- Opowiadanie: Genesis - Kurier

Kurier

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kurier

– Oczywiście. Przecież wiesz, że dla ciebie wszystko – Jerry uśmiechnął się, grzecznie skłonił i zamknął drzwi do sali tronowej. Odetchnął głęboko.

– Ty ją chyba naprawdę kochasz, co?

Mężczyzna aż podskoczył, gdy usłyszał znajomy, kobiecy głos. Avrinn siedziała na ławeczce między kolumnami i bacznie obserwowała go z ukrycia. Zmieszany wlepił wzrok w bogato zdobioną posadzkę. Poczuł, jak jego policzki zapłonęły czerwienią i wcale nie było to powodem panującej za oknem zimy.

– Kogo? – Zdobył się na niewinne pytanie, nawet nie podnosząc wzroku.

Ale jego przyjaciółka z lat dzieciństwa była za bardzo przenikliwa, by dać się zbyć.

– Królową. Jesteś jedyną osobą w pałacu, którą nie obowiązuje etykieta dworska. No i te uśmieszki puszczane w trakcie ceremoniałów, no przecież to widać. Przyznaj się.

Dziewczyna zabawnie kręciła złocistymi lokami. Zawsze była taka przenikliwa, czy tylko on z wiekiem stawał się bardziej przewidywalny? Ale nie mógł mieć jej tego za złe. Była przyjaciółką, której mógł powierzyć wszystkie swoje tajemnice. Uwielbiał prowadzić z nią długie rozmowy.

– Być może… ale przecież nie powinienem jej tego tak po prostu powiedzieć. Jest królową. A ja zwykłym posłańcem, nic nie znaczącym pyłem, brakuje mi siły żeby…

– Przestań. Weź się w garść, Jer – powiedziała ostro. A po chwili złagodniała. – Zresztą, ona na pewno dostrzega twoje starania. Może kiedyś będziesz królem?

Ta, na pewno, pomyślał bez przekonania. Nawet nigdy się nad tym nie zastanawiał. Co ona może wiedzieć? Mówi tak tylko dlatego, by go pocieszyć. Avrinn, ty nigdy się nie zmienisz…

– Muszę już iść – powiedział wpatrzony w posadzkę. – Mam zadanie do wykonania. Porozmawiamy później, dobrze?

– Wcale mi się to nie podoba – zmarszczyła brwi i pokręciła nosem. – Ale jeśli musisz, idź.

– To do zobaczenia, Avrinn.

– Do zobaczenia, Jerry.

Mężczyzna szybkim krokiem przeszedł obok niej, już miał zniknąć za korytarzem pałacu, gdy poczuł na ramieniu jej miękką dłoń.

– Jer?

– Tak?

– Trzymaj się.

Uśmiechnęła się do niego, a mógłby przysiąc, że jest to najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział. Odwzajemnił go i pokiwał głową. Zostawił ją, stojącą na środku korytarza pałacu królewskiego, a sam wyruszył w kolejną z setek podróży kurierskich.

 

***

 

Dzień już dawno ustąpił nocy, a Jerry wciąż nie mógł zasnąć. Prawda, widok gołego nieba usianego gwiazdami był wspaniały, ale nie o to chodziło. Mężczyzna nie mógł zasnąć z innego powodu. Myślał o tym wszystkim; o królowej, o jej nieustępliwości oraz o zimnie, które niekiedy biło od niej. Ale widział też drugie odbicie kobiety, takie, którego nie mogli zobaczyć zwykli ludzie. Widział jej skrywane uśmiechy, jej przyzwalające spojrzenia, słowa ociekające ciepłem kierowane właśnie do niego. Wyobraźnia, czy wrażliwość zakochanego mężczyzny? Sam tego nie wiedział.

Była też druga kwestia, która nie pozwalała mu zmrużyć oka. Minęły już dwa dni od dostarczenia królewskiego listu, a Jerry wciąż pamiętał wyraz twarzy przerażonego handlarza z oddalonego o kilka mil małego miasteczka. Wyraz twarzy człowieka, który dowiedział się o skazaniu go na dożywotnie wygnanie. Za co? To już nie była sprawa kuriera, on tylko przekazywał wiadomości. Te dobre, jak i te złe. Handlarz musiał jednak bardzo podpaść królowej, by zadać mu najstraszliwszą z możliwych kar w królestwie. Pewnie chodziło o zdradę stanu, lub o coś równie poważnego. Nie jego sprawa…

Zadanie nie zostało jeszcze w pełni wykonane. Miał jeszcze wrócić do władczyni, do pani Elen, do jego cesarzowej. A to wymagało kolejnych dwóch dni drogi. Czekała go długa podróż pełna pagórków, krętych dróżek i setek irytujących podskoków jego konia, od których bolało go już siedzenie. Musiał się wyspać.

 

***

 

Wkroczył do komnaty szybko, niespodziewanie, otwierając złociste drzwi z głośnym skrzypnięciem. Nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć kobietę na tronie. I gdy już wszedł do środka, żołądek wywrócił mu się do góry nogami.

Przy tronie siedział ktoś jeszcze. Jakiś mały chłystek w wieku, w którym pewnie ledwo potrafiłby prawidłowo utrzymać miecz. Królowa głaskała go i przymilała się do niego, a ten tylko uśmiechał się, jak udomowiony kot łaszący się do swojego właściciela. Wewnętrznie Jerry miał ochotę krzyczeć, ale próbując się opanować jedynie odchrząknął.

– Pani.

Kobieta speszyła się na widok jej posłańca. Odesłała chłopaka poganiającym ruchem dłoni, a mężczyznę obdarzyła ciepłym spojrzeniem. Napięte mięśnie kuriera momentalnie się rozluźniły. Chociaż w środku czuł złość, to nie mógł gniewać się na królową.

– Jesteś, Jerry – powiedziała melodyjnym głosem. – Dostarczyłeś wiadomość?

– Tak. Przyniosłem ze sobą odpowiedź handlarza, zaraz znajdę… – powiedział, po czym zanurkował w głębokie kieszenie jego kurtki, sprawdził za pasem, aż w końcu znalazł pomięty list i wręczył go królowej.

Kobieta otworzyła pieczęć, jedynie zerknęła na pochyłe i brzydkie pisemko, a potem odłożyła je na mały stoliczek obok tronu. Jak to w jej zwyczaju splotła ręce, zamknęła oczy i umilkła. Cisza trwało tylko kilka sekund, bo potem otworzyła oczy i uśmiechnęła się do kuriera.

– Dobra robota, Jerry. Zawsze wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.

Etykieta królewska mówiła mu, że w tej sytuacji powinien się głęboko skłonić, jednak nogi nie były do tego skore. Był w stanie wywołać na swojej twarzy jedynie cień uśmiechu. Królowa to zauważyła i spojrzała na niego uważnie. Tylko czekał na to pytanie.

– Co się dzieje? Coś nie tak, mój kurierze?

Spojrzał po komnacie, upewniając się, że może mówić szczerze. W sali tronowej był tylko on i królowa Elen.

Co ma jej powiedzieć? Czy może tak się do niej zwracać? Może się obrazi, a wtedy będzie musiał wyjechać…

Co z tobą Jerry, upomniał go głos w jego głowie. Wziął głęboki oddech i zapytał:

– Kim był ten chłopak, z którym rozmawiałaś?

Pierwszy raz zapomniał utytułować ją „panią” lub „królową”. Wcale nie wyglądała na obrażoną, chociaż nagle spochmurniała.

– A, więc to o to chodzi… Chyba nie jesteś zazdrosny o jakiegoś dzieciaka? Jerry?

– Nie … po prostu nie podoba mi się to – szepnął cicho, tak żeby nie usłyszała. Ale kobieta miała czujny słuch.

– Próbujesz mnie ograniczyć? Mnie? Mogę robić co chcę, i nikt nie będzie mi mówił czego mi nie wolno! Słyszysz?! – Wybuchła złością.

– Nie to miałem na myśli… ja po prostu… chciałbym, żebyś była szczęśliwa… – wyszeptał, cały drżąc. Jego starania na nic. Wszystko nagle się zawaliło.

– Jesteś okrutny! Chcesz trzymać mnie na uwięzi, jak swoją własność! Nie pozwolę na to, wynoś się stąd! Idź sobie! Straże!

Przecież tego nie zrobi, pomyślał Jerry. Przecież ona go potrzebuje. Przypomniał sobie chwile, kiedy siedzieli razem pod gołym niebem, kiedy pocieszał ją po stracie męża. Był wtedy tak blisko niej, mógł ją pocałować… ale stchórzył. Był za mało odważny. Czyżby teraz miał za to zapłacić? Nie, to niemożliwe… Nie zrobi tego.

I nawet gdy tędzy mężczyźni w zbrojach brutalnie wyprowadzali go z sali tronowej, on powtarzał w myślach to samo zdanie.

Nie zrobi tego… nie zrobi…

Avrinn patrzyła na to wszystko przez okiennice z drugiej strony pałacu. Płakała wtedy bardzo długo, łkała żałośnie, nie mogąc nic zrobić. Podkuliła nogi opierając się o zimną ścianę i tak spędziła całą noc. Nawet na chwilę nie zmrużyła oka.

 

***

 

Jerry od kilku dni nie miał co ze sobą zrobić. Wiele razy próbował przeprosić królową, lecz strażnicy nie chcieli wpuścić go do komnaty królewskiej. Krążył więc dookoła budynku patrząc w okno z nadzieją, że ujrzy swoją ukochaną. Chciał to wszystko jakoś naprawić, chociaż nie wiedział jak. Przecież nie powiedział nic szczególnego… godzinami zastanawiał się, co takiego zrobił nie tak.

Jednak królowa nie potrafiła się bez niego obejść, ponieważ każdego dnia otrzymywał wytyczne z kolejnym zadaniem. Nawet go to cieszyło. Wiedziała, że jako goniec królewski Jerry był niezastąpiony. Ale gdy pomyślał, co może robić królowa gdy jego nie ma, coś skręcało mu się w żołądku. Nie mógł nic na to poradzić. Była władczynią, a on zwykłym posłańcem.

Zapowiadał się kolejny dzień tworzenia nadziei oraz zmartwień pomieszanych z marzeniami. Jerry spojrzał w błękitne jak lazur niebo i westchnął z zachwytu. W dodatku śnieg leżący na ziemi był tak czysty, że odbijał promienie słoneczne niemal oślepiając. Jerry kochał zimę i uwielbiał podziwiać piękno przyrody. Zawsze dostrzegał najdrobniejsze szczegóły. Nawet ptasi śpiew potrafił go nieraz zachwycić. Zachwycić, zupełnie tak jak Avrinn… Westchnął, wpatrzony w błękitne niebo.

Pomimo upływu lat, wciąż nie potrafił rozgryźć tej kobiety. Zawsze mógł z nią porozmawiać o wszystkim, ale czasem obrażała się za byle co. Potrafiła być bardzo delikatna, chociaż niekiedy pokazywała swój chaotyczny charakter. Było w niej wiele sprzeczności.

Dużo pytań, mało odpowiedzi.

– Czemu siedzisz tu tak samemu, Jer?

Nie zauważył, kiedy do niego podeszła. Na tle zimowego krajobrazu wyglądała naprawdę majestatycznie; długie, złociste włosy, szeroki uśmiech, błękitne oczy. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad jej urodą, a była przecież wcale niebrzydka. Czemu do dziś nie zauważał błysku w jej oku?

– Avrinn – uśmiechnął się do niej. – Miło cię widzieć. Usiądź sobie.

I zrobił jej miejsce na ławeczce wokół zasp śniegu. Stąd widać było drzewa tonące w białym puchu, wysokie pagórki, a nawet, jeśli się dobrze przypatrzeć, jezioro Ariel pokryte grubą warstwą lodu.

Gdy usiadła, poczuł przyjemny zapach jej perfum.

– Przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku – oznajmiła. – Coś dawno nie widziałam cię w pałacu. Królowa nadal jest na ciebie rozzłoszczona?

Spodziewał się takiego pytania. Ona była o niego taka zatroskana…

– Nadal. Nie umiem do niej w żaden sposób dojść, przeprosić ją – odrzekł bezradnie. – Chcę, żeby była szczęśliwa. Tylko tyle.

Dziewczyna widocznie zasępiła się. Wbiła wzrok w biały śnieg i odpowiedziała dopiero po chwili milczenia:

– Może po prostu ona nie jest ci pisana? Może nie jesteś w stanie jej uszczęśliwić? Myślałeś o tym?

Zdobył się na cień uśmiechu. Tak, myślał o tym setki, może nawet tysiące razy. Spojrzał na Avrinn. Była dzisiaj jakaś nieobecna, tak jakby jej myśli znajdowały się wiele mil stąd.

– Myślałem o tym – przyznał. – Ale nie mogę nic zrobić. Przecież nie znajdę sobie nikogo innego, kocham tylko ją. Czuje, że ona także chce mnie kochać. Może po prostu nie umie…

– Znalazłbyś sobie kogoś innego, gdybyś tylko umiał patrzeć – powiedziała prawie szeptem.

Zanim otworzył usta, by odpowiedzieć, usłyszał:

– Muszę już iść. Obowiązki. Do zobaczenia, Jer.

Gdy odeszła, spojrzał na leżący wokół niego śnieg. Ze zdziwieniem zobaczył kilka odbitych w śniegu kropel wody. Popatrzył w czyste niebo, przecież od kilku dni nie padało. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki. Ale z niego dureń! Avrinn płakała, a on nawet tego nie zauważył. Zasępił się. Gdybyś tylko umiał patrzeć, powtórzył w myślach słowa dziewczyny. I zamknął oczy, myśląc nad tym wszystkim.

 

***

 

Dogonił ją w połowie drogi do dzielnicy mieszkalnej. Nie reagowała na jego wołanie; zatrzymała się dopiero, gdy szarpnął ją za ramię. Zaraz tego pożałował. Dziewczyna była cała zapłakana, blada i jakby zmarniała.

Poczuł się jak ostatni idiota tego świata. Zająknął się, ujął jej dłoń nieco delikatniej. Znowu uderzyło go piękno dziewczyny i zdziwił się, że wcześniej tego nie dostrzegł.

– Nie płacz, Avrinn – rzekł najbardziej miękko, na ile pozwalało mu zdarte gardło gońca królewskiego. Zezwoliła mu dłonią otrzeć swoje łzy, ale nie potrafiła się odezwać. – Ja jestem z tobą.

Wszystkie myśli kłębiące się w jego głowie nagle ustały, gdy dziewczyna podniosła na niego swoje modre oczy. Serce zabiło mu mocniej, jakby przejechał tysiące stajań wzdłuż i wszerz kraju. Ale nie, on stał przed kobietą, do której żywił nieznane mu wcześniej uczucie. I w końcu zrozumiał.

Mógłby patrzeć w te oczy całymi dniami.

– Nie płacz – powtórzył. – Pojedziesz ze mną do Magbetu?

Dziewczyna wybałuszyła na niego zapłakane oczy.

– Ze mną… – głos jej się załamał. – Chcesz pojechać ze mną?

– Tak. Potrzebuję cię.

Milczeli długo. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a Jerry z każdą chwilą upewniał się. Małe nasionko w jego sercu nagle otworzyło się, zakiełkowało, rodząc coś pięknego. Coś, czego nie umiał nazwać.

– Kocham cię – szepnął jej do ucha.

Kobieta uśmiechnęła się. Spuściła wzrok, a jej policzki zapłonęły bladą czerwienią. Była teraz jeszcze piękniejsza; taka różana, ciepła, zatroskana. I po chwili podniosła na niego wzrok.

– Kocham cię, Jer. Pojadę z tobą.

 

Koniec

Komentarze

Po pierwsze, za cholerę nie mogę zrozumieć całej sytuacji. Posłaniec kocha się w królowej, przy czym nie obowiązuje go etykieta (dlaczego?). Nie wiadomo, z jakiego on jest stanu, samo stanowisko sugerowałoby pariasa lub młodziana szlachcica, nabierającego ogłady na dworze, przy czym wspomnienie "setek podróży" zaprzecza temu pierwszemu wnioskowi.
"Wiele razy próbował przeprosić królową, lecz strażnicy nie chcieli wpuścić go do komnaty królewskiej. Krążył więc dookoła budynku patrząc w okno z nadzieją, że ujrzy jego ukochaną."- próbował ją przeprosić wiele razy, ale w ogóle jej nie widział. Ciekawe. Do tego nie "jego", tylko "swoją", jako że narrator wypowiada się w jego imieniu.
"Nawet ptasi śpiew potrafił go zachwycić."- w zimie? Chyba że to tak ogólnie...
"Zupełnie jak Avrinn..."- śpiew jak Avrinn? On potrafił się zachwycić jak Avrinn?
". Zawsze mógł z nią porozmawiać niemal o wszystkim, ale czasem obrażała się o byle co. Potrafiła być bardzo delikatna, chociaż czasem pokazywała swój chaotyczny charakter."- powtórzenie.
Jak dla mnie przewidywalny tekst, pisany sprawnym stylem.

To znaczy drugiemu wnioskowi*.

Trzeba dobrze popatrzeć, jak duzi ludzie przeżywają emocje i uczucia albo samemu mieć już uporządkowane pod kopułą i dopiero wtedy o tym pisać. Inaczej wychodzi infantylnie. Twoje postaci zachwują się jak trzynastolatki z gimnazjum (on się bał, ona go rzuciła, bo on się krzywo spojrzał, wieloletnie uczucie do jedej w kwadrans zamienia sie w jeszcze mocniejsze do drugiej), którym ktoś nieopatrznie dodał przymiot dorosłości, zapominając o dojrzałości. Czyli w tym wypadku strasznie nieprzekonywująco.

Językowo poprawnie, ale za dużo wielokropków.

pozdrawiam

I po co to było?

Dziękuję za komentarze. To co się dało poprawić już zmieniłem.

Lassar: Pisząc, miałem bardziej na myśli Twój drugi wniosek, aczkolwiek możliwe, że nie ująłem tego tak dobrze jak chciałem. Nie planuję tego rozwijać, było to pisane "pod wpływem chwili" - dlatego nie wgłębiałem się bardziej w przeszłość kuriera (prawda, był młody, ale już dorosły i doświadczony - raczej nie powinno to wadzić tej "setce podróży", mógł zacząć bardzo młodo).

Syf: Możliwe, że to trochę przesadzone, ale cóż. Niekiedy naprawdę tak to działa, wiem na podstawie doświadczeń innych ludzi. Ale następnym razem spróbuję lepiej się wyrazić.

Pozdrawiam.

Ja się zgadzam z krytyką tekstu. Styl jest dobry, ale fabuła i detale leżą. Również dołączam się do pytania, dlaczego nie musi przestrzegać etykiety? Ponadto, dlaczego jako goniec jest niezastąpiony? O czym to opowiadanie jest poza tym, że on ją kochał, ona nie chciała, ale inna chciała, to z nią będzie?
Czyli, podsumowując, warsztat do pisania masz, jak popracujesz nad fabułą, to będę chętnie czytał:)

Przeciętne opowiadanko i dość naiwne. Postaci są strasznie infantylne, co zresztą już wskazali przedmówcy.
Warsztatowo jest jednak nienajgorzej. Z czasem na pewno będzie dużo lepiej.

Na razie jest średnio.

Pozdrawiam.

Przyznaję, nie przeczytałem całego. Pierwszy fragment nie jest zły. Średni, powiedziałbym. Ale... Kto dał 6???

Anonimowy 6-kowicz zapewne.

Szczerze też się zastanawiam kto dał 6, ale nie powiem, że jest mi z tego powodu smutno

Na początku historia jest wciągająca. Generalnie poprawnie językowo. Koniec faktycznie banalny. Tak w 10 minut zauważył Avrinni i się zakochał? Ostatni akapit położył opowiadanie. Spodziewałem się lepszego zakończenia. A i imię Jerry kompletni mi tu nie pasuje.  Pozdrawiam!

szczerze mówiąc nie podobało mi się

fabuła banalna i po części nieprzemyślana

jeśli chodzi o styl, to myślę, że wszystko można było ująć jeszcze lepiej, ale niektóre fragmenty wydały mi się bez sensu, np.

"Coś, czego nie umiał nazwać.

- Kocham cię – szepnął jej do ucha."

To umiał czy nie? Skoro mówił, że ją kocha, to chyba również o tym wiedział?

"Widział jej skrywane uśmiechy, jej przyzwalające spojrzenia, słowa ociekające ciepłem kierowane właśnie do niego."

Te przyzwalające spojrzenia stawiają inny obraz sytuacji, aniżeli ten, który jawi się w dalszej części tekstu.

Nowa Fantastyka