- Opowiadanie: bruce - Szarlotka

Szarlotka

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Szarlotka

Sie­dząc na ta­ra­sie i chło­nąc ostat­nie ślady te­go­rocz­ne­go lata, spo­glą­da­łam od nie­chce­nia na le­żą­cą obok tacę, pełną pach­ną­cych, doj­rza­łych owo­ców. Za­sta­na­wia­łam się, czemu tak bar­dzo nie zno­szę ja­błek i nie po­tra­fi­łam zna­leźć lo­gicz­nej od­po­wie­dzi. A może uda­wa­łam, że jej nie znam, bądź też w ogóle nie chcia­łam szu­kać? Cierp­kie czy słod­kie, ze skór­ką cien­ką czy prze­sad­nie grubą, zie­lo­ne, żółte albo czer­wo­ne, za­wsze były mi tak samo obrzy­dli­we, ohyd­ne, wstręt­ne! Zdu­mie­wa­ją­ca nie­chęć do tych, jakby nie było, nie­zwy­kle po­pu­lar­nych i zdro­wych owo­ców, roz­cią­ga­ła się także na wszel­kie prze­two­ry, na­po­je, a nawet sło­dy­cze czy ko­sme­ty­ki, czer­pią­ce z jabł­ko­wej nuty.

Z za­du­my wy­rwał mnie głos Ste­fa­na Woź­nia­ka, wcho­dzą­ce­go do są­sied­nie­go po­ko­ju.

– Znowu to samo, Ewo? Ileż można my­śleć o jabł­kach?

– Nie myślę o jabł­kach, ale o nie­chę­ci do nich, Au­to­rze.

– Dla ści­sło­ści, nie je­stem au­to­rem.

– A ja nie je­stem Ewą. Mam na imię Janet. – Spoj­rza­łam na niego po­błaż­li­wie, po czym we­szłam do po­ko­ju i za­ję­łam część ka­na­py.

– Wiem, ale na­zy­wam cię tak, by na­wią­zać do twych ko­rze­ni, naj­droż­sza. I czy­nię to nie bez po­wo­du, o czym wkrót­ce cię prze­ko­nam. Co się zaś tyczy mej pro­fe­sji… Ja je­dy­nie spi­su­ję twoje prze­my­śle­nia, prze­cud­ny sym­bo­lu ko­bie­co­ści, pięk­na Ewo, ucie­le­śnie­nie wszyst­kich nie­wiast świa­ta. – Mru­gnął do mnie i mu­snął war­ga­mi dłoń. – Dla­te­go wolę, byś na­zy­wa­ła mnie Wy­na­laz­cą.

– Będę, masz moje słowo, kiedy tylko zo­ba­czę ja­ki­kol­wiek cie­ka­wy wy­na­la­zek!

– Z pew­no­ścią tak się sta­nie. Wra­ca­jąc do rze­czy. Do­praw­dy nie znaj­du­jesz żad­ne­go na sen­sow­ne wy­ja­śnie­nie twego uprze­dze­nia do tych wspa­nia­łych owo­ców?

– Jak by to po­wie­dzieć… Hi­sto­ria świa­ta nie obe­szła się ze mną zbyt ła­ska­wie, a wszel­kie nie­szczę­ścia i prze­ciw­no­ści losu za­wdzię­czam temu wła­śnie, wred­ne­mu jabł­ku, dla­cze­go zatem mia­ła­bym je cenić? Za co?

– Jako ko­bie­ta z krwi i kości, z pew­no­ścią masz rację, upa­tru­jąc w nich winę, lecz, czy istot­nie cał­ko­wi­tą i stu­pro­cen­to­wą?

Po­zo­sta­wia­jąc mnie w roz­ter­ce, Autor za­siadł przy kom­pu­te­rze i roz­po­czął ko­lej­ny roz­dział opo­wia­da­nia o mnie, czyli Ewie, sym­bo­lu wszyst­kich ko­biet.

 

A ja po­chu­cha­łam, za­mru­ga­łam,

za­klę­cia wy­po­wie­dzia­łam,

pier­ście­nie po­ma­so­wa­łam,

nową scenę wy­cza­ro­wa­łam.

 

Wszyst­ko za­czę­ło się, oczy­wi­ście, w Raju. Każdy zna opo­wieść o pod­łym wężu, który sku­sił mnie, po­da­jąc prze­smacz­nie wy­glą­da­ją­cy za­ka­za­ny owoc, skla­sy­fi­ko­wa­ny póź­niej przez ba­da­czy oraz hi­sto­ry­ków jako jabł­ko. Było obrzy­dli­wie kwa­śne i twar­de, ale nikt o to nie pytał, gdy wy­pę­dza­no mnie wraz z Ada­mem, bo po­dob­no to przez moje na­mo­wy stra­cił szan­sę na życie w Ede­nie do końca świa­ta. Jasne, naj­ła­twiej zwa­lić całą winę na nie­win­ną ko­bie­tę…

Sta­łam zatem po­środ­ku ogro­du, z roz­pusz­czo­ny­mi wło­sa­mi za­kry­wa­ją­cy­mi moją na­gość (gdyż list­ków fi­go­wych ni­g­dzie doj­rzeć nie mo­głam), zblu­zga­na przez je­dy­ne­go męż­czy­znę, znie­wa­żo­na (przez oskar­że­nie o na­ma­wia­nie do grze­chu, jakby sam nie miał wła­snej woli i ro­zu­mu!), ska­za­na na ba­ni­cję.

– Och, po­tra­fi­cie wo­dzić na po­ku­sze­nie, be­styj­ki grzesz­ne! – Autor spo­glą­dał lu­bież­nie na moją nie­na­gan­ną fi­gu­rę. – Chcia­ło­by się was jeść peł­ny­mi gar­ścia­mi, ca­ły­mi kę­sa­mi, chru­pać skór­kę oraz miąższ! – Po­rwaw­szy z po­bli­skiej tacy jabł­ko, po­żarł je bły­ska­wicz­nie wraz z ogryz­kiem.

Za­czer­wie­ni­łam się i spu­ści­łam oczy.

– Przy­znam, sta­jąc w two­jej, o, pani, obro­nie, że pew­nie i ja w za­ist­nia­łej sy­tu­acji uległ­bym na­mo­wom pod­stęp­ne­go węża – nieco po­waż­niej wtrą­cił Autor, sie­dzą­cy pod drze­wem i skru­pu­lat­nie za­pi­su­ją­cy ko­lej­ne wersy opo­wie­ści. – I za­pew­niam, że prze­nig­dy nie wy­pu­ścił­bym z Raju ta­kie­go smacz­ne­go kąska. – Ob­li­zał się, lecz trud­no mi było orzec, czy z po­wo­du na­su­wa­ją­cych się wy­obra­żeń, czy też smaku spo­ży­wa­ne­go wła­śnie owocu. – Zgoda, ro­zu­miem twoje przy­kre sko­ja­rze­nia z raj­ski­mi jabł­ka­mi. – Stu­kał dalej w kla­wia­tu­rę (jed­no­cze­śnie nadal jadł i mówił – jak on to robił?!). – Jed­nak nie za­prze­czysz, że mi­to­lo­gicz­ny pre­zent ślub­ny od Gai był hojny.

 

A ja po­chu­cha­łam, za­mru­ga­łam,

za­klę­cia wy­po­wie­dzia­łam,

pier­ście­nie po­ma­so­wa­łam,

nową scenę wy­cza­ro­wa­łam.

 

Tym razem zna­leź­li­śmy się w bo­skim pa­ła­cu Hery na Olim­pie, by za mo­ment tra­fić na we­sel­ną ucztę Te­ty­dy i Pe­leu­sa.

– Cóż mi po owym pre­zen­cie, sław­nych zło­tych jabł­kach nie­śmier­tel­no­ści, drogi Ste­fa­nie, skoro prze­klę­ty owoc nie­zgo­dy pod­wa­żył moją po­zy­cję na Olim­pie?! Parys, ten kmiot­ko­wa­ty mło­dzie­nia­szek, wy­cho­wy­wa­ny przez pa­ste­rzy, który oka­zał się być w rze­czy­wi­sto­ści tro­jań­skim kró­le­wi­czem, na­ra­ził się, jak nikt inny! Wy­brał wy­fio­ko­wa­ną lalkę, bę­dą­cą wszak je­dy­nie pianą mor­ską, Afro­dy­tę, upo­ka­rza­jąc tym samym mnie, naj­wspa­nial­szą i naj­pięk­niej­szą kró­lo­wą, wład­czy­nię ziemi i nieba! Od­rzu­cił tak cenną ofer­tę, zlek­ce­wa­żył moje dary, by wy­brać roz­ko­sze ziem­skie z jakąś śmier­tel­nicz­ką, ule­pio­ną z piany. A Zeus śmiał się i kpił w żywe oczy! Wszy­scy kpili!

– Ja z pew­no­ścią wy­brał­bym cie­bie, o kró­lo­wo. – Autor z na­masz­cze­niem uca­ło­wał moją dłoń, po­że­ra­jąc wzro­kiem, co zby­łam nie­chęt­nym spoj­rze­niem. Wró­ci­łam do po­ko­ju i prze­cią­gnę­łam się le­ni­wie. – Tamta była, jak to po­wie­dział Sien­kie­wicz w „Quo vadis?” o Ligii: „za wąska w bio­drach”. 

– A jakaż miała być, skoro owe bio­dra utwo­rzo­ne zo­sta­ły z ulot­nej piany?! – wy­buch­nę­łam gnie­wem.

– Rze­czy­wi­ście, jako Hera wy­cier­pia­łaś sporo z po­wo­du jabł­ka.

– Dla­te­go Parys i cała jego obrzy­dli­wa mi­łość prze­pa­dły na wieki w woj­nie tro­jań­skiej, do któ­rej sam do­pro­wa­dził! – ro­ze­śmia­łam się z sa­tys­fak­cją.

– Zaś ty pod­czas jej trwa­nia chęt­nie wspie­ra­łaś ata­ku­ją­cych.

– Trud­no, żeby nie! Ze­msta za­wsze jest naj­słod­sza.

– Ni­czym to jabł­ko. – Autor się­gnął po ko­lej­ny doj­rza­ły owoc i wbił w niego zęby. Sok pry­snął fon­tan­ną na po­sadz­kę. – Miał­bym dla cie­bie pewną pro­po­zy­cję – rzekł po chwi­li za­sta­no­wie­nia, uśmie­cha­jąc się ta­jem­ni­czo. – Po­zmie­niam nieco grec­ką mi­to­lo­gię. Za­ty­tu­łu­ję tę opo­wieść: „Bez He­le­ny”. Wiesz, Ewo, to bę­dzie taki nie­win­ny eks­pe­ry­ment…

Po tych sło­wach z po­wro­tem prze­nie­śli­śmy się na we­sel­ną ucztę. Sie­dząc przy stole ob­ser­wo­wa­li­śmy bieg wy­da­rzeń.

Nie­ocze­ki­wa­nie na śro­dek sali wpa­dła roz­złosz­czo­na Eris, bo­gi­ni nie­zgo­dy.

– Skoro nie ra­czy­li­ście sami - ryk­nę­ła zło­wiesz­czo, ma­cha­jąc czar­ny­mi skrzy­dła­mi –wpro­si­łam się z nie­za­po­wie­dzia­ną wi­zy­tą! 

– Wy­bacz, Eris – za­czę­ła sła­bym gło­sem panna młoda, Te­ty­da. – Sama jed­nak ro­zu­miesz, bo­gi­ni nie­zgo­dy na we­se­lu, to jakoś…

– Co, że niby tu nie pa­su­ję, tak?! My­lisz się, złot­ko! – Wy­krzy­wi­ła twarz. – Udo­wod­nię wam, że bar­dzo się my­li­cie! A moje od­wie­dzi­ny, ręczę wam, o, nie­szczę­śni, po­zo­sta­ną na wieki w pa­mię­ci wa­szej oraz po­tom­nych!

To po­wie­dziaw­szy, roz­glą­da­ła się z obłę­dem w oczach wśród zgro­ma­dzo­nych. Nagle pod­bie­gła i wy­rwa­ła z rąk za­sko­czo­ne­go Au­to­ra nad­gry­zio­ny owoc, po czym rzu­ci­ła go na bie­siad­ny stół. 

– Oto macie, cze­go­ście chcie­li! Jabł­ko nie­zgo­dy! Wy­ce­lo­wa­ła w miej­sce tuż przed do­stoj­ną Herą, dawną opie­kun­kę panny mło­dej, nie­opo­dal któ­rej sie­dzia­ły Atena i Afro­dy­ta. – I bij­cie się, wiel­kie bo­gi­nie, jazda! Skacz­cie sobie do gar­deł! – za­skrze­cza­ła prze­ra­ża­ją­cym śmie­chem.

Wszy­scy po­chy­li­li się nad rzu­co­nym przed­mio­tem, na skór­ce któ­re­go wy­cię­te były słowa: „DLA NAJ­PIĘK­NIEJ­SZE…”. Zeus, od­czy­taw­szy je na głos, zmarsz­czył brwi.

– Eris, cze­góż ty chcesz?! I co ma zna­czyć ten dzi­wacz­ny owoc?! Co to za ma­ska­ra­da?!

Bo­gi­ni waśni spoj­rza­ła za­sko­czo­na na urwa­ny napis i ślad ugry­zie­nia przy ostat­nim wy­ra­zie.

– Kto po­żarł jabł­ko? Kto śmiał je ugryźć w naj­mniej spo­dzie­wa­nym miej­scu?! – Po­to­czy­ła dzi­kim spoj­rze­niem po go­ściach i za­trzy­ma­ła się na prze­ra­żo­nym Ste­fa­nie, któ­re­mu so­czy­sty kęs utknął w gar­dle, więc pró­bo­wał go prze­łknąć, nie wzbu­dza­jąc ni­czy­ich po­dej­rzeń. Oczy wy­szły mu na wierzch, za­czął się dusić i krztu­sić, lecz szyb­ko sobie po­ra­dził z tą nie­dy­spo­zy­cją i od­gry­zio­ny ka­wa­łek tra­fił do prze­ły­ku.

Nie­spo­dzia­nie z dru­gie­go krań­ca stołu ze­rwał się jakiś mło­dzie­niec z za­sło­nię­tą dłu­gi­mi lo­ka­mi twa­rzą i runął na we­sel­ny obrus. Po­rwał zręcz­nie le­żą­cy nad­gry­zio­ny owoc i przy­tu­lił do pier­si, mó­wiąc:

– To dla mnie!

– Kim je­steś? – za­py­tał Zeus.

– Zwą mnie Nar­cyz. – Od­gar­nął włosy, a wszy­scy onie­mie­li­śmy z za­chwy­tu nad jego nie­prze­cięt­ną urodą.

– Ale twarz – stwier­dził z po­dzi­wem wład­ca nieba.

– I cała resz­ta. – Po­sej­don zja­dał ocza­mi mło­dzień­ca od stóp do głów.

– Tak, z pew­no­ścią jabł­ko, nad­gry­zio­ne czy nie, na­le­ży się jemu – za­wy­ro­ko­wał Zeus.

Bo­gi­nie, nimfy i słu­żą­ce pa­trzy­ły wciąż na nie­biań­skie wręcz rysy przy­stoj­nia­ka.

Eris pierw­sza otrzą­snę­ła się i za­czę­ła krzy­czeć ze zło­ści:

– To nie tak! Od­da­waj to, mło­ko­sie! Rzu­ca­jąc jabł­ko mia­łam inne cele: po­róż­nić Herę, Atenę i Afro­dy­tę, do­pro­wa­dzić do po­rwa­nia He­le­ny przez pa­ste­rza Pa­ry­sa, który na­praw­dę jest kró­le­wi­czem, i do wojny tro­jań­skiej, a także zguby ca­łe­go…

Roz­bra­ja­ją­cy śmiech trzech wy­mie­nio­nych bogiń prze­rwał jej prze­po­wied­nie pla­no­wa­nej dla świa­ta, strasz­li­wej przy­szło­ści, a – w miarę, jak mó­wi­ła – śmia­li się już wszy­scy go­ście we­sel­ni.

– Eris, coś ty piła?! Bim­ber? – ry­czał ze śmie­chu Dio­ni­zos.

Ja jed­nak sie­dzia­łam na­bur­mu­szo­na.

 

Wprost z mi­to­lo­gicz­ne­go we­se­la po­now­nie wró­ci­li­śmy z Au­to­rem do po­ko­ju.

– Czemu się dą­sasz, ko­cha­na Ewo? Po­sta­ra­łem się dla cie­bie zmie­nić jeden z naj­słyn­niej­szych mitów. To mało?

– Je­stem ci wdzięcz­na, Ste­fa­nie, lecz nie po­win­ni­śmy in­ge­ro­wać w to, co się już wy­da­rzy­ło. Poza tym, jeśli nie bę­dzie po­rwa­nia He­le­ny, nie bę­dzie wojny, Homer nie na­pi­sze „Ilia­dy” i „Ody­sei”, Sło­wac­ki – „Grobu Aga­mem­no­na”, a Sien­kie­wicz „Ogniem i mie­czem” z pięk­ną He­le­ną w głów­nej roli ko­bie­cej, Ody­se­usz nie skon­stru­uje konia tro­jań­skie­go, Achil­les nie po­pę­dzi za Hek­to­rem, prze­pad­nie bez­pow­rot­nie wiele sław­nych sym­bo­li, związ­ków fra­ze­olo­gicz­nych, dzieł ma­lar­skich, te­atral­nych i fil­mo­wych, a zatem wszyst­ko prze­pad­nie!

– Do­brze już, do­brze, nie będę zmie­niać ni­cze­go. Hm… Za­czy­nam po­dej­rze­wać, naj­droż­sza Ewo, że ty spe­cjal­nie po­przez swoje “cza­ro­wa­nie, chu­cha­nie i dmu­cha­nie”, opo­wia­dasz smut­ne dzie­je ko­biet, by uża­lać się nad sobą. Do­dat­ko­wo ob­wi­niasz nie­szczę­sne jabł­ka o każde nie­po­wo­dze­nie.

– Jak mo­żesz tak mówić, Ste­fa­nie Woź­niak?!

 

A ja po­chu­cha­łam, za­mru­ga­łam,

za­klę­cia wy­po­wie­dzia­łam,

pier­ście­nie po­ma­so­wa­łam,

nową scenę wy­cza­ro­wa­łam.

 

– Będąc Idunn, nor­dyc­ką bo­gi­nią, prze­szłam zdra­dę, oszu­stwo i po­rwa­nie wy­łącz­nie dla­te­go, że strze­głam ja­błek mło­do­ści. – Spoj­rza­łam ze łzami na ol­brzy­ma Thja­zie­go, który znik­nął rów­nie szyb­ko, jak się po­ja­wił.

 

Autor po­ki­wał głową, za­no­to­wał, po czym spy­tał:

– A co ze Złą Kró­lo­wą? Tu chyba nie masz po­wo­dów do na­rze­kań.

– Żar­tu­jesz sobie?! – wy­buch­nę­łam obu­rzo­na, po czym…

 

…po­chu­cha­łam, za­mru­ga­łam,

za­klę­cia wy­po­wie­dzia­łam,

pier­ście­nie po­ma­so­wa­łam,

nową scenę wy­cza­ro­wa­łam.

 

– Prze­cież magia two­je­go jabł­ka za­dzia­ła­ła zna­ko­mi­cie. – Ste­fan spoj­rzał zdu­mio­ny, gdy w zamku kró­lew­skim sie­dzia­łam przed ol­brzy­mim ścien­nym lu­ste­recz­kiem, z za­chwy­tem wpa­trzo­na w swe od­bi­cie. – Dzier­ży­łaś je, złote i wy­sa­dza­ne klej­no­ta­mi, wraz z in­nymi in­sy­gniami wła­dzy. Poza tym sama stwo­rzy­łaś cza­ra­mi ide­al­ne, lśnią­ce i gład­kie, a dzię­ki niemu Śnież­ka na­resz­cie padła mar­twa. 

– Nie dość, że zna­la­zły ją wszę­do­byl­skie kra­sno­lud­ki, to na do­da­tek przy­by­ły nie wie­dzieć, skąd kró­le­wicz po­ca­łun­kiem wy­bu­dził ją z wiecz­ne­go snu. Znowu z naj­pięk­niej­szej ko­bie­ty na świe­cie sta­łam się zrzę­dzą­cą, starą jędzą! – Spo­glą­da­łam ze smut­kiem na ra­dość Śnież­ki.

– Cóż, aku­rat taki wy­gląd za­fun­do­wa­łaś sobie sama! – ro­ze­śmiał się Autor.

– Milcz pan, panie Woź­niak!

– Wy­bacz mi, naj­słod­sza! – Przy­tu­lił się, do­ja­da­jąc so­czy­sty owoc. – Śnież­ka do­ra­sta­ła, sta­wa­ła się coraz pięk­niej­sza, ow­szem, lecz prze­cież to ty byłaś naj­wspanialsza przez całe życie, nikt inny, o kró­lo­wo, sym­bo­lu wszyst­kich nie­wiast, ucie­le­śnie­nie ko­bie­co­ści!

Dum­nie wy­dę­łam wargi i po­zwo­li­łam po­ca­ło­wać się w usta.

 

– Mu­sisz jed­nak przy­znać, droga Ewo, że to jeden z naj­słyn­niej­szych sym­bo­li ba­śnio­wych. Jabł­ko przy­da­ło się też le­gen­dar­ne­mu Szwaj­ca­ro­wi, Wil­hel­mo­wi Tel­lo­wi, strze­la­ją­ce­mu doń za karę z kuszy, gdy spo­czy­wa­ło na gło­wie syna.

 

Zatem po­chu­cha­łam, za­mru­ga­łam,

za­klę­cia wy­po­wie­dzia­łam,

pier­ście­nie po­ma­so­wa­łam,

nową scenę wy­cza­ro­wa­łam.

 

– Ten bun­tow­nik za­mor­do­wał mi męża, sta­ro­stę habs­bur­skie­go! Za­miast pła­wić się w bo­gac­twie i sła­wie, tra­fi­łam przez niego do wię­zie­nia. A wszyst­ko znowu przez nie­go­dzi­wy owoc!

Do­oko­ła nas wrza­ła krwa­wa re­wol­ta, pro­wa­dzo­na przez męż­ne­go Tella prze­ciw Au­stria­kom, wszę­dzie widać było prze­pięk­ne, doj­rza­łe jabł­ka, a ja ro­ni­łam gorz­kie, wdo­wie łzy.

 

Autor nadal nie dawał się prze­ko­nać do moich ar­gu­men­tów. W do­dat­ku roz­po­czął usil­ne sta­ra­nia, aby to mnie skło­nić do swych racji.

– Scena w Raju jest naj­słyn­niej­szą sceną bi­blij­ną, przez stu­le­cia naj­chęt­niej przed­sta­wia­ną przez roz­licz­nych ma­la­rzy. Owoc po­da­ny Śnież­ce do dziś budzi wiele emo­cji i jest sym­bo­lem oraz nie­do­ści­gnio­nym wzo­rem dla ba­śnio­pi­sa­rzy. Pierw­szym olej­nym ob­ra­zem za­le­d­wie czter­na­sto­let­nie­go Jana Ma­tej­ki była mar­twa na­tu­ra, na przy­kład uro­kli­we jabł­ka. Umiesz­cza­li je zresz­tą na swych płót­nach i inni mi­strzo­wie pędz­la. Znie­wa­la­ją­ca woń kwia­tów ja­bło­ni za­pie­ra dech w pier­siach. Cel­tyc­ki raj, Ava­lon, jest na­zy­wa­ny „Wyspą Ko­biet” lub „Wyspą Ja­błek”. Na­to­miast spa­da­ją­cy na głowę New­to­na owoc przy­czy­nił się do sfor­mu­ło­wa­nia jed­ne­go z naj­waż­niej­szych od­kryć w dzie­jach ludz­ko­ści!

– Co do ostat­nie­go, Isaac tak bar­dzo za­prząt­nął sobie głowę odkrycia­mi, że choć byłam w nim za­ko­cha­na po uszy, przez dłu­gie lata nada­rem­nie za­bie­ga­łam o to, by mi się oświad­czył. Do końca życia po­zo­stał ka­wa­le­rem, po­świę­ca­jąc się wy­łącz­nie nauce.

 

Zroz­pa­czo­na po­chu­cha­łam, za­mru­ga­łam,

za­klę­cia wy­po­wie­dzia­łam,

pier­ście­nie po­ma­so­wa­łam,

nową scenę wy­cza­ro­wa­łam…

 

…i prze­nio­słam nas do sadu, w któ­rym na sie­dzą­ce­go pod ja­bło­nią an­giel­skie­go uczo­ne­go spadł so­czy­sty owoc, po czym znowu po­wró­ci­łam z mężem Ste­fa­nem do po­ko­ju.

– Tego po­stę­po­wa­nia istot­nie pojąć nie umiem. Je­stem wpraw­dzie rów­nież wy­na­laz­cą, tak, tak, za­rę­czam, że nim je­stem, lecz prze­nig­dy nie zre­zy­gno­wa­ła­bym z two­jej mi­ło­ści, uko­cha­na Ewo. – Autor ucałował de­li­kat­nie moją szyję. Po chwili kon­ty­nu­ował za­pi­ski na kom­pu­te­rze.

– Przy­zna­ję ci rację, Ste­fa­nie Woź­niak, że po­da­ne przy­kła­dy świad­czą o po­pu­lar­no­ści ja­błek, lecz i tak moje opo­wie­ści nadal do­wo­dzą, że one za­wsze były, są i będą naj­więk­szym nie­szczę­ściem, jakie spo­tka­ło ludz­kość, a zwłasz­cza nas, nie­wia­sty!

– Bied­na Ewo, sym­bo­lu każ­dej ko­bie­ty. Sporo ja­błek uzbie­ra­ło się w cie­ście twego życia, tak sta­ran­nie przy­go­to­wa­nym w ciągu ty­siąc­le­ci przez zdra­dli­wy los…

Nie­spo­dzie­wa­nie pod­szedł do pie­kar­ni­ka, by wyj­ąć z niego go­rą­cy, pa­ru­ją­cy pla­cek z owo­ca­mi.

– A jed­nak mu­sisz przy­znać, że szar­lot­ka czyni nawet z cierp­kie­go miąż­szu wprost nie­biań­skie roz­ko­sze dla pod­nie­bie­nia, gdyż nie ma sobie rów­nych w smaku i aro­ma­cie.

Wzru­szy­łam nie­chęt­nie ra­mio­na­mi, kątem oka spo­glą­da­jąc na to, jak umie­jęt­nie kroi pierw­sze ka­wał­ki ja­błecz­ni­ka. Smakowity za­pach wy­peł­nił cały dom.

– Warto, byś pa­mię­ta­ła, że to nie one spra­wia­ły ci przy­krość i bo­le­śnie do­świad­cza­ły, ale przy­czy­ni­ły się do tego: nie­for­tun­ne oko­licz­no­ści, bez­myśl­ni lu­dzie, błęd­ne de­cy­zje, inne hie­rar­chie war­to­ści, ślepy los…

– Mój Ste­fa­nie, nie może być kwe­stią przy­pad­ku, iż w tle wszel­kich nie­szczęść, udręk i po­ra­żek, jakie na­po­ty­ka­ły na swej dro­dze ko­bie­ty, za­wsze wid­nia­ły tylko jabł­ka.

 

Autor zda­wał się wy­raź­nie znu­żo­ny.

– Ewo, cudny sym­bo­lu nie­wie­ści, dajmy już pokój tym spo­rom. Widzę, że nie zdo­łam cię prze­ko­nać do wyż­szo­ści jabł­ka nad wszyst­ki­mi in­ny­mi owo­ca­mi tej pla­ne­ty. Po­dob­nie jed­nak i ty nie prze­ko­nasz mnie, gdyż jabł­ka uwiel­biam i uczy­nię je jesz­cze sław­niej­szy­mi, wła­śnie dzię­ki moim wy­na­laz­kom oraz współ­pra­cy z przy­ja­ciół­mi.

To po­wie­dziaw­szy, nie zwa­ża­jąc na mój po­błaż­li­wy uśmiech, podał na ta­le­rzy­ku od­kro­jo­ny ka­wa­łek upie­czo­nej słod­ko­ści. A potem uniósł trzy­ma­ny w dru­giej dłoni nad­gry­zio­ny owoc, na­szki­co­wał jego zarys i przy­twier­dził do mo­ni­to­ra, na któ­rym wy­świe­tla­ł się iden­tycz­ny rysunek, wy­sła­ny e-mailem przez zna­jo­me­go, po czym na­pi­sał na kar­tecz­ce: „Apple”, a obok imio­na przy­ja­ciół i współ­twór­ców nowej, powstałej właśnie firmy, nazwanej od nielubianego przeze mnie owocu: „Ronald i Steve”.

Prze­łknę­łam pierw­szy kęs, za­mknę­łam oczy z za­chwy­tem i przy­tu­li­łam się do męż­czy­zny mo­je­go życia.

– Prze­ko­na­łeś mnie, Ste­vie Woź­niak, świa­to­wej sławy Wy­na­laz­co!

 

logo Apple

Koniec

Komentarze

czerpiące smaki bądź aromaty z jabłkowego.

Tu mi czegoś brakuje. Z jabłkowego soku, albo surowca.

 

pianową śmiertelniczką

Nie zrozumiałam.

 

Smakowita i perfidna opowieść. czytało mi się dobrze i płynnie.

Będę jednak troszkę grymasić, bo humor jest subtelny i wywołuje jedynie uśmieszki, a nie ukrywam, że liczyłam na chichoty, a nawet rechot.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Anonim dziękuje (także za klik), zaraz poprawi wskazane błędy; pianową , wziętą w cudzysłów, też zmieni, skoro niejasna; a co do humoru, rzeczywiście w zamierzeniu miał być subtelny, jak i cała kobiecość. 

Pecunia non olet

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Okazuję wdzięczność Jurorce za odwiedziny oraz uroczą Shirley Temple i pozdrawiam; tekst pozostaje odtąd bez zmian. 

Pecunia non olet

Hej :-)

Tekst w sam raz na początek roku – udana żonglerka motywami (grecki – najszerszy, a mój ulubiony), z humorem i szarlotką.

Też liczyłem na jakiś wyraźniejszy komizm, jednakże, Drogi Anonimie – tym jabłecznikiem to mnie kupiłeś/aś. Teraz będę myślał upiec albo odwiedzić cukiernię :-)

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzenia!

Ave, Anonimie! :)

 

Pomimo tego, że narratorka skacze wraz ze Stevem Wozniakiem po różnych epokach, to ani przez moment nie miałem wątpliwości, że centrum opowiadania stanowi mityczne jabłko. W ogóle dynamika pomiędzy Wynalazcą a narratorką robi świetną robotę. Wydarzenia opisane są dynamicznie, z polotem i w ogóle nie odczuwa się przeskoków między epokami. Wierszyki też miały swój urok.

 

W konsekwencji powyższego, lektura była czystą przyjemnością, a ja płynąłem z biegiem wydarzeń. Niemniej… nie zaśmiałem się ani razu :( Zgodzę się z Ambush, że humor zawarty w opowiadaniu jest bardzo subtelny. W dodatku niekoniecznie w moich klimatach (ale ja się lubuję w czarnym humorze, więc…). 

 

Dziękuję za podzielenie się nietuzinkową, ale bardzo dobrą lekturą i życzę powodzenia w konkursie! Podskoczę też do siedziby klikających (nie włączono mi supermocy bezpośredniego klikania ;( ).

 

Edit: dorzucę małego minusika za skandalicznie krótki tytuł:P

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Anonim składa podziękowania i śle pozdrowienia dla Michała AniołaAve, Cezara!

Co do zwięzłego tytułu, obiecuje poprawę.

Pecunia non olet

Dzisiaj upiekę szarlotkę. :)

Cieszę się, Misiu, dziękuję za odwiedziny. Ja niekoniecznie przepadam, ale – kiedy muszę – zjem, podobnie jak i same jabłka. :)

Pecunia non olet

Chichrałem się przy scenie na Olimpie, przy reszcie – tylko uśmiechałem ze zrozumieniem. Ogólnie doceniam liczbę (i jakość) nawiązań, ale to nie do końca mój typ humoru.

BTW, kupiłem sobie dzisiaj jabłka, chyba pierwszy raz od miesiąca, i są niedobre. :(

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Podziękowania, SNDWLKR, za komentarz. 

Co do zakupionych jabłek, nie dziwię się, takie to są owoce – zdradliwe i niepewne. 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Dybry,

 

To powiedziawszy rozglądała się z obłędem w oczach

Wydaje mi się, że powinien tu być przecinek, by oddzielić imiesłów uprzedni od czasownika.

 To powiedziawszy, rozglądała się z obłędem w oczach

 

Śnieżka dorastając stawała się cudną

 I tu to samo:

→ Śnieżka dorastając, stawała się cudną

 

– A jednak musisz przyznać, że szarotka

Literówka.

 

 

Hm. Tekst ciekawy, ale nie odnalazłam w nim nawet kapki humoru.

Poza tym momentami się gubiłam. Raz mężczyzna jest Stevem, a raz olbrzymem Thjazim. Czy on też jest naraz wszystkimi mężczyznami, tak jak główna bohaterka wszystkimi kobietami?

Podobało mi się, jak znalazł_ś powiązania do tylu wątków historycznych i przypowieściowych, których centrum stanowi jabłko. To wyszło bardzo fajnie.

No ale, końcówka mnie rozczarowała. Przez całe opowiadanie Ewa narzekała na jabłka i nagle na końcu ni stąd, ni zowąd, zasmakowała w tychże owocach. Nie klei mi się to.

 

Tak czy siak, pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie.

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Anonim bardzo dziękuje HollyHell91 za tak wnikliwy komentarz.

Hm. Tekst ciekawy, ale nie odnalazłam w nim nawet kapki humoru.

Smutek wielki… :(

 

Poza tym momentami się gubiłam. Raz mężczyzna jest Stevem, a raz olbrzymem Thjazim. Czy on też jest naraz wszystkimi mężczyznami, tak jak główna bohaterka wszystkimi kobietami?

Wedle zamiarów anonima Steve nie był żadnym z mężczyzn, bo tylko jego żona reprezentowała kobiety świata, ale najwidoczniej nie potrafił tego ukazać – znowu smutek… :(

 

Podobało mi się, jak znalazł_ś powiązania do tylu wątków historycznych i przypowieściowych, których centrum stanowi jabłko. To wyszło bardzo fajnie.

Miło anonimowi.

 

No ale, końcówka mnie rozczarowała. Przez całe opowiadanie Ewa narzekała na jabłka i nagle na końcu ni stąd, ni zowąd, zasmakowała w tychże owocach. Nie klei mi się to.

Koniec miał pokazać zmienność kobiet. Znowu się nie udało, smutek trzykrotny! :(

 

Tak czy siak, pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie.

Wielkie podziękowania, pozdrawiam, usterki pozostają, bo Jurorka już odwiedziła, zatem na razie poprawić niczego anonim nie powinien, bo by to było nie fair. 

Pecunia non olet

Wielkie podziękowania, pozdrawiam, usterki pozostają, bo Jurorka już odwiedziła, zatem na razie poprawić niczego anonim nie powinien, bo by to było nie fair.

Jeśli o mnie chodzi, to wszelkie babolki, niezręczności autor może poprawiać do woli. Proszę tylko za bardzo w fabule za bardzo nie grzebać.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję Jurorce (także za wpis Obu Jurorek w wątku konkursowym; podobnie dziękuję Komentatorom za wskazane błędy językowe), jednakże anonim ma swoje zasady, których z uporem maniaka się trzyma – tekstu, przeczytanego przez Jurora Konkursu, nie zmienia do czasu ogłoszenia wyników. Howgh. 

Pecunia non olet

Hej!

 

No mam słabość do narratorów-bohaterów, podobał mi się koncept. ;)

 

Jedynie sama historia była już wałkowana na wiele sposobów, więc trudno mi było odkryć w niej coś nowego – Ewa w ogrodzie, kuszona przez węża, podająca jabłko. Później, jak rozumiem, Ewa przywdziewała nowe kobiece wersje i tak wędrowała w nich przez życie. Tylko ta plejada scen, głównie z greckich mitów, stawała się z każdym kolejnym wątkiem coraz bardziej skrótowa. I dostajemy też Śnieżkę, hm…

No a na koniec to Apple wypada tak, jakby opowiadanie było pisane na konkurs dla Tarniny, ale ostatecznie Anonim nie zdążył, więc dodał tu, lekko podkręcając niektóre sceny. XD

Pozdrawiam,

Ananke

 

Cześć!!

 

Opko wydaje się napisane profesjonalnie. Przynajmniej mi się to rzuciło w oczy. Jakby autor miał dobry warsztat.

Powiem ci, że ja akurat wolę inne ciasta od szarlotki a makaron wolę z serem, ale to nie wpłynęło na moją ocenę tekstu :)

 

Powodzenie w konkursie i pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Ananke, dziękuję za komentarz i wizytę; pozdrawiam. 

No a na koniec to Apple wypada tak, jakby opowiadanie było pisane na konkurs dla Tarniny, ale ostatecznie Anonim nie zdążył, więc dodał tu, lekko podkręcając niektóre sceny. XD

Nic bardziej mylnego, tematem przewodnim tego tekstu, napisanego prawie rok temu, były jabłka, których anonim szczerze nie znosi i prawie (bo tego z zaszytą porcją cyjanku nie ma) wszystko, co jest z nimi związane z historii oraz literatury, legend bądź mitologii. 

 

Dawidiq150, dziękuję. Także pozdrawiam. 

Pecunia non olet

I znowu, po raz enty do entej potęgi, wszystko na Ewę. A powinno się wreszcie i zauważyć, i głośno o tym powiedzieć, że to jedynie konsekwencja błędu popełnionego przez kogo innego. Gdyby mieszkańcami raju były dwie pary, a nie tylko jedna, nic takiego nie miałoby miejsca. Wąż nie wąż, apetyczność zakazanego owocu apetycznością, dwie plot przyjaciółki zajęte wymianami najnowszych wiadomości – czyli obgadywaniem swych mężów-nie-mężów i sprawdzaniem, co lepiej spełnia rolę pomadki, wiśnia czy malina – węża nawet by nie zauważyły, a jeśli jednak, to odesłałyby go na drzewo, żeby nie przeszkadzał w wymianie zdań.

<><><>

Fiction pod dostatkiem, ale gdzie schowała się Science?

Dziękuję bardzo, AdamieKB; Ewie lekko nie jest ani nie było, to fakt…

Rzeczywiście, anonim wybrał błędnie kategorię; zmieni po zakończeniu konkursu.

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Nic bardziej mylnego, tematem przewodnim tego tekstu, napisanego prawie rok temu, były jabłka, których anonim szczerze nie znosi i prawie (bo tego z zaszytą porcją cyjanku nie ma) wszystko, co jest z nimi związane z historii oraz literatury, legend bądź mitologii. 

O, a czy Anonim lubi jeść szarlotkę? :)

O, a czy Anonim lubi jeść szarlotkę? :)

Nie lubi. Jak trzeba, to zje, ale nie przepada. W tej kwestii anonim jest konsekwentny. 

Pozdrawiam, Ananke

Pecunia non olet

Przeczytawszy.

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Anonim dziękuje Jurorce za poświęcony czas i pozdrawia. 

Pecunia non olet

na pobliską tacę

… pobliską? Nie ta skala. Taca może stać na stole, ale "pobliskie" są raczej budynki i różne elementy geografii.

Cierpkie, czy słodkie, ze skórką cienką, czy przesadnie grubą, zielone, żółte, albo czerwone

Nadmiar przecinków: Cierpkie czy słodkie, ze skórką cienką czy przesadnie grubą, zielone, żółte albo czerwone.

czerpiące smaki bądź aromaty z jabłkowej nuty.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/8523/nuta/5119291/smutku W smakach i aromatach można wyczuć jabłkową nutę, ale nie sposób z niej niczego czerpać.

Spojrzałam pobłażliwie, po czym weszłam do pokoju, zajmując część kanapy.

…? Po pierwsze, na co(na kogo) spojrzała? Po drugie, wejście do pokoju i zajęcie części kanapy nijak nie mogą być jednoczesne, chyba że kanapa zastawia drzwi i Janet/Ewa się na nią wdrapuje.

Mrugnął do mnie, muskając wargami dłoń.

Spróbuj tak zrobić.

Stąd wolę, byś nazywała mnie Wynalazcą.

Bezpieczniejsze będzie: Dlatego wolę.

Z pewnością tak się stanie.

Teatralne. Może tak ma być.

nie znajdujesz żadnego sensownego wyjaśnienia twego uprzedzenia

Rym.

Dzieje świata nie obeszły się ze mną zbyt łaskawie

Karkołomne to. Historia może się z kimś niełaskawie obejść, ale dzieje świata? https://wsjp.pl/haslo/podglad/91249/obejsc-sie/5230133/o-historii

nikczemnemu jabłku

https://wsjp.pl/haslo/podglad/74413/nikczemny ?

Jako kobieta z krwi i kości, z pewnością masz rację, upatrując w nich winę, lecz – czy istotnie całkowitą i stuprocentową?

Mylący myślnik, zdanie mało logiczne, chociaż Stefan usiłuje Janet do czegoś przekonać, a tu logika niepotrzebna. Ale zaznaczam.

Pozostawiając mnie w rozterce i zwątpieniu,

Nie przesadza trochę?

Wszystko zaczęło się oczywiście w Raju.

Dałabym jednak wtrącenie: Wszystko zaczęło się, oczywiście, w Raju. Ale może to ja.

podając przesmacznie wyglądający, zakazany owoc

A tu przecinek zbędny.

bo podobno to przez moje namowy stracił on szansę na życie w Edenie do końca świata

"On" niepotrzebne, forma czasownika przekazuje tę informację. Że on.

zwalić całą winę na niewinną kobietę!

Czy wzburzenie bohaterki naprawdę jest tak wielkie?

z rozpuszczonymi włosami, zakrywającymi

Zbędny przecinek.

zbluzgana przez jedynego mężczyznę, znieważona, skazana na banicję.

…? Mam wrażenie, że coś mi umknęło.

chrupać aż po miąższ!

Miąższ to właśnie to, co się chrupie. https://wsjp.pl/haslo/podglad/12034/miazsz

pewnie i ja w zaistniałej sytuacji uległbym namowom podstępnego węża. – Nieco poważniej wtrącił

Paszczowe: pewnie i ja w zaistniałej sytuacji uległbym namowom podstępnego węża – nieco poważniej wtrącił.

Autor, siedząc przy jednym z drzew i zapisując skrupulatnie kolejne wersy opowieści

Imiesłów oznacza jednoczesność, a skoro wiemy, że drzew było wiele, zaś Autor przeciętnej autorskiej postury, nijak nie mógł siedzieć pod wieloma – nie ma potrzeby zaznaczania, że siedział pod jednym z nich: Autor, siedzący pod drzewem i skrupulatnie zapisujący kolejne wersy opowieści.

Oblizał się, lecz trudno mi było stwierdzić, czy z powodu nasuwających się wyobrażeń, czy też smaku spożywanego właśnie owocu.

Lepiej: orzec. I – facet naraz pisze, je jabłko i gada?

Jednakże mitologiczny prezent ślubny od Gai był naprawdę hojnym gestem.

Tak sobie to brzmi. Może: Jednak nie zaprzeczysz, że mitologiczny prezent ślubny od Gai był hojny.

przeklęty owoc niezgody podważył mój autorytet

…? O co chodzi? Jaki autorytet?

śmiertelniczką, zlepioną z piany

Raczej ulepioną. Zlepione jest zwykle coś z czymś.

Autor z namaszczeniem ucałował moją dłoń, pożerając wzrokiem, co zbyłam niechętnym spojrzeniem, wracając do pokoju i przeciągając się leniwie.

I wszystko to zdarzyło się naraz?

A jakaż miała być, skoro owe biodra utworzone zostały z ulotnej piany?!

Bardzo teatralne.

wybuchłam gniewem.

Wybuchnęłam.

– Dlatego Parys i cała jego obrzydliwa miłość przepadły na wieki w wojnie trojańskiej, do jakiej sam doprowadził!

Do KTÓREJ sam doprowadził.

– Miałbym dla ciebie pewną propozycję – rzekł po chwili zastanowienia, uśmiechając się tajemniczo. Pozmieniam nieco grecką mitologię.

Niezbyt czytelnie zapisujesz dialogi – gubią się myślniki: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Nazwę tę opowieść: „Bez Heleny”.

Zatytułuję.

spoglądaliśmy na bieg wydarzeń

Hmmm. Akurat bieg wydarzeń można obserwować.

zaprosić, pozwoliłam sobie wprosić się

Powtórzenie.

ryknęła złowieszczo

Spój jeszcze raz na kwestię Eris. Czy takie okrągłe zdanie można "ryknąć"? I to "złowieszczo"?

Wykrzywiła straszliwie twarz.

Dziwny szyk.

To powiedziawszy rozglądała się z obłędem w oczach po zgromadzonych, rzucając niespodziewanie coś niewielkiego na biesiadny stół.

Nie wiem, co masz na myśli. Może być: To powiedziawszy, rozejrzała się z obłędem w oczach wśród zgromadzonych, by niespodziewanie rzucić coś niewielkiego na biesiadny stół. Albo: To powiedziawszy, rozglądała się z obłędem w oczach wśród zgromadzonych, aż nagle rzuciła coś niewielkiego na biesiadny stół.

Nagle podbiegła i wyrwała z rąk zaskoczonego Autora ów tajemniczy przedmiot.

… ale przed chwilą go rzuciła…

Herą, matką panny młodej

Tetyda nie była córką Hery: https://pl.wikipedia.org/wiki/Tetyda_(nereida)

Skaczcie sobie do gardeł! – zaskrzeczała przerażającym śmiechem.

Myślnik wskazuje na wypowiedź, ale dotąd myślałam, że mamy tu mowę pozornie zależną.

na którego skórce wyryte były słowa: „DLA NAJPIĘKNIEJSZE…”

Może lepiej: na skórce którego wycięte?

Eris, czegóż ty chcesz?! I co ma znaczyć ten dziwaczny owoc?! Co to za maskarada?!

…?

Potoczyła dzikim wzrokiem po gościach

Spojrzeniem. Tutaj już naprawdę nie może być wzroku.

próbował go umiejętnie przełknąć, nie wzbudzając niczyich podejrzeń

Próbował – umiejętnie?

Oczy wyszły mu na wierzch z zaduszenia

To nie jest po polsku. (A "niedyspozycja" to choroba).

Niespodzianie z drugiego krańca stołu runął zręcznie i gibko na weselny obrus młodzieniec z zasłoniętą długimi lokami twarzą.

Zdezorganizowany ten opis. Czy można runąć zręcznie? Albo "gibko"?

Porwał leżący, nadgryziony owoc

Tu bez przecinka.

wszyscy, łącznie z nami, oniemieliśmy

Albo: wszyscy, łącznie z nami, oniemieli; albo: wszyscy oniemieliśmy. "My" to, cóż. My.

Ale twarz! – zawołał z podziwem władca nieba.

Nagły skok tonu.

Boginie, nimfy i służące zaniemówiły, patrząc na niebiańskie wręcz rysy przystojniaka.

Po raz drugi zaniemówiły? "Przystojniak" nie z tej bajki, chociaż chyba zderzenie tonów ma tu dawać efekt komiczny, ale nie wychodzi to za dobrze.

Moje jabłko miało inne cele

Jabłko, nie będąc istotą rozumną, nie ma celów. Eris może mieć cel w rzuceniu jabłka.

pasterza Parysa, będącego tak naprawdę królewiczem

Zgrabniej: pasterza Parysa, który naprawdę jest królewiczem.

Rozbrajający śmiech trzech wymienionych bogiń, a – w miarę, jak mówiła – wszystkich gości weselnych, przerwał jej przepowiednie planowanej dla świata, straszliwej przyszłości.

Nie po polsku. W miarę jak mówiła, coś mogło się zmieniać, pojawiać, ale bez czasownika tu się nie da.

Ja jednakże siedziałam naburmuszona.

Jednak.

Czemu dąsasz się, kochana Ewo?

Brzmi kresowo. Czemu się dąsasz, kochana Ewo?

lecz nie możemy ingerować w to, co się już wydarzyło

A to czemu? Nie, serio – czemu?

wszystko weźmie w łeb!

Co weźmie w łeb? https://wsjp.pl/haslo/podglad/21759/cos-wzielo-w-leb To zwykle spotyka plany i tym podobne, a tu?

ty specjalnie opowiadasz smutne dzieje kobiet, by użalać się sama nad sobą, dodatkowo obwiniając nieszczęsne jabłka o każde niepowodzenie

Przecież ona niczego nie opowiadała! To on opowiadał. Chyba. A idiom brzmi: użalać się nad sobą. Imiesłowu też nie jestem pewna.

Stefanie Woźniak

A co ten tu robi?

przeszłam prawdziwe piekło

Nie przesadzasz trochę?

zanotował ten argument

Jaki argument?

wybuchłam oburzona

Wybuchnęłam.

Przecież twoje jabłko spisało się znakomicie.

Jabłko nie jest osobą, więc nie bardzo może się spisać.

swe nienaganne odbicie

Rym, i jak odbicie miałoby być naganne?

Dzierżyłaś je, złote i wysadzane klejnotami, wśród innych insygniów władzy.

Wśród?

Poza tym, sama stworzyłaś

Tu bez przecinka.

na dodatek pocałował przybyły nie wiedzieć skąd królewicz, wybudzając z wiecznego snu

Na dodatek przybyły nie wiedzieć, skąd królewicz pocałunkiem wybudził ją z wiecznego snu.

Spoglądałam ze smutkiem na radość ocalałej Śnieżki i własny upadek.

Czy to pasuje do wypowiedzi bohaterki?

Milcz, panie Woźniak!

Milcz pan, panie Woźniak!

Śnieżka dorastając stawała się cudną

…?

Jabłko stało się również niezwykle pomocnym legendarnemu Szwajcarowi, Wilhelmowi Tellowi, strzelającemu doń za karę z kuszy, gdy spoczywało na głowie syna.

W jaki sposób jabłko mu pomogło? Poza tym konstrukcja zdania jest co nieco karkołomna.

powstańcza rewolta

Masło maślane.

wszędzie walały się przepiękne, dojrzałe jabłka

Hmm. Czy coś pięknego może się walać? I o czym to walanie wtedy świadczy?

Autor nadal nie dawał się przekonać do moich argumentów. W dodatku rozpoczął usilne starania, aby to mnie skłonić do swych racji.

Bardzo teatralne. Argumentacji za bardzo tu nie widzę.

Owoc, podany Śnieżce, do dziś budzi wiele emocji i jest symbolem oraz niedoścignioną wskazówką dla baśniopisarzy.

Pierwszy przecinek zbędny, bo to nie wtrącenie (chodzi o konkretny owoc, bez niego zdanie traci sens). I – wskazówką? Niedoścignioną? Niedościgniony może być wzór, ale wskazówka?

martwa natura, w tym urokliwe jabłka

Jabłka są na obrazie, nie w obrazie.

Zniewalająca woń kwiatów jabłoni zapiera dech w piersiach.

Bez przesady. https://www.youtube.com/watch?v=DXmFUl3gCY8

Co do ostatniego, Isaac tak bardzo zaprzątnął sobie głowę wynalazkami, że choć byłam w nim zakochana po uszy, przez długie lata nadaremnie zabiegałam o to, by mi się oświadczył. Do końca życia pozostał kawalerem, poświęcając się wyłącznie nauce.

Nie wynalazkami, mówiąc ściśle, ale odkryciami. Ciekawostka – Newton na łożu śmierci uznał za swoje największe życiowe osiągnięcie to, że umiera prawiczkiem.

Autor musnął delikatnie moją szyję i kontynuował zapiski na komputerze.

Hmmm. Nie podoba mi się to zdanie.

Przyznaję ci rację, Stefanie Woźniak, że podane przykłady świadczą o popularności jabłek, lecz i tak moje opowieści nadal dowodzą, że one zawsze były, są i będą największym nieszczęściem, jakie spotkało ludzkość, a zwłaszcza nas, niewiasty!

Zdanie bardzo słabo powiązane z całością. Co prawda, poza motywem jabłka, nie bardzo widzę nić przewodnią tego tekstu, ale raz: popularność popularnością, a wartość wartością, i dwa: czy to jabłka tu zawiniły?

Sporo jabłek uzbierało się w cieście twego życia, tak starannie przygotowanym w ciągu tysiącleci przez zdradliwy los…

podszedł do piekarnika, wyjmując z niego

Podszedł do piekarnika, by wyjąć z niego.

A jednak musisz przyznać, że szarotka czyni nawet z cierpkiego miąższu wprost niebiańskie rozkosze dla podniebienia, gdyż nie ma sobie równych w smaku i aromacie.

Nie słyszałam, żeby szarlotkę doprawiać szarotką… A jeśli to literówka, to zdanie jest logicznie puste, ponieważ stwierdza jedynie, że szarlotka jest przepyszna, ponieważ jest najpyszniejsza.

Ujmujący zapach wypełnił cały dom.

Zapach nie jest osobą. Ani widokiem. Ani kreacją aktorską. https://wsjp.pl/haslo/podglad/6014/ujmujacy

Mój Stefanie, nie może być kwestią przypadku, iż w tle wszelkich nieszczęść, udręk i porażek, jakie napotykały na swej drodze kobiety, zawsze widniały tylko jabłka.

A to dlaczego?

Autor zdawał się być wyraźnie znużony.

"Być" zbędne.

cudny symbolu niewieści

Hmm.

Widzę, że nie zdołam cię przekonać do wyższości jabłka nad wszystkimi innymi owocami tej planety.

Przecież nawet nie próbował…

podał na talerzyku odkrojony kawałek upieczonej słodkości

Istnieją też purpurowe odmiany jabłek…

trzymany w drugiej dłoni, nadgryziony owoc

Bez przecinka.

naszkicował jego symbol

Co to jest symbol? https://sjp.pwn.pl/szukaj/symbol.html

rycina, wysłana poprzez mail od znajomego

Wysłana e-mailem przez znajomego, ale "rycina" to nie całkiem to samo, co rysunek…

powstałej właśnie firmy o tej samej nazwie nielubianego przeze mnie owocu: „Ronald i Steve”.

Nie po polsku: powstałej właśnie firmy, nazwanej od nielubianego przeze mnie owocu: „Ronald i Steve”.

logo Apple

Product placement. Minusik.

 

Popis erudycji, purpurowy i mało spójny, poza motywem jabłka przedstawione historyjki mają ze sobą niewiele wspólnego (ktoś już coś takiego napisał, tylko kto…?). Śmieszny – niezbyt. Interesujący – też nie bardzo. Mam wrażenie, że Autor bawił się przy pisaniu znacznie lepiej niż ja przy czytaniu.

Masz problemy z imiesłowami, spójrz tu: https://zpe.gov.pl/a/imieslowy-i-ich-rodzaje/DN28lvu36 Ale, co być może ważniejsze, wrażenie erudycji nie może przetrwać, kiedy ten, kto usiłuje takie wrażenie sprawić, nie rozumie, co znaczą używane przez niego słowa. Przykro mi, ale nie jest to udana komedia.

(A ja na przykład lubię jabłka :P)

Poza tym momentami się gubiłam. Raz mężczyzna jest Stevem, a raz olbrzymem Thjazim. Czy on też jest naraz wszystkimi mężczyznami, tak jak główna bohaterka wszystkimi kobietami?

Możliwe, ale właściwie – dlaczego?

Podobało mi się, jak znalazł_ś powiązania do tylu wątków historycznych i przypowieściowych, których centrum stanowi jabłko.

Mmmm… tych wszystkich najbardziej znanych?

Przez całe opowiadanie Ewa narzekała na jabłka i nagle na końcu ni stąd, ni zowąd, zasmakowała w tychże owocach. Nie klei mi się to.

Właśnie?

Koniec miał pokazać zmienność kobiet. Znowu się nie udało, smutek trzykrotny! :(

Stereotypy :P

tekstu, przeczytanego przez Jurora Konkursu, nie zmienia do czasu ogłoszenia wyników. Howgh.

No a na koniec to Apple wypada tak, jakby opowiadanie było pisane na konkurs dla Tarniny, ale ostatecznie Anonim nie zdążył, więc dodał tu, lekko podkręcając niektóre sceny. XD

Tego by nie wygrało :P

Nic bardziej mylnego, tematem przewodnim tego tekstu, napisanego prawie rok temu, były jabłka, których anonim szczerze nie znosi i prawie (bo tego z zaszytą porcją cyjanku nie ma) wszystko, co jest z nimi związane z historii oraz literatury, legend bądź mitologii.

Ooo, znalazłoby się więcej. A z tym cyjankiem też nie przesadzajmy ;)

Gdyby mieszkańcami raju były dwie pary, a nie tylko jedna, nic takiego nie miałoby miejsca

Oryginalna interpretacja :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gdyby mieszkańcami raju były dwie pary, a nie tylko jedna, nic takiego nie miałoby miejsca

Hmmm. Coś w tym jest. Zdaje się, że w mitologii sumeryjskiej było sześć par i węża z jabłkiem nie kojarzę. Pszipadek?

 

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Popis erudycji, purpurowy i mało spójny, poza motywem jabłka przedstawione historyjki mają ze sobą niewiele wspólnego (ktoś już coś takiego napisał, tylko kto…?). Śmieszny – niezbyt. Interesujący – też nie bardzo. Mam wrażenie, że Autor bawił się przy pisaniu znacznie lepiej niż ja przy czytaniu.

Anonim dziękuje i przeprasza. 

Również Jurorkę. 

Pecunia non olet

Anonimie drogi! Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Napisanie nieudanego tekstu nie jest uchybieniem etycznym. Naprawdę. Jest uchybieniem sztuce, ale kajać się za to nie trzeba. Trzeba się uczyć, żeby pisać lepiej.

Albo zamiast tego zacząć sadzić ogórki, jest i taka szkoła wink

 

ETA: A, i w kwestii “ktoś coś takiego napisał” miałam na myśli kogoś z forum. Może zgadłam, kim jesteś ;) A może się mylę…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anonimowi pozostaje tylko ze wstydu schować głowę w piach i nie mówić/pisać nic więcej, co niniejszym czyni.

Pecunia non olet

Anonimie, nie masz za co przepraszać (czy w moim komentarzu był jakikolwiek zarzut?). Rozbawianie jest trudną sztuką, a Twój tekst wcale nie wypada najsłabiej. Głowa do góry i keep smiling. Pisać dalej też możesz. :-)

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pecunia non olet

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Udany mariaż przypadków biblijnych, antycznych, wydarzeń historycznych i tych znanych z literatury, w których jabłka odegrały rolę wiodącą. Czytało się całkiem nieźle i tylko szkoda, że nic mnie tu nie zdołało rozśmieszyć.

 

Jakby to powiedzieć… –> Jak by to powiedzieć

Sprawdź, co znaczy jakby i jak by.

 

… pochuchałam, zamrugałam… → Zbędna spacja po wielokropku.

 

… i przeniosłam nas do sadu… → Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, anonim dziękuje i rozumie, że pomysł był nietrafiony; poprawki ma nadzieję wprowadzić po zakończeniu konkursu, aby wersja przez niego stworzona pozostała w pamięci Jury do czasu ogłoszenia wyników.

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Anonimie, i życzę aby Twoja nadzieja nie była płonna. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wielkie dzięki. :)

Pecunia non olet

Opowiadanie zachęciło mnie do przeczytania kilku dodatkowych opracowań o motywie jabłka w kulturze oraz utwierdziło w przekonaniu, że na wiosnę chcę posadzić dużo jabłoni (ponieważ mam już dość budowania domów, a córka zasadniczo mi wystarczy). Cel w postaci zaangażowania czytelnika został osiągnięty.

 

Autor zdawał się być wyraźnie znużony.

Unikałbym takich sformułowań w pobliżu zakończenia opowiadania. Czytelnikowi może się udzielić. Nawet jeśli nie jest znużony, to po przeczytaniu zacznie się zastanawiać, czy czasem nie jest. Opowiadanie będzie zarówno gorzej oceniane, jak i obniży samoocenę czytelnika. Zanim doszedłem do tego zdania – ooo, jakie ciekawe opowiadanko, tyle historii z jabłkami, i jeszcze szarlotka. Po przeczytaniu – no długie to było, taka wyliczanka, mogłem zrobić inne rzeczy zamiast czytać o jabłkach.

Jest tu i teraz, interakcja autor-czytelnik, jeden i drugi ma być zwycięzcą!

Złote jabłka dla zuchwałych!

Anonim dziękuje Marzanowi

Życzy powodzenia; on nigdy nie zasadzi żadnej jabłoni, ponieważ od dzieciństwa tylko je jedne miał w każdym swoim ogrodzie. 

Pecunia non olet

Bardzo udana kompilacja historii z jabłkiem w w roli co najmniej istotnej. Lekko napisana i lekko zabawna, ale do “fun” trochę brakuje. Uśmiech, ale nie śmiech :)

Anonim jest wdzięczny Czeke za komentarz i poświęcony czas, pozdrawiam.

Pecunia non olet

Może nie rechotałam jak żaba w letnią noc, ale humor występuje tu niezaprzeczalnie! Zgrabnie napisane, ciekawe, acz subtelne opko! Podobało mi się i ode mnie klik!

M.G.Zanadra, Anonim jest Ci bardzo wdzięczny i równocześnie nie może wyjść z podziwu, jakie ma szczęście w ostatnich dniach do Twoich przesympatycznych komentarzy, ponieważ – gdyby nie fakt, że należy jeszcze trwać w utajnieniu – miał zamiar już dawno złamać Regulamin oraz ujawnić się i… to opko usunąć. :) Znowu byłabyś zatem – całkiem przypadkowo i niespodziewanie – jako Betująca. :) 

Anonim dziękuje i teraz będzie mozolnie główkował, czy po zakończeniu konkursu usuwać jednak ten nieszczęsny tekst, jak to sobie zaplanował, wobec lawiny wypisanych mu usterek (których z pewnością nie zdoła poprawić do końca swego nieszczęsnego żywota laugh), czy też nie… :)

Anonim pozdrawia serdecznie. :)

Pecunia non olet

Anonimie, nie wiem, czy uda mi się zapoznać ze wszystkimi opowiadaniami, które biorą udział w konkursie, bo ostatnio cierpię na brak czasu i ogólne zwątpienie we… wszystko. Jednak spośród tekstów, które do tej pory udało mi się nadrobić, to właśnie Twoje opowiadanie podoba mi się najbardziej. Nie zawsze ma się nastrój na bizarro, czy tam inne absurdy, a udana zabawa z fragmentami mitologii to klasa sama w sobie. Tutaj to wszystko zażarło! A błędy… nawet językoznawcy przyznają się do ich popełniania, dlatego nikt nie redaguje własnego tekstu, bo wtedy błędu zwyczajnie się nie widzi. Państwo profesorowie z mojej Alma Mater mieli różne zdanie na przecinek w danym miejscu, bo można, ale nie trzeba, a w zasadzie to zależy, co autor miał na myśli i co chciał zaakcentować, i nie zapomnijmy, że w tekście naukowym trzeba, ale w fikcji już niekoniecznie. Dodatkowo starsi użytkownicy języka uczeni byli według innych zasad, niż te, które obowiązują dziś, więc niestosowanie się przez nich do nowych reguł nie jest postrzegane jako błąd. A oni uważają pokolenia młodsze za (co tu koloryzować) głupie, bo upraszcza się dla nich język…

Nie ma powodu spuszczać nosa na kwintę! Ostatecznie wszyscy się tu uczą i starają się sobie pomóc, jak potrafią. Dopisałabym, że lubię Twoje teksty, ale nie wiem, kim jesteś…

Pozdrawiam jeszcze serdeczniej ;)

laughheartkiss

Pecunia non olet

Chapeau bas za zgromadzenie w jednym opowiadaniu tylu wątków mitologicznych, literackich i bajkowych, w których jabłko odgrywa ważną rolę. Przeczytałem z przyjemnością.

Pozdrawiam!

 

Anonim bardzo dziękuje AP za tak zaskakująco miły komentarz. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Jabłka, jabłka wszędzie.

Czytanie komentarzy również – bardzo ciekawe :)

Przeskoczyło to jabłuszko przez różnorakie wątki, skojarzenia, tropy – tak jak lubię.

Końcówka mnie odrobinkę (ale tylko ciut ciut) rozczarowała, ale mimo tego całość skonsumowałem z przyjemnością.

Przypomniało mi to Noc muzeów, z całkiem innego konkursu… i kazało sprawdzić skrzynkę, czy czasem ktoś czegoś nie odpisał (dygresja na boku zupełnie niepotrzebna – zwalmy na późną porę i starczą demencję).

Ogólnie na plus, choć niestety nie roześmiało mego ponurego ryja, widzę, że jeszcze nie wyklikane to śpieszę do biblioteki – klikać (choć i tak się nigdzie nie pojawi bez fragmentu reprezentacyjnego, prawda?).

 

Życzę powodzenia w konkursie.

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dziękuję Jimowi bardzo i pozdrawiam. :)

Anonim nie zna do końca reguł, ale chyba bez fragmentu się nie pojawi, fakt. :) Jury na początku Konkursu przestrzegało, i dobrze. :)

Pecunia non olet

Szkoda że to opowiadanie startowało w konkursie Fun. Wszyscy oceniają je teraz pod kątem “zabawności”. Gdyby po prostu wpadło do poczekalni, pewnie szybciutko dostałoby się do biblioteki z wieloma pozytywnymi komentarzami. Na szczęście nie jestem jurorem, więc mogę ocenić opko pod kątem “fajności”. Dla mnie fajne. Przeczytałam z przyjemnością. Anonimie możesz pisać więcej. 

Nova, anonim bardzo dziękuje; też nie może pojąć, po co się zgłosił z opkiem/opkami do tego konkursu (bo ponoć dla samego zgłoszenia i spróbowania swych sił nie wolno, bo się trzeba nawet z tego tłumaczyć…), żałuje i na pewno tego błędu więcej nie powtórzy. :) Można by rzec: mądry anonim po szkodzie… :)

Anonim pozdrawia serdecznie. heart

Pecunia non olet

Łojeju, anonimie. devil

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Łolaboga, Tarnino. wink

Pecunia non olet

anonim bardzo dziękuje; też nie może pojąć, po co się zgłosił z opkiem/opkami do tego konkursu (bo ponoć dla samego zgłoszenia i spróbowania swych sił nie wolno, bo się trzeba nawet z tego tłumaczyć…)

Oj, Anonimie… Ile razy myśmy Cię przekonywali, że wcale nie? Czujesz w sobie chęć rozbawienia, to startuj. A czy faktycznie masz tę moc, czy tylko Ci się wydaje, to czas pokaże. Nieważne, czy wygrasz, czy nie. Nikt nie ma prawa zabraniać Ci udziału w zabawie.

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Nikt nie ma prawa zabraniać Ci udziału w zabawie.

A kto zabrania?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cieszy mnie to bardzo, Finklo. :) Zbywam zatem i traktuję jak żart pytania: po co? :)

Pecunia non olet

Czybym niechcący napisała coś złego? I co ja teraz pocznę? Chciałam dać anonimowi pozytywny feedback a wyszło jak zawsze. crying

Proszę o wyznaczenie pokuty.

Nova

Proszę o wyznaczenie pokuty.

 

Znając anonima (a właściwie – nie znając, bo jest całkiem anonimowym użyszkodnikiem) – to żadnej pokuty nie będzie! A to szkoda.

Kiedyś, za młodu całkiem poważnie (serio, serio, to nie żart) przysposabiałem się do zostania księdzem (celowałbym pewnie potem w diecezję Sosnowiecką).

Jakby ktoś był głodny pokuty to służę, do dziś uwielbiam je zadawać (choć już świecko)

 

Anonimie – leci do Ciebie obleśny przemiły, jimowy przytulas.

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

aninimie nie słuchaj Jima.

Pokuta! bo już więcej nie napiszę, co myślę!!!!! 

Proponuję X tekstów do przeczytania w Y dni. X i Y do ustalenia.

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Z tego co widzę,nałożona pokuta już powoli jest wykonywana ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Nova, ależ anonim jest przeszczęśliwy, że to napisałaś, nie ma tam niczego złego ani przykrego, wręcz przeciwnie. I anonim bardzo Ci za to dziękuje. heart Podniosłaś anonima na duchu. :)

 

Jimie, byłbyś – być może – moim biskupem. laugh Albo proboszczem.laugh Dziękuję za przytulasa. :) Szkoda, że tu nie ma emotki “tuli”. :) 

A przy okazji, miałam w klasie w LO kolegę, który faktycznie też się przysposabiał. Z racji dostępu do najrozmaitszych szat liturgicznych, musiał co roku podczas szkolnych Wigilii w klasach, chodzić “wypożyczany” w biskupim stroju. :) Był mega zmęczony. :) I u Niego nic z tych przygotowań nie pozostało – ma rodzinę, działa prężnie w polityce. :)

 

Żeby była jasność, bo dyskusja nad tą kwestią niepotrzebnie trwa w nieskończoność i to już w kilku wątkach, anonim liczy(ł) się z krytyką twórczą, zawsze przyjmuje ją na klatę z pokorą i stara się poprawiać, co może w przyszłości, bo m. in. po to jest na tym Portalu; wie, że poczucie humoru jest różne u różnych Odbiorców; zdaje sobie sprawę, że “odgrzewany i poprawiany kotlet szufladowy” może się nie spodobać, lecz dziwacznym wydało mu się jedynie pytanie “po co?”, ponieważ nie zostaje ono zadawane notorycznie każdemu innemu uczestnikowi każdego innego konkursu (na marginesie – prawdopodobnie nikt by wówczas nie brał w niczym udziału). Anonim jest tu chwilę, raz wraca, potem znowu przepada, już mu pewne rzeczy obojętnieją, przybywa tu głównie dla odstresowania, ale, w przypadku np. Świeżynek czy Nadwrażliwców, takie potraktowanie najzwyklejszego udziału w konkursie, przy tak zadanym pytaniu, może zwyczajnie zniechęcić. :) 

 

Pozdrawiam Was serdecznie. heartkiss

Pecunia non olet

Anonimie, jesteś oceanem empatii heartkiss

 

Wracaj jak najczęściej.

Jak dobrze wiesz, ja tu też bywam sporadycznie (choć na jakiejś zakładce zawsze odpalony jest portal), ale bez takich pozytywnych ludzików, co chcą coś wyciągać ze swych szuflad i się tym dzielić, byłbym tu jeszcze rzadziej.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Pamiętam, Jimie, jak mnie tu serdecznie Wszyscy powitaliście, także Ty, śmiejąc się, że i xxxx jest kobietą laugh, człek był w totalnym dołku, a tu taki fajny Portal, zatem staram się wracać, kiedy tylko mogę. :) Moja szuflada zawiera przede wszystkim teksty na poziomie – jak mawiała Mama o moim piśmie – “Uli z drugiej be” laugh, ale czasem jakiś tekścik próbuję mozolnie podrasować i wtedy tu z duszą na ramieniu zamieszczam. :)

Pozdrawiam Cię serdecznie. heart 

Pecunia non olet

Ja też pamiętam ten moment Anonimie, bardzo dobrze, gdy tu się pierwszy raz pojawiłaś :)

I to, że na każdym roku dla każdego masz tyle ciepła i uśmiechu.

Bez Ciebie ten portal nie byłby tym samym.

 

Pozdrawiam Cię, równie serdecznie a może nawet bardziej. heart

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Bez całego Forum Portal nie byłyby taki, jakim jest. :) To Użytkownicy dbają o to, jak żyje i pulsuje, jak przyciąga oraz zachęca, uczy i zaprasza, pomaga i daje powera. :) 

Dzięki wielkie, Jimie, anonim pozdrawia. heart 

Pecunia non olet

Żarty na temat kobiet i jabłek. Dość odważnie, zważywszy, że organizatorkami są dwie baby. Bohaterka wydała mi się dość zrzędliwa. Nie jest to jeszcze poziom teściowej z dowcipów, ale dużo jej nie brakuje. Lekko się uśmiechnęłam.

Nie zapominajmy, że Hera była właścicielką sadu, w którym rosły jabłka Hesperyd, więc nie powinna mieć aż tak negatywnego stosunku do owoców.

Element fantastyczny głośny i wyraźny.

Przegląd jabłek w historii wydaje mi się oryginalnym podejściem. Ja bym jeszcze wspomniała o jabolu, z jego wyraźnym wpływem na dzieje ludzkości, ale to ja. Podanie nazwiska Autora praktycznie zdradza, jakie będzie zakończenie.

Postacie nie są może zbyt głębokie, ale dają radę.

Język na przyzwoitym poziomie – wyhaczyłam jakiś zgubiony przecinek i jakąś literówkę, ale to wszystko.

Babska logika rządzi!

To nader łaskawa i miła opinia, bardzo Jurorce dziękuję. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

o podłym wężu, który skusił mnie, podając przesmacznie wyglądający zakazany owoc, sklasyfikowany później przez badaczy oraz historyków jako jabłko.

Podobno to nie było jabłko tylko granat, a gościom coś się pochrzaniło przy tłumaczeniu Starego Testamentu ;)

Czytało się leciutko, nawet mi się uśmiechnęło, choć bohaterka nieco marudna. Przegląd historii jabłka pewnie nie jest kompletny, ale w sam raz z punktu widzenia czytelnika. Bohater znany, co spowodowało, że właściwie wiadomo było do czego wszystko zmierza i to chyba największy zarzut. Tym bardziej, że logo Apple wzięło się od jabłka spadającego na głowę Newtona, którego tu wspominasz ledwie mimochodem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irko_Luz, też o tym granacie czytałam, stąd wspomnienie tego “zakwalifikowania”. :)

Ja tu właśnie nieco chciałam pozmieniać genezę Apple. :) Bohaterka celowo tak marudna, nam, kobietom, zarzuca się tę cechę. :)

Pozdrawiam i dziękuję. smiley

Pecunia non olet

Podobno to nie było jabłko tylko granat, a gościom coś się pochrzaniło przy tłumaczeniu Starego Testamentu ;)

Nie pochrzaniło się, tylko wyczaili dowcip XD Po łacinie jabłko jest “malum” – zło też jest “malum”.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka