- Opowiadanie: Sonata - Reszta jest materią

Reszta jest materią

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Reszta jest materią

Pa­mię­tam, jak pierw­szy raz ją zo­ba­czy­łam. Stała na nie­uży­wa­nym pod­ziem­nym par­kin­gu, wśród po­roz­rzu­ca­nych ka­wał­ków dykty, śmie­ci i gruzu. Naj­bar­dziej rzu­cił mi się w oczy kolor – czerń tak głę­bo­ka, że ka­ro­se­ria zda­wa­ła się dziu­rą w struk­tu­rze wi­dzial­ne­go świa­ta. Nie od­bi­ja­ło się w niej graf­fi­ti na­ba­zgra­ne na ścia­nach, ostro od­ci­na­ła się od tła, ale w samym środ­ku wy­glą­da­ła jak cał­ko­wi­cie po­zba­wio­na kon­tu­rów.

– Co to za marka? – za­py­ta­łam, pod­cho­dząc, by przyj­rzeć się z bli­ska.

– Żadna. – Bar­czy­sty męż­czy­zna w stro­ju ro­bo­czym spoj­rzał na mnie za­gad­ko­wo. – Zo­sta­ła wy­ko­na­na przez mo­je­go przy­ja­cie­la.

Przed­nie re­flek­to­ry to­nę­ły w czer­ni, za­mglo­ne ni­czym oczy ślep­ca.

– Nią bę­dziesz roz­wo­zić pacz­ki.

Wy­pro­sto­wa­łam się.

– Ale ja nigdy nie sie­dzia­łam za kie­row­ni­cą – po­wie­dzia­łam, czu­jąc, jak dy­go­cą mi dło­nie. – Nie po­tra­fię pro­wa­dzić.

Uśmiech­nął się.

– Nie mu­sisz.

 

***

 

Jesz­cze jedna i koń­czę na dziś. Las mknął za szybą, gdy Pan­te­ra sla­lo­mem prze­ci­ska­ła się mię­dzy drze­wa­mi. Omi­ja­ła prze­szko­dy z gra­cją dzi­kie­go kota – dla­te­go tak ją na­zwa­łam.

Świat za oknem prze­stał ucie­kać, gdy zwol­ni­ła. Skra­da­ła się w zu­peł­nej ciszy, wy­czu­wa­łam w niej na­ra­sta­ją­cą go­to­wość. Prze­szedł mnie dreszcz, gdy sko­czy­ła. 

Zna­la­zły­śmy się przed zna­jo­mym domem. Na po­dwór­ku wokół niego stały jesz­cze kur­nik i szopa. Zwy­kłe wiej­skie go­spo­dar­stwo, tyle że po­zba­wio­ne tych drob­nych szcze­gó­łów, ta­kich jak kury, roz­wie­szo­ne pra­nie, pies bie­ga­ją­cy po wy­dep­ta­nej ziemi czy wzla­tu­ją­cy z ko­mi­na dym.

Wy­sia­dłam i za­nur­ko­wa­łam w ba­gaż­ni­ku. Moje ręce, fa­lu­ją­ce przy każ­dym ruchu, ob­ję­ły pacz­kę. Ru­szy­łam do drzwi, mi­ja­jąc frag­ment ogro­dze­nia – resz­ty po pro­stu bra­ko­wa­ło, jakby ktoś, kto je sobie wy­obra­ził, był nie­do­kład­ny. Z za­bu­do­wań pro­mie­nio­wa­ła jakaś moc, chyba krzy­cza­ły z wiel­ką siłą, ale bez­gło­śnie. Ich kon­tu­ry za­ma­zy­wa­ły się w gra­na­to­wej sza­ro­ści, która spo­wi­ja­ła świat.

Miesz­kan­ka domu otwo­rzy­ła dość późno, jakby miała na­dzie­ję, że zo­sta­wię pacz­kę na ka­mien­nych scho­dach i pójdę. Zmę­czo­na, za­my­ślo­na twarz przy­po­mi­na­ła nie­zbyt dobrą ani­ma­cję, uko­śne kre­ski bez­ład­nie tań­czy­ły po skó­rze. Nie mia­łam po­ję­cia, jak ma na imię, nigdy mi tego nie zdra­dzi­ła. Zwy­kle nie wy­mie­nia­ły­śmy zbyt wielu słów, choć mia­łam wra­że­nie, że je­stem je­dy­ną osobą, która ją od­wie­dza.

Ski­nę­ła głową i z obo­jęt­ną miną wzię­ła pacz­kę. Już miała się cof­nąć do wnę­trza domu, kiedy nagle przy­sta­nę­ła i spoj­rza­ła mi pro­sto w oczy.

– Wiesz, chyba się stąd wy­nio­sę – wy­mam­ro­ta­ła.

– Dla­cze­go? – za­py­ta­łam, tro­chę zbyt agre­syw­nie.

Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

– Ten świat mi nie wy­star­cza. – Wy­mow­nie spoj­rza­ła na pacz­kę.

Syk­nę­łam. Ob­ra­zy tego, co nigdy się nie wy­da­rzy­ło. Za­ma­wia­li je wszy­scy.

Za­mknę­ła drzwi, a ja ru­szy­łam w stro­nę Pan­te­ry. Sta­nę­łam przy ogro­dze­niu, jesz­cze raz spo­glą­da­jąc na dom. Nie byłam zła ani zi­ry­to­wa­na, tylko cał­kiem zdez­o­rien­to­wa­na. Ko­lej­na. Na­praw­dę nie ro­zu­mia­łam, jej i tych wszyst­kich, któ­rzy ode­szli. Ja nigdy nie za­mie­rza­łam opu­ścić tego miej­sca.

Cza­sem wi­dy­wa­łam świat, do któ­re­go nie chcia­łam wró­cić. Mię­dzy drze­wa­mi zja­wia­ły się nagle świa­tła wie­żow­ców, szyl­dy skle­pów. Cza­sem po­wie­trze drga­ło od gwaru. Raz sły­sza­łam prze­jeż­dża­ją­cy prze­ze mnie po­ciąg. Bar­dzo czę­sto czu­łam za­pach nie­wi­dzial­ne­go tłumu prze­cho­dzą­ce­go obok. Nie nie­po­ko­iło mnie to, byłam od nich od­le­gła, od­dzie­lo­na bez­piecz­ną szybą nie­moż­li­we­go.

Nagle za­mar­łam. Nie­wy­raź­na tar­cza księ­ży­ca wi­szą­ce­go tuż nad domem pa­trzy­ła na mnie bez­na­mięt­nie. Przed chwi­lą na jej tle prze­mknął czar­ny kształt. Wy­da­wał się zna­jo­my. 

Pan­te­ra za­mru­ga­ła świa­tła­mi. Nad­wo­zie wy­dłu­ży­ło się, wijąc, gdy maska otar­ła się o moją nogę.

– Nie teraz – mruk­nę­łam, nie spusz­cza­jąc wzro­ku ze srebr­ne­go globu.

Na­tych­miast prze­sta­ła się łasić i wró­ci­ła do swo­je­go zwy­czaj­ne­go kształ­tu. A ja usil­nie pró­bo­wa­łam do­pa­so­wać to, co przed chwi­lą prze­mknę­ło przez księ­życ, do ja­kie­goś zna­jo­me­go obiek­tu. Je­dy­ne, co mi przy­cho­dzi­ło do głowy, było tak dziw­ne, że nie miało sensu nawet tutaj, gdzie pa­no­wa­ła nie­sta­bil­ność.

A może miało? Czyż­by to, że przed chwi­lą uj­rza­łam sanie Mi­ko­ła­ja, było nor­mal­ne?

 

***

 

Odkąd się tu prze­nio­słam, nie ob­cho­dzi­łam świąt. W za­sa­dzie o nich za­po­mnia­łam. W tym świe­cie wy­da­wa­ły się nie tyle nie­po­trzeb­ne, co wręcz ab­sur­dal­ne. Coś tak bar­dzo opar­te­go na rze­czach ma­te­rial­nych, jak świę­ta, mia­ło­by ist­nieć tu, gdzie kró­lo­wa­ły myśli, uczu­cia i wizje?

Le­ża­łam wy­cią­gnię­ta na tyl­nej ka­na­pie Pan­te­ry, a ona ko­ły­sa­ła mnie lekko, bro­dząc po ko­la­na w oce­anie. Od­nó­ża się roz­cią­ga­ły, gdy wcho­dzi­ła coraz głę­biej. W końcu do­tar­ła do nie­wi­dzial­nej gra­ni­cy. Przez szy­ber­dach uj­rza­łam, że księ­życ jest tuż nad nami.

Z czar­nej ka­ro­se­rii wy­ro­sły dłu­gie łapy, które się­gnę­ły w jego stro­nę. Gdy ob­ję­ły srebr­ną tar­czę, wszyst­kie czte­ry nogi wy­nu­rzy­ły się z wody. Przez chwi­lę Pan­te­ra huś­ta­ła się ni­czym małpa, a potem nogi wy­strze­li­ły w górę, kur­cząc się i zni­ka­jąc w pod­wo­ziu. Jed­no­cze­śnie łapy za­czę­ły się gwał­tow­nie skra­cać, wnę­trze Pan­te­ry ści­snę­ło mnie tak, że byłam teraz smugą barw. Po chwi­li już sie­dzia­łam na sre­brzy­stej po­wierzch­ni księ­ży­ca, ob­ser­wu­jąc ma­ja­czą­cą w od­da­li ciem­ną pla­ne­tę.

Bez­myśl­nie chwy­ci­łam w garść srebr­ny pia­sek, a potem pa­trzy­łam, jak prze­sy­pu­je się mię­dzy pal­ca­mi. Pan­te­ra ba­wi­ła się w naj­lep­sze, po­lu­jąc na uro­jo­ne gry­zo­nie i wzno­sząc mi­go­czą­ce chmu­ry pyłu.

Na co ja mia­łam na­dzie­ję? Że to na­praw­dę był Mi­ko­łaj? Pew­nie ja­kieś ptac­two albo czy­jaś wizja. To, że wi­dzia­łam świą­tecz­ne sanie, wy­da­ło mi się nagle tak bez­sen­sow­ne, jak Pan­te­ra sto­ją­ca w korku.

A jed­nak po chwi­li usły­sza­łam świst. Za­pa­trzy­łam się w ko­smicz­ny mrok. Gwiaz­dy po kolei zni­ka­ły, by za chwi­lę po­ja­wić się znowu. Coś je prze­sła­nia­ło. Było bar­dzo szyb­kie. Świst na­ra­stał, usły­sza­łam też chyba… dzwon­ki?

Nagle tuż przed nosem prze­mknął mi gi­gan­tycz­ny obiekt. Po­czu­łam silne ude­rze­nie wia­tru, zia­ren­ka srebr­ne­go pia­sku po­to­czy­ły się cicho. Od­ru­cho­wo za­mknę­łam oczy, a gdy je otwo­rzy­łam, po ol­brzy­mim kształ­cie nie było ani śladu. W od­da­li niósł się tylko wy­so­ki dźwięk dzwo­necz­ków.

I wtedy zo­ba­czy­łam go po­now­nie. Tym razem na tle sza­rej, za­mglo­nej pla­ne­ty. Teraz już nie mia­łam wąt­pli­wo­ści, co to jest.

Kształt za­wró­cił, a ja za­mar­łam, wi­dząc, jak pędzi pro­sto w moją stro­nę. Spa­ra­li­żo­wa­na pa­trzy­łam, jak za­ta­cza nade mną ła­god­ne kółko, po czym uro­czy­ście lą­du­je na po­wierzch­ni księ­ży­ca, a pia­sek z sza­cun­kiem roz­stę­pu­je się pod pło­za­mi i ko­py­ta­mi.

Sanie, po­dob­nie jak Pan­te­ra, były cał­ko­wi­cie czar­ne, i po­dob­nie jak Pan­te­ra, wy­da­wa­ły się nie mieć kon­tu­rów. Sto­ją­ce przed nimi re­ni­fe­ry po­trzą­sa­ły czar­ny­mi gło­wa­mi, raz po raz roz­le­gał się dźwięk dzwon­ka. Zwie­rzę­ta, za­le­ga­ją­cy we wnę­trzu po­jaz­du ol­brzy­mi wór oraz przy­sa­dzi­sta po­stać, która wła­śnie ze­ska­ki­wa­ła na pia­sek, rów­nież po­zba­wio­ne były kon­tu­rów.

Od­ru­cho­wo wsta­łam, gdy przy­bysz sta­nął obok mnie. Pan­te­ra za­sty­gła w bez­ru­chu, wbi­ja­jąc w niego spoj­rze­nie re­flek­to­rów. 

– Wresz­cie kogoś zna­la­złem – po­wie­dział Mi­ko­łaj ni­skim, przy­jem­nym gło­sem.

Nie od­po­wie­dzia­łam, cał­ko­wi­cie za­sko­czo­na.

– Nie zo­sta­ło tu zbyt wielu, praw­da?

Przy­tak­nę­łam.

Czar­ny Mi­ko­łaj ro­zej­rzał się po srebr­nym glo­bie. Pan­te­ra nie­śmia­ło się do niego zbli­ży­ła.

– Pan­te­ra! – syk­nę­łam.

Spoj­rza­ła na mnie z wy­rzu­tem, ale po­słusz­nie od­je­cha­ła. Mi­ko­łaj się ro­ze­śmiał.

– Ładne auto. Nie wie­dzia­łem, że macie tu sa­mo­cho­dy.

– Teraz tylko ja. Inni, któ­rzy mieli, ode­szli, by jeź­dzić praw­dzi­wy­mi.

– Ach… – Po­ki­wał głową. – Tak jest ze wszyst­ki­mi. Chcą mieć, nie tylko do­świad­czać. Od­cho­dzą do świa­ta bo­le­śnie ma­te­rial­ne­go, by gonić szczę­ście, choć i tak go tam nie znaj­du­ją. Za­sta­na­wiam się, dla­cze­go ty zo­sta­łaś.

Wzru­szy­łam ra­mio­na­mi.

– Nie wiem. Chyba je­stem je­dy­na, ale nie czuję po­trze­by się prze­no­sić. Nie ro­zu­miem tych, któ­rzy to robią.

Mi­ko­łaj mil­czał. Byłam pewna, że mi się przy­glą­da, choć nie wi­dzia­łam jego oczu. Re­ni­fe­ry grze­ba­ły ko­py­ta­mi w sre­brzy­stym pyle. Od nich Pan­te­ra trzy­ma­ła się z da­le­ka. 

– Po­trze­bu­ję kogoś do po­mo­cy – wy­znał w końcu. – Ma­te­rial­ni lu­dzie po­trze­bu­ją coraz wię­cej. Moje sanie nie po­miesz­czą tak du­że­go worka. – Wy­mow­nie wska­zał głową w stro­nę Pan­te­ry.

– Ja mia­ła­bym… – za­czę­łam. – Ale jak? Prze­cież nie mogę po­ru­szać ma­te­rią.

– Nie roz­no­szę pre­zen­tów ma­te­rial­nych.

Za­cie­ka­wio­na zer­k­nę­łam w stro­nę worka. Ob­ra­zy wy­ima­gi­no­wa­nych wspo­mnień, jak w pacz­kach, które roz­wo­zi­łam? Nie, to by nie miało sensu. Co ta­kie­go Mi­ko­łaj dawał praw­dzi­wym lu­dziom? Czego po­trze­bo­wa­li coraz wię­cej?

Z cha­osu w mojej gło­wie za­czę­ły wy­ła­niać się pierw­sze upo­rząd­ko­wa­ne myśli. Pro­po­zy­cja mnie za­sko­czy­ła. Ale czy tak na­praw­dę mia­łam coś do stra­ce­nia? Zo­sta­ło tu nie­wie­lu ludzi, nie było za dużo pa­czek do roz­wo­że­nia, w związ­ku z czym mia­łam mnó­stwo czasu. Po­wo­li ski­nę­łam głową.

– Po­mo­gę. – Mia­łam wra­że­nie, że Mi­ko­łaj się uśmiech­nął, ale nie mo­głam tego w żaden spo­sób po­twier­dzić. – A tu? W tym świe­cie nie bę­dzie­my roz­no­sić pre­zen­tów?

Po­krę­cił głową. 

– W tym świe­cie to nie za­dzia­ła. Tego, co roz­wo­żę, macie tu pod do­stat­kiem, a i tak z tego nie ko­rzy­sta­cie.

 

***

 

Za­da­nie wy­da­wa­ło się pro­ste. Kie­ro­wa­łam Pan­te­rę we­dług mapy, którą do­sta­łam od Mi­ko­ła­ja. Za­trzy­my­wa­ły­śmy się cza­sem po­środ­ku lasu, cza­sem na ja­kiejś dawno nie­uży­wa­nej dro­dze – tam, gdzie w rze­czy­wi­stym świe­cie był czyjś dom. Wy­sia­da­łam i otwie­ra­łam worek, żeby wy­pu­ścić z niego nie­wi­dzial­ną wiąz­kę, którą dało się czuć tylko na skra­ju świa­do­mo­ści. Pcha­łam ją w stro­nę od­bior­cy. Pre­zent prze­ci­skał się przez tryby mię­dzy nie­rze­czy­wi­sto­ścią a rze­czy­wi­sto­ścią, klu­czył mię­dzy czą­stecz­ka­mi snu i ma­te­rii, aż w końcu sta­wał się od­le­gły i nie­osią­gal­ny.

Mi­ko­łaj miał rację – tego, co roz­wo­zi­łam, lu­dzie po­trze­bo­wa­li coraz wię­cej, lecz nadal nie wie­dzia­łam, o co mu cho­dzi­ło, gdy mówił, że my mamy tego pod do­stat­kiem. 

Worek się zmniej­szał, a lu­dzie ma­te­rial­ni sta­wa­li się tro­chę bo­gat­si.

I tak ko­bie­ta ży­ją­ca w nie­ustan­nym stre­sie otrzy­ma­ła na świę­ta odro­bi­nę spo­ko­ju, zmę­czo­ny oj­ciec trój­ki dzie­ci do­stał nieco wy­tchnie­nia, dziew­czy­nę cier­pią­cą na de­pre­sję ob­da­rzy­łam tak jej po­trzeb­ną na­dzie­ją, a męż­czyź­nie roz­pa­cza­ją­ce­mu po stra­cie part­ner­ki do­da­łam otu­chy.

Raz za­wi­ta­łam do czło­wie­ka, któ­re­go zna­łam. Kie­dyś nie­mal co­dzien­nie przy­no­si­łam mu pacz­ki. Wy­róż­niał się wśród miesz­kań­ców tej kra­iny – miał w sobie wiele barw­nych chęci, a jego wizje były naj­bar­dziej wy­ra­zi­ste ze wszyst­kich. I nagle od­szedł. Nikt nie wie­dział dla­cze­go.

Teraz za­sta­łam go za­my­ślo­ne­go, po­grą­żo­ne­go w tępym tran­sie, oto­czo­ne­go dzie­ła­mi własnych rąk i bo­gac­twem. Otrzy­mał ode mnie igieł­kę ener­gii oraz wiel­ką falę sensu.

Ostat­nia była star­sza pani, która miesz­ka­ła razem z ro­dzi­ną. Nie była sa­mot­na, ale od bli­skich otrzy­my­wa­ła wy­łącz­nie chłód. Cier­pia­ła. Chcia­ła się od­ciąć od wszyst­kich, od ca­łe­go świa­ta, bo ją ranił. Bar­dzo w tym przy­po­mi­na­ła dawną mnie.

Po­da­ro­wa­łam jej ogrom­ny pło­mień cie­pła.

 

***

 

Wi­gi­lia. Znów spo­ty­ka­łam się z Mi­ko­ła­jem na księ­ży­cu. Nasze worki były puste. Go­rą­co mi dzię­ko­wał, ale mu prze­rwa­łam.

– A co z moim świa­tem? Nie sądzę, że­by­śmy mieli pod do­stat­kiem tego, co było w worku.

– Macie tego mnó­stwo. – Wska­zał szarą pla­ne­tę. – Mo­gła­byś pomóc innym to za­uwa­żyć.

Zmarsz­czy­łam brwi, pró­bu­jąc zna­leźć co­kol­wiek, co by pa­so­wa­ło, ale na próż­no.

Po­że­gna­li­śmy się i każde ode­szło w swoją stro­nę. Czar­ne sanie sto­pi­ły się z ko­smo­sem, by od­wieźć wła­ści­cie­la do domu, a Pan­te­ra znów z wdzięcz­ną roz­cią­gli­wo­ścią spro­wa­dzi­ła mnie na pla­ne­tę. 

Długo błą­dzi­ły­śmy, szu­ka­jąc nie­ma­te­rial­nych pre­zen­tów. Coraz szyb­ciej do­cho­dzi­łam do wnio­sku, że Mi­ko­łaj się mylił.

Po­wo­li ogar­nia­ło mnie otę­pie­nie. Bez­na­mięt­nie roz­glą­da­łam się po oko­li­cy, jadąc tak wolno, że Pan­te­ra drża­ła z fru­stra­cji. Nagle prze­ję­ła kon­tro­lę. Spoj­rza­łam py­ta­ją­co na deskę roz­dziel­czą, ale nie prze­ka­za­ła mi żad­nej wia­do­mo­ści. Ze zmarsz­czo­ny­mi brwia­mi ob­ser­wo­wa­łam, jak przy­spie­sza.

Po ja­kimś cza­sie przy­cza­iła się i sko­czy­ła. Potem jesz­cze raz. I jesz­cze. A z każ­dym sko­kiem rosła, a ja byłam coraz wyżej. Mięk­kie łapy cicho od­bi­ja­ły się od ziemi, gdy zwin­nie pę­dzi­ła przed sie­bie.

Pod nami wi­dzia­łam pola, drogi, krze­wy, rzędy bez­list­nych drzew i bar­dzo rzad­ko czy­jeś domy. Wszyst­ko trwa­ło w nie­ru­cho­mym pół­mro­ku. Wy­da­wa­ło się, że Pan­te­ra tą po­dró­żą chcia­ła mi coś po­ka­zać, ale nie mia­łam po­ję­cia co.

Oglą­da­nie kra­jo­bra­zu z ta­kiej wy­so­ko­ści było dziw­ne, lecz wy­ci­sza­ją­ce. Opar­łam pod­bró­dek na dłoni, po­grą­ża­jąc się w se­an­sie. Fa­lu­ją­ce mięk­ko gra­na­to­we łąki, srebr­ne stru­mie­nie pły­ną­ce z sub­tel­ną ele­gan­cją, ogrom­ne czar­ne drze­wa wzno­szą­ce się na każ­dym ho­ry­zon­cie. Lu­bi­łam na to pa­trzeć, ale… dla­cze­go? Nagle sze­ro­ko otwo­rzy­łam oczy.

Bo w tym było wszyst­ko.

Spo­kój kry­ją­cy się w szu­mie fal czy­ste­go jak łza oce­anu, cie­ka­wość kro­czą­ca za mną, gdy po­zna­wa­łam nie­zba­da­ną jesz­cze prze­ze mnie część świa­ta, co­dzien­na ulga przy otwie­ra­niu oczu i wi­ta­niu nowej nocy. Nie mu­sia­łam tego brać z worka Mi­ko­ła­ja.

Czy to wła­śnie chcia­łaś mi po­ka­zać, Pan­te­ro?

Na desce roz­dziel­czej roz­bły­sło srebr­ne świa­tło. Po­czu­łam, że Pan­te­ra od­da­je mi kon­tro­lę. Na­tych­miast wy­zna­czy­łam cel.

Pę­dzi­ły­śmy przez sza­ro­ści i gra­na­ty, aż w końcu uka­za­ły nam się gład­kie wody oce­anu. Wy­sia­dłam na brze­gu i za­mknę­łam oczy, do­ty­ka­jąc my­śla­mi przej­rzy­stych fal, nie­mal czu­łam, jak prze­ze mnie mięk­ko prze­pły­wa­ją. Długo sta­łam, chło­nąc spo­kój tego miej­sca.

Wła­śnie ten stan po­win­nam po­ka­zać innym. Może wtedy kto­kol­wiek zo­sta­nie.

 

***

 

Znów pę­dzi­ły­śmy, a do mo­je­go serca po­wo­li zakradał się nie­po­kój. Czy nie było za późno? Nie­cier­pli­wie stu­ka­łam w kie­row­ni­cę, pa­trząc na za­ma­za­ne obiek­ty, które mi­ja­ły­śmy. W końcu wy­ro­sło przed nami zna­jo­me wiej­skie do­mo­stwo. Szyb­ko wy­sko­czy­łam z Pan­te­ry, mi­nę­łam nie­do­koń­czo­ne ogro­dze­nie i za­pu­ka­łam.

Dła­wią­ca cisza trwa­ła zbyt długo, a lęk, na miej­scu któ­re­go jesz­cze nie­daw­no pa­no­wa­ła oce­anicz­na har­mo­nia, wzma­gał się. 

A jed­nak się nie spóź­ni­łam. Jesz­cze tu miesz­ka­ła. Otwo­rzy­ła nie­pew­nie, a ja rów­nie nie­pew­nie za­py­ta­łam:

– Dziś Wi­gi­lia, wiesz?

Spoj­rza­ła na mnie ze zdzi­wie­niem.

– No, tak… I co?

– Po­my­śla­łam, że mo­gły­by­śmy ją spę­dzić razem.

Za­czę­ła za­my­kać drzwi, ale za­trzy­ma­łam je stopą.

– Nie tak, jak tam. Ina­czej – po­wie­dzia­łam szyb­ko.

Pu­ści­ła drzwi, ob­ser­wu­jąc mnie wciąż zmie­nia­ją­cy­mi kształt ocza­mi. Wska­za­łam Pan­te­rę.

– Chcesz się prze­je­chać nad ocean?

Koniec

Komentarze

Przychodzę po becie :D

 

Słuchaj, 14 k znaków, a tobie udało się opisać świat, a do tego wpleść w to fajną historię z przekazem. To trochę takie nieświąteczno – świąteczne opowiadanie, bo takiego klimatu gwiazdkowego nie ma, ale za to prezenty i to co powinno być we świętach najważniejsze, czyli sens, spokój. No wiadomo o co chodzi. Już ci o tym wspominałem na becie. 

Jest toyota (to toyota, nie hyundai) i te twoje opisy są na tyle plastyczne, że mimo abstrakcyjności szło to sobie bezproblemu wyobrazić. Piasek na księżycu fenomenalny. 

No cóż, klikam, ale też nominuję :) 

Pozdrawiam!

Kto wie? >;

Skryty, witam betującego! Typowo gwiazdkowego klimatu nie ma, bo nie umiem, ale jest coś zamiast niego i cieszę się, że to zauważyłeś! Ale proszę mi tu nie wstawiać toyoty tam, gdzie powinien być hyundai ;) No i miło mi, że się podobało i że bez problemu mogłeś sobie wyobrazić te wszystkie abstrakcje. Dzięki za komentarz i raz jeszcze za betę!

Toż to toyota! 

Kto wie? >;

Pantera :P

Łyżka science dodana do beczki fiction i powstał koktajl, dla którego nie mam nazwy, ale to nic nie znaczy w porównaniu ze smakiem. Podejrzewałem, że tekst okaże się bliski wobec fantasy, i myliłem się. On ma sporo wspólnego z SF. Można przywołać jako argumenty wywody panów Everetta lub, do wyboru, Deutscha, ale mniejsza z tymi skojarzeniami. Zasadniczą zaletą jest enigmatyczność postaci i przedmiotów, całego świata przedstawionego – niby od czapy z początku, a spójnego w całości.

Przydało by się, żeby to prawda była, żeby taki nierealny ,,obokświat’’ zaistniał i tak funkcjonował.

Pozdrawiam

Witaj. :)

 

Piękne, zastanawiające, tak proste, że aż dziw, jak równocześnie wspaniałe. :)

Świetny pomysł. 

 

Klikam podwójnie, urzeczona nastrojem, jaki stworzyłaś. Powodzenia. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Jak pantera? Toyota :>

Kto wie? >;

AdamKB, z początku myślałam, że to nie komentarz do mojego tekstu, bo gdzie tu SF :O Natomiast bardzo się cieszę, że tak odbierasz opowiadanie i że udało mi się osiągnąć taki właśnie efekt. Ciekawe, ile osób by się zdecydowało na dołączenie do “obokświata”. Dziękuję za opinię!

 

Cześć, Bruce! Cieszę się, że nastrój urzekł i bardzo mi miło, że tak się spodobało. Dzięki za wizytę i opinię!

 

Skryty, nieprawda! :P

heart I ja dziękuję. Trzymam kciuki. yes

Pecunia non olet

Nastrojowe z pomysłem na świat obok i przesłaniem. Świat obok, imo, przenikający się z realnym. Powodzenia w konkursie :)

Hej,

 

Płynnie napisane i naprawdę ciekawie przedstawiłaś równoległy świat, jak i postacie. Może troche brakuje typowo świątecznego klimatu, ale nie odejmuje to niczego, a współpraca bohaterki z Mikołajem jest interesująca. Opis Pantery oraz sposobu jej działania szczególnie mnie urzekł.

 

Tekst ma przesłanie i jest bardzo przyjemnie wykonany.

 

Pozdrawiam :)

Koala75, w sensie dosłownym te światy się przenikają ;) Dzięki za wizytę i komentarz!

 

pnzrdiv.117, bardzo mi miło, że mimo braku typowego świątecznego nastroju się podobało. Dziękuję za tak pozytywny komentarz :)

Hej 

“zmęczona, zamyślona twarz przypominała niezbyt dobrą animację, ukośne kreski bezładnie tańczyły po skórze”. – świetny opis. Nie tyle lubię, co wręcz choruję na takie niestandardowe, nieszablonowe opisy.

Całość oniryczna, tajemnicza i bardziej, jakby to… malowana obrazami.

Opowiadanie nigdzie się nie spieszy, nie gna, nie szpanuje zwrotami akcji. Jest leniwe, ale nie w pejoratywnym sensie. Płynie.

Trochę Murakami, trochę J. Carroll. Dla mnie to Sciene f powleczone realizmem na poły magicznym.

Jeśli idzie o gatunek, nie jest to koń, którego często ujeżdżam, ale smakowało.

Hej przygodo

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ave, Sonato! 

 

Opowiadanie jest napisane bardzo ładnie. Czytelnik płynie w lekko sennym klimacie przez piekne opisy świata przedstawionego. Kreśląc te zdania zdałem sobie sprawę z faktu, że można je w zasadzie napisać pod każdym Twoim tekstem. Ta niespieszna, ale pobudzająca wyobraźnię estetyka tekstów to w zasadzie Twój, Sonato, znak rozpoznawczy.

 

Jednak tym razem fabuła mnie zupełnie nie przekonała. Ot pojawia się tajemnicza zawartość wora Mikołaja, jest równie tajemnicza pantera i jest narratorka, o której wiemy tyle, że albo pochodzi ze świata równoległego, albo jest duchem. No i obiecuje pomoc Mikołajowi.

 

Z haseł konkursowych bardziej pasowałoby to o obłędni, niż bizarro, ale to tylko moje odczucie.

 

Czytało się dobrze, ale to głównie zasługa pięknego języka. Niemniej, nie przejmuj się moim marudzeniem, bo jak widzę po pozostałych komentarzach, zdecydowanej większości tekst się spodobał;)

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie l! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć, Canulas, cieszę się, że podobały się opisy i że uważasz całość za oniryczną, malowaną obrazami. Bardzo mnie cieszą również słowa o “SF powleczonym realizmem na poły magicznym”. Dziękuję za pozytywny komentarz!

 

Krokus, witam jury!

 

cezary_cezary, zdanie o moim znaku rozpoznawczym bardzo mnie ucieszyło i dziękuję za nie <3 Co do zastrzeżeń, to uważam, że tego typu opowiadanie nie musi mieć skomplikowanej fabuły. Chodziło mi o przekazanie pewnych symboli oraz komentarza do współczesnego świata, a wtedy fabuła schodzi na dalszy plan. Postaci są celowo tajemnicze z uwagi na oniryczną scenerię, bo w snach nie bardzo wiemy, kim są napotykane osoby i często nawet nie wiemy, kim sami jesteśmy :) Dziękuję za wizytę i opinię!

Bardzo ciepła opowieść. Zastanawiałam się jak dowieziesz opowieść o samochodzie wyścigowym do choinki, ale ładnie wyszło;)

widziałam sanie i panterę, a wręcz jechałam nimi;)

 

Sanie, podobnie jak Pantera, były całkowicie czarne, i podobnie jak Pantera, wydawały się nie mieć w sobie konturów.

A w sobie wydaje mi się zbędne.

 

Eidt:

 

Piórkowo będę na NIE. Opowiadanie spięte, ale czegoś mi zabrakło, może nieco treści. Uzyskałaś wysoki poziom absurdu, a może i bizarności, ale jak dla mnie, nieco rozmyło to całą historię.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć, Ambush, dzięki za wizytę i komentarz! Cieszę się, że według Ciebie ładnie wyszło i że jechałaś saniami i Panterą :) “w sobie” usunęłam!

Bardzo fajne prezenty, pewnie potrzebniejsze niż kosmetyki i skarpetki.

Ciepły tekst, świąteczny w jakiś dziwny sposób.

Nie przepadam za oniryzmem ani realizmem magicznym, ale ten daje radę.

Pantera wymiata.

Babska logika rządzi!

Hej!

 

O, autko, i to takie wypasione. :D

Przypomniałam sobie nowoczesne auto z Darwinów. :)

 

jakby ktoś, kto je sobie wyobraził, był niedokładny. Z zabudowań wyzierała jakaś moc, jakby

 

Mhm, opisy masz bajeczne. Po prostu takie… plastyczne, ujarzmione, jakbyś malowała przede mną bajeczny obraz. Ale w sumie wiedziałam, że tak będzie, bo po kilku Twoich opowiadaniach kojarzę ten styl, zresztą bardzo go lubię, operujesz słowami jak pociągnięciem pędzla, niczym profesjonalny malarz. :)

 

Oo, Mikołaj w niematerialnym świecie. :)

Bardzo ciekawy pomysł, no i do tego rozwożenie “prezentów” w naszym świecie.

 

I tak kobieta żyjąca w nieustannym stresie otrzymała na święta odrobinę spokoju, zmęczony ojciec trójki dzieci dostał nieco wytchnienia, dziewczynę cierpiącą na depresję obdarzyłam tak potrzebną dla niej nadzieją, a mężczyźnie rozpaczającemu po stracie partnerki dodałam otuchy.

Ach, czyta się te wszystkie świąteczne konkursy, słyszy o tych niematerialnych prezentach i samemu chciałoby się taki dostać.

Poproszę dawkę snu x1000. XD

Albo czas, dużo czasu. :D

 

Opowiadanie jest takie ładne i przypomina wszystkim o tym, co jest ważne w trakcie świąt. O tej potrzebie spędzania czasu razem. Czytałam z wielką przyjemnością. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Skradała się w zupełnej ciszy, wyczuwałam w niej narastające napięcie oraz gotowość. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, gdy skoczyła. 

Mrrr.

Oprócz niego nie było na podwórku nic poza kurnikiem i szopą.

Dla mnie to trochę zagmatwane, bo podwórko to plac przy domu. Mało zgrabne zdanie i mało przekazujące.

Moje ręce, co chwilę zmieniające kształt, objęły paczkę.

Zastanawiam się, czy nie lepiej by było, zamiast wprowadzać imiesłów, polecieć z jakimś “falowaniem” czy czymś.

Z zabudowań wyzierała jakaś moc

Mi na ten przykład z mocą kojarzy się “pulsowanie”, “bicie”, wyzieranie jakoś mniej.

– Wiesz, chyba się stąd wyniosę – wymamrotała.

– Dlaczego? – zapytałam, chyba trochę zbyt agresywnie.

Przy ogrodzeniu przystanęłam, jeszcze raz spoglądając na dom.

Nie czułam złości, [chyba bez przecinka[ czy nawet irytacji.

Vide https://primumverbum.pl/przecinek-przed-czy/, ale nie ręczę.

Czułam niezrozumienie.

Czy niezrozumienie się czuje? Nie bardziej zagubie

Czasem powietrze drgało od gwaru. Raz słyszałam przejeżdżający przeze mnie pociąg. Bardzo często czułam zapach niewidzialnego tłumu przechodzącego obok. Nie niepokoiło mnie to, byłam od nich odległa, oddzielona bezpieczną szybą niemożliwego.

Mrrr.

Leżałam wyciągnięta na tylnej kanapie Pantery, a ona kołysała mnie lekko, stąpając po kolana w oceanie. Odnóża się rozciągały, gdy wchodziła coraz głębiej. W końcu dotarła do niewidzialnej granicy. Przez szyberdach ujrzałam, że księżyc jest tuż nad nami.

Mrrr.

Z czarnej karoserii wyrosły długie łapy, które sięgnęły w jego stronę. Gdy objęły srebrną tarczę, wszystkie cztery nogi wynurzyły się z wody. Przez chwilę Pantera huśtała się niczym małpa, a potem nogi wystrzeliły w górę, kurcząc się i znikając w podwoziu. Jednocześnie łapy zaczęły się gwałtownie skracać, wnętrze Pantery ścisnęło mnie tak, że byłam teraz smugą barw. Po chwili już siedziałam na srebrzystej powierzchni księżyca, obserwując majaczącą w oddali ciemną planetę.

Mrrr. Dobra, więcej ne daję, ale ta część tekstu płynie jak ciekłe złoto.

Nagle tuż przed moim nosem przemknął olbrzymi obiekt.

ziarenka srebrnego piasku potoczyły się bezwładnie.

Czy przedmiot nieożywiony w ogóle toczy się władnie?

Kształt zawrócił, a ja zamarłam

Dialog z Mikołajem bardzo sprawnie wplata wątek ontologiczny, unikając przy tym ckliwości.

Zadanie wydawało się proste. Prowadziłam Panterę

Pchałam ją w stronę oczekującej osoby.

że Mikołaj musiał się mylić.

 

Czepiam się drobnostek, i to dyskusyjnych, ogólnie bardzo udany tekst, z ciekawym pomysłem na świat, bardzo udaną kocią postacią. Opis podróży to klasa sama w sobie.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Zbyt wiele tu, jak na mój gust, treści onirycznych, ale czytało się nieźle i bez najmniejszej przykrości. No i nie mogę odmówić Ci nietuzinkowego pomysłu na opowiadanie konkursowe. :)

 

Oglądanie krajobrazu z takiej wysokości było dziwne, lecz mi się podobało. Oglądanie krajobrazu z takiej wysokości było dziwne, lecz mnie się podobało.

mnie czy mi? tobie czy ci? – Poradnia językowa PWN

 

Oparłam dłoń na podbródku… → Chyba miało być: Oparłam podbródek na dłoni

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Finklo! Tak, te prezenty są na pewno cenniejsze. Super, że tekst daje radę, a Pantera wymiata :) Dziękuję za odwiedziny i komentarz!

 

Ananke, dzięki za opinię! Bardzo mi miło, że podobają się opisy i że kojarzysz styl oraz że czytałaś z przyjemnością. Ja też bym chciała jakiś niematerialny prezent :P Powtórzenie poprawiłam, a Ty poprawiłaś mi nastrój ;)

 

GreasySmooth, dziękuję za komentarz! Najpierw myślałam, że “Mrrr” to coś w rodzaju “Hmm” Tarniny i już się przestraszyłam :) Poprawki wprowadziłam i bardzo się cieszę, że uważasz tekst za udany i że podobał się opis podróży!

 

Regulatorzy, cieszę się, że czytałaś bez przykrości i że pomysł na opowiadanie świąteczne jest nietuzinkowy. Poprawki wprowadzone, dziękuję za wizytę i komentarz!

Bardzo proszę, Sonato, miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Sonato!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardzo fajnie poradziłaś sobie z hasłem – było księżycowo i… dziwnie, albo może lepiej: niezwykle. Natomiast Świąteczność trzyma się tekstu już trochę słabiej – nie można jej odmówić, ale bez problemu dałoby się ją wyciąć bez szkody dla tekstu.

Natomiast sama kreacja świata na tak niewielkiej liczbie znaków robi wrażenie. Nie wszystko jest wyjaśnione, ledwie tyle, by przekazać to, co tekst ma opowiedzieć ale sprawia wrażenie czegoś szerszego. Bohaterowie zarysowani wystarczająco – nie wiem, czy dałoby się to lepiej zrobić w takim limicie.

No i tradycyjnie wykonane bardzo solidnie. Szkoda, że tekst jest raczej z tych smutnych (choć ostatecznie daje nadzieję) – ale nie można mieć wszystkiego ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witam ponownie, Krokusie! Nie umiem bardziej w świąteczność, i tak jestem zdziwiona, że jednak się udało jakiś jej poziom osiągnąć :P Tekst miał być metaforą współczesnych świąt – a że sytuacja przedstawia się dość smętnie, no to też taki wyszedł. Cieszę się, że podobała się kreacja świata i wykonanie. Dziękuję za komentarz!

Cześć!

 

Krótko, a treściwie. Sprawnie napisałaś świat, bohaterkę z przeszłością oraz jej tajemniczą towarzyszkę, z którą wyrusza w swą równie tajemniczą misję. Sporo nocy, nieco Księżyca, masa pięknych, klimatycznych scen. Dla mnie to bardziej weird niż bizarro, ale że te definicje są dosyć szerokie… Świetny teksy, od początku mnóstwo rzeczy jest niejasnych, ale wiemy akurat tyle, by poznawać śledząc poczynania bohaterki. Taki oniryczny nieświat równoległy, azyl dla tych, którzy nie mogli się odnaleźć, ale jednocześnie miejsce, którego z czasem również ma się dosyć. Ech, ta ludzka natura, jak tu jej dogodzić? ;-)

Bardzo przyjemna lektura, sprawnie napisana, taka weirdowa baśń, w której bohaterka dostaje prezent od Mikołaja, ale potrzebuje czasu, by ten prezent zrozumieć. Zakończenie z oceanem może trochę zbyt symboliczne, ale jakże pięknie wpisujące się w całość kompozycji.

Tyle póki co.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

dziurą w strukturze

Hmm. Struktura nie musi być lita…

spojrzał na mnie z zagadką w oczach

Hmmmm…

Przednie reflektory tonęły w czerni, zamglone niczym oczy ślepca.

Hmm?

narastające napięcie oraz gotowość

Hmm.

Przez moje ciało przebiegł dreszcz

A może: przeszedł mnie dreszcz?

Oprócz niego na podwórku stały jeszcze kurnik i szopa.

Hmmmm… czy dom stoi na podwórku? Czy to obecność domu czyni miejsce podwórkiem?

Moje ręce, falujące przy każdym ruchu, objęły paczkę

Hmmm?

Z zabudowań promieniowała jakaś moc, chyba krzyczały z wielką siłą, ale bezgłośnie.

Czegoś nie rozumiem?

która spowijała świat wokół

"Wokół" można wyciąć.

Nie wymieniałyśmy zwykle zbyt wielu słów, choć miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która ją odwiedza.

Może tak: Zwykle nie wymieniałyśmy wielu słów, choć miałam wrażenie, że tylko ja ją odwiedzam.

miała cofnąć się

Miała się cofnąć.

Wymownie spuściła wzrok na paczkę.

Może po prostu: Wymownie spojrzała na paczkę?

Nie czułam złości czy nawet irytacji. Byłam całkiem zdezorientowana.

Może lepiej: Nie byłam zła, nawet zirytowana, tylko całkiem zdezorientowana.

Naprawdę nie rozumiałam, jej i tych wszystkich, którzy odeszli.

Hmm.

Ja nigdy nie zamierzałam opuścić tego miejsca.

Angielskawe.

Czasem widziałam świat

Czasem widywałam świat.

Nadwozie wydłużyło się, wijąc

?

A ja usilnie próbowałam dopasować to, co przed chwilą przemknęło przez księżyc, do jakiegoś znajomego obiektu.

Hmm.

W tym świecie nie tyle wydawały się niepotrzebne, co wręcz absurdalne.

W tym świecie wydawały się nie tyle niepotrzebne, co wręcz absurdalne.

Coś tak bardzo opartego na rzeczach materialnych, jak święta, miałoby istnieć tu, gdzie królowały myśli, uczucia i wizje?

Mmmm, ale właśnie o to chodzi… i bohaterka się o tym przekona, nie?

stąpając po kolana w oceanie

Może lepiej: brodząc.

nogi wystrzeliły w górę, kurcząc się i znikając w podwoziu

Naraz?

To, że widziałam świąteczne sanie, wydało mi się nagle tak bezsensowne, jak Pantera stojąca w korku.

Hmm.

Nagle tuż przed moim nosem przemknął gigantyczny obiekt

Nagle tuż przed nosem przemknął mi gigantyczny obiekt.

Teraz już nie miałam wątpliwości, co to było.

Co to jest, bo ona właśnie teraz to widzi.

nie posiadały konturów

Nie miały, kontury to nie majątek :)

wbijając w niego wzrok reflektorów

Spojrzenie.

Odchodzą do świata boleśnie materialnego

To… nie całkiem tak działa, ale długo by o tym rozprawiać.

Odwrócił znacząco głowę w stronę Pantery.

Hmm.

Nie roznoszę prezentów materialnych.

To jak te prezenty mogą cokolwiek ważyć? Oj, chyba Mikołaj szuka wymówek ;)

Z szoku i chaosu, które pojawiły się w mojej głowie, zaczęły wypływać pierwsze uporządkowane myśli.

Ciut łopata.

w związku z czym miałam nagle mnóstwo czasu

Nagle?

otwierałam worek, wypuszczając z niego niewidzialną wiązkę, którą dało się czuć tylko na skraju świadomości.

Imiesłów: otwierałam worek, żeby wypuścić niewidzialną wiązkę, którą dało się wyczuć tylko na skraju świadomości.

trybiki między nierzeczywistością a rzeczywistością

Trybiki?

Worek zmniejszał się

Worek się zmniejszał.

potrzebną dla niej nadzieją

Tak jej potrzebną nadzieją.

Wyróżniał się spośród innych mieszkańców tej krainy

Wyróżniał się wśród mieszkańców tej krainy.

otoczonego bogactwem i dziełami jego rąk

Od kiedy bogactwo ma ręce? ;P

Bardzo w tym przypominała dawną mnie.

Hmm.

Nasze worki były puste.

Angielskawe.

rozglądałam się po krajobrazie

Po okolicy, ale nie po krajobrazie.

Miękkie łapy cicho odbijały się od ziemi, gdy zwinnie pędziła przed siebie.

Oglądanie krajobrazu z takiej wysokości było dziwne, lecz wyciszające.

Hmmmmmm.

pogrążając się w seansie

W seansie?

ogromne czarne drzewa wznoszące się na każdym horyzoncie

https://wsjp.pl/haslo/podglad/4935/horyzont/4503815/widnokrag

poznawałam niezbadaną jeszcze przeze mnie część świata

"Przeze mnie" zbędne, jasne z kontekstu.

codzienna ulga przy otwieraniu oczu i witaniu nowej nocy

A czemu sen tak ją męczy?

ukazały się nam

Ukazały nam się.

lęk, na miejscu którego jeszcze niedawno panowała oceaniczna harmonia

Mmmm…

okrągłymi, wciąż zmieniającymi kształt oczami

Czyli nie okrągłymi, tylko może najpierw okrągłymi, a potem nie. Nie?

 

Jak to u Ciebie, onirycznie i życzliwie. I ładnie. Chociaż czy świątecznie? Ważne, że ładnie :)

Ciekawe, ile osób by się zdecydowało na dołączenie do “obokświata”.

Może, może… ;)

Koala75, w sensie dosłownym te światy się przenikają ;)

To akurat widać.

Czy przedmiot nieożywiony w ogóle toczy się władnie?

Ano, nie. Może robot mógłby, ale w ogóle to nie.

Dialog z Mikołajem bardzo sprawnie wplata wątek ontologiczny

…? Hę?

! Najpierw myślałam, że “Mrrr” to coś w rodzaju “Hmm” Tarniny i już się przestraszyłam

Ja też czasem mruczę :D

Taki oniryczny nieświat równoległy, azyl dla tych, którzy nie mogli się odnaleźć, ale jednocześnie miejsce, którego z czasem również ma się dosyć. Ech, ta ludzka natura, jak tu jej dogodzić? ;-)

He, he :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

krar85, dzięki za przybycie i komentarz! Bardzo się cieszę, że się podobało i że według Ciebie sprawnie napisałam świat i bohaterkę. Świata jakoś bardzo dokładnie nie opisywałam, ponieważ nie było to potrzebne. Super, że lektura była bardzo przyjemna! Dzięki za 2P ;)

 

Tarnino, dziękuję za wizytę i za łapankę! Wprowadziłam poprawki, z którymi się zgadzam. Miło mi, że uważasz, że jest ładnie i onirycznie :) Świąteczność też jest, tylko subtelna! Ale że u mnie jest zwykle życzliwie? :P

I onirycznie! ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć Sonato,

Ciekawy koncept świata, szczególnie zaintrygowała mnie postać Mikołaja roznoszącego niematerialne podarki i pomagającej mu głównej bohaterki, która w obu światach ma coś do zaoferowania ich mieszkańcom.

Podobał mi się też świąteczny klimat, może momentami nieco pesymistyczny, ale końcówka jak najbardziej optymistyczna. Jest zachęta do refleksji :-)

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Michał Anioł, cieszę się, że zaciekawiła postać Mikołaja i bohaterki oraz że podobał się świąteczny klimat mimo pojawiającego się miejscami pesymizmu. Dziękuję za komentarz!

Cześć, Sonato!

 

Bardzo ładne opowiadanie, piękne opisy. Mimo, że świat jest nieoczywisty, to czytając tekst, można łatwo wczuć w klimat i wyobrazić sobie poszczególne sceny. Podobał mi się również motyw świąteczny, subtelny, ale poruszający istotną kwestię. Moim zdaniem celnie zidentyfikowałaś to, czego tak naprawdę, ludziom potrzeba, w Święta i na co dzień. Szkoda, że podarowanie takiego prezentu jest trudne, a czasem wręcz niemożliwe.

 

Zastanawiam się, dlaczego ty zostałaś.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Chyba jestem jedyna, ale nie czuję potrzeby się przenosić. Nie rozumiem tych, którzy to robią.

Ten fragment mnie trochę zatrzymał. W pierwszej chwili pomyślałam, że bohaterka jako jedyna została w tym świecie. Nie miało to zbyt wiele sensu, więc po zastanowieniu doszłam do wniosku, że chodzi o to, że jest jedyną, która nie czuje potrzeby się przenosić. Zastanawiam się czy ta wstawka, że chyba jest jedyna, jest potrzeba. Wydaje mi się, że gdyby było po prostu “Nie wiem. Nie czuję potrzeby się przenosić. Nie rozumiem tych, którzy to robią.” tekstowi nic by nie ubyło, a ten fragment byłby czytelniejszy. Rozważyłabym nawet usunięcie tego “nie wiem”. Bohaterka mówi, że nie wie, a w następnym zdaniu okazuje się, że jednak wie. Została, bo nie czuje potrzeby się przenosić.

Oczywiście to tylko taka moja sugestia do rozważenia. Fragment zwrócił moją uwagę, więc pomyślałam, że wspomnę.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Cześć, Sonato!

Pięknie napisane opowiadanie, pewnie odmalowujesz sceny przed oczami czytelnika, wyrażenia wydają się przemyślane i trafnie rozmieszczone. Zgodzę się, że wyrabiasz sobie charakterystyczną, nader przyjemną w odbiorze stylistykę, zdecydowanie nie każdy potrafi tak pisać. Jako urocza, nieco melancholijna etiuda świąteczna broni się świetnie.

Mam jednak uczucie niedosytu po lekturze, jak gdybyś nie wyzyskała całego potencjału Twojego pomysłu, nie domknęła wielu wątków (wiem, byłoby to nierealne przy tak ciasnym limicie). Pantera jest cudnie wykreowana, ale mogłaby być czymś więcej niż rekwizytem, pokazać, jak bohaterka buduje zażyłą relację z bądź co bądź osobą, którą z początku traktowała instrumentalnie. Tekst nie stawia też pytań o stosunki między światem bohaterki a materialnym, jednoznacznie traktuje ten pierwszy jako dobry, odchodzenie odeń jako zjawisko nieomal apokaliptyczne, kojarzy mi się to trochę z manicheizmem i czerpiącą z niego Młodą Polską; a można przecież wyobrazić sobie stanowisko odwrotne, pokazać postaci, które uznawałyby ucieczkę do świata niematerialnego za tchórzostwo. Wreszcie przesłanie, o ile wszystko dobrze zrozumiałem, sprowadza się do hasła “skup się na doświadczaniu i odnajdź szczęście w szczegółach”, co dla czytelnika, który nie potrafił tego zrobić sam z siebie, jest raczej frustrujące niż pomocne.

Jakość językowa znakomita, widzę wprawdzie, że Greasy i Tarnina już trochę przetarli, ale i tak możesz być z siebie bardzo zadowolona pod tym względem. Przy uważnej lekturze znalazłem tylko kilka zupełnych drobiazgów:

Teraz zastałam go zamyślonego, pogrążonego w tępym transie, otoczonego dziełami jego rąk i bogactwem.

Tarnina już ruszała to miejsce, ale wciąż jeszcze wygląda, jakby trans miał ręce. Czy Twoim zdaniem byłby tu jakiś problem z użyciem formy “własnych rąk”?

Nikt nie wiedział, dlaczego.

nie miałam pojęcia, co.

Niespodziewanie bez przecinka (jest to dość nietypowa reguła i sam długo popełniałem błąd): https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/NIe-rozumiem-dlaczego;13589.html.

Znów pędziłyśmy, a do mojego serca powoli wkradał się niepokój.

Częstsza i chyba czystsza kolokacja to “wkradać się w coś, zakradać się do czegoś”.

 

Wydaje mi się, że odrobinę brakuje jak na moje kryteria piórkowe, ale dam sobie jeszcze chwilę do namysłu. Bliżej realizmu magicznego niż typowej fantastyki, jeden z tych tekstów, dla których zdecydowanie wolałbym, żeby decydowały osoby lepiej zaznajomione z daną konwencją.

Pozdrawiam i życzę mnóstwo przyjemności z pisania!

Czy Twoim zdaniem byłby tu jakiś problem z użyciem formy “własnych rąk”?

Podtrzymuję pytanie, bo to dobre pytanie.

Niespodziewanie bez przecinka (jest to dość nietypowa reguła i sam długo popełniałem błąd): https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/NIe-rozumiem-dlaczego;13589.html.

… oż, kurczaczki. To ja cały czas tam pcham przecinki – niepotrzebnie? indecision

Częstsza i chyba czystsza kolokacja to “wkradać się w coś, zakradać się do czegoś”.

Nie, dlaczego?

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie, dlaczego?

Nie robiłem badań statystycznych, tylko własne doświadczenia czytelnicze, wrażenie współbrzmienia. W jej serce wkradł się robak strachu. Lis zakradł się do kurnika. Może się mylę, w takich sprawach zawsze jest cień szansy, że gdybym czytał dziesięć razy więcej, miałbym odwrotne przeświadczenie. Dobrego dnia!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oniryczny klimat świetnie pasuje do tych wszystkich znaków zapytania, które pojawiają się w głowie w trakcie lektury. Równocześnie wszystko pozostaje zrozumiałe na tyle, by móc z zaciekawieniem śledzić losy głównej bohaterki. Doceniam pomysł, na którym oparłaś tekst. Materializm może znużyć.

Pozdrawiam! 

Tekst czytałem niedługo po publikacji, ale komentuję na końcu. Głównie dlatego, że byłem nim tak oczarowany, że z wrażenia przegapiłem wtedy wpisanie komentarza. Jest oryginalnie, z pomysłem, świątecznie, mrocznie i zagadkowo.Świat wciągający i przejmujący.

Dla mnie to zdecydowanie czarny koń konkursu. Albo raczej czarna Pantera.

Pantera cudna, dla niej mogłabym się przenieść i chyba tylko dla niej. Brakowałoby mi rzeczywistości, innych ludzi.

Narracja pierwszoosobowa i przekonanie bohaterki, że jest to najlepszy świat sprawiają, że wychodzi tp trochę czarno-biało, dobry i niedobry świat. I jednocześnie fakt, że w tym dobrym ludzie też nie są zadowoleni, sugeruje problem raczej ludzi niż świata, ludzi, którym nigdzie nie jest dobrze, którzy stale tęsknią za czymś innym, za czymś, czego nie mają. I mam wrażenie, że nawet, gdyby dostali, to i tak nie byliby zadowoleni, jak z paczkami, które rozwozi bohaterka, na długo nie starczają, skoro świat się wyludnia.

Zakończenie mi się podoba, zdołałaś subtelnie powiedzieć: rusz dupą i popatrz, jaki ten świat jest fajny ;)

Ta pogoń za czymś, jakimś ideałem jest najbardziej chyba widoczna w święta, więc opko jak najbardziej świąteczne ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Trochę mnie nie było, ale już jestem i odpowiadam!

 

Iyumi, bardzo mi miło, że się podobało i że wczułaś się w klimat. Bohaterka jest jedyną, która nie ma potrzeby się przenosić i racja, że to może wprowadzać w błąd, jednak mam wrażenie, że dzięki temu odpowiedź brzmi naturalniej, razem z tym zaprzeczaniem samej sobie – w prawdziwej rozmowie ludzie tak robią ;) Rozważę jednak usunięcie tego “chyba jestem jedyna”. Dziękuję bardzo za komentarz!

 

Ślimaku Zagłady, cieszę się, że podobało się jako świąteczny tekst i bardzo mi miło, że według Ciebie moje pisanie staje się charakterystyczne :) Pantera w tym tekście pozostaje rekwizytem, bo tak naprawdę to tylko rzecz, która jednak towarzyszy bohaterce cały czas i dlatego widzi ją ona bardziej jako swoje ukochane zwierzątko, niż rzecz, z tego powodu też Pantera ma tyle zwierzęcych cech – nie zamierzałam dodawać jej typowo ludzkich cech ;) Uciekanie do niematerialnego świata było rzeczywiście trochę tchórzostwem, starałam się dać o tym do zrozumienia we wzmiance, że bohaterka nie czuła się dobrze w prawdziwym świecie i dlatego z niego uciekła, zamiast zmierzyć się z problemami oraz w wątku człowieka ze świata bohaterki, który wrócił do prawdziwego, ale tam sobie nie radzi i wygląda na to, że żałuje swojego powrotu.

Poprawki wprowadziłam, cieszę się, że jeszcze dajesz sobie chwilę do namysłu i bardzo dziękuję za rozbudowany komentarz!

 

adam_c4, dzięki za wizytę! Dobrze, że mimo znaków zapytania opowiadanie było jednak zrozumiałe. Cieszę się, że pomysł się spodobał :)

 

marzan, dziękuję za komentarz! Bardzo mi miło, że byłeś oczarowany i że świat wciągnął i był przejmujący. Pantera pewnie mogłaby się zamienić i w konia, ale nie miałaby wtedy takich miękkich łapek :)

 

Irko, witaj i dziękuję za komentarz! Dobrze, że podobała się Pantera ;) Bohaterka jest przekonana, że jej świat jest lepszy, ale mam nadzieję, że tekst pokazuje, że nie całkiem jest tak czarno-biało, jak sobie wyobraża. Racja z tym, że to problem ludzi, a nie światów, bo gdziekolwiek są, zawsze narzekają : P Cieszę się, że zakończenie się podobało i że tekst uważasz za świąteczny ;)

 

Witaj, Anet! Dzięki za lekturę :)

Jest w tym opowiadaniu kilka scen, które zostają w głowie na dłużej. Całość ma bardzo oryginalny klimat, pomysły również zasługują na uznanie. Czytało się bardzo dobrze, tym większe brawa, bo hasło wylosowało się niełatwe.

Brawa! :)

Pecunia non olet

zygfryd89, dzięki za komentarz, cieszę się, że podobało się opowiadanie i pomysły :)

 

bruce, dziękuję :)

kisssmiley

Pecunia non olet

Cześć!

A powiem Ci, że na początku sądziłam, że czytam o zaświatach. Okazało się jednak, że jest znacznie ciekawiej. I choć po prawdzie nigdy nie wyjaśniasz, gdzie dzieje się akcja, to opowiadanie ma w sobie atmosferę, która przyciąga.

Umiesz malować słowami ładne obrazki, które same pojawiają się w głowie, a motyw posiedzeń na księżycu i samochodu-kota bardzo mi przypadł do gustu.

Bardzo dobry tekst. Gratuluję piórka!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, Verus! Nie są to zaświaty, a teraźniejszość. Cieszę się, że to Ci się spodobało! I że atmosfera, koci samochód i siedzenie na księżycu też przypadły do gustu heart Dziękuję za wizytę!

Nowa Fantastyka