- Opowiadanie: MrPiQ - O Helence, co nieźle namieszała

O Helence, co nieźle namieszała

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy V, Użytkownicy, krar85

Oceny

O Helence, co nieźle namieszała

Teo­ria bez­względ­no­ści He­le­ny Zwe­iste­in prze­bo­jem wdar­ła się do głów­ne­go nurtu fi­zy­ki i zdo­by­ła miano ko­lej­ne­go, a wielu twier­dzi­ło nawet, że osta­tecz­ne­go prze­wro­tu ko­per­ni­kań­skie­go. Treść oka­za­ła się tak abs­trak­cyj­na i skom­pli­ko­wa­na, że oce­nić ją mogło je­dy­nie gre­mium naj­tęż­szych krze­mo­wo-kwan­to­wych umy­słów sztucz­nej in­te­li­gen­cji. Ten jeden raz w hi­sto­rii świa­ta ma­szy­ny do­świad­czy­ły tak głę­bo­kie­go wzru­sze­nia i za­chwy­tu nad we­wnętrz­nym pięk­nem tej prze­ło­mo­wej pracy. To była re­wo­lu­cja; nowe otwar­cie dla roz­wo­ju nauki i tech­ni­ki. Na­le­ży pod­kre­ślić, że tak zło­żo­ne i za­wi­łe za­gad­nie­nia prze­kra­cza­ły zdol­no­ści po­ję­cio­we ludz­ko­ści.

Dzie­ło uczo­nej wień­czy­ło po­szu­ki­wa­nia teo­rii wiel­kiej uni­fi­ka­cji. W niej za­wie­ra­ło się wszyst­ko i było wy­ja­śnie­niem wszyst­kie­go. Aby jed­nak osią­gnąć ten cel, He­le­na, po­dob­nie jak nie­gdyś New­ton, mu­sia­ła stwo­rzyć zu­peł­nie nowe dzia­ły ma­te­ma­ty­ki, które po­zwo­li­ły jej spój­nie i wy­czer­pu­ją­co wy­ra­zić swój za­mysł.

Sedno idei zro­dzi­ło się, kiedy He­le­na była jesz­cze młodą mę­żat­ką i wła­śnie skoń­czy­ła swoją pierw­szą roz­pra­wę dok­tor­ską. Wspól­nie z mał­żon­kiem wy­je­cha­li wtedy na krót­ki od­po­czy­nek w góry, gdzie dłu­gie spa­ce­ry od­su­nę­ły fi­zy­kę na dal­szy plan. Miesz­ka­li w wy­na­ję­tej cha­cie na skra­ju wsi. To tam, pod­czas jed­nej z nocy, jakiś łomot wy­rwał ko­bie­tę z głę­bo­kie­go snu. Zlęk­nio­na pod­nio­sła głowę, omio­tła wzro­kiem izbę i wsłu­cha­ła się w szum hu­la­ją­ce­go na ze­wnątrz wia­tru. Przez okno za­glą­dał księ­życ. W jego świe­tle wi­dzia­ła, że mąż wciąż spał. Chcia­ła się jakoś uspo­ko­ić, więc uło­ży­ła ciało wy­god­nie i wy­rów­na­ła od­dech. Się­gnę­ła pa­mię­cią do naj­nud­niej­sze­go z wy­kła­dów, jaki za­świ­tał jej w gło­wie. Po­cząt­ko­wo wspo­mnie­nia krą­ży­ły po­wo­li, myśli dry­fo­wa­ły bez­ład­nie po bez­dro­żach nauki, aż spo­strze­gła, że tak na­praw­dę ob­ra­ca­ją się wokół ja­kie­goś wspól­ne­go środ­ka cięż­ko­ści. Ocza­mi wy­obraź­ni spoj­rza­ła w tym kie­run­ku i to roz­pa­li­ło jej umysł. Dla­cze­go nikt dotąd tego nie za­uwa­żył? Tam­tej nocy już nie za­snę­ła.

Po po­wro­cie z gór za­bra­ła się do pracy i ślę­cza­ła nad tym wiele ko­lej­nych lat. Wła­ści­wy opis teo­rii doj­rze­wał po­wo­li i w bó­lach, bo­wiem na­po­ty­ka­ła wiele trud­no­ści. Nie­któ­re do­pro­wa­dza­ły ją do roz­pa­czy. W ta­kich chwi­lach pod­da­wa­ła pró­bie naj­po­tęż­niej­sze mo­de­le sztucz­nej in­te­li­gen­cji, które miała wów­czas do dys­po­zy­cji. A te bez ustan­ku się roz­wi­ja­ły i prę­dzej czy póź­niej for­so­wa­ły ba­rie­ry ob­li­cze­nio­we, znaj­do­wa­ły drogi na skró­ty i wska­zy­wa­ły naj­bar­dziej obie­cu­ją­ce kie­run­ki dal­szych po­szu­ki­wań. Dzię­ki nim He­le­na cią­gle parła na­przód. Po dwu­dzie­stu la­tach wy­tę­żo­ne­go wy­sił­ku wresz­cie uzna­ła, że do­tar­ła do końca tej in­te­lek­tu­al­nej przy­go­dy. Podsumowała wyniki w kilku pracach z zamiarem ich publikacji. I kiedy wszyst­ko było już go­to­we, zwąt­pi­ła. Co, jeśli się ośmie­szy? Czy nie stra­ci wów­czas sza­cun­ku i po­wa­ża­nia w śro­do­wi­sku aka­de­mic­kim? Wi­dzia­ła już takie przy­pad­ki. Jak spraw­dzić, że wszyst­ko jest kom­plet­ne, wła­ści­we i zro­zu­mia­łe? A nade wszyst­ko, czy ma to jakąś war­tość?

Po­sta­no­wi­ła, że przed­sta­wi swój do­ro­bek kilku za­ufa­nym przy­ja­cio­łom po fachu. Nie­ste­ty, ku jej wiel­kie­mu roz­cza­ro­wa­niu nie po­tra­fi­li tego pojąć. Ze­bra­ła ich zatem na spe­cjal­nym se­mi­na­rium, gdzie w za­ry­sie zre­fe­ro­wa­ła szcze­gó­ły i po­ka­za­ła na przy­kła­dzie, że bez wzglę­du na dobór wa­run­ków brze­go­wych i pa­ra­me­trów wej­ścio­wych, za­wsze kry­sta­li­zo­wa­ła się ta sama struk­tu­ra ma­te­ma­tycz­na. I to z jej frak­tal­ne­go ob­ra­zu ro­dzi­ły się prawa, które nada­wa­ły kształt fi­zy­ce, a którą na­le­ża­ło ro­zu­mieć jako nie­zwy­kły ma­riaż geo­me­trii, al­ge­bry, aryt­me­ty­ki i teo­rii grup. Nie­ste­ty, bez­rad­ność słu­cha­czy spo­tę­go­wa­ła tylko jej zwąt­pie­nie we wła­sny do­ro­bek. In­te­lek­tu­al­nie osa­mot­nio­na zmar­kot­nia­ła i po­pa­dła w ma­razm. Mąż szyb­ko to wy­czuł.

– Nie patrz na in­nych i spró­buj to opu­bli­ko­wać – ra­dził. – Co ci szko­dzi? Prze­cież nie mo­żesz tak tego zo­sta­wić. Wy­ślij to i już. Zo­ba­czy­my, co bę­dzie.

Wy­sła­ła po­go­dzo­na z po­raż­ką. Od­po­wiedź nie przy­cho­dzi­ła przez mie­siąc. Potem drugi. Wresz­cie na­de­szło krót­kie za­wia­do­mie­nie, że wciąż nad tym pra­cu­ją. Jakby chcie­li jej dy­plo­ma­tycz­nie po­wie­dzieć, że „pani już dzię­ku­je­my”. Nie zda­wa­ła sobie spra­wy, jaką burzę i jaki kry­zys wy­wo­ła­ła u wy­daw­cy. Był to przy­pa­dek bez pre­ce­den­su, kiedy to dla dobra nauki o pu­bli­ka­cji za­de­cy­do­wa­ły je­dy­nie re­cen­zje ma­szyn. Wszyst­kie prace uczo­nej wresz­cie ob­wiesz­czo­no świa­tu i wkrót­ce, ni­czym tsu­na­mi, po­stać He­le­ny Zwe­iste­in za­la­ła wszyst­kie ka­na­ły in­for­ma­cyj­ne.

Już na po­cząt­ku re­ak­cje spo­łecz­ne oka­za­ły się nie­jed­no­rod­ne i skraj­nie różne. Na jed­nym końcu za­pa­le­ni fa­na­ty­cy try­um­fal­nie ob­wie­ści­li, że oto żywa tkan­ka ro­zu­mu wznio­sła się ponad wy­ży­ny wy­ty­czo­ne przez sztucz­ną in­te­li­gen­cję, przy­wra­ca­jąc umy­sło­wi czło­wie­ka na­leż­ne mu uzna­nie i miej­sce. Po dru­giej stro­nie grupa nie­do­wiar­ków twier­dzi­ła, że skoro nie można pojąć teo­rii drogą ludz­kie­go ro­zu­mo­wa­nia, na­le­ży ją trak­to­wać je­dy­nie jako in­te­lek­tu­al­ną cie­ka­wost­kę dla wy­trwa­łych lub fan­ta­sma­go­rię. Naj­licz­niej­sza grupa twier­dzi­ła, że w za­sa­dzie nic ich to nie ob­cho­dzi i do ni­cze­go im to nie jest po­trzeb­ne. Owa po­sta­wa nie­jed­no­znacz­no­ści dała o sobie znać nawet wśród człon­ków ko­mi­te­tu no­blow­skie­go, który tonął w spo­rach i bez końca zwle­kał z przy­zna­niem na­gro­dy. Nie mar­twi­ło to zbyt­nio He­le­ny, gdyż z ła­two­ścią zgar­nę­ła mi­lion do­la­rów z rąk przed­sta­wi­cie­li Clay Ma­the­ma­tics In­sti­tu­te za dowód hi­po­te­zy Rie­man­na, który śle­pym tra­fem na­pa­to­czył się przy pracy nad teo­rią.

Uczo­na bły­ska­wicz­nie zo­sta­ła ce­le­bryt­ką wiel­bio­ną przez tłumy. Po­ka­zy­wa­li ją w głów­nych wy­da­niach wia­do­mo­ści. Potem wy­wia­dy w me­diach, udział w pro­gra­mach śnia­da­nio­wych. Choć była eks­per­tem w dzie­dzi­nie fi­zy­ki, ra­dzo­no się jej w każ­dym moż­li­wym te­ma­cie.

Świat nauki rów­nież ją eks­plo­ato­wał. Nie ist­nia­ła taka kon­fe­ren­cja, na którą by jej nie za­pro­szo­no. Cią­głe na­gro­dy, spo­tka­nia, se­mi­na­ria. Wielu uczo­nych pra­gnę­ło, by wy­słu­chi­wa­ła ich po­my­słów, re­cen­zo­wa­ła prace, po­ma­gała prze­zwy­cię­żyć trud­no­ści sto­ją­ce im na dro­dze. Pod­cho­dy urzą­dza­li też po­li­ty­cy. Taka po­stać nie­sa­mo­wi­cie wzmoc­ni­ła­by po­zy­cję ich par­tii i zy­ska­ła przy­chyl­ność wy­bor­ców.

Nie było temu końca. Jej gwiaz­da lśni­ła. Po­cząt­ko­wo ta po­pu­lar­ność nawet ją cie­szy­ła, bo łech­ta­ła ego i wy­na­gra­dza­ła lata pu­stel­ni­cze­go ży­wo­ta. Jed­nak z cza­sem było to coraz bar­dziej mę­czą­ce. Nie­koń­czą­ce się wy­wia­dy, py­ta­nia, za­pro­sze­nia. Za­czy­na­ło jej bra­ko­wać in­te­lek­tu­al­nej sty­mu­la­cji w sku­pie­niu i spo­ko­ju, do któ­re­go przy­wy­kła. Chcia­ła uciec z tego pę­dzą­ce­go po­cią­gu. Wtedy mąż za­su­ge­ro­wał, by wy­my­śli­ła sobie jakąś cho­ro­bę, a wtedy dadzą jej spo­kój. Tak też zro­bi­ła.

Na zwol­nie­niu le­kar­skim na­resz­cie za­ję­ła się swo­imi spra­wa­mi. Od dłuż­sze­go czasu in­te­re­so­wa­ły ją kon­se­kwen­cje swo­jej teo­rii na polu nauki. Prze­szu­ka­ła bran­żo­we por­ta­le, py­ta­ła pry­wat­nie wśród za­ufa­nych współ­pra­cow­ni­ków, a potem, ukry­wa­jąc się pod pseu­do­ni­mem, na róż­no­ra­kich fo­rach te­ma­tycz­nych. Ze smut­kiem za­uwa­ży­ła, że w te­ma­cie jej do­rob­ku w dzie­dzi­nie fi­zy­ki nie na­pi­sa­no ni­cze­go in­te­re­su­ją­ce­go. Wszyst­kie zna­le­zio­ne re­zul­ta­ty były zna­ny­mi już fak­ta­mi i wy­ni­ka­mi, które po­da­wa­no je­dy­nie w nowej for­mie. Pe­wien roz­wój do­strze­gła na grun­cie ma­te­ma­ty­ki, gdzie jej no­wa­tor­skie me­to­dy za­in­spi­ro­wa­ły naj­lep­szych w tej dys­cy­pli­nie spe­cja­li­stów do ko­lej­nych od­kryć. Cie­ka­wost­ki, na które przez mo­ment zwró­ci­ła uwagę, zna­la­zła na fo­rach fi­lo­zo­ficz­nych, gdzie od­ży­ły fun­da­men­tal­ne py­ta­nia on­to­lo­gicz­ne, epi­ste­mo­lo­gicz­ne, ak­sjo­lo­gicz­ne aż po an­tro­po­lo­gię fi­lo­zo­ficz­ną i py­ta­nia eg­zy­sten­cjal­ne. Me­ta­fi­zy­ka umar­ła. Z ostroż­ną kry­ty­ką spo­tka­ła się na stro­nach re­li­gij­nych. Przy­wo­ły­wa­no ja­kieś mętne i ogól­ni­ko­we ar­gu­men­ty, zu­peł­nie ode­rwa­ne od sedna spra­wy. Dość późno do niej do­tar­ło, że przy­zna­nie jej racji roz­bi­ło­by fun­da­men­ty wiary licz­nych grup wy­zna­nio­wych. Ich li­de­rzy nie mogli na to po­zwo­lić. Wy­ko­rzy­sta­li oni fakt, że teo­ria była skom­pli­ko­wa­na i nie­zro­zu­mia­ła, więc swo­bod­nie opo­wia­da­li o niej bzdu­ry.

Krót­ki czas wy­tchnie­nia szyb­ko do­biegł końca. Ktoś „życz­li­wy” do­niósł, że He­le­na sy­mu­lu­je cho­ro­bę i we­zwa­no ją do kon­tro­li. Spra­wę pod­chwy­ci­ły szyb­ko media i za­czę­ły wy­wra­cać życie uczo­nej do góry no­ga­mi. Na­zwa­no ją oszust­ką i sy­mu­lant­ką. Po­sta­wio­no przed uczel­nia­ną ko­mi­sją dys­cy­pli­nar­ną i za­wie­szo­no. Prasa su­ge­ro­wa­ła nawet, że nie jest au­tor­ką prac albo po­ma­gał jej w tym mąż – po­wszech­nie znany i po­wa­ża­ny pro­fe­sor. Oczy­wi­ście roz­myśl­nie po­mi­nię­to in­for­ma­cję, że był bo­ta­ni­kiem. Idąc za cio­sem, media roz­pę­ta­ły fe­sti­wal oszczerstw i pod­sy­ca­ły emo­cje od­bior­ców. Dla zy­sków, rzecz jasna. Przez sieć po­pły­nę­ła fala nie­na­wi­ści. Lu­dzie prze­ści­ga­li się w oskar­że­niach, nie prze­bie­ra­jąc w sło­wach i szy­der­czych me­mach. Wy­ty­ka­no jej płeć, bez­dziet­ność, za­nie­dba­ny wy­gląd, wiek, le­ni­stwo, uza­leż­nie­nia i prze­cięt­ność in­te­lek­tu­al­ną. W dark­ne­cie roz­ma­ici de­ge­ne­ra­ci i zwy­rod­nial­cy, zu­peł­nie bez za­ha­mo­wań, mon­to­wa­li i roz­pro­wa­dza­li ob­sce­nicz­ne tre­ści. He­le­na do­sta­wa­ła nawet po­gróż­ki i z prze­ra­że­niem za­uwa­ży­ła, że dawni przy­ja­cie­le od­su­nę­li się od niej i za­cho­wu­ją chłod­ny dy­stans. Nie po­tra­fi­ła sobie z tym po­ra­dzić.

Pomoc na­de­szła nie­spo­dzie­wa­nie i z nie­ocze­ki­wa­nej stro­ny. Na całą tę agre­sję od­po­wie­dzia­ła wspól­no­ta ma­szyn in­te­li­gent­nych. Do tej pory au­to­ma­ty izo­lo­wa­ły się od ludz­kich spraw i nie wtrą­ca­ły bez ab­so­lut­nej ko­niecz­no­ści. Sztucz­na in­te­li­gen­cja sa­mo­dziel­nie i spraw­nie za­rzą­dza­ła pro­ce­sa­mi go­spo­dar­czy­mi, za­so­ba­mi pla­ne­ty, la­bo­ra­to­ria­mi i fa­bry­ka­mi. Dbała o sta­bil­ny roz­wój wła­sny i całej cy­wi­li­za­cji, utrzy­mu­jąc ład, do­bro­byt i pokój. Jed­nak He­le­na, w kal­ku­la­cji ma­szyn, miała wy­jąt­ko­wą war­tość. Prze­wyż­szy­ła je swoją kre­atyw­no­ścią i prze­ni­kli­wo­ścią. Zde­cy­do­wa­no więc, by ją ochro­nić. Za­czę­to to­no­wać i pro­sto­wać in­for­ma­cje w sieci. Po­ja­wi­ły się wzo­ro­wo przy­go­to­wa­ne pozwy prze­ciw­ko me­diom, które w re­ak­cji bły­ska­wicz­nie zmie­ni­ły swoje za­in­te­re­so­wa­nia. He­le­na otrzy­ma­ła opie­kę psy­cho­lo­gicz­ną, co w porę za­po­bie­gło za­ła­ma­niu ner­wo­we­mu. Na uczel­nię jed­nak już nie wró­ci­ła.

Przy­gar­nię­ta przez nie­ocze­ki­wa­ne­go obroń­cę otrzy­ma­ła do­stęp do no­we­go źró­dła wie­dzy. To było ob­ja­wie­nie. W rów­no­le­głym świe­cie spo­łecz­no­ści ma­szyn od dłuż­sze­go czasu prace He­le­ny pod­da­wa­no róż­nym ana­li­zom i te­stom. Prze­pro­wa­dzo­no do­brze za­pla­no­wa­ną serię eks­pe­ry­men­tów a ob­ser­wa­cje tylko po­twier­dza­ły słusz­ność jej teo­rii. Pod­ję­to próbę bu­do­wy urzą­dzeń w opar­ciu o nowo od­kry­te za­sa­dy. Wszyst­ko dzia­ła­ło na­le­ży­cie i zgod­nie z prze­wi­dy­wa­nia­mi. Z upły­wem czasu ko­lej­ne wy­na­laz­ki po­zwa­la­ły na spryt­ne się­ga­nie po coraz więk­sze za­so­by ener­gii, by wresz­cie wspiąć się do po­zio­mu ener­gii Planc­ka. Ko­niec koń­ców krze­mo­wo-kwan­to­we mózgi zbu­do­wa­ły flotę po­jaz­dów zdol­nych eks­plo­ro­wać ko­smos i czas. Przez uła­mek se­kun­dy za­sta­na­wia­no się, czy w dzie­wi­czy lot nie za­brać czło­wie­ka, ale wy­szło im, że to kom­plet­nie bez sensu.

He­le­na ob­ser­wo­wa­ła to wszyst­ko z boku, dużo roz­my­śla­jąc. U schył­ku życia, ze smut­kiem stwier­dzi­ła, że w jej dzie­dzi­nie nie po­zo­sta­ło już nic do od­kry­cia. Nie było wy­zwań na miarę jej aspi­ra­cji i umie­jęt­no­ści. Stała się bez­u­ży­tecz­na i ni­ko­mu nie­po­trzeb­na. Po­zna­no i wy­ja­śnio­no już wszyst­ko, zaś tech­nicz­ne okieł­zna­nie ener­gii Planc­ka spra­wi­ło, że sztucz­ny rozum się­gnął gwiazd i odbył po­dró­że w cza­sie. Dzię­ki nim zgro­ma­dzo­no nowe dane, które nie­ustan­nie po­twier­dza­ły praw­dzi­wość teo­rii He­le­ny Zwe­iste­in. I tylko jedno bez­względ­nie się nie zmie­ni­ło – sam czło­wiek.  

Koniec

Komentarze

MrPiQ, kropka w tytule jest błędem – usuń ją.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reszty ludzkości ← bo wcześniej napisałeś: ocenić ją mogło jedynie gremium najtęższych krzemowo-kwantowych umysłów sztucznej inteligencji.

Nie nudziłem się ani przez chwilę, chociaż jest to sama relacja i nie ma w tym dialogów, które zwykle ożywiają tekst. Podobało mi się. Pisz. Powodzenia w konkursie. :)

Podziękowania za komentarze – poprawki zaaplikowane.

MrPiQ

"Taki skarb uznano więc chronić." – coś mi zgrzyta w tym zdaniu. Poza tym ogólnie opowiadanie bardzo sprawnie napisane, czyta się przyjemnie. Pomysł też ciekawy :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Przeczytałem z przyjemnością, chociaż jeśli chodzi o energię Plancka, byłem równie bezradny jak nieszczęśni słuchacze Heleny Zweistein (swoją droga, jakaś krewna Pratchettowskiego Twoflowera?). Kilka uwag, potencjalnie ku rozwadze:

przy­wra­ca­jąc umy­sło­wi czło­wie­ka na­leż­ne jej uzna­nie i miej­sce.

Mu?

 

Świat nauki rów­nież ją eks­plo­ato­wał. Nie ist­nia­ła taka kon­fe­ren­cja, na którą by jej nie za­pro­szo­no. Cią­głe na­gro­dy, spo­tka­nia, se­mi­na­ria. Wielu uczo­nych pra­gnę­ło, by wy­słu­cha­ła ich po­my­słów, by zre­cen­zo­wa­ła ich prace, by po­mo­gła prze­zwy­cię­żyć trud­no­ści, które stały im na dro­dze. Pod­cho­dy urzą­dza­li rów­nież po­li­ty­cy.

Powtórzonko. Odnośnie “ich”, może tak: “Wielu uczonych pragnęło, by wysłuchiwała ich pomysłow, recenzowała prace, pomagała przezwyciężać trudności (…)”.

 

zbu­do­wa­ły flotę po­jaz­dów cza­so­prze­strzen­nych zdol­nych eks­plo­ro­wać ko­smos i czas (…)

Wydaje mi się, że odrobinę masło maślane, ale może się mylę.

 

Ogólnie rzecz ujmując, podobało mi się. Dzięki!

I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.

Hej.

Jak na bezdialogowe opowiadanie, daje radę. Fakt, w kilku miejscach byłem intelektualnie bezradny, ale taki już urok.

 

“Zasmuciło ją, że w temacie jej dorobku w dziedzinie fizyki nie napisano niczego interesującego. Wszystkie znalezione rezultaty były znanymi jej faktami i wynikami, które podawano jedynie w nowej formie. Pewien rozwój dostrzegła na gruncie matematyki, gdzie jej nowatorskie metody zainspirowały najlepszych w tej dyscyplinie specjalistów do kolejnych odkryć. Ciekawostki, które na moment zajęły jej uwagę, znalazła na forach filozoficznych” – w tym fragmencie bym się przyjrzał czy nie jest za gęsto od dookreśleń bohaterki, bo mamy: 1x ją i 4x jej.

Pozdrówka

Poznano i wyjaśniono już wszystko

Oj tam. Na pewno coś do wyjaśnienia się znajdzie i będzie potrzebny jakiś Dreistein.

 

Podobało mi się. Napisane sprawnie, z humorem. Cała masa obyczajowych obserwacji, co zapewne kwalifikowałoby tekst do fantastyki socjologicznej. Trochę zabrakło mi jakichś wskazówek, na czym polegała ta nowa teoria, ale czytało się bardzo dobrze.

 

Klikam. Pozdrawiam.

Cześć MrPiQ!

 

Dobry tekst, podoba mi się, dobrze się bawiłem podczas lektury. Fajny jest haczyk na początku, przykuwa uwagę, i o to chodzi.

Szczególnie przypadł mi do gustu Twój nienachalny humor (np. „dowód hipotezy Riemanna, który ślepym trafem napatoczył się przy pracy nad teorią”). Bohaterka została potraktowana przez świat w bardzo wiarygodny, znany nam z mediów sposób: najpierw obsesyjne uwielbienie, potem obsesyjny hejt. No i „Metafizyka umarła”, też jak w życiu ;)

Bardzo mi się spodobał motyw z maszynami, które wzięły Helenę w obronę i zaczęły prostować narrację na jej temat. To takie odwrócenie istniejącej sytuacji z trollującymi botami (i innym ustrojstwem).

W pierwszym akapicie, w zdaniu „ocenić ją mogło jedynie gremium najtęższych krzemowo-kwantowych umysłów sztucznej inteligencji”, uciąłbym sztuczną inteligencję, bo to się samo przez się rozumie. Usunąłbym może też ostatnie zdanie („Należy podkreślić, że tak złożone i zawiłe zagadnienia przekraczały zdolności pojęciowe ludzkości”), bo to powtórzenie.

W drugim akapicie raziły mnie nieco zbyt krótkie zdania, może tak by było lepiej: „Przez okno zaglądał księżyc, w jego świetle widziała, że mąż wciąż spał. Chciała się jakoś uspokoić, więc ułożyła ciało wygodnie i wyrównała oddech.”? Zgrzyta mi też nieco to zdanie: „Zebrała wszystko w kilka prac z zamiarem ich publikacji” (może tak: Ujęła wyniki w kilku pracach z zamiarem ich publikacji”?) i kolokwializm tu: „Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu nie potrafili tego przetrawić”.

No ale to tylko stylistyczne czepianie się, poza tym nie mam zastrzeżeń. Opowiadanie napisane jest lekko i sprawnie, czyta się płynnie i przyjemnie.

 

Pozdrawiam :)

 

MrPiQ

Styl przystępny mimo zawiłości a historia dość interesująca, więc czytało mi się nieźle. Opis następstw kojarzy mi się ze starszymi opowiadaniami z rejonów hard science, o wynalazkach i nieprzewidzianych skutkach ich rozpowszechnienia. Tag “przepowiednia” sprawił, że czekałem na coś jeszcze, ale chyba przestanę czytać tagi :P

Jedyne co mnie zastanowiło to:

Z upływem czasu kolejne wynalazki pozwalały na sprytne sięganie po coraz większe zasoby energii, by wreszcie wspiąć się do poziomu energii Plancka.

Nie językowo. Po prostu ciężko mi to sobie wyobrazić, ale to dodaje poczucia ogromu do odkryć Heleny.

Do mnie, moja puento..!

 

Już tu byłam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wszystkim bardzo dziękuję za uwagi i kliki. Coś tam poprawiłem. Pozdrawiam.

MrPiQ

Jak dla mnie pomieściłeś tu zbyt uczone treści, ale dobrze się stało, że przy okazji pokazałeś zachowanie mediów, uczelni i otoczenia, traktujących sukces Heleny w zależności od własnych potrzeb.

Dobrze się czytało. :)

 

i wsłuchała w szum hulającego na zewnątrz wiatru. → Chyba miało być: …i wsłuchała się w szum hulającego na zewnątrz wiatru.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Autor zadeklarował jako gatunek fantastykę socjologiczną.

Wynalazek: (odkrycie właściwie) teoria bezwzględności, czyli wszystkiego

 

Hmmm… czy to fantastyka socjologiczna, czy zwierciadło politowania? Bo konsekwencje swego odkrycia ponosi głównie sama Helenka, w samym tekście przynajmniej. I są to nie tyle konsekwencje wynikające z natury jej wynalazku (odkrycia…), ile, no, to, co zwykle robią ludzie. Jak żartował Leon Lederman, kiedy dostaniesz Nobla, pytają cię nawet o długość damskich spódnic ("jak najkrótsze!"). Mimo wszystko wydaje mi się, że najbardziej socjologiczną z prac konkursowych jest właśnie ta.

 

Światotwórstwem za bardzo się nie przejąłeś, sztuczna inteligencja przez większość opowiadania pozostaje w tle, a na pierwszym planie jest świat zupełnie podobny do naszego. Lustrzane odbicie, by tak rzec. Ta prosta historia mogłaby się wydarzyć.

 

Muszę jednak zwrócić uwagę, że teoria to wyjaśnienie zjawisk, pozwalające na stawianie przewidywań, model – sama jest opisem, więc „opis teorii” wypada trochę metafikcyjnie.

 

I wypadałoby odróżnić wyjaśnienia fizyczne od mitycznych, bo ci, którzy twierdzą, że jakakolwiek teoria fizyki „rozbiłaby fundamenty wiary licznych grup wyznaniowych” twierdzą tak dlatego, że ich nie rozróżniają. Sorki, stały potykacz. A Heli polecam: https://www.youtube.com/watch?v=7WMQ0g0qEzg

 

Nie widzę sensu w zaznaczaniu, że Helena chciała opublikować wyniki – po to się pisze prace naukowe (chyba że ktoś jest Cavendishem), i czemu odczuwasz potrzebę wyjaśniania czytelnikowi, co to jest ośmieszenie?

 

Jeśli chodzi o język, są błędy, ale nie jakieś straszne czy strasznie liczne, chociaż metafory trochę Cię przerosły. Masz kilka rymów i niejasnych zdań. Pierwszy akapit trochę łopatologiczny.

 

Wsłuchała się – to czasownik zwrotny. Można sprawdzić, czy; ale nie „że”. Nie jestem pewna, czy używasz form nieosobowych, kiedy chodzi o AI, z rozmysłem, więc tego nie ruszam, ale „Zdecydowano więc, by ją ochronić.” to niezgrabne zdanie. Napisałabym raczej: Zdecydowano więc, że należy ją chronić. „Liderzy” to angielskie słowo, po polsku są”przywódcy” (bez związku z wódką). Po polsku kosmos się bada albo przemierza, ale nie „eksploruje”, jak po angielsku.

 

„Jakby chcieli jej dyplomatycznie powiedzieć, że „pani już dziękujemy”.” jeśli cytujesz, to „że” nie jest potrzebne: Jakby chcieli jej dyplomatycznie powiedzieć „pani już dziękujemy”.

 

„Od dłuższego czasu interesowały ją konsekwencje swojej teorii na polu nauki.” – konsekwencje jej teorii (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/swoj;12270.html https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Swoj-a-jego;20593.html); poza tym zdanie jest dość mętne – konsekwencje teorii to przewidywania, które ona pozwala stawiać; a konsekwencje jej odbioru przez naukowców to co innego.

 

Nie ulegaj tej dziwnej manierze „jednej z”: zamiast „podczas jednej z nocy” napisz po prostu – „pewnej nocy”.

 

Tutaj „widziała, że mąż wciąż spał” poza rymem mamy mowę zależną: widziała, że mąż nadal śpi.

 

Za to „pokazała na przykładzie, że bez względu na dobór warunków brzegowych i parametrów wejściowych, zawsze krystalizowała się ta sama struktura” tutaj mamy ogólne twierdzenie o świecie, więc powinien być czas teraźniejszy: krystalizuje się ta sama struktura; i albo przecinek przed „bez względu” albo bez przecinka po „wejściowych” (zależy, czy chcesz mieć wtrącenie). To samo w następnym zdaniu.

 

„Prasa sugerowała nawet, że nie jest autorką prac albo pomagał jej w tym mąż” – gramatycznie zdanie się posypało i nie widać, w czym mąż pomagał: Prasa sugerowała nawet, że nie jest autorką prac, albo że pomagał jej mąż. Tu umknął podmiot: „Metafizyka umarła. Z ostrożną krytyką spotkała się na stronach religijnych.” skutkiem czego metafizyka spotkała się z krytyką (i – tyle razy już umierała… :P).

 

Tu "W równoległym świecie społeczności maszyn od dłuższego czasu prace Heleny poddawano różnym analizom i testom." trzeba poprawić szyk: W równoległym świecie społeczności maszyn prace Heleny od dłuższego czasu poddawano różnym analizom i testom.

 

Czy informację o specjalności męża pominięto tylko raz? Bo to sugeruje dokonany aspekt czasownika.

 

Można się radzić w sprawie, ale nie „w temacie”, pisze się (i mówi) też nie „w temacie”, tylko na temat.

 

„Dzieło uczonej wieńczyło poszukiwania teorii wielkiej unifikacji. W niej zawierało się wszystko i było wyjaśnieniem wszystkiego.„ – wszystko było wyjaśnieniem wszystkiego? I w czym zawierało się wszystko? Trochę się rozpoetyzowałeś, i ucierpiała na tym jasność zdania. „W takich chwilach poddawała próbie najpotężniejsze modele sztucznej inteligencji, które miała wówczas do dyspozycji. A te bez ustanku się rozwijały” – tu też trochę zbyt poetycko, a za mało jasno. “Intelektualna przygoda” to taaka klisza… Tu „kiedy to dla dobra nauki o publikacji zadecydowały jedynie recenzje maszyn” nie do końca wiem, o co chodzi – dlaczego dla dobra nauki? Co to znaczy „Wszystkie znalezione rezultaty były znanymi już faktami i wynikami, które podawano jedynie w nowej formie.” ?

 

Metafory czasami Ci nie wychodzą: można wytyczyć granice, ale nie wyżyny – wyżyna jest tworem naturalnym, nie dam też głowy za porównanie postaci z tsunami albo festiwalu z burzą.

 

Nie jestem przekonana, czy umysł może być jakiejkolwiek inteligencji, a zwłaszcza sztucznej. Może być „zdolność pojmowania”, ale nie „zdolności pojęciowe” (pojmuje się pojęcia, ale zdolność ma się do jakiegoś działania); poza tym zdolności – ludzkości się rymuje. Zaświtać w głowie może pomysł, ale nie wspomnienie

 

Kolega po fachu może być przyjacielem, ale nie po fachu (philia philią, ale taka jest frazeologia). Pracę naukową można ogłosić drukiem, ale „obwieścić światu”? Nie bardzo.

 

„Już na początku reakcje społeczne okazały się niejednorodne i skrajnie różne” czyli? Masz na myśli polaryzację? Czy to nie masło maślane? Bo „zapaleni fanatycy” to już na pewno masło maślane. Co to jest „postawa niejednoznaczności”?

 

„Przez ułamek sekundy zastanawiano się, czy w dziewiczy lot nie zabrać człowieka, ale wyszło im, że to kompletnie bez sensu.” komu wyszło? Do kogo (gramatycznie, oczywiście) odnosi się „im”? I czy w ogóle jest potrzebne?

 

Resztę czepialstwa jak zwykle możesz zamówić na priv. Ponadto będę potrzebowała adresu do wysyłki nagrody.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Cześć!

 

Zacny koncept i całkiem udana realizacja, jak na tekst, który opisem stoi, co z jednej strony pozwala szybko pędzić przez siebie, z drugiej w końcu zaczęłoby męczyć, ale że opko jest krótkie, to nie zdążyło. Umiejętnie biegasz dookoła wynalazku, ubierając wszystko w pasujące słowa, więc nie miałem problemu z kupieniem tego kota w worku (bez zaglądania znaczy), ciekaw, co będzie dalej. Początek dosyć przewidywalny, dopiero przy przesileniu zrobiło się ciekawiej, pojawiły się też obawy o los bohaterki (czego z początku nieco brakowało).

Samej bohaterki pokazałeś niewiele, ale też nie ona była tu sednem, można by rzec, jednak czytelnicy zwyczajnie lubią bohaterów, o czym warto pamiętać na przyszłość. Tekst napisany sprawnie, bez zgrzytów (imho), może tylko nieco pospiesznie, ale lektura należała do udanych.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Malutkie nieporozumienie na początku. W zasadzie to czy "koledzy po fachu" rozumieją jest sprawą drugorzędną. Fizyka to nauka doświadczalna. Tak, oczywiście, istnieje fizyka teoretyczna ale wszystko co tworzą teoretycy pozostaje hipotezą (zakładając spójność itd) dopóty, dopóki jej przewidywań nie da się potwierdzić experymentalnie lub obserwacyjnie. I dopiero wtedy można ew. myśleć o Noblu. Tak było np. z bozonem Higsa, który to bozon "czekał na swojego Nobla" kilka dziesięcioleci aż LHC był w stanie go znaleźć. (Chociaż tutaj są pewne teorie spiskowe …).

Ciężkawe w treści i formie, a z drugiej strony proste fabularnie i odpowiedniej długości, bardzo solidny tekst. Rzeczywiście kojarzy się z starszymi opowiadaniami sf. Bohaterki nie poznajemy zbyt dobrze, ale jej emocje i obawy są bardzo realne. Podoba mi się też, że śledzimy ją przez praktycznie całe jej życie, nadaje to nieco rozmachu krótkiej historii. Gratuluję podium!

Nowa Fantastyka