- Opowiadanie: Michał Anioł - Czarodziej i posłaniec

Czarodziej i posłaniec

Cześć,

Jeszcze zdążyłem, więc ja też spróbuję. Moje hasła:

– Przygodowe Święta

– Magia Świąt i Miecz

 

Zapraszam do lektury :-)

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Czarodziej i posłaniec

 W oddali zamajaczyły światełka, których słaby blask usilnie przebijał się przez trwającą wokół śnieżycę. Wędrowiec nie dostrzegł ich od razu. Od dłuższego czasu toczył nierówny bój z zawieją. Wicher miotał mu w twarz płatkami śniegu, potężne porywy utrudniały marsz. On jednak nie zamierzał się poddać. Brnął wśród zasp przed siebie, zataczając się na sztywnych nogach.

Gdy w końcu zauważył migające ogniki, serce podskoczyło mu w piersi, a w zmarznięte ciało wstąpiła iskra nowej energii. Wzruszył ramieniem, poprawiając toboły na plecach, zacisnął palce na lasce podróżnej i ruszył w kierunku światła. Kiedy zbliżał się do celu, wydało mu się, że dostrzega niewyraźne sylwetki.

Naraz dobiegł go tubalny głos:

– Stać! Kto idzie?! 

– Posłaniec! – zawołał, starając się przekrzyczeć ryk wichru. – Przynoszę listy dla Czarodzieja! Z prośbami o podarki! Oraz wiadomość!

– Chodźże tu!

Przeszedłszy kilkanaście kroków, młodzian ujrzał jak z zawiei wyłaniają się jakieś postacie. Po chwili stanęło przed nim dwóch krępych, brodatych osobników. Pierwszy, o jasnej brodzie, uzbrojony był w topór, drugi zaś dzierżył berdysz, a jego broda miała ciemniejszą barwę. Obaj zbliżyli się do przybysza i zmierzyli go wzrokiem. Ten odwzajemnił się im ciekawskim spojrzeniem, dostrzegając żelazne pancerze wystające spod okrywających ich ramiona zwierzęcych skór.

– Nie za wcześnie na listy? – spytał topornik z wyraźną podejrzliwością. – Poza tym nie wyglądasz ty mi na Wysłannika.

– Bo nim nie jestem – odparł posłaniec. – Przybywam tylko w imieniu mej wioski.

– I przychodzisz uzbrojony – zauważył ciemnobrody, wskazując stary miecz spoczywający w pochwie na plecach młodzieńca.

– Miecz mam do obrony.

– Przed kim? My tu raczej pokojowi, a trakt do nas bezpieczny.

– O was to słyszałem, lecz co mnie w drodze miało czekać, tego nie wiedziałem. Pierwszy raz przybywam.

Brodacze spojrzeli na siebie. Przez moment panowało milczenie.

– Pójdziesz z nami – odezwał się jasnobrody.

 

Wielka izba, do której posłaniec został wprowadzony, przypominałaby bardziej salon niż biuro, gdyby nie duże, pięknie rzeźbione dębowe biurko o obszernym blacie stojące na jej środku. Po obu jego stronach ustawione były sofy w szkarłatnych obiciach, wyhaftowanych w listki jemioły, zarzucone poduszkami. Na ścianach z jasnego drewna porozwieszane były ozdoby wykonane z szyszek, suszonych owoców oraz gałęzi drzew iglastych, z sufitu zwisał majestatyczny żyrandol oświetlający wnętrze nad wyraz mocnym blaskiem. Światło dawał również szeroki kominek, wypełniający pomieszczenie przyjemnym ciepłem. Bardzo przyjemny, pomyślał młodzieniec, grzejąc się przy ogniu. Na moment zapomniał o zaciekawieniu tym niezwykłym miejscem, w którym się znalazł.

Czarodziej siedział w fotelu za biurkiem, przeglądając leżące na blacie zapisane karty pergaminu. Miał bujną, białą czuprynę i brodę, a liczne zmarszczki świadczyły, że przeżył wiele lat i wiele radości. Wydawał się też bardzo wysoki. Po tym jak zbrojni przyprowadzili przed jego oblicze doręczyciela, podziękował im i poprosił o przygotowanie poczęstunku dla gościa. Młodzieńca zaś zachęcił do rozgrzania się przy kominku, na co tamten z wdzięcznością przystał.

– Przemarzłeś na kość – stwierdził starzec, gdy tylko wartownicy wyszli, zatrzaskując za sobą drzwi. Jego głos był głęboki i serdeczny. – Z pewnością przebyłeś długą drogę.

Posłaniec skinął głową. Wziął głęboki oddech, wciągając nozdrzami ciepłe powietrze, zawierające w sobie unoszącą się w pomieszczeniu subtelną woń palącej się jodły.

– Aż z Białej Doliny – sapnął po dłuższej chwili. – Tam mieszkam.

– To bardzo daleko – przyznał Czarodziej. – A Wielkie Święta dopiero za miesiąc. Mogłeś przekazać wasze listy któremuś z Wysłanników, oni to przecież zbierają je z grodów i wiosek a potem dostarczają tutaj.

– Wolałem dostarczyć osobiście. Mam też wiadomość.

Przybysz zaczął rozcierać dłonie, po czym odwrócił się tyłem do kominka, żeby ogrzać plecy. Gospodarz obserwował go spokojnie, cierpliwie czekając aż gość dokończy wypowiedź.

– Właściwie to prośba – rzekł młodzieniec, wyprostowawszy się. Spojrzał wprost w bystre, błękitne oczy Czarodzieja, a w jego głosie wyraźnie zabrzmiała powaga. – Chcemy prosić o wsparcie.

– Rozumiem. Usiądź, proszę.

Młodzieniec usadowił się na jednej z sof, przenosząc obok niej worek podróżny oraz miecz.

– Przydał się, nim trafiłeś na gościniec? – spytał starzec, patrząc na broń.

– Na szczęście, nie. Ale moi konfratrzy nalegali, bym go wziął. Co prawda jest jedyny we wsi, lecz miał zwiększyć szanse na dotarcie tutaj.

– Zatem to bardzo ważne. Mów.

Posłaniec westchnął, po czym nachylił się w stronę gospodarza, opierając łokcie na kolanach.

– Ostatnimi zimami jesteśmy nękani przez sąsiednią wioskę. Jej mieszkańcy zaczęli nas nachodzić, domagając się zapasów, zwłaszcza żywności. Kiedy protestowaliśmy, wydzierali nam siłą. Próbowaliśmy się z nimi układać, lecz są liczniejsi, mimo że ich osada jest niewiele większa od naszej.

Czarodziej przyłożył do ust pięść, drapiąc się palcem wskazującym po podbródku.

– To przykre – rzekł. – Przychodzisz więc do mnie po pomoc?

– Owszem – zgodził się nieśmiało wędrowiec. – Słyszeliśmy o tobie wiele dobrego. Ponoć nie tylko rozdajesz podarki w Wielkie Święta, lecz także pomagasz potrzebującym, wspierasz ubogich, bronisz pokrzywdzonych. Powiadają też, że władasz potężną magią. Dlatego, choć masz wiele imion, wszyscy zwą cię Czarodziejem-Dobrodziejem.

– Ho! – zakrzyknął stary mężczyzna, po czym nieznacznie wykrzywił ku górze kącik ust. – Miły tytuł, przyznaję. Lecz do pomocy innym nie potrzeba czarowania, na taką magię każdy może sobie pozwolić. Nikt nie chciał was wspomóc?

– Niestety, mieszkamy na krańcu znanego świata, nikt się nie będzie fatygował. A ty podobno dysponujesz magicznymi zaprzęgami, dzięki którym podróżujesz błyskawicznie, i masz na swoje usługi armię krasnoludów i elfów.

– Ho! Tak mówią? Przecież wspomniałeś, że zwą mnie Czarodziejem-Dobrodziejem, nie zaś Czarodziejem-Generałem. Moje elfy to przede wszystkim rzemieślnicy i kucharze, krasnoludy zaś parają się budowaniem i górnictwem. Dzięki nim mogę dzielić się ze światem naszymi wytworami i surowcami. Owszem, wśród nich znajdziesz również biegłych w posługiwaniu się orężem, jak moi strażnicy, których już zdążyłeś poznać. Lecz nie nazwałbym ich armią. I mają za zadanie chronić, nie atakować.

– Kiedy my właśnie chcemy się obronić, sami nie pragniemy walki. Jesteśmy pokojowo nastawieni. Obawiamy się jednak, iż tym razem nas po prostu napadną. Musimy to odeprzeć. Zwracamy się więc do ciebie, gdyż jesteś tym, który daje ludziom zwycięstwo. A przynajmniej tak ma znaczyć jedno z twoich imion.

– Ho! Zwycięstwo można osiągać wieloma sposobami, niekoniecznie rozlewem krwi, czego zresztą wolałbym uniknąć.

Starzec zamilkł. Wysłaniec poczuł się nieco zbity z tropu.

– To nie wszystko – podjął po chwili. – Odkąd to się zaczęło, nie wiemy nawet, czy podarki od ciebie w ogóle do nas dotarły. Najpewniej padły łupem złodziei. Niektórzy w osadzie powiadają, że nawet ty o nas zapomniałeś. – Urwał, po czym dodał z nutą goryczy – A najmłodsze dzieci zaczęły mówić, że nie istniejesz…

Czarodziej zadumał się, spoglądając w sufit.

– Kto was uciska?

– Mieszkańcy Wichrowej – odpowiedział bez wahania młodzieniec.

Po jego słowach starzec zaczął przekładać leżące na blacie pergaminy. Jednej z kart przyjrzał się w skupieniu.

– Pomogę wam – odezwał się nagle, a jego oblicze pojaśniało. – Lecz najpierw posilisz się i odpoczniesz.

 

Zamieć trwała w najlepsze. Wicher i śnieg wciąż zakłócały widoczność. Posłaniec z żalem stwierdził, że nadal nie mógł rozejrzeć się po okolicy, której bardzo był ciekaw. Wśród zawiei zdołał ujrzeć jedynie kilka drewnianych domków oraz całe mnóstwo wysokich sosen. Gdy tylko smukła elfka w roboczej sukni przyniosła strawę, gospodarz pozostawił go samego, prosząc, by zjadł i poczekał na wezwanie. Nim zjawił się przewodnik, łysy krasnolud, młodzian zdążył się najeść i nieco odpocząć.

Czarodziej czekał na niego, spokojnie trwając w bezruchu wśród śnieżycy, która zdawała się nie robić na nim żadnego wrażenia, zupełnie jakby wiatr i śnieg ostrożnie omijały całą jego postać. Stał wyprostowany, przez co młodzieniec mógł się wreszcie przekonać, iż stary mężczyzna faktycznie cechuje się pokaźnym wzrostem. Dobrodziej odziany był w płaszcz z kozich skór, na głowę zaś założył długą, wełnianą czapkę, na końcu której przyszyta była puchata kulka, spoczywająca na jego ramieniu. W prawej ręce dzierżył drewniany kostur o spiralnej końcówce. Młodzieniec zastanawiał się, czy gospodarz w tym wszystkim wygląda osobliwiej, czy też bardziej tajemniczo.

– Dziękuję, przyjacielu – rzekł Czarodziej do krasnoluda, który na te słowa ukłonił się i odszedł. – Mam nadzieję, że jadło ci smakowało – zwrócił się przyjaźnie do wędrowca.

– Było wyborne i sycące, dziękuję. Odzyskałem część sił.

– To dobrze, bo czeka nas mała wyprawa.

Po tych słowach starzec uniósł dłoń. Posłaniec dopiero w tym momencie ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że obok nich stoją okazałe, drewniane sanie o długich płozach i wysokich ścianach. Jego zaskoczenie wzrosło, kiedy podszedł bliżej. Ujrzał zaprzężone do pojazdu dwa ogromne samce, znacznie przewyższające największych przedstawicieli swoich gatunków. Renifer o rdzawej sierści i rozłożystym porożu, oraz brodaty kozioł o mlecznym umaszczeniu i imponujących, lekko zakrzywionych rogach, stały niemalże nieruchomo i bezgłośnie, niczym posągi. Podobnie jak Czarodziej, nic sobie nie robiły z trwającej wokół zamieć.

– Niesamowite… – mruknął pod nosem młodzian.

– Być może – odparł ze śmiechem Dobrodziej, dziwnym trafem usłyszawszy cichą uwagę wśród wyjącego wiatru. – Wskakuj, młody druhu! O nie, nie tutaj – dodał zaraz potem, widząc, jak jego towarzysz próbuje wgramolić się na miejsce obok woźnicy. – Idź do tyłu i przykryj się kocem. Może uda ci się zdrzemnąć.

– Nie sądzę, żebym zdołał. Pewnie będzie rzucać…

– Ho! Już o to się nie martw. Jesteś zmęczony, a przed nami długa droga. Mój zaprzęg to co prawda nie rydwan bojowy, ale jest szybki, choć może nie błyskawiczny, jak go wcześniej określiłeś, więc trochę czasu nam to zajmie. Wykorzystaj to i odpocznij.

Młodzieniec wskoczył do obszernego pudła sań, za siedzeniem woźnicy, w którym znajdowało się kilka wypełnionych worów. Pomiędzy nimi zaś leżał stosik siana, na którym spoczywał gruby koc. Nie zwlekając, usiadł i szczelnie opatulił się okryciem. Czarodziej usadowił się z przodu, po czym odwrócił w stronę pasażera.

– Gotowy? Tak? No to wio! – Lejce świsnęły w mroźnym powietrzu, zabrzmiał dźwięk dzwonków. – Biały, Rudy, do Białej Dolny, tylko chyżo!

 

– Jesteś wreszcie! – zawołał starszy wioski, widząc powracającego posłańca i wybiegając mu na spotkanie. – Udało się? Znalazłeś Dobrodzieja? Pomoże nam?

Młody doręczyciel uniósł dłoń, próbując uspokoić zdenerwowanego mężczyznę. Przy okazji chciał złapać oddech. Czynił to z trudem, gdyż w tamtym czasie w Białej Dolinie śnieg zacinał i wiatr huczał, jednak z mniejszą siłą niż w siedzibie Czarodzieja.

– Tak, ale… – wykrztusił po chwili, rozglądając się wokół. – Coś się stało? Co to za zgromadzenie?

Mieszkańcy wioski zebrali się na jej skraju. Większość z nich trzymała w rękach pochodnie, kije lub jakieś narzędzia. Kilkoro podbiegło do przybysza, zasypując go pytaniami i wieściami.

– Z Wichrowej nadchodzą!

– Nic ci nie jest?

– Dobrodziej przybędzie?

– Niedługo tu będą, dobądź miecza!

Krzyki towarzyszy dźwięczały młodzieńcowi w uszach. Zamknął oczy i zacisnął usta, próbując się opanować. Wziął głęboki oddech, po czym krzyknął:

– Uspokójcie się! Sprowadziłem Czarodzieja!

– To gdzież on jest w takim razie? – spytał ktoś z gromady.

– Nie wiem. To znaczy… Przyjechaliśmy razem, ale jak byliśmy już niedaleko, to chyba coś zauważył. Poprosił, żebym pobiegł do was i sprawdził, czy wszystko w porządku… On sam udał się w drugą stronę.

Po jego słowach wybuchła wrzawa. Miejscowi zaczęli krzyczeć do niego lub do siebie nawzajem, niektórzy z radością, inni z niedowierzaniem, złością lub strachem. Wysłaniec słyszał zarówno gratulacje z powodu powodzenia misji, jak i pytania o to, czy aby mróz nie przyprawił go o zwidy. Zaczęła boleć go głowa. Miał dość.

– Witajcie! – Donośny głos uciął zgiełk.

Wiatr nagle osłabł. Wieśniacy oniemieli, gdy tuż obok nich, jakby wyrósł spod ziemi, pojawił się wysoki, odziany w skóry białobrody starzec. Usta miał wygięte w serdecznym uśmiechu, błyskotliwymi oczami obserwował całe zamieszanie.

– To… To Czarodziej… – jęknął starszy wioski. – A więc młody powiedział prawdę!

– Owszem, powiedział – potwierdził życzliwie brodacz. – Wybaczcie, że nie przybyłem razem z nim. Musiałem wpierw pomówić z mieszkańcami Wichrowej, zanim oni zdążyliby się rozmówić z wami. Nie powinni już was niepokoić.

– Udało ci się z nimi porozmawiać? Oni z nami nie chcieli…

– Zgadza się. I, choć kryje się za tym dłuższa historia, mogę rzec oględnie, iż przed kilkoma laty zaczęli cierpieć niedostatek, co, niestety popchnęło ich do desperackich kroków. Podzieliłem się z nimi zapasami, lecz zastrzegłem, żeby na drugi raz, jeśli będą potrzebować pomocy, grzecznie o nią poprosili. Tak, jak wy to uczyniliście. – Wyprostował dłoń, by wskazać stojące niedaleko sanie. – Przywiozłem też coś dla was, śmiało.

Uradowani i pełni wdzięczności tubylcy zaczęli podążać w stronę zaprzęgu Czarodzieja. On zaś podszedł do młodego posłańca i położył mu rękę na ramieniu.

– Dobrze się spisałeś, odważny młodzieńcze. Wielkim wysiłkiem pomogłeś rozwiązać problemy dwóch wiosek naraz. Możesz być z siebie dumny.

– Dziękuję… – odparł tamten.

Spojrzał na swoich towarzyszy z wioski, a w sercu poczuł ulgę.

Naraz do Dobrodzieja wolno podeszła kilkuletnia dziewczynka i, uniósłszy głowę, zaczęła się w niego wpatrywać wielkimi oczami, w których ciekawość mieszała się z nieśmiałością. Mężczyzna przykucnął i obdarował brzdąca dobrotliwym uśmiechem. Następnie sięgnął za pazuchę i wyciągnął niewielki biały przedmiot, by umieścić go w drobnych dłoniach, które dziewczynka ostrożnie wyciągnęła przed siebie. Młody posłaniec zobaczył zabawkę w kształcie baranka, a następnie ujrzał malujący się na dziecięcej buzi, po raz pierwszy od dawna, radosny uśmiech.

– To jest prawdziwa magia – szepnął.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

Ze spraw technicznych – wątpliwości podczas czytania (zawsze – tylko do przemyślenia):

Usilne pragnienie ocieplenia się tymczasowo przesłoniła mu ekscytację związaną ze znalezieniem się w tym niezwykłym miejscu. – tu albo brakuje części zdania, albo jest niepoprawna składnia?

Nie mniejsze było jego zdziwienie, gdy podszedłszy bliżej ujrzał, że zaprzęgnięto do nich dwa ogromne samce, znacznie przewyższające typowych przedstawicieli swoich gatunków. – tu podobnie?

Wybaczcie, że nie przybyłem razem z nim, lecz musiałem się wpierw pomówić z mieszkańcami Wichrowej, zanim oni zdążyliby rozmówić się z wami. – i tutaj?

Podzieliłem się z nimi zapasami, lecz zastrzegłem żeby na drugi raz jeśli będą potrzebować pomocy, niech grzecznie o nią poproszą. – i tutaj?

Gdy uradowani i pełni wdzięczności tubylcy zaczęli skierowali się w stronę zaprzęgu Czarodzieja, ten podszedł do młodego posłańca i położył mu rękę na ramieniu. – i tu?

Naraz do Dobrodzieja powoli podeszła kilkuletnia dziewczynka, i uniósłszy głowę zaczęła wpatrywać się w niego wielkimi oczami, w których ciekawość mieszała się z nieśmiałością. – tutaj też?

 

Ale moi konfratrzy nalegali (przecinek?) bym go wziął.

Przez ostatnie zimy jesteśmy nękani przez sąsiednią wioskę. Jej mieszkańcy zaczęli nas nachodzić, domagając się naszych zapasów, zwłaszcza żywności. – powtórzenia?

Odkąd to wszystko się zaczęło nie wiemy nawet czy poprzednie podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły, gdyż najpewniej i one padły łupem złodziei. – zdanie jest chyba nielogiczne, czy tu nie miało być „od”?

 

– Z jakiej osady was uciskają?

– Z Wichrowej – opowiedział bez wahania młodzieniec. – literówka?

 

Po jego słowach starzec zaczął przeglądać lezące na blacie pergaminy. – i tu?

– Dziękuję (przecinek?) przyjacielu – rzekł do krasnoluda, który…

Nie sądzę (przecinek?) żebym zdołał.

Mój zaprzęg to co prawda nie rydwan bojowy, ale jest szybki, choć może nie błyskawiczny, jak żeś to wcześniej określił, więc trochę czasu nam to zajmie. Wykorzystaj to i odpocznij. – powtórzenie?

Nie było to łatwe, gdyż w tamtym czasie warunki pogodowe w Białej Dolinie były niewiele bardziej sprzyjające od tych, które panowały w siedzibie Czarodzieja. – i tu?

 

Wstawiłabym jeszcze nieco przecinków, ale nie mam co do nich pewności. :)

Klimat opowieści bardzo ciekawie komponuje się z hasłami konkursowymi, ma w sobie wiele ciepła i serdeczności. Opisy zjawisk przyrody są malownicze, a dialogi interesujące i wciągają szybko w akcję. :)

Postać Mikołaja – wspaniała. :)

Klikam, pozdrawiam serdecznie. Powodzenia. :)

Pecunia non olet

Witaj bruce :-)

Dziękuję za wizytę i uwagi. 

 

Ze spraw technicznych – wątpliwości podczas czytania (zawsze – tylko do przemyślenia):

Usilne pragnienie ocieplenia się tymczasowo przesłoniła mu ekscytację związaną ze znalezieniem się w tym niezwykłym miejscu. – tu albo brakuje części zdania, albo jest niepoprawna składnia?

Nie mniejsze było jego zdziwienie, gdy podszedłszy bliżej ujrzał, że zaprzęgnięto do nich dwa ogromne samce, znacznie przewyższające typowych przedstawicieli swoich gatunków. – tu podobnie?

Wybaczcie, że nie przybyłem razem z nim, lecz musiałem się wpierw pomówić z mieszkańcami Wichrowej, zanim oni zdążyliby rozmówić się z wami. – i tutaj?

Podzieliłem się z nimi zapasami, lecz zastrzegłem żeby na drugi raz jeśli będą potrzebować pomocy, niech grzecznie o nią poproszą. – i tutaj?

Gdy uradowani i pełni wdzięczności tubylcy zaczęli skierowali się w stronę zaprzęgu Czarodzieja, ten podszedł do młodego posłańca i położył mu rękę na ramieniu. – i tu?

Naraz do Dobrodzieja powoli podeszła kilkuletnia dziewczynka, i uniósłszy głowę zaczęła wpatrywać się w niego wielkimi oczami, w których ciekawość mieszała się z nieśmiałością. – tutaj też?

Faktycznie, mogłem coś nieumyślnie zamotać, więc dla pewności poprawiłem wszystkie zdania, które wymieniłaś. Z chęcią bym niektóre przebudował (/rozbudował), lecz ledwo zmieściłem się w limicie znaków, zatem skupiłem się na ich podzieleniu. Poniżej wstawiam poprawione wersje:

Usilne pragnął się ocieplić. Tymczasowo przesłoniło mu to ekscytację, związaną ze znalezieniem się w tym niezwykłym miejscu.

Jego zaskoczenie wzrosło, kiedy podszedł bliżej. Ujrzał zaprzęgnięte do pojazdu dwa ogromne samce, znacznie przewyższające typowych przedstawicieli swoich gatunków.

Wybaczcie, że nie przybyłem razem z nim. Musiałem wpierw pomówić z mieszkańcami Wichrowej, zanim oni zdążyliby rozmówić się z wami.

Podzieliłem się z nimi zapasami. Zastrzegłem jednak, żeby na drugi raz grzecznie poprosili o pomoc, jeśli będą jej potrzebować.

Uradowani i pełni wdzięczności tubylcy zaczęli podążać w stronę zaprzęgu Czarodzieja. On zaś podszedł do młodego posłańca i położył mu rękę na ramieniu.

Naraz do Dobrodzieja powoli podeszła kilkuletnia dziewczynka. Uniósłszy głowę zaczęła wpatrywać się w niego wielkimi oczami, w których ciekawość mieszała się z nieśmiałością.

 

Jeśli chodzi o literówki – miałaś co do nich rację. Poprawiłem, dodałem przecinki i usunąłem powtórzenia.

 

Cieszę się, że Ci się podobało. Właśnie taki klimat chciałem stworzyć, szkoda tylko, że nie zdążyłem przed Świętami. Dziękuję za opinię i kilka :-)

 

Pozdrawiam serdecznie!

I ja bardzo dziękuję; limit to na pewno swego rodzaju utrudnienie w rozwinięciu fabuły, rozumiem. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Hejo.

No takie to… słodziaszne. Rozumiem, konwencja, święta, happy-endy, kwiaty w oknach i w ogóle, ale u mnie cukrometr wysadził skalę. 

Nie mówię, że to źle. Mówię, że not me gusta.

Ale napisane dość sprawnie, a i fabuła zrozumiała.

 

“Po obu jego stronach ustawione były sofy, których szkarłatne podszycia zdobiły hafty o kształtach liści jemioły, na nich zaś spoczywało kilka niewielkich poduszek. Na ścianach z jasnego drewna porozwieszane były ozdoby wykonane z szyszek, suszonych owoców oraz gałęzi drzew iglastych, z sufitu zwisał majestatyczny żyrandol oświetlający wnętrze nad wyraz mocnym blaskiem. Innym źródłem światła był szeroki kominek, dzięki któremu w środku było również przyjemnie ciepło”. – się bym tutaj przyjrzał.

Hej przygodo

Cześć! Kilka zdań wymienionych przez bruce może się powtórzyć u mnie, bo tak to już jest z tą techniką.

W oddali zamajaczyły światełka, których słaby blask usilnie przebijał się przez panującą wokół śnieżycę.

Oooj, zakręciło mi się w głowie. Śnieżyca nie bardzo panuje, chociażby. Co dokładnie chcesz powiedzieć o tych światełkach?

Od dłuższego czasu toczył nierówny bój z wichrem i śniegiem. Te zdawały się zawrzeć przeciw niemu sojusz, jakby chciały uniemożliwić kontynuację marszu poprzez bezlitosne smaganie młodzieńca kłującym lodem i potężnymi porywami.

Przekomplikowane, purpurowe – źle się to czyta. Widać, co chcesz osiągnąć, ale tego nie osiągasz. Porównaj: Wicher miotał mu w twarz lodowym piaskiem. Młodzieniec brnął, zataczając się na sztywnych nogach.

Poprawił toboły na plecach, zacisnął palce na lasce podróżnej i ruszył w kierunku światła

Nie wiem, czy zdołałby to zrobić w zamieci, zgrabiałymi rękami.

W miarę jak zbliżał się do celu, zdawało mu się iż zaczyna dostrzegać niewyraźne sylwetki.

W miarę, jak x, zaczynało się y; albo dostrzegał więcej y. Ta konstrukcja informuje o rozciągłym procesie. Reszta przeciągnięta: Kiedy zbliżał się do celu, wydało mu się, że dostrzega niewyraźne sylwetki.

– Stać! Kto idzie?! – Naraz dobiegł go tubalny głos.

Didascale dałabym na początek zdania, bo "naraz" to tyle, co nagle, niespodzianie, a niespodzianka już zepsuta.

zawołał w odpowiedzi, starając się przekrzyczeć ryk wichru

"W odpowiedzi" spokojnie można wyciąć.

Przynoszę listy dla Czarodzieja! Oraz wiadomość!

A wiadomość nie zalicza się do listów? Chyba że to wiadomość ustna?

mężczyzna ujrzał jak z zawiei wyłaniają się jakieś postacie

To mężczyzna:

 

czy młodzieniec:

?

 X ujrzał, jak z zawiei wyłaniają się sylwetki/cienie.

Pierwszy, o siwej brodzie, uzbrojony był w topór, drugi zaś dzierżył berdysz, a jego broda miała barwę węgla.

Dobra, ale nie lepiej go przesłuchać w kordegardzie? Gdzie wszystkie szczegóły będą lepiej widoczne, bo nie zacina tam śnieg?

Ten odwzajemnił się im ciekawskim spojrzeniem, dostrzegając żelazne pancerze wystające spod okrywających ich ramiona zwierzęcych skór.

Mało naturalne, a powyższe zastrzeżenie pozostaje w mocy. Kiedy tak traktujesz tę zadymkę, to i czytelnik przestaje w nią wierzyć.

wskazując stary miecz spoczywający w pochwie na ramionach młodzieńca.

Jak położył sobie miecz (w pochwie) na ramionach?

My tu raczej pokojowi, a trakt do nas bezpieczny.

Ale uzbrojeni… a tu śnieg zacina (halo, gdzie ten śnieg?) i byłoby pełno zbójców na drodze, gdyby nie wyjechali na święta do babci ;)

Brodacze wymienili znaczące spojrzenia. Przez moment panowało milczenie.

Przypominam, że śnieg tak sypie, że mało co widać. I zimno jest.

piękne rzeźbione dębowe biurko o rozległym blacie

Nie miało być "pięknie rzeźbione"? Poza tym "rozległy" może być teren: https://wsjp.pl/haslo/podglad/23255/rozlegly/4179394/teren ale nie blat – to nie ta skala wielkości. (”Rozległe obrażenia” to żargon medyczny i jako takie są wyjątkiem.)

Po obu jego stronach ustawione były sofy, których szkarłatne podszycia zdobiły hafty o kształtach liści jemioły, na nich zaś spoczywało kilka niewielkich poduszek.

Mmmm… https://wsjp.pl/haslo/podglad/54305/podszycie/5214382/plaszcza Uprościłabym: Po obu jego stronach ustawione były sofy w szkarłatnych obiciach, wyhaftowanych w listki jemioły, zarzucone poduszkami. Swoją drogą – masz skłonność do antropomorfizacji, i nie wiem, co próbujesz przez nią osiągnąć.

z sufitu zwisał majestatyczny żyrandol oświetlający wnętrze nad wyraz mocnym blaskiem

Gdyby było ciemno, to nic z tego bogactwa nie byłoby widać, nieprawdaż? Tnij zbędne informacje.

Innym źródłem światła był szeroki kominek, dzięki któremu w środku było również przyjemnie ciepło.

Mało naturalne: Źródłem światła był również szeroki kominek, wypełniający pomieszczenie przyjemnym ciepłem. Albo, żeby ściąć nadmiar świateł i byłozę: Szeroki kominek wypełniał pomieszczenie przyjemnym ciepłem.

pomyślał młodzieniec grzejąc się przy ogniu

Pomyślał młodzieniec, grzejąc się przy ogniu.

Usilne pragnienie ocieplenia się tymczasowo przesłoniła mu ekscytację związaną ze znalezieniem się w tym niezwykłym miejscu.

To zdanie jest nie po polsku (ociepla się budynki…), zapewniające i doskonale zbędne.

Czarodziej siedział na fotelu za biurkiem, przeglądając leżące przed sobą zapisane karty pergaminu.

Czarodziej jest w tym pokoju najważniejszy, więc opis powinien się zacząć od niego. Poza tym: Czarodziej siedział w fotelu za biurkiem, przeglądając leżące na blacie zapisane karty pergaminu. A to dlatego, że "sobą" odnosi się nie wiadomo, do czego, i mąci.

Był starym, białowłosym mężczyzną o bujnej czuprynie i okazałej brodzie.

Nieciekawe zdanie. Co powiesz na takie: Miał bujną, białą czuprynę i brodę, a kurze łapki w kącikach oczu świadczyły, że przeżył wiele lat i wiele radości.

Wydawał się bardzo wysoki, lecz trudno to było oszacować, gdy pozostawał w pozycji siedzącej.

Puste zdanie, nic nie mówi, a tylko wyrywa z zawieszenia niewiary. Jeśli wzrost Czarodzieja jest w tej chwili ważny, zasugeruj go, ale nie zgaduj. Porównaj go z czymś, na przykład.

Po tym jak zbrojni przyprowadzili przed jego oblicze doręczyciela, podziękował im i poprosił o przygotowanie poczęstunku dla gościa, a jego samego zachęcił do rozgrzania się przy kominku. Na obie rzeczy mężczyzna zareagował z nieukrywaną wdzięcznością.

Nie jest to zgrabne, zwłaszcza drugie zdanie. Kłopot w tym, że pewnie nadziałeś się tu na limit, mam rację? Bo te zdania wyraźnie służą skróceniu tekstu.

Jego głos był głęboki, lecz serdeczny

Dlaczego to się wyklucza?

Musiałeś przebyć długą drogę.

Anglicyzm: z pewnością przebyłeś długą drogę.

Posłaniec skinął głową, nie wypowiedziawszy słowa.

Hmm.

Wziął głęboki oddech, wciągając nozdrzami ciepłe powietrze, kryjące unoszącą się w pomieszczeniu delikatną woń palącej się jodły.

Bardzo dziwne zdanie. Jak powietrze może cokolwiek "kryć"? A woń może być subtelna, nieznaczna, ale raczej nie "delikatna".

po czym odwrócił się tyłem do kominka z zamiarem ogrzania pleców

Styl urzędniczy: po czym odwrócił się tyłem do kominka, żeby ogrzać plecy.

obserwował go spokojnym spojrzeniem

Obserwował go spokojnie.

odezwał się młodzieniec, wyprostowawszy się

Dwa "się" obok siebie rzucają się w oczy.

w jego głosie zabrzmiała wyraźna powaga

A nie: w jego głosie wyraźnie zabrzmiała powaga?

odkładając obok niej worek podróżny oraz miecz

Czyli ogrzewając się cały czas je trzymał? To jak zacierał ręce? Czy miał ten worek i miecz na plecach (na ramionach, ale na ramionach przecież nie mógł) ?

spytał starzec patrząc na broń

Spytał starzec, patrząc na broń.

Szczęśliwie nie

Na szczęście, nie.

Ale moi konfratrzy nalegali bym go wziął.

Ale moi konfratrzy nalegali, bym go wziął.

Co prawda jest jedyny we wsi, lecz miał zwiększyć szanse na dotarcie tutaj.

Nie widzę tu wynikania logicznego – co ma jedyność miecza do zwiększenia szans? Które, swoją drogą, jest bardzo niefantastyczne.

Przez ostatnie zimy jesteśmy nękani przez sąsiednią wioskę.

Nie parsuje się to dobrze. Może: Od kilku zim nęka nas sąsiednia wioska.

wydzierali nam siłą lub kradli

W zasadzie rabunek to też kradzież…

Próbowaliśmy się z nimi dogadywać, lecz są liczniejsi, mimo że ich osada jest niewiele większa od naszej.

Skaczesz ze stylu na styl (kolokwialne: dogadywać się; formalne: mimo że, lecz).

Czarodziej zasłonił usta dłonią, drapiąc się palcem wskazującym po podbródku.

Spróbowałam. Serdecznym mogę, środkowym też, ale wskazującym trudno.

– To przykre – rzekł.

Mmm, to czarodziej, nie psychoterapeuta.

– Owszem – zgodził się nieśmiało wędrowiec.

Raczej potaknął, ale nie będę się upierać. A swoją drogą, im potrzeba Yula Brynnera, nie świętego Mikołaja :)

zakrzyknął stary mężczyzna, nieznacznie wykrzywiając ku górze kącik ust

Naraz?

zaczarowanymi zaprzęgami

Aliteracja.

Przecież wspomniałeś, iż jestem zwany Czarodziejem-Dobrodziejem

Może lepiej: Przecież wspomniałeś, że zwą mnie Czarodziejem-Dobrodziejem.

krasnoludy zaś parają się konstruowaniem i górnictwem

Hmmm. Budowaniem?

Dzięki nim mogę dzielić się ze światem naszymi dobrami.

Jakieś to… polityczne.

Obawiamy się jednak, iż tym razem skończy się na jawnej napaści.

Hmmmmm.

Wysłaniec poczuł się nieco zbity z tropu, zastanawiając się jak ma odebrać to, co właśnie usłyszał.

Tłumaczysz niepotrzebnie: Wysłaniec poczuł się nieco zbity z tropu. Koniec, kropka.

– Jest jeszcze jedna rzecz – podjął po chwili. – Odkąd to wszystko się zaczęło nie wiemy nawet czy poprzednie podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły, gdyż najpewniej i one padły łupem złodziei. Wśród moich współmieszkańców zaczęły pojawiać się głosy, iż nawet ty o nas zapomniałeś

Skracalne i rozjaśnialne: – To nie wszystko – podjął po chwili. – Odkąd to się zaczęło, nie wiemy nawet, czy podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły. Najpewniej padły łupem złodziei. Niektórzy w osadzie powiadają, że nawet ty o nas zapomniałeś.

jego wzrok powędrował ku górze.

Spojrzenie, ale nie prościej napisać, że spojrzał w sufit?

– Z jakiej osady was uciskają?

– Z Wichrowej

To nie jest poprawne:

 

– Kto was uciska?

– Mieszkańcy Wichrowej.

Po jego słowach starzec zaczął przeglądać lezące na blacie pergaminy. Natrafiwszy na jedną z kart, przyjrzał się jej w skupieniu przez dłuższą chwilę.

Ale tam są same karty… Starzec zaczął przekładać leżące na blacie pergaminy. Jednej z kart przyjrzał się w skupieniu.

jego oblicze rozjaśniało

Pojaśniało. Rozjaśniać można coś poza sobą.

Posłaniec z żalem stwierdził, że warunki pogodowe wciąż zakłócają widoczność.

Uciąć, skrócić i wyrzucić. Niestylistyczne i nic nie wnosi.

Jego twarz była brutalnie atakowana przez wicher

I znowu ta antropomorfizacja. Czemu? Nie brzmi zbyt poważnie.

przez co nawet nie miał możliwości rozejrzenia się po okolicy

Uprość: przez co nie mógł nawet się rozejrzeć po okolicy.

Wśród zawiei zdołał ujrzeć jedynie kilka drewnianych domków oraz całe mnóstwo obficie ośnieżonych sosen.

Nie dam głowy za "obficie ośnieżone" ale – nie szedłeś nigdy w zadymce? Tu jeszcze nie jest tak strasznie: https://www.youtube.com/watch?v=Q9COsI2cgKk ale wyobrażasz sobie w tych warunkach ośnieżone sosny? I szczegółowe opisy? P. https://en.wikipedia.org/wiki/Whiteout_(weather)

Gdy tylko smukła elfka w roboczej sukni przyniosła dla niego strawę, gospodarz pozostawił go samego, prosząc aby zjadł i poczekał na wezwanie.

Gdy tylko smukła elfka w roboczej sukni przyniosła strawę, gospodarz pozostawił go samego, prosząc, by zjadł i poczekał na wezwanie.

Nim zjawił się przewodnik, w postaci łysego krasnoluda, młodzian zdążył

Nim zjawił się przewodnik, łysy krasnolud, młodzian zdążył.

Stał wyprostowany, przez co młodzieniec mógł się wreszcie przekonać, iż ten faktycznie cechuje się pokaźnym wzrostem.

"Ten" powinno się tu, sądząc z szyku, odnosić do młodzieńca: Stał wyprostowany, dzięki czemu młodzieniec mógł się wreszcie przekonać, że czarodziej faktycznie cechuje się pokaźnym wzrostem.

spiralnej końcówce

Hmm?

Wyglądał w tym wszystkim nieco osobliwie, a trochę tajemniczo.

Zapewniasz.

Dziękuję przyjacielu

Dziękuję, przyjacielu.

zwrócił się ciepłym tonem do wędrowca

A może po prostu: zwrócił się przyjaźnie do wędrowca?

Po tych słowach starzec uniósł dłoń, jakby chciał coś pokazać.

?

zdał sobie sprawę, że obok nich stały okazałe, drewniane sanie

Stoją sanie – po polsku nie cofamy czasu orzeczenia w zdaniu podrzędnym.

dwa ogromne samce, znacznie przewyższające typowych przedstawicieli swoich gatunków

…?

Renifer o rdzawej sierści i rozłożystym porożu, oraz brodaty kozioł o mlecznym umaszczeniu i imponujących, lekko zakrzywionych rogach, stały niemalże nieruchomo i bezgłośnie, niczym posągi.

W zamieci i tak nic by nie usłyszał. Wiatr wyje i wszystko zagłusza (a uszy bolą): Renifer o rdzawej sierści i rozłożystym porożu oraz brodaty kozioł o mlecznym umaszczeniu i imponujących, lekko zakrzywionych rogach stały niemal nieruchomo, niczym posągi.

zdawały się całkowicie ignorować trwającą wokół zamieć

Gdyby nawet "ignorować" nie było anglicyzmem, to czy ma sens przypuszczenie, że ktoś coś "ignoruje"?

dziwnym trafem słysząc cichą uwagę wśród wyjącego wiatru

Usłyszawszy, ale teraz dałeś dowód, że wiesz, że nic nie powinno być słychać. A zatem? Czyżby autor był roztargniony? ;)

widząc jak

Widząc, jak.

Nie sądzę żebym zdołał

Nie sądzę, żebym zdołał.

Jesteś zmęczony a przed nami długa droga

Jesteś zmęczony, a przed nami długa droga.

ale jest szybki, choć może nie błyskawiczny, jak żeś to wcześniej określił

Hmmm, nie bardzo.

wskoczył do obszernej części transportowej

Wskoczył na tył sań. Albo na pudło sań.

obserwując jak ten szczelnie opatula się pokryciem

?

zawołał z poruszeniem starszy wioski, widząc powracającego posłańca i wybiegając mu na spotkanie

Tnij – jasne, że starszy jest poruszony i wybiega na spotkanie, to widać z kontekstu: zawołał starszy wioski, widząc powracającego wysłańca.

Młody doręczyciel uniósł dłoń, próbując uspokoić zdenerwowanego mężczyznę a jednocześnie złapać oddech.

To znaczy?

Nie było to łatwe, gdyż w tamtym czasie warunki pogodowe w Białej Dolinie były niewiele bardziej sprzyjające od tych, które panowały w siedzibie Czarodzieja.

Ale to ma być opowiadanie fantastyczne, nie prognoza pogody: Nie było to łatwe, bo w Białej Dolinie śnieg zacinał i wiatr wtłaczał słowa w usta.

Byli wyraźnie zaniepokojeni.

Skoro pokazujesz, że na coś się szykują, nie musisz tłumaczyć, że są zaniepokojeni – widać.

Kilkoro z nich również podbiegło do przybysza, zasypując go pytaniami i wieściami.

Kilkoro podbiegło do przybysza, zasypując go pytaniami i wieściami. Przypominam, że to wszystko dzieje się w zamieci.

Zamknął oczy i zacisnął usta, próbując dojść do siebie.

…? https://wsjp.pl/haslo/podglad/41765/ktoscos-doszedldoszlo-do-siebie

Przybyliśmy razem, ale jak byliśmy już niedaleko to musiał coś dostrzec. Poprosił żebym pobiegł do was i sprawdził czy wszystko w porządku…

Anglicyzm, rymy, brak przecinków: Przyjechaliśmy razem, ale jak byliśmy już niedaleko, to chyba coś zauważył. Poprosił, żebym pobiegł do was i sprawdził, czy wszystko w porządku…

krzyczeć do niego lub siebie

Do siebie. Tu nie można tego opuścić.

ze niedowierzaniem

Z niedowierzaniem. "Ze" stosuje się ze względów brzmieniowych, kiedy zbitka z "z" byłaby trudna do wymówienia.

aby mróz nie przyprawił go o halucynacje

Mało fantastyczne.

W jego głowie zaczął pulsować nieznośny ból. Miał dość.

Ból miał dość? A nie prościej: Rozbolała go głowa?

zabrzmiał nagle donośny głos, przerywając zgiełk.

Czego nie robią imiesłowy i czy ta zadymka ma regulację głośności? Donośny głos uciął zgiełk.

Usta miał wykrzywione w serdecznym uśmiechu, błyskotliwy wzrok obserwował całe zamieszanie.

Wykrzywienie nie wygląda serdecznie, a wzrok jest możliwością obserwowania, nie agensem.

A więc młody miał rację!

Mieć rację i mówić prawdę – to nie to samo.

potwierdził życzliwym tonem

Życzliwie. Nie wiem, skąd ta maniera głosów i tonów – one tylko przedłużają wypowiedź, a nic nie wnoszą.

rozmówić się

Się rozmówić.

Udało ci się z nimi porozmawiać? Wobec nas byli wrogo nastawieni.

Mało naturalnie.

I choć kryje się za tym dłuższa historia, mogę rzec oszczędnie, iż przed kilkoma laty zaczęli cierpieć niedostatek, co niestety popchnęło ich do tego desperackiego kroku. Podzieliłem się z nimi zapasami, lecz zastrzegłem żeby na drugi raz jeśli będą potrzebować pomocy, niech grzecznie o nią poproszą.

 I, choć kryje się za tym dłuższa historia, mogę rzec oględnie, iż przed kilkoma laty zaczęli cierpieć niedostatek, co, niestety, popchnęło ich do desperackich kroków. Podzieliłem się z nimi zapasami, lecz zastrzegłem, żeby na drugi raz, jeśli będą potrzebować pomocy, grzecznie o nią poprosili.

Podobnie jak uczyniliście wy.

Tak, jak wy to uczyniliście.

Wyprostował dłoń, wskazując stojące niedaleko sanie.

Wyprostował rękę, by wskazać stojące niedaleko sanie.

Gdy uradowani i pełni wdzięczności tubylcy zaczęli skierowali się w stronę zaprzęgu Czarodzieja, ten podszedł do młodego posłańca i położył mu rękę na ramieniu.

Tu się coś poplątało: Gdy uradowani i wdzięczni tubylcy ruszyli w stronę zaprzęgu Czarodzieja, ten podszedł do młodego posłańca i położył mu rękę na ramieniu.

Podejmując wiele wysiłku pomogłeś rozwiązać problemy dwóch wiosek naraz.

Sęk w tym, że myśmy tego nie widzieli… Wielkim wysiłkiem pomogłeś rozwiązać problemy dwóch wiosek naraz.

odparł tamten, nie mogąc wykrztusić nic więcej.

Hmm.

a w jego sercu zaczęło rosnąć uczucie ulgi.

Hmmm…

Naraz do Dobrodzieja powoli podeszła kilkuletnia dziewczynka, i uniósłszy głowę zaczęła wpatrywać się w niego wielkimi oczami, w których ciekawość mieszała się z nieśmiałością.

Nadal pada śnieg? Naraz do Dobrodzieja wolno podeszła kilkuletnia dziewczynka i, uniósłszy głowę, zaczęła się w niego wpatrywać wielkimi oczami, w których ciekawość mieszała się z nieśmiałością.

wyciągnął niewielki biały przedmiot, umieszczając go w drobnych dłoniach, które dziewczynka ostrożnie wyciągnęła przed siebie.

Imiesłowy oznaczają jednoczesność, nie przyczynowość: wyciągnął niewielki biały przedmiot, by umieścić go w drobnych dłoniach. Albo: wyciągnąwszy niewielki biały przedmiot, umieścił go w drobnych dłoniach.

malujący się na dziecięcej buzi, dawno na niej nie goszczący, radosny uśmiech.

Niegramatyczne (czego nie robią imiesłowy?): malujący się na dziecięcej buzi radosny uśmiech, który od dawna na niej nie gościł. Albo: malujący się na dziecięcej buzi, po raz pierwszy od dawna, radosny uśmiech.

– To jest prawdziwa magia – szepnął.

Oooj, słodko :)

 

Słodziutko, choć tu i ówdzie limit Cię ścisnął, a i o śniegu zapomniałeś. Co prawda rozwiązanie problemu odbywa się w całości za kulisami… i byłów trochę za dużo… i nie wszędzie obrazowo… Ale za to taak słodko :)

Usilne pragnął się ocieplić. Tymczasowo przesłoniło mu to ekscytację, związaną ze znalezieniem się w tym niezwykłym miejscu.

Nie, to nadal nie jest ładne ani potrzebne. Usilnie można się starać, ale raczej nie pragnąć. Ociepla się budynki, nie ludzi – ludzi można tylko ogrzać. Przysłówek często warto zastąpić frazą przysłówkową, albo czym innym, albo i wyrzucić. A tłumaczenie uczuć bohatera to w ogóle zły pomysł – powinny być jasne z kontekstu.

zaprzęgnięte do pojazdu

Zaprzężone heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć! Kilka zdań wymienionych przez bruce może się powtórzyć u mnie, bo tak to już jest z tą techniką.

Tarnino laughheartkiss

Pecunia non olet

wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

bruce → :-)

 

Canulas → Dziękuję za opinię, mimo że tekst nie trafił w Twój gust :-) Nie ukrywam, że Święta trochę tak na mnie działają…

 

Tarnina → Dziękuję za obszerną analizę i uwagi. Na pewno niektóre mankamenty były spowodowane limitem, jak słusznie zauważyłaś, inne zaś pośpiechem. To mnie oczywiście nie tłumaczy (ewentualnie tylko częściowo), więc biorę wszystko na klatę :-)

Mam nadzieję, że udało mi się poprawić całość z Twojej listy. Dziękuję też za wszystkie propozycje, mam nadzieję że się nie obrazisz, gdyż kilka zmodyfikowałem (nie chciałem iść na łatwiznę, mam nadzieję że nic nie pogorszyłem :-D). Poniżej garść rzeczy, do których chciałem się odnieść (pogrubiłem fragmenty tekstu, które cytowałaś):

W oddali zamajaczyły światełka, których słaby blask usilnie przebijał się przez panującą wokół śnieżycę.

Oooj, zakręciło mi się w głowie. Śnieżyca nie bardzo panuje, chociażby. Co dokładnie chcesz powiedzieć o tych światełkach?

W kwestii śnieżycy – chodziło mi o “panować” w znaczeniu “trwać”. Zdaję sobie jednak sprawę, że drugie określenie jest trafniejsze. Zamieniłem.

Światełka – chodziło np. o światła dochodzące z chat. Nie chciałem używać “ogniki”.

 

Poprawił toboły na plecach, zacisnął palce na lasce podróżnej i ruszył w kierunku światła

Nie wiem, czy zdołałby to zrobić w zamieci, zgrabiałymi rękami.

Dodałem “Wzruszył ramieniem” (część barkowa) na początku zdania, gdyż taki był pierwotny zamysł (nie chodziło o dłonie).

 

Przynoszę listy dla Czarodzieja! Oraz wiadomość!

A wiadomość nie zalicza się do listów? Chyba że to wiadomość ustna?

Tak, chodziło o ustną wiadomość, listy dotyczyły próśb o podarki. Dodałem to określenie, ponieważ zdaję sobie jednak sprawę, że wcześniej ta kwestia mogła być niejasna.

 

To mężczyzna: (…) czy młodzieniec: (…) ?

Jakby nie patrzeć, “młodzieniec” to “młody mężczyzna” :-) Ale zamieniłem na “młodzian”.

 

Dobra, ale nie lepiej go przesłuchać w kordegardzie? Gdzie wszystkie szczegóły będą lepiej widoczne, bo nie zacina tam śnieg?

(…)

Mało naturalne, a powyższe zastrzeżenie pozostaje w mocy. Kiedy tak traktujesz tę zadymkę, to i czytelnik przestaje w nią wierzyć.

Masz rację, choć myślę, że jeśli podeszli odpowiednio blisko, to bohater mógł dojrzeć choć by to, że noszą pancerze i skóry (bez dodatkowych detali np. wzorów na zbrojach). Nie chciałem też zmieniać scenerii, żeby nie przedłużać tekstu (ale, jak wspomniałem, liczę się z tego konsekwencjami).

Niemniej jednak zmieniłem kolory zarostów wartowników na “ciemny” i “jasny”, gdyż faktycznie w takich warunkach precyzyjne określenie barwy byłoby ciężkie.

 

wskazując stary miecz spoczywający w pochwie na ramionach młodzieńca.

Jak położył sobie miecz (w pochwie) na ramionach?

Zmieniłem “ramiona” na “plecy”. Pochwę, z mieczem w środku, mógł trzymać zamocowaną np. na rzemieniu.

 

My tu raczej pokojowi, a trakt do nas bezpieczny.

Ale uzbrojeni… a tu śnieg zacina (halo, gdzie ten śnieg?) i byłoby pełno zbójców na drodze, gdyby nie wyjechali na święta do babci ;)

Uzbrojeni, żeby chronić/ bronić (jak później wspominał Czarodziej) ew. odstraszać – Si vis pacem, para bellum :-) 

Trakt/ gościniec to jedynie część drogi do Czarodzieja (którą znali oficjalni Wysłannicy) i był bezpieczny np. dzięki owym wartownikom. Lecz ponownie – mogło to nie do końca wynikać z podanych Czytelnikowi w tekście informacji, a nie chciałem rozwlekać.

 

Brodacze wymienili znaczące spojrzenia. Przez moment panowało milczenie.

Przypominam, że śnieg tak sypie, że mało co widać. I zimno jest.

Racja, ująłem to niefortunnie. Zmieniłem na “spojrzeli na siebie”. Choć może ”odwrócili ku sobie głowy” mogło być bardziej trafne (widoczne w tych warunkach), ale brzmi niedobrze.

 

Swoją drogą – masz skłonność do antropomorfizacji, i nie wiem, co próbujesz przez nią osiągnąć.

Nie wiem czy to coś złego. Skoro jednak zwróciłaś na to uwagę, domyślam się że nadużywam tego typu środków lub stosuję je niefachowo. Przemyślę :-)

 

z sufitu zwisał majestatyczny żyrandol oświetlający wnętrze nad wyraz mocnym blaskiem

Gdyby było ciemno, to nic z tego bogactwa nie byłoby widać, nieprawdaż? Tnij zbędne informacje.

Zgadza się, ale to był celowy zabieg. Chciałem zbudować aurę tajemnicy/magii do tego miejsca, jak i samej postaci Czarodzieja, przez zawarcie kilku niezwykłych elementów (np. przerośnięte zwierzęta zaprzęgowe).

 

Wziął głęboki oddech, wciągając nozdrzami ciepłe powietrze, kryjące unoszącą się w pomieszczeniu delikatną woń palącej się jodły.

Bardzo dziwne zdanie. Jak powietrze może cokolwiek "kryć"? A woń może być subtelna, nieznaczna, ale raczej nie "delikatna".

“Kryjące” w znaczeniu “zawierające w sobie” (chciałem użyć krótszej frazy). Zmieniłem jednak na tto drugie, a “delikatną “ na “subtelną”.

 

odkładając obok niej worek podróżny oraz miecz

Czyli ogrzewając się cały czas je trzymał? To jak zacierał ręce? Czy miał ten worek i miecz na plecach (na ramionach, ale na ramionach przecież nie mógł) ?

Mógł mieć je związane sznurkiem i przewieszone przez ramię, ale zmieniłem na “odkładając” na “przenosząc” – mógł też je wcześniej odłożyć przy kominku, co wydaje się sensowniejsze :-)

 

 

Co prawda jest jedyny we wsi, lecz miał zwiększyć szanse na dotarcie tutaj.

Nie widzę tu wynikania logicznego – co ma jedyność miecza do zwiększenia szans? Które, swoją drogą, jest bardzo niefantastyczne.

Już tłumaczę – miecz był potencjalnie najbardziej skuteczną bronią, a jednocześnie rzadką. Był więc cenny dla mieszkańców wioski, którzy zdecydowali się wyposażyć w niego bohatera. Zależało im bardzo aby posłaniec dotarł do celu. Lepiej wziąć na szlak miecz niż kij :-)

 

wydzierali nam siłą lub kradli

W zasadzie rabunek to też kradzież…

Chciałem zasugerować, że albo robili to jawnie (wydzierać bezpośrednio z rąk) lub ukradkiem. Ale znaczenie podobne, usunąłem więc “lub kradli” :-)

 

Próbowaliśmy się z nimi dogadywać, lecz są liczniejsi, mimo że ich osada jest niewiele większa od naszej.

Skaczesz ze stylu na styl (kolokwialne: dogadywać się; formalne: mimo że, lecz).

Zmieniłem “dogadywać” na “układać”. Powinno pasować :-)

 

Czarodziej zasłonił usta dłonią, drapiąc się palcem wskazującym po podbródku.

Spróbowałam. Serdecznym mogę, środkowym też, ale wskazującym trudno.

Można, jeśli dłoń będzie zaciśnięta :-) Zmieniłem na” Czarodziej przyłożył do ust pięść…”.

 

– To przykre – rzekł.

Mmm, to czarodziej, nie psychoterapeuta.

Racja, ale chodziło o ukazanie empatii, jako jednaj z cech Czarodzieja.

 

Raczej potaknął, ale nie będę się upierać. A swoją drogą, im potrzeba Yula Brynnera, nie świętego Mikołaja :)

:-D

 

krasnoludy zaś parają się konstruowaniem i górnictwem

Hmmm. Budowaniem?

Przyznaję, tu miałem zagwozdkę. Ale może faktycznie lepiej brzmi “budowniczy” niż “konstruktor” :-) Zmieniłem.

 

Dzięki nim mogę dzielić się ze światem naszymi dobrami. 

Jakieś to… polityczne.

Chodzi o “dobra”? Nie chciałem używać “zapasy” gdyż tu miałoby węższe znaczenie (pomocnicy Czarodzieja nie tylko zbierali surowce, ale też robili np. zabawki, jak się potem okaże).

 

jego oblicze rozjaśniało

Pojaśniało. Rozjaśniać można coś poza sobą.

W SJP PWN znalazłem, że “rozjaśnieć” to też “poweseleć”, ale zmieniłem według Twojej uwagi :-)

 

Nie dam głowy za "obficie ośnieżone" ale – nie szedłeś nigdy w zadymce? Tu jeszcze nie jest tak strasznie: https://www.youtube.com/watch?v=Q9COsI2cgKk ale wyobrażasz sobie w tych warunkach ośnieżone sosny? I szczegółowe opisy? P. https://en.wikipedia.org/wiki/Whiteout_(weather)

Może nie wyobrażałem sobie aż takiej zamieci, ale niewątpliwie mój opis mógł być zbyt szczegółowy, jak na taką sytuację. Zmieniłem “obficie ośnieżone” na po prostu “wysokie”.

 

spiralnej końcówce

Hmm?

To nawiązanie do pastorału.

 

dwa ogromne samce, znacznie przewyższające typowych przedstawicieli swoich gatunków

…?

Zmieniłem “typowych” na “największych”. O to chodziło, bo nie jestem pewny? :-)

 

dziwnym trafem słysząc cichą uwagę wśród wyjącego wiatru

Usłyszawszy, ale teraz dałeś dowód, że wiesz, że nic nie powinno być słychać. A zatem? Czyżby autor był roztargniony? ;)

To kolejna sytuacja, gdzie celowo podkreśliłem niezwykłość Czarodzieja (usłyszał, pomimo zawiei). A odnośnie roztargnienia – być może, nie zaprzeczę :-)

 

wskoczył do obszernej części transportowej

Wskoczył na tył sań. Albo na pudło sań.

“Pudło sań” – tego szukałem, dzięki! :-)

 

Młody doręczyciel uniósł dłoń, próbując uspokoić zdenerwowanego mężczyznę a jednocześnie złapać oddech.

To znaczy?

Gest miał mieć dwa znaczenie – “uspokój się” i “zaczekaj chwilę” (”muszę odetchnąć”). Rozdzieliłem na dwa zdania.

 

Przypominam, że to wszystko dzieje się w zamieci.

Dlatego napisałem wcześniej, że warunki były nieco lepsze niż w siedzibie Czarodzieja :-)

 

ze niedowierzaniem

Z niedowierzaniem. "Ze" stosuje się ze względów brzmieniowych, kiedy zbitka z "z" byłaby trudna do wymówienia.

Literówka :-)

 

aby mróz nie przyprawił go o halucynacje

Mało fantastyczne.

Rzeczywiście, brzmi zbyt specjalistycznie. Zmieniam na “zwidy”.

 

Czego nie robią imiesłowy i czy ta zadymka ma regulację głośności? Donośny głos uciął zgiełk.

Poprawiłem, przy okazji zauważyłem, że “zjadłem” informację, że wiatr osłabł. Dodałem :-)

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę szczęśliwego Nowego Roku! :-)

Hej, 

 

mi się wydawało trochę przegadane. Dlatego że sięgasz po dość klasyczny świat fantasy i poświęcasz dość dużo czasu, żeby go jakoś tłumaczyć. No niektóre rzeczy bym po prostu wywalił bo niby tworzą świat, ale są w kontekście tego opowiadania zbędne. Nie jest źle, jest dobrze, ale bez żadnego wow. 

 

Noszenie miecza na plecach to wiedźminska moda, więc na początku myślałem, że to kolejne opowiadanie o wiedźminie na tym konkursie.

 

Szczęśliwego nowego roku! Pozdrawiam i powodzenia w konkursie :) 

 

Kto wie? >;

To mnie oczywiście nie tłumaczy (ewentualnie tylko częściowo), więc biorę wszystko na klatę :-)

:)

mam nadzieję że się nie obrazisz, gdyż kilka zmodyfikowałem

Ej – to Twój tekst. Ty decydujesz. Ja mogę tylko podpowiedzieć :)

W kwestii śnieżycy – chodziło mi o “panować” w znaczeniu “trwać”. Zdaję sobie jednak sprawę, że drugie określenie jest trafniejsze.

Zdecydowanie jest trafniejsze.

Światełka – chodziło np. o światła dochodzące z chat. Nie chciałem używać “ogniki”.

Mmm, ale nie chodziło mi o to, czym światełka są, tylko co oznaczają dla bohatera. Światła z dalekich okien mogą np. zwiastować rychłe osiągnięcie celu.

Dodałem “Wzruszył ramieniem” (część barkowa) na początku zdania, gdyż taki był pierwotny zamysł (nie chodziło o dłonie).

Hmmmm… to, że współlokatorzy patrzą na Ciebie jak na wariata, kiedy odgrywasz scenki z własnych tekstów, nie powinno Cię powstrzymywać :D

Jakby nie patrzeć, “młodzieniec” to “młody mężczyzna” :-)

XD Ale jednak nie całkiem to samo.

jeśli podeszli odpowiednio blisko, to bohater mógł dojrzeć choć by to, że noszą pancerze i skóry

Hmm, prawda.

Zmieniłem “ramiona” na “plecy”. Pochwę, z mieczem w środku, mógł trzymać zamocowaną np. na rzemieniu.

Po wiedźmińsku? :)

Uzbrojeni, żeby chronić/ bronić (jak później wspominał Czarodziej) ew. odstraszać – Si vis pacem, para bellum :-)

Ale odstraszać trzeba mieć kogo :)

Lecz ponownie – mogło to nie do końca wynikać z podanych Czytelnikowi w tekście informacji, a nie chciałem rozwlekać.

Czyli – limit :)

Racja, ująłem to niefortunnie. Zmieniłem na “spojrzeli na siebie”. Choć może ”odwrócili ku sobie głowy” mogło być bardziej trafne (widoczne w tych warunkach), ale brzmi niedobrze.

Spojrzenia mogli jeszcze wymienić, ale postaw się w ich sytuacji – trzyma mróz, sypie śnieg, jest delikwent do przemaglowania. A strażnik pracuje w cieple i na siedząco :)

Nie wiem czy to coś złego. Skoro jednak zwróciłaś na to uwagę, domyślam się że nadużywam tego typu środków lub stosuję je niefachowo. Przemyślę :-)

Każdy środek stylistyczny, jeśli zwraca uwagę na siebie, a nie na to, co zamierzył autor, jest zastosowany nieprawidłowo. Akurat tutaj tym środkiem jest antropomorfizacja.

Zgadza się, ale to był celowy zabieg.

Hmmm. Czy jasne światło jest takie niezwykłe?

“Kryjące” w znaczeniu “zawierające w sobie” (chciałem użyć krótszej frazy).

Nie zawsze można ze sobą zamieniać frazy pozornie synonimiczne.

mógł też je wcześniej odłożyć przy kominku, co wydaje się sensowniejsze :-)

Ano, mógł :)

Już tłumaczę – miecz był potencjalnie najbardziej skuteczną bronią, a jednocześnie rzadką.

I bohater umiał się nim posługiwać? :)

Zmieniłem “dogadywać” na “układać”. Powinno pasować :-)

Spójniejsze :)

Można, jeśli dłoń będzie zaciśnięta :-)

A, to na to nie wpadłam i próbowałam otwartą. Rozwiązane :D

Racja, ale chodziło o ukazanie empatii, jako jednaj z cech Czarodzieja.

Mmm, nie wyszło. Psychoterapeuci tak mówią, ale to nie jest szczere.

Chodzi o “dobra”?

Tak, robią takie współczesne wrażenie.

W SJP PWN znalazłem, że “rozjaśnieć” to też “poweseleć”, ale zmieniłem według Twojej uwagi :-)

Ależ to jest u Doroszewskiego i już zaznaczone jako archaizm :) https://sjp.pwn.pl/doroszewski/rozjasniec;5491418.html

To nawiązanie do pastorału.

A jak wygląda?

Zmieniłem “typowych” na “największych”. O to chodziło, bo nie jestem pewny? :-)

Jaśniejsze, bo teraz widać, że przewyższające wzrostem.

To kolejna sytuacja, gdzie celowo podkreśliłem niezwykłość Czarodzieja (usłyszał, pomimo zawiei).

Ostrożnie z takimi zabiegami – wymagają drobiazgowych przygotowań, żeby się udały :)

Gest miał mieć dwa znaczenie – “uspokój się” i “zaczekaj chwilę” (”muszę odetchnąć”).

Tak, ale oddechu się dłonią nie łapie ;)

Pozdrawiam serdecznie i życzę szczęśliwego Nowego Roku! :-)

Nawzajem! heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

w wdzięcznością przystał. ← literówka

Czytałem zaciekawiony, nie zwracając uwagi, czy wprowadziłeś poprawki. Powodzenia w konkursie. :)

Cześć już w 2025 :-)

 

skryty → Dzięki za opinię. Sęk w tym, że ten świat nie miał być typowy (a przynajmniej nie do końca). Zabrakło mi niestety miejsca na jego rozbudowanie, przez co faktycznie wyszło zbyt klasycznie.

 

Jeśli chodzi o kwestię miecza – zupełnie nie chodziło o skojarzenie z wiedźminem, ale chyba nie do końca to przemyślałem, przedstawiając tak a nie inaczej, skoro mieliście tego typu skojarzenia :-)

 

Tarnina → Dzięki za kolejne uwagi.

Ej – to Twój tekst. Ty decydujesz. Ja mogę tylko podpowiedzieć :)

Jasne, wiem, i jestem szczerze wdzięczny za każdą propozycję. Powiedzmy, że po prostu ostrożnie podchodzę do tej kwestii, gdyż nie chciałbym wykorzystywać/nadużywać nieswoich rozwiązań, zwłaszcza że to opowiadanie konkursowe. Ale może przesadzam ;-)

 

Mmm, ale nie chodziło mi o to, czym światełka są, tylko co oznaczają dla bohatera. Światła z dalekich okien mogą np. zwiastować rychłe osiągnięcie celu.

Tak, o to chodziło.

 

Po wiedźmińsku? :)

(…)

Ale odstraszać trzeba mieć kogo :)

(…)

Czyli – limit :)

(…)

I bohater umiał się nim posługiwać? :)

Te zagadnienia poruszyłem w odpowiedzi do skrytego.

Zastanawiam się teraz, czy dobrze zrobiłem wybierają tę konkretną historię do opisania w obowiązującym limicie, bo wiele aspektów musiałem skrócić/pominąć. No, ale teraz to już musztarda po obiedzie.

 

Hmmm. Czy jasne światło jest takie niezwykłe?

To miało być nadnaturalne światło, jak kozioł i renifer :-)

 

Nie zawsze można ze sobą zamieniać frazy pozornie synonimiczne.

(…)

Ależ to jest u Doroszewskiego i już zaznaczone jako archaizm :)

(…)

Ostrożnie z takimi zabiegami – wymagają drobiazgowych przygotowań, żeby się udały :)

Ok, na przyszłość postaram się pamiętać :-)

 

Tak, robią takie współczesne wrażenie.

Rozumiem, zmieniłem “dobra” na “wytwory i surowce”.

 

A jak wygląda?

Mniej więcej tak:

 

Koala75 → Poprawiłem i dziękuję :-)

 

Pozdrawiam!

Hej!

 

Wicher miotał mu w twarz odłamkami lodu

Hm, takie odłamki lodu miotane w twarz to ostro pokaleczą.

 

Usiądź proszę.

Przecinek przed “proszę”.

 

– Na szczęście, nie

A tu bez.

 

Fajny pomysł na Mikołaja osadzonego w takim świecie fantasy. :)

 

zapomniałeś. – urwał,

zapomniałeś. – Urwał,

 

dodał z nutą goryczy – a najmłodsze

dodał z nutą goryczy: – A najmłodsze

 

Bohater trafia do Dobrodzieja, który jest Mikołajem i od razu przekonuje go do pomocy, lecą i w ostatniej chwili, kiedy z Wichrowej mają napaść, Mikołaj dostarcza im podarunki, dzięki czemu rezygnują z wojny. Trochę zbyt mocny temat – wojna – jak na świąteczne opowiadanie. Bo wojna to zazwyczaj nie coś, co można rozwiązać prezentami. W miarę jedzenia apetyt rośnie, a worek prezentów nie starcza na lata. Poza tym skoro Dobrodziej dawał prezenty, to czemu im nie dał, tylko czekał, aż będą na skraju?

No ale mniejsza już o to, bo fabularnie jest dość prosto i tak pozytywnie, a dodatkowo nic mnie nie zaskoczyło. Może gdyby tożsamość Mikołaja była do końca niewiadomą (jak w innym konkursowym), albo po drodze coś się wydarzyło, nie wszystko poszło z planem, albo świat byłby porywający – to tak. Ale nie jest źle, tzn. opowiadanie jest okej, tyle że z takich prostych fantasy z motywem świąt. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej Ananke,

Dzięki za opinię uwagi :-)

 

Hm, takie odłamki lodu miotane w twarz to ostro pokaleczą.

Racja, zmieniam na “płatki śniegu”.

 

– Na szczęście, nie

A tu bez.

Eee… Pogubiłem się – wg Tarniny powinien tam być :-)

 

Resztę poprawiłem.

 

Bohater trafia do Dobrodzieja, który jest Mikołajem i od razu przekonuje go do pomocy, lecą i w ostatniej chwili, kiedy z Wichrowej mają napaść, Mikołaj dostarcza im podarunki, dzięki czemu rezygnują z wojny. Trochę zbyt mocny temat – wojna – jak na świąteczne opowiadanie. Bo wojna to zazwyczaj nie coś, co można rozwiązać prezentami. W miarę jedzenia apetyt rośnie, a worek prezentów nie starcza na lata. Poza tym skoro Dobrodziej dawał prezenty, to czemu im nie dał, tylko czekał, aż będą na skraju?

1.Dobrodziej słynął z chęci pomocy, zwłaszcza dzieciom, więc przekonanie nie musiało trwać długo.

2.Nie wiem czy “wojna” to nie zbyt mocne określenie.  

3.Wcześniej nie dał, bo nie otrzymał listów z prośbami – mogli np. wyjść z założenia, że skoro raz coś komuś ukradli, to Mikołaj potraktuje ich jak niegrzeczne dzieci :-)

4.Zanim zaczęli kraść też nie wysyłali listów – brak wiary w Mikołaja (albo np. duma).

5.A jak już dostali prezenty (w postaci m.in. potrzebnych zapasów), mogli się przekonać, że lepiej prosić niż kraść.

 

Po Twoim komentarzu coraz bardziej się przekonuję, że wybrałem zbyt obszerną (potencjalnie) historię do opowiedzenia, jak na tak krótki możliwy format. Zwracacie mi uwagę, słusznie zresztą, na wiele niedopowiedzianych kwestii. Ale przyjmę to jako lekcję na przyszłość :-)

 

Pozdrawiam!

Powiedzmy, że po prostu ostrożnie podchodzę do tej kwestii, gdyż nie chciałbym wykorzystywać/nadużywać nieswoich rozwiązań, zwłaszcza że to opowiadanie konkursowe. Ale może przesadzam ;-)

Przesadź kwiatki i nie martw się :)

Zastanawiam się teraz, czy dobrze zrobiłem wybierają tę konkretną historię do opisania w obowiązującym limicie, bo wiele aspektów musiałem skrócić/pominąć.

Tak bywa – teraz już wiesz.

To miało być nadnaturalne światło, jak kozioł i renifer :-)

A co o tym świadczy? :)

Mniej więcej tak:

Czyli zupełnie inaczej, niż sobie wyobraziłam, hint, hint :)

Eee… Pogubiłem się – wg Tarniny powinien tam być :-)

To dwie osobne części, złączone przecinkowym mostem w zdanie :)

2.Nie wiem czy “wojna” to nie zbyt mocne określenie.  

Ja miałam skojarzenie z "Siedmiu wspaniałych", więc… :) Mówiłam, że tu potrzeba Yula Brynnera ;)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Eee… Pogubiłpem się – wg Tarniny powinien tam być :-)

 No nie wiem, pytają, czy się przydał, a jeśli odpowiada, że na szczęście nie, to ja bym dała bez przecinka. Z przecinkiem byłoby okej, ale dziwnie się czyta.

Dzięki za wyjaśnienia, ale gdzieś tam w tekście mi tego brakowało. ;) 

Co do wojny – może słowo na wyrost, ale teksty o walkach i napaściach tak mi się skojarzyły. ;) 

 

To dwie osobne części, złączone przecinkowym mostem w zdanie :)

Tarnino, ale może to być całość, a nie dwie osobne części. ;) 

 

 

Tarnino, ale może to być całość, a nie dwie osobne części. ;) 

Hmmmmmmmmm… a może? Czy kiedyś twierdziłam, że jestem nieomylna? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina

Przesadź kwiatki i nie martw się :)

Roger that :-D

 

A co o tym świadczy? :)

Napisałem “nad wyraz mocny blask”, ale chyba nie osiągnąłem zamierzonego efektu…

 

Mówiłam, że tu potrzeba Yula Brynnera ;)

Mikołaj wystarczy, ale Twój pomysł też można by ciekawie wykorzystać :-)

 

Ananke

Co do wojny – może słowo na wyrost, ale teksty o walkach i napaściach tak mi się skojarzyły. ;) 

Interpretacje Czytelników zawsze mogą dać do myślenia ;-)

 

Pozdrawiam!

 

Mikołaj wystarczy, ale Twój pomysł też można by ciekawie wykorzystać :-)

 

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmmmmmmmmm… a może? Czy kiedyś twierdziłam, że jestem nieomylna? XD

heart

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Michale!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardzo dobrze poradziłeś sobie z hasłami konkursowymi i świątecznością tekstu. Koncepcja Mikołaja-czarodzieja jest bardzo ciekawa i pozwoliła przenieść nas na poletko klasycznego fantasy, co doceniam.

Nieco gorzej wypadła sama fabuła, bo brak zaskoczeń, a to co najciekawsze, czyli konfrontacja, odbyło się gdzieś tam w tle. Przez to brakuje w tekście napięcia i mocnych punktów zwrotnych.

Wykonane przyzwoicie, choć kilka błędów się znalazło, jak również kwestia rozplanowania tekstu, jak wspomniałem powyżej, trochę kuleje, przez co, po początkowym zainteresowaniu Mikołajem w anturażu rodem z high-fantasy, kończę lekturę z niedosytem.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, Krokusie,

Dziękuję za organizację konkursu-krokusa, a także opinię i komentarz. Trafnie ująłeś to, co już zostało wspomniane – na drugi raz muszę ostrożnie dobierać potencjalną historię (wierz mi lub nie, ale planowałem zawrzeć sam moment konfrontacji). Dzięki Wam wiem, na co muszę uważać :-)

 

BTW Widziałem, że już otworzyłeś wątek do głosowania (przy okazji rozwiewając moje wątpliwości, o które pytałem w wątku konkursowym). Teraz trzeba otrzepać się po Świętach i w Nowym Roku, i znaleźć czas na nadrobienie reszty opowiadań ;-)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Oj, najmocniej przepraszam – w wątku konkursowym umknęło mi Twoje pytanie – kajam się! Ale cieszę się, że udało mi się na nie odpowiedzieć pośrednio ;) 

No i nadrobienie reszty opowiadań brzmi jak plan! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie ma sprawy ;-)

Plan jest, zobaczymy jak z realizacją.

Opowieść sympatyczna i cieplutka, czytałam ją z przyjemnością.

Świąteczność i słodkość sprawiła, że jest troszkę za delikatna, jak dla mnie niedoprawiona.

Poza mroźnym/trudnym początkiem, nie ma w nim szokujących zwrotów akcji, szalonych pościgów, czy zdradzieckich knowań. A bym chciała;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć Ambush,

Dziękuję za opinię. Z założenia opowieść miała taka być – mnie osobiście podobnie kojarzy się okres świąteczny i raczej nie wymyślił bym w tym temacie nic cięższego (choć nigdy nie wiadomo…) . Niemniej jednak “niedoprawiona” to bardzo ciekawe określenie, które na pewno wezmę pod uwagę ;-)

 

Pozdrawiam!

Ave, Michale Aniele! 

 

Właściwie zawsze miałem wrażenie, że w Świętym Mikołaju jest coś z klasycznego czarodzieja rodem z high fantasy i Twój tekst jednoznacznie to potwierdził;) Poziom słodyczy wywalił nieco skalę, a ja preferuję raczej teksty mocniejsze, choć serwowane w absurdalnym sosie. Niemniej czytało się przyjemnie, a duch świąt był wyraźnie obecny.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave cezary_cezary!

Dziękuję za komentarz. Postać Świętego Mikołaja generalnie jest owiana różnymi legendami, a jak dodamy do tego otoczkę wokół jego współczesnej, nazwijmy to, świeckiej inkarnacji, to okaże się że pole do popisu wobec kreacji wizji jego osoby jest jeszcze większe. Cieszę się, że lektura była dla Ciebie przyjemna :-)

 

Pozdrawiam!

 

BTW Nie sądziłem nawet, że tak słodko potrafię pisać, choć zdaje się iż nie każdemu to przypada do gustu :-D

Miła świąteczna baśń i tylko szkoda, że po jej lekturze pozostaje żal, że w naszym świecie nie ma takiego Czarodzieja, który pomógłby zażegnać konflikty między zwaśnionymi ludźmi.

 

– A najmłodsze dzieci zaczęły myśleć, że nie istniejesz…

Czarodziej zamyślił się, spoglądając w sufit. → Nie brzmi to najlepiej.

Może w drugim zdaniu: Czarodziej zadumał się, spoglądając w sufit.

 

nadal nie mógł rozejrzenia się po okolicy… → Pewnie miało być: …nadal nie mógł rozejrzeć się po okolicy

 

 Młodzieniec wskoczył do obszernego pudła sań, za siedzeniem woźnicy, w której znajdowało się kilka wypełnionych worów. → Piszesz o pudle sań, które jest rodzaju nijakiego, więc: Młodzieniec wskoczył do obszernego pudła sań, za siedzeniem woźnicy, w którym/ gdzie znajdowało się kilka wypełnionych worów. Albo krócej: Młodzieniec wskoczył do obszernych sań, których znajdowało się kilka wypełnionych worów.

 

i szczelnie opatulił się pokryciem. → …i szczelnie opatulił się okryciem.

 

– A więc młody powiedział prawdę!

– Owszem, miał – potwierdził życzliwie brodacz. → Co miał?

A może w drugim zdaniu miało być: – Owszem, powiedział – potwierdził życzliwie brodacz.

 

zobaczył maskotkę w kształcie baranka… → Maskotka, moim zdaniem, niespecjalnie tu pasuje.

Proponuję: …zobaczył zabawkę/ figurkę w kształcie baranka

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć regulatorzy,

Dziękuję za opinię i uwagi, wszystko poprawiłem.

 

Młodzieniec wskoczył do obszernego pudła sań, za siedzeniem woźnicy, w której znajdowało się kilka wypełnionych worów. → Piszesz o pudle sań, które jest rodzaju nijakiego

(…)

– A więc młody powiedział prawdę!

– Owszem, miał – potwierdził życzliwie brodacz. → Co miał?

Te dwa błędy są wynikiem przeoczenia po poprzednich poprawkach – w pierwszym przypadku zamiast “pudło” początkowo była “część transportowa” a w drugim zamiast “powiedział prawdę” było “miał rację”. Nie wyłapałem, dzięki :-)

 

Pozdrawiam sedrecznie!

Bardzo proszę, Michale Aniele. Miło mi, że mogłam się przydać. A skoro poprawiłeś usterki, postanowiłam odwiedzić klikarnię. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pięknie dziękuję :-)

Cała przyjemność po mojej stronie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytało się nieźle. Mikołaj w tym opowiadaniu jednocześnie ma w sobie coś ze świętego katolickiego i z Gandalfa ;) Niecodzienna mieszanka, ale mi się podobała. Dobrze, że zakończenie było pozytywne. Daję klik!

Cześć Sonato,

Cieszę się, że się podobało. Inspirowałem się różnymi wizerunkami Mikołaja, ale akurat o jego podobieństwie do Gandalfa to nie pomyślałem. Dziękuje za spostrzeżenie, opinię i klika :-)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Gandalf był aniołem, więc… smiley

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Miałem na myśli stylizację postaci, ale w sumie coś w tym jest :-)

angel

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czytając miałem nadzieję na “twist” fabularny, nieoczekiwane lub niekonwencjonalne rozwiązanie problemu. Takie opowiadania zostają w głowie na dłużej. To szybko z niej wypadnie, choć czytało się przyjemnie.

Jeśli chodziło o to, że czasem wystarczy porozmawiać – dlaczego Czarodziej nie przyprowadził ze sobą mieszkańców sąsiedniej wioski, by mogli porozmawiać ze sobą, pojednać się? To dałoby miejsce na napięcie, zwrot akcji – gdyby z daleka widzieli nadchodzących sąsiadów, a obraz rozmyty przez śnieżycę nie pozwalał dostrzec, że trzymane w ich rękach przedmioty nie są bronią, a podarkami na “przeprosiny”? Czarodziej mógłby pojawić się między szeregami wieśniaków w ostatniej chwili…

 

Jako początkujący użytkownik forum mało narzekam, ale za tym razem muszę. Czarodziej rozwiązał problem jedynie tymczasowo. W dodatku nie dał mieszkańcom sąsiedniej wioski wędki, tylko rybę. Jeśli posunęli się do rabowania, to teraz uzależnią się od pomocy Czarodzieja. Być może będą gnuśnie czekać cały rok, aż przyjadą do nich sanie z żarciem. W mojej wyobraźni pojawiła się dalsza degeneracja, a nie poprawa ich losu. Jeśli ktoś z sąsiedniej wioski zwątpi w pomoc Czarodzieja, to może szybko popchnąć resztę do ponownego rabunku. Taki “fałszywy prorok”, szybko zmieniający się w przywódcę-dyktatora, wykorzystując lęk reszty.

Gdyby nie limit, taki rozwój wydarzeń mógłby wytworzyć “pazur” opowiadania. Może Czarodziejowi nie wszystko się udaje? Może chce dobrze, ale nie osiąga zamierzonego rezultatu? Musi naprawiać swój błąd?

 

Na marginesie, ciekawe, skąd mieli miecz? Znaleźli przy martwym wojowniku? Wieśniacy zręcznie posługują się narzędziami, które przypominają im te, używane w codziennych czynnościach. Toporem pewnie “robią” znacznie sprawniej, niż mieczem. Pomijając te wątpliwości, miecz jest dobrym symbolem desperacji mieszkańców. Istotnie sugeruje, że wyprawa jest ważna, skoro oddali go młodzieńcowi.

 

Pozdrawiam!

 

Hej marzan,

Dzięki za opinię. Nie odebrałem Twoich uwag jako narzekanie, liczę się z tym że w tekście, w zależności od jego interpretacji przez Czytelnika, może być mniej lub więcej nieścisłości. Jak już sugerowałem wcześniej, zabrakło mi miejsca na zawarcie bardziej rozbudowanych scen czy wyjaśnień, ale też powtórzę: to mnie nie tłumaczy, gdyż wybrałem zbyt obszerną historię (potencjalnie) jak na obowiązujący w konkursie format.

 

Jeśli chodziło o to, że czasem wystarczy porozmawiać – dlaczego Czarodziej nie przyprowadził ze sobą mieszkańców sąsiedniej wioski, by mogli porozmawiać ze sobą, pojednać się?

Tamci nie chcieli rozmawiać, pomimo podejmowanych prób. Może zgodzili by się w obecności mediatora, lecz Czarodziej widząc (będąc blisko celu), że planują natrzeć na sąsiadów, podjął decyzję w jednej chwili – że sam z nimi porozmawia, gdyż wiedział jak to zrobić. 

 

Czarodziej rozwiązał problem jedynie tymczasowo. W dodatku nie dał mieszkańcom sąsiedniej wioski wędki, tylko rybę. Jeśli posunęli się do rabowania, to teraz uzależnią się od pomocy Czarodzieja.

Niekoniecznie, lecz zgodzę się iż mogło to tak wyglądać. Czarodziej mógł nie zdradzić wszystkiego odnośnie pomocy udzielanej mieszkańcom Wichrowej. Miał przecież do dyspozycji m.in. elfów-rzemieślników czy też krasnoludów-górników, którzy mogliby dać wiosce nowe perspektywy ekonomiczne np. uczyć tworzenia wyrobów na handel, pomóc w odkryciu bogactw naturalnych itp. Notabene, Czarodziej nie ograniczał się do pomocy raz do roku, o czym wspominał posłaniec.

 

Na marginesie, ciekawe, skąd mieli miecz?

Możliwości jest wiele, ot choćby znalezienie, jak wspomniałeś, albo wyhandlowanie. Jakiś wojownik mógł się też się sprowadzić do wioski, na stare lata :-)

 

W każdym razie, też zarysowałeś ciekawe wizje :-)

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

 

Cześć!

 

Opowiadanie całkiem przyjemne i nieźle się czytało. Bardzo świąteczne i to na pewno na plus :). Zakończenie niezbyt mnie przekonało, wydaje mi się, że kilka podarunków nie rozwiązałoby takiego konfliktu. Jeśli wieśniacy z Wichrowej od kilku lat cierpieli na niedostatek, to Czarodziej, dzielący się zapasami, rozwiązałby ich problem tylko chwilowo. Mogliby prosić o pomoc sąsiadów, ale oni też nie wyglądali jakby mieli nadmiar, więc nie wydaje mi się, żeby dobrowolnie się podzielili. Oczywiście Czarodziej mógłby już zawsze wspierać tych z Wichrowej, ale moim zdaniem to by ich tylko rozleniwiło. Po co mieliby cokolwiek robić, skoro mogliby zawsze dostać za darmo i bez wysiłku.

Sama idea Mikołaja, który przynosi radość, pokój i rozwiązuje problemy jest piękna. Chciałabym wierzyć, że wystarczy niewielka pomoc, żeby świat stał się lepszy dla wszystkich. Niestety wydaje mi się, że to nie jest taka prosta sprawa. Może jestem po prostu pesymistką ;-).

 

Odkąd to się zaczęło, nie wiemy nawet, czy podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły

Nie powinno być podarki od ciebie?

 

– To nie wszystko – podjął po chwili. – Odkąd to się zaczęło, nie wiemy nawet, czy podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły. Najpewniej padły łupem złodziei. Niektórzy w osadzie powiadają, że nawet ty o nas zapomniałeś.

Jak mogliby nie wiedzieć czy podarki dotarły? Podarki albo są albo ich nie ma. Ewentualnie mogliby nie wiedzieć czy wszystkie podarki do nich dotarły, albo czy podarki zostały wysłane. Może zamiast tego zdania o niewiedzy, takie: “Odkąd to się zaczęło, podarki od ciebie przestały do nas docierać.”?

 

Ujrzał zaprzężone do pojazdu dwa ogromne samce, znacznie przewyższające największych przedstawicieli swoich gatunków. Renifer o rdzawej sierści i rozłożystym porożu, oraz brodaty kozioł o mlecznym umaszczeniu i imponujących, lekko zakrzywionych rogach, stały niemalże nieruchomo i bezgłośnie, niczym posągi.

Moim zdaniem w pierwszym zdaniu zamiast samce powinno być renifery, a dopiero w następnym słowo renifer należałoby zastąpić czymś innym, żeby nie było powtórzenia. Tak to, w pierwszym zdaniu, nie wiadomo o czym jest mowa, bo samce to bardzo ogólnikowe określenie. Dopiero w drugim się wyjaśnia, ale to sprawia, że gorzej się czyta.

 

Pozdrawiam serdecznie! :)

 

Sympatyczne opowiadanie, ciepłe.

W zasadzie niewiele się dzieje: bohater prosi Mikołaja-czarodzieja o pomoc, a ten błyskawicznie rozwiązuje problem i wszyscy są zadowoleni. “Źli” obiecują poprawę, “dobrzy” im wybaczają, dzieci się cieszą. Taka bajka, raczej nie do zapamiętania, ale przyjemnie się czytało :)

 

Przynoszę radość :)

Zgadzam się w wielu kwestiach z przedpiścami: opowiadanie bardzo słodkie, trochę przegadane. Podoba mi się określenie “niedoprawione”. Pasuje. :-)

Ale jest świątecznie, ogólnie tekst daje radę.

Hmmm. Może jestem złą kobietą, ale w końcówce pomyślało mi się, że być może Mikołaj powybijał niedobrą wioskę, tylko nie chce tego mówić poczciwym wieśniakom, żeby sobie PR nie popsuć. Ech, co nieustające kampanie wyborcze robią z człowieka…

Babska logika rządzi!

pomyślało mi się, że być może Mikołaj powybijał niedobrą wioskę,

Marnotrawstwo siły roboczej. Zakuć w kajdany i niech zawijają w sreberka.

Ale kawał drogi, to niepotrzebnie zwiększa koszty transportu…

Babska logika rządzi!

A ile renifer pali magii na setkę? Może się opłaca?

Zimą jakieś dwa i pół litra. Ale jak śnieg stopnieje, to i czterdzieści parę. ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć ponownie!

Iyumi → Dziękuję za opinię i uwagi :-)

Oczywiście Czarodziej mógłby już zawsze wspierać tych z Wichrowej, ale moim zdaniem to by ich tylko rozleniwiło. Po co mieliby cokolwiek robić, skoro mogliby zawsze dostać za darmo i bez wysiłku.

Myślę, że Czarodziej byłby zbyt mądry, aby zastosować podobne rozwiązanie ;-)

 

Sama idea Mikołaja, który przynosi radość, pokój i rozwiązuje problemy jest piękna. Chciałabym wierzyć, że wystarczy niewielka pomoc, żeby świat stał się lepszy dla wszystkich. Niestety wydaje mi się, że to nie jest taka prosta sprawa. Może jestem po prostu pesymistką ;-).

Racja, to nie takie proste, lecz niewielka pomoc zawsze czyni świat odrobinę lepszym, choćby dla jednej/dwóch osób (pomagający i/lub ten, któremu pomocy udzielono), a dobro zwykle wędruje dalej. Jeśli w tej kwestii uznajesz się za pesymistkę, to ja mógłbym się nazwać “niepoprawnym optymistą”, lecz nie widziałbym w tym nic złego :-)

 

Nie powinno być podarki od ciebie?

Poprawiłem, dziękuję.

 

Jak mogliby nie wiedzieć czy podarki dotarły? Podarki albo są albo ich nie ma. Ewentualnie mogliby nie wiedzieć czy wszystkie podarki do nich dotarły, albo czy podarki zostały wysłane. Może zamiast tego zdania o niewiedzy, takie: “Odkąd to się zaczęło, podarki od ciebie przestały do nas docierać.”?

Chodziło o to, że same podarki mogły dotrzeć na miejsce (np. gdzieś niedaleko wioski), dostarczone przez Czarodzieja-Mikołaja, ewentualnie jego pomocnika (a Mikołaj, jak to Mikołaj, pojawia się, zostawia, i znika), lecz mieszkańcy wioski nie zdążyli ich odebrać/znaleźć, gdyż mogły już zostać zrabowane. Dlatego tak to ująłem :-)

 

Moim zdaniem w pierwszym zdaniu zamiast samce powinno być renifery, a dopiero w następnym słowo renifer należałoby zastąpić czymś innym, żeby nie było powtórzenia. Tak to, w pierwszym zdaniu, nie wiadomo o czym jest mowa, bo samce to bardzo ogólnikowe określenie. Dopiero w drugim się wyjaśnia, ale to sprawia, że gorzej się czyta.

Szczerze: nie znalazłem lepszego określenia niż “samce”, a chciałem zaakcentować, że nie są to przedstawiciele tego samego gatunku, bo jeden to samiec renifera, a drugi – kozy (tu aluzja do fińskiego wizerunku Mikołaja).

 

Anet → Dziękuję za komentarz :-)

W moim zamyśle to miało być coś pomiędzy bajką a baśnią.

 

Finkla → Dziękuję za opinię :-)

Hmmm. Może jestem złą kobietą, ale w końcówce pomyślało mi się, że być może Mikołaj powybijał niedobrą wioskę, tylko nie chce tego mówić poczciwym wieśniakom, żeby sobie PR nie popsuć. Ech, co nieustające kampanie wyborcze robią z człowieka…

Ciekawe… To już raczej temat na jakiś horror w stylu świątecznym, ale to już nie moje klimaty.

 

marzan → 

Marnotrawstwo siły roboczej. Zakuć w kajdany i niech zawijają w sreberka.

Też interesujące, ale lżejszy kaliber – mogliby odpracować krzywdy w pracowni z elfami, lub w kopalni z krasnoludami :-)

 

Pozdrawia serdecznie!

Racja, to nie takie proste, lecz niewielka pomoc zawsze czyni świat odrobinę lepszym, choćby dla jednej/dwóch osób (pomagający i/lub ten, któremu pomocy udzielono), a dobro zwykle wędruje dalej.

Nie zawsze. Podpisano, Naczelny Pesymista.

(Ale często – dopisek na użytek Anet, która jest biedroneczką i czasem gryzie XD)

Szczerze: nie znalazłem lepszego określenia niż “samce”, a chciałem zaakcentować, że nie są to przedstawiciele tego samego gatunku, bo jeden to samiec renifera, a drugi – kozy (tu aluzja do fińskiego wizerunku Mikołaja).

Hmmm. Może dałoby się to jakoś przeorganizować…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie zawsze. Podpisano, Naczelny Pesymista.

Zależy czy chodzi Ci o pierwszą część czy drugą :-)

W drugim przypadku miałem na myśli zasadę wzajemności z psychologii społecznej – jeśli ktoś Ci pomoże, czujesz się podświadomie zobligowany/a do odwdzięczenia się pomocą jemu, albo wsparcia kogoś innego. Chodzi o to, żeby żadne dobro się nie zmarnowało, co, fakt, nie zawsze się udaje.

 

Hmmm. Może dałoby się to jakoś przeorganizować…

Jest to jakaś myśl, choć tu chyba zostawię bez zmian. Będę miał jednak na uwadze na przyszłość, przy podobnych opisach :-)

 

Pozdrawiam!

W drugim przypadku miałem na myśli zasadę wzajemności z psychologii społecznej – jeśli ktoś Ci pomoże, czujesz się podświadomie zobligowany/a do odwdzięczenia się pomocą jemu, albo wsparcia kogoś innego.

Eeee… no, nie, niekoniecznie. Są tacy, co w to święcie wierzą i przenoszą na sytuacje, w których nijak nie ma zastosowania (stosunki między grupami, nie jednostkami, znaczy), ale chyba nie. Z drugiej strony, ludzie nie podlegają badaniu naukowemu, to znaczy – nie można sformułować bezwyjątkowych, uniwersalnych praw ludzkiego postępowania, więc. Hmm.

Chodzi o to, żeby żadne dobro się nie zmarnowało

Ale dobro w jakim sensie, bo czegoś tu nie rozumiem?

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Eeee… no, nie, niekoniecznie. Są tacy, co w to święcie wierzą i przenoszą na sytuacje, w których nijak nie ma zastosowania (stosunki między grupami, nie jednostkami, znaczy), ale chyba nie. Z drugiej strony, ludzie nie podlegają badaniu naukowemu, to znaczy – nie można sformułować bezwyjątkowych, uniwersalnych praw ludzkiego postępowania, więc. Hmm.

Dlatego zostało to nazwane regułą, od której zawsze mogą być wyjątki :-)

Sięgnę do literatury – to zjawisko zostało ciekawie opisane przez psychologa społecznego Roberta Cialdiniego w książce “Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka”. Pisze on, iż “reguła ta głosi, że zawsze powinniśmy się starać odwdzięczyć osobie, która wyświadczyła nam jakieś dobro” (Cialdini, 2008, str. 36). Dobro może być materialne (prezent) lub niematerialne (pomoc) – w tym zawiera się odpowiedź na Twoje drugie pytanie. Poczucie zobowiązania może być niekiedy naprawdę duże, a o sile tej reguły może świadczyć fakt, iż ludzie, którzy jedynie biorą, a sami nie dają w zamian nic od siebie generalnie budzą niechęć.

 Autor opisuje oczywiście eksperymenty, doświadczenie i badania na ten temat.

 

Pozdrawiam!

Dlatego zostało to nazwane regułą, od której zawsze mogą być wyjątki :-)

https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true

Poczucie zobowiązania może być niekiedy naprawdę duże, a o sile tej reguły może świadczyć fakt, iż ludzie, którzy jedynie biorą, a sami nie dają w zamian nic od siebie generalnie budzą niechęć.

Zaaaraz. Coś tu się nie trzyma kupy. Jasne, że budzą niechęć (darmozjadów banda :D), ale czy to wynika z poczucia zobowiązania? Czy raczej jedno i drugie wynika z czegoś głębszego? W końcu poczucie zobowiązania i wzajemność mają w ogóle sens tylko w społeczności (jasne, możesz wyświadczyć dobro obcemu, którego nigdy więcej nie zobaczysz, ale czy kierujesz się wtedy wzajemnością?) i służą utrzymaniu jej w kupie.

Autor opisuje oczywiście eksperymenty, doświadczenie i badania na ten temat.

Jasne, tylko z badaniami psychologicznymi jest ten problem, że ludzie są rozmaici, patrz wyżej. Poza tym wcale nierzadko się zdarza, że ktoś to poczucie zobowiązania – u innych – wykorzystuje po prostu. Sam się byczy, a od tamtego żąda coraz więcej, choćby dlatego, że przywykł mieć niewolnika. Więc to nie jest takie proste.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true

:-)

 

Zaaaraz. Coś tu się nie trzyma kupy. Jasne, że budzą niechęć (darmozjadów banda :D), ale czy to wynika z poczucia zobowiązania? Czy raczej jedno i drugie wynika z czegoś głębszego? W końcu poczucie zobowiązania i wzajemność mają w ogóle sens tylko w społeczności (jasne, możesz wyświadczyć dobro obcemu, którego nigdy więcej nie zobaczysz, ale czy kierujesz się wtedy wzajemnością?) i służą utrzymaniu jej w kupie.

W zasadzie jedno i drugie to dwa osobne aspekty tej reguły, które niepotrzebnie umieściłem w jednym zdaniu :-)

W podanym przez Ciebie przykładzie, wzajemnością kierowałaby się osoba, której pomogłem, nie zaś ja (no chyba, że w ten sposób uznałbym, że “spłacam dług” wobec innej nieznajomej osoby, która wcześniej mi pomogła, a której nie mógłbym zidentyfikować, by się jej odwdzięczyć – ale to nas już może poprowadzić do dywagacji :-D).

 

Jasne, tylko z badaniami psychologicznymi jest ten problem, że ludzie są rozmaici, patrz wyżej.

Zgadza się, nie ma co generalizować, lepiej podejść zdroworozsądkowo. Osobiście uważam, że choć wszelakie eksperymenty, statystyki czy badania nie odzwierciedlają naszej rzeczywistości w 100%, to zazwyczaj jednak informują nas (oczywiście jeśli są wykonane rzetelnie i profesjonalnie) o pewnych tendencjach społecznych.

Poza tym wcale nierzadko się zdarza, że ktoś to poczucie zobowiązania – u innych – wykorzystuje po prostu. Sam się byczy, a od tamtego żąda coraz więcej, choćby dlatego, że przywykł mieć niewolnika. Więc to nie jest takie proste.

Tak, dlatego też, ogólnie mówiąc, takie osobniki nie są zbyt lubiane w społeczeństwie (o przypadkach wykorzystania też są informacje w podanej wcześniej książce). Poza jednostkami, jest to również wykorzystywane m.in. w marketingu.

Nie twierdzę, że jest to proste, miałem raczej na myśli, iż to zjawisko zostało dobrze zbadane i opisane jako skuteczne narzędzie wywierania wpływu.

 

Pozdrawiam :-)

W zasadzie jedno i drugie to dwa osobne aspekty tej reguły, które niepotrzebnie umieściłem w jednym zdaniu :-)

Mmm, chyba tak :)

Osobiście uważam, że choć wszelakie eksperymenty, statystyki czy badania nie odzwierciedlają naszej rzeczywistości w 100%, to zazwyczaj jednak informują nas (oczywiście jeśli są wykonane rzetelnie i profesjonalnie) o pewnych tendencjach społecznych.

O, i to jest najrozsądniejsze podejście, byle pamiętać o tym "rzetelnie i profesjonalnie" – bo nie zawsze tak bywa.

Tak, dlatego też, ogólnie mówiąc, takie osobniki nie są zbyt lubiane w społeczeństwie

Owszem, ale im to jakoś nie przeszkadza…

Nie twierdzę, że jest to proste, miałem raczej na myśli, iż to zjawisko zostało dobrze zbadane i opisane jako skuteczne narzędzie wywierania wpływu.

Każdy opis upraszcza :D

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mmm, chyba tak :)

(…)

O, i to jest najrozsądniejsze podejście, byle pamiętać o tym "rzetelnie i profesjonalnie" – bo nie zawsze tak bywa.

:-)

Owszem, ale im to jakoś nie przeszkadza…

Niestety… Sami jednak zawsze możemy poszukać odpowiedniej wiedzy, by zminimalizować ryzyko wykorzystania nas.

 

Każdy opis upraszcza :D

heart

Istotnie. Będę pamiętał, dziękuję :-)

 

Pozdrawiam!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka