- Opowiadanie: tomaszg - Miłość rośnie wokół nas

Miłość rośnie wokół nas

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Miłość rośnie wokół nas

Rano w mieszkaniu jest przeraźliwie zimno, a w łóżku, pod ciepłą kołderką, wprost przeciwnie. Spółdzielnia znowu się nie popisała, a mnie jakoś to nie dziwi. Banda starych, zgrzybiałych dziadów rozpaczliwie broni swoich stołków, niczym Rejtan wejścia do sejmu, ale nawet nie ruszy palcem, gdy chodzi o dobro czy ciepło lokatorów.

Zupełnie nie chce mi się wstawać. Za oknem jest ciemno. Pada deszcz, jak śpiewał nieodżałowany Jan Borysewicz. Przeciągam się, wysuwam lewą dłoń i jeszcze szybciej ją chowam.

To jakiś koszmar, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.

Jestem ledwo żywa, gdy dzwoni alarm w telefonie. Zrezygnowana sięgam po zimną, szklaną słuchawkę i wciskam coś na oślep.

Piekielne pudełko jak na złość długo nie chce się zamknąć.

W końcu jakoś się udaje.

Ziewam i rozglądam się wokół. Marek jeszcze śpi. Nie wiem, jak to robi, ale zawsze fascynowało mnie, jak znajduje niewyczerpane pokłady sił, gdy trzeba wykonać jakieś zadanie, i wykorzystuje każdą możliwą chwilę, żeby się zregenerować. Naprawdę nic go nie rusza, i jeżeli obok nie wybuchnie żadna bomba, nawet nie mrugnie okiem.

Powoli podnoszę swoje zwłoki. Na zimno pomaga gruby, miękki szlafrok i ciepłe papucie z noskami reniferów. Idę do kuchni. Nastawiam czajnik, wracam do łazienki, oddaję, co trzeba, i zaczynam się malować i tapetować i robić tysiąc innych ważnych i niezbędnych rzeczy.

Nie muszę nawet wiedzieć, że mąż wstał. Czuję jego zapach. Jest szybszy niż światło, zupełnie jakby z Markiem łączyła mnie jakaś nierozerwalna więź. Ktoś mógłby powiedzieć, że to feromony, ale ja tam wiem swoje. Tak wygląda prawdziwa magia i nic nigdy tego nie zmieni.

– Dzień dobry, ehe, ehe, kochanie. – Do smrodku męskiego ciała dołącza ruch powietrza, a po chwili pojawia się sam zainteresowany, jaśnie wielmożny pan wielki, moje kochanie, ogromny, zarośnięty niedźwiedź, który rzęzi i kaszle, gdy uwala się gołym, owłosionym tyłkiem na tronie.

– Urocze. – Zaciskam zęby i na bezdechu rzucam jedno słówko, równocześnie przyspieszając robienie rzęs i moją ewakuację z tego przybytku.

Marek kicha i prycha, zupełnie jak stary diesel sąsiadów, a ja nie chcę czuć odgłosów, wyziewów i całego smrodu.

To zabija romantyzm.

Idę do kuchni, gdzie robię pyszne śniadanie.

Właśnie w takich drobnych rzeczach zawiera się cały sens mojego istnienia. Dzieci, mąż, praca, pranie, sranie, sprzątanie i gotowanie. Cały dzień w kieracie, a ja mam tego serdecznie dosyć.

W pewnym momencie słyszę trzask, zupełnie, jakby coś się złamało. Krzywię się mocno. W łazience znowu przestała działać deska, a Marek pewnie naprawi ją za miesiąc, ale tylko wtedy, gdy będę mu regularnie przypominać. Przeklęty kawał drewna spadł z głośnym hukiem, a ja mam wrażenie, jakby to było wieko do trumny, w której tkwię, odkąd pamiętam. Nie chodzi tu nawet o to, co dzieje się każdego dnia, tylko o sam fakt, że każde dziecko ma geny ojca i matki, a mówiąc dokładniej, choćbym stanęła na głowie i cały dzień tańczyła kankana, to na świecie nie będzie drugiej takiej jak ja.

Czy chcę czy nie, moje dni są policzone, i nie można tego zmienić, a jedynym pocieszeniem jest to, że taka Belluci czy inna piękność z pierwszych stron gazet ma tak samo.

Jedziemy na tym samym wózku.

Zegar nieubłaganie tyka.

Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.

Tik! Tak!

 

***

 

To jeden z tych dni, kiedy nic mi się nie chce. Mam dosyć tego, że ograniczają mnie jakieś prawa, których nikt ze mną nie konsultował. Jestem zmuszany do tego, czego nie chcę robić. Jadę właśnie autobusem i nagle mam ulotne wrażenie, że panienka z tyłu zawiesza na mnie wzrok. Kobieta robi to odrobinę dłużej niż powinna, a ja chcę mieć całkowitą pewność. Patrzę w drugą stronę i po chwili zerkam na nią, niby to ukradkiem, ale jednak z pełną premedytacją.

Ona na szczęście odpowiada.

Raz po raz gapimy się na siebie, zupełnie jakby istniał jakiś magnetyzm i coś nas łączyło.

Nawet ja wiem, że ta kobieta czegoś chce.

To nie przypadek, tylko cała, zaplanowana akcja.

Napięcie rośnie.

Hormony buzują.

Niewiasta patrzy się na mnie i uśmiecha zagadkowo. Jest taka delikatna i mocna zarazem. Ma opływowe kształty i wszystkie niezbędne atrybuty kobiecości, w tym piersi, tyłek i nogi aż do samej ziemi, w brązowych rajstopach bez wzorków, tak jak lubię, do tego szpilki, jedne z tych, które zawsze mi się podobały.

Czuję, a właściwie widzę żółtą, świetlistą nić, która wypływa z jej ust i kieruje się w moją stronę, i powoli oplata mnie jak wąż czy gruby, szorstki sznur. Jestem coraz bardziej ściśnięty, zupełnie jak baleron, ale o dziwo znajduję w tym pewną przyjemność. To słodkie, choć ciężkie brzemię.

Kobieta zbliża się do mnie, centymetr po centymetrze. W głowie czuję radość, a w główce napięcie i straszne gorąco. Całujemy się. Oboje wiemy, że nie powinniśmy tego robić, ale właśnie dlatego wydaje się to być takie miłe i podniecające.

– Nie. To jest złe. Nie powinnam. Przepraszam.

Wycofuje się i ucieka, a ja jestem jakiś taki rozbity i zdezorientowany.

 

***

 

Po raz pierwszy od lat w końcu coś czuję. Młodzieniec w autobusie całkiem ładnie pachnie, zupełnie jak Marek, zanim przestał się starać.

Wyczuwam to już z daleka, a on odpowiada na mój zew.

Nie wiem, czy właśnie to skłania mnie do tego, żeby się do niego zbliżyć. Przeciskam się przez rozchichotane nastolatki z krostami zamiast cycków i idiotycznymi próbami makijażu, osobniki manifestujące nienawiść do świata i siebie, kiedyś emo czy punki, teraz niebinarne, fluidalne, kastralne czy, chuj wie jakie, inne coś, często z ćwiekami, glanami czy znaczkami lewicy, margines z warami jak pontony „jestem toksyczna i oznaczona przez chirurga, któremu zrobiłam laskę, ale nie ruszaj mnie, bo jezdem księżniczkom”, normalne, głupiutkie sześciolatki z ogromnymi plecakami, otyłych, śliniących się facetów i zasuszonych staruszków, którzy, choć śmierdzą, nie zachowują się jak obiekty muzealne, tylko potrafią być szarmanccy, uprzejmi i naprawdę mili.

Chłopak nie ma więcej niż dwadzieścia lat. Widać, że mogę ulepić go na swoją modłę i mieć niewyczerpane pokłady rozkoszy. Młodzieniec jest bardzo dobrym kandydatem do tej roli, takim nieszlifowanym diamentem, poczwarką, która szybko może przemienić się w motyla.

Wyobrażam sobie, jak mnie wiąże, a potem daje się zdominować i zaczyna błagać o litość. On tego chce, chociaż jeszcze o tym nie wie.

Widzę to w jego oczach, tymczasem autobus nagle zaczyna przyspieszać.

Chwytam się uchwytu nad głową, a młody przesuwa się w tył, zatrzymując się kilka centymetrów od mojej twarzy.

Odruchowo robię ostatni krok. Dotykam jego ust i cofam się, z zadowoleniem obserwując jego reakcję. Jestem taka wilgotna, tu i tam. Łapię go jedną ręką za tył głowy i przyciągam do siebie. Mruczę, żeby mnie usłyszał, a on mnie wpuszcza.

Zamykam oczy.

Rozpływam się, a miejsce, czas i przestrzeń przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Czuję się bardzo kobieco. Smakuję go powoli językiem i jestem coraz bardziej mokra. Planuję, gdzie pójdziemy i co i jak zrobimy. Moja muszelka pulsuje, a chłopak reaguje tak jak powinien i w końcu przyciska ciało i próbuje przejąć inicjatywę. Ma wzwód, co mnie trochę otrzeźwia.

Otwieram oczy. Mój wzrok pada na faceta w średnim wieku, który otwiera ze zdziwienia usta, najwyraźniej czując, co się tu odpierdala. Nie wiem dlaczego, ale bardzo przypomina mi teraz Marka.

– Nie. To jest złe. Nie powinnam. Przepraszam – rzucam, choć bardzo tego nie chcę.

W autobusie jak na zawołanie otwierają się drzwi, a ja szybko ewakuuję się na zewnątrz.

 

***

 

Nie wiem, co to było, ale chcę tego więcej, znacznie więcej.

Cały drżę i jest mi gorąco.

To prawda, że oczy są zwierciadłem duszy.

Jej wzrok niósł za sobą niemą obietnicę, gwarancję tego, że poprowadzi mnie i pokieruje, i pozwoli spełnić swoją rolę, odwieczną misję, którą przypisała matka natura.

Nie wiem, jak to zrobiła, ale byłem gotowy oddać się, a nawet zabić, jeśli potrzeba. Zachowała się jak prawdziwy drapieżnik, niestety trochę najedzony, bo zabawiła się i pozostawiła mnie na pastwę losu.

Jedno jej trzeba przyznać. Na pewno była konkretna i zdecydowana, inna niż młode, głupie siksy, które naoglądały się tik-toków i pytane o kraj w Europie odpowiadają Australia.

Uciekła, nie wiadomo dlaczego, a ja nadal czuję jej perfumy i słodki smak.

 

***

 

Mam trochę wyrzutów sumienia.

Co, jeżeli widział mnie ktoś ze znajomych? Co, jeśli poszłoby to dalej? Jak ułożyłoby się moje życie? Z czego bym żyła? Gdzie bym musiała się przeprowadzić?

Siedzę w łazience, a moje rozmyślania przerywa podwójne „plum”. Choć to obrzydliwe, nie mogę się przemóc, żeby tego nie sprawdzić. Wstaję i patrzę, hamując odruch wymiotny. Woda jest przejrzysta, a na samym środku leżą dwie lśniące, metalowe kulki.

Coś mi przywodzą na myśl.

Są wyrafinowane, a zarazem proste i eleganckie. Dają obietnicę dobrej zabawy.

Łączy je krótki, srebrny łańcuszek.

Wyciągam je długopisem i dokładnie myję, dezynfekując mydłem i płynem, a potem chowam do szkatułki, w której trzymam kosmetyki. Marek nigdy tam nie zagląda. Zastanowię się potem, co z nimi zrobić.

 

***

 

Umieram jak więdnący liść.

Miałem w swoich ramionach prawdziwą, żywą, kobietę i dałem jej uciec.

Czuję się jak ostatni idiota i debil, jak imbecyl, który nie w sobie krzty męskości.

Wiem, że coś mi zabrała, wyrwała ze środka, wyszarpała, wywołując setki różnych drobnych i wielkich emocji.

Ludzie wokół też to widzą. Od kilku dni moi koledzy patrzą na mnie zupełnie inaczej, zupełnie jakbyśmy razem poznali tę samą, męską tajemnicę.

Jest w tym też pewien pozytyw. Czuję się doskonale, gdy dziewczyny nagle zaczynają traktować mnie jakby inaczej. Nie są wyrafinowane jak piękna nieznajoma, ale jedna z nich daje się namówić na przywiązanie do stołu. Traktuję ją jak prawdziwą królową, a ona bezgranicznie mi ufa i w nagrodę dostaje orgazm za orgazmem. To takie wspaniałe uczucie, niestety jednorazowe, bo tydzień później idzie w tango z innym kolesiem.

 

***

 

– Hej łobuzy, ile razy wam mówiłam, żeby to zrobić inaczej?

– Mamo, mamo, kiedy nie będziesz krzyczeć?

– Mają rację, kochanie. – Marek podnosi twarz znad gazety. – Stało się coś?

Patrzę na niego wilkiem i nawet tego nie komentuję. Pan bezczelny wie, że mogę być rozdrażniona. Okres przyszedł trochę wcześniej, a ja wtedy zazwyczaj wariuję.

 

***

 

Jak oszalały przeglądam setki stron z MILF-ami, próbując wyobrazić sobie, że jedna z nich pragnie spędzić ze mną resztę życia.

Rozpływam się w tym. Potrafię doprowadzić się do wytrysku samym myśleniem i lekkim ruchem bioder. Nie muszę robić sobie dobrze ręką, a ciepła, które rozpływa się wtedy po całym ciele, nie da się pomylić z niczym innym.

Czuję się wtedy taki męski.

Życie jest piękne.

 

***

 

Już wiem, co powinnam zrobić z kulkami. Wzbraniam się przed tym, wiedząc, że zdradzę Marka, ale z drugiej strony chcę poczuć młodość i cząstkę duszy chłopaka z autobusu.

Wszystkiego dowiedziałam się z internetu, który przeglądałam w tajemnicy przed mężem od kilku dni. Kobiety anonimowo piszą tam, że nie tylko ja wynalazłam takie kulki. Podobno wszystko zależy od tego, co nam jest pisane, i kulki czasem nie są kulkami i mają ostre krawędzie, a czasem przyjmują kształt jajeczek czy innego przedmiotu. Te z młodego ciała są podobno najlepsze. Niektóre z nas noszą je cały dzień, czując drżenie przy każdym ruchu.

Waham się, ale w końcu się decyduję.

Chcę, żeby moje małżeństwo było jeszcze lepsze.

 

***

 

Czuję, jakby ktoś przekręcił w mojej głowie jakiś przełącznik i w końcu pokazał mi właściwą drogę.

Moje życie w jednej chwili nabiera sensu.

Nie można zmienić przyszłości żyjąc w przeszłości. Ta ostatnia nas definiuje i wzbogaca, ale z czasem trzeba ją porzucić.

Nie chcę już oglądać porno. Co za dużo, to niezdrowo. Tu i tam piszą, że rozsiewają go ci, którzy chcą doprowadzić do depopulacji swoich wrogów. To ma być sposób na osłabienie niewiernych.

W sumie mam to w dupie, kto za tym stoi. Moje myśli stają się szlachetne i czyste, a w kobietach widzę samo dobro i piękno. To mnie nakręca i to nie tylko w sprawach damsko-męskich.

W telefonie na jedynej słusznej platformie X coraz częściej dryfuję w stronę widoczków w ciepłych brązowych czy czerwonych kolorach. Pociągają mnie niebieskie czy fioletowe krajobrazy. Nie wiem, czy generuje je jakaś AI. To naprawdę nieważne. Fascynują mnie zwłaszcza mocne, ostre kombinacje fluorescencyjnych kolorów, na przykład niebieska plaża w nocy z fioletową wodą i białymi świetlikami. To przypomina mi „Kontakt” z Judie Foster albo stare plakaty, które znalazłem kiedyś w starych papierach ojca.

Do tego instynktownie znajduję starą muzykę, gdzie przeważają miękkie tony. Nic nie jest tam zgrzytliwe, a ja cały czas chodzę jak na haju. Podobają mi się zwłaszcza lata osiemdziesiąte, często przerzucam się na Zimmera czy „Two steps from hell”, a nawet stare, dobre „Przeminęło z wiatrem”.

Chcę kobiety, a potem dzieci i rodziny.

Męskość jest wspaniała.

 

***

 

– Nie wiem, co zrobiłaś, ale to jest to. – Mój mąż jest cały w skowronkach, gdy codziennie budzę go kawą do łóżka, a potem przed wyjściem mamy chwilę dla siebie.

Marek naprawdę się stara i z całych sił próbuje zrozumieć znaki, które zostawiam tu i tam. Od kilku dni karmię go zdrowo, dając mu mięso i same proteiny. Facet ma znowu siłę i krzepę i na szczęście wciąż staje na wysokości zadania.

Do naszego życia miłosnego wprowadziliśmy kilka udogodnień. Nie ma tu więcej nudy. On rozpala moje zmysły, a ja robię mu dobrze, i to tak jak nigdy dotąd.

Kulki sprawdzają się znakomicie. Uwielbiam je, gdy delikatnie stymulują mnie od środka, gdy w pracy idę od biurka do biurka, a nawet wtedy, gdy siedzę na nudnych spotkaniach. Po całym dniu zazwyczaj jestem tak podniecona, że mam ochotę schrupać swojego mężczyznę na stojąco.

Zosia i Adaś też jakby się zmienili. Są grzeczni i nic nie broją w domu i poza nim.

Rodzina to jest jednak to.

 

***

 

Którego dnia mam wrażenie, że znowu ją widzę. Mylę się, ale nie ma tego złego, i kobieta w autobusie podejmuje wyzwanie. Wie, że ja wiem, do czego jest zdolna, a ja wiem, że ona wie. Nie waha się nawet sekundy, gdy idziemy do niej. Seks jest naprawdę nieziemski, zupełnie inny niż w całym moim, pojebanym życiu.

 

***

 

Z dnia na dzień chcę jeszcze więcej, za to kulki nagle przestają działać. Już mi nie wystarczają, a ja planuję, co zrobić dalej. Mam przecież prawo się samorealizować. Każdego dnia patrzę na siebie w lustrze, a moje ciało jest coraz piękniejsze. Chcę trójkątów, czworokątów, a nawet więcej. Nie wiem, skąd bierze się mój apetyt, ale coś muszę wymyślić, tu i teraz.

Może jakieś nowe zabawki? A może klub dla swingerów? Tylko jak to pogodzić z rodziną?

Tak sobie ostatnio czasem myślę, że w życiu nie ma brzydkich kobiet, są tylko leniwe. I nieprawda, że mężczyźni są źli czy niezdecydowani. Problem tkwi we wrednych, zaniedbanych babach, które nie potrafią niczego ogarnąć, i winią wszystko i wszystkich wokół, tylko nie siebie.

Czasami się śmieję, że na zgniłym, postępowym zachodzie, właśnie takie kaszaloty witały tych wszystkich biednych, fałszywych uchodźców, mając nadzieję na zabawę na swoich warunkach, a teraz boją się wychodzić z domów, bo ci mieli własne, zgoła odmienne zdanie.

Babom nigdy nie dogodzisz, co nie? A może chodziło tylko o to, żeby spełnić ich podświadome potrzeby? O to, żeby jeden z drugim porządnie je wytargał? Taka nowoczesna, postępowa forma masochizmu? Tylko co potem?

Koniec

Komentarze

Zboczuszek:). Pierwsze co mi przyszło do głowy, to żałość nad samym sobą i innymi z rodzaju ludzkiego, gdzie sporą część życia definiuje podstawowy zespół cech osobowości psychoseksualnej, wytworzony w młodym wieku, głównie na wskutek interakcji i obserwacji rodzicielstwa, oraz, zazwyczaj, choć już w mniejszym stopniu uwarunkowań środowiskowych. Paskudztwo jest jak promieniowanie tła i tkwi w każdym(chyba?) Człowieku, jak promieniowanie tła. Nawet kiedy już minie burza hormonalna, a człowiek wraz z wiekiem popadnie w uwiąd starczy i skłonność do nieobyczajnych wybryków intelektualnych. Drugie o czym pomyślałem to te dwie cholerne kulki. I chyba się starzeję… Bo zamiast myśleć o milfach ćwiczących mięśnie kegla. Pierwsze co mi przyszło do głowy to dwie kule plutonu zdolne do wytworzenia masy krytycznej, żeliwna rura kanalizacyjna i dwa dwudziestopięciokilowe, wydrążone trotylowe stożki. Chociaż to zapewne też ma jakieś powiązane z rodzicami i czynnikiem środowiskowym. Ukryte znaczenie;) Chyba,paradoksalnie, dla dobra swojego, i otoczenia, powinienem się zaopatrzyć w kilka strzałów teścia;)

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Cała opowieść prezentowana z dwóch stron fajna i taka w sumie nawet romantyczna.

Mniej podoba mi się obrzydzanie, takie Twój ulubiony naturalizm z pryszczami, zgnilizną i innym paskudztwem.

I muszę dodać, że na końcu się pogubiłam, bo pisane jest ze strony kobiety, ale brzmi jak samiec;)

Czyżby wchłonęła młodzieńca i stała się nim?

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Przeczytałem. No coment. Powodzenia w konkursie. :)

"Czuję się jak ostatni idiota i debil, jak imbecyl, który nie w sobie krzty męskości" – chyba jakiś czasownik się tu zagubił ;) Trochę mam wrażenie, że te fragmenty opisane z perspektywy chłopaka nie wnoszą za wiele do opowieści. Niemniej napisane całkiem sprawnie :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Przeczytałam ze zdumieniem, bo tekst pasuje mi bardziej do Księgi Miliona Rozkoszy (był taki konkurs) niż do opowiadania o wynalazku, ale jak się zastanowić, no to można upchnąć. :) Jest tam parę rzeczy do poprawy, jak dla mnie – mało fantastyki – ale napisane z ciekawej, zmiennej perspektywy, co sprawiło, że tekst jest interesujący. Na końcu trochę gubi się narracja, jest damska, potem męska… hmmm… może czegoś nie ogarnęłam? 

Powodzenia w konkursie! :) 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Autor nie zadeklarował gatunku. Tekst zaklasyfikowałam jako pornograficzny i nie na temat i jako taki – dyskwalifikuję.

 

Krótko – w porównaniu z poprzednimi konkursami jest postęp, w tym sensie, że coś się tu dało odczytać. Ale to, co się dało odczytać, jest tak obrzydliwe, że nie dokończyłam. Na ile udało mi się zorientować, nie ma tu też żadnego, ale to żadnego wynalazku (znienacka pojawiają się jakieś kulki, ale kto je wynalazł? nie wiem i nie mam siły się wczytywać w tekst, żeby to odkryć). Być może jest miejsce na takie teksty, ale nie w moich konkursach, bardzo mi przykro.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka