a palce bezwiednie zaciskały się i rozluźniały.
– Hej, przeszkadzam? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Szukam sposobów na uspokojenie ludzi, ale trudno to zrobić, kiedy nie mamy żadnych konkretów.
– Powiedz im, że nie potrzebujemy paniki – odparła chłodno. – Staramy się ogarnąć chłodzenie. Pancerz jeszcze daje radę.
Rowan skinął głową i zerknął na ekran mikroskopu. Jego źrenice zwęziły się na ułamek sekundy, a palce mimowolnie zacisnęły się na poręczy. Po chwili znów przyjął obojętny wyraz twarzy.
– Coś nowego? – spytał półgłosem. – Jakiś osad?
– Tak – potwierdziła asystentka. – Blokuje przepływ.
Mężczyzna odchrząknął, unikając jej wzroku.
– Dobra – mruknął w końcu. – Zbiorę ludzi na spotkanie. Może to ich trochę rozluźni przed nadejściem skał.
Rowan odbił się od poręczy i odpłynął, zostawiając je same w ciszy.
– Ellis, raportuj, co masz – odezwał się nagle kapitan przez interkom.
Doktor zacisnęła dłoń na poręczy, żeby się uspokoić.
– Co, jeśli to nasza szansa? – zaczęła ostrożnie asystentka. – Studiowałam astrobiologię. Pierwsze życie znalezione poza Ziemią! Naprawdę chcemy je zniszczyć?
– A co, jeśli rozrastając się, zniszczy stację? – odparła ostro Ellis. – Nie możemy pozwolić sobie na ryzyko. Najważniejsze jest bezpieczeństwo.
Obie milczały, a w tle słychać było monotonne syki pomp.
III
Większość załogi zgromadziła się w głównym module. Ekrany wyświetlały alarmujące prognozy trajektorii roju kosmicznych odłamków – drobnych, lecz pędzących z olbrzymią prędkością.
Kapitan Victor Hensley zacisnął szczękę. Jego twarz pozostawała nieruchoma, ale napięcie w mięśniach zdradzało, że kalkuluje ryzyko. Nie potrzebował podnosić głosu – jego rozkazy były jasne i niepodważalne.
– Według analiz – mówił tonem wypranym z emocji – rój dotrze za jedenaście godzin. W normalnych warunkach stacja by to wytrzymała, ale nasze radiatory są przeciążone, a w sekcji dwunastej przepływ chłodziwa jest zaburzony. Promieniowanie przekracza normy, dodatkowo obciążając radiatory.
– Jeśli pancerz się przegrzeje – kontynuował po chwili – jego powłoka ochronna zacznie się degradować, a struktura stanie się bardziej krucha. Nawet drobne uderzenia mikrometeorytów mogą wtedy powodować pęknięcia i rozszczelnienia. Systemy podtrzymywania życia mogą zawieść. Rezerwy chłodzenia się skończą, a temperatura wewnątrz modułów zacznie gwałtownie rosnąć. Musimy za wszelką cenę przywrócić pełną wydajność chłodzenia.
– Musimy zneutralizować mikroba – zaczęła Ellis. – Agresywne środki chemiczne…
Odpowiedziały jej ciche pomruki załogi.
– To może być największe odkrycie w historii biologii! – rzuciła w końcu jedna z techniczek. – Chcemy je zniszczyć, zanim w ogóle dowiemy się, czym jest?
Victor odwrócił się powoli.
– Problem z chłodzeniem jest krytyczny – zauważył lodowatym tonem – a sprzęt z Ziemi przyleci dopiero za kilka dni. Albo znajdziemy sposób, by się uratować, albo zginiemy.
Rowan przyglądał się zalanej czerwienią tabeli parametrów chłodzenia. Wystarczy jeden obcy element, by równowaga zamieniła się w chaos – pomyślał.
– Mamy jedenaście godzin. – Techniczka oderwała wzrok od ekranu diagnostycznego. – To dość czasu, by znaleźć inne rozwiązanie. Może da się naprawić chłodzenie inaczej?
Dowódca przez chwilę milczał. Spojrzał na Rowana.
– Masz rację. Załoga potrzebuje chwili oddechu. Rowan, znajdź sposób, by załoga mogła odetchnąć. Niech technicy zaczną pracować nad innym rozwiązaniem. Na radykalne kroki jeszcze przyjdzie czas.
Rowan skinął głową.
– Tak jest – odpowiedział.
– Jeśli na nic nie wpadniemy, będziemy musieli go zlikwidować. – Doktor Ellis nie kryła niezadowolenia, patrząc po kolei na każdego z zebranych.
Zaraz potem członkowie załogi rozeszli się do swoich zadań. Czas płynął nieubłaganie.
IV
Rowan przepływał przez korytarz, a załoga poruszała się wokół.
– Spójrzcie na to – rozpoczął. – Mikrometeoryty pędzą w naszą stronę z prędkością kosmiczną, a my siedzimy tutaj, zastanawiając się, czy nasz system chłodzenia podejdzie do tego „na chłodno”. W razie czego, ja mogę dmuchać na kadłub. Ostrzegam jednak, mam małe płuca!
Kilka osób się zaśmiało, a śmiech rozniósł się po stacji. Ktoś ścisnął uchwyt tak mocno, że zbielały mu knykcie, inny nerwowo oblizał usta. W powietrzu czuć było napięcie – krótkie, płytkie oddechy, jakby nikt nie chciał oddychać zbyt głośno.
Asystentka doktor Ellis śledziła odczyty na skanerze przymocowanym do kombinezonu. W kluczowych sekcjach systemu chłodzenia, tam, gdzie odkryto mikroba, ciśnienie powoli spadało. Jakby organizm się przemieszczał, odblokowując przewężenia i przywracając przepływ chłodziwa.
– Nieprawdopodobne… – szepnęła pod nosem.
Tymczasem Rowan kontynuował występ.
– Kiedy mówiłem, że mamy gorącą sytuację, nie miałem na myśli dosłownego zagotowania się w kombinezonach. Z drugiej strony, w końcu sprawdzimy, czy wszystkie procedury działają.
Śmiech wibrował w cienkich ścianach modułów. Skanery pokazywały, że w tym samym momencie zatory w rurach zaczęły się powoli przesuwać.
– Mikrob reaguje na śmiech!
– Spójrzcie na to – asystentka wskazała wykres. – Te drgania… Śmiech generuje złożone fale dźwiękowe, które mogą wpływać na jego zachowanie.
Przesunęła palcem po ekranie, wskazując kolejne dane.
– Możemy znaleźć dokładną częstotliwość i amplitudę drgań, które działają na niego najsilniej? – zapytał jeden z techników.
– Tylko teoretycznie – westchnęła asystentka. – Do precyzyjnych pomiarów potrzebowalibyśmy sprzętu, którego nie mamy.
– Ale dlaczego akurat śmiech? – Technik drążył dalej.
– To nie tylko śmiech, a zmienność jego drgań – wyjaśniła asystentka. – Mikrob może reagować na chaotyczne fale dźwiękowe inaczej niż na mechaniczne wibracje stacji.
Ellis zmarszczyła brwi. Może to właśnie ta nieprzewidywalność sprawia, że organizm zaczyna się poruszać?
Rowan uważnie obserwował każdy gest i spojrzenie zebranych, jakby rejestrował drobne niuanse ich zachowań.
– Jeśli śmiech zmusza mikroba do przemieszczenia, to może większy występ uratuje nasze chłodzenie? – zaproponował.
– Zbyt silne drgania mogą uszkodzić system – sprzeciwiła się Ellis. – Rezonans może osłabić uszczelnienia rur i wpłynąć na stabilność pracy pomp.
W korytarzu zapadła cisza przerywana syczeniem wentylacji. Pozostający wcześniej z tyłu dowódca przedryfował w pobliże Rowana.
– To mniej drastyczne niż likwidacja mikroba – rzucił sucho. – Rozśmiesz nas, Rowan. Najlepiej jak potrafisz.
V
Wokół Rowana w modułach głównych unosiły się absurdalne rekwizyty: gumowy meteor, nadmuchiwany mikrofon. Wyglądało to bardziej jak magazyn klauna niż zaawansowany obiekt badawczy. Upewnił się, że wszyscy na niego patrzą.
– Wiecie, co jest najdziwniejsze w życiu na stacji? Zero prywatności! – zaczął, wskazując kamery w kątach modułu. – Każde nasze słowo, każdy głupi gest…
Parsknął śmiechem. Kilka osób zaczęło nerwowo chichotać.
– Wyobraźcie sobie… – wskazał teatralnie sufit. – Gdzieś tam czai się wielkie oko, obserwujące nas przez kamery i logi systemowe. Może nawet rejestruje każde nasze słowo, każdy ruch.
Zawiesił głos na chwilę, jakby sam zaczął się nad tym zastanawiać. Potem wzruszył ramionami i uśmiechnął się krzywo.
– Ale spokojnie, nikt tu przecież nie jest aż tak szalony, prawda? – Uniósł brew z udawaną powagą, co wywołało kolejne uśmiechy.
Przyglądał się załodze. Nie chciał wiedzieć, co by się stało, gdyby zawiódł.
– Ludzie na Ziemi płacą fortunę za wakacje w nieważkości. My mamy to za darmo, plus jedzenie jak z tektury! Kto tu jest frajerem, co?
Ellis trzymała tablet i patrzyła to na Rowana, to na wykresy. Było jasne, że czasu zostało niewiele.
– Ironia kosmosu – mówił Rowan, nie przerywając występu. – Najlepsi naukowcy ludzkości, a wciąż mamy problemy z podstawowymi rzeczami. Na przykład, kto opróżnił zbiornik na wodę recyklingową? Mam ochotę podać tę osobę obcym na śniadanie.
Tym razem cała załoga wybuchnęła śmiechem. Jeden z młodszych inżynierów puścił uchwyt i natychmiast zaczął unosić się w powietrzu. Rozłożył ramiona i obrócił się w miejscu, jakby tańczył w nieważkości. Dowódca westchnął ciężko, ale kąciki jego ust zadrżały w mimowolnym uśmiechu.
W wąskich korytarzach modułów technicznych ściany wibrowały pod wpływem śmiechu załogi. Rezonans rozchodził się po konstrukcji, wprawiając w drgania nawet najdrobniejsze elementy. Widoczne na skanerach kolonie mikroba, konsekwetnie się przemieszczały, jakby coś wypychało je z miejsca.
– Ellis, spójrz! – krzyknęła asystentka, wskazując ekran. – To działa!
Doktor przechyliła głowę.
– Śmiech? Naprawdę? – Zacisnęła szczękę. To nie miało sensu. Kabareciarz miał ocalić stację? – To brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu science fiction.
Rowan, nieświadomy tego, co dzieje się kilka modułów dalej, wciąż prowadził kabaret. Ludzie klaskali, dryfując w powietrzu niczym powoli rozpędzające się kule bilardowe, raz po raz odbijając się od ścian i od siebie nawzajem. Śmiech rozprzestrzeniał się jak fala – instynktowna reakcja na napięcie. Część załogi śmiała się szczerze, reszta poddawała się atmosferze, jak widownia na występie komika.
– Proszę państwa! – Rowan rozłożył ręce. – Oficjalnie ogłaszam pierwszy kosmiczny kabaret terapeutyczny! Efekt uboczny? Możemy uratować stację. Proszę o Nagrodę Nobla. Albo przynajmniej batonika.
Ellis patrzyła na ekran. Wykresy nie kłamały – struktura mikroba rozpadała się, a jego kolonie stopniowo odrywały się od ścian rur. Oczyszczone przewody odzyskiwały drożność, a przepływ chłodziwa wzrastał. Temperatura systemu chłodzenia zaczęła powoli spadać, a parametry stabilizowały się.
– Osiągamy… dziewięćdziesiąt, dziewięćdziesiąt dwa procent… – relacjonowała podekscytowana asystentka.
W głównych modułach śmiech i podniesione głosy brzmiały nienaturalnie głośno, jakby załoga instynktownie podkręcała energię, by zagłuszyć napięcie. Ludzie nie tyle świętowali, co poddawali się zbiorowej fali ulgi, chwilowej ucieczce od stresu – mechanizmowi obronnemu, który pomagał im nie sparaliżować się strachem. Ale świadomość nadchodzącego zagrożenia nie zniknęła. Gdy rozległ się alarm stacji, wibracje nastroju opadły niemal natychmiast, zastąpione ostrym wyostrzeniem uwagi. Na ekranach zaczęło się odliczanie do pierwszego kontaktu z mikrometeorytami.
– Uwaga, zaczyna się! – oznajmił kapitan. – Trzymajcie się uchwytów!
VI
Po przejściu mikrometeorytów w module głównym zliczano straty. Kilka sensorów przestało działać, a w jednym segmencie pojawiło się niegroźne pęknięcie. Uszkodzenia były jednak mniejsze, niż się obawiano.
– System wraca do normy – meldowała cicho Ellis. – Mamy tu jeszcze masę błędów do usunięcia, ale kryzys został opanowany. Mikrob przesunął się w obszar, gdzie nie zakłóca chłodzenia.
VII
Kilkanaście godzin później stacja przeszła w tryb normalnej pracy. Ludzie oddychali z ulgą. Choć trwały jeszcze drobne naprawy, większość załogi zaczynała wracać do codziennych zadań.
A jednak Ellis nie mogła zaznać spokoju. Jakim cudem w stacji kosmicznej pojawił się ten organizm? Czy Rowan wiedział coś wcześniej? Czy możliwe, że ten mikrob został genetycznie zmodyfikowany, by przemieszczać się w odpowiedzi na określone wibracje dźwiękowe? Postanowiła dokładnie przejrzeć logi systemowe.
Zagłębiła się w zaszyfrowane pliki. W końcu trafiła na dokument opatrzony nazwą: „P-13”. Wyłapała tylko fragmenty, zanim plik zniknął, jakby zdalnie skasowany:
…kontrola zachowań w warunkach izolacji…
…ocena zmian emocjonalnych w kontekście ograniczonej interakcji społecznej…
…reakcja psychospołeczna i wpływ bodźców dźwiękowych…
Zimno ścisnęło ją w żołądku. Palce zawisły nad klawiaturą, jakby zapomniała, co chciała zrobić. Oczy błądziły po ekranie, choć dane już zniknęły. Przez moment nie była pewna, czy oddycha.
Kilka dni później zadokował statek z nowym sprzętem chłodniczym. Równocześnie wydano polecenie przekazania próbek mikroba na Ziemię do szczegółowych badań. Ellis dowiedziała się, że Rowan zgłosił się na ochotnika do zabezpieczenia transportu. Zamierzała go zatrzymać i zażądać wyjaśnień.
Znalazła go z walizką, unoszącą się niczym mała pękata kapsuła w powietrzu.
– Rowan – rzuciła, łapiąc się uchwytu nad głową. – Co to jest P-13?
Mężczyzna, wyraźnie zaskoczony, spojrzał w bok.
– Ellis, przepraszam… To się wymknęło spod kontroli.
Patrzyła na niego z mieszanką gniewu i zawodu. Rowan kontynuował.
– To, co się stało, naruszyło granicę, którą sam chciałem szanować. Po powrocie zamierzam… – urwał. Zacisnął usta, jakby bał się dokończyć.
Ellis powoli wypuściła powietrze nosem. Chciała czegoś więcej niż przeprosin. Chciała prawdy.
Spojrzenie Rowana zatrzymało się na niej dłużej niż zwykle.
– Ellis… – zaczął, lecz tylko westchnął. Uniósł walizkę i bez słowa podryfował ku śluzie.
Zanim zniknął za zakrętem, rzucił krótkie spojrzenie, jakby upewniał się, że Ellis nie pójdzie za nim.
VIII
Ledwie Rowan opuścił stację, system Parhelion–1 zaczął z niewiadomych przyczyn wyświetlać kolejne alarmy. Większość z nich okazywała się fałszywa – tak jakby ktoś celowo chciał ukryć pewne dane lub odwrotnie: siać dezinformację.
Kapitan wysłał komunikat do dowództwa na Ziemi – „Prosimy o natychmiastowe wyjaśnienie incydentu w sekcji chłodniczej”, opisując ślady sabotażu i nadmieniając, że natrafiono na wzmiankę o „P-13”. Mijały godziny pełne nerwowego wyczekiwania.
W końcu, gdy Ellis kończyła rutynowy przegląd, kapitan wezwał ją i kilku innych członków załogi do modułu dowodzenia. Zawisł przy głównym monitorze, zaciskając pięści. Na ekranie wyświetlała się świeżo odebrana wiadomość z centrali.
– Otrzymaliśmy szczegółową analizę próbek – zakomunikował głucho Victor.
Ellis przyjrzała się wynikom. Mikrob nie był obcym organizmem lecz produktem zaawansowanej inżynierii. Analiza sugerowała, że został zaprojektowany do wykrywania drgań strukturalnych i reagowania na określone wzorce oscylacji – w szczególności te generowane przez ludzki śmiech.
Ekran zamigotał, obraz na moment rozmył się w szumie zakłóceń, po czym zgasł. Gdy wyświetlacz znów się rozbłysnął, pojawiło się krótkie powiadomienie od nieznanego nadawcy.
Kapitan otworzył je przy wszystkich.
Procedura PANOPTICON-13 została wykonana.
Spojrzeli po sobie w milczeniu. W module słychać było tylko cichy szum wentylacji.
Kapitan nie miał już nic do powiedzenia. Nikt nie miał.