- Opowiadanie: tomaszg - Król jest nagi. Europa

Król jest nagi. Europa

Zarysowanie kilku zjawisk, które mogłyby się u nas pojawić. Tylko tyle i aż tyle. Nie ma wiedźminów i wróżek. Nie spodziewam się żadnego odzewu.

Oceny

Król jest nagi. Europa

„Nowa strona vwspy.com pozwala bardzo łatwo sprawdzić, gdzie, kiedy i z kim jeździły samochody znanych europejskich marek. Dane zagregowano z różnych źródeł. Formalnie przypisane są do pojazdów, istnieje jednak ogromne prawdopodobieństwo, że faktycznie dotyczą konkretnych osób, włączając w to dziennikarzy, polityków i agentów rządowych.

Już teraz widać liczne pozwy obywateli, oskarżających o różne czyny współmałżonków, współpracowników, sąsiadów czy przedstawicieli władzy. Składane są nawet wnioski o mandaty za przekroczenie prędkości czy złe parkowanie. Niezależnie od tego wini się członków partii rządzącej i opozycji. Ujawniane są samochody operacyjne służb i wzorce zachowań. Dziennikarze piszą o tajnych naradach i odwiedzaniu luksusowych kurortów i burdeli, a prokuratura wykorzystuje to w sprawach cywilno-karnych.

Cała sytuacja stwarza ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilności państwa. Volkswagen wydał oświadczenie, że ilość zbieranych danych w jego produktach jest znacznie mniejsza niż w pojazdach chińskich, równocześnie jednak der Spiegel przypomina, że argument braku ochrony prywatności użytkowników poza koncernem był koronny, gdy niezależne serwisy próbowały wykonywać przeglądy i naprawy gwarancyjne”

 

***

 

„Zaatakowano słowacki urząd geodezji i kartografii. Zaszyfrowano dane obywateli, paraliżując wiele ważnych operacji i procesów. To kolejny ważny element wojny hybrydowej, zaraz po dezinformacji i przecinaniu kabli, prowadzonej przez Chiny, a może Rosję czy Koreę”

 

***

 

„Przerażające jest, jak ze społeczeństwa, które było niesamowicie biedne, zawsze tłamszone, ale mimo tego wstało z kolan i mimo ogromnej biedy próbowało biec po swoje, między innymi w latach dziewięćdziesiątych, teraz stajemy się społeczeństwem opanowywanym przez ludzi bez charakteru, słabych, miękkich i rozlazłych”

„Polska upada/Dziki trener” Youtube

 

***

 

„Dziadostwo i cwaniactwo, jakośtobędzizm i niedasizm – oto Polska prawdziwa. Nie nasze dylematy moralne, nie zdrajcy i wyklęci, ale to bareizm jest polskością”

Newsweek Polska, 12.2024

 

Część I. Wiatr zmian

„Demony tkwią w każdym z nas. To nic, że mamy garnitury i krawaty. Nasza prawdziwa natura wychodzi na wierzch każdego dnia w domach, biurach, internecie czy na ulicy. Wymuszamy określone zachowania, z chęcią robimy z innych niewolników, chcemy, żeby nam służyli, czy to w sklepie czy w łóżku, do tego regularnie wywołujemy dramaty, konflikty i wojny. Zostało to bardzo mocno wpisane w nasze geny”

 

***

 

– Żubr europejski jest największym ssakiem lądowym w Europie. Żyje on w Borach Tucholskich. Zwierzę ma bardzo długie futro… bóbr jest doskonale zabezpieczony przed działaniem wody… ryś poluje… bocian… – praktycznie zasypiałem, jednym okiem patrząc na program edukacyjny w swoim domu rodzinnym, gdy nagle otrzeźwiły mnie trzy magiczne słowa. – Czytała Krystyna Czubówna.

Nacisnąłem przycisk pilota i rozejrzałem się niepewnie wokół, zupełnie, jakbym widział ten pokój po raz pierwszy. Było mi tu dobrze i ciepło i pomyślałem, że przez te wszystkie lata, który minęły od liceum, tak wiele się tu zmieniło. Ściany niby były te same, ale okna, meble i gadżety, o jakich kiedyś można było tylko pomarzyć, jasno mówiły, że czas nieubłaganie płynie, czy tego chcemy czy nie.

Świat na zewnątrz również wyglądał jak kiedyś, za to był zupełnie inny. Jedzenie o tej samej nazwie, ale innym składzie, nakazy, zakazy, wszechobecny plastik, szybkie komputery i zanik więzi międzyludzkich to tylko bardzo drobny wycinek tysięcy zmian, które spowodowały, że wielu z nas czuło się jak w więzieniu.

Klasa średnia pracowała od rana do wieczora, a pensje i tak wystarczały jej wyłącznie na najbardziej doraźne potrzeby. Ludzie z reguły nie mieli własnego dobytku. Kiedyś z własnymi domami, teraz gnieździli w małych, betonowych klitkach, wynajmowanych od wielkich firm czy dofinansowywanych przez państwo. Ich nieliczne przedmioty osobiste po śmierci lądowały na śmietniku, a oni sami na cmentarzu, gdzie ktoś musiał wykupywać i przedłużać miejsce, bo inaczej ksiądz pakował w nie kolejnych nieszczęśników.

Taka była nowoczesna implementacja stwierdzenia „z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”. Mury nie były wyznaczane przez druty, tylko przez pułapki umysłu, stan środków na koncie i ilość łapek w górę. Świat zamienił się w jednorazowego fastfooda, przeżuwającego i wypluwającego kolejne pokolenia, a najlepszym przykładem zepsucia były pożary w mieście aniołów, ujawniające wieloletnie zaniedbania, nierówności i podziały społeczne, kradzieże, idiotyzmy genderyzmy i to, że każdy chciał żyć łatwo, prosto i przyjemnie, byle się nie napracować, a broń Boże nie zrobić czegoś dla dobra wspólnego.

Głupota zgarnęła wszystko, ciekawe tylko, czy to wina mądrych inaczej czy tych, którzy na to milcząco pozwolili.

Democrats Employs Idiots? Kto miał w tym interes? Skoro tak działo się w najlepszym kraju na świecie, to jak miało być lepiej w innych?

Pytanie tylko, czy Donald i Elon cokolwiek tu zmienią.

 

***

 

„Zabij się, zabij się, nikt nie lubi tutaj cię. Na na na na…”

Moje ręce wybijały rytm muzyki z radia i cały czas ziewałem, w myślach przeklinając, że nie udało mi się zdążyć przed siódmą trzydzieści i porannymi korkami. Byłem ledwo żywy, bo poszedłem spać o pierwszej, pykając w klasyczne gierki, bo nowsze do niczego się nie nadawały.

Wiedziałem, że zaraz muszę wbić się na prawy pas, przepuścić tramwaje, zrobić nawrotkę i liczyć na uprzejmość którego z nieszczęśników, tak samo modlących się, żeby nikomu nie wjechać w tyłek, a potem, na światłach, skręcić w lewo.

Tu cały czas były korki, na szczęście dziś widziałem policjanta, który kierował ruchem. Mężczyzna stał w czapce uszatce z odmrożonym nosem i wdychał wyziewy z aut spalinowych, aromatyczne bąki i cichacze z silników benzynowych czy czarny, gryzący dym z nowych i starych diesli, a ja cieszyłem się, że ma znacznie gorzej niż my.

Tak wyglądał jeden z wielu elementów codziennej drogi. Przejazd przez miasto był strasznie męczący, a mojego humoru nie poprawiało żłopanie paskudnej kawy za pięć zeta ani odpowiadanie na kolejne durne maile.

– Ogarnij się wreszcie! – W końcu wybuchłem, unikając wzroku młodej dziewczyny, którą zbeształem nie wiadomo za co.

Patrzyłem na szereg biurek, za którymi siedziała zaciekawiona, żądna krwi gawiedź, i choć wstyd przyznać, byłem zły na samego siebie. Cały czas kręciło mi się w głowie, do tego ciągle nie przeszło mi po rozmowie z szefem, który koniecznie chciał mnie widzieć na wieczornej imprezie integracyjnej z teamem.

 

***

 

Coś dudniło w mojej głowie, a mój nos, normalnie niezbyt wrażliwy, zaczął wyczuwać smród. Powoli docierało do mnie, że siedzę czy półleżę na podłodze w kabinie VIP, do której przezornie się schowałem, pokonany pijacką słabością. Zabawne, że tuż obok, pod stołem, leżało pudełeczko z niewielkim czarno-białym wyświetlaczem i trzema słowami „płać bez granic”, taka trochę grubsza karta kredytowa. Nie wiedziałem, skąd się tam wzięła, ale odruchowo schowałem ją do kieszeni, beknąłem i powoli zacząłem stawiać się do pionu, a potem zabrałem za wielce skomplikowaną operację zamawiania innowacji przez nową apkę.

Poczucie winy towarzyszyło mi aż do samego domu i nie opuszczało przez kolejne dni. Czułem, że dokonałem kradzieży, zupełnie nie wiedziałem, jak oddać pudełeczko, żeby nikt się do mnie nie przyczepił, a do tego miałem kaca moralnego, ale to z zupełnie innych powodów.

W pracy nie komentowali, że w pewnym momencie oddaliłem się z firmowej imprezy, a w każdym razie nie robili tego tak, żeby mi otwarcie zaszkodzić, za to ja wiedziałem, że oni wiedzą, i tylko czekałem, aż gówno i szambo wystrzeli jak nabity rewolwer.

 

Kilka tygodni później

W osiedlowym sklepiku, jednym z nielicznych, które zostały w okolicy, mój wzrok padł na niewielki symbol przy kasie. Zamarłem, bo gryzmoł wyglądał dokładnie jak na karcie „płać bez granic”. Wyciągnąłem ją i pokazałem pani Krysi, a ona tylko się uśmiechnęła i pokazała palcem na blat.

– Nie wiedziałam, że pan jest z nami. Tu przyłoży. – Zrobiłem, co mówiła, a cyfry na ekranie pudełka zmniejszyły się, o ile dobrze policzyłem dokładnie o dwa procent mniej niż kwota do zapłaty.

– Odchodzi prowizja za kartę. – Mój wzrok musiał wyrażać zdziwienie, bo pani Krysia sama zaczęła wyjaśniać. – Normalnie doliczamy ją do gotówki, bo ustawa tak przewiduje. I powiem panu, że to jest zupełnie inaczej niż w Stanach. Jak byłam u córki, to tam płatność dolarami zawsze była tańsza.

– A gdybym chciał dodać pieniądze?

– Ile?

– Dajmy na to stówę.

– Mam przelicznik sto do jednego. Nikt nie da takiego po ostatnich nalotach.

– Nalotach?

– Oj panie Krzysiu, pan naprawdę jest nie z tej ziemi. – Uśmiechnęła się od ucha ucha i spojrzała na wchodzącą klientkę, a po chwili, uspokojona, dodała. – Marysia to moja stara znajoma. Przy niej możemy spokojnie rozmawiać. Ale pan uważa z nieznajomymi. Mendy i kurwy są teraz wszędzie.

– Tak było chyba zawsze – zauważyłem.

– Może pan ma rację.

 

***

 

– Wujku, jak pracować, żeby nie szkodzić innym?

– O czym ty mówisz, drogie dziecko? – Spojrzałem na małego sąsiadów, oddanego pod moją opiekę.

– No bo tata ciągle narzeka, że musi tak gotować, żeby wszystko zeszło w restauracji.

– Czyli jest oszczędny?

– Nie. To nie to. Jak mama chciała wyrzucić starą szynkę, to kazał ją myć i zesmażyć. I musieliśmy jeść stare pomidory.

Zamarłem, ale już po chwili odzyskałem rezon i zapytałem o to, co najbardziej naturalne:

– Myślisz, że to jest połączone?

– Tak wujku – odpowiedziała pociecha z niewinnym uśmiechem, wywołującym u mnie dreszcz przerażenia. – Bo jak ktoś pracuje w sklepie i sprzedaje papierosy, to robi źle. A jak ktoś każe gotować stare rzeczy po terminie ważności, to chyba też. Nie chcę być jak tata i pójść do piekła.

– A kim ty chciałbyś zostać? Może strażakiem? Albo kierowcą autobusu? – Szybko zmieniłem temat, gorączkowo myśląc, co odpowiedzieć, i mając z tyłu głowy, że religia i mamona to opium dla ludu, i czarni czy korporacje naprawdę zbierają swoje żniwo.

 

***

 

„Policja przestrzega przed używaniem walut elektronicznych, które formalnie nie są i nie będą prawnym środkiem płatniczym”

„Breaking news! W Warszawie zabito trzynastu działaczy ekologicznych. Jak donoszą dziennikarze, ataku na bezbronnych ludzi dokonano z drona, z którego zrzucono dwa granaty ręczne. Przypomnijmy tylko, że według wielu obywateli ludzie ci byli finansowani i chronieni przez polityków, a ich akcje budziły wątpliwości natury moralnej”

Patrzyłem na wiadomości w telewizorze i mimowolnie zacząłem się zastanawiać, że tak zwany element od zawsze wykorzystywał dziury w systemie, który celowo skonstruowano tak, żeby dało się na nim mocno żerować.

Państwo od lat umierało, a dokładniej mówiąc zapadało się pod własnym ciężarem. Kiedyś wyłudzenia VAT, teraz akcje wszelkiej maści mniejszości i terrorystów, w tym również tych od klimatu. Po latach względnej obfitości drastycznie zwiększano ceny, zapominając, że nikt normalny ich nie będzie w stanie ich płacić. W nieskończoność wydłużano wiek emerytalny. Coraz częściej wydawano wyroki bez sądów. Zakładano, że obywatele sami mają sprawdzać setki rejestrów zamiast polegać na tym, że ktoś wyśle im mandat albo wezwanie. Nawoływano do kupowania i gromadzenia towarów, równocześnie odbierając miejsce do ich składowania i zmuszając ludzi do gnieżdżenia się w komórkach, masowo wciskanych przez patologię. Wprowadzano ograniczenia w ruchu, od razu ogłaszając, że zmniejszona prędkość czy nowe zasady przyczyniają się do zwiększenia ilości zanieczyszczeń, a to powoduje, że ludzie muszą przestać korzystać z samochodów. Z całą bezwzględnością walczono z postępem, widząc w nim konkurencję do tego, co zbudowano lata wcześniej.

Zarabiano na wszystkim i wszystkich, i na wszelkie sposoby ograniczano nas prawem narzuconym przez tych, którzy od dawna nie żyli albo nie mieli z nami nic wspólnego, a jakby tego mało, robiono celebrytów nawet z największych idiotów czy patusów.

Zalała mnie masa refleksji.

Czy przyszłe pokolenia będą się śmiać z naszych past z fluorem i soli z chodników, jak my śmiejemy się z kosmetyków z ołowiem czy arszenikiem? Czy ktokolwiek wspomni o niszczeniu zdrowia przez niedoskonałości ekranów i systemów elektronicznych, preparaty medyczne, papierosy elektroniczne i butelki PET? A może ten okres nazwany zostanie dzikim zachodem? Tylko czy pewne rzeczy nie wynikają wprost z naszej natury?

Gdy jesteśmy mali, z każdą sekundą i minutą walczymy o to, żeby poznawać najbliższy świat. W tej części życia wszystko wokół jest nieskończone i nie ma dla nas ograniczeń.

Z czasem trochę dorastamy i wyzwania są coraz większe. Pierwszy, drugi i trzeci seks, samochody, wycieczki, i tak dalej.

Życie w pewnym momencie okazuje się zbyt łatwe. Każdy w miarę rozsądny człowiek wyrabia sobie metody zarabiania wystarczającej ilości pieniędzy, uodparnia się na całe gówno tego świata, umie prowadzić auto i nie wchodzić nikomu na odcisk. Przychodzi otrzeźwienie, niestety najczęściej wtedy, gdy nasze ciało przestaje się wyrabiać, albo dociera do nas, że utknęliśmy gdzieś po drodze. Wtedy dowiadujemy się, że tak naprawdę nikogo nie obchodzi, co piszemy na portalach, z których zyski czerpią miliarderzy. Okazuje się, że zdobycie nagrody Nobla, stworzenie ogromnego, skomplikowanego systemu czy zrobienie jakiejś innej wielkiej rzeczy wymagają gargantuicznej pracy i setek tysięcy prób.

Jesteśmy coraz bardziej sfrustrowani i uzależnieni od kawy, cukru, abonamentów i Bóg wie czego jeszcze. Pojawia się czwórka czy piątka z przodu, a my widzimy, że otaczają nas hordy zdesperowanych młodych, którzy przechodzą przez to samo, mają więcej energii i widzą w nas wrogów do jednego, wspólnego koryta, które z gumy przecież nie jest.

I właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa walka o przetrwanie, taka, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.

Robiłem co mogłem w swoim życiu, ale prawda jest chyba taka, że przegrałem.

Co z tego, że zdobyłem kapitał i nic mi nie brakuje, w granicach rozsądku oczywiście, jeżeli nie mam tego z kim dzielić? A może to moje błogosławieństwo, że nie muszę użerać się z kupami, sikami, odrą, ospą, zasmarkanym noskiem i tysiącem innych rzeczy, przez które rodzice nie mają własnego życia? Tylko dlaczego coraz częściej czułem się zgwałcony i poddany ludobójstwu w białych rękawiczkach?

Na ekranie telewizora pojawił się kolejny odcinek „Star Treka”, tym razem jednak miałem to mocno w dupie i zasypiałem zwinięty w kłębek. Ziewałem, a moje myśli krążyły coraz bardziej leniwie. W końcu przestałem czuć cokolwiek.

 

***

 

– Chorąży, obudźcie się. – Ktoś szarpał mnie mocno za ramię.

– Co jest? Co się dzieje? – Otworzyłem oczy i spojrzałem na Brenta, który był moim bardzo dobrym kolegą z akademii.

– Spóźniłeś się na swoją wachtę. Czeka cię szorowanie kibli.

Powoli wstałem i rozejrzałem się. Ubrany byłem w jakiś mundur, a wokół mnie widziałem dziesiątki pryczy, umieszczonych w jakimś korytarzu z wielkim, panoramicznym oknem. Wstałem i wyjrzałem przez to okno, i odebrało mi dech w piersiach.

– Jesteśmy w kosmosie?

– Tak, że bardziej nie możemy być. Co to za głupie pytanie? Uderzyłeś się w łeb?

To był chyba statek kosmiczny. Pomyślałem sobie, że na ekranie filmowym wyglądało to naprawdę ładnie, w praktyce jednak tysiące czy milionów ludzi musiało ciężko pracować nad wydobyciem surowców, zbudowaniem i utrzymaniem takiej kobyły.

– Chyba się źle czuję. Gdzie my jesteśmy? – Pokazałem na planetę za oknem.

– Trzecia planeta od słońca. A ty masz się stawić na zwiad za jakieś piętnaście minut.

Nagle otrzeźwiałem. Podbiegłem do planu na ścianie i sprawdziłem, gdzie mam się udać. Droga do teleportera zajęła mi mniej więcej dziesięć minut.

– Z drogi! Z drogi! – Biegłem korytarzami statku, a do zespołu dołączyłem dosłownie w ostatniej chwili.

– To jakaś starożytna cywilizacja. Bardzo religijni. Zobaczcie, wszędzie widać kapliczki. – Naukowy pokazywał na zdjęcia. – I mieli talizmany. Są dosłownie wszędzie. Jakieś pytania?

– Co to mogło być? – Podniosłem rękę i zapytałem z najbardziej niewinną miną, na jaką mnie było stać.

– Translator mówi, że komputery i telefony.

Popatrzyłem na Ziemię i pomyślałem, że żaden obcy z technologią podróży do gwiazd na pewno nie byłby zainteresowany prymitywami, którzy kiedyś tu żyli. Łatwiej i prościej było nałapać komet i innego kosmicznego gruzu i śmiecia i zamienić metale i pierwiastki we wszystko, co tylko dusza zapragnie.

 

***

 

Z rana obudziłem się z pilotem w ręku, pamiętając wyrywki z mojego snu. Byłem spocony, na szczęście tego dnia nie musiałem iść do pracy.

Z całą siłą wróciły wątpliwości z ostatniego wieczora.

Co będą o nas myśleć przyszłe pokolenia? Czy ktokolwiek spojrzy na różnice między kolejnymi wersjami Windows czy raczej na praktyki DEI i paskudne postacie damsko-męskie? Które dane przetrwają i dadzą się jeszcze odczytać? Czy będą to obrazki z kotkami, wynurzenia lewicy czy manifest Unabombera? A może liczne tezy stawiane przez pierwsze modele AI?

Świat był pełen pokus i z każdej strony nakręcał nas, że koniecznie potrzebujemy nową wersję procesora, więcej pamięci, lepsze perfumy, kolejną książkę czy modny ciuch, reklamowany przez jakiegoś samozwańczego, jednodniowego guru.

Z perspektywy czasu zupełnie to się nie liczyło. Zamiast głupich, jednorazowych standardów i rzeczy ważne było tylko to, co ponadczasowe, darmowe i otwarte. Widziałem to na przykładzie filmów i seriali, niegdyś bardzo popularnych, a teraz zapomnianych, bo zamkniętych w archiwach wielkich wytwórni.

Jak pomyśleć, to codziennie mieliśmy do czynienia z nowoczesnością wymieszaną z archaicznymi, osiemnastowiecznymi zasadami, przede wszystkim piramidą emerytalną i wegetacją w systemie osiem-osiem-osiem.

To dawało czasem zupełnie niespodziewane rezultaty. Nieraz myślałem, że chciałbym dożyć i choć raz zobaczyć, jak kiedyś będzie wyglądać przedmiot pod tytułem „Sztuka komputerowa” i opisy kolejnych epok interfejsów, od linii komend, przez realizm i efekty graficzne, na prymitywizmie i brzydocie skończywszy.

Myślałem o tym wszystkim, wciąż leżąc w swoim łóżku.

I wtedy coś mnie trafiło.

Poczułem, jakby w mojej głowie przepalił się jakiś bezpiecznik, a mój umysł w końcu myśli klarownie i jasno. W kilka sekund uznałem, że broniłem się przed pewną miłością bardzo długo, zdecydowanie za długo. To nie mogło trwać ani chwili dłużej.

Moja ręka bezwiednie złapała telefon i wykręciła numer.

Ona była mocno zaskoczona i chyba tylko dlatego nie odrzuciła połączenia. Rozmawialiśmy całą godzinę i umówiliśmy się na popołudnie. Bardzo starannie przygotowałem się do tego spotkania. Wyszedłem z domu pół godziny wcześniej, a w autobusie miałem okazję do ciekawej obserwacji. Patrzyłem na młodą rodzinę, całą wlepioną w ekrany telefoników. Nikt się do siebie nie odzywał, a co najgorsze, nawet dwuletnie dziecko próbowało coś robić na starym iPhone. Patrząc na to przypomniałem sobie rozmowę z pociechą sąsiadów i pomyślałem, że jej rodzice nie są jednak tak źli, bo czytają jej książki.

W końcu dojechałem. Nad rzeką tego dnia był przyjemny chłód. Usiadłem na ławce i czekałem. Zupełnie straciłem poczucie czasu. Nie wiem, czy się spóźniała czy nie. W pewnym momencie padł na mnie cień, a ja nawet nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, że to ona. Bez słowa obeszła ławkę i usiadła, a potem, dalej milcząc, złapała mnie za rękę i oparła głowę na moim ramieniu.

I tak trwaliśmy razem tego pięknego, słonecznego dnia. Patrzyliśmy na bawiące się dzieci i młodzież, cieszącą się całym światem, życiem i sobą. Naszego spokoju nie zburzył ogień z bomby zrzuconej tuż za naszymi plecami. Protony i neurony zniszczyły nasze delikatne ciała w mniej niż sekundę. Pozostał tylko cień na chodniku.

 

Część II. Zaczyna się

„Imperia przychodzą i odchodzą. Tylko nieliczni w swoim bardzo krótkim życiu widzą tak spektakularne wzloty i upadki, jak w przypadku wielkiej tysiącletniej trzeciej rzeszy. Dziesiątki lat dogorywał Rzym, w którym propagowano wolną miłość i kazirodztwo, kulturę śmierci czy używanie ołowiu. Teraz tak samo zginą Unia Europejska, Chiny czy Ameryka. Ale nie martwcie się. Na ich miejscu powstanie coś innego. Taka jest naturalna kolej rzeczy i nic nigdy nie może tego zmienić”

 

***

 

„Wszyscy patrzą z ogromnym niepokojem na promieniowanie, które rozprzestrzenia się w całej Europie”

 

***

 

„Z ostatniej chwili. Siły porządkowe weszły do Brukseli, Strasburga, Paryża, Berlina i wielu innych miast”

 

***

 

„Wielu żołnierzy w armiach europejskich odmawia posłuszeństwa”

 

***

 

„Istnieje obawa, że przejęte zostaną elektrownie jądrowe, a we Francji kody do arsenału atomowego, który może być użyty jak w ostatnich wypadkach”

 

***

 

„Zamknięto granice w całej Europie. Nie ma strefy Szengen ani żadnych osiągnięć Unii Europejskiej. Wstrzymano nawet dostawy ropy naftowej. Cały kontynent został odcięty od świata”

 

Część III. Dzieje się. I to naprawdę

„Oni wszyscy dogadują się pod stołem. Jedni są warci drugich. Chcą sprzedać kraj. Dyskutują o zaimkach, gdy świat się pali. Zachowują się jak polski sejm przed rozbiorami, który myślał tylko o tym, gdzie najlepiej urządzać wolne elekcje”

 

***

 

– Musimy zdalnie zablokować wszystkie samochody elektrycznie. – CEO Volkswagena spojrzał na radę nadzorczą.

– To będzie bilet w jedną stronę. – Główny inżynier nie miał wątpliwości. – Nie da się ich potem włączyć.

– Trudno. I tak są bezużyteczne po setkach kradzieży kabli ze stacji ładowania.

– Nawet wtedy można je podpalić i użyć w zamachu.

– Są ciężkie. Jak nie będą mogły same jeździć, utrudnimy robotę z transportem.

 

***

 

– Griffin two six. Bandyta na podejściu. Zero trzy na dwanaście.

– Przyjąłem. – Jeden ze szwajcarskich pilotów skierował maszynę w stronę wojskowego Herkulesa, który po przekroczeniu granicy od razu zaczął rozpylać truciznę. – Kontakt wzrokowy. Fox one.

Napastnik próbował bronić się flarami, na niewiele to się jednak zdało i po chwili musiał salwować się ucieczką w stronę granicy z Włochami. Alpy zostały chwilowo ocalone.

 

***

 

– Raport. – Mężczyzna z długą brodą spojrzał nieprzytomnym wzrokiem, zupełnie jakby nie widział dziesiątek młodych, gniewnych, stojących wokół z groźnymi minami.

– W tej dzielnicy ukrywa się co najmniej trzydziestu. Ludzie im pomagają.

– Zastosować zbiorową odpowiedzialność. Wyciągnąć mężczyzn i publicznie wychłostać. Jak nie pomoże, zrobić to samo z kobietami, ale tylko starymi.

– Może przy okazji kilka zgwałcić?

– Jeszcze nie. Nie chcemy mieć w nich otwartych wrogów.

– Nie?

– Jeszcze przyjdzie na to czas. Do ataków można wykorzystać każdy samochód, ciężarówkę, autobus, pociąg, drona, a nawet samolot. Nie zapominajcie o bateriach, które da się zapalić. Prąd może iskrzyć. W wielu miejscach w użyciu jest gaz. Bóg daje nieograniczone możliwości swoim wiernych i tylko od was zależy, czy je wykorzystacie.

– Tak bracie.

 

***

 

– Całe miasto zamieniło się w strefę wojny. – Jeden z ostatnich generałów wiernych staremu systemowi spojrzał na prezydenta. – Zgodnie z ostatnimi danymi dziewięćdziesiąt procent przeszło na ich stronę.

– Zamknijcie ich kordonem i weźcie głodem. Odetnijcie leki, wodę i prąd, zabierzcie internet.

– To nieludzkie.

– Jak nie będą mieli jedzenia, szybko skruszeją.

– Ale to też ludzie.

– Mieli dobrze, to narzekali. Chcą mieć to samo, co w krajach trzeciego świata, niech mają. I nie zawracajcie mi więcej głowy. Mam coraz więcej takich miast i problemów i równocześnie coraz mniej ludzi.

 

Część IV. Tylko prawda nas wyzwoli. Wiele lat później

„Prawdziwi wielcy tego świata wystraszyli się tego, co stało się w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Polska dostała wątpliwy przywilej bycia jednym z podbitych landów, który miał dostarczać taniej siły roboczej i prostytutek wszelkich płci i konsumować odpadki z pańskiego stołu. W skrajnych wypadkach w drodze wyjątku nielicznym jednostkom pozwolono na niewielką twórczość czy inicjatywę, odbywało się to jednak bardziej na zasadzie kaprysu czy wyjątku niż zgodnie z odgórnie ustalonym, jednolitym prawem”

 

Ministerstwo oświecenia i równości

– Witamy na szkoleniu z nowoczesnych, postępowych metod głosowania. – Przygarbiony urzędnik trzeciego stopnia, Zenon Świderski, rozejrzał się po sali pełnej ludzi. – Dzisiaj zajmiemy się najbardziej dojrzałą demokracją na świecie i tym, w jaki sposób najlepiej poprawić wynik wyborów. Jeżeli mają państwo jakieś pytania, proszę o podniesienie ręki. Zaczniemy od sposobu głosowania. Wszystko musi być zrobione elektronicznie. Maszyny mają mieć możliwość zdalnego serwisu, najlepiej z innego kraju, gdzie prawo nie jest tak ścisłe jak u nas. Do tego powinny pokazywać kandydata opozycji w opcji „Inne”. Widzę, że pan w pierwszym rzędzie ma pytanie. Proszę bardzo.

– Dziękuję. – Wezwany mężczyzna wstał. – Jak mam wprowadzić takie urządzenia, skoro brak budżetu na bardziej przyziemne sprawy?

– Bardzo dobre pytanie. W raportach należy wykazać ekologiczność rozwiązania, a jeżeli to nie pomoże, pójść do przełożonego i zagrozić tym, co nas czeka, jeżeli to nie zostanie wprowadzone.

– A jeżeli to nic nie da?

– Trzeba wskazać zalecenia starej Unii, paragraf, jeśli dobrze pamiętam trzydzieści tysięcy dwieście. A wracając do tematu głównego, drugim krokiem musi być zniesienie obowiązku legitymowania się dowodem tożsamości. Tutaj wskazujemy na konieczność ochrony prywatności i wolność jednostki. Do głosowania powinny wystarczyć pakiety wyborcze, które każdy ma dostać pocztą. W całym procesie ważne jest, żeby sam proces głosowania trwał kilkanaście dni, a pakiety miały praktycznie niewidoczne skazy, takie jak małe kropki przy nazwisku kandydata, który jest niewskazany. A teraz pokażę państwu dwie pułapki, na które mogą pokazywać wyborcy. Przed państwem słynny wykres pokazujący zmianę ilości zarejestrowanych wyników ze słynną pionową linią o drugiej w nocy. Jak państwo myślicie, jak można to wytłumaczyć? Może pan w zielonym sweterku?

– Konserwacja systemu i równocześnie spłynięcie wyników, które zostały wpisane wcześniej.

– Dobrze, chociaż jest lepsza odpowiedź. Może pani?

– Próba destabilizacji wyborów przez konkurentów politycznych.

– Bardzo dobrze. Teraz drugi wykres, na którym pokazano liczbę wyborców jednej z partii w kolejnych wyborach. Jak państwo skomentują skok w jednym z lat?

– Fałszywe plotki rozpowszechniane przez przeciwników?

– Bardzo dobrze.

 

Część V. Szlachta nie pracuje

Pałacyk

– Pani, przyjechał książę Maciej. – Karolina spojrzała na chlebodawczynię, szlachciankę z nadania od dwóch lat.

– Niech poczeka w salonie, mam jeszcze nosek do przypudrowania.

– Tak, pani. – Służąca skłoniła się i wycofała, a Marzena odczekała piętnaście minut i powoli zeszła na dół, do największego z pokoi gościnnych.

– Panie, co cię sprowadza o tej porze?

– Przejeżdżałem i pomyślałem, że wstąpię po drodze.

– Taki wyfryzowany?

– Tak, pani. Mężczyzna musi być zawsze przygotowany.

– A jak twój nowy rumak?

– Popierdala aż miło. Właśnie dostał nowe ostrogi. Chcesz się pani przejechać?

– Wiesz panie, że to nie dla mnie.

– Ma pięćset koni.

– Może następnym razem.

– Jak sobie pani życzysz. – Mężczyzna skłonił się wytwornie.

– Dzisiaj napijemy się lemoniady. Karolino! Karolino! – Kobieta wzięła ze stolika dzwoneczek i zaczęła nim gwałtownie potrząsać. – Co na niewdzięczne stworzenie.

– Pani wzywała? – Służąca pojawiła się po dwóch minutach.

– No ruszże się wreszcie.

 

Przyjęcie w magistracie

– A widziałaś moja droga, jak Wojtuś i Karolcia bardzo ładnie opisali pracę u wujka?

– A co napisali?

– Że ludzie ich lubią.

– Brawo! Brawo! Brawissimo! – Kobieta zaczęła klaskać rękami w białych rękawiczkach, a mała torebka przy jej przegubie kołysała się śmiesznie, teoretycznie dodając powabu i splendoru, a przynajmniej takie było założenie. – Prawdziwi Polacy, nie to co hołota za oknem.

– Tak, moja droga. Niebieska krew.

 

Jedna z autostrad

– Szyb-ciej! Szyb-ciej! Szyb-ciej! – W środku auta słychać było doping, a kierowca jeszcze przyspieszył, ledwo widząc drogę.

– Da! Jesz! Da! Jesz! – Pijani mężczyźni nie przejmowali się niczym, natomiast świadomość Macieja zarejestrowała zawalidrogę, poruszającego się przeraźliwie wolno środkowym pasem.

Szybkie auto próbowało go ominąć, niestety zabrakło dosłownie milimetrów.

 

Pałacyk

– Idziemy na spacer. – Karolina zacisnęła zęby, patrząc na swojego byłego adoratora. – Sprawa powinna przycichnąć.

– Muszę uciekać.

– To i wrócisz.

– Potrzebuję pieniędzy. Zablokowali mi konta.

– Nie mogę ci pomóc.

 

Przyjęcie w magistracie

– Straszna tragedia. Jak ty teraz będziesz żyć bez niego? – Jedna z konkurentek Karoliny uśmiechnęła się złośliwie, a reszta kobiet, stojących obok, zaczęła się znacząco wachlować.

– Znajdzie sobie jakiegoś innego – dodała kolejna z matron, patrząc na biedną kobietę, a ta zrobiła skromną minę i wypowiedziała tylko trzy słowa, a potem ukłoniła się i oddaliła:

– Przynajmniej będzie młody.

Miejscowe piękności prychnęły, a Karolina przeszła na taras, gdzie sama zaczęła się wachlować. Właśnie tam zastała ją służąca, która podeszła i wyszeptała jej do ucha najnowsze nowiny:

– Pani, nie mamy pieniędzy na popołudniowe zakłady.

– Zawsze coś się znajdzie.

– Ludzie nie chcą mieć z nami nic wspólnego. Żaden z kawalerów nie zadeklarował się z pomocą.

– Umów nas na przyjęcie u burmistrza.

– Przed chwilą próbowałam. Włącza się poczta głosowa.

– Już wiem. Pójdziemy do stryjecznego dziadka trzeciego ciotki stryjenki i pozwiemy bydlaków, którzy nas oczerniają.

– Pani, Maciej zabił kilku biedaków. Lud jest wzburzony.

– Darmozjady, co nie mogą nawet zarobić na siebie. Nie mają na chleb, niech żrą ciastka.

– Lud chce sprawiedliwości. Na mieście są twoje portrety.

– Wielkie mi mecyje.

 

Sąd

– Panie burmistrzu, jak pan myśli, co powinniśmy zrobić w tej sprawie? – Sędzia spojrzał na przedstawiciela lokalnych władz, który podobno miał mocne powiązania z ważnymi postaciami w rządzie w stolicy.

– Jest mi winna znaczne sumy pieniędzy, a tłuszcza domaga się sprawiedliwości. Niech poczuje, co to znaczy. – Gruby mężczyzna w peruce pogardliwie machnął ręką z drogim kamieniem szlachetnym.

– Rozumiem. No dobrze. Chodźmy. Czas na ogłoszenie wyroku. – Sędzia wstał, poprawił togę i przeszedł do sali sądowej, gdzie usiadł i wygłosił tylko dwa zdania:

– Sąd oddala pozew ze względu na dobro społeczne. Wyrok jest prawomocny.

Mężczyzna uderzył młotkiem, a Karolina wstała jak wmurowana, zacisnęła pięści i zaczęła szybko oddychać.

– Medyka! Medyka i powietrza! Dama zemdleje!

– Pójdziemy do silniejszych od was! – Karolina nie zważała na nic. – Mamy w dupie ten kraj! Jeszcze wam pokażą! Nie lubię was!

– Nakładam na panią karę porządkową.

 

Część VI. Popioły

Jeden z setek obozów pracy przymusowej

– Nowy system zliczający ilość środków do produkcji wykazał, że gdzieś brakuje trzydziestu kilogramów pszenicy. – Komendant obozu dwa jeden trzy siedem spojrzał na pracowników na codziennym apelu. – Do odwołania zabieramy połowę dziennej normy wszystkim wychodzącym na pola po stronie południowej. Koniec apelu.

Porządkowi zaczęli zaganiać ludzi do pracy, podczas gdy w rogu placu zebrała się grupa trzech mężczyzn, wybranych do nieoficjalnej grupy zarządzającej porządkiem wśród więźniów.

– Słyszałeś? – zaczął najmłodszy z nich.

– Tak, skurwysyn odgrywa się za ostatnie. – Marek, ich lider, nie miał wątpliwości. – Ktoś pewnie wpisał więcej, żeby norma się zgadzała. Pieprzona gospodarka sterowana centralnie i wyrabianie normy na czas.

– Trzeba było go nie ośmieszać.

– Wiesz, że ludzie inaczej by się zbuntowali.

– Wątpię. Dobrze znam wszystkich. Ziemia jest zanieczyszczona. To bardziej to.

– Nie jest tak źle jak na Ukrainie.

– To nie zmienia faktu, że nie jest dobrze.

– Możliwe.

– To jak myślisz, co to naprawdę mogło być?

– A co mogło być? Zboże poszło do patriotów. Podobno mają gorzej od nas.

– To dobrze, że pozostały resztki infrastruktury.

– Jedzenia nie wyhodujesz byle gdzie.

– Mogliby nam pomóc.

– I co? Myślisz, że potrzebują kolejnych gęb do wykarmienia? Dobrze wiesz, kogo tu mamy. Same słabe geny. Gdyby moi i twoi dziadkowie byli mocniejsi, dzisiaj sami pewnie byśmy biegali po lasach.

– Albo mieli wolną Polskę.

– No właśnie.

– A widziałeś, co przyszło z ostatnim transportem? – Paweł wyciągnął rękę i pokazał wszystkim kartę micro-SD. – Świeża dostawa z USA.

– Kurwa, nie tutaj. Znowu ktoś zginie. Chodźmy do mnie. – Najstarszy z nich syknął i pokazał, żeby przeszli do baraku.

Ten był pusty, a mężczyzna gestem nakazał zamknąć drzwi i je zablokować.

– Zobaczmy, co tam masz. – Marek włożył kartę do czytnika i otworzył pierwszy lepszy tekst, przebiegając go pobieżnie oczami.

„Czasami budzę się i wiem, po prostu wiem, że zasługujemy na lepszą ojczyznę, bez sprzedawczyków, czy to ze wschodu, bliskiego wschodu czy zachodu, czy tłumów wystraszonych, biednych ludzi, którzy tylko próbują związać koniec z końcem i w rozpaczy tracą jakiekolwiek resztki godności.

Cała dwoistość władzy, duopol, jest tylko iluzją wolności, teatrzykiem dla hołoty, która ma siedzieć cicho i cieszyć się, że jest ciepła woda w kranie”

– Co to, do kurwy, jest? – Marek nie owijał w bawełnę.

– Popatrz lepiej na „Ostatni dzwonek”.

– To znaczy?

– Film z osiemdziesiątego dziewiątego. Kiedyś ludzie nie bali się mówić, że władza przeżarta jest rakiem do szpiku kości.

– I co z tego? Nic im to nie dało. – Mężczyzna pokazał ręką. – Rozejrzyj się wokół. Ci, którzy mieli jaja, zginęli albo poszli do lasu. W obozach są same czarnuchy albo słabi.

– Wiesz, jak to jest. Po złych czasach zawsze przychodzą dobre. Życie jest jak wahadło.

– Jak je mocno wychylisz, to uderza z pełną mocą.

– I przypieprza tak, że nigdy się nigdy nie pozbierasz.

– No właśnie.

Koniec

Komentarze

Takie kontestujące wszystko i wszystkich, ale czyta się dobrze.

Mam wrażenie, że mniejsze wycinki czasowe byłyby lżejsze w odbiorze.

Na pewno po USA i UE coś będzie, ale czas zmian na pewnie nie będzie płynął miodem i mlekiem…

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witaj. :)

Nie spodziewam się żadnego odzewu.

Bardzo smutno to zabrzmiało. :)

 

Z technicznych spraw zatrzymały mnie następujące fragmenty i powstałe wskutek tego wątpliwości (do przemyślenia):

… serwisy próbowały wykonywać przeglądy i naprawy gwarancyjne” – brak kropki na końcu zdania i akapitu; w kolejnych akapitach jest podobnie, może to celowe?

Żyje on w Borach Tucholskich. Zwierzę ma bardzo długie futro… bóbr jest doskonale zabezpieczony przed działaniem wody… ryś poluje… bocian… – praktycznie zasypiałem, jednym okiem… – wielką literą?

Było mi tu dobrze i ciepło i pomyślałem, że przez te wszystkie lata, który minęły od liceum, tak wiele się tu zmieniło. – powtórzenie?

Ludzie z reguły nie mieli własnego dobytku. Kiedyś z własnymi domami, teraz gnieździli w małych, betonowych klitkach, wynajmowanych od wielkich firm czy dofinansowywanych przez państwo. – i tu?

Po latach względnej obfitości drastycznie zwiększano ceny, zapominając, że nikt normalny ich nie będzie w stanie ich płacić. – i tu?

Ubrany byłem w jakiś mundur, a wokół mnie widziałem dziesiątki pryczy, umieszczonych w jakimś korytarzu z wielkim, panoramicznym oknem. – i tu?

Jeden z ostatnich generałów wiernych staremu systemowi spojrzał na prezydenta. – Zgodnie z ostatnimi danymi dziewięćdziesiąt procent przeszło na ich stronę. – i tu?

Do głosowania powinny wystarczyć pakiety wyborcze, które każdy ma dostać pocztą. W całym procesie ważne jest, żeby sam proces głosowania trwał kilkanaście dni, a pakiety miały praktycznie niewidoczne skazy, takie jak małe kropki przy nazwisku kandydata, który jest niewskazany. A teraz pokażę państwu dwie pułapki, na które mogą pokazywać wyborcy. Przed państwem słynny wykres pokazujący zmianę ilości zarejestrowanych wyników ze słynną pionową linią o drugiej w nocy. – i tu?

Porządkowi zaczęli zaganiać ludzi do pracy, podczas gdy w rogu placu zebrała się grupa trzech mężczyzn, wybranych do nieoficjalnej grupy zarządzającej porządkiem wśród więźniów. – i tu?

I przypieprza tak, że nigdy się nigdy nie pozbierasz. – i tu?

 

Skoro tak działo się w najlepszym kraju na świecie, to jak miało być lepiej w innych? – zazgrzytał mi tu styl

Bóg daje nieograniczone możliwości swoim wiernych i tylko od was zależy, czy je wykorzystacie. – literówki?

 

W kilku innych miejscach są powtórzenia, ale – ponieważ to cytaty – jak rozumiem, są tam wplecione specjalnie. :)

W całym fragmencie jest bardzo dużo wyrazu „to”.

 

Dziękuję za oznaczenie wulgaryzmów. :)

Zaprezentowany świat wygląda strasznie i wiele wskazuje na to, że właśnie w takim kierunku podążamy. Część scen – niczym z horroru. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka