
*
Rok 2014. Jakucja.
Istnieje pewna doktryna, wedle której każdego człowieka można określić poprzez użycie jedynie trzech przymiotów. Jak silna więź łączy go z kolebką opiekuńczych duchów, jak traktuje brać ze świata zwierząt oraz czy dogaduje się ze swym gatunkiem.
Wyboru należy dokonać spośród:
– czystej obojętności
– kalkulacyjnej zmienności
– oraz pierwotnego zła
I właśnie taką garścią tajemniczych słów Olaf Heyerdahl, jedyny wnuk Thora Heyerdahla, spróbował roztopić lody konwersacji. Jego towarzysz ciągle jednak milczał.
– Wychodzi na to, że ci, co ten cyrk wymyślili, nie bardzo wierzyli w ludzi. Trzy możliwości, a żadna wesoła. Nie uważacie tak, panie Bora?
Kierowca, rzecz jasna, był jeden, ale Norweg najwidoczniej wyszedł z założenia, że należy wysławiać się per "wy". Zapewne chciał zabrzmieć miło i przyjaźnie albo też reklamujące Rosję periodyki, w których tak namiętnie tonął przed przyjazdem, nie odtajały do końca z trujących oparów komunizmu.
Cisza.
W ogóle kierujący obdrapaną ładą nivą typ wyślizgiwał się lichym standardom. Nawet gdy się garbił, bryłowata głowa osadzona na czubku olbrzymiej sylwetki dotykała dachu. Trzydziestostopniowy mróz zdołał już rozciągnąć pajęczynę lodu na czarnej brodzie trepa oraz gęstych włosach umięśnionych rąk, jednak gość zdawał się w ogóle nie odczuwać zimna. Ogromna, podobna kowadłu szczęka bardziej żuła, niźli ćmiła peta. Olaf Heyerdahl spoglądał na to z nielichym uznaniem, dochodząc do wniosku, że pomimo pozornej oschłości jego towarzysz skrywa masę ciepła. Całość skojarzyła mu się z pluszowym misiem, którego jakiś niepokorny dzieciak osadził w domku dla lalek swojej młodszej siostry.
O wiele za duży miś.
O wiele za mały domek.
– Więc co z tym waszym żartem? – Norweski podróżnik nie chciał złożyć broni. – Opowiecie?
Rozległe mokradła pomieszane z tajgą niemal nie do przejścia nawet w lecie, a co dopiero pod koniec października. Wokół dziesiątki powalonych drzew, fragmenty odłupanych skał czy ukryte w błocie grzęzawiska. Każdy z tych czynników wymuszał ogromne skupienie nawet mimo bardzo wolnej jazdy. Zdradliwy teren, co nie zwykł brać jeńców.
– To nawet nie żart. Przypowieść.
– Opowiecie?
Trep łagodnie skręcił. Kierownica w monstrualnych dłoniach przypominała spodeczek do kawy, co miało w sobie szczyptę upiorności. Uschnięte gałęzie powalonych drzew zaskrzypiały w starciu z karoserią. Jedna z nich, sucha i dorodna, zajrzała do okna. Przewodnik odezwał się dopiero wtedy, gdy miał pewność, że zakończył manewr.
– Stare bajanie, mocno już wytarte – zaczął, pozostając we wzrokowym kontakcie ze zdradliwą wstęgą krętej drogi. – U nas gadają, że gdyby spytać dziesięciu syberyjskich mechaników, jaki polecają na te ziemie wóz, dziewięciu od razu popuka się w czerep, przysięgając, że takiego nie ma. Jeden się zawaha, ale po namyśle też przyzna im rację.
Pasażer spytał, jak ma to rozumieć.
– Nijak – burknął trep. – Mówię tylko, że nie powinniśmy tutaj być. Za późny miesiąc. Zbyt posunięty w swym rozkładzie rok. Jeno wyglądać pierwszych oznak zimy i towarzyszących jej potężnych Buranów. Nawet w maju, czerwcu jest tu przecholernie niebezpiecznie. Ewankowie nadkładają tygodni wędrówki, byle tylko nie iść koło rzeki. Tak, dokładnie. Nawet oni. Nikt nie chce podróżować blisko rzeki Wiluj. Nie na darmo zamiejscowi ochrzcili te tereny Ziemią Śmierci. Nie na wyrost.
– Doliną – doprecyzował pasażer. – Doliną Śmierci.
– Dolina czy ziemia, ale ciągle śmierci. Mówię tylko, że powinniśmy wszystko jeszcze raz przemyśleć.
– Dolary spasowały, to może tyle nie ględźta i nie straszta – żachnął się wnuk jednego z najsłynniejszych podróżników. Widząc jednak, że Heyerdahlowie pozostają w oczach giganta dość „anonimowi”, nabrał haust powietrza, by nieco przybliżyć ich świetność. – Mój dziadek w pięćdziesiątym drugim własnoręcznie zorganizował i poprowadził wyprawę archeologiczną na niezbadane ziemie Galápagos. Trzy lata później sfinansował ekspedycję prościutko na Wyspę Wielkanocną. A jeszcze później – w sześćdziesiątym dziewiątym – razem z budowniczymi znad jeziora Czad zbudował replikę papirusowej łodzi, by zademonstrować, jak starożytni Egipcjanie dotarli do Ameryki przez Atlantyk.
Samochód stanął, lecz wcześniej podróżowali na tyle wolno, że rozemocjonowany filantrop w ogóle tego faktu nie skojarzył.
– W Polinezji zbudował tratwę z balsy, panie Bora. Najlżejszego drewna znanego wówczas nauce. W czterdziestym ósmym – ledwie trzy lata po wojnie światowej – razem z panem Fawleyem Mowatem odkrył nagrobne kopce po zaginionej wiosce Agnikuni. Po tym zdarzeniu obaj byli na pierwszych stronach wszystkich znanych gazet. Dawali wywiady do radia i telewizji.
Wtedy spojrzał. Głos uwiązł mu w gardle.
– Co z…? – Sięgnął dłonią pod pazuchę kurtki, ale olbrzym w porę go powstrzymał. Uścisk jak do miażdżenia awokado. Zabolało.
– Puśćta że!
Młody mężczyzna szarpnął. Nie pomogło. Spojrzał przed siebie. Stali.
– Puśćta że w końcu! – syknął. Drobiny szklanych łez wypełniły oczy. Twarz mutowała, kursując pomiędzy dwiema pobliskimi emocjami. Strachem i bezsilnością.
Zbyt duzi czasami tak mają, że mimo gołębich serc coś komuś zmiażdżą. Kamienna miłość nie wierzy kompromisom. Bora Emelianenko gołębiego serca nie posiadał, za to rozum i obeznanie tak. Dawniej pracował w armii i nie siedział w tej robocie za biurkiem. Znał się na tym i owym. Rozróżniał tonację krzyku matki natury, pilotował rozmaite maszyny i dobrze radził sobie z karabinem. Słowem: "człowiek orkiestra do tańca i do modlitwy".
Ale teraz drżał.
– Puśćta, mówię!
Bora posłał zdawkowy uśmiech gromadce niewysokich istot, jednak w kontakcie wzrokowym pozostał z najwyższą. Strzelistą, zakapturzoną i w nienaturalny sposób uśmiechniętą. Wyglądała na kobietę, której, zamiast włosów, wypływały spod kaptura kępy traw, a dopasowany płaszcz koloru rozchlapanego błota przydawał jeszcze smukłości. Były wojskowy rozluźnił nieco uchwyt, zniżając głos do szeptu.
– Dwa pytania.
Norweg nie reagował, obserwując, jak gromada, chyba dzieci, zbliża się do wozu. Pierwsze z nich wdrapało się na maskę.
– Dwa pytania i puszczę. Szybko. Po żołniersku.
Odpowiedziało mu skinięcie głowy.
– Jeden, co widzisz? Dwa, co zamierzasz zrobić?
Młody Heyerdahl wolną dłonią odchylił zanadrze kurtki, ukazując chromowaną kolbę rewolweru. Stary model, choć wskrzeszony do życia iście po mistrzowsku. Kierowca cenił kunszt tej fachowości, lecz sam preferował coś o szybszym tempie ognia i nie aż tak uciążliwym ładowaniu. Nie było czasu dłużej się certolić, więc bezceremonialnie wskazał kobietę.
– To Paralenka i jej siedem karłów. Jeśli strzelisz, komisarze nie poznają nas nawet po zębach. Zachowaj umiar, a puszczę.
Norweg nie odpowiedział, więc nie można uznać, że okłamał. W każdym razie coś w wyrazie jego twarzy musiało dać świadectwo temu, że zgadza się i rozumie. Bora puścił, przenosząc obie dłonie z powrotem na kierownicę.
– Zachowajmy rozwagę, a jeszcze z tego wyjdziemy. Ja będę mówił, ty siedź.
Wtedy Olaf wystrzelił prosto w jego skroń.
– czysta obojętność
– kalkulacyjna zmienność
– i pierwotne zło
*
Wysiadł powoli. Z ciepłą krwią na twarzy i kawałkami mózgu dostającymi się pod kaptur kurtki. Spokojny. Wyluzowany.
Stare dzieci obiegały go, szarpiąc za nogawki. Łasiły się, obejmując nogi. Jedno oddało mocz. Inne zaczęło wyjadać ochłapy prościutko z głowy zastrzelonego przed sekundą trepa. Potomek sławnego Thora, Olaf Heyerdahl, podszedł do swej słowiańskiej Nefertiti, biorąc ją w objęcia. Spojrzał w czerń oczu, z których wyzierały pospołu chaos i porządek. W jego odbijał się obłęd. W jej bezkresny kosmos.
Gdzie gwiazdy.
Gdzie szaleństwo.
– Eony – szepnął, składając zziębnięte usta do pierwszego od bardzo dawna pocałunku. I mimo że to wcale nie był koniec, wszystko wokół zaczęło zamarzać.
– i czyste
– i kalkulacyjne
– i pierwotne
– cZŁOwiek
Hej!
Na początek kilka uwag:
Kierowca, rzecz jasna, był jeden, ale Norweg najwidoczniej wyszedł z założenia, że należy wysławiać się per "wy". Zapewne chciał zabrzmieć miło i przyjaźnie albo też reklamujące Rosję periodyki, w których tak namiętnie tonął przed przyjazdem, nie odtajały do końca z trujących oparów komunizmu.
Słabo znam ruski, ale wydawało mi się, że ,,wy” to u nich zwrot grzecznościowy, odpowiednik polskiego ,,pan”, czyli Heyerdahl używa go poprawnie.
Poza tym stylizacja na gwarę, która może miałaby sens w przypadku lokalnego przewodnika, ale chyba nie u wykształconego(?) turysty (,,puśćtaże”?). Nie za bardzo rozumiem, jaki jest cel tego zabiegu.
Aha, i wielkie litery przy nazwach pospolitych – ,,tajga”, ,,balsa”.
Ogólnie mi się podobało. Klimat super, trochę przypomina komiksy o Hellboyu. Tylko brakuje lepszego nakreślenia motywacji Heyerdahla, bo rozumiem, że chciał się spotkać z tym leśnym straszydłem, ale nie wiem, po co.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Hej.
“Słabo znam ruski, ale wydawało mi się, że ,,wy” to u nich zwrot grzecznościowy, odpowiednik polskiego ,,pan”, czyli Heyerdahl używa go poprawnie.” – no tak, ale to są jedynie narracyjne wątpliwości.
“Puśćtaże” jest dialogowe. Miało na celu oddać denerwowanie i pośpiech, bo na w normalnych sytuacjach Norweg dość oczytany. Nie twierdzę, że ten zabieg wypalił, ale w głowie działał :)
Wielkie litery już dodaję. Opko bez błędów na starcie, opkiem straconym.
“Tylko brakuje lepszego nakreślenia motywacji Heyerdahla, bo rozumiem, że chciał się spotkać z tym leśnym straszydłem, ale nie wiem, po co. “ – na pewno. Tylko dopiero na FN widzę, że short to do 10k znaków, gdzie faktycznie jest miejsce na szerszy kontekst, a opko powyżej. Mam przez to trochę inną definicję i być może niezbyt dokładnie metkuję teksty. Być może takie kruciachne, i te, które mieszczą się w obrębie jednej sceny, powinienem metkować jako ćwiczenia. Hmmm. Faktycznie jego motywacja nie wybrzmiewa. Kolejny kamyk w ogródku.
A porównanie do Hellboya nobilitujące. Czerń Mignoli nie do podrobienia.
Dzięki za wizytę.
Wy używali komuniści u nas, żeby było komunistycznie, ale u Rosjan to zwrot typu pan i nie ma nic wspólnego z komunizmem.
A czemu nazywasz gościa trepem, mi się to kojarzy z pejoratywnym określeniem oficera.
Rozległe mokradła pomieszane z tajgą niemal nie do przejścia nawet latem, co dopiero późnym październikiem.
Nie podoba mi się to “późnym październikiem”, nie lepiej w lecie i pod koniec października?
i szczątkami czaszki, dostającymi się pod poły kurtki. Spokojny.
Szczątki to mogą być ludzkie, a nie czaszki. Poły są na dole, jak mu się tam dostała czaszka?;)
Sympatyczne, ale nie poczułam ani krztyny grozy.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
“Wy używali komuniści u nas, żeby było komunistycznie, ale u Rosjan to zwrot typu pan i nie ma nic wspólnego z komunizmem”. – tak, ale to założenia Norwega. Ludzkie. I jako takie mają prawo (w mojej ocenie) być błędne. Nie jest to opisane od narratora wszechwiedzącego, choć faktycznie zalecieć mogło sztampą.
“Nie podoba mi się to “późnym październikiem”, nie lepiej w lecie i pod koniec października?” – być może faktycznie lepiej brzmi. Przemyślę.
“Szczątki to mogą być ludzkie, a nie czaszki. Poły są na dole, jak mu się tam dostała czaszka?;)” – słuszna uwaga. Może przerobię na kawałki, czy jeszcze co innego. Poły też podmienię, prawdopodobnie na kaptur czy coś, bo ogólnie nie chcę z tego rezygnować.
Dzięki za cenne uwagi. Zabiorę się do poprawek jutro, na świeżości.
Wy używali komuniści u nas, żeby było komunistycznie, ale u Rosjan to zwrot typu pan i nie ma nic wspólnego z komunizmem.
Tutaj wypadałoby doprecyzować, że dopiero w drugiej połowie XX wieku, bo wcześniej dwojenie stosowane było dość powszechnie stosowane np. w wojsku przy zwracaniu się przez oficerów do podoficerów i zwykłych żołnierzy, a także jako wyraz szacunku, chociaż to już w czasach dawniejszych. Nie jest to przy tym wynalazek ściśle słowiański i rosyjski, bo występuje na przykład również we francuskiem (vous), angielskim (you – do tego stopnia, że w obecnym użyciu forma pojedyncza już w ogóle zanikła), a w formie trojenia – w niemieckim (Sie).
Co do samej treści: dwojenie po polsku moim zdaniem po prostu nie brzmi tu dobrze. Albo piszemy po rosyjsku i zostawiamy “wy” (”Вы не считаете так, Иван Иванович?”) albo piszemy po polsku i zmieniamy na “pan” (”Nie uważa pan?”), albo – jeszcze lepiej – tak, jak rzeczywiście wypadałoby się zwrócić do rosyjskiego towarzysza podróży w jego własnym języku, przez imię i otczestwo, opcjonalnie zachowując przy tym, dla stylizacji, dwojenie: “Nie uważacie, Iwanie Iwanowiczu?” Skoro Olaf rozmawia ze swoim kierowcą po rosyjsku, to zakładam, że poza językiem zna również formy grzecznościowe.
Oprócz tego muszę przyznać, że nie za bardzo podoba mi się wypunktowanie na początku i końcu tekstu. Rozumiem, że taka konwencja, ale wygląda mi to bardziej na formę raportu kwartalnego niż literacką. Wydaje mi się, że wypadałoby raczej wkomponować to jakoś w tekst.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Hej, fajny klimat, ale grozy nie czułem i chyba nie do końca zrozumiałem. Te stare dzieci pojawiły się przez strzał z broni?
Kto wie? >;
Cześć, Canulasie!
To drugie z rzędu Twoje opowiadanie, w którym pierwszoplanowe skrzypce gra klimat. Naprawdę fajnie prowadzisz narrację, przez co aż chce się płynąć z tekstem.
Nie mam pewności odnośnie tagu “horror”, bo grozy nie uświadczyłem :P
Niemniej, czytało mi się bardzo przyjemnie, więc klikam.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Street Freighter – Hej. Dużo słów padło na temat tego zwrotu i faktycznie trzeba będzie w tym pogrzebać. Twoja wersja wydaje się najlepiej pasować, więc jest pierwszą, braną pod uwagę. Co do wypunktowania: być może to naiwne, ale jeśli gdzieś sobie pozwalam na takie harce, to właśnie w shortach. Tutaj sam nie wiem. Być może końcowe oklamrowanie nie spełnia swej roli. Początkowe jednak na pewno zostawię, bo aż takiej ingerencji w przebudowę nie planuję.
skryty – ”– To Paralenka i jej siedem karłów.” – tutaj nadmienione, że ona nie jest sama. Dalej to jedynie ich dookreślenie w nazwie.
cezary_cezary – Tak. Przewija się ten zarzut, więc tag z grozą chyba trzeba ciachnąć.
Dziękuję pięknie wszystkim za czytnięcie i garść uwag, z których na pewno coś wprowadzę.
Ukłonias.
Hej,
Ciekawy zamysł, ale zupełnie nie czuć klimatu grozy, mimo raczej mrocznych wydarzeń. Za to spodobał mi się fragment z przechwalaniem o osiągnieciach dziadka, fajnie podkreśla charakter bohatera.
Pozdrawiam :)
Zaczynam się przyzwyczajać do tego, że w Twoich opowiadaniach znajduję niedopowiedzenia i nie tracę nadziei, że z czasem pojmę Twój sposób pisania.
Paralenkę czytało się naprawdę dobrze, czułam stosowny klimat i to coś, co wisiało w powietrzu i potęgowało ciekawość, ale finał mnie mocno zaskoczył i zostawił z lekka rozwartym otworem gębowym, bo nie dotarło do mnie, co tam się porobiło…
…czy ukryte w grzęzawisku bagna. → Grzęzawisko i bagno to synonimy – znaczą to samo.
Proponuję: …czy ukryte w toni bagna. Lub: …czy ukryte w błocie grzęzawiska.
...i towarzyszących jej ciężkich Buranów. → …i towarzyszących jej potężnych buranów.
Nazwa syberyjskiej śnieżnej zamieci nie jest nazwą własną.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…razem z Panem Fawleyem Mowatem… → …razem z panem Fawleyem Mowatem…
Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Dawali wywiady do radia i tv. → Dawali wywiady do radia i telewizji.
Nie uzywamy skrótów, zwłaszcza w dialogach.
– Puśćtaże! → Napisałabym raczej: – Puśćta że!
Młody Heyerdahl wolną dłonią odchylił rąbek kurtki, ukazując chromowaną kolbę rewolweru. → Za SJP PWN: Rąbek «brzeg lub skrawek czegoś; też: obwódka» Nie wydaje mi się, aby rewolwer mógł skrywać się za rąbkiem kurtki.
Proponuję: Młody Heyerdahl wolną dłonią odchylił zanadrze kurtki, ukazując chromowaną kolbę rewolweru.
Za SJP PWN: zanadrze daw. «miejsce pod wierzchnim ubraniem na piersi»
…więc bezceremonialnie wskazał na kobietę. → …więc bezceremonialnie wskazał kobietę.
Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.
W każdym razie coś w jego wyrazie twarzy… → W każdym razie coś w wyrazie jego twarzy…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za podzielenie się tekstem! Miło było przeczytać, ale chyba w całości zgadzam się z poprzednimi uwagami. Wydaje mi się, że zauważam jakiś brak w kompozycji, moim zdaniem nie budujesz konfliktu, nie zarysowujesz dostatecznie, że podróżnik pragnie spotkania z tą jakąś nadprzyrodzoną kochanką, a przewodnik próbuje go od tego odwieść, przez co końcowa scena wygląda tylko na popis bezsensownej przemocy. Zwłaszcza w tego rodzaju fabule miałbym znaczne opory przed użyciem nazwiska realnego badacza, który pewnie ma jakąś żyjącą rodzinę.
Nawet w maju, czerwcu jest tu przecholernie niebezpiecznie. Ewankowie nadkładają tygodni wędrówki byle tylko nie iść koło rzeki. Tak, dokładnie. Nawet oni. Nikt nie chce podróżować blisko rzeki Wiluj.
Tutaj przez jakiś czas przypuszczałem, że w tekście pojawi się wilujskie zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego (https://en.wikipedia.org/wiki/Viliuisk_encephalomyelitis). Na tym można dużo ugrać, pewnie pamiętasz chociażby rolę, jaką odegrała śpiączka afrykańska w fabule i budowie nastroju Przygód Tomka na Czarnym Lądzie.
Mały przegląd językowo-interpunkcyjny…
Bryłowata głowa osadzona na czubku olbrzymiej sylwetki, nawet gdy ten się garbił, dotykała dachu.
Dla czytelności i wyrazu odwróciłbym szyk: Nawet gdy się garbił, bryłowata głowa osadzona na czubku olbrzymiej sylwetki dotykała dachu.
Ogromna, podobna kowadłu szczęka(-,) bardziej żuła, niźli ćmiła peta.
Nie stawiamy przecinka między grupą podmiotu a grupą orzeczenia.
Wokół dziesiątki powalonych drzew, fragmenty odłupanych skał czy ukryte w grzęzawisku bagna. Każda z tych rzeczy wymuszała ogromne skupienie nawet mimo bardzo wolnej jazdy.
To nie do końca rzeczy, bardziej może czynniki?
Zdradliwy teren, co nie zwykł brać jeńców.
Lepiej “który”.
Ewankowie nadkładają tygodni wędrówki, byle tylko nie iść koło rzeki.
Oddzielamy przecinkiem równoważnik zdania podrzędnego.
Widząc jednak, że Heyerdahlowie pozostają w oczach giganta dość "anonimowi", nabrał haust powietrza, by nieco przybliżyć ich świetność.
Domknięcie wtrącenia. Poza tym polski cudzysłów pilnie potrzebny.
Wielkanocną Wyspę.
Wyspę Wielkanocną.
rozemocjonowany filantrop w ogóle tego faktu nie skojarzył.
Nigdzie indziej w tekście nie widzę wzmianek o jego filantropii.
dopasowany płaszcz, koloru rozchlapanego błota
Tu nie ma uzasadnienia dla przecinka.
Z ciepłą krwią na twarzy i kawałkami mózgu, dostającymi się pod kaptur kurtki.
Też nie dawałbym przecinka, bo tutaj “dostającymi się pod kaptur kurtki” jest integralną częścią pierwotnego opisu kawałków mózgu, nie doprecyzowuje informacji o jakichś kawałkach wspomnianych już wcześniej w tekście.
Pozdrawiam ślimaczo i życzę wiele weny!
pnzrdiv.117 – Ten short (one shot) powstał na kanwie takiej zabawy ćwiczebnej: codziennostrzał. Polegało to, jak sama nazwa wskazuje, na codziennym napisaniu krótkiego tekstu. Oczywiście nie tłumaczę tym jego niedomknięcia (taki zarzut się pojawia), ale bardziej tak ciekawostkowo.
A że nie czuć grozy? Noo, już wiem. Zdjąłem tag z tym związany… chyba.
Pozdrox
regulatorzy – ależ mam też opka (mam nadzieję) domknięte. Choć takich otwartych, i to w dużo większym stopniu otwarcia (póki co nie chcę głośno nazywać tego niekonsekwencją) też mam dużo.
To w ogóle niesamowite, że w tak krótkim tekście, do tego naprawdę kilkukrotnie czesanym, można jeszcze tyle wyłuskać błędów. Nie że jestem znowu taki uległy, ale akurat z tą partią podpowiedzi się zgadzam. Więc nie ma tu twierdzy, którą chciałbym bronić.
Dziękuję za włożony trud.
Ślimak Zagłady – również dziękuję za poświęcony czas i tak (w mojej ocenia) drobiazgową rozwałeczkę. Jako nadworny interpunkcyjny półdebil z przecinkami w ogólę nie dyskutuję. Wskazówki podane przez Ciebie co do szyków również wyglądają sensownie i nie burzą mi melodyki, więc pewnie zaadoptuję. Polski cudzysłów już wyguglowałem (tak, jestem na tym etapie. Pozdrowienia z jaskiń) No i za moment, jak już kawa wejdzie, przystępuję do czyszczenia czegoś, co już w swej naiwności uważałem za przeczyszczone.
Bardzo dużo cennych rad spływa na mój niezbyt pojemny baniak w ostatnim czasie. Doceniam i postaram się sukcesywnie te chwasty wypleniać
Hej przygodo.
Canulasie, bardzo się cieszę, że uznałeś poprawki za przydatne. :)
Pozostaję z nadzieją na bardzo satysfakcjonującą lekturę domkniętego opowiadania. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Siema,
fajny klimacik, podobają mi się te postaci, wielki Bora ściskający kierownicę na podobieństwo talerzyka, czy kontrastujące z nim karły w otoczeniu swoistej femme fatale.
Pojawiają się pytania – skąd jadą, dokąd zmierzają? W jaki sposób Norweg poznał wiedźmę z tajgi i jej świtę karłów? Dlaczego zamordował Borę? Dlaczego Bora dał się tak łatwo zastrzelić – mimo, że wcześniej nie dopuścił nawet do wyciągnięcia rewolweru spod kurtki.
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi, nad czym ubolewam.
Pierdółki:
Wyboru należy dokonać spośród:
– czystej obojętności
– kalkulacyjnej zmienności
– oraz pierwotnego zła
Po każdym wyliczeniu dałbym przecinek a na końcu kropkę, uzasadnienie z netu. Czyli byłoby tak:
“Wyboru należy dokonać spośród:
– czystej obojętności,
– kalkulacyjnej zmienności,
– oraz pierwotnego zła.”
Wtedy Olaf wystrzelił prosto w jego skroń.
– czysta obojętność
– kalkulacyjna zmienność
– i pierwotne zło
Tutaj jak wyżej, tylko nie dawałbym przecinka przed “i”, czyli:
“Wtedy Olaf wystrzelił prosto w jego skroń.
– czysta obojętność,
– kalkulacyjna zmienność
– i pierwotne zło.”
– i czyste
– i kalkulacyjne
– i pierwotne
– cZŁOwiek
A tutaj chyba bym zrobił tak:
“– I czyste,
– i kalkulacyjne,
– i pierwotne
– cZŁOwiek.”
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
regulatorzy, uznałem i wprowadziłem. Co do satysfakcji z domkniętych opowiadań, zalecam ostrożność, ale na pewno będę dokładał starań, by jakiś, choćby minimalny progres czynić. Następne opko planuję wstawić dłuższe, a skoro tutaj było aż tyle błędów, to ciekawe ile będzie tam? Obstawiam 960.
Helloł Piwniczny wytrychu. Nooo, w zasadzie pod rozwagę. Może faktycznie. Twój zamysł mi się podoba, ale odczekam aż zejdzie kofeinowy sztos, bo obecnie wszystko mi się podoba.
Pozdrox!
Canulasie, przeczytamy, zobaczymy. Ale 960 to na pewno gruba przesada – miej więcej wiary we własne możliwości. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, ja mam od groma wiary. Po prostu auto cynizm mam wgrany w dekiel, ale jest to najczęściej żartobliwe. Nie biczuję się za każdy zły przecinek, bo musiałbym mieć co tydzień nowe plecy.
Canulasie, mam wrażenie, że objawiający się żartobliwie autocynizm jest cenną cechą każdego twórcy. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Can, jest co biczować, plecy się tak szybko nie skończą
Che mi sento di morir
Przyjemnie się czytało, końcówka bardzo mi się podobała, ale zgadzam się, że trochę za dużo tu niedopowiedzeń.
Dzięki piękne za odwiedziny. Noo, cóż. Dużo głosów w tej kwestii, więc pewnie tak jest.
Królewna Śnieżka w wersji syberyjskiej? Doceniam oryginalność settingu.
A pod koniec października w tym regionie to już nie jest dość ciemno?
Ja też nie obraziłabym się za więcej wyjaśnień.
Fajna zabawa literami na końcu.
Babska logika rządzi!
Hej.
Nie wiem czy nie jest tam już ciemno. Pewnie zależy o której.
No tak, tak. Wiem, że nie rozjaśniam, ale w niektórych tekstach tak mam i ajć chyba nie mam w planach nic dopisywać.
Dzięki za wizytę.
Hej przygodo.
Hej!
Zaczynasz nietypowo i taką nietypową narracją rozbudziłeś moją ciekawość. Płynnie przeszedłeś w opisy i jestem pozytywnie zaskoczona. ;)
Lubię opowiadania drogi, a tu mamy short drogi, więc droga krótka, a na jej końcu kolejne zaskoczenie. Ale wypadło naprawdę fajnie. ;) Zabrakło mi trochę szerszego nakreślenia Paralenki i jej karłów, tak, żebyśmy trochę wcześniej o nich usłyszeli. Nieoczekiwanie bohater zabija (na początku myślałam, że składa ofiarę, żeby jemu nic nie zrobili), a następnie podchodzi do swojej wybranki, więc tak jakby już ją znał, już z nią był. Ciekawe, czy celowo chciał tu sprowadzić kogoś, kogo zabije? Czy to przypadek.
Ale podobało mi się, głównie za klimat, klikam i pozdrawiam,
Ananke
Podobały mi się opisy, interakcje.
Ostatnia scena kozacka.
Brak wyjaśnienia dlaczego? Dla mnie w short to nie ma znaczenia. Traktuję to bardziej jak obraz, który ma wywołać emocje, a te były.
Najważniejsze, już wiem jak ZŁO jest wbudowane w człowieka.
PS. Tylko wyobraź sobie, jakby to zdanie z “cZŁOwiek” przeczytał dobry lektor. To byłby sztos.
Helloł
Ananke – też lubię shorty drogi, opka drogi i powieści drogi. Jeden z koników, jeśli idzie o literaturę. Wiadomo, że też próbuję. Wychodzi różnie. Tutaj mogłem dokładniej ponakreślać, ale jednak, cóż, zostawiłem w półotwartym stanie.
Dzienx
MichałBronisław – też bardzo często spoglądam na teksty przez pryzmat obrazu lub nawet pojedynczo celnie ujętej myśli, frazy, zdania. Takie już sajko. Zaangażowanie emocjonalne to chyba top level tego, co czytelnik może zostawić.
Dzięki piękne.
(Jeśli idzie o lektora: Rozenek)
Hej.
Ładne opisy i prowadzenie narracji. Horror – czytam i są momenty, myślę, zaraz coś mnie zaskoczy i szczerze, nic mnie nie przeraziło, a przy takiej scenerii, aż się prosi, aby drżeć i przygryzać wargę. Zostawiłeś pole do własnego uzupełniania tekstu, a że to lubię, to wyobraźnia zadziałała, zwłaszcza, jak strzelił do towarzysza z tak bliska. Widzę nie tylko mózg i krew na twarzy i ubraniu Olafa… Pozdrawiam. :)
Nooo, to taki horror nie horror. Obraz bardziej. Skończony na “przedpłęciu” ;)
Tak już nieraz gryzmolę, że przed finiszem czasem widzę szlaban.
Dzięki za wizytex.