- Opowiadanie: DarkDragon - Poznać prawdę

Poznać prawdę

Każdy z bohaterów skrywa dotychczas tajemnice. Valithra [kobieta zamieniona w smoka] domyśla się, że główny bohater również przemienił się w krwiożerczą bestię [boi się do tego przyznać, ponieważ w tej magicznej krainie ludzie polują na smoki, równie rozumne istoty jak ludzie – myśli, że Valithra go zabije za tę prawdę]. Robiąc mu na przekór, zabiera go w pewne zaczarowane miejsce.

 

Tekst nie widział jeszcze korektora, więc przepraszam za błędy.

Oceny

Poznać prawdę

Wchodząc do jaskini, nie spodziewałem się niczego szczególnego, jednak moje oczekiwania okazały się błędne. Ściany i sufit wypełniały kolorowe kryształy, w których można było przejrzeć się jak w lustrze.

Znaleźliśmy się tam sami, co wcale mnie nie zmartwiło. Mogłem w spokoju zachwycać się pięknem tego miejsca i zapomnieć o reszcie świata.

Smoczyca nalegała, abym spróbował wody ze strumienia płynącego wzdłuż groty. Zapewniała, że ma magiczne właściwości i pomoże mi odkryć smocze zdolności, co brzmiało bardzo zachęcająco.

Gdy pochyliłem się nad wodą, ujrzałem w lustrze własne odbicie. Przerażony tym widokiem, szybko cofnąłem się kilka kroków. Miałem wręcz ochotę uciec i nigdy więcej nie pokazywać się w tych okolicach.

– Od początku śmierdziałeś mi człowiekiem – przyznała Valithra na widok mojego ludzkiego odbicia. Nie wydała się zaskoczona ani zła z poznania prawdy. Miała za to nie lada ubaw z mojej reakcji. 

– Jak? Skąd? – spytałem, próbując się uspokoić.

Smoczyca przysiadła sobie przy brzegu i ze smutkiem pochyliła się nad strumieniem, jakby jej życie straciło sens. Westchnęła głęboko na widok tego, co zobaczyła w tafli wody.

We wnętrzu poczułem potrzebę, aby podtrzymać Valithrę na duchu. Zbliżyłem się więc do smoczycy, nie oczekując od losu więcej niespodzianek. Doznałem jednak szoku, gdy zamiast odbicia smoka zobaczyłem dziewczynę o niesamowitej urodzie, której zazdrościć mogłyby nawet greckie boginie – była w moim wieku, miała długie, czarne włosy i cudowne, błękitne oczy. 

– Ale jak? Co z tą wodą jest nie tak? – zapytałem pełen niepewności i strachu.

– Ty na poważnie myślałeś, że smoki się całują? – Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. 

– Ty również ukrywałaś swoją prawdę! – wykrzyknąłem z oburzeniem.

– Dawałam ci wyraźne znaki – odparła, a jej słowa sprawiły, że wszystko zaczęło układać się w logiczną całość.

– Mówiłaś, że zabiłabyś mnie! – przypomniałem jej, nie potrafiąc już dłużej zapanować nad wzrastającym gniewem. Podniosłem się na cztery łapy i zacząłem krążyć po jaskini, chcąc rozładować emocje.

– Przykro mi, że źle to zrozumiałeś – odpowiedziała niebywale spokojnym tonem. Swoim wzrokiem podążała za mną, siedząc wciąż nad brzegiem strumyka. 

Postawiłem warunek:

– Powiem ci prawdę, ale najpierw ty opowiesz swoją.

– Byłam jeszcze dzieckiem, miałam może z dziesięć czy dwanaście lat. W dniu moich urodzin rodzice zabrali mnie na wycieczkę do lasu. Wszystko było super… zrobiliśmy piknik na jednej z tamtejszych polan. Po posiłku poszłam szukać jaszczurek. Nagle usłyszałam głos, który zaprowadził mnie do miejsca z dziwnymi malunkami. Z czystej ciekawości dotknęłam kory drzewa i znalazłam się tutaj, tylko już nie jako człowiek. Mój dziecięcy wygląd sprawił, że zainteresował się mną pewien smok. Od tamtej pory to on mnie wychowywał. To on dał mi ten medalion. – Valithra złapała za naszyjnik. – Jedyne, co mi po nim zostało. Dał mi to imię, Valithra. Od tamtego momentu tak się do mnie zwracał, a ja z biegiem czasu zapomniałam, jak naprawdę się nazywam. 

Gdy nadeszła moja kolei, nieco ochłonąłem. Przycupnąłem sobie po drugiej stronie strumyka i tym razem powiedziałem Valithrze samą prawdę, nie pomijając nawet najdrobniejszych szczegółów. W końcu nigdzie nam się nie spieszyło. 

Międzyczasie zerkałem na swoje ludzkie odbicie, za każdym razem odczuwając wstręt do mojego poprzedniego wcielenia. Valithrę zaczęło to po jakimś czasie niepokoić:

– Wiem, że ci ciężko, ale uwierz mi, przywykniesz.

– Nie o to chodzi – odparłem, zerkając jej prosto w oczy. – Patrzę na swoje odbicie i wcale za nim nie tęsknię. Gdy lecieliśmy pośród chmur, czułem się jak w niebie. Nawet gdy zagrażało mi niebezpieczeństwo, czułem się spełniony – mówiłem, nie kryjąc łez szczęścia.

– A rodzina? Znajomi? – Valithra przekrzywiła łeb ze zdziwienia.

– Też jakoś nie tęsknię – odparłem niepewnie. W pewnym sensie nie byłem do końca przekonany do własnych słów. 

– Jesteś najsilniejszy ze wszystkich, których spotkałam – pocieszyła mnie.

– Ile ich było? Gdzie teraz są?

– Nie żyją – odpowiedziała ponurym głosem, a na jej twarzy pojawił się smutek.

Zdruzgotany informacją o śmierci bliskich Valithry, usiadłem przy niej, by zaoferować wsparcie. Delikatnie chwyciłem jej żuchwę i wolnym ruchem uniosłem do góry, zachęcając do spojrzenia w moje oczy. Mimo to wciąż spoglądała ze smutkiem w płynący strumień, co oznaczało, że obwiniała się za ich śmierć.

– To nie twoja wina, że nie żyją – uspokajałem ją, próbując złagodzić jej ból. Pomimo moich słów, Valithra pozostawała zatopiona w smutkach.

Odstąpiła ode mnie bez słowa, będąc jeszcze bardziej przygnębioną. Bez przerwy patrzyła w ziemię, kierując się powoli w stronę wyjścia. 

– Wierzysz w przeznaczenie? – Smoczyca zatrzymała się na moment i odwróciła łeb w moją stronę. Wyraziła to bardzo troskliwym tonem, jakbym okazał się kimś ważnym w jej życiu.

– Nie – rzuciłem stanowczo. – To ja decyduję o swoim losie.

– A jednak trafiłeś tutaj… I dalej żyjesz.

– Szczęście? – Wzruszyłem smoczymi ramionami. Nietrudno było zauważyć, że Valithra oczekiwała nieco innej odpowiedzi.

Odwróciła wzrok, aby zatracić się w blasku światła płynącego z zewnątrz. W głębokim milczeniu o czymś rozmyślała.

– Już wracamy? – spytałem, próbując odgadnąć jej myśli.

– Jak ci się podobał mój pocałunek? – wtrąciła niespodziewanie, poruszając temat, na który jeszcze nie byłem gotowy. 

– Cóż… Nie licząc aromatu pstrąga i twardych łusek, był przyjemny. A czemu pytasz? – odparłem, zaskoczony jej zainteresowaniem.

– Chciałam wiedzieć, czy przez te wszystkie lata… – Valithra ponownie odwróciła łeb w moją stronę, wydając się nieco mniej roztargnioną. – Nie ważne – dodała po chwili. 

– Jestem pierwszym, który dożył do tej chwili?

– Poniekąd tak – przyznała z nutą szczerości. – Ale nie każdy był taki jak ty.

Wziąłem to za komplement. Uniosłem dumnie głowę do góry i napiąłem mięśnie klatki piersiowej, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Całe to pozytywne nastawienie zniknęło, gdy z ust Valithry padły słowa:

– Zazdroszczę ci, naprawdę bardzo, ale to bardzo ci zazdroszczę.

– Czego dokładnie? – zapytałem, próbując zrozumieć źródło jej uczuć.

Rozpoczęła smutną opowieść o głębokiej tęsknocie za rodzicami i bólu związanym z przekonaniem, że prawdopodobnie już nigdy nie wróci do prawdziwego domu. Nie była w stanie powstrzymać łez i w pewnym momencie całkowicie się załamała. Widząc ogrom jej cierpienia, podszedłem bliżej, aby ją pocieszyć.

– Nie wiem jak, ale razem damy radę – zapewniłem dziewczynę, tuląc ją czule.

Moje słowa wpłynęły kojąco na Valithrę. Ostrożnie otarła łzy tępą stroną pazurów i podziękowała mi za wsparcie, którego nie potrafiła okazać Erela. 

 

Koniec

Komentarze

Cześć, MrocznySmoku!

 

Zacznijmy (a jakże!) od początku… W krótkim odstępie czasu wrzuciłeś sporo tekstów, wprawdzie krótkich, dodatkowo oznaczonych jako fragmenty. To nie jest najlepszy sposób na pozyskanie czytelników. Najwyraźniej stworzyłeś (a przynajmniej – masz koncepcję) własny świat, co się chwali. Wydaje mi się jednak, że lepszym rozwiązaniem będzie napisanie jakiejś zamkniętej historii, która ma miejsce w tymże świecie, a potem kolejnych. 

 

Bo, co mamy w tym tekście? Krótką scenkę, z której niewiele wynika, pozostawiającą czytelnika z większą ilością pytań, niż odpowiedzi. Przykładowo: kto to jest Erela? Wspominasz o niej na końcu, ale imię to nie przewija się we wcześniejszej treści.

 

Językowo nie jest najlepiej, masz chociażby straszne nagromadzenie zbędnych zaimków, ze szczególnym udziałem “się”. Zobacz sam początek tekstu:

Wchodząc do jaskini, nie spodziewałem się niczego szczególnego, jednak moje oczekiwania okazały się błędne. Ściany i sufit wypełniały kolorowe kryształy, w których można było przejrzeć się jak w lustrze.

Znaleźliśmy się tam sami, co wcale mnie nie zmartwiło.

4x “się” na trzy zdania. Sam przyznasz, że trochę za dużo :P

 

Uważam, że powinieneś zajrzeć do tego wątku. Znajdziesz tam dużo przydatnych poradników i informacji na start.

 

Powodzenia! :)

 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć, DarkDragon. Podobało mi się – szczypta melancholii i nuta spraw sercowych w połączeniu ze smokami, w tym wykonaniu mnie urzekła. Bardzo dobre. Pozdrawiam.

dzięki @Hesket w mojej powieści jest tego więcej. Jest gotowa, jednak wciąż pracuję nad formą tekstu.

Witaj CiemnySmoku,

Nie czuję się na siłach by analizować cały tekst ale mogę zwrócić Twoją uwagę na zasadę “show don’t tell” na przykładzie pierwszego zdania. Znajdziesz w sieci mnóstwo wykładów i artykułów na ten temat:

 

“Wchodząc do jaskini, nie spodziewałem się niczego szczególnego, jednak moje oczekiwania okazały się błędne.”

 

Powinieneś pokazać (a właściwie dowieść) że on wiele się nie spodziewa:

 

“Podszedł do wejścia jaskini. Mokre skały obrośnięte były jakimś na wpół zbutwiałym bluszczem, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i pleśni.

Pewnie najcenniejszym znaleziskiem w środku będzie truchło kota, który postanowił dokonać tutaj żywota – pomyślał, rozchylając pnącza blokujące wejście.

Zaraz za wąskim tunelem wejściowym jego oczom ukazała się rozległa komora. Ściany i sufit wypełniały kolorowe kryształy, w których można było przejrzeć się jak w lustrze.”

 

Dam Ci też radę która mi bardzo pomogła. Napisz krótkie opowiadanie i dodaj do betowania, na pewno znajdzie się jakaś dobra dusza, która pomoże Ci dopracować tekst ;) Bardzo dużo się przy okazji nauczysz.

Pozdrawiam i Powodzenia!

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

@piotr_jbk chodzi ci o więcej opisów danego miejsca? Wcześniej książka miała 405 stron, a teraz ma 376 bo według opinii – a było ich dziesiątki – używałem zbyt wielu opisów i książka robiła się nużąca.

 

ale tak jak napisał @cezary_cezary faktycznie używam zbyt dużo razy tych samych zaimków. Aktualnie to poprawiam

@DarkDragon Chodzi o sposób prowadzenia narracji, przeczytaj ten artykuł:

 

https://spisekpisarzy.pl/2014/03/poradnik-pisania-tajemnica-zywego-stylu.html

 

Filozofia za „show, don’t tell” jest prosta: jako autor, musisz pozwolić czytelnikowi doświadczyć opisywanej sytuacji, wejść w nią i w konsekwencji, pozwolić mu na wyciągnięcie własnych wniosków. Oznacza to, między innymi, że opowiadając historię musisz położyć nacisk na akcję a w opisach używać języka odwołującego się do wrażeń zmysłowych. Lepiej przedstawić tok myślowy bohatera, niż po prostu nazwać jego stan emocjonalny. Lepiej pokazać czyny postaci, niż podsumować ich końcowy efekt.

Zasadniczo, technika „show, don’t tell” jest bardzo nieintuicyjna. W codziennej komunikacji mamy tendencję do lenistwa, a więc – do zwięzłości. Prędzej powiemy o kimś, że „jest głupi”, niż że „w momencie, gdy zaczął dzielić się poglądami, zwątpiłem w jego przenikliwość”. Skoro więc codzienna praktyka przyzwyczaja nas do bombardowania świata własnymi opiniami, do tego w formie maksymalnie ekonomicznej, nic dziwnego, że w piśmie używamy tych samych wzorców. Tymczasem – to błąd. Czytelnik tak naprawdę chce poznać wydarzenia z pierwszej ręki. Chce być obserwatorem bezpośrednim, widzieć oczami wyobraźni, co widzi bohater i czuć to, co on czuje. Nie możesz zbywać go półsłówkami, ani karmić morałem. Daj mu zamiast tego detale. Pokaż, co się dzieje. Dostarcz mu doświadczeń, nie opinii.

 

Potem porównaj dwie wersje:

wersja 1:

“Wchodząc do jaskini, nie spodziewałem się niczego szczególnego, jednak moje oczekiwania okazały się błędne. Ściany i sufit wypełniały kolorowe kryształy, w których można było przejrzeć się jak w lustrze.”

 

wersja 2:

“Podszedłem do wejścia jaskini. Mokre skały obrośnięte były jakimś na wpół zbutwiałym bluszczem, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i pleśni.

Pewnie najcenniejszym znaleziskiem w środku będzie truchło kota, który postanowił dokonać tutaj żywota – pomyślałem, rozchylając pnącza blokujące wejście.

Zaraz za wąskim tunelem wejściowym moim oczom ukazała się rozległa komora. Ściany i sufit wypełniały kolorowe kryształy, w których można było przejrzeć się jak w lustrze.”

 

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Nowa Fantastyka