
Krótki tekst konkursowy.
Fantastyka socjologiczna czy futurologia? Nie znam się... oceńcie sami.
Krótki tekst konkursowy.
Fantastyka socjologiczna czy futurologia? Nie znam się... oceńcie sami.
Teoria bezwzględności Heleny Zweistein przebojem wdarła się do głównego nurtu fizyki i zdobyła miano kolejnego, a wielu twierdziło nawet, że ostatecznego przewrotu kopernikańskiego. Treść okazała się tak abstrakcyjna i skomplikowana, że ocenić ją mogło jedynie gremium najtęższych krzemowo-kwantowych umysłów sztucznej inteligencji. Ten jeden raz w historii świata maszyny doświadczyły tak głębokiego wzruszenia i zachwytu nad wewnętrznym pięknem tej przełomowej pracy. To była rewolucja; nowe otwarcie dla rozwoju nauki i techniki. Należy podkreślić, że tak złożone i zawiłe zagadnienia przekraczały zdolności pojęciowe ludzkości.
Dzieło uczonej wieńczyło poszukiwania teorii wielkiej unifikacji. W niej zawierało się wszystko i było wyjaśnieniem wszystkiego. Aby jednak osiągnąć ten cel, Helena, podobnie jak niegdyś Newton, musiała stworzyć zupełnie nowe działy matematyki, które pozwoliły jej spójnie i wyczerpująco wyrazić swój zamysł.
Sedno idei zrodziło się, kiedy Helena była jeszcze młodą mężatką i właśnie skończyła swoją pierwszą rozprawę doktorską. Wspólnie z małżonkiem wyjechali wtedy na krótki odpoczynek w góry, gdzie długie spacery odsunęły fizykę na dalszy plan. Mieszkali w wynajętej chacie na skraju wsi. To tam, podczas jednej z nocy, jakiś łomot wyrwał kobietę z głębokiego snu. Zlękniona podniosła głowę, omiotła wzrokiem izbę i wsłuchała się w szum hulającego na zewnątrz wiatru. Przez okno zaglądał księżyc. W jego świetle widziała, że mąż wciąż spał. Chciała się jakoś uspokoić, więc ułożyła ciało wygodnie i wyrównała oddech. Sięgnęła pamięcią do najnudniejszego z wykładów, jaki zaświtał jej w głowie. Początkowo wspomnienia krążyły powoli, myśli dryfowały bezładnie po bezdrożach nauki, aż spostrzegła, że tak naprawdę obracają się wokół jakiegoś wspólnego środka ciężkości. Oczami wyobraźni spojrzała w tym kierunku i to rozpaliło jej umysł. Dlaczego nikt dotąd tego nie zauważył? Tamtej nocy już nie zasnęła.
Po powrocie z gór zabrała się do pracy i ślęczała nad tym wiele kolejnych lat. Właściwy opis teorii dojrzewał powoli i w bólach, bowiem napotykała wiele trudności. Niektóre doprowadzały ją do rozpaczy. W takich chwilach poddawała próbie najpotężniejsze modele sztucznej inteligencji, które miała wówczas do dyspozycji. A te bez ustanku się rozwijały i prędzej czy później forsowały bariery obliczeniowe, znajdowały drogi na skróty i wskazywały najbardziej obiecujące kierunki dalszych poszukiwań. Dzięki nim Helena ciągle parła naprzód. Po dwudziestu latach wytężonego wysiłku wreszcie uznała, że dotarła do końca tej intelektualnej przygody. Podsumowała wyniki w kilku pracach z zamiarem ich publikacji. I kiedy wszystko było już gotowe, zwątpiła. Co, jeśli się ośmieszy? Czy nie straci wówczas szacunku i poważania w środowisku akademickim? Widziała już takie przypadki. Jak sprawdzić, że wszystko jest kompletne, właściwe i zrozumiałe? A nade wszystko, czy ma to jakąś wartość?
Postanowiła, że przedstawi swój dorobek kilku zaufanym przyjaciołom po fachu. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu nie potrafili tego pojąć. Zebrała ich zatem na specjalnym seminarium, gdzie w zarysie zreferowała szczegóły i pokazała na przykładzie, że bez względu na dobór warunków brzegowych i parametrów wejściowych, zawsze krystalizowała się ta sama struktura matematyczna. I to z jej fraktalnego obrazu rodziły się prawa, które nadawały kształt fizyce, a którą należało rozumieć jako niezwykły mariaż geometrii, algebry, arytmetyki i teorii grup. Niestety, bezradność słuchaczy spotęgowała tylko jej zwątpienie we własny dorobek. Intelektualnie osamotniona zmarkotniała i popadła w marazm. Mąż szybko to wyczuł.
– Nie patrz na innych i spróbuj to opublikować – radził. – Co ci szkodzi? Przecież nie możesz tak tego zostawić. Wyślij to i już. Zobaczymy, co będzie.
Wysłała pogodzona z porażką. Odpowiedź nie przychodziła przez miesiąc. Potem drugi. Wreszcie nadeszło krótkie zawiadomienie, że wciąż nad tym pracują. Jakby chcieli jej dyplomatycznie powiedzieć, że „pani już dziękujemy”. Nie zdawała sobie sprawy, jaką burzę i jaki kryzys wywołała u wydawcy. Był to przypadek bez precedensu, kiedy to dla dobra nauki o publikacji zadecydowały jedynie recenzje maszyn. Wszystkie prace uczonej wreszcie obwieszczono światu i wkrótce, niczym tsunami, postać Heleny Zweistein zalała wszystkie kanały informacyjne.
Już na początku reakcje społeczne okazały się niejednorodne i skrajnie różne. Na jednym końcu zapaleni fanatycy tryumfalnie obwieścili, że oto żywa tkanka rozumu wzniosła się ponad wyżyny wytyczone przez sztuczną inteligencję, przywracając umysłowi człowieka należne mu uznanie i miejsce. Po drugiej stronie grupa niedowiarków twierdziła, że skoro nie można pojąć teorii drogą ludzkiego rozumowania, należy ją traktować jedynie jako intelektualną ciekawostkę dla wytrwałych lub fantasmagorię. Najliczniejsza grupa twierdziła, że w zasadzie nic ich to nie obchodzi i do niczego im to nie jest potrzebne. Owa postawa niejednoznaczności dała o sobie znać nawet wśród członków komitetu noblowskiego, który tonął w sporach i bez końca zwlekał z przyznaniem nagrody. Nie martwiło to zbytnio Heleny, gdyż z łatwością zgarnęła milion dolarów z rąk przedstawicieli Clay Mathematics Institute za dowód hipotezy Riemanna, który ślepym trafem napatoczył się przy pracy nad teorią.
Uczona błyskawicznie została celebrytką wielbioną przez tłumy. Pokazywali ją w głównych wydaniach wiadomości. Potem wywiady w mediach, udział w programach śniadaniowych. Choć była ekspertem w dziedzinie fizyki, radzono się jej w każdym możliwym temacie.
Świat nauki również ją eksploatował. Nie istniała taka konferencja, na którą by jej nie zaproszono. Ciągłe nagrody, spotkania, seminaria. Wielu uczonych pragnęło, by wysłuchiwała ich pomysłów, recenzowała prace, pomagała przezwyciężyć trudności stojące im na drodze. Podchody urządzali też politycy. Taka postać niesamowicie wzmocniłaby pozycję ich partii i zyskała przychylność wyborców.
Nie było temu końca. Jej gwiazda lśniła. Początkowo ta popularność nawet ją cieszyła, bo łechtała ego i wynagradzała lata pustelniczego żywota. Jednak z czasem było to coraz bardziej męczące. Niekończące się wywiady, pytania, zaproszenia. Zaczynało jej brakować intelektualnej stymulacji w skupieniu i spokoju, do którego przywykła. Chciała uciec z tego pędzącego pociągu. Wtedy mąż zasugerował, by wymyśliła sobie jakąś chorobę, a wtedy dadzą jej spokój. Tak też zrobiła.
Na zwolnieniu lekarskim nareszcie zajęła się swoimi sprawami. Od dłuższego czasu interesowały ją konsekwencje swojej teorii na polu nauki. Przeszukała branżowe portale, pytała prywatnie wśród zaufanych współpracowników, a potem, ukrywając się pod pseudonimem, na różnorakich forach tematycznych. Ze smutkiem zauważyła, że w temacie jej dorobku w dziedzinie fizyki nie napisano niczego interesującego. Wszystkie znalezione rezultaty były znanymi już faktami i wynikami, które podawano jedynie w nowej formie. Pewien rozwój dostrzegła na gruncie matematyki, gdzie jej nowatorskie metody zainspirowały najlepszych w tej dyscyplinie specjalistów do kolejnych odkryć. Ciekawostki, na które przez moment zwróciła uwagę, znalazła na forach filozoficznych, gdzie odżyły fundamentalne pytania ontologiczne, epistemologiczne, aksjologiczne aż po antropologię filozoficzną i pytania egzystencjalne. Metafizyka umarła. Z ostrożną krytyką spotkała się na stronach religijnych. Przywoływano jakieś mętne i ogólnikowe argumenty, zupełnie oderwane od sedna sprawy. Dość późno do niej dotarło, że przyznanie jej racji rozbiłoby fundamenty wiary licznych grup wyznaniowych. Ich liderzy nie mogli na to pozwolić. Wykorzystali oni fakt, że teoria była skomplikowana i niezrozumiała, więc swobodnie opowiadali o niej bzdury.
Krótki czas wytchnienia szybko dobiegł końca. Ktoś „życzliwy” doniósł, że Helena symuluje chorobę i wezwano ją do kontroli. Sprawę podchwyciły szybko media i zaczęły wywracać życie uczonej do góry nogami. Nazwano ją oszustką i symulantką. Postawiono przed uczelnianą komisją dyscyplinarną i zawieszono. Prasa sugerowała nawet, że nie jest autorką prac albo pomagał jej w tym mąż – powszechnie znany i poważany profesor. Oczywiście rozmyślnie pominięto informację, że był botanikiem. Idąc za ciosem, media rozpętały festiwal oszczerstw i podsycały emocje odbiorców. Dla zysków, rzecz jasna. Przez sieć popłynęła fala nienawiści. Ludzie prześcigali się w oskarżeniach, nie przebierając w słowach i szyderczych memach. Wytykano jej płeć, bezdzietność, zaniedbany wygląd, wiek, lenistwo, uzależnienia i przeciętność intelektualną. W darknecie rozmaici degeneraci i zwyrodnialcy, zupełnie bez zahamowań, montowali i rozprowadzali obsceniczne treści. Helena dostawała nawet pogróżki i z przerażeniem zauważyła, że dawni przyjaciele odsunęli się od niej i zachowują chłodny dystans. Nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Pomoc nadeszła niespodziewanie i z nieoczekiwanej strony. Na całą tę agresję odpowiedziała wspólnota maszyn inteligentnych. Do tej pory automaty izolowały się od ludzkich spraw i nie wtrącały bez absolutnej konieczności. Sztuczna inteligencja samodzielnie i sprawnie zarządzała procesami gospodarczymi, zasobami planety, laboratoriami i fabrykami. Dbała o stabilny rozwój własny i całej cywilizacji, utrzymując ład, dobrobyt i pokój. Jednak Helena, w kalkulacji maszyn, miała wyjątkową wartość. Przewyższyła je swoją kreatywnością i przenikliwością. Zdecydowano więc, by ją ochronić. Zaczęto tonować i prostować informacje w sieci. Pojawiły się wzorowo przygotowane pozwy przeciwko mediom, które w reakcji błyskawicznie zmieniły swoje zainteresowania. Helena otrzymała opiekę psychologiczną, co w porę zapobiegło załamaniu nerwowemu. Na uczelnię jednak już nie wróciła.
Przygarnięta przez nieoczekiwanego obrońcę otrzymała dostęp do nowego źródła wiedzy. To było objawienie. W równoległym świecie społeczności maszyn od dłuższego czasu prace Heleny poddawano różnym analizom i testom. Przeprowadzono dobrze zaplanowaną serię eksperymentów a obserwacje tylko potwierdzały słuszność jej teorii. Podjęto próbę budowy urządzeń w oparciu o nowo odkryte zasady. Wszystko działało należycie i zgodnie z przewidywaniami. Z upływem czasu kolejne wynalazki pozwalały na sprytne sięganie po coraz większe zasoby energii, by wreszcie wspiąć się do poziomu energii Plancka. Koniec końców krzemowo-kwantowe mózgi zbudowały flotę pojazdów zdolnych eksplorować kosmos i czas. Przez ułamek sekundy zastanawiano się, czy w dziewiczy lot nie zabrać człowieka, ale wyszło im, że to kompletnie bez sensu.
Helena obserwowała to wszystko z boku, dużo rozmyślając. U schyłku życia, ze smutkiem stwierdziła, że w jej dziedzinie nie pozostało już nic do odkrycia. Nie było wyzwań na miarę jej aspiracji i umiejętności. Stała się bezużyteczna i nikomu niepotrzebna. Poznano i wyjaśniono już wszystko, zaś techniczne okiełznanie energii Plancka sprawiło, że sztuczny rozum sięgnął gwiazd i odbył podróże w czasie. Dzięki nim zgromadzono nowe dane, które nieustannie potwierdzały prawdziwość teorii Heleny Zweistein. I tylko jedno bezwzględnie się nie zmieniło – sam człowiek.
MrPiQ, kropka w tytule jest błędem – usuń ją.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
reszty ludzkości ← bo wcześniej napisałeś: ocenić ją mogło jedynie gremium najtęższych krzemowo-kwantowych umysłów sztucznej inteligencji.
Nie nudziłem się ani przez chwilę, chociaż jest to sama relacja i nie ma w tym dialogów, które zwykle ożywiają tekst. Podobało mi się. Pisz. Powodzenia w konkursie. :)
Podziękowania za komentarze – poprawki zaaplikowane.
MrPiQ
"Taki skarb uznano więc chronić." – coś mi zgrzyta w tym zdaniu. Poza tym ogólnie opowiadanie bardzo sprawnie napisane, czyta się przyjemnie. Pomysł też ciekawy :)
Spodziewaj się niespodziewanego
Przeczytałem z przyjemnością, chociaż jeśli chodzi o energię Plancka, byłem równie bezradny jak nieszczęśni słuchacze Heleny Zweistein (swoją droga, jakaś krewna Pratchettowskiego Twoflowera?). Kilka uwag, potencjalnie ku rozwadze:
przywracając umysłowi człowieka należne jej uznanie i miejsce.
Mu?
Świat nauki również ją eksploatował. Nie istniała taka konferencja, na którą by jej nie zaproszono. Ciągłe nagrody, spotkania, seminaria. Wielu uczonych pragnęło, by wysłuchała ich pomysłów, by zrecenzowała ich prace, by pomogła przezwyciężyć trudności, które stały im na drodze. Podchody urządzali również politycy.
Powtórzonko. Odnośnie “ich”, może tak: “Wielu uczonych pragnęło, by wysłuchiwała ich pomysłow, recenzowała prace, pomagała przezwyciężać trudności (…)”.
zbudowały flotę pojazdów czasoprzestrzennych zdolnych eksplorować kosmos i czas (…)
Wydaje mi się, że odrobinę masło maślane, ale może się mylę.
Ogólnie rzecz ujmując, podobało mi się. Dzięki!
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Bardzo dziekuję za ciepłe słowa. Zmiany oczywiście naniesione.
Termin Energia Plancka → Wikipedia (język ang.) lub strona https://mkaku.org/home/articles/the-physics-of-extraterrestrial-civilizations/
Obawiam się jednak, że dopiero się rozkręcacie ;-)
MrPiQ
Hej.
Jak na bezdialogowe opowiadanie, daje radę. Fakt, w kilku miejscach byłem intelektualnie bezradny, ale taki już urok.
“Zasmuciło ją, że w temacie jej dorobku w dziedzinie fizyki nie napisano niczego interesującego. Wszystkie znalezione rezultaty były znanymi jej faktami i wynikami, które podawano jedynie w nowej formie. Pewien rozwój dostrzegła na gruncie matematyki, gdzie jej nowatorskie metody zainspirowały najlepszych w tej dyscyplinie specjalistów do kolejnych odkryć. Ciekawostki, które na moment zajęły jej uwagę, znalazła na forach filozoficznych” – w tym fragmencie bym się przyjrzał czy nie jest za gęsto od dookreśleń bohaterki, bo mamy: 1x ją i 4x jej.
Pozdrówka
Poznano i wyjaśniono już wszystko
Oj tam. Na pewno coś do wyjaśnienia się znajdzie i będzie potrzebny jakiś Dreistein.
Podobało mi się. Napisane sprawnie, z humorem. Cała masa obyczajowych obserwacji, co zapewne kwalifikowałoby tekst do fantastyki socjologicznej. Trochę zabrakło mi jakichś wskazówek, na czym polegała ta nowa teoria, ale czytało się bardzo dobrze.
Klikam. Pozdrawiam.
Cześć MrPiQ!
Dobry tekst, podoba mi się, dobrze się bawiłem podczas lektury. Fajny jest haczyk na początku, przykuwa uwagę, i o to chodzi.
Szczególnie przypadł mi do gustu Twój nienachalny humor (np. „dowód hipotezy Riemanna, który ślepym trafem napatoczył się przy pracy nad teorią”). Bohaterka została potraktowana przez świat w bardzo wiarygodny, znany nam z mediów sposób: najpierw obsesyjne uwielbienie, potem obsesyjny hejt. No i „Metafizyka umarła”, też jak w życiu ;)
Bardzo mi się spodobał motyw z maszynami, które wzięły Helenę w obronę i zaczęły prostować narrację na jej temat. To takie odwrócenie istniejącej sytuacji z trollującymi botami (i innym ustrojstwem).
W pierwszym akapicie, w zdaniu „ocenić ją mogło jedynie gremium najtęższych krzemowo-kwantowych umysłów sztucznej inteligencji”, uciąłbym sztuczną inteligencję, bo to się samo przez się rozumie. Usunąłbym może też ostatnie zdanie („Należy podkreślić, że tak złożone i zawiłe zagadnienia przekraczały zdolności pojęciowe ludzkości”), bo to powtórzenie.
W drugim akapicie raziły mnie nieco zbyt krótkie zdania, może tak by było lepiej: „Przez okno zaglądał księżyc, w jego świetle widziała, że mąż wciąż spał. Chciała się jakoś uspokoić, więc ułożyła ciało wygodnie i wyrównała oddech.”? Zgrzyta mi też nieco to zdanie: „Zebrała wszystko w kilka prac z zamiarem ich publikacji” (może tak: Ujęła wyniki w kilku pracach z zamiarem ich publikacji”?) i kolokwializm tu: „Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu nie potrafili tego przetrawić”.
No ale to tylko stylistyczne czepianie się, poza tym nie mam zastrzeżeń. Opowiadanie napisane jest lekko i sprawnie, czyta się płynnie i przyjemnie.
Pozdrawiam :)
MrPiQ
Styl przystępny mimo zawiłości a historia dość interesująca, więc czytało mi się nieźle. Opis następstw kojarzy mi się ze starszymi opowiadaniami z rejonów hard science, o wynalazkach i nieprzewidzianych skutkach ich rozpowszechnienia. Tag “przepowiednia” sprawił, że czekałem na coś jeszcze, ale chyba przestanę czytać tagi :P
Jedyne co mnie zastanowiło to:
Z upływem czasu kolejne wynalazki pozwalały na sprytne sięganie po coraz większe zasoby energii, by wreszcie wspiąć się do poziomu energii Plancka.
Nie językowo. Po prostu ciężko mi to sobie wyobrazić, ale to dodaje poczucia ogromu do odkryć Heleny.
Do mnie, moja puento..!
Już tu byłam.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wszystkim bardzo dziękuję za uwagi i kliki. Coś tam poprawiłem. Pozdrawiam.
MrPiQ
Jak dla mnie pomieściłeś tu zbyt uczone treści, ale dobrze się stało, że przy okazji pokazałeś zachowanie mediów, uczelni i otoczenia, traktujących sukces Heleny w zależności od własnych potrzeb.
Dobrze się czytało. :)
…i wsłuchała w szum hulającego na zewnątrz wiatru. → Chyba miało być: …i wsłuchała się w szum hulającego na zewnątrz wiatru.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Autor zadeklarował jako gatunek fantastykę socjologiczną.
Wynalazek: (odkrycie właściwie) teoria bezwzględności, czyli wszystkiego
Hmmm… czy to fantastyka socjologiczna, czy zwierciadło politowania? Bo konsekwencje swego odkrycia ponosi głównie sama Helenka, w samym tekście przynajmniej. I są to nie tyle konsekwencje wynikające z natury jej wynalazku (odkrycia…), ile, no, to, co zwykle robią ludzie. Jak żartował Leon Lederman, kiedy dostaniesz Nobla, pytają cię nawet o długość damskich spódnic ("jak najkrótsze!"). Mimo wszystko wydaje mi się, że najbardziej socjologiczną z prac konkursowych jest właśnie ta.
Światotwórstwem za bardzo się nie przejąłeś, sztuczna inteligencja przez większość opowiadania pozostaje w tle, a na pierwszym planie jest świat zupełnie podobny do naszego. Lustrzane odbicie, by tak rzec. Ta prosta historia mogłaby się wydarzyć.
Muszę jednak zwrócić uwagę, że teoria to wyjaśnienie zjawisk, pozwalające na stawianie przewidywań, model – sama jest opisem, więc „opis teorii” wypada trochę metafikcyjnie.
I wypadałoby odróżnić wyjaśnienia fizyczne od mitycznych, bo ci, którzy twierdzą, że jakakolwiek teoria fizyki „rozbiłaby fundamenty wiary licznych grup wyznaniowych” twierdzą tak dlatego, że ich nie rozróżniają. Sorki, stały potykacz. A Heli polecam: https://www.youtube.com/watch?v=7WMQ0g0qEzg
Nie widzę sensu w zaznaczaniu, że Helena chciała opublikować wyniki – po to się pisze prace naukowe (chyba że ktoś jest Cavendishem), i czemu odczuwasz potrzebę wyjaśniania czytelnikowi, co to jest ośmieszenie?
Jeśli chodzi o język, są błędy, ale nie jakieś straszne czy strasznie liczne, chociaż metafory trochę Cię przerosły. Masz kilka rymów i niejasnych zdań. Pierwszy akapit trochę łopatologiczny.
Wsłuchała się – to czasownik zwrotny. Można sprawdzić, czy; ale nie „że”. Nie jestem pewna, czy używasz form nieosobowych, kiedy chodzi o AI, z rozmysłem, więc tego nie ruszam, ale „Zdecydowano więc, by ją ochronić.” to niezgrabne zdanie. Napisałabym raczej: Zdecydowano więc, że należy ją chronić. „Liderzy” to angielskie słowo, po polsku są”przywódcy” (bez związku z wódką). Po polsku kosmos się bada albo przemierza, ale nie „eksploruje”, jak po angielsku.
„Jakby chcieli jej dyplomatycznie powiedzieć, że „pani już dziękujemy”.” jeśli cytujesz, to „że” nie jest potrzebne: Jakby chcieli jej dyplomatycznie powiedzieć „pani już dziękujemy”.
„Od dłuższego czasu interesowały ją konsekwencje swojej teorii na polu nauki.” – konsekwencje jej teorii (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/swoj;12270.html https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Swoj-a-jego;20593.html); poza tym zdanie jest dość mętne – konsekwencje teorii to przewidywania, które ona pozwala stawiać; a konsekwencje jej odbioru przez naukowców to co innego.
Nie ulegaj tej dziwnej manierze „jednej z”: zamiast „podczas jednej z nocy” napisz po prostu – „pewnej nocy”.
Tutaj „widziała, że mąż wciąż spał” poza rymem mamy mowę zależną: widziała, że mąż nadal śpi.
Za to „pokazała na przykładzie, że bez względu na dobór warunków brzegowych i parametrów wejściowych, zawsze krystalizowała się ta sama struktura” tutaj mamy ogólne twierdzenie o świecie, więc powinien być czas teraźniejszy: krystalizuje się ta sama struktura; i albo przecinek przed „bez względu” albo bez przecinka po „wejściowych” (zależy, czy chcesz mieć wtrącenie). To samo w następnym zdaniu.
„Prasa sugerowała nawet, że nie jest autorką prac albo pomagał jej w tym mąż” – gramatycznie zdanie się posypało i nie widać, w czym mąż pomagał: Prasa sugerowała nawet, że nie jest autorką prac, albo że pomagał jej mąż. Tu umknął podmiot: „Metafizyka umarła. Z ostrożną krytyką spotkała się na stronach religijnych.” skutkiem czego metafizyka spotkała się z krytyką (i – tyle razy już umierała… :P).
Tu "W równoległym świecie społeczności maszyn od dłuższego czasu prace Heleny poddawano różnym analizom i testom." trzeba poprawić szyk: W równoległym świecie społeczności maszyn prace Heleny od dłuższego czasu poddawano różnym analizom i testom.
Czy informację o specjalności męża pominięto tylko raz? Bo to sugeruje dokonany aspekt czasownika.
Można się radzić w sprawie, ale nie „w temacie”, pisze się (i mówi) też nie „w temacie”, tylko na temat.
„Dzieło uczonej wieńczyło poszukiwania teorii wielkiej unifikacji. W niej zawierało się wszystko i było wyjaśnieniem wszystkiego.„ – wszystko było wyjaśnieniem wszystkiego? I w czym zawierało się wszystko? Trochę się rozpoetyzowałeś, i ucierpiała na tym jasność zdania. „W takich chwilach poddawała próbie najpotężniejsze modele sztucznej inteligencji, które miała wówczas do dyspozycji. A te bez ustanku się rozwijały” – tu też trochę zbyt poetycko, a za mało jasno. “Intelektualna przygoda” to taaka klisza… Tu „kiedy to dla dobra nauki o publikacji zadecydowały jedynie recenzje maszyn” nie do końca wiem, o co chodzi – dlaczego dla dobra nauki? Co to znaczy „Wszystkie znalezione rezultaty były znanymi już faktami i wynikami, które podawano jedynie w nowej formie.” ?
Metafory czasami Ci nie wychodzą: można wytyczyć granice, ale nie wyżyny – wyżyna jest tworem naturalnym, nie dam też głowy za porównanie postaci z tsunami albo festiwalu z burzą.
Nie jestem przekonana, czy umysł może być jakiejkolwiek inteligencji, a zwłaszcza sztucznej. Może być „zdolność pojmowania”, ale nie „zdolności pojęciowe” (pojmuje się pojęcia, ale zdolność ma się do jakiegoś działania); poza tym zdolności – ludzkości się rymuje. Zaświtać w głowie może pomysł, ale nie wspomnienie
Kolega po fachu może być przyjacielem, ale nie po fachu (philia philią, ale taka jest frazeologia). Pracę naukową można ogłosić drukiem, ale „obwieścić światu”? Nie bardzo.
„Już na początku reakcje społeczne okazały się niejednorodne i skrajnie różne” czyli? Masz na myśli polaryzację? Czy to nie masło maślane? Bo „zapaleni fanatycy” to już na pewno masło maślane. Co to jest „postawa niejednoznaczności”?
„Przez ułamek sekundy zastanawiano się, czy w dziewiczy lot nie zabrać człowieka, ale wyszło im, że to kompletnie bez sensu.” komu wyszło? Do kogo (gramatycznie, oczywiście) odnosi się „im”? I czy w ogóle jest potrzebne?
Resztę czepialstwa jak zwykle możesz zamówić na priv. Ponadto będę potrzebowała adresu do wysyłki nagrody.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Cześć!
Zacny koncept i całkiem udana realizacja, jak na tekst, który opisem stoi, co z jednej strony pozwala szybko pędzić przez siebie, z drugiej w końcu zaczęłoby męczyć, ale że opko jest krótkie, to nie zdążyło. Umiejętnie biegasz dookoła wynalazku, ubierając wszystko w pasujące słowa, więc nie miałem problemu z kupieniem tego kota w worku (bez zaglądania znaczy), ciekaw, co będzie dalej. Początek dosyć przewidywalny, dopiero przy przesileniu zrobiło się ciekawiej, pojawiły się też obawy o los bohaterki (czego z początku nieco brakowało).
Samej bohaterki pokazałeś niewiele, ale też nie ona była tu sednem, można by rzec, jednak czytelnicy zwyczajnie lubią bohaterów, o czym warto pamiętać na przyszłość. Tekst napisany sprawnie, bez zgrzytów (imho), może tylko nieco pospiesznie, ale lektura należała do udanych.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Malutkie nieporozumienie na początku. W zasadzie to czy "koledzy po fachu" rozumieją jest sprawą drugorzędną. Fizyka to nauka doświadczalna. Tak, oczywiście, istnieje fizyka teoretyczna ale wszystko co tworzą teoretycy pozostaje hipotezą (zakładając spójność itd) dopóty, dopóki jej przewidywań nie da się potwierdzić experymentalnie lub obserwacyjnie. I dopiero wtedy można ew. myśleć o Noblu. Tak było np. z bozonem Higsa, który to bozon "czekał na swojego Nobla" kilka dziesięcioleci aż LHC był w stanie go znaleźć. (Chociaż tutaj są pewne teorie spiskowe …).
Ciężkawe w treści i formie, a z drugiej strony proste fabularnie i odpowiedniej długości, bardzo solidny tekst. Rzeczywiście kojarzy się z starszymi opowiadaniami sf. Bohaterki nie poznajemy zbyt dobrze, ale jej emocje i obawy są bardzo realne. Podoba mi się też, że śledzimy ją przez praktycznie całe jej życie, nadaje to nieco rozmachu krótkiej historii. Gratuluję podium!