
Eksperymentuję z nowym typem narracji, w którym dużą rolę odgrywa psychologia postaci.
Oto skutek pierwszych prób. Zapraszam do czytania i komentowania!
A no i sorki za brak elementów fantastycznych.
Eksperymentuję z nowym typem narracji, w którym dużą rolę odgrywa psychologia postaci.
Oto skutek pierwszych prób. Zapraszam do czytania i komentowania!
A no i sorki za brak elementów fantastycznych.
Jakie jest najgorsze uczucie, które może dopaść człowieka? Większość z pewnością odpowie, że smutek lub strach. Nie. Beznadzieja, zmęczenie? Blisko, bardzo blisko. Mam oczywiście na myśli uczucie rutyny. Zakradająca się powoli do ludzkiego umysłu, czarna chmura odrażającej zgnilizny zatruwająca mózg. Trawiony nieznaną chorobą organ powoli się jej poddaje i zaczyna widzieć otoczenie w przytłaczających odcieniach szarości. Dla skażonego rutyną mózgu wszystko wygląda identycznie, zlewa się w nienaturalny, jednolity kolaż niemożliwy do zniesienia.
Właśnie tak wyglądało to w moim przypadku. Codzienność stała się dla mnie boleśnie nużącą udręką. Śniadanie, praca, bezwartościowy ochłap czasu wolnego, sen. Powtórz przez pięć dni. Śniadanie, porządki w domu, użalanie się nad swym losem, kolejny bezwartościowy ochłap czasu wolnego, sen. Powtórz w każdy weekend. Mój mózg był niczym gruźlik na łożu śmierci. Do tego stopnia przeżarty wstrętną chorobą, że niejednokrotnie sugerował eutanazję.
– Weź nóż i podetnij sobie żyły, proszę. Uwolnij mnie od cierpień – mówił mały, różowy tchórz w mojej głowie.
Nie posłuchałem go. Idea samobójstwa wywoływała u mnie (i po części też u niego) ogromny strach. Przed fizycznym bólem i niewiedzą na temat tego, co czeka po drugiej stronie życia. W końcu po kilku tygodniach wahania odnalazłem sposób na uwolnienie się od zabójczej rutyny. Sposób tak prosty i oczywisty, a mimo to gdy przyszedł mi na myśl, czułem się jak istny geniusz. Chodzi rzecz jasna o zabicie człowieka. Doskonałe lekarstwo przeciw władającej ludzkim życiem rutynie. Moją pierwszą ofiarą był niewidomy mężczyzna. Mimo iż w pełni wierzyłem w skuteczność mojego nowego remedium, wciąż gdzieś z tyłu głowy kotłował się mały, lecz intensywny wir niepewności. Co, jeśli nie dam rady zabić drugiej osoby? Jeśli zemdleję na widok krwi? Co zrobię, gdy krzyki ofiary zwrócą niepotrzebną uwagę? I najważniejsze pytanie: czy wyrzuty sumienia nie pożrą mnie równie łatwo jak moja poprzednia Nemezis? Dlatego właśnie wybrałem ślepca na pierwszą ofiarę. To zdarzyło się w parku miejskim o godzinie szesnastej. Była jesień, więc słoneczny blask powoli ustępował zasnuwającej świat ciemności. Podszedłem do siedzącego na ławce niewidomego i popchnięty do działania dziwnym impulsem wbiłem mu nóż prosto w serce. Zasłoniłem jego usta ręką i dźgałem dalej. Gdy przestał dławić się krwią, wiedziałem, że oto dokonało się. Zabiłem człowieka. Zawlokłem ciało niewidomego w krzaki i przysypałem stertą różnokolorowych, jesiennych liści. Po powrocie do domu czułem coś niezwykłego. Otaczający mnie świat odzyskał dawne barwy. Chorobliwa szarość zniknęła w jednej chwili. Byłem szczęśliwy jak nigdy. Po jakimś czasie jednak opanował mnie strach. Przecież na twarzy mężczyzny policja odnajdzie moje odciski palców, w końcu zasłaniałem mu usta, a o rękawicach zupełnie nie pomyślałem. Wpadłem w panikę. Uczucie paskudnego lęku coraz bardziej zaciskało pętlę na moim żołądku. Niespodziewanie nowa koncepcja nawiedziła przeciążony umysł i na zawsze zdusiła niepokój.
To nawet lepiej jeśli uda im się mnie namierzyć! Będę uciekał. To jak zabawa w chowanego, tylko o wiele bardziej ekscytująca. Tak! Ile w tym emocji, napięcia, adrenaliny! Właśnie tego potrzebowałem!
Przyjemny zastrzyk dopaminy podczas zabijania i najczystsza, najpierwotniejsza mieszanka uczuć w czasie ucieczki.
Moje przewidywania okazały się właściwe. Znaleziono ciało niewidomego i natychmiast wszczęto poszukiwania mordercy. Morderca – co to w ogóle za określenie? Nacechowane tak negatywnie i kojarzące się skostniałemu społeczeństwu z czymś nienormalnym. Tak naprawdę nie ma nic złego w odbieraniu życia. Ludzie zabijali od początku swego istnienia na Ziemi. Skłonność do przemocy drzemie w każdym z nas, nawet w obrońcach moralności, którzy twierdzą, że brzydzą się tym. To nieodłączna część ludzkiego jestestwa, niemożliwe jest wyzbycie się jej na zawsze. U niektórych po prostu leży uśpiona głębiej niż u innych.
Wracając do meritum: policja wpadła na mój trop i musiałem uciekać, jednak nie przejmowałem się tym. Tak jak myślałem, intensywne emocje odczuwane podczas ucieczki były dla mnie spełnieniem i prawdziwą pełnią życia. Z powodzeniem udało mi się uniknąć schwytania. Zabijałem dalej. Brutalniej, szybciej, lepiej oraz bardziej pomysłowo. Zabijałem mężczyzn, kobiety, dzieci. Z każdym odebraniem życia czułem szczęście. Dźganie, duszenie, rozczłonkowywanie, rozłupywanie czaszek stanowiło największą przyjemność. Stało się moim narkotykiem, pozbawionym negatywnych skutków uzależnienia. Aż do teraz.
Potencjalny czytelnik (prawdopodobnie stróż prawa) zapyta w końcu, po co ta cała pisanina? Po co ta swego rodzaju spowiedź? Już spieszę z odpowiedzią. W momencie zapisywania tych słów siedzę w eleganckiej sypialni pewnej wdowy. Owa miła, starsza pani leży właśnie na podłodze w kałuży krwi. Odwiedziłem ją, podając się za akwizytora, następnie ogłuszyłem, rozbijając wazon na głowie. Czekałem, aż odzyska przytomność, aby pobawić się nieco ze staruszką. Podduszałem ją, okładałem pogrzebaczem z kominka, rozciąłem ścięgna Achillesa i patrzyłem, jak pełza i błaga o litość. Następnie zadźgałem ją nożem. Wraz z zalewającą podłogę krwią, ze starej uleciało ciepło życia. By dodać nieco rozmachu, postanowiłem stygnącemu przede mną trupowi rozbić czaszkę młotkiem, gdyż widok wylewającej się szarej galarety mózgu zawsze działał na mnie jakoś bardziej stymulująco. Ktoś powie, że przesadziłem. Zgadza się, aczkolwiek miałem w tym cel, ponieważ było to moje ostatnie pozbawienie kogoś życia. Chwilę przed spisywaniem tej relacji zadzwoniłem na policję. Powinni zjawić się lada chwila i zabrać mnie ze sobą. Dlaczego tak postąpiłem? Mianowicie mój nowy, kolorowy jak nigdy przedtem żywot zaczęła opanowywać znienawidzona szarość. Tak, ponownie dopadło mnie uczucie beznadziejnej rutyny! Można powiedzieć, że rzeczywiście okrutnie znęcałem się nad tą staruszką. Przekroczyłem własne granice i z pewnością u bardziej wrażliwych opis ten wywoła skurcze żołądka. Jednak zadając starej wdowie te wszystkie boleści, nie czułem nic. Żadnej radości, szczęścia, przyjemności. Uczuć, które nie tak dawno uderzały falami w mój umysł i zapewniały mu istną emocjonalną rozkosz. Nawet rozłupanie czaszki trupowi nie wzbudziło oczekiwanych przeze mnie emocji. Oto negatywny skutek mego uzależnienia od widoku krwi oraz śmierci. Dlatego uznałem, iż jedynym wyjściem jest zaprzestanie zabijania i poddanie się stróżom prawa. Po co kontynuować taki szary, nudny tryb życia? Zrobię to samo, co za pierwszym razem. Odnajdę nowy sposób na przywrócenie memu światu kolorów. A jeśli się nie uda… cóż, być może posłucham sugestii małego, różowego tchórza o eutanazji.
Słyszę syreny policyjne. Już czas…
Witam. Nie przepraszaj za brak fantastyki. Cały tekst to moim zdaniem czysta fantastyka. Pozdr
Cześć Sajmon.
Nie wiem, czy w sensie pozytywnym czy negatywnym?
Jeśli w negatywnym to trochę klops, bo jednak zamierzałem uczynić pana mordercę bardziej realistycznym niż fantastycznym :)
Siema, Storm. Bohater, socjopata, który zabija, ponieważ jest znudzony życiem. Krótka forma, dlatego rozumiem, że i portretu psychologicznego niewiele, ale uważam, że napisałeś to sprawnie. Wydaje mi się, że gdybyś rozbudował tekst, wprowadził czytelnika w historię wolniej, skupiając się bardziej na procesie postępującej, ujawniającej się socjopatii, która ostatecznie wybucha serią morderstw, byłoby to lepsze. Podkreślam, że w tej formie i tak poradziłeś sobie dobrze. Pozdrawiam.
Cześć, Hesket
Właściwie ten szort to swego rodzaju test, mający sprawdzić, czy taki styl narracji jest atrakcyjny.
I cieszy mnie, że tak właśnie jest. Następne teksty z pewnością będą dłuższe i bardziej rozbudowane.
Dzięki za przeczytanie oraz komentarz i również pozdrawiam!
Witam, podziwiam za dobre pióro. Tekst odebrałem trochę humorystycznie. Czarny humor ma swój urok. Sam proces przeistaczania się w mordercę był przekonywujący. Może w kolejnym tekście wplątać bohatera w bardziej skomplikowaną intrygę. Coś jak "To nie jest kraj dla starych ludzi"
Witaj, pzarzycki
Dziękuję bardzo za miłe słowa. Fakt, trochę czarnego humoru tu jest. Kontynuacji tego szorta raczej nie będzie, aczkolwiek nie wykluczam, że coś o szalonych socjopatach jeszcze się pojawi, bo to ciekawe dla czytelnika, a mnie po prostu fajnie się pisze w takich klimatach.
Dzięki za przeczytanie i komentarz!
Jeśli jesteś spragniony podobnej narracji, to proponuję zajrzeć pod ten tekst: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31739
Dłuższy i lepszy. Osobiście uważam go za moją małą dumę ;)
Stormie, opisałeś szczególny sposób walki z rutyną, a choć trup słał się gęsto i często, muszę się przyznać, że czytałam z przyjemnością. :)
…niemożliwym jest wyzbycie się jej na zawsze. → …niemożliwe jest wyzbycie się jej na zawsze.
…postanowiłem rozbić stygnącemu przede mną trupowi czaszkę młotkiem… → …postanowiłem stygnącemu przede mną trupowi rozbić czaszkę młotkiem…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy
Bardzo mi miło, że szort się spodobał. Będę kontynuował pisanie w podobnym stylu, bo pomysłów jest co niemiara :)
Dziękuję za wskazanie błędów.
Pozdrawiam i poprawiam ;)
Bardzo proszę, Stormie. Przemyślałam sprawę i uznałam, że powinnam udać się do klikarni. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy
Dziękuje za klika :)
Cała przyjemność po mojej stronie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzień dybry,
Co jeśli nie dam rady zabić drugiej osoby?
→ Co, jeśli nie dam rady zabić drugiej osoby?
Za każdym odebraniem życia czułem szczęście.
Nie jestem pewna, czy powinno być z?
→ Z każdym odebraniem życia czułem szczęście.
Hm. Hm, hm, hm.
To jest dobre! Naprawdę fajny szort. I daje dużo do myślenia. A ja lubię rozmyślać.
Tekst lepiej by wybrzmiał jako dłuższe opowiadanie, bardzo chętnie przeczytałabym, gdyby było pokazane i nieco rozwleczone, a nie opowiedziane i skrócone. Niemniej jednak uważam, że szort jest wart wyróżnienia. Klikam.
Pozdrowionka!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Cześć, Holly!
Bardzo się cieszę, że szorciak się podobał, a nawet dał do myślenia :)
Masz rację co do długości, aczkolwiek po części tekst pisany był jako test nowego stylu narracji z dużą ilością psychologii postaci, który szlifuję.
Przyszłe opowiadania będą dłuższe no i oczywiście z elementami fantastycznymi.
Dziękuję za przeczytanie oraz klika bibliotecznego.
Pozdrowionka również dla Ciebie!
Uwielbiam tego typu teksty, dające szerokie spektrum odczuć i poznawania samego siebie. Ciekawa lektura. Brawo. :)
Dziękuję za miłe słowa, Tygrysico.
Cieszy mnie bardzo, że szort się podobał. Będzie więcej tekstów tego typu :)
Do zobaczenia pod Twoim opowiadaniem ;)
Storm, fajnie, z chęcią przeczytam. :)
Styl w porządku, niezły psychol z Twojego bohatera. Szkoda, że nie ma fantastyki.
Kurczę, mnie do walki z rutyną wystarcza wykonywanie kilku różnych zadań w robocie. Dzięki temu każdy dzień jest inny.
Babska logika rządzi!
Finkla
dzięki za przeczytanie i komentarz.
Skoro styl jest ok, to będę go ulepszał. Osobiście też podoba mi się taka narracja z dużą ilością przemyśleń bohatera.
Co do rutyny to chyba zależy, jaką robotę się wykonuje, bo wiadomo, jest praca składająca się z mniej lub bardziej rutynowych czynności. W przypadku bohatera była to ta druga opcja.
Jeśli nie zwodzi mnie skleroza to chyba mój pierwszy tekst pozbawiony elementów fantastycznych :)
Nie licząc jednego wiersza.
Pozdrawiam!