
Kiedyś uzupełnię ;)
Kiedyś uzupełnię ;)
Skoro okres realizacji wszelkiej maści noworocznych zobowiązań mamy w pełni (ku wielkiej radości właścicieli siłowni), to możemy przystąpić do pierwszego wyzwania w 2025 roku… ;)
Założenia wyzwania:
– pokazujemy proces przemiany z jednej rzeczy w drugą
– przemieniać się nie musi człowiek, może to być np. przyspieszony proces gnicia ziemniaka, albo nawet lepiej – przemiany dorodnego ziemniaczka w plugawy trunek… ;)
– nie jest szczególnie istotne, co przemienia się w co, ale jak to się odbywa
– musi występować fantastyka, choćby śladowo
– brak limitu znaków
Deadline: do końca tygodnia (niedziela 12 stycznia, 23:59)
#pełenchill
Ooo, jako ćwiczenie poprawiłem fragment starego opowiadania, który świetnie pasuje do wyzwania :) Jest trochę dłuższy więc wrzucam w osobnym poście :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Philip siedział na kanapie wpatrując się w telewizor, który od ponad piętnastu minut wyświetlał blok reklamowy. Drżącą dłonią zdołał trafić w odpowiedni przycisk pilota, by zmienić kanał. Pojawi się nowa reklama z blondynką myjącą zęby z takim przejęciem, jakby trzymała w dłoni penisa, a nie szczoteczkę do zębów, Philip doszedł do wniosku, że to koniec. Czas najwyższy na przeobrażenie. Wyprężył się i poczuł, że kręgosłup pękł w kilku miejscach. Tułów zwisał chwilę bezwładnie. W końcu Philip zdołał go dźwignąć do pionu, dłuższy o prawie metr. Już wyprostowany, poczuł jak kolana wygięły się w stronę pleców, skóra pękła w okolicy kostek, gdy twardy chitynowy pancerz odnóży wyciągnął ciało w górę. Zamrugał bardzo szybko, czując swędzenie w oczodołach. Podniósł dłonie, palce pękły, skóra zwisała z ostrych włosków patykowatych pazurów. Sięgnął nimi do twarzy i wygrzebał gałki oczne. Pociągnął nieco skórę, by nowe mozaikowe oczy, wypełnione setką ommatidiów, mogły w pełni obserwować otoczenie. Tylne odnóża ugięły się – skoczył i przywarł do sufitu za pomocą przylg, w które wyposażone były nowe palce. Poczuł dławienie. Rozwarł usta, z których wyleciał długi obły kształt. Zwisał chwilę, a następnie, zaczął się zwijać. Philip popracował nad nim chwilę, trenując ssawkę. Odkrył, że może poruszać nią sprawnie w różnych kierunkach. Po obu stronach twarzy, w miejscu gdzie wcześniej były policzki, wysunęły się dwie żuwaczki, powodując, że zbędna już teraz szczęka, zwisła oderwana od resztek czaszki na kawałku skóry – uparcie dyndała i nie chciała odpaść. Wtedy drzwi mieszkania uchyliły się. Wszedł mały człowiek w garniturze i z teczką. "Wybornie" – pomyślał Philip, był okropnie głodny po przeobrażeniu. Nie bardzo wiedział, jak korzystać z nowego ciała, więc skupił się na tym, co miał opanowane. Sięgnął ssawką do komody i otwarł szufladę. Człowiek okrążał go, mamrocząc coś niezrozumiale. Philip odbierał te dźwięki całym sobą, włoski na plecach reagowały na każde drganie powietrza, gdy człowieczek mówił z coraz większym przejęciem. Ssawka wślizgnęła się do szuflady i odnalazła to czego szukał – nóż myśliwski. Owinęła się wokół rękojeści. Było mu nieco wstyd, że musi się posługiwać narzędziem, mając do dyspozycji tak wspaniałe atrybuty. "Przyjdzie na to czas" – pomyślał. Jeszcze nauczy się z nich korzystać, teraz miał chęć na prawnika – a ten człowieczek wyglądał mu na prawnika. Philip zaczął pełznąć po suficie w stronę gościa chowającego się za kanapą, wymachiwał ostrzem w wijącej się ssawce, niczym żądłem. Człowiek zasłaniał się teczką, jak tarczą, co rusz unikał pchnięć, lub odbijał je. Philip zirytowany zwinął narząd, jak motyl trąbkę, po czym wystrzelił, miotając nożem w stronę ofiary. Miał wrażenie, że trafił ostrzem w podbrzusze. Prawnik oparł się o ścianę, następnie przesunął wzdłuż niej. Wymacał drżącą dłonią fotel i usiadł w nim ciężko. Philip opadł na podłogę. W kilku szybkich ruchach znalazł się przy oparciu. Ssawką otoczył szyję pojękującej ofiary. Żuwaczki zacisnęły się na głowie prawnika, przesuwając się centymetr po centymetrze. Philip zaczął pomału pochłaniać pierwszy owadzi posiłek.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Niepokojąca przemiana… i jeszcze te żuwaczki na głowie prawnika…
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Aaaa zapomniałem, bo ty przecież jesteś… :D Wybacz to było pisane nim się pojawiłeś na forum ;) – ale uważaj bo nigdy nie wiesz jak zachowa się klient ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ooo, brzmi nieźle.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Obrzydliwa opowieść! I niezła groza przy okazji.
Oczywiście bardziej przemawia do prawników, ale sama poczułam się jak Ron w jaskini Aragoga, albo Indiana Jones w jaskini pełnej węży.
Gratuluję Bardziejaskrze.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
A dziękuję:) Miło mi, że się podobało :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardjaskier, Fajna opowieść, dobre opisy, blisko natury :) Bo, jak często zapominamy, w naturze często jedno żyjątko zjada inne.
Ja tylko na przyszłość poproszę o podział na akapity, żeby nie trzeba było kopiować do worda w celu przeczytania.
Mógłbyś też dodać jaki jest powód ochoty na prawnika, przed przystąpieniem do jedzenia.
Gratulacje i pozdrowienia.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
A dziękuję, miło mi, że się podobało. To tu jest pełna wersja nie poprawiona – to jest chyba 2 opowiadanie, które wrzuciłem na NF po założeniu konta :) – a i jest podział na akapity ;) – https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/29847
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Z pozdrowieniami dla biol-chemu :D
W miarę, jak płomienie ogarniają kłodę, coraz wyraźniej widzimy jej małych mieszkańców. Spójrzmy tylko na te wywijające ogonki! Delikatna siateczka skrzeli rozwija się, by dostarczyć młodemu organizmowi nie tylko jak najwięcej tlenu, ale także odpowiednią ilość produktów zgazowania drewna, którymi odżywia się to fascynujące stworzenie. Dzięki skomplikowanemu systemowi filtracji, prawdziwemu cudowi natury, kijanki pobierają najbardziej kaloryczne gazy i rosną jak na drożdżach. O, ta wypuszcza już łapki!
Na razie widzimy tylko uwypuklenia po obu stronach walcowatego ciałka, ale wydłużają się po prostu w oczach. Jak te skrzela pulsują! One także będą rosły, dopóki ich funkcji nie zaczną przejmować płuca. Ten piękny proces, u płazów wodnych zachodzący na przestrzeni miesięcy, możemy dziś zaobserwować w całości w ciągu jednego wieczoru.
Małe sadowią się wygodnie w załomach kory. Na tym etapie ogień nie dopuszcza już do nich drapieżników, mogą spokojnie rosnąć. Jedyne, co mogłoby przerwać ich rozwój, to zgaśnięcie ogniska, ale w takim przypadku poukrywałyby się w popiele i wśród resztek drewna, by w uśpieniu czekać na następny pożar. Sądząc po tym, że skrzela przestały się rozrastać, zagłębione w sadzy łapki wykształcają już paluszki. Kształt ciała staje się coraz bardziej wydłużony, opływowy. Powstaje niewielka płetewka na grzbiecie. Oczy stają się większe, wyrastają nad nimi charakterystyczne zgrubienia, a pyszczek, proszę tylko spojrzeć! Cóż za piękne, ostre zęby!
Niestety, płomienie coraz bardziej przesłaniają nam widok. Spójrzmy więc na obraz z kamery termowizyjnej. Tak, skrzela coraz wyraźniej tracą turgor i kształt, rozsysane przez organizm. Są już niepotrzebne. To ostatni etap. Za kilka minut młode salamandry rozbiegną się w poszukiwaniu nowych stert drewna, w których będą mogły odbyć gody i złożyć własny skrzek. Jego utajone życie może trwać wiele lat, dopóki nie obudzi go iskra.
(Czytała Krystyna Czubówna).
Bardzie, mmm… Mmmm. No, metamorfoza jak ta lala. Ale czekam na różowe jednorożce :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kurcze, Tarnino. Tak to opisałaś, że przez chwilę się zastanawiałem na poważnie czy przypadkiem salamandry rzeczywiście nie rodzą się z płomieni xD Wow! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Dzięki. Teraz tylko napisać coś z fabułą, sensem, i może dłuższe…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
sensem
Proszę mi tutaj nie dyskryminować mnie jako autora! Tekstów z sensem się zachciało… pomyślałby kto…
XD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Krzysztof, pomny ostatniego programu Gotuj z Bearem Gryllsem, postanowił ugotować lasagne z dżdżownic i kory brzozowej w kamiennej brytfannie, nad ogniem rozpalonym za pomocą łuku ogniowego. Bardzo by chciał się realizować w wojsku, ale jaki przywódca, przy zdrowych zmysłach, przydzieli broń schizofrenikowi paranoidalnemu? Mossad, pospolite szweje i siły specjalne plątały mu się uporczywie po głowie jak jakaś Chińska łamigłówka. A mogło być tak pięknie, pomyślał. gdybym w młodości nie zażywał marihuany, genetyczne obciążenie mogłoby nie odpalić. Rozmarzył się, pole walki, karabin, nieprzyjaciel do którego można strzelać. Ewentualne rozległe obrażenia i ewakuacja medavakiem. W ostateczności zawsze może się znaleźć jakiś pretekst by się ostatecznie rozerwać… A tu co? Wyścig szczurów, pracodawcy próbujący wycisnąć cię jak cytrynę, jakieś frajerskie samczyki alfa puszące się jak pawie, którym nie można wyrządzić najmniejszej krzywdy. Ufoludki porywające go od czasu do czasu dla żartu, uważające że najzabawniejszą rzeczą w tej gromadzie galaktyk jest zrobienie sobie selfie z uprowadzonym promieniem unoszącym i przyczepionym do stołu wiwisekcyjnego z grabiami wetkniętymi w odbyt. Krzysztof pozyskał od psychiatry historię choroby złożył w ZUS-ie papiery o niepełnosprawność, by wreszcie odpocząć gdzieś na jakiejś cieciówce w zakładzie pracy chronionej. Zaraz potem, uśmiechną się szeroko i wyjechał hen w Bieszczady. Lasagne, sądząc po zapachu, było już prawie gotowe. Krzysztof zdjął przykrywający brytfannę kamień, buchnęła para. Nagle wraz z narastającym świstem łopat śmigłowców rozwiała się we wszystkie strony. Moja lasagne, ale ja… wystygnie! Z Black Hawka zjechał na linie mundurowy z pagonami kapitana. -Panie głównodowodzący Sił Zbrojnych RP… Krzysztof cofną się, nieświadom tego że trzydzieści metrów za nim zbliża się pluton wojska przebrany za ufoków wyposażonych, w grabie. Żołnierz w stopniu kapitana kontynuował z mściwym uśmieszkiem plątającym się po twarzy. -Zgodnie z cyrografem, zważywszy na pańską pomyłkę zabieramy pana na tajny koncert Navala, którego pomylił pan z Nergalem, niestety… Nauczyliśmy go tylko sześciu akordów i podstw gry na perkusji, zdołaliśmy także ogolić koze nie ponosząc strat własnych. Supportować go będzie Doda grająca na tamburynie. Krzysztof Złowił kątem oka ruch z tyłu i nieco z boku. dostrzegłszy ufoludków z grabiami krzykną. – Tawariszcze! lublju ja was! porywajte! Ich libe aine grabki! Żołnierze przebrani za ufoludki, zaczęli uciekać przed Krzysztofem zygzakując chaotycznie jak na szkoleniu przeciwdronowym, żałośnie popiskując -PI, Pi, pi, pii…
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Tarnino salamandra jak się patrzy. No i zaskakująca, bo bez szczypców wybijających oko;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Tarnina – no ładnie, sama sobie skomentowałaś tekst gifem – czy tak wypada, no nie wiem :P. Ale pomysł kijanek przeobrażających się w salamandry w płomieniach super. Tylko te paluszki i inne zdrobnienia – mało naukowe :)
Leclerc – moja ty przeobrażona Astrid. Nawet fajnie się czytało, masz szczęście, że to nie lazania z kijanek bo by się Tarnina obraziła. Ale uśmiechnąłem się parę razy tu i tam – na przykład jak śmigłowiec studził lazanie ;) No dobra koniec pitolenia, teraz wyjadę z Kmicica – kiedy ślub? ;)
Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Proszę mi tutaj nie dyskryminować mnie jako autora! Tekstów z sensem się zachciało… pomyślałby kto…
Uderz w stół, a prawnik się odezwie :P
Tarnino salamandra jak się patrzy. No i zaskakująca, bo bez szczypców wybijających oko;)
… a spodziewałaś się wybijania oka? :D
Tarnina – no ładnie, sama sobie skomentowałaś tekst gifem – czy tak wypada, no nie wiem :P.
Ulubiona_emotka_Baila. (Czytała Krystyna Czubówna :D)
Tylko te paluszki i inne zdrobnienia – mało naukowe :)
Mało naukowe, ale badacz miał być entuzjastą swojej pracy :)
masz szczęście, że to nie lazania z kijanek bo by się Tarnina obraziła
Nie obraża mnie spożywanie płazów, ale mózg wykonał nieprawidłową operację i nastąpi jego zamknięcie. Skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą. Hops! Oto idzie serek!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Philip pożerający prawnika ssawką zupełnie udany, ale ta salamandra to jest coś! Oto typowy egzemplarz salamandry, czyli żywiołaka ognia? Mało naukowe sformułowania nie przeszkadzają, to wyraźnie konwencja filmu lub odczytu przyrodniczego (widać nawet bez ostatniego dopisku). Opis jest bardzo przekonujący, mamy w końcu rozmaite gatunki ekstremofilne, lubię taką fantastykę z solidną konstrukcją świata. W niektórych legendach salamandry przemieniają się w ogniu w smoki i trochę się spodziewałem, zwłaszcza kiedy pojawiły się “piękne, ostre zęby”, że na końcu narrator będzie się salwował komiczną ucieczką (lub nawet zostanie mniej komicznie pożarty).
Tak, skrzela coraz wyraźniej tracą turgor i kształt, rozsysane przez organizm.
I nawet nauczyłem się nowego słówka! Tylko to “rozsysane” wydaje się dziwnie brzmieć, chyba że również należy do nomenklatury przedmiotu?
W miarę, jak płomienie ogarniają kłodę, coraz wyraźniej widzimy jej małych mieszkańców.
Raczej nie dawałbym pierwszego przecinka, bo “w miarę” dookreśla spójnik (dla porównania po odwróceniu szyku: Coraz wyraźniej widzimy małych mieszkańców kłody, w miarę jak ogarniają ją płomienie).
Oto typowy egzemplarz salamandry, czyli żywiołaka ognia?
Jakoś tak mnie wzięło na dokument przyrodniczy
W niektórych legendach salamandry przemieniają się w ogniu w smoki i trochę się spodziewałem, zwłaszcza kiedy pojawiły się “piękne, ostre zęby”, że na końcu narrator będzie się salwował komiczną ucieczką (lub nawet zostanie mniej komicznie pożarty).
… że też o tym nie wiedziałam. A takie by było urocze…
Tylko to “rozsysane” wydaje się dziwnie brzmieć, chyba że również należy do nomenklatury przedmiotu?
W dzieciństwie czytałam dużo Żabińskiego i on tak pisze :D
Raczej nie dawałbym pierwszego przecinka, bo “w miarę” dookreśla spójnik (dla porównania po odwróceniu szyku: Coraz wyraźniej widzimy małych mieszkańców kłody, w miarę jak ogarniają ją płomienie).
Hmmm… prawda.
Miło, że się spodobało
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
I mi też miło :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Kto jest prawdziwym potworem?
Zaczynam wyczuwać napływ energii. Dziwne istoty zbliżają się. Na początku niepokoił mnie brak regularności ich wizyt. Z czasem odkryłem, że pojawiają się w pobliżu coraz częściej.
Jutro minie dziesięć tysięcy dni, odkąd zostałem wyłowiony z dna oceanu. Przez ten czas nauczyłem się rozumieć prymitywny język istot, które opanowały mój świat. To właściwie jest już ich świat, nie jestem bowiem w stanie odebrać sygnatury żadnego z moich braci.
Przetrwałem, transmutowany w czarny metal – szczytowe osiągnięcie naszej inżynierii. To połączenie metalu, nano-struktur i sterowania sekwencjami aminokwasów czyniło mnie niezniszczalnym. Niemal. To słowo-klucz, bo pozbawiony dostępu do źródła energii byłem bliski śmierci.
– Chodźcie tutaj wszyscy! – powiedział dorosły osobnik mrówko-żuków, jak ich nazwałem.
Kiedy całe stado się zbiera, mogę wreszcie pobrać więcej energii. Do rozpoczęcia transformacji wciąż pozostaje dwadzieścia minut.
– Tę starożytną rzeźbę wykonano z nieznanego nam materiału – mówi dorosły osobnik, prezentując mnie swojej grupie. – Twardość jest wyższa od wszystkich znanych substancji. Mimo że została wyłowiona z dna oceanu, jest w idealnym stanie. Zwróćcie uwagę, z jaką dokładnością starożytny artysta oddał detale twarzy.
– Ale on jest straszny, proszę pani! – mówi drżącym głosem młody osobnik o wyłupiastych oczach, przypominających oczy raków. Te oczy przywołują wspomnienia z mojego w pełni organicznego wcielenia.
To prawdziwa ironia losu, świat, który pozostawiliśmy, musiał zostać opanowany przez rasę wyewoluowaną z owadów. Widziałem koniec mojej cywilizacji, potem upadek smoków i tytanów, aż wreszcie ludzi. Mrówko-żuki jeszcze nie rozumieją, że w tym świecie apokalipsy zdarzają się regularnie.
Nawet ludzie, którzy kiedyś władali tym światem, byli nam bliżsi. Ostatnia zagłada była jednak tak kompletna, że na planecie przetrwały jedynie owady. Nienawidzę tych chitynowych potworów.
Mnie uratowała kilometrowa warstwa wody i mułu. Bakterie gnilne bytujące w organicznych szczątkach uchroniły moją strukturę przed wyziębieniem i śmiercią podczas wyjątkowo długiej zimy wulkanicznej.
– Grw-Ethe, przestań zaczepiać Arw-hem. Za karę nie dostaniesz podwieczorku, jeśli natychmiast nie przestaniesz!
– Proszę pani, ale to jest żywe! – krzyczy najmniejszy mrówko-żuk, wskazując mnie chitynową kończyną.
Nie lubię tych, którzy potrafią dostroić się do moich fal mózgowych. Niby mogę pobrać od nich więcej energii, ale dla mnie to wciąż jak karmienie po głodówce za pomocą łyżeczki.
Pozostało czternaście minut pobierania.
– Nie opowiadaj głupot, Arw-helta. To tylko bardzo stara rzeźba – odpowiada dorosły osobnik.
– Ja i tak się boję! – odpowiada młody, poruszając niespokojnie czułkami.
– Nie ma się czego bać, Arw-helta. Zobacz! – Dorosły mrówko-żuk kładzie górną kończyną na mojej powierzchni.
Mogę pobrać więcej energii. Proces przyspiesza skokowo – jestem gotowy do rozpoczęcia przemiany.
– Proszę pani, ale to otwiera oczy! One są całe czerwone! – krzyczy młody osobnik, a jego głos stopniowo przechodzi w wysokie tony.
– Zachowuj się odpowiednio, Arw-helta. Przynosisz wstyd swojej kolonii! – strofuje go dorosły.
Jednak kiedy odwraca się w moją stronę, zaczyna wydawać podobne dźwięki. Zauważyła moje otwarte oczy.
– Ty potworze! – krzyczy, wibrując całym ciałem.
Najwyraźniej nigdy nie widziała własnego odbicia w zwierciadle, bo jeśli ktoś tu jest potworem, to z całą pewnością nie ja.
Zabieram się do pracy. Wyłączam istocie motorykę i absorbuję materię organiczną.
Ich chitynowy pancerz jest nie chroni przed indukowaniem impulsów elektrycznych w mózgach. Tak się dzieje, jeśli rasa wyrasta w cieplarnianych warunkach i nie przejdzie żadnej apokalipsy. My przetrwaliśmy trzy.
Mam teraz do dyspozycji mnóstwo materii. Mogę wybrać dowolną postać. Transformuję się w smoka, łuska to doskonały pancerz, a skrzydła bardzo się przydadzą.
Muszę znaleźć ląd, na którym nie ma mrówko-żuków. Jeśli mi się nie uda, będę zmuszony znosić ich obecność aż do następnej apokalipsy, czyli jeszcze przez czterysta tysięcy lat.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Uuu, sylurianin w roli Cthulhu, brr. Ale gdzie sama przemiana?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Uuu, sylurianin w roli Cthulhu, brr. Ale gdzie sama przemiana?
Końcowa przemiana z nieruchomej rzeźby w pełni funkcjonalnego smoka powinna wystarczyć :)
Też lubię klimaty Cthulhu, chociaż tutaj chciałem bardziej przedstawić uciekiniera, który woli zaczekać aż apokalipsa załatwi sprawę.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Końcowa przemiana z nieruchomej rzeźby w pełni funkcjonalnego smoka powinna wystarczyć :)
Tak, tylko sama przemiana miała być treścią ćwiczenia, a nie jedynie jego kulminacją. Fthaghn
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cóż, dałem się ponieść wenie i tak wyszło, że sama przemiana stała się tylko dopełnieniem. Obiecuję że następnym razem postaram się bardziej. Fthaghn :)
„Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn”
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Ia! Ia! (nie mamy dostatecznie cthulhowej emotki, więc musi wystarczyć )
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję wszystkim śmiałkom, którzy zdecydowali się ukończyć wyzwanie ;] Tradycyjnie następuje tydzień przerwy i w przyszły poniedziałek wracamy ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
piotr_jbk – trochę spóźniony ale wracam :) Fajna istota, trochę enigmatyczna ale to dodaje jej uroku. W ojej ocenie przemian jest super bo jak dla mnie to bohater przeobraża się przez cały tekst, najpierw pobierając energię z mrówek, a potem zmieniając się w smoka. Bardzie mnie zaskoczyło że owadzie istoty zachowują się jak ludzie ale tak to jest, że zawsze się sprowadza wszystko do swojego punktu widzenia ;) Fajny tekst pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Jeśli można? To ja w uzupełnieniu, bo zapoznałem się z tekstami z opóźnieniem.
Dziękuję Bardjaskier za opinię i wypunktowanie co działa! Podobieństwo mrówko-żuków do ludzi to taka spekulacja wywiedziona z domniemania uniwersalności wzorców zachowań :)
Tekst Tarniny to bardziej ruchomy obraz malowany słowem. Czytało się płynnie i przemawia do wyobraźni, jak dla mnie jest bardzo dobrze. Jeśli dodać tam bohatera, ma potencjał na fajne, oryginalne opowiadanie.
Leclerc – Fajny strumień świadomości w oparach absurdu. Wywołuje uśmiech. Jedyny minus to formatowanie, musiałem przekleić do worda żeby przeczytać
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Dzięki
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.