
Jedni do nieba idą po schodach, inni mają windę.
A do piekła było tylu chętnych, że zrobili autostradę.
Bizzarro satyryczno-matematyczno-moralizatorskie w rytmie disco polo :D
Jedni do nieba idą po schodach, inni mają windę.
A do piekła było tylu chętnych, że zrobili autostradę.
Bizzarro satyryczno-matematyczno-moralizatorskie w rytmie disco polo :D
– Kura.
– Kura?
– Tak, kura!
– Ale, że jak "kura"?
No słodki borze sosnowy! U bram niebieskich stoję, a ten mnie o kurę pyta!
Kura – najgłupsze z gospodarskich stworzeń. Zwierz niewątpliwie pożyteczny, bo użyteczny zarówno pod postacią właściwą, prenatalną, czyli jajec, tudzież płynną.
Na wsi w niedzielę musi być rosół. Oczywista oczywistość, bez której wieś wsią by być nie mogła. Kura składa się głównie z szyi. Problem jedyny w tym, że kura oprócz szyi, co łączy dziób z brzuchem, ma też nogi. Dziób kura ma do dziobania. Przez szyję, co wydziobie do brzucha wpada. A nogi? No cóż, kura ma nogi do spier… spiesznego się oddalania. To wie każde dziecko na wsi wychowane.
Teoretycznie kura ma też głowę. Ale praktycznie, poza tym, że są do niej doczepione dziób oraz szyja, głowa jest kurze zupełnie zbędna. Zupełnie jak skrzydła. Bo kura nie lata. Nie lata, bo jest na to za tępa. Na ten przykład w matematykę kura nie umie. To całkiem tak, jak ja.
Szejset w pojemności, sto koni w dowodzie, na blacie dwieś… yyy, osiemdziesiąt dziewięć, bo teren niezabudowany, choć domy przy samej drodze. Droga wiedzie od lasu. W lesie droga to szosa. Ta konkretna – Europejska, bo z Funduszy. Fundusze się oblicza. To całkiem jak przyczepność.
Niemiecki inżynier wyliczył, że niemiecka opona, utrzyma siłę wypadkową przyłożoną do niemieckiego asfaltu w wartości zadanej, nie pozwalając na poślizg. Szosa Europejska, a w Europie rządzą Niemcy, więc się liczy.
Japońscy inżynierowie obliczyli, że niemiecka opona przełoży moment obrotowy przekazany na koło z japońskiej skrzyni biegów. A na tej skrzyni siedzi japoński silnik i ryczy. Ryczy, bo w baku chlupie benzyna. Arabscy szejkowie przeliczyli oktany na petrodolary.
A ja liczę na siebie. Kask wpada w drgania harmoniczne w strudze powietrza odchylonej doskonale zaprojektowaną szybą owiewki. Wciskam klatę w bak i wtulam głowę w niewidzialną bańkę zerowego ciśnienia. Nos opieram o obrotomierz. Tak trzeba, bo ten odlicza: jedenaście… dwanaście… trzynaście tysięcy. Strobo-lampka miga. Muskam palcem dłoni sprzęgło, a palcem stopy skrzynię, dodając jeden do czwórki. Obroty na moment spadają, ale prędkość rośnie. Magia.
Czymże byłby rosół bez maggi? Magiczne płynne czarne złoto, które wraz z odrobiną pieprzu potrafi zamienić mętną, ledwie pomarańczową berbeluchę w prawdziwy nektar bogów. Na wsi w niedziele rosół być musi, i to z makaronem. A rzeczony się maguje na talerzu, zanim się nań naleje rosół. Kto robi inaczej ten zboczeniec.
Zboczenie łapie za tył. Opona tańczy na krawędzi kąta natarcia, na samym szczycie prawego łuku. Wisząc na kierownicy modlę się, by kolano zaparte o bak uratowało mnie przed grawitacją. Motocykl wierzga i zmniejsza prędkość, bo instynktownie odjąłem gazu. Siła dośrodkowa zmalała, przez co wyrzuca mnie na zewnątrz paraboli łuku. Lekko w lewo i zacieśniam. Precesja i przeciwskręt. Na doświadczenie zawsze można liczyć. Prostuję, gaaaz i rura!
– No, ale „kura”!
Żeby z kury zrobić rosół, to trzeba kurę pozbawić życia. Do tego potrzebny jest zbiór czteroelementowy. Jeden statyczny: pieniek. Trzy kinetyczne: toporek, kura i jej oprawca. Wynikiem działania na zbiorze będzie zwiększenie ilości elementów statycznych kosztem kinetycznych. Prawdopodobieństwo sukcesu też można obliczyć. Tym niższe, im wyższa prędkość maksymalna kury i niższy poziom oleju w głowie oprawcy.
„Prędkość maksymalna motocykla powinna być wprost proporcjonalna do instynktu samozachowawczego motocyklisty”. Tylko, że to nie ma sensu. Wtedy wszyscy by jeździli dwadzieścia na godzinę. Ani motocykl, ani motocyklista nie przynależą do zbioru osobliwego „logika”. No bo gdzie tu ona? Wiatr wieje, na głowę deszcz leje, drogo kosztuje, na drodze nikt nie szanuje, tyle dobrze, że jak japońskie, to się nie psuje.
– To nie lepiej sobie auto kupić?
– Takiego passata na ten przykład?
– Od razu wiadomo, że człek sukcesu, bo go stać bynajmniej.
Bo srebrny passat i rosół to symbole Rzeczpospolitej Postsowieckiej. Amerykanie mają swoje trucki i steki, a my właśnie to – świętości, choć świeckie. Z wysokim prawdopodobieństwem można przyjąć, że każden jeden to jeden dziewięć w tedeiku i ma sto pięćdziesiąt tysięcy na liczniku. Stałe – od lat piętnastu. Bo po jedenaste: „o przebieg passata sąsiada swego pytał nie będziesz”. A teraz sąsiad płacze. Płacze, bo „kura” właśnie.
– Ale do brzegu, do brzegu proszę.
Do Brzegu nie dojechałem. Jak wypadłem z lasu, od razu zwolniłem. Przepustnica na zero, obroty w dół, lewa ręka na bioderko, na trójeczce, bez gazu. Bo tak się szyku zadaje. Jak pasjonat – posesjonat z dawnych czasów. Na koniu w zaścianek wjeżdżał, to zwalniał, by każdy cham i prostak karmazyny mógł podziwiać. Tak i jadę: wolniutko, z marszową tuż pod limitem. Droga prosta, wieś krótka, się nie zmęczę.
– Ale „kura”!
Kura głowy nie potrzebuje. Skąd wiadomo? Bo jak kurze łeb toporkiem upie… uciąć, to kura dostaje szwungu. To całkiem jak passat, gdy go cham dosiądzie. Sandał w podłogę i o ja cię nie mogę! Trójki nie zdążył wrzucić.
– Przez kurę?
– Niecałą.
Cham – człek łagodny z natury, choć tępy. Jak na drodze kurę bez głowy zobaczył, tak pomyśleć nie zdążył. Unik i bach! Passat w motor, a ja w piach.
I tak to właśnie było, Święty Pietrze. U bram twoich stoję, Panie i przez kurę czekam na twe zmiłowanie.
Hejo
“Bo tak się szyku zadaje. Jak pasjonat – posesjonat z dawnych czasów. Na koniu w zaścianek wjeżdżał, to zwalniał, by każdy cham i prostak karmazyny mógł podziwiać”. – genialne (mój humor)
Ogólnie to do przekopiowania cały tekst.
Nie wiem, ale niedziela obrodziła tu wyjątkowymi perłami. Bardzo lekkie, dobrze napisane, ale Ty to przecież wiesz. Na tym levelu można już odcinać kupony.
Zajebiaszcze
Morderco, to bizarro mnie tak mile zaskoczyło, że nie mogłam przestać czytać. :)
Mamy konkurs na Portalu, zgłaszaj się! :)
A kura potrzebuje nóg także do rozgrzebywania… – tu takie niedopowiedzenie. :)
A obrabianie kury przed rosołem – masakra. Najgorszemu wrogowi nie życzę wdychania oparów. Zakończenie powalające.
Świetne opko, klik, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Wyśmienite. Znakomita kompozycja, język adekwatny do bohatera, no i ta kura! Tylko czy to na pewno bizarro? Jak dla mnie wszystko składa się w boleśnie logiczną całość. Boleśnie w sposób nader przyjemny, bez nadinterpretacji poproszę. Ubawiłem się setnie, dzięki!
PS. A rosołu nie cierpię, nawet z magią. Znaczy się, z Maggi.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Cześć
Canulasie, Bruce, dzięki za miłe słowa :D. Fajnie, że tak do końca nie zardzewiałem i jeszcze potrafię wyskrobać coś zjadliwego.
A kura potrzebuje nóg także do rozgrzebywania… – tu takie niedopowiedzenie. :)
A dzioba też ma do gdakania ;].
A obrabianie kury przed rosołem – masakra. Najgorszemu wrogowi nie życzę wdychania oparów.
Nie dane mi było! U nas to chłopy były od morderstwa, a dziewuchy od oprawiania. Wyjątkiem były świnie, ale to już inna historia ;].
Mamy konkurs na Portalu, zgłaszaj się! :)
Ja tam nieaspirujący jestem :D. Niech ambitniejsi idą, ale już przeczytałem kilka konkursówek i nie powiem, niezłe – niezłe :D.
<Edit>
Street Fighterze, jak Waszmość możesz? Rosołu nie teges? XD. Toż to zbrodnia na tradycji :P
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
No, aż się przyznać hadko, ale passata też nie mam. Ani niczego passatoidalnego. Ale ja tam zawsze byłem odszczepieniec, taka czarna kura. Znaczy się, owca.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Hej, tyle gadania o tym jak chłop się z passatem zderzył przez kurę, ale warto było… Na swój sposób naukowo;) Ale co najważniejsze całkiem zabawnie :). Klikam i pozdrawiam :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Street, to przyznaj się jeszcze, że schabowych nie lubisz i będzie komplet :P
Bardzie,
Hej, tyle gadania o tym jak chłop się z passatem zderzył przez kurę,
To się nazywa słowotok samouwielbiony XD
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Już bez przesady. Równie dobrze mógłbyś mi zarzucić rozmnażanie przez partenogenezę.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
To jeden z tych niestandardowych, dziwnych tekstów, po przeczytaniu którego człek zastanawia się, po co został napisany. Ale odpowiedź jest prosta – żeby ozdobić twarz czytającego bananem. Dobre to było, morderco. Fragmenty z kurą wygrywają wszystko. Byłby rosół bez maggi – tam literówka się wdarła. A jak już przy rosole jestem to zgłaszam przeciw – w mieście też ów płyn bogów się spożywa w niedzielę. A w poniedziałek to wiadomo co. Pozdrawiam ;)
Street Freighterze, czyli jest jeszcze nadzieją XD
Cześć Realuc,
Tekst miał być jak jazda na motórze – niby bez sensu, ale radocha jest, przynajmniej dla mniej jako pisacza ;] . Fajne, że kura weszła na ostro i się spodobała :D
Byłby rosół bez maggi – tam literówka się wdarła.
Wot, solole oko :D. Dzięki, już poprawiam
pozdro
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Morderco,
tekst jest niesamowicie swoisty (ja wiem, że to słowo niby nic nie znaczy), bardzo mi się spodobał. Taki, że nie każdy potrafiłby go napisać, zapada w pamięć. Nie wiem jakich słów bym użył żeby opisać to najlepiej, ale okazało się, że sam zrobiłeś to wyśmienicie – “Bizzarro satyryczno-matematyczno-moralizatorskie w rytmie disco polo”. Pod tym się mogę podpisać trzykrotnie :))
Żeby z kury zrobić rosół, to trzeba kurę pozbawić życia. Do tego potrzebny jest zbiór czteroelementowy. Jeden statyczny: pieniek. Trzy kinetyczne: toporek, kura i jej oprawca. Wynikiem działania na zbiorze będzie zwiększenie ilości elementów statycznych kosztem kinetycznych. Prawdopodobieństwo sukcesu też można obliczyć. Tym niższe, im wyższa prędkość maksymalna kury i niższy poziom oleju w głowie oprawcy.
Fragment moim zdaniem wybitny.
Pozdrawiam serdecznie!
Czasy się zmieniają. Kiedyś takim stałym elementem krajobrazu polskiej wsi był Golf “dwójka” . Tym jednak niech się zajmują etnografowie, socjologowie i diagności ze stacji kontroli pojazdów :)
Bardzo udany tekst. Pomimo niewielkiej objętości udało ci się barwnie opisać cały ciąg zdarzeń prowadzących bohatera prosto do bram Niebios. Spójność i logika nienaganna, a do tego bardzo zabawne.
beeeecki, dzięki :). Swoisty to taki osobliwe słowo, że chyba rzeczywiście najlepiej oddaje, czym ten mój słowotok jest :D.
czeke, również dziękuję za miłe słowo :). Ja mam tak stary PESEL, że pamiętam jak na wsi królowały syreny bosto i żuki. Tym ostatnim to nawet uczyłem się jeździć :D.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Sympatyczne, chociaż trochę przewidywalne; motocykl + kura i wiadomo, czego należy oczekiwać. Acz udział passata zaskoczył. Aż się przypominają dowcipy z serii “dlaczego kura przeszła na drugą stronę ulicy?”. Ale odpowiedzi “żeby powstało opowiadanie” nie znałam. ;-)
Babska logika rządzi!
Cześć Finklo,
Przecież po to zawiesiłem w pierwszym akcie kurę na ścianie, żeby w ostatnim z niej wypalić ;].
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Dobra strzelba dobrego Czechowa wypala wtedy, kiedy większość odbiorców zdąży już o niej zapomnieć.
Babska logika rządzi!
To prawda :D, wypunktowałaś mnie
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Wątki splatają się tu w wielki i ściśle uformowany supeł, by w finale czytelnik mógł się przekonać, że szort jest jasny i przejrzysty jak dobrze ugotowany niedzielny wiejski rosół. Z kury, rzecz jasna. :D
Morderco, dobrze że wróciłeś. :D
Biegnę do klikarni.
…to kura dostaje szwunga. → …to kura dostaje szwungu.
Chyba że to celowy zapis.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ciekawy tekst, styl bardzo przyjemny i sporo gry słów. Taki dość osobliwy, z mocnym Polskim klimatem :D
Cześć Reg,
Miód na moje serce :D. Oczywiście z tym szwungiem wyszło szydło z wora i okazało się, że ja cham z chamów i pisać po polsku nie umiem :D. Już poprawiam.
Dzięki za nominację!
Cześć Panzer Division
Osobliwy i swoisty, jak napisał wcześniej beeeecki, czyli taki, jak miał w zamyśle być :D.
dzięki i pozdrawiam
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Morderco, nie taki, za przeproszeniem, cham z Ciebie, jak sobie wyobrażasz. A z tym szungiem – ot, pomyłeczka i nic więcej, i przestań opowiadać, że nie umiesz pisać po polsku, bo umiesz! I tego się trzymajmy! ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A tak ostatnio sie zastanawiałem, czy ktoś rozszyfrował że to miało być Panzer Division :D
Pnz…, mnie ta dywizja nawet do głowy nie przyszła.
Babska logika rządzi!
Cześć!
Słodkie, w sam raz do rosołu (albo do jesiennej przejażdżki krętą szosą). Z początkowego chaosu stopniowo wyłania się świat, który wypluł bohatera pod bramy niebieskie. Na lekko, po swojsku, choć wiele składników dorzuciłeś, wszystko pasuje i już gdzieś w połowie mogłem pławić się w sielsko anielskim świecie, płynąc przez napisaną perspektywę bohatera. Przepiękny ten wywód o zbiorach, dosłownie malujesz słowem, jest bizarro. Tylko kury żal, i passata, i motoru, i Świętego Piotra, który pewnie niezłej fantastyki czasem słucha ;-)
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Morderco,, nie lubię bizarro, ale takie mogę czytać częściej. Dobra zabawa. Łyka się jak rosół (lubię). :)
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)