
Trzecia kompania przemieszczała się w kierunku latarni, cały czas wdając się w drobne potyczki z małymi grupami piratów, ale dzięki przewadze liczebnej i wyszkolenia, udało im się dotychczas uniknąć strat. Jednak gdy doszli do znajdującego się u podnóża latarni farmy, przywitani zostali ogniem z niewielkiego karabinu maszynowego w oknie stodoły i zorganizowaną obroną piratów blokującą im dostęp do drogi na wzgórze. Przebicie się było możliwe, ale wymagałoby poniesienia strat, na które kompania nie mogła sobie pozwolić. Teoretycznie była jeszcze jedna droga na latarnie, lecz by na nią wejść, musieliby się mocno cofnąć, ale oznaczałoby to konieczność konfrontacji z pogonią, która już na pewno za nimi ruszyła.
Postawiony między młotem a kowadłem, Kapitan trzeciej kompanii podjął szaloną decyzję i dał rozkaz do natarcia na zajęte przez piratów miasto, celem przebicia się do portu. Jego podwładni spojrzeli na niego jak na wariata, ale nie sprzeciwili się, rozkaz to rozkaz. Marynarze założyli bagnety na broń i biegiem ruszyli w dół zbocza, kierując się ku głównej ulicy. Gdy dobiegli do pierwszych zabudowań, zastali opuszczone pozycje obronne i piratów rabujących okoliczne domy, te szumowiny nie znały najwyraźniej pojęcia dyscypliny. Kompania nie narzekała, zamiast tego natarli na rabusiów i w krótkiej walce na bagnety posłali ich na sąd ostateczny. Zachęceni zwycięstwem marynarze z nową energią wlali się do miasta i przebijając się przez kolejne oddziały piratów, zmierzali ku portowi. Niestety, w okolicach rynku ich dobra passa dobiegła końca.
Jedna z pirackich załóg była zdecydowanie lepiej zdyscyplinowana i przewidując, gdzie kieruje się kompania, postanowili zetrzeć się z nią na rynku. Byli przy tym dość sprytni, pozwolili bowiem marynarzom spokojnie wejść na plac i dopiero gdy wystarczająco wielu znalazło się na otwartej przestrzeni, otworzyli ogień. Kilku marynarzy natychmiast padło, wielu innych zostało rannych, ale dzięki szybkiej reakcji oficerów, udało im się skryć przed ogniem piratów. Wszak był tam jedynie jeden pluton. Pozostałe dwa obchodziły w tym czasie rynek i już po krótkiej chwili, uderzyły na piratów od flanek, a gdy w niebo pomknęła raca sygnałowa, pierwszy pluton natarł na nich frontalnie, rozbijając linie piratów i zmuszając ich do panicznego odwrotu. Kompania wygrała, nie obyło się bez strat, ale od początku rozumieli, że były one nieuniknione.
Przez resztę drogi do portu trzecia kompania nie napotkała już tak zorganizowanego oporu i spokojnie weszła na nabrzeże, przy którym stało kilka pirackich jednostek, obsadzonych przez nielicznych wartowników. Dlatego, gdy na rozkaz kapitana, plutony zaczęły je szturmować, piraci byli bez szans i szybko stracili okręty. Jeden z plutonów został na ich straży, a pozostałe z kapitanem na przedzie, ruszyły na kolejne, zdobywając je jeden po drugim i gdy wszystkie pirackie jednostki w zasięgu marynarzy zostały już zdobyte, Kapitan rozkazał otworzyć zawory denne i zatopić je, no, chyba że by takich nie miały, wtedy zaminować i wysadzić w cholerę, miasto mogło być stracone, ale nie mogli pozwolić, aby piratom było zbyt wesoło. Marynarze perfekcyjnie wywiązali się ze swojego zadania.
Gdy wszystkie pirackie jednostki już tonęły, Kapitan zebrał swoich ludzi i pochwalił ich sprawność, a potem kazał przygotować się do obrony i wystrzelił w niebo kilka kolorowych rac. Marynarze rozumieli, co to oznacza i zajęli pozycje na wejściu do portu, czekając na wroga. Piraci o dziwo okazali się ludźmi kultury i nie kazali na siebie długo czekać. Nie bawili się w żadne rozbudowane taktyki, ale po prostu natarli frontalnie na przygotowaną do obrony trzecią kompanię… Pierwsza fala została zmasakrowana, piraci dostali się pod ogień krzyżowy i perfekcyjnie pokazali, dlaczego średnio na każdego zabitego Marynarza przypada dziesięciu piratów… To przypominało raczej egzekucje, niżeli walkę, ale nie to było ważne, ważne, że piraci gryźli ziemie. Po tym pokazie kolejne grupy nie były już tak chętne do walki, piraci starali się pozostać poza zasięgiem ognia i jakoś rozpoznać pozycje obrońców. Dali tak marynarzom cenny czas, którego tak bardzo potrzebowali.
Kilka może kilkanaście minut później, do piratów dołączyły oddziały szturmowo-abordażowe, które wiedziały jak poradzić sobie z marynarzami, a co najmniej tak im się zdawało, dlatego ruszyli do szturmu i wspomagając się dużą liczbą granatów, udało im się nawet przegonić jeden z plutonów z jego pozycji! Szkoda tylko, że ten po prostu wycofał się na kolejną pozycję, ale piraci znaleźli się pomiędzy pozostałymi dwoma plutonami, które natychmiast kontratakowały, kolejny raz udowadniając swoją wyższość nad piratami… Oczywiście, gdyby dać piratom wystarczająco dużo czasu, wymyśliliby coś, ale Kapitan kompanii nie miał zamiaru dzielić się z nimi tym cennym zasobem. Wystrzelił on w niebo kolejną racę, by następnie posłać kolejne dwie w domniemane pozycje kombinujących piratów. Chwile później rozbrzmiał świst, a świat wokół piratów zamienił się w piekło za sprawą potwornego huku i jasnych eksplozji. O to do walki dołączył krążownik! Ewakuacja dla kompanii i zguba dla próbujących ją dorwać piratów… Chociaż uczciwie przyznać trzeba, że jego pojawienie się, zredukowało liczbę takowych do zera. Doskonale rozumieli oni bowiem, że nie mają szans przeciwko takiej sile ognia, gdyby chociaż mieli ciągle swoje okręty, to mogliby próbować podjąć walkę, ale bez nich? Nie mieli innego wyboru jak się wycofać i umożliwić marynarzom bezpieczny odwrót… Walka była skończona.
Cześć, Patryku! :)
Przede wszystkim, gratuluję debiutu na forum i dziękuję, że podzieliłeś się z nami swoją twórczością!
Co do samego tekstu, to wymaga on jeszcze sporo czułości i pracy. Szort sprawia raczej wrażenie streszczenia, do tego niestety napisanego niepoprawną polszczyzną. Dla przykładu, jedno z pierwszych zdań:
Jednak gdy doszli do znajdującego się u podnóża latarni farmy, przywitani zostali ogniem z niewielkiego karabinu maszynowego w oknie stodoły i zorganizowaną obroną piratów blokującą im dostęp do drogi na wzgórze
Przeczytaj je sobie na głos. Mam wrażenie, że kilka razy przerabiałeś różne fragmenty tego zdania i ostatecznie wyszła taka dziwna mieszanka.
Mam wrażenie, że mogą Cię zainteresować poradniki podlinkowane w poście Arnubisa.
Niemniej, nie przejmuj się moim narzekaniem. Czytaj, komentuj, pisz, a będzie tylko lepiej ;) Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć, Patryk02Kalita. Czytało się dobrze, ale to tylko opis. W krótkiej formie ok. Pozdrawiam.
@cezary_cezary dzięki za opinie, zwłaszcza za narzekanie, bo to po nie właśnie tu przybyłem… A poradniki na pewno przeczytam.
dzięki przewadze liczebnej i wyszkolenia, ← może: dzięki przewadze liczebnej i wyszkoleniu,
Kapitan i Marynarze z małych liter wewnątrz zdań.
Całość – przygodówka bez fantastyki, a ta jest oczekiwana na tym forum. Próbuj dalej. :)
P.S. Usuń z tytułu (Wieczorne Wypociny), bo to zniechęca do czytania.
To tylko streszczenie kilku scen walki, które nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, bo podobne opisy leżą daleko poza kręgiem moich zainteresowań.
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że z czasem Twoje prace będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.
Powodzenia!
…ale dzięki przewadze liczebnej i wyszkolenia… → …ale dzięki przewadze liczebnej i wyszkoleniu…
…gdy doszli do znajdującego się u podnóża latarni farmy… → Piszesz o farmie, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: …gdy doszli do znajdującej się u podnóża latarni farmy…
…jeszcze jedna droga na latarnie… → Literówka.
Postawiony między młotem a kowadłem, Kapitan trzeciej kompanii… → Dlaczego wielka litera?
Jego podwładni spojrzeli na niego… → Czy oba zaimki są konieczne?
…i biegiem ruszyli w dół zbocza, kierując się ku głównej ulicy. Gdy dobiegli do… → Nie brzmi to najlepiej?
Wszak był tam jedynie jeden pluton. → Nie brzmi to najlepiej.
…Kapitan rozkazał otworzyć zawory denne… → Dlaczego wielka litera?
Marynarze perfekcyjnie wywiązali się ze swojego zadania. → Czy zaimek jest konieczny – czy wywiązywaliby się z cudzego zadania?
…Kapitan zebrał swoich ludzi… → Dlaczego wielka litera?
…na każdego zabitego Marynarza przypada… → Jak wyżej?
To przypominało raczej egzekucje, niżeli walkę… → Literówka.
…ważne, że piraci gryźli ziemie. → Literówka.
Dali tak marynarzom cenny czas, którego tak bardzo potrzebowali. → Dwa grzybki w barszczyku.
Wystarczy: Dali marynarzom cenny czas, którego tak bardzo potrzebowali.
…ale Kapitan kompanii… → Dlaczego wielka litera?
Wystrzelił on w niebo kolejną racę, by następnie posłać kolejne dwie… → Zbędny zaimek. Powtórzenie.
O to do walki dołączył krążownik! → Oto do walki dołączył krążownik!
Doskonale rozumieli oni bowiem… → Zbędny zaimek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@regulatorzy dzięki za opinie.
Bardzo proszę, Patryku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.