- Opowiadanie: Nabuk002 - Dłużnik

Dłużnik

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Dłużnik

Kreślę te słowa z poczucia obowiązku, jaki sam na siebie nałożyłem. Po przeczytaniu tych wyznań uznasz mnie za szaleńca, zbrodniarza lub godnego politowania nędzarza, ale czyż nie jestem każdym z nich? Pragnę wyrazić swój żal wobec ofiar mego losu, oraz mej nieustępliwości w dążeniu do wendety, która okazała się być przyczyną mych licznych zbrodni i próby odroczenia tego co okazało się nieuniknionym. Dokonam licznych uproszczeń i pominę część wydarzeń, które doprowadziły do sytuacji, w której aktualnie się znajduję. Będzie to zarówno wynikiem omylności ludzkiego umysłu do przytaczania informacji w skrajnym wycieńczeniu, jak i pośpiechu, w którym przyszło mi pisać tę wyznanie. Gdy skończę, udam się na spoczynek, w trakcie którego wyzionę ducha i w końcu zaznam spokoju.

Od lat młodzieńczych podejrzewałem, iż nad moją rodziną ciąży fatum, którego pochodzenie jednak tłumaczyłem w sposób przyziemny, nazywając je pechem i niefortunnym zrządzeniem losu. Ma matka zmarła gdy miałem trzynaście lat, miało to miejsce dwunastego dnia sierpnia roku 1910. Dokładnie dwadzieścia lat po śmierci mej babci i zaledwie dwa miesiące po tym jak odszedł od nas mój dziadek. Pozostałem na tym szkaradnym świecie tylko z ojcem, nie miałem rodzeństwa, a z rodziną od strony matki nie utrzymywaliśmy kontaktu, gdyż nie pochwalali jej małżeństwa z mym ojcem z nieznanych mi powodów. Posiadałem kilku wiernych towarzyszy zabaw, z którymi uczęszczałem do szkoły, jednakże mój stan psychiczny po śmierci matki doprowadził mnie do licznych załamań nerwowych, które uniemożliwiały mi kontynuację nauki w państwowej szkole, co w połączeniu z mą potrzebą izolacji i zamknięcia się na ten plugawy świat, pozbawiło mnie również i przyjaciół. Do ukończenia edukacji, moimi jedynymi kompanami byli prywatni nauczyciele udzielający mi lekcji w domu i mój ojciec.

Charles, gdyż takie imię nosił ten biedny człowiek, stracił w ciągu niespełna trzech miesięcy ojca i żonę, co zauważalnie odcisnęło piętno na jego psychice, choć powyższe wypadki zdają się w pełni tłumaczyć możliwość popadnięcia w każdy stan psychiczny znany ludzkości. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z prawdziwej przyczyny aż tak drastycznych zmian, które zaszły w jego osobie. Dziad mój zmarł z powodu swego sędziwego wieku, a matka, według naszego lekarza rodzinnego odeszła bezboleśnie we śnie. Choć informacje te nie były w stanie zaleczyć rany powstałej w sercu, to przynosiły ukojenie umysłu. Mego ojca jednakże żadne słowa otuchy nie były w stanie podnieść na tym osłabionym do granic możliwości duchu.

Miesiąc po śmierci matki przeprowadziliśmy się do mniejszego mieszkania, które wymagało mniejszego wysiłku w zagospodarowaniu. Ojciec porzucił dotychczasową pracę i przez kolejnych kilka lat żyliśmy tylko i wyłącznie z pieniędzy, które uzyskał ze sprzedaży odziedziczonej po mym dziadku firmy. Po otrząśnięciu się z największego szoku i niechęci do podejmowania jakichkolwiek aktywności, co trwało kilka miesięcy, ojciec począł zatracać się w księgach, mapach i dokumentach, które początkowo przynoszone do mieszkania pojedynczo, w późniejszym okresie napływały stosami, które nie sposób było opracowywać na bieżąco. Pewnego dnia, gdy w sypialni ojca poczęło brakować miejsca, usunął z dość obszernego schowka wszystko prócz regałów, do których dostawił niewielkie biurko i stołek. Przeniósł tam wszystkie nagromadzone papiery i księgi, po czym zamknął pomieszczenie na klucz i zabronił mi do niego wchodzić. Choć nigdy nie wytłumaczył mi co jest jego obiektem tak wnikliwych badań, początkowo cieszyłem się, iż znalazł sobie jakieś zainteresowanie, będące znacznym kontrastem w stosunku do kilkumiesięcznej wegetacji. Jednakże kiedy niewinna pasja przerodziła się w szaleńczą obsesję, począłem się obawiać, iż jego stan psychiczny ulega pogorszeniu, wbrew oczekiwanej poprawie.

Wraz z upływem czasu i wystosowywaniu przeze mnie licznych próśb, zaczął częściej opuszczać schowek, zwany przez siebie gabinetem. Nadal spędzał w nim większość dnia, jednak oprócz wypraw do bibliotek i archiwów zdarzało mu się opuszczać mieszkanie również w innych celach, jednakże próby poruszenia tematu jego poszukiwań zawsze kończyły się wybuchem gniewu, toteż ich zaprzestałem. Każdego roku, gdy zbliżała się rocznica śmierci mamy, wyjeżdżał z miasta na kilka dni. Wtedy jeszcze nie wiedziałem w jakim celu to robi, gdyż na wszystkie me pytania o cel podróży odpowiadał szczątkowo. Uznałem więc, iż nie chce przebywać w tym czasie w miejscu, które przypomina mu o tej tragedii, toteż nie protestowałem, chcąc dla niego jak najlepiej.

Na krótko przed moimi osiemnastymi urodzinami w ojcu nastąpiła zauważalna przemiana, pewnego dnia jego pełne determinacji i obłędu poszukiwacza spojrzenie zastąpił wzrok jaki może zagościć tylko na twarzy osoby, która odniosła ogromną porażkę. Wrócił do pracy, gdyż kończyły się nam pieniądze, w gabinecie spędzał czas tylko wieczorami, a z każdym jego opuszczeniem był coraz smutniejszy. Choć pod względem trybu życia przypominał dawnego siebie, to kawałek jego duszy, który odłamał się w momencie śmierci mej matki, bezpowrotnie zaginął. Po ukończeniu osiemnastu lat wyjechałem na studia, gdzie poznałem moją późniejszą żonę Mary. Gdybym wtedy wiedział, jaki los czeka ją u mego boku nigdy bym nie pozwolił by się we mnie zakochała.

Gdy mój ojciec w wieku sześćdziesięciu lat leżał na łożu śmierci, co miało miejsce dziesięć lat temu, czuwałem u jego boku aż do momentu, w którym na zawsze zakończyły się cierpienia tego biednego człowieka. Spodziewając się, iż są to jego ostatnie godziny na tym okropnym świecie, zebrał się na wyznanie, które miało odsłonić przede mną cienkie zasłony normalności, chroniące mój umysł przed popadnięciem w obłęd, który ogarnął go lata temu. Opowiedział mi historię mego dziadka, Edwarda Duke’a, którego nieszczęśliwy los i jedna decyzja okazały się opłakane w skutkach dla wielu ludzkich istnień.

Dziad mój, był właścicielem dobrze prosperującej kopalni węgla, która jednak poprzez zaniedbania wspólników i liczne zrządzenia losu zaczęła popadać w problemy finansowe. Dwunastego sierpnia, w jednym z szybów doszło do wybuchu, który uwięził ośmiu górników za skalnym zawaliskiem. Poczciwy Edward, znajdujący się w momencie wybuchu w swoim biurze, posłyszawszy przeszywający ciało i umysł huk, zwiastujący kolejne problemy, rzucił się pędem do wejścia kopalni. Wśród panującej paniki udało mu się porozmawiać ze swymi pracownikami, którzy oświadczyli, iż na powierzchnię nadal nie powróciło ośmiu górników znajdujących się w zachodnim tunelu. Bacząc na odległość dzielącą Prompt, gdyż takie właśnie miano nosiła ta niewielka osada górnicza, od większych miast oraz brak linii telefonicznych, dziad mój zdecydował, iż należy posłać po pomoc jednego z kierowców. Odsiecz ta z pewnością nie nadeszłaby jednak przez następnych kilka godzin, toteż postanowił niezwłocznie zebrać grupę najbardziej doświadczonych górników i zagłębić się z nimi w miejsce domniemanej katastrofy.

Po dotarciu do zawaliska, wszyscy zrozumieli, iż usunięcie skutków wybuchu i uratowanie tych niewinnych dusz uwięzionych za niewzruszonymi ich rozpaczą skałami potrwa co najmniej trzy dni. Podwładni Edwarda, którzy zjawili się na miejscu razem z nim, postanowili wykorzystać ostatnie pokłady złudnej nadziei i wyruszyli na poszukiwania wyłomów, które mogły powstać w momencie wybuchu i połączyć jakąś z odnóg szybu zachodniego z tunelem głównym. Właściciel kopalni pozostał przy zawalonej skale, która choć pozbawiona własnej woli, zdawała się prześmiewczo i z pełną świadomością symbolizować upadek biznesu, który budował przez lata. Istniała niewielka szansa, że wszyscy pogrzebani pracownicy wyjdą z tej sytuacji żywi, a śmierć choć jednego z nich oznaczałaby wypłatę odszkodowań, utratę inwestorów, odejścia pracowników, a w rezultacie i bankructwo.

Wtedy poczuł na swym ramieniu dłoń, a gdy się odwrócił, ujrzał nieznajomą postać. Był to mężczyzna, ubrany w zniszczony strój górnika i fedorę, spod której w blasku lampy dało się ujrzeć gnijącą twarz. Mężczyzna zaproponował Edwardowi natychmiastowe uratowanie górników, za co mężczyzna miałby się odwdzięczyć w przyszłości. Dziad mój przystał na propozycję nie dopytując szczegółów, nie jestem jednakże w stanie stwierdzić czy było to podyktowane głęboką rozpaczą, czy uznaniem sytuacji za nierealny wybryk jego zszarganych nerwów. Nieznajomy wręczył mu pierścień, po czym zaczął odchodzić, a wraz z jego krokami całe zawalisko osunęło się do jaskini, jakby stworzonej na wymiar, odsłaniając korytarz w stopniu umożliwiającym uratowanie pracowników. Wszyscy wyszli z tego niefortunnego zdarzenia bez szwanku, włączając w to firmę, której udało się zatuszować wypadek na tyle, iż nie doprowadził on do większych problemów finansowych.

Niedługo przed rocznicą tych wydarzeń, Edwarda odwiedził we śnie ów nieznajomy, żądając spłacenia raty zaciągniętego długu. Poinformował go, iż pierścień, który mu wręczył, musi nałożyć na palec wybranej przez siebie ofiary, a następnie ją zamordować. Jeśli tego nie zrobi, to mężczyzna sam odbierze część długu, samemu wybierając ofiarę. Sen powtarzał się kilkukrotnie i za każdym razem był tak realny, jakby dział się na jawie. Dziad mój jednak uznał za szaleństwo dokonywanie mordu podyktowanego koszmarami, toteż zbagatelizował sny, które wkrótce ustały. Nadeszła jednak rocznica katastrofy i ku jego przerażeniu, był to również dzień, w którym moja babcia Susan nie obudziła się u jego boku. Ta niewinna kobieta, tak jak moja matka, zmarła we śnie, a lekarze zapewniali iż były to niewykryte problemy z sercem, które nagle się zatrzymało.

Edward zrozumiał, iż nie może to być tak beznadziejny zbieg okoliczności, toteż po przejściu załamania nerwowego, które zakończyło się dla niego kilkumiesięcznym pobytem w szpitalu, począł planować jak uchronić resztę swej rodziny. Tak jak mój ojciec, zatracił się w poszukiwaniu informacji, które pomogłyby mu unieważnić zawartą z nieznajomym umowę. Kiedy jednak mijały miesiące bezowocnej pracy, której jedynym skutkiem było postępujące szaleństwo, nieuchronnie zbliżała się druga rocznica wypadku, a zatem data spłaty kolejnej części długu. Edward postanowił, iż nie może znowu ryzykować śmierci bliskiej mu osoby, toteż zdecydował się wypełnić żądanie, które znów wybrzmiewało w jego plugawych snach. Wyjeżdżał daleko od domu i wybierał przypadkową ofiarę, aby zmniejszyć ryzyko ujęcia. Zaciągnięty dług, okazał się jednak mieć okropnie niekorzystne warunki, gdyż po ośmiu latach i ośmiu morderstwach, w roku kolejnym, sen pojawił się ponownie.

Dziad mój, dokonał dziewiętnastu morderstw, zmarł jednak na krótko przed datą spłaty kolejnej raty, którą za sprawą uznania przez mego ojca tej historii za majaczenie umierającego szaleńca, spłaciła moja matka. Mój ojciec własnymi rękoma zakończył żywot dwudziestu dziewięciu osób, a ja po tym wszystkim co usłyszałem popełniłem ten sam błąd co mój dziad i ojciec. Mary zmarła dwunastego sierpnia 1941. roku. Czy szaleńcem jednak jest ten, który z powodu zasłyszanej od obłąkanego od wielu lat ojca historii morduje niewinnych, czy ten, który nie jest w stanie tego zrobić dla uchronienia miłości swego życia?

Od tamtej pory poprzysiągłem sobie, iż dokonam tego, czego nie udało się dokonać Edwardowi i Charlesowi. Przez dziewięć lat studiowałem wszystkie dokumenty nagromadzone w gabinecie ojca chcąc znaleźć informację, która pozwoli mi zemścić się na nieznajomym, przez którego życie całej mej rodziny i wielu niewinnych osób legło w gruzach. Gromadziłem również własne zbiory, kontaktowałem się z antykwariuszami, badaczami okultyzmu, ale nikt nie był w stanie udzielić mi żadnych informacji, które mogłyby rzucić nowe światło na tę sprawę.

Nie mam już rodziny, nie mam na tym świecie ani jednej życzliwej mi osoby. Jestem tylko ja i moje szaleństwo, które mną zawładnęło. W ostatnim podrygu świadomości, postanowiłem zakończyć te okropieństwa dokonywane rękoma mej rodziny. Straciłem wiarę, iż istnieje inne rozwiązanie skoro przez dziesiątki lat nie zdołaliśmy go odnaleźć. Mamy dziś dwunastu dzień sierpnia 1951 roku, podpiszę ten list, po czym opuszczę gabinet ojca i udam się na spoczynek, w trakcie którego mam nadzieję, ostatni dłużnik spłaci ostatnią ratę długu.

Koniec

Komentarze

Nabuku002, sugeruję abyś ułatwił czytelnikom lekturę i zwarte bloki tekstu podzielił na akapity. Wierz mi – czytelnik będzie wdzięczny. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rzeczywiście, nie dopilnowałem tego, mam nadzieję, że teraz jest lepiej :)

Owszem, jest lepiej. Dziękuję. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Nabuk002

 

Kurczę jestem pod wrażeniem. Podobało mi się. Bije z tekstu taka jakaś dojrzałość, a także profesjonalizm.

Jestem niepełnosprawny...

Bardzo miło mi to słyszeć Dawidiq150. To moje pierwsze opowiadanie, więc podwójnie cieszy mnie fakt, że komuś się spodobało.

Kreślę te słowa z poczucia obowiązku, jaki sam na siebie nałożyłem.

Który.

Pragnę wyrazić swój żal wobec ofiar mego losu, oraz mej nieustępliwości w dążeniu do wendety, która okazała się być przyczyną mych licznych zbrodni i próby odroczenia tego co okazało się nieuniknionym.

Zdanie poważnie przekombinowane. "Ofiara losu" to nie to, co Ci się wydaje ( https://wsjp.pl/haslo/podglad/18073/ofiara-losu ), nie można wyrazić żalu wobec swoich wad – można tylko ich żałować. Brak przecinków – to kwestia gramatyki: Pragnę wyrazić swój żal wobec ofiar nieustępliwości, która stała się przyczyną mych licznych zbrodni i prób odsunięcia tego, co okazało się nieuniknionym.

Dokonam licznych uproszczeń i pominę część wydarzeń, które doprowadziły do sytuacji, w której aktualnie się znajduję.

Łopatologiczne i przegadane. Pominę część wydarzeń, które doprowadziły do mej obecnej sytuacji.

Będzie to zarówno wynikiem omylności ludzkiego umysłu do przytaczania informacji w skrajnym wycieńczeniu, jak i pośpiechu, w którym przyszło mi pisać tę wyznanie.

Nie po polsku. Spokojnie możesz pofilozofować, widać, że to horror w starym stylu (Frankenstein itp.) Cóż, zawodny jest ludzki umysł, a to wyznanie spisuję w pośpiechu, zmagając się z wycieńczeniem.

Gdy skończę, udam się na spoczynek, w trakcie którego wyzionę ducha i w końcu zaznam spokoju.

Melodramatyczne. Powtórzenie: spoczynek – spokój.

Od lat młodzieńczych podejrzewałem, iż nad moją rodziną ciąży fatum, którego pochodzenie jednak tłumaczyłem w sposób przyziemny, nazywając je pechem i niefortunnym zrządzeniem losu.

To się nie trzyma kupy. Albo jest jakieś tajemnicze fatum – albo to tylko zbieg okoliczności.

Ma matka zmarła gdy miałem trzynaście lat, miało to miejsce dwunastego dnia sierpnia roku 1910

Źle to brzmi: Matka moja zmarła, gdy miałem trzynaście lat, dwunastego dnia sierpnia 1910 roku. Nie archaizuj za bardzo, jeśli to XX wiek.

Dokładnie dwadzieścia lat po śmierci mej babci i zaledwie dwa miesiące po tym jak odszedł od nas mój dziadek.

Nie wiem, po co oddzielasz to zdanie od poprzedniego, przecież jest jego kontynuacją. Przed "jak" przecinek.

Pozostałem na tym szkaradnym świecie tylko z ojcem, nie miałem rodzeństwa, a z rodziną od strony matki nie utrzymywaliśmy kontaktu, gdyż nie pochwalali jej małżeństwa z mym ojcem z nieznanych mi powodów.

Ale jeśli już archaizujesz, to konsekwentnie (i uwaga na związki zgody i szyk zdania): Pozostałem na tym szkaradnym świecie tylko z ojcem. Byłem jedynakiem, a krewni ze strony matki, z nieznanych mi powodów, nie pochwalali jej małżeństwa.

Posiadałem kilku wiernych towarzyszy zabaw, z którymi uczęszczałem do szkoły, jednakże mój stan psychiczny po śmierci matki doprowadził mnie do licznych załamań nerwowych, które uniemożliwiały mi kontynuację nauki w państwowej szkole, co w połączeniu z mą potrzebą izolacji i zamknięcia się na ten plugawy świat, pozbawiło mnie również i przyjaciół.

Bardzo wydumane zdanie. Miałem kilku wiernych towarzyszy zabaw, lecz załamanie nerwowe po śmierci matki uniemożliwiło mi dalszą naukę. Sam zresztą z całych sił odgradzałem się od tego plugawego świata, przez co straciłem i przyjaciół.

Do ukończenia edukacji, moimi jedynymi kompanami byli prywatni nauczyciele udzielający mi lekcji w domu i mój ojciec.

Może tak: Przez lata moimi jedynymi kompanami byli prywatni nauczyciele udzielający mi lekcji w domu i ojciec.

Charles, gdyż takie imię nosił ten biedny człowiek, stracił w ciągu niespełna trzech miesięcy ojca i żonę, co zauważalnie odcisnęło piętno na jego psychice, choć powyższe wypadki zdają się w pełni tłumaczyć możliwość popadnięcia w każdy stan psychiczny znany ludzkości.

To już popada w bełkot. Ponadto w pierwszej połowie XX wieku dzieci nie mówiły do rodziców po imieniu.

Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z prawdziwej przyczyny aż tak drastycznych zmian, które zaszły w jego osobie.

Bardzo nienaturalne. Poczytaj trochę Grabińskiego.

Dziad mój zmarł z powodu swego sędziwego wieku, a matka, według naszego lekarza rodzinnego odeszła bezboleśnie we śnie.

Dziad mój zmarł z powodu sędziwego wieku, zaś matka, według naszego lekarza rodzinnego, odeszła bezboleśnie we śnie. Ekhm. Od śmierci nagłej i niespodziewanej – uchowaj nas, Panie.

Choć informacje te nie były w stanie zaleczyć rany powstałej w sercu, to przynosiły ukojenie umysłu.

Przynosiły ukojenie umysłowi, chociaż nie bardzo w to wierzę. Ale "informacje" – bardzo współcześnie brzmiące. Nie chodzi o to, czy to słowo wtedy notowano (imię "Tiffany" było popularne w Średniowieczu), ale o to, jak brzmi, jakie ma konotacje.

Mego ojca jednakże żadne słowa otuchy nie były w stanie podnieść na tym osłabionym do granic możliwości duchu.

Łamiesz idiomy. Zdanie fonetycznie jest nieładne: Mego ojca jednak nic nie mogło podnieść na duchu.

Miesiąc po śmierci matki przeprowadziliśmy się do mniejszego mieszkania, które wymagało mniejszego wysiłku w zagospodarowaniu

https://wsjp.pl/haslo/podglad/19331/zagospodarowac Miesiąc po śmierci matki przeprowadziliśmy się do mniejszego mieszkania, w którym łatwiej było gospodarować.

Ojciec porzucił dotychczasową pracę i przez kolejnych kilka lat żyliśmy tylko i wyłącznie z pieniędzy, które uzyskał ze sprzedaży odziedziczonej po mym dziadku firmy.

Tnij: Ojciec porzucił pracę i przez kilka kolejnych lat żyliśmy tylko z pieniędzy, które uzyskał ze sprzedaży odziedziczonej po mym dziadku firmy.

Po otrząśnięciu się z największego szoku i niechęci do podejmowania jakichkolwiek aktywności, co trwało kilka miesięcy, ojciec począł zatracać się w księgach, mapach i dokumentach, które początkowo przynoszone do mieszkania pojedynczo, w późniejszym okresie napływały stosami, które nie sposób było opracowywać na bieżąco.

Znów przegadane, nierówno archaizowane i z drobnymi błędami gramatycznymi: Po kilku miesiącach, gdy otrząsnął się z marazmu, ojciec rozpoczął studia nad księgami, mapami i dokumentami. Z początku nieliczne, wkrótce papiery rozpanoszyły się po całym mieszkaniu.

Pewnego dnia, gdy w sypialni ojca poczęło brakować miejsca, usunął z dość obszernego schowka wszystko prócz regałów, do których dostawił niewielkie biurko i stołek.

Zaczęło. "Począć" odnosi się teraz tylko do czynności czysto biologicznych. Pewnego dnia, gdy w jego sypialni zabrakło miejsca, ojciec usunął z dość obszernego schowka wszystko prócz regałów, wstawił zaś niewielkie biurko i stołek.

Choć nigdy nie wytłumaczył mi co jest jego obiektem tak wnikliwych badań, początkowo cieszyłem się, iż znalazł sobie jakieś zainteresowanie, będące znacznym kontrastem w stosunku do kilkumiesięcznej wegetacji.

Nie po polsku: Choć nigdy mi nie wytłumaczył, co jest obiektem tak wnikliwych badań, początkowo cieszyłem się, że nie leży już bezczynnie w łóżku.

Jednakże kiedy niewinna pasja przerodziła się w szaleńczą obsesję, począłem się obawiać, iż jego stan psychiczny ulega pogorszeniu, wbrew oczekiwanej poprawie.

Jeszcze bardziej nie po polsku: Jednakże, kiedy niewinna pasja przerodziła się w szaleńczą obsesję, zdjął mnie strach.

Wraz z upływem czasu i wystosowywaniu przeze mnie licznych próśb, zaczął częściej opuszczać schowek, zwany przez siebie gabinetem.

Zupełnie nie po polsku, i skąd tu nagle styl urzędowy? Po jakimś czasie wybłagałem, by niekiedy opuszczał schowek, który zaczął nazywać gabinetem.

Nadal spędzał w nim większość dnia, jednak oprócz wypraw do bibliotek i archiwów zdarzało mu się opuszczać mieszkanie również w innych celach, jednakże próby poruszenia tematu jego poszukiwań zawsze kończyły się wybuchem gniewu, toteż ich zaprzestałem.

Tnij: Nadal spędzał w nim większość dnia, jednak teraz zdarzało mu się opuszczać mieszkanie nie tylko po to, by odwiedzać biblioteki czy archiwa. Nadal pytania o temat jego poszukiwań zawsze prowadziły do wybuchów gniewu, toteż ich zaprzestałem.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem w jakim celu to robi, gdyż na wszystkie me pytania o cel podróży odpowiadał szczątkowo.

Nie po polsku ( https://sjp.pwn.pl/szukaj/szcz%C4%85tkowo.html ), powtórzenia: Wtedy jeszcze nie wiedziałem, po co, bowiem na pytania o cel podróży odpowiadał półsłówkami.

Uznałem więc, iż nie chce przebywać w tym czasie w miejscu, które przypomina mu o tej tragedii, toteż nie protestowałem, chcąc dla niego jak najlepiej.

Tnij: Uznałem, że w ten sposób unika wspomnienia swej tragedii, toteż nie protestowałem.

Na krótko przed moimi osiemnastymi urodzinami w ojcu nastąpiła zauważalna przemiana, pewnego dnia jego pełne determinacji i obłędu poszukiwacza spojrzenie zastąpił wzrok jaki może zagościć tylko na twarzy osoby, która odniosła ogromną porażkę.

Wzrok nie może nigdzie "gościć". Dość łopatologiczne.

z każdym jego opuszczeniem był coraz smutniejszy

"Coraz" jest tu zbędne – dubluje konstrukcję.

Choć pod względem trybu życia przypominał dawnego siebie, to kawałek jego duszy, który odłamał się w momencie śmierci mej matki, bezpowrotnie zaginął.

Melodramatyczne. Bardzo.

Po ukończeniu osiemnastu lat wyjechałem na studia, gdzie poznałem moją późniejszą żonę Mary.

Po ukończeniu osiemnastu lat wyjechałem na studia, gdzie poznałem moją późniejszą żonę, Mary.

Gdybym wtedy wiedział, jaki los czeka ją u mego boku nigdy bym nie pozwolił by się we mnie zakochała.

Gdybym był wtedy wiedział, jaki los czeka ją u mego boku, nie pozwoliłbym, by się we mnie zakochała.

Gdy mój ojciec w wieku sześćdziesięciu lat leżał na łożu śmierci, co miało miejsce dziesięć lat temu, czuwałem u jego boku aż do momentu, w którym na zawsze zakończyły się cierpienia tego biednego człowieka.

Melodramatyczne. Szyk wygląda na nieprzemyślany – czy informacja, że ojciec narratora zmarł dziesięć lat temu, jest ważna? Poza tym – narrator miał trzynaście lat w 1910. Zatem osiemnaście skończył w 1915. Po imionach wnoszę, że jesteśmy w Anglii. Co prawda Internety powiadają, że poboru w Anglii akurat wtedy nie było – wprowadzono go w 1916 ( https://en.wikipedia.org/wiki/Recruitment_to_the_British_Army_during_World_War_I ) – ale była duża presja społeczna (zob. https://en.wikipedia.org/wiki/J._R._R._Tolkien, "In those days chaps joined up, or were scorned publicly. It was a nasty cleft to be in for a young man with too much imagination and little physical courage."). Zatem – mało prawdopodobne.

Spodziewając się, iż są to jego ostatnie godziny na tym okropnym świecie, zebrał się na wyznanie, które miało odsłonić przede mną cienkie zasłony normalności, chroniące mój umysł przed popadnięciem w obłęd, który ogarnął go lata temu.

Melodramatyczne. Bardzo. Po pierwsze, skoro facet leży na łożu śmierci, to wie, że umiera. Po drugie, nie odsłania się zasłon, tylko to, co za nimi.

Opowiedział mi historię mego dziadka, Edwarda Duke’a, którego nieszczęśliwy los i jedna decyzja okazały się opłakane w skutkach dla wielu ludzkich istnień.

Jego los okazał się opłakany w skutkach?

Dziad mój, był właścicielem dobrze prosperującej kopalni węgla, która jednak poprzez zaniedbania wspólników i liczne zrządzenia losu zaczęła popadać w problemy finansowe.

Nigdy nie dawaj przecinka między podmiot a orzeczenie. Nie "poprzez" a "z powodu" albo "przez".

Dwunastego sierpnia, w jednym z szybów

To bez przecinka.

Poczciwy Edward, znajdujący się w momencie wybuchu w swoim biurze, posłyszawszy przeszywający ciało i umysł huk, zwiastujący kolejne problemy, rzucił się pędem do wejścia kopalni.

Znowu – piekielnie melodramatyczne.

Wśród panującej paniki udało mu się porozmawiać ze swymi pracownikami, którzy oświadczyli, iż na powierzchnię nadal nie powróciło ośmiu górników znajdujących się w zachodnim tunelu.

Czy to się trzyma kupy psychologicznie?

Bacząc na odległość dzielącą Prompt, gdyż takie właśnie miano nosiła ta niewielka osada górnicza, od większych miast oraz brak linii telefonicznych, dziad mój zdecydował, iż należy posłać po pomoc jednego z kierowców.

Śmiem wątpić: https://www.thefreedictionary.com/prompt Nazwa miasteczka jest Ci zupełnie zbędna – po co wymyślać taką śmieszną? Linie telefoniczne w połowie XIX wieku (bo kiedy dziadek narratora mógł przeżywać swoje najlepsze dni) nie istniały – wynaleziono go w 1877 ( https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_the_telephone ). Zdanie należałoby uciąć, skrócić i wyrzucić: Dziadek zdecydował się wysłać po pomoc jednego z zatrudnionych przy kopalni kierowców.

Odsiecz ta z pewnością nie nadeszłaby jednak przez następnych kilka godzin, toteż postanowił niezwłocznie zebrać grupę najbardziej doświadczonych górników i zagłębić się z nimi w miejsce domniemanej katastrofy.

"Odsiecz" to pomoc zbrojna (spójrz na to słowo…) a katastrofa nie była domniemana https://wsjp.pl/haslo/podglad/32594/domniemany

Po dotarciu do zawaliska, wszyscy zrozumieli, iż usunięcie skutków wybuchu i uratowanie tych niewinnych dusz uwięzionych za niewzruszonymi ich rozpaczą skałami potrwa co najmniej trzy dni.

Zwłaszcza to pragmatyczne "co najmniej trzy dni" wzbudziło moją wesołość dzięki kontrastowi z ociekającymi patosem antropomorfizowanymi skałami.

postanowili wykorzystać ostatnie pokłady złudnej nadziei

Rozumiem, że w kopalni wydobywano złudną nadzieję? Melodramat można zrobić tak, żeby nie śmieszył. Ale to trzeba umieć.

wyruszyli na poszukiwania wyłomów, które mogły powstać w momencie wybuchu i połączyć jakąś z odnóg szybu zachodniego z tunelem głównym

Skonsultuj się z górnikiem, ale ja nie jestem przekonana.

Właściciel kopalni pozostał przy zawalonej skale, która choć pozbawiona własnej woli, zdawała się prześmiewczo i z pełną świadomością symbolizować upadek biznesu, który budował przez lata.

MELODRAMAT. A "biznes" bardzo współczesny i nijak nie pasuje do tej całej purpury.

a śmierć choć jednego z nich oznaczałaby wypłatę odszkodowań, utratę inwestorów, odejścia pracowników, a w rezultacie i bankructwo

Teraz może tak. Wtedy… nie.

Wtedy poczuł na swym ramieniu dłoń

A mógł poczuć na cudzym?

gdy się odwrócił, ujrzał nieznajomą postać. Był to mężczyzna, ubrany w zniszczony strój górnika i fedorę, spod której w blasku lampy dało się ujrzeć gnijącą twarz.

Fatalnie zorganizowany opis. Na początku mówisz "postać", co jest bardzo niekonkretne i lepiej tego unikać – a najważniejszą, najbardziej rzucającą się w oczy i najdziwniejszą sprawę podajesz na samym końcu, kiedy czytelnik już zdążył zobaczyć normalnego człowieka.

Mężczyzna zaproponował Edwardowi natychmiastowe uratowanie górników, za co mężczyzna miałby się odwdzięczyć w przyszłości.

Streszczone, a z Edwardem jest wyraźnie coś nie tak, skoro nie tylko rozmawia, ale i wchodzi w układy z zombie.

Dziad mój przystał na propozycję nie dopytując szczegółów, nie jestem jednakże w stanie stwierdzić czy było to podyktowane głęboką rozpaczą, czy uznaniem sytuacji za nierealny wybryk jego zszarganych nerwów.

Bardzo niestylistyczne, z błędami gramatycznymi i błędnie użytymi słowami: Dziad mój przystał na propozycję, nie dopytując o szczegóły. Nie potrafię rozstrzygnąć, czy zgodził się z rozpaczy, czy po prostu uznał nieznajomego za przywidzenie.

po czym zaczął odchodzić, a wraz z jego krokami całe zawalisko osunęło się do jaskini, jakby stworzonej na wymiar, odsłaniając korytarz w stopniu umożliwiającym uratowanie pracowników.

Nie po polsku: po czym ruszył korytarzem, a wtedy całe zwalisko zapadło się w dno korytarza tak, że pracowników dało się uratować.

Wszyscy wyszli z tego niefortunnego zdarzenia bez szwanku, włączając w to firmę, której udało się zatuszować wypadek na tyle, iż nie doprowadził on do większych problemów finansowych.

Przekombinowane. "Niefortunny" to co najmniej niedopowiedzenie.

Niedługo przed rocznicą tych wydarzeń, Edwarda odwiedził we śnie ów nieznajomy, żądając spłacenia raty zaciągniętego długu.

Streszczasz. Ponadto: Nim minął rok, nieznajomy odwiedził Edwarda we śnie, żądając spłacenia pierwszej raty długu.

Poinformował go, iż pierścień, który mu wręczył, musi nałożyć na palec wybranej przez siebie ofiary, a następnie ją zamordować.

Hmm.

Jeśli tego nie zrobi, to mężczyzna sam odbierze część długu, samemu wybierając ofiarę.

Powtórzenie sam – samemu. Ale to się nie trzyma kupy – co diabłu (bo to chyba on?) da mordowanie ludzi samemu?

Sen powtarzał się kilkukrotnie i za każdym razem był tak realny, jakby dział się na jawie.

Sen nie może się dziać na jawie.

Dziad mój jednak uznał za szaleństwo dokonywanie mordu podyktowanego koszmarami, toteż zbagatelizował sny, które wkrótce ustały.

Zdanie jest brzydkie, ale zarabiasz punkt za słowo "zbagatelizował".

Nadeszła jednak rocznica katastrofy i ku jego przerażeniu, był to również dzień, w którym moja babcia Susan nie obudziła się u jego boku.

Niestylistyczne: Jednak rankiem w rocznicę katastrofy moja babka Susan nie obudziła się u jego boku.

Ta niewinna kobieta, tak jak moja matka, zmarła we śnie, a lekarze zapewniali iż były to niewykryte problemy z sercem, które nagle się zatrzymało.

Przycięłabym: Jak moja matka, zmarła we śnie, a lekarze zapewniali, że przyczyną śmierci była utajona choroba serca, które nagle się zatrzymało.

Edward zrozumiał, iż nie może to być tak beznadziejny zbieg okoliczności, toteż po przejściu załamania nerwowego, które zakończyło się dla niego kilkumiesięcznym pobytem w szpitalu, począł planować jak uchronić resztę swej rodziny.

Coś histeryk z tego Edwarda. Zdanie niestylistyczne: Edward spędził kilka miesięcy w szpitalu dla nerwowo chorych, a wyszedłszy, zaczął planować, jak obroni resztę rodziny.

Tak jak mój ojciec, zatracił się w poszukiwaniu informacji, które pomogłyby mu unieważnić zawartą z nieznajomym umowę

Nie po polsku, ale – dlaczego informacje miałyby mu coś dać? To robota dla egzorcysty, choć faktycznie w Anglii chyba trudno o takiego.

Kiedy jednak mijały miesiące bezowocnej pracy, której jedynym skutkiem było postępujące szaleństwo, nieuchronnie zbliżała się druga rocznica wypadku, a zatem data spłaty kolejnej części długu.

Mijały miesiące bezowocnej pracy, której jedynym skutkiem było postępujące szaleństwo, a tymczasem nieuchronnie zbliżała się druga rocznica wypadku – data spłaty kolejnej zaliczki.

Edward postanowił, iż nie może znowu ryzykować śmierci bliskiej mu osoby, toteż zdecydował się wypełnić żądanie, które znów wybrzmiewało w jego plugawych snach.

Nie po polsku: Edward nie chciał ryzykować życiem bliskich, zdecydował się więc spełnić żądanie, które znów wybrzmiewało w jego plugawych snach.

wybierał przypadkową ofiarę, aby zmniejszyć ryzyko ujęcia

Niezbyt stylistyczne.

Zaciągnięty dług, okazał się jednak mieć okropnie niekorzystne warunki, gdyż po ośmiu latach i ośmiu morderstwach, w roku kolejnym, sen pojawił się ponownie.

Nie po polsku, a poza tym przed chwilą powiedziałeś, że sen powtarzał się wtedy, kiedy Edward nie mordował.

Dziad mój, dokonał dziewiętnastu morderstw, zmarł jednak na krótko przed datą spłaty kolejnej raty, którą za sprawą uznania przez mego ojca tej historii za majaczenie umierającego szaleńca, spłaciła moja matka.

Nie po polsku: Dziad mój dokonał dziewiętnastu morderstw, zmarł jednak na krótko przed datą spłaty kolejnej raty. Ojciec uznał całą historię za majaki umierającego, zapłatą więc stała się moja matka.

Mój ojciec własnymi rękoma zakończył żywot dwudziestu dziewięciu osób, a ja po tym wszystkim co usłyszałem popełniłem ten sam błąd co mój dziad i ojciec.

Dlaczego? Dlaczego nie próbował szukać innych rozwiązań? Mój ojciec własnymi rękoma zakończył żywot dwudziestu dziewięciu osób, a ja, po tym wszystkim, co usłyszałem, popełniłem ten sam błąd, co mój dziad i ojciec.

Mary zmarła dwunastego sierpnia 1941. roku

Zbędna kropka.

Czy szaleńcem jednak jest ten, który z powodu zasłyszanej od obłąkanego od wielu lat ojca historii morduje niewinnych, czy ten, który nie jest w stanie tego zrobić dla uchronienia miłości swego życia?

Nie wiem, ale na pewno jest fatalistą.

Od tamtej pory poprzysiągłem sobie, iż dokonam tego, czego nie udało się dokonać Edwardowi i Charlesowi.

Wtedy poprzysiągłem sobie, iż dokonam tego, czego nie udało się dokonać memu ojcu i dziadkowi.

Przez dziewięć lat studiowałem wszystkie dokumenty nagromadzone w gabinecie ojca chcąc znaleźć informację, która pozwoli mi zemścić się na nieznajomym, przez którego życie całej mej rodziny i wielu niewinnych osób legło w gruzach.

Skąd wniosek, że tam coś znajdzie, skoro ojciec nie znalazł? Przez dziewięć lat studiowałem dokumenty nagromadzone w gabinecie ojca, poszukując drogi zemsty na nieznajomym, przez którego życie całej mej rodziny i wielu niewinnych osób legło w gruzach.

W ostatnim podrygu świadomości, postanowiłem zakończyć te okropieństwa dokonywane rękoma mej rodziny.

"Podryg", nawet ostatni, rujnuje całą atmosferę. Podryguje kucyk, dziewczynka, ktoś na dyskotece. A rodzina nie ma rąk. Mają je krewni.

Straciłem wiarę, iż istnieje inne rozwiązanie skoro przez dziesiątki lat nie zdołaliśmy go odnaleźć.

Straciłem wiarę, że istnieje inne rozwiązanie, skoro przez dziesiątki lat nie zdołaliśmy go odnaleźć.

Mamy dziś dwunastu dzień sierpnia 1951 roku, podpiszę ten list, po czym opuszczę gabinet ojca i udam się na spoczynek, w trakcie którego mam nadzieję, ostatni dłużnik spłaci ostatnią ratę długu.

Zaraz, myślałam, że on chce popełnić samobójstwo? Mamy dziś dwunasty dzień sierpnia 1951 roku. Podpiszę ten list, a potem opuszczę gabinet ojca i udam się na spoczynek, w trakcie którego, mam nadzieję, ostatni dłużnik spłaci ostatnią ratę długu.

 

Widzę, że chciałeś napisać horror w stylu retro, ale nie wyszło to za dobrze. Po pierwsze, melodramatyczna stylizacja wymyka Ci się z rąk, wychodzi bardziej śmieszna, niż straszna. To, że cała historia Edwarda została streszczona, w zasadzie ma sens, bo poznajemy ją z trzeciej ręki. Ale streszczanie jest nudne – abstrakcja wprowadza dystans emocjonalny, co dodatkowo utrudnia straszenie. Brak sprawczości bohatera też podważa tę beznadzieję, którą chyba chcesz przekazać – nie widzimy jego prób wyzwolenia się z niewoli, mamy na to tylko jego zapewnienia. Równie dobrze mógł być całkiem zadowolony z bycia seryjnym zabójcą.

 

Trafiło się trochę błędów gramatycznych i interpunkcyjnych. Może to mieć związek z tym, że budujesz bardzo długie zdania. Jeżeli dopiero zaczynasz, radziłabym troszkę zwolnić i spróbować czegoś mniejszego, bez stylizacji i bez sięgania do historii, bo to jedno wielkie pole minowe.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, dziękuję za tak obszerną recenzję. Jestem przekonany, że wyciągnę z niej wiele cennych wskazówek. Buduję długie zdania, co prowadzi do licznych błędów gramatycznych i stylistycznych. Postaram się nad tym popracować, nie będę się spierał z tymi trafnymi spostrzeżeniami. Chciałbym jednak obronić kilka kwestii, o których wspomniałaś. Nie traktuj tego proszę jako atak niewdzięcznika niepotrafiącego przyjąć krytyki. Dokonałem analizy krytycznej recenzji, gdyż uważam, że jest to istotny element nauki. Moje uwagi i tłumaczenia dotyczą głównie kwestii historycznych i logicznych utworu. Mam nadzieję, iż udało mi się w nich wyjaśnić wszelkie nieścisłości. Wszystkie twoje uwagi, z którymi się zgadzam pominąłem, ponieważ bezcelowe jest ich cytowanie aby napisać to samo „zgadzam się” pod każdą z nich. Są dla mnie jednak bardzo istotne i również dogłębnie je przestudiowałem.

 

Ponadto w pierwszej połowie XX wieku dzieci nie mówiły do rodziców po imieniu.

Nie mówiły, ale dorosły mężczyzna wspominający w 1951. roku, zmarłego lata temu ojca chyba może użyć jego imienia w celu wyklarowania potencjalnemu czytelnikowi kim był jego ojciec.

 

Zaczęło. "Począć" odnosi się teraz tylko do czynności czysto biologicznych.

Teraz tak, ale jeśli dokonałem próby archaizacji (mało udanej) to „począć” jako „zacząć” powinno być akceptowalne.

 

Szyk wygląda na nieprzemyślany – czy informacja, że ojciec narratora zmarł dziesięć lat temu, jest ważna? Poza tym – narrator miał trzynaście lat w 1910. Zatem osiemnaście skończył w 1915. Po imionach wnoszę, że jesteśmy w Anglii. Co prawda Internety powiadają, że poboru w Anglii akurat wtedy nie było – wprowadzono go w 1916 ( https://en.wikipedia.org/wiki/Recruitment_to_the_British_Army_during_World_War_I ) – ale była duża presja społeczna (zob. https://en.wikipedia.org/wiki/J._R._R._Tolkien"In those days chaps joined up, or were scorned publicly. It was a nasty cleft to be in for a young man with too much imagination and little physical courage."). Zatem – mało prawdopodobne.

Jesteśmy w USA, aczkolwiek nie ma to istotnego znaczenia. Narrator rzeczywiście kończy osiemnaście lat w 1915. Wyjeżdża na studia i jedynym istotnym szczegółem z następnych lat życia (aż do śmierci ojca) jest poznanie przyszłej żony. Informacja o tym, iż śmierć miała miejsce dziesięć lat temu jest istotna, ponieważ dzięki niej wiemy, że opisywane wydarzenia na pewno nie miały miejsca prędzej niż dziesięć lat od ukończenia przez narratora osiemnastu lat (skoro przed wyjazdem na studia ojciec wrócił do pracy, to na pewno nie umarł dziesięć lat wcześniej), a dodatkowo po kilku akapitach można dzięki tej informacji określić dokładną datę. (Myślę, że przeoczenie tego faktu spowodowało uwagę dotyczącą poboru, ale nawet jeśli brać pobór pod uwagę, to student o wątłym zdrowiu psychicznym bez problemu mógł się wymigać od służby, lub zostać przydzielonym do jej odbycia w miejscu zamieszkania a nie na froncie https://en.wikipedia.org/wiki/Selective_Service_Act_of_1917 )

 

Nazwa miasteczka jest Ci zupełnie zbędna – po co wymyślać taką śmieszną? Linie telefoniczne w połowie XIX wieku (bo kiedy dziadek narratora mógł przeżywać swoje najlepsze dni) nie istniały – wynaleziono go w 1877 ( https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_the_telephone ).

Rzeczywiście, nazwa miasteczka jest zbędna, aczkolwiek nie uważałem ją za taką śmieszną. Co do linii telefonicznych, chyba ponownie przeoczyłaś wskazówki dotyczące daty wydarzeń, skąd domysł, że wydarzenia działy się w czasie jego najlepszych dni? Po dwóch akapitach dowiadujemy się, iż skutkiem tych wydarzeń była śmierć babci narratora, a czytając uważnie opowiadanie od początku, wiemy, że zmarła dwadzieścia lat przed jego matką, więc jesteśmy na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku. (Rozumiem, że nie jest to podane wprost, ale jeśli komuś zależy na szczegółach, aby sprawdzić czy wszystko jest logiczne, to w mojej opinii da się je znaleźć.)

 

"Odsiecz" to pomoc zbrojna (spójrz na to słowo…) a katastrofa nie była domniemana https://wsjp.pl/haslo/podglad/32594/domniemany

„Odsiecz” to również „wsparcie udzielane w trudnej sytuacji”, niekoniecznie zbrojne https://wsjp.pl/haslo/podglad/17346/odsiecz

Katastrofa rzeczywiście nie była domniemana, pokręciłem szyk, to miejsce tej katastrofy miało być domniemane.

 

Rozumiem, że w kopalni wydobywano złudną nadzieję? Melodramat można zrobić tak, żeby nie śmieszył. Ale to trzeba umieć.

Nie, niefortunnie dobrałem słowo, nie było to celowe nawiązanie do kopalni, ale rozumiem, że może to wyglądać zabawnie.

 

Teraz może tak. Wtedy… nie.

Rzeczywiście, źle dobrałem opis skutków, takie zdarzenia w tamtych latach również prowadziły do upadku kopalni, ale powinienem skupić się na strachu pracowników i ich rodzin, których wyprowadzka byłaby powodem problemów. Niepotrzebnie wspomniałem o odszkodowaniach, które najprawdopodobniej nie zostały by wypłacone. Nadal uważam jednak, że śmierć górników mogła być powodem upadku interesu. https://archives.novascotia.ca/meninmines/disasters/

 

Ale to się nie trzyma kupy – co diabłu (bo to chyba on?) da mordowanie ludzi samemu?

To nie diabeł, ale rozumiem, że zostawiłem bardzo duże pole do własnej interpretacji w tym temacie, można było to wytłumaczyć w dalszej części, aczkolwiek kilka zdań dalej wytłumaczone jest co da mu mordowanie samemu. (wybór ofiary z grona najbliższych, mający na celu wymuszenie dokonywania morderstw)

 

Nie po polsku, ale – dlaczego informacje miałyby mu coś dać? To robota dla egzorcysty, choć faktycznie w Anglii chyba trudno o takiego.

Skoro mamy do czynienia z istotą ewidentnie nie będącą normalnym człowiekiem, to czy dziwnym jest poszukiwanie takiej informacji? Jeśli to byt nie z tego świata, może istnieje księga pozwalająca go odesłać? Jeśli to duch lub demon nawiedzający kopalnie, to może jego obecność ma podłoże w historii kopalni i odnalezienie jakiegoś elementu układanki pozwoli poznać sposób unieważnienia umowy? Rozumiem, że pojawia się tutaj ten sam problem co powyżej, czyli zbyt duże pole do własnych interpretacji. Ja bym jednak w sytuacji niedopowiedzenia wypunktował, iż istnieje zbyt wiele wyjaśnień co takie informacje mogą dać, a z twojej wypowiedzi wnioskuję, jakby nie było kompletnie żadnego.

 

Nie po polsku, a poza tym przed chwilą powiedziałeś, że sen powtarzał się wtedy, kiedy Edward nie mordował.

Powiedziałem, że sen pojawił się przed pierwszą rocznicą, następnie przed drugą, a potem dokonałem przeskoku do istotnego fragmentu po ośmiu morderstwach, podkreślając, że sny nie ustały. Nie napisałem nigdzie, że sny powtarzały się gdy nie mordował, powiedziane było, iż pojawiały się przed rocznicą. Fakt, rozumiem, że mogło to wprowadzić zamieszanie i mogłem wspomnieć konkretnie, że sny pojawiały się przed każdą rocznicą, bo nie ma w tekście wzmianki o trzeciej rocznicy po dokonanym już zabójstwie i można to odebrać w taki sposób.

 

Dlaczego? Dlaczego nie próbował szukać innych rozwiązań? Mój ojciec własnymi rękoma zakończył żywot dwudziestu dziewięciu osób, a ja, po tym wszystkim, co usłyszałem, popełniłem ten sam błąd, co mój dziad i ojciec.

Tutaj nie rozumiem czy uwaga dotyczy narratora czy jego ojca. Odpowiedź jednak jest podobna w obydwu przypadkach, cała pierwsza część tekstu opowiada o popadnięciu ojca w obłęd w trakcie poszukiwania innych rozwiązań. Narrator popełnia ten sam błąd co jego ojciec, ponieważ nie wierzy jego słowom i dopiero po śmierci jego żony rozumie, że to prawda. W trzech kolejnych zdaniach wytłumaczone jest, iż również poszukuje informacji o tych wydarzeniach, w celu dokonania zemsty.

Dziadek dokonuje morderstw aby uchronić rodzinę i w tym czasie poszukuje rozwiązania, następnie to samo robi ojciec (wyjazdy w okresie rocznicy śmierci nie są ucieczką, tylko dokonywaniem morderstw, a spędzanie czasu w gabinecie to poszukiwanie rozwiązania, morderstw musi dokonywać aby nie stracić kolejnej bliskiej osoby), a na sam koniec narrator, tylko zamiast chronić rodzinę pragnie ją pomścić. Według mnie to wszystko jest logiczne.

 

Skąd wniosek, że tam coś znajdzie, skoro ojciec nie znalazł?

Tonący brzytwy się chwyta. Może jego ojciec coś przeoczył? To chyba nie jest najbardziej irracjonalne postępowanie biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia. Dodatkowo opisuje, że gromadził również własne zbiory i kontaktował się z innymi osobami.

 

Zaraz, myślałam, że on chce popełnić samobójstwo?

Narrator uważa, że skoro nie dokonał w tym roku morderstwa i nie ma już nikogo bliskiego, to wierzyciel jako tę ratę długu nadal zabije najbliższą mu osobę, czyli w tym wypadku samego narratora.

 

Odnośnie licznych uwag o „melodramacie”, rozumiem, nie odbierałem tych opisów jako zabawne, ale najwidoczniej mogą bawić czytelnika i przesadziłem. Biorąc jednak pod uwagę, że całe opowiadanie prowadzone jest przez popadającego w szaleństwo narratora, który ma za chwilę skończyć swoje życie, uważam niektóre z nich za odpowiadające jego osobie i pozbawienie utworu wszystkich „melodramatów” stworzyłoby dość suchą relację osoby nieuwikłanej w wydarzenia. (Choć jeszcze raz przyznaję, że w niektórych przypadkach były zabawne i niepotrzebne)

 

Stylizacja rzeczywiście jest polem minowym i nie udało mi się po nim przejść w całości, ale poprawność historyczną mam nadzieję udało mi się udowodnić.

 

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i bardzo wartościową recenzję.

Nie traktuj tego proszę jako atak niewdzięcznika niepotrafiącego przyjąć krytyki.

Nie potraktuję – tak ma być. Należy polemizować, bo w polemice się uczysz.

Nie mówiły, ale dorosły mężczyzna wspominający w 1951. roku, zmarłego lata temu ojca chyba może użyć jego imienia w celu wyklarowania potencjalnemu czytelnikowi kim był jego ojciec.

Jeżeli jego ojciec był człowiekiem znanym – być może. Nie jestem tego pewna, lepiej zapytaj specjalisty. Ale nie wiem, czy imiona w ogóle są tu potrzebne.

Jesteśmy w USA, aczkolwiek nie ma to istotnego znaczenia.

Prawda, język równie dobrze mógłby wskazywać na USA, albo i Australię. Zafiksowałam się na Anglii, chyba bez sensu.

a dodatkowo po kilku akapitach można dzięki tej informacji określić dokładną datę

Mmm, ale dlaczego potrzebujemy dokładnej daty?

student o wątłym zdrowiu psychicznym bez problemu mógł się wymigać od służby, lub zostać przydzielonym do jej odbycia w miejscu zamieszkania a nie na froncie

Hmm, myślę, że wziętoby pod uwagę raczej fakt, że jest jedynakiem. Ale to mniej istotne.

Co do linii telefonicznych, chyba ponownie przeoczyłaś wskazówki dotyczące daty wydarzeń, skąd domysł, że wydarzenia działy się w czasie jego najlepszych dni? Po dwóch akapitach dowiadujemy się, iż skutkiem tych wydarzeń była śmierć babci narratora, a czytając uważnie opowiadanie od początku, wiemy, że zmarła dwadzieścia lat przed jego matką, więc jesteśmy na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku.

Hmmm, rzeczywiście. Najwyraźniej umknęło mi to dwadzieścia lat.

„Odsiecz” to również „wsparcie udzielane w trudnej sytuacji”, niekoniecznie zbrojne https://wsjp.pl/haslo/podglad/17346/odsiecz

W pierwotnym znaczeniu – zbrojne (p. sekcja "Pochodzenie"). Metaforycznie, owszem, niekoniecznie – ale to i tak wskazuje w pewnym kierunku, niekoniecznie tym, na który chcesz wskazać.

Katastrofa rzeczywiście nie była domniemana, pokręciłem szyk, to miejsce tej katastrofy miało być domniemane.

Miejsce? Przecież wszyscy widzą, że w tym tunelu coś się zawaliło. Nie muszą wiedzieć, w którym punkcie dokładnie, ale z grubsza wiedzą, że to ten tunel.

Nie, niefortunnie dobrałem słowo, nie było to celowe nawiązanie do kopalni, ale rozumiem, że może to wyglądać zabawnie.

Niestety.

powinienem skupić się na strachu pracowników i ich rodzin, których wyprowadzka byłaby powodem problemów

Hmm. Skoro wiesz – czemu piszesz inaczej?

To nie diabeł, ale rozumiem, że zostawiłem bardzo duże pole do własnej interpretacji w tym temacie

Wyraźnie jest to jakieś złe – jakie dokładnie, trudno orzec, ale podziemia, eleganckie ubranie i specyficzna uroda wskazują na mieszkańca piekieł. Choć i kobold mógłby być. Albo zombie. Albo…

aczkolwiek kilka zdań dalej wytłumaczone jest co da mu mordowanie samemu. (wybór ofiary z grona najbliższych, mający na celu wymuszenie dokonywania morderstw)

Mmm, nie rozumiem? Wydawało mi się, że chodzi o duszę dłużnika, który sama skazuje się na piekło, mordując niewinnych – a diabeł przymusza go do tego szantażem (rób, co mówię, bo zabiję twoją rodzinę). Nadinterpretacja?

Skoro mamy do czynienia z istotą ewidentnie nie będącą normalnym człowiekiem, to czy dziwnym jest poszukiwanie takiej informacji?

Hmm. Racja, aczkolwiek "informacje" są bardzo, ale to bardzo ogólne. Nie mówisz, czego narrator dokładnie szuka – czy próbuje się zorientować w naturze wierzyciela? Szuka wzmianek o nim w lokalnych legendach? Nie wiemy.

Jeśli to byt nie z tego świata, może istnieje księga pozwalająca go odesłać?

Dlaczego? Skąd pomysł, że istnieje taki klucz? Tutaj mści się na Tobie nadmiar abstrakcji (a brak konkretów) – po prostu trudno wyciągać wnioski. Widzę, że wyciągnęłam (a i tak wyciągnęłam niewiele) nie takie, jakie chciałeś, żebym wyciągnęła.

Ja bym jednak w sytuacji niedopowiedzenia wypunktował, iż istnieje zbyt wiele wyjaśnień co takie informacje mogą dać, a z twojej wypowiedzi wnioskuję, jakby nie było kompletnie żadnego.

Mmm, no, nie do końca. Żeby móc założyć jakiekolwiek wyjaśnienie, trzeba podstaw, żeby odrzucić inne. Tu ich nie ma. Możliwe jest absolutnie wszystko – a więc nie możemy wybrać niczego.

Nie napisałem nigdzie, że sny powtarzały się gdy nie mordował, powiedziane było, iż pojawiały się przed rocznicą.

Hmm. A tutaj?

Edward postanowił, iż nie może znowu ryzykować śmierci bliskiej mu osoby, toteż zdecydował się wypełnić żądanie, które znów wybrzmiewało w jego plugawych snach.

Żądanie znów wybrzmiewa w snach – czyli znów są sny.

Tutaj nie rozumiem czy uwaga dotyczy narratora czy jego ojca.

W sumie obydwu – przez cały czas studiowali dokumenty (o czym wspominasz bardzo abstrakcyjnie) i to w sumie wszystko. Nie zasięgali rady (to zrozumiałe, bo przecież nie chcieli zostać złapani, ale dałoby się jej chyba zasięgnąć dyskretnie), nie dali się prewencyjnie aresztować, nie próbowali negocjacji we śnie, nie próbowali popełnić samobójstwa (co pewnie dałoby tylko gorsze skutki, ale na pierwszy rzut oka wygląda sensownie). Nie widać, że są ludźmi, po prostu.

cała pierwsza część tekstu opowiada o popadnięciu ojca w obłęd w trakcie poszukiwania innych rozwiązań

Mmm, sęk w tym, że opowiada raczej zdawkowo. Ma to związek z konwencją listu, którą przyjąłeś, ale niekoniecznie się sprawdziła.

Narrator popełnia ten sam błąd co jego ojciec, ponieważ nie wierzy jego słowom i dopiero po śmierci jego żony rozumie, że to prawda.

I znowu – śmierć żony można wyjaśnić na wiele sposobów. Narrator wyciąga dokładnie te wnioski, które Ty, Autor, chcesz, żeby wyciągnął, nie myli się, nie błądzi, idzie jak po sznurku. A są to wnioski cokolwiek szalone, zatem – nieprawdopodobne. To szkodzi zawieszeniu niewiary.

wyjazdy w okresie rocznicy śmierci nie są ucieczką, tylko dokonywaniem morderstw

Tak, tego się domyśliłam.

To chyba nie jest najbardziej irracjonalne postępowanie biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia.

Nie, ale – patrz wyżej. Podobno objawem szaleństwa jest robienie w kółko tego samego i oczekiwanie innych rezultatów…

Narrator uważa, że skoro nie dokonał w tym roku morderstwa i nie ma już nikogo bliskiego, to wierzyciel jako tę ratę długu nadal zabije najbliższą mu osobę, czyli w tym wypadku samego narratora.

Narrator może tak uważać, ale – na jakiej podstawie? Nie wiem, skąd on wyciąga swoje wnioski, dużo musiałam tutaj zgadywać – jak widzisz, często zgadywałam błędnie. To niedobrze.

Odnośnie licznych uwag o „melodramacie”, rozumiem, nie odbierałem tych opisów jako zabawne, ale najwidoczniej mogą bawić czytelnika i przesadziłem.

Bawią nie tyle dlatego, że są zabawne, ile ze względu na straszliwy patos. Człowiek zrozpaczony nie układa zdań na trzy linijki, nie sili się na homeryckie porównania. To po prostu wypada bardzo sztucznie. Owszem, w klasycznym, staroświeckim horrorze a'la Poe, Lovecraft czy Grabiński pojawiają się długie zdania i rozbudowane metafory, ale – to nie jest łatwy styl. Szczególnie dziś, kiedy po prostu nagromadziło się za dużo skojarzeń, za dużo parodii, a poza tym czytelnik stał się ogólnie cyniczny, czy może wyczulony na sztuczność (która kiedyś mniej przeszkadzała).

 

Nie chodzi wcale o to, żebyś pisał bez metafor i bez uczuć – chodzi o to, żeby te metafory i uczucia pasowały do siebie nawzajem. Dość wcześnie uznałam, że zamierzałeś napisać właśnie taki staroświecki horror (i nie zmieniłam tej opinii do końca) – i jako staroświecki horror tekst oceniałam. Horror, nie parodię horroru. Wydarzenia są należycie straszne – problem stanowi język, po którym widać, jaki efekt chciałeś osiągnąć, ale który tego efektu nie osiąga.

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i bardzo wartościową recenzję.

Bardzo proszę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cóż Dłużnik okazał się historyjką mało ciekawą, napisaną w sposób szalenie staroświecki, a przez to mało czytelny, co nie ułatwiało lektury. Tarnina zostawiła Ci masę wskazówek, więc wielka szkoda, że nie podjąłeś próby poprawienia tekstu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka